Muzeum Żydów Polskich - Polin
Byłem!
Kolega mnie zabrał, bo nowe, bo ciekawe, bo dużo się mówi więc chciał, a ja nie byłem, ponoć znam się, więc ze mną i idziemy. Poszliśmy! Pogoda upalna, więc miejsce super, bo budynek nowoczesny i w środku porządna klimatyzacja jest.
Uwaga pierwsza: 3 godziny to absolutne minimum. Jeżeli ktoś chce dowiedzieć się tego, co mają do powiedzenia autorzy nie zaplanuje sobie 4 lub więcej, bo warto przerwę na kawę uskutecznić i dać nogą odpocząć. W 4 godziny da się to zrobić, w 3 też, wszystko poniżej to robienie po łebkach.
Kolega mnie zabrał, bo ponoć się znam no i chyba rzeczywiście się znam, bo po tych 3 godzinach miałem dziwną satysfakcję z obserwacji, że te 3 godziny były maksymalnie wypełnione treścią a ja nie dowiedziałem się praktycznie niczego czego bym wcześniej nie wiedział. Troszkę sobie przypomniałem (wszak tematykę żydowską na ostro studiowałem od 1991 do 1997), troszkę zobrazowałem, troszkę przypomniałem ale żeby mnie tak coś zaskoczyło to chyba nic. Budynek. Tak - budynek, rozmach, muzeum - to było zaskoczenie, bo w Polsce takich rzeczy się nie robi, a jeżeli robi (rozmach dofinansowań unijnych), to z powodu kosztów dość szybko wyglądają smutno, brudno i nieeuropejsko. Tu budżety są duże i wszystko to działa.
Idą chciałem jedną rzecz sprawdzić. Chciałem zobaczyć tą antypolskość, o której niektórzy mówią a która tam ponoć jest. Szukałem i raczej nie znalazłem. W 2 albo 3 momentach było tak, że inaczej bym postawił akcenty, że coś bym w innej kolejności wymienił. Nie podobało mi się zdanie o Jedwabnem, bo to prawie sprawdziłem i wcale nie wierzę, że było to tak jak oficjalnie się to podaje. Ale to wszystko - czy więc nie jest aż tak źle?
Dopiero drugiego dnia rano, na spacerze wklepałem w iPada "antypolskość muzeum żydów polskich" i od razy pojawił się stosowny artykuł Grzegorza Brauna, który z uwagi na jego wartość cytuję tu w całości (źródło: http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/1146340/owijanie-w-bibulke). Przeczytałem i zauważyłem, że tego rzeczywiście nie zauważyłem. Po prostu - wlazłem na całość w tą Żydowską narrację zapominając, że może być inna. Czy inna będzie bardziej obiektywna i prawdziwsza? Nie, bo po prawdę należy się udać gdzie indziej.
Udałem się więc do Boga Izraela i w jego Słowie znalazłem taki oto tekst: "On (Bóg) określił czasy i granice aby Go szukali. Czy nie znajdą jakby po omacku?" (Dz 17:coś tam). To jest zadanie dla narodów. Narody mają szukać Boga. Mają szukać nie tylko jako indywidualne jednostki (to każdy może sam i każdy sam za to odpowie) ale też jako narody i pewnie jako narody potem będą się cieszy zbiorowym przekleństwem i błogosławieństwem Boga Izraela dla nich. A Izrael? Izrael też, tylko on miał być jeszcze świadectwem dla tych narodów, świadectwem tego, że Bóg wierny jest.
A Izrael jest świadectwem, bo Jahwe czasem im błogosławi, a czasem ich karci, w szczególności sądzi i sąd wykonuje, a ja nie mam już oporów przez interpretowaniem historii zagłady jako realizacji plany Boga względem Żydów. (pisałem o tym tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31991). A Polacy pokroju Grzegorza Brauna? Są religijni ale czy Boga szukają? A może zachowują się tak jak religijni Żydzi, ze swym Talmudem i zamiast szukając Boga rozpychają się po świecie, wchodząc na teren innych narodów? A przecież Bóg określił i czas i granice!
No i artykuł Brauna na ten temat:
Owijanie w bibułkę
Grzegorz Braun
Trzeba to wyraźnie powiedzieć: nowo otwarte Muzeum Historii Żydów Polskich prezentuje jawnie antypolską i z gruntu antykatolicką wersję historii. Narracja proponowana w głównej ekspozycji muzeum POLIN w Warszawie jest klasycznym produktem sentymentalno-propagandowym, który doskonale realizuje wytyczne współczesnej poprawności politycznej, ze szczególnym uwzględnieniem jej judeoidealistycznego kanonu. Owa narracja jest jak zwykle oparta na dwóch centralnych fałszach.
Pierwszym z nich jest przedstawianie żydowskiego izolacjonizmu jako wyłącznej konsekwencji „chrześcijańskiego antysemityzmu” – z ewidentnym niedowartościowaniem, jeśli nie kompletnym pominięciem roli żydowskiego prawa religijnego. Stąd np. średniowieczna gettoizacja będzie dla zwiedzającego przypuszczalnym skutkiem opresji ze strony katolików, nie zaś – zgodnie z faktami – wynikiem respektowania przez diasporę przepisów talmudycznego prawa, które wszak każe traktować gojów jako istoty nieczyste, należące raczej do świata przyrody ożywionej, ale nie ludzi.
