Rozważania o śmierci czekając na połączenie z lekarzem
Wykręcam numer. Automat mówi, że jestem piątym oczekującym na połączenie, więc mam poczekać. Więc czekam. Ale z nudów spojrzałem do Gazety Wyborczej i przeczytałem, zdanie we wstępie do artykułu takie zdanie: "co z tego, że nie zarażę się koronawirusem, skoro mogę umrzeć na raka? – tak mówi pani Anna ze Śląska" a Gazeta to cytuje. Ciekawe.
Ciekawe, bo czekając na połączenie z lekarzem-chirurgiem (powiedzieli, że jeżeli nie chodzi o zdjęcie szwów to zamiast zaplanowanej wizyty w gabinecie mogę mieć konsultacje telefoniczną) próbuję przypomnieć sobie, że przecież i tak na pewno umrę. Niekoniecznie umrę czekając aż będę "pierwszym oczekującym na połączenie z konsultantem” ale na pewno umrę. Póki co już jestem czwarty, a byłem piąty.
W sprawie śmierci statystyki są nieubłagane! Na 100% ludzi 100% umiera i różnica jest tylko w tym kiedy i co będą robić potem. To kiedy kto umrze jest w wyłącznej kompetencji Pana Boga i wcale to nie oznacza, że mam Go wystawiać na próbę olewając higienę w czasie epidemii ale to On decyduje (albo już zdecydował) kiedy. Jego kompetencje. Ale co będzie się działo potem? Wiem - co będę robił potem jest już w moich rękach, to ja wybieram.
Prywatne badania, które przeprowadziłem wykazały, że większość moich znajomych spodziewa się po śmierci jakiejś formy sądu. Takiej lub innej, przez takim albo innym sędzią, przed Bogiem, tak czy inaczej, ale są dość tego pewni i oczekują, że ich fajne przecież życie będzie przez Boga ocenione miło. Nikt nikogo nie zabili, raczej nie kradł, a też w zdradzaniu żony przegięć nie było, bo przecież moi znajomi to głównie „fajni faceci". Bóg więc popatrzy na ich życie tak jak się wspomina ostatnie wakacje w Chorwacji. Było miło, fajnie, pogodnie. Może na sądzie tak będzie - ja tam nie wiem, nie znam się na życiu innych. Ale wiem coś o sobie bo na sobie się znam.
O sobie wiem, że wolę na żaden sąd nie iść. Moje życie nie wygląda tak miło jak wakacje. Trochę w życiu narozrabiałem i konsekwencje tego dotykają mnie i innych do dziś. Jest na świecie sporo osób które mają prawo mieć (więc zapewne mają) do mnie słuszne pretensje, bo coś tam... Aż nie chcę myśleć, bo nie za wszystko jeszcze poprzepraszałem (za niektóre sprawy już nie się da), nie wszystko uregulowałem, nie o wszystkim jeszcze jestem gotów pamiętać (choć pamiętam), a przynajmniej przyznać najpierw się przed sobą! Tak więc ja wolę na żaden sąd nie iść bo przypuszczam, że diabły (oskarżyciele) mają lepsze kwity niż te w IPN, mają lepsze nagrania, i lepiej moje grzechy mogą pamiętać.
A ponieważ mój Pan - Jezus Chrystus (tak, tak! To ten Żyd z Betlejem, co to "za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z panny Marii i stał się człowiekiem a potem ukrzyżowany pod