Notki z roku 2016 i miesiaca numer 4


10 kwietnia 2016 (niedziela), 10:02:02

Ja i kościół

Dziś dostałem (jako codzienna "lectura") fajny kawałek o Kościele. Wrzucam Wam go tu abyście uświadomili sobie jak daleko w rozumieniu tego pojęcia jesteśmy. Ten fragment to osobiste opowiadanie, świadectwo kogoś i nawet nie jest ważne kto to jest, ale jak myśli o sobie i Kościele.

Tylko do Waszych oczu. I w zasadzie nie po to aby polemizować, dyskutować ale abyście znali inny, w szczególności mój punkt widzenia, i też inny sposób życia.

To sposób, w którym kluczowa jest relacja Ja, wierzący - Mój Pan, żyjący Jezus Chrystus. Z tej relacji wynika moja relacja z Kościołem. Wierzcie mi, że wiele lat (tak z 15 jak nic) zajęło mi dojście do takiego myślenia. Początkowo, tak pół roku po moim nawróceniu, a potem przez kilka lat próbowałem ustawić to tak: Kościół -> ja, człowiek wierzący i z tej relacji wynikała moja relacja z Panem Jezusem. Oj, toksyczne to było.

Potem 10 lat samotności, gdy Pan sprawił, że uwierzyłem w treść kanonu "nie bój się, nie lękaj się, sam Bóg wystarcza". 10 lat? Oporny jestem!

A potem Pan Jezus posłał mnie do Kościoła. Do roboty, bo Kościół to jest miejsce, gdzie się kocha i gdzie razem robi się misje, bo "bramy piekielne go (Kościoła) nie przemogą". I ten tekst jest chyba dobrym opisem miejsca, w którym jestem dziś.

Ale miało nie być dyskusji, więc tylko Wam to zostawiam ten materiał do przeczytania.

W.

* * * * * *

Wyraźnie pamiętam tę chwilę, gdy stałem przed moim zgromadzeniem składając doroczne sprawozdanie z działań naszego kościoła na polu zakładania kościołów. Nie założyliśmy w tamtym roku ani jednego, więc już czułem się niewygodnie. Mogłem za to przekazać pozytywną wiadomość: jako ochotnicza rada ds zakładania kościołów, w końcu ustaliliśmy, czym jest kościół.

Osoba odpowiedzialna za zakładanie kościołów nie była do tej chwili pewna tego, czym kościół jest. Byliśmy co najmniej szczerzy, tak wielu przecież w ogóle nie zajęło się tą sprawą. Kościół jest jedną z tych rzeczy, które wydają się większości zrozumiałe na podstawie własnego doświadczenia. Okazuje się, że zdefiniowanie tego bytu, który w ciągu stuleci pojawia się w tak wielu formach i przejawach nie jest tak łatwe jak się wydaje. Słownik Merriam-Webstera w definicji obejmuje różnego rodzaju budynki, w których spotykają się chrześcijanie. Niemniej, Nowy Testament nie pojmuje kościoła w taki sposób. Czego więc uczy NT o kościele?

Do stworzenia definicji korzystam z listy cech z Nowego Testamentu, np.:

Jest to grupa wierzących
…którzy gromadzą się regularnie, aby oddawać cześć.
…którzy słuchają biblijnego głoszenia słowa Bożego.
…którzy uważają siebie samych za kościół.
…mają starszych, posiadających odpowiednie cechy charakteru.
…praktykują chrzest, komunię i (niektórzy dodają) kościelną dyscyplinę.
…są zgodni co do doktrynalnych fundamentów.
…mają ewangelizacyjny cel.

Jak już wcześniej wskazywałem, sporo z tych rzeczy, które umieszczamy na liście nie jest w rzeczywistości tak istotne w nowotestamentowym kościele, jak nam się kiedyś wydawało. Chciałbym w tym miejscu spojrzeć na coś bardziej alarmującego, a mianowicie to, czego nie umieszczamy na takiej liście.

Oto trzy z takich rzeczy:

1. Jedni drugim. W Nowym Testamencie znajduje się prawie 60 zaleceń skierowanych do naśladowców Chrystusa zawierających zwrot: „jedni drugim”. Ani jedno z nich nie znajduje się na takiej liście. Polecenia takie jak „miłujcie jedni drugich”, „wyprzedzajcie się w okazywaniu jedni drugim szacunku”, „módlcie się jedni za drugich”, „wyznawajcie grzechy jedni drugim”, „napominajcie jedni drugich” czy „noście ciężary jedni drugich” znajdujemy w całym Nowym Testamencie, lecz nic z tego nie pozostawia śladu w definicji kościoła. Jeszcze bardziej alarmujące jest to, że w czasie typowego, niedzielnego nabożeństwa bardzo niewiele z tych zaleceń jest wykonywana, choć wszyscy zakładają, że jest to jest właśnie kościół.

