Informacja, informatyka i przemyślenia o prawdzie
Przypuszczam, że da się tworzyć systemy informatyczne bez redundancji danych. Tak przypuszczam, choć nie pamiętam formalnego dowodu na to. Przypuszczam tak, ponieważ jeżeli w świecie każdy byt jest jeden to redundancja potrzebna nie jest. Ale dość tej filozofii – przejdźmy do informatyki. Pod koniec lat 70-tych IBM zaproponował system zapisu informacji na dyskietkach i dyskach a zawierający bardzo ważną tablice FAT. Dla bezpieczeństwa tablice te były dwie, ułożone na pierwszych sektorach dyskietki, z prostym algorytmem – po zapisie pierwszej, zapisuję drugą, jak odczytuję to odczytuję pierwszą, a jak się nie da odczytać to krzyczę głośno, aby ktoś sobie mógł specjalnym programem, za pomocą tej drugiej tablicy dane z dyskietki uratować. Redundancja – zdublowanie danych miało podnieść bezpieczeństwo bo awarie nośnika zdarzają się często, a utrata tablicy FAT to praktycznie utrata wszystkich danych.
Ciekawe jest jednak to, że system operacyjny nie odczytywał za każdym razem dwóch tablic FAT i nie porównywał ich. Do drugiej odwoływał się tylko wtedy, gdy pierwsza była nie od odczytania. Twórcy DOS-a chyba poszli tu na łatwiznę, bo ten system nie był przewidziany na tak skomplikowane zdarzenia jak to, w którym w dwóch poprawnie odczytanych tablicach FAT będą inne dane. Sytuacja możliwa a co wtedy zrobić? Ja nie wiem, a oni nie chcieli się nad tym zastanawiać (postmoderniści?).
Ta czy inaczej w systemach informacyjnych jest redundancja – wsadza się ją tam czy to ze względu na bezpieczeństwo (tak jak przypadku opisanego FAT), bądź też z uwagi na szybkość przetwarzania danych – wszak w wierszu tabeli czasem warto mieć gdzieś zapisaną liczbę dzieci niż za każdym razem je liczyć przeglądając inną tabele. Ważne jest tylko aby koniecznie przy urodzeniu kolejnego inkrementować gdzieś zapisaną ich liczbę.
Fajna jest więc redundancja, ale pociągnijmy wątek niespójności danych – pociągnijmy, bo przecież stwierdzenie braku spójności to sygnał, że jednak coś poszło nie tak, że nie jest dobrze, że system informatyczny zawodzi. Taki sygnał nie powinien być ignorowany. Powinno się natychmiast zaprzestać przetwarzania danych, ich analizy, wnioskowanie z nich, bo błędy będą powielane, będę generować kolejne błędy i całe przetwarzanie może zakończyć się katastrofą. I tak najczęściej są (a może były) pisane programy a jak to się ma do życia? Jak zastosować to w polityce? Czy ma to coś wspólnego z moją osobą?
Na co dzień otrzymujemy całe mnóstwo informacji i wykrywamy niespójności w nich zawarte a mimo to nie zatrzymujemy się, tylko żyjemy dalej. Aby w tej niespójności dało się żyć wytwarzamy pewne mechanizmy obronne – odcinamy wszystkie źródła („ja się nie interesuje polityką”) albo tylko niektóre („Gazeta Wyborcza kłamie – czytaj Uwarzam Rze”); szukamy autorytetów („a ojciec dyrektor mówił, że …”) albo próbujemy sami grzebać się w źródłach co przy skomplikowaniu współczesnego świata mimo Internetu łatwe nie jest.
A wszystko to piszę, ponieważ dziś rano, czytając Hymn o miłości Świętego Pawła zauważyłem, że jest tam werset na ten temat:
Dziś widzimy niejasno, jak zwierciadle – kiedyś poznamy tak, jak zostaliśmy poznani.
Piękne, bo wskazujące na przyszłość. Kiedyś poznamy!