O naszej przyszłości - tej wiecznej
#0. Zainspirowany zdjęciem 10 pasmowej autostrady (może to był fotomontaż a może nie) zastanawiałem się dziś na słowami Jezusa, o tym, że szeroka jest droga, która prowadzi na zatracenie. Zastanawiając się trafiłem na swoje notatki z 1 listopada 2003 roku - na tyle ciekawe, że teraz je tu z pewnym komentarzem w punkcie #5 z archiwum wyciągam.
Wyciągam również dlatego, że będąc na pewnej konferencji, na której spotykam się z pewnymi ludźmi niej więcej co rok, od wielu lat zamiast słuchać technologicznej prezentacji zastanawiam się nad sensem (lub bezsensem) całej tej biznesowej gonitwy. Widzę, że jesteśmy wszyscy coraz starsi, a niektórych po prostu już nie ma. Sens życia jest więc ważniejsze niż przyszłość technologii GPON-owych, metafizyka przebija fizykę traktów światłowodowych a inwestycje przynoszące zyski w skali 4-6 lat mogą być za słabe na konfrontacje z wiecznością.
A więc teraz hop, do przeszłości - oto co napisałem 9 lat temu:
* * * * * *
#1. Zauważyłem, że w kulturze, w której żyję, w powszechnym wierzeniu jest to, że wszyscy nasi bliscy, więcej, wszyscy nasi znajomi, a nawet jeszcze więcej - wszyscy ludzie, których umarli i ich doczesne szczątki leżą na tych wielkich cmentarzach, które przy okazji 1 listopada są tak licznie nawiedzane na pewno poszli do nieba. Wielu z odwiedzających cmentarze oczywiście w niebo nie wierzy, ale zupełnie nie przeszkadza im to w wierzeniu, że ci, którzy pomarli na pewno w niebie są, lub pewnie gdzieś chwilowo czekają aby zaraz się tam znaleźć.
Przypuszczam nawet, że trudno by mi było znaleźć człowieka, który o jakiś zmarłym swoim znajomym nie żywiłby przekonania, że ten jest w niebie. Na co dzień zna się wielu ludzi żyjących wg. "innych systemów moralnych" (staroświecka teologia nazywa to grzechem - ale to niemodne dziś słowo) ale żeby od razy odbierało im to prawo do nieba? O niejednym słyszałem, że "była to co prawda wielka kanalia" ale przecież był to (jednocześnie) "dobry człowiek".
To taka zaobserwowana ciekawostka.
#2. W ewangelii św. Mateusza (7.13n) zapisane są takie słowa Jezusa:
"Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem przestronna jest brama i szeroka droga, która prowadzi na zatracenie, a wiele ich jest, którzy przez nię wchodzą, a ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; a mało ich jest, którzy ją znajdują." (BG)
I teraz nie wiem: czy myli się Jezus nie znając przyszłości, czy też mylą się ci wszyscy, którzy teraz wierzą w powszechność zbawienia.
Wypowiedź Jezusa jest na tyle czytelna, że bazując na niej, gdy kiedyś P. zapytał mnie: "Czy wg. mnie większość znanych mi ludzi pójdzie do piekła?" - nie zaprzeczyłem. To smutne, ale skoro Jezus tak powiedział to tak wierzę.
#3. Ciekawa jest ta sprzeczność pomiędzy powszechnym wierzeniem opisanym w (#1) a obrazem, który przekazał nam Jezus spisany przez Mateusza w (#2). Komu mam wierzyć? Tym wszystkim dobrym ludziom czy Jezusowi? A gdzie w tym wszystkim znajduję się moja osoba? A gdzie tak naprawdę są moi bliscy i moi znajomi? Znam przecież tyle ludzi, a o coraz większej grupie mogę powiedzieć już, że ich znałem i co najwyżej mogę odwiedzić cmentarz na którym ich pochowano.
#4. Psalm 139, końcówka:
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski,
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!
* * * * * *
#5. Dopisek po 9 latach.
Od czasu, gdy napisałem tą notkę postmodernizm tak zmienił naszą kulturę, że wyciąganie podobnych problemów jest po prostu niesmaczne. Żałoba po papieżu (kwiecień 2004 r.) ujawniła, że można olewać temat śmierci, szczycić się tym a media to pokażą i nagłośnią jako postawę akceptowalną. Dziś temat przyszłości człowieka po jego śmieci i związku tej przyszłości z jakością życia nie istnieje w przestrzeni publicznej a i w kościele trudno się z nim spotkać. Liczy się dziś i teraz. Nawet nie dziś i teraz bo jutro pomrzemy - po prostu dziś i teraz. Koniec. Ale czy na pewno?