Szybko dodajemy do definicji naszego kościoła głoszenie kazania i rezygnujemy z tej działalności, którą powinniśmy jedni drugim wyświadczać? Nic dziwnego, że współczesny kościół bardziej przypomina publiczność konsumentów, a nie agentów gotowych na zmiany na tym świecie. Kładzie się tak ogromny ciężar odpowiedzialności na barkach przywódców i starszych, a tak niewielki na barkach ludu Bożego.

2. Pobożne cechy charakteru. Mamy w Nowym Testamencie dużo różnych list cech charakteru, które chrześcijanie powinni przejawiać, jak w przypowieściach (Mt 5:1-10), opisy miłości (1Kor 13:1-13), owoce Ducha (Ga 5:22-23), cech (Flp 4:8-9), cech starszego/ diakona (1Tym 3:1-13, Tyt 1:5-9), lecz nigdzie nie ma listy składników niezbędnych do tego, aby być kościołem. Czy kościół nie byłby dla świata atrakcyjniejszy, gdybyśmy przyjęli takie listy jako część tego czym powinniśmy być, robić, gdy się gromadzimy razem? Jedyne, co w definicji kościoła skłania się w kierunku tych pobożnych cech jest opis „kompetentnych starszych”, ale znowu oznacza to, że liderzy noszą cały ciężar, nawet jeśli chodzi o to, aby być podobnym do Chrystusa.

3. Jezus. O wiele bardziej zasmucające jest to, że nie ma na takiej liście Jezusa! Niektórzy uważają, że jest obecny z założenia, ponieważ wszędzie, gdzie wierzący gromadzą się On jest pośród nich. Osobiście, zadaję natychmiast pytanie: Więc przyjmujesz to, że Jezus jest obecny, lecz wyrażasz głośno potrzebę posiadania starszych? (nie kwestionuję tej potrzeby w ogóle). Co jest ważniejsze, Jezus czy starsi?

Czy faktycznie ważne jest to, abyśmy dodali Jezusa do naszej definicji kościoła?

Tak, wierzę, że nie powinien to być tylko jeden z czynników, lecz jej najważniejszy element. Czy jest to biblijne założenie? Tak, tak myślę.

Widzimy w 1 rozdziale Dziejów Apostolskich, że w górnej komnacie są obecne te wszystkie składniki, a jednak istnienie kościoła zaczęło się dopiero w 2 rozdziale. Co zostało dodane? Zamieszkująca wewnątrz obecność Ducha Chrystusa! Kościół narodził się z chwilą, gdy Chrystus zamieszkał w nas. Jego obecność to jedyne, co odróżnia kościół od każdej innej organizacji na tym świecie. Opisane wcześniej elementy, które prawdopodobnie powinny składać się na kościół, równie dobrze mogą być wykorzystane do opisania Caritas (jednej z największych organizacji charytatywnych). Niektórzy chcieliby oddzielić Jezusa od kościoła, lecz nie wydaje mi się to mądre ani biblijne. Równie dobrze możesz próbować odciąć głowę od swego ciała. Jezus wyraźnie powiedział: „Trwajcie we mnie, a Ja w was… beze Mnie nic uczynić nie możecie”.

Jezus wspomina w ewangeliach o kościele tylko dwa razy i w obu przypadkach jego obecność jest kluczowym składnikiem. W 16 rozdziale Ewangelii Mateusza mówi, że Jezus zbuduje Swój kościół, a nie nas. W 18 rozdziale tej samej Ewangelii, obecny jest wszędzie, gdzie się gromadzimy, nawet jeśli jest to grupa tylko dwóch lub trzech osób.

W księdze Objawienia Jezus zwraca się do siedmiu kościołów. Niektóre są zdrowe inne nie. Pan ostrzega kościół efeski, mówiąc, że jeśli nie będą pokutować to usunie spośród nich Swoją obecność (co jest przedstawione jako usunięcie ich świecznika), co w istocie oznacza, że przestanie istnieć. To właśnie znajdowanie się w obecności Jezusa tworzy z nas kościół, a usunięcie Jego obecności determinuje nasz upadek jako kościoła.

To Jego obecność daje nam wszystko, co dobre. Dlaczego tak szybko prowadzimy do tego, że w kościele ma chodzić o nas, a nie o Niego? Czy dziwne jest więc, że świat nie jest zainteresowany kościołem? W tych czasach nawet chrześcijanie nie za bardzo są zainteresowani kościołem.

Wyobraź to sobie na chwilę: definiujemy kościół, włączając właśnie te trzy składniki. Co by było, gdyby na kościół składała się miłość i pobożność, które byłyby efektem działania Ducha Chrystusowego zamieszkującego w nas? Sądzę, że szybko okazałoby się, że znacznie więcej ludzi jest zainteresowanych tym, aby się przyłączyć.

Przeczytaj teraz ponownie listę siedmiu składników, które składają się na „definicję” kościoła i zapytaj samego siebie czy twoi sąsiedzi chcieliby przyjść. Wyobraź sobie, że zrobiłeś błyszczącą ulotkę, na której są wymienione te elementy i tak przedstawione, aby były atrakcyjne, następnie idziesz od drzwi do drzwi zapraszając ludzi, aby przyszli. Jak myślisz, kto byłby zainteresowany? Dlaczego ktokolwiek, kto nie jest chrześcijaninem, miałby chcieć przyjść do miejsca, w którym jest pełno chrześcijan, gdzie ktoś zbierze kolektę, ktoś wygłosi kazanie, a następnie zaśpiew się wspólnie kilka nieznanych pieśni? Czy taka jest nasza strategia zdobywania świata? Poważnie? W jakiś sposób sami siebie przekonaliśmy, że właśnie taki jest Boży plan. Naprawdę?

Jezus nie powiedział: „Przez to wszyscy poznają, żeście uczniami Moimi, że odpowiedni starsi będą głosić co tydzień rzetelne doktryny, a po nabożeństwie będziecie jeść ciasteczka, i wypijecie naparsteczek owocowego soku”. Nie. To dzięki „miłości jedni do drugich” pokazujemy, że jesteśmy Jego uczniami.

Jeśli zdefiniujesz kościół bez Jezusa, to możesz też prowadzić kościół bez Jezusa. Oto nasza największa hańba. Kościół stał się czymś, co robimy/prowadzimy, a nie tym, czym jesteśmy ze względu na zamieszkującego w nas Chrystusa. Chcę być częścią tylko tego, co może zrobić tylko Jezus. A ty?

Apostoł Paweł napisał: „Chrystus w was nadzieja chwały”. Obyśmy dopuścili do tego, że to będzie naszą chwałą, a nie wszystko inne, co robimy.

Neil Cole

 


Kategorie: _blog, kościół


Słowa kluczowe: kościół


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
21 kwietnia 2016 (czwartek), 10:48:48

Poczucie bezpieczeństwa

Związek frazeologiczny „poczucie bezpieczeństwa” sprawia, że bezpieczeństwo staje się coraz bardziej osobnym bytem, czymś, nie tylko subiektywnym odczuciem, ale jakąś wielkością, którą można odczuwać, poczuwać, a więc i mierzyć a skoro mierzyć to pewnie można nią też handlować o ile wcześniej się ją wytworzy. Tak więc tworzymy bezpieczeństwo! Ale co tak naprawdę robimy? Czy likwidujemy ryzyko wydarzenia się czegoś, czego nie nie chcesz a przewidujesz czy też tylko zmieniamy Twoje odczucia?

Przy okazji definicje, jakie dziś układałem:

Bezpieczeństwo - stan w którym wydaje się nam, że może się wydarzyć tylko to co przewidujemy, a nawet tylko to co akceptujemy, że się wydarzy.

Bezpieczeństwo to stan, który daje poczucie pewności istnienia i gwarancje jego zachowania oraz szanse na doskonalenie.
(…)
Bezpieczeństwo jest naczelną potrzebą człowieka i grup społecznych, jest także podstawową potrzebą państw i systemów międzynarodowych; jego brak wywołuje niepokój i poczucie zagrożenia. ...


Kategorie: filozofia, _blog


Słowa kluczowe: bezpieczeństwo, uczucia


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
22 kwietnia 2016 (piątek), 08:22:22

Fajne o kościele

Karol z kościoła przysłał mi fajny tekst o kościele:

Wyraźnie pamiętam tę chwilę, gdy stałem przed moim zgromadzeniem składając doroczne sprawozdanie z działań naszego kościoła na polu zakładania kościołów. Nie założyliśmy w tamtym roku ani jednego, więc już czułem się niewygodnie. Mogłem za to przekazać pozytywną wiadomość: jako ochotnicza rada ds zakładania kościołów, w końcu ustaliliśmy, czym jest kościół.

Osoba odpowiedzialna za zakładanie kościołów nie była do tej chwili pewna tego, czym kościół jest. Byliśmy co najmniej szczerzy, tak wielu przecież w ogóle nie zajęło się tą sprawą. Kościół jest jedną z tych rzeczy, które wydają się większości zrozumiałe na podstawie własnego doświadczenia. Okazuje się, że zdefiniowanie tego bytu, który w ciągu stuleci pojawia się w tak wielu formach i przejawach nie jest tak łatwe jak się wydaje. Słownik Merriam-Webstera w definicji obejmuje różnego rodzaju budynki, w których spotykają się chrześcijanie. Niemniej, Nowy Testament nie pojmuje kościoła w taki sposób. Czego więc uczy NT o kościele?

Do stworzenia definicji korzystam z listy cech z Nowego Testamentu, np.:

Jest to grupa wierzących

  1. …którzy gromadzą się regularnie, aby oddawać cześć.

  2. …którzy słuchają biblijnego głoszenia słowa Bożego.

  3. …którzy uważają siebie samych za kościół.

  4. …mają starszych, posiadających odpowiednie cechy charakteru.

  5. …praktykują chrzest, komunię i (niektórzy dodają) kościelną dyscyplinę.

  6. …są zgodni co do doktrynalnych fundamentów.

  7. …mają ewangelizacyjny cel.

 

Jak już wcześniej wskazywałem, sporo z tych rzeczy, które umieszczamy na liście nie jest w rzeczywistości tak istotne w nowotestamentowym kościele, jak nam się kiedyś wydawało. Chciałbym w tym miejscu spojrzeć na coś bardziej alarmującego, a mianowicie to, czego nie umieszczamy na takiej liście.
 
Oto trzy z takich rzeczy:

 

1. Jedni drugim. W Nowym Testamencie znajduje się prawie 60 zaleceń skierowanych do naśladowców Chrystusa zawierających zwrot: „jedni drugim”. Ani jedno z nich nie znajduje się na takiej liście. Polecenia takie jak „miłujcie jedni drugich”, „wyprzedzajcie się w okazywaniu jedni drugim szacunku”, „módlcie się jedni za drugich”, „wyznawajcie grzechy jedni drugim”, „napominajcie jedni drugich” czy „noście ciężary jedni drugich” znajdujemy w całym Nowym Testamencie, lecz nic z tego nie pozostawia śladu w definicji kościoła. Jeszcze bardziej alarmujące jest to, że w czasie typowego, niedzielnego nabożeństwa bardzo niewiele z tych zaleceń jest wykonywana, choć wszyscy zakładają, że jest to jest właśnie kościół.

Szybko dodajemy do definicji naszego kościoła głoszenie kazania i rezygnujemy z tej działalności, którą powinniśmy jedni drugim wyświadczać? Nic dziwnego, że współczesny kościół bardziej przypomina publiczność konsumentów, a nie agentów gotowych na zmiany na tym świecie. Kładzie się tak ogromny ciężar odpowiedzialności na barkach przywódców i starszych, a tak niewielki na barkach ludu Bożego.

2. Pobożne cechy charakteru. Mamy w Nowym Testamencie dużo różnych list cech charakteru, które chrześcijanie powinni przejawiać, jak w przypowieściach (Mt 5:1-10), opisy miłości (1Kor 13:1-13), owoce Ducha (Ga 5:22-23), cech (Flp 4:8-9), cech starszego/ diakona (1Tym 3:1-13, Tyt 1:5-9), lecz nigdzie nie ma listy składników niezbędnych do tego, aby być kościołem. Czy kościół nie byłby dla świata atrakcyjniejszy, gdybyśmy przyjęli takie listy jako część tego czym powinniśmy być, robić, gdy się gromadzimy razem? Jedyne, co w definicji kościoła skłania się w kierunku tych pobożnych cech jest opis „kompetentnych starszych”, ale znowu oznacza to, że liderzy noszą cały ciężar, nawet jeśli chodzi o to, aby być podobnym do Chrystusa.

3. Jezus. O wiele bardziej zasmucające jest to, że nie ma na takiej liście Jezusa! Niektórzy uważają, że jest obecny z założenia, ponieważ wszędzie, gdzie wierzący gromadzą się On jest pośród nich. Osobiście, zadaję natychmiast pytanie: Więc przyjmujesz to, że Jezus jest obecny, lecz wyrażasz głośno potrzebę posiadania starszych? (nie   kwestionuję tej potrzeby w ogóle). Co jest ważniejsze, Jezus czy starsi?

Czy faktycznie ważne jest to, abyśmy dodali Jezusa do naszej definicji kościoła?

Tak, wierzę, że nie powinien to być tylko jeden z czynników, lecz jej najważniejszy element. Czy jest to biblijne założenie? Tak, tak myślę.

Widzimy w 1 rozdziale Dziejów Apostolskich, że w górnej komnacie są obecne te wszystkie składniki, a jednak istnienie kościoła zaczęło się dopiero w 2 rozdziale. Co zostało dodane? Zamieszkująca wewnątrz obecność Ducha Chrystusa! Kościół narodził się z chwilą, gdy Chrystus zamieszkał w nas. Jego obecność to jedyne, co odróżnia kościół od każdej innej organizacji na tym świecie. Opisane wcześniej elementy, które prawdopodobnie powinny składać się na kościół, równie dobrze mogą być wykorzystane do opisania Caritas (jednej z największych organizacji charytatywnych). Niektórzy chcieliby oddzielić Jezusa od kościoła, lecz nie wydaje mi się to mądre ani biblijne. Równie dobrze możesz próbować odciąć głowę od swego ciała. Jezus wyraźnie powiedział: „Trwajcie we mnie, a Ja w was… beze Mnie nic uczynić nie możecie”.

Jezus wspomina w ewangeliach o kościele tylko dwa razy i w obu przypadkach jego obecność jest kluczowym składnikiem. W 16 rozdziale Ewangelii Mateusza mówi, że Jezus zbuduje Swój kościół, a nie nas. W 18 rozdziale tej samej Ewangelii, obecny jest wszędzie, gdzie się gromadzimy, nawet jeśli jest to grupa tylko dwóch lub trzech osób.

W księdze Objawienia Jezus zwraca się do siedmiu kościołów. Niektóre są zdrowe inne nie. Pan ostrzega kościół efeski, mówiąc, że jeśli nie będą pokutować to usunie spośród nich Swoją obecność (co jest przedstawione jako usunięcie ich świecznika), co w istocie oznacza, że przestanie istnieć. To właśnie znajdowanie się w obecności Jezusa tworzy z nas kościół, a usunięcie Jego obecności determinuje nasz upadek jako kościoła.

To Jego obecność daje nam wszystko, co dobre. Dlaczego tak szybko prowadzimy do tego, że w kościele ma chodzić o nas, a nie o Niego? Czy dziwne jest więc, że świat nie jest zainteresowany kościołem?  W tych czasach nawet chrześcijanie nie za bardzo są zainteresowani kościołem.

Wyobraź to sobie na chwilę: definiujemy kościół, włączając właśnie te trzy składniki. Co by było, gdyby na kościół składała się miłość i pobożność, które byłyby efektem działania Ducha Chrystusowego zamieszkującego w nas? Sądzę, że szybko okazałoby się, że znacznie więcej ludzi jest zainteresowanych tym, aby się przyłączyć.

Przeczytaj teraz ponownie listę siedmiu składników, które składają się na „definicję” kościoła i zapytaj samego siebie czy twoi sąsiedzi chcieliby przyjść. Wyobraź sobie, że zrobiłeś błyszczącą ulotkę, na której są wymienione te elementy i tak przedstawione, aby były atrakcyjne, następnie idziesz od drzwi do drzwi zapraszając ludzi, aby przyszli. Jak myślisz, kto byłby zainteresowany? Dlaczego ktokolwiek, kto nie jest chrześcijaninem, miałby chcieć przyjść do miejsca, w którym jest pełno chrześcijan, gdzie ktoś zbierze kolektę, ktoś wygłosi kazanie, a następnie zaśpiew się wspólnie kilka nieznanych pieśni? Czy taka jest nasza strategia zdobywania świata? Poważnie? W jakiś sposób sami siebie przekonaliśmy, że właśnie taki jest Boży plan. Naprawdę?

Jezus nie powiedział: „Przez to wszyscy poznają, żeście uczniami Moimi, że odpowiedni starsi będą głosić co tydzień rzetelne doktryny, a po nabożeństwie będziecie jeść ciasteczka, i wypijecie naparsteczek owocowego soku”. Nie. To dzięki „miłości jedni do drugich” pokazujemy, że jesteśmy Jego uczniami.

Jeśli zdefiniujesz kościół bez Jezusa, to możesz też prowadzić kościół bez Jezusa. Oto nasza największa hańba. Kościół stał się czymś, co robimy/prowadzimy, a nie tym, czym jesteśmy ze względu na zamieszkującego w nas Chrystusa. Chcę być częścią tylko tego, co może zrobić tylko Jezus. A ty?

Apostoł Paweł napisał: „Chrystus w was nadzieja chwały”. Obyśmy dopuścili do tego, że to będzie naszą chwałą, a nie wszystko inne, co robimy.

Neil Cole

 

Kategorie: teologia, _blog


Słowa kluczowe: kościół, misja


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
23 kwietnia 2016 (sobota), 23:59:59

Żyj w obfitości i Mały traktat o szczęściu w biznesie

Odbyła się w Warszawie konferencja "Żyj w obfitości" a ja wygłosiłem na niej mój "Mały traktat o szczęściu w biznesie". Konferencja miała miejsce na Stadionie Narodowym, organizatorem były Towarzystwa Biznesowe - inicjatywa Macieja Gnyżki.

Materiał jest w Prezi, ale jest też słaby PDF. W sieci gdzieś jest to sfilmowane. Są tej gdzieś fotki - można wyGooglać.


Kategorie: _blog, prezentacje, wystąpienia


Słowa kluczowe: towarzystwa biznesowe, żyj w obfitości


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
28 kwietnia 2016 (czwartek), 23:06:06

Przemyślenia z Rady Nadzorczej

Oto pewne moje przemyślenia z dzisiejszego posiedzenia Rady Nadzorczej:

Zamawianie usług audytorskich w Ernst & Young (albo innej firmy z Wielkiej Czwórki) jest grzechem. Jak sobie to, wracając autostradą przemyślałem to nawet określiłem to jako grzech ciężki (w katolickim znaczeniu tego słowa). Grzeszymy korzystając z ich usług, robimy to świadomie i robimy to dla pieniędzy. Ja to robię i robię to też godząc się na to, że robią to inni.

Niedługo ten system ekonomiczny się zawali, okaże się, że pieniędzy nie ma, że są tylko długi, że wszystko jest nic nie warte, a nic nie jest warte cokolwiek. A może nie, może zawali się jakoś inaczej, a po zawaleniu się i tak nikt niczego nie będzie wiedział co się wydarzyło tak na prawdę.

I co wtedy? Wtedy nie będzie to nasza wina, bo przecież my jesteśmy dobrzy, jesteśmy fajni, sami faceci, co działali profesjonalnie, zachowali należytą staranność, wykonali wszystko zgodnie z zaleceniami, ze sztuką, z dobrymi obyczajami. A to, że widzieliśmy, że Ernst & Young, PwC, Allan & Overy, BDO i inne globalne korporacje robią dziadostwo, i to dziadostwo za wielkie pieniądze nam nie przeszkadza. Wiemy i nic nie robimy. Okłamujemy siebie, okłamujemy innych, pracowników, po części i inwestorów. Okłamujemy lepsze, lokalne firmy, które zrobiły by to samo lepiej, za połowę albo 1/3 kasy. Grzeszymy. No i okłamujemy siebie - głównie w tym, że uważamy się za dobrych.

Grzeszymy i uważamy się za fajnych facetów i jak się to wszystko niedługo rozpieprzy to winni będą ci inni, bo przecież my jesteśmy w porządku. Ale Bóg pamięta. Bóg wyciągnie kiedyś te protokoły z Rady, przeczyta uważnie minutki i nie będziemy mieli wymówki, bo kłamiemy - wiemy, że to zło ale dla kasy godzimy się na to.


Modlitwa:
Boże, bądź litościw mnie grzesznemu.


Kategorie: ekonomia, polityka, _blog


Słowa kluczowe: rada nadzorcza, wielka czwórka, Ernst & Young, audyt, kłamstwo


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę

Disclaimers :-) bo w stopce coś wyglądającego mądrze można napisać. Wszystkie powyższe notatki są moim © wymysłem i jako takie związane są ze mną. Ale są też materiały obce, które tu przechowuję lub cytuje ze względu na ich dobrą jakość, na inspiracje, bądź ilustracje prezentowanego lub omawianego tematu. Jeżeli coś narusza czyjeś prawa - proszę o sygnał abym mógł czym prędzej naprawić błąd i naruszeń zaniechać.