Gdzie w ogóle w tym muzeum podział się Talmud – owa „dusza żydowska”, na której fundamentalne znaczenie powołują się zarówno świeccy publicyści, jak i ambasador Szewach Weiss? Czego można się tu dowiedzieć o zawartości Talmudu? Otóż co do pryncypiów – właściwie niczego. Podobnie kahał pozostaje w tej muzealnej ekspozycji wyraźnie niedowartościowany. Tymczasem bez świadomości talmudycznego rygoryzmu nie w pełni zrozumiały musi pozostać nie tylko fenomen getta średniowiecznego, ale i tragedia gettoizacji w latach Zagłady. Podobnie bez wyraźnego pojęcia o strukturze kahalnej i bez pamięci o rytualnej przemocy, służącej kahałom do egzekwowania posłuszeństwa, niezrozumiały pozostać musi nie tylko bunt chasydyzmu inicjowany przez „objawienie” Sabbataja Cwi w XVII w., ale i cały wątek kolejnych żydowskich mesjaszy odszczepieńców w rodzaju Jakuba Franka, a wreszcie i tragedia judenratów w latach II wojny światowej.
Drugim fundamentalnym fałszem muzeum POLIN jest pośrednie lub bezpośrednie przypisywanie narodowi i państwu polskiemu odpowiedzialności za rozmaite czyny karalne (napaści, rabunki, gwałty, zabójstwa etc.), popełniane na ziemiach polskich w latach zaborów i okupacji. Autorzy ekspozycji lekką ręką zaliczają bowiem na konto „polskiego antysemityzmu” rozmaite ekscesy i zbrodnie, nawet jeśli dochodziło do nich przy absencji narodowych władz i pod nieobecność jakichkolwiek struktur społeczno-państwowych, które można by uznać za polskie. Państwo polskie jest wszak nieobecne, gdy Żydzi tracą mienie i życie w Białymstoku w 1906, we Lwowie w 1918, w Jedwabnem w 1941 czy Kielcach w 1946. Ale w muzeum POLIN to nie przeszkadza wiązać tych prowokacji z polskim patriotyzmem. Nic dziwnego, skoro sowiecką strefę okupacyjną po 1944 i zainstalowany w niej kolaboracyjny rząd agentów Stalina traktuje się tu jako prawowitą polską władzę. Generalnie, jeśli idzie o poziom historiografii, mamy do czynienia z regresem do sowieckich i ubeckich wersji służących usprawiedliwianiu destrukcji polskiej niepodległości i represji wobec polskiego narodu.
Mamy też do czynienia z ewidentną niespójnością metodologii – wobec Polaków i Żydów stosuje się tu bowiem zgoła odmienne standardy. Kiedy już zupełnie nie da się przemilczeć kolaboracji i bezpośredniego udziału Żydów w zbrodniach socjalistów narodowych (patrz: żydowscy policjanci i gestapowcy) albo socjalistów międzynarodowych (patrz: sowiecka bezpieka, Informacja Wojskowa czy UB), wówczas pojawiają się zawsze okoliczności łagodzące. Na przykład kiedy mowa o zbrodniczej „Trzynastce” rabina Gancwajcha, autorzy spieszą z poetyckim wyjaśnieniem, że „zjawisko zdrady w obliczu śmiertelnego zagrożenia jest tragicznym świadectwem słabości natury ludzkiej”. Tak więc u Polaków to zawsze będzie ordynarny „antysemicki resentyment”, a u Żydów – subtelna „słabość natury ludzkiej”.
Jednocześnie z konsekwentnie uprawianą tu wobec tubylców pedagogiką wstydu nowe muzeum oferuje też Polakom na osłodę sporo sentymentalnych obrazków. Przypomina się więc np. dyżurnego Berka Joselewicza i eksponuje się udział Żydów w demonstracjach 1861 r. Wszystko po to, by przedstawiać ich jako wzgardzonych przyjaciół i odepchniętych patriotów – w całkowitej niezgodzie z rzeczywistością historyczną, wymową statystyk i opinią świadków historii (patrz: np. zapomniana powieść J.I. Kraszewskiego „Żyd”). I tu znów trzeba upomnieć się o nieselektywną metodologię. Skoro bowiem już mowa o Joselewiczu, wytłumaczmy dziatwie szkolnej, dlaczego ten polsko-żydowski bohater został pochowany w szczerym polu (kahalny ogół nie mógł żadną miarą przyzwolić na pogrzeb strefionego odszczepieńca na kockim kirkucie). Skoro przypominamy patriotyczną agitację rabina Ber Meiselsa, powiedzmy, na czyje zlecenie realizował antypolską prowokację (patrz: list wiedeńskiego Rotszylda w jego sprawie).
Całość obliczona jest najwyraźniej na bezgraniczną naiwność i kompletne niedoinformowanie zwiedzających. Jak w tej anegdocie ze wspomnień nowosądeckiego rabina: kiedy na święto Paschy wprosili się do domu polscy oficerowie, którym przecież nie można było wprost powiedzieć, że jako niekoszerni samą swoją obecnością strefią cały rytuał, wówczas gospodarze rada w radę postanowili przynajmniej rytualne kielichy z winem osłonić przed oczyma gojów (którzy, jak wiadomo, samym spojrzeniem czynią wino niekoszernym). I uczynili to, owijając kielichy biało-czerwoną bibułką. Jakże cieszyli się Polacy, konstatując tak patriotyczne nastawienie gościnnych Żydów...
Nie sposób tu omówić wszystkich metodologicznych zgrzytów i merytorycznych zafałszowań, na jakie natykamy się, zwiedzając monumentalny bunkier wzniesiony za blisko 300 mln polskich złotych przy pomniku Bohaterów Getta. Ale trzeba to wyraźnie powiedzieć: nowo otwarte Muzeum Historii Żydów Polskich prezentuje jawnie antypolską i z gruntu antykatolicką wersję historii. Tej kłamliwej narracji żadną miarą nie powinno firmować ani polskie państwo, ani stołeczne miasto.