31 października 2003 (piątek), 23:54:54
Wycieczka (#2 - koncert w Katowicach)
1) Katedra w Katowicach jest piękną, modernistyczną budowlą. Wielkie to to takie, ciekawe, ładne ale żeby w tym organizować koncert? Do tego się nie nie nadaje, zwłaszcza jak orkiestra stoi na końcu wąskiego prezbiterium, ludzie siedzą w ławkach w centralnym, okrągłym pomieszczeniu z kopułą a jeżeli coś słychać, to dlatego, że działa typowe, kościelne nagłośnienie z małymi głośniczkami.2) Koncert składa się z takich utworów:
- pieść o Miłosierdziu Bożym Henryka Botora (nie znam);
- Koncert organowy Haydna;
- Msza "angelika" Józefa Świdra (nie znam);
- Koncert organowy F. Poulenca.
Wykonawcy:
- Śląska orkestra kameralna (chyba jakiś wycinek lokalnej filharmonii);
- Chór Filharmoni Śląskiej w swetrach (bo zimno);
- Jakieś dwa soprany, ale nie pamiętam nazwisk;
- profesof Julian Gembalski - organy.
3) Wysilę się na swoją opinię:
Pierwsze fatalne. No cóż - komponować każdy może a jedyne co miłe w tym wykonaniu jest to to, że Ślązaki mają i grają swoich kompozytorów.
Drugie było by dobre, gdyby nie fakt, że orkierta stała w głębi prezbiterium, organy były z przodu i w środkowej części kościoła dźwięki były już tak pomieszanie przez pogłos i echo, że linie melodyczne zupełnie się gubiły. Ale słychać było, że prof. Gembalski to jednak jest klasa.
To trzecie kawałkami było ciekawe, zwłaszcza w Credo i Benedictus jak wchodziły bardzo interesująco użyte instrumenty perkusyjne. A kto to jest ten Świder? Ponoć też Ślązak.
Ponieważ przyszedłem głównie na to czwarte, nie dałem się zwieść tłumowi i wlazłem do prezbiterium gdzie siedzieli ci lepsi, i nie tylko było dobrze słychać ale i popatrzeć było można jak się muzycy produkują.
I znowu, Gembalski pokazał klasę, mimo że instrument kiepski do tego stopnia, że rejestry w trakcie gry musiał mu jakiś gość w skórzanej kurtce przestawiać. Brzmienia to coś też nie miało i widać, że ciężko było te organy zarejestrować do tego utworu.
Ale wyszło fajnie. Lubie Poulenca nie tylko ze wstępu Kobry (ale kto dziś pamięta co kiedyś oglądało się w czwartki wieczorem w TV).
A teraz zastanawiam się, kto wstawił tego Haydna do koncertu? Tak to by był jakiś odpowiednik "Warszawskiej Jesieni", sama współczena muza a tu mie, bo ktoś w środek wsadza klasyka i zupełnie niewiadomo dlaczego. Może po prostu Gembalski chciał dostać podwójną stawkę za dwa koncerty?
4) Fajne było to, że całośc prowadził miejscowy ksiądz czyniąc wstawki bądź z jakiegoś wiersza bądź z ewangelii. Ciekawsze to niż takie zupełnie suche granie w filharmonii.
Kategorie: , _blog
Słowa kluczowe: organy, katedra, koncert, Gembalski, filharmonia
Komentarze: (1)
krisper, November 2, 2003 21:20 Skomentuj komentarz
Panie i panowie muzycy polscy traktują w dalszym ciągu swoją publiczność jak bandę laików. Tworzą więc programy na zasadzie "dla każdego cos miłego" licząc na to że więcej frajerów przyjdzie kupić bilet. Z tego też powodu brakuje w Polsce kapel grających konkretną epokę bo się boją, że nie będą mieli co robić i na chleb nie zarobią. A, że się mylą to wystarczy popatrzeć na frekfęcję gdy do Polski przyjedzie jakas kapela np. muzyki dawnej. To powoduje, że ludź taki jak ja woli włożyć płytę do odtwarzacza niż jechać na koncert. Płyt dodam zagranicznych bo o polskich wykonawcach sie nie słyszy. Raz na kilka lat pojawi się jakiś Urbaniak, czy Wojnowicz ale to wszystko to jest nic po prostu. I taki kołowrotek powstaje. Nie kupujemy bo nie znamy , nie kupujemy więc nie ma kasy dla muzyków, a muzycy boją sie czegoś odważniejszego bo nie ma kasy, więc ich nie znamy. Na koncert z takim programem się nie wybrałem z tych właśnie powodów. A co by było jak by zamiast tego machneli np ze dwie kantatki JSB? Albo chociażby Stabat Mater i Lacrimosa Szymanowskiego pedała. Nie miałem pojęcia że wstępniak co Kobry to Poulenc, więc chylę czoła przed obyciem. Ale i tak go nie lubię. Co się zaś tyczy miejsca koncertu to fakt, że stare kościoły są do tego dużo lepsze, ale wtedy gdy je budowano nikt nie liczył na elektrykę, więc budowano je inaczej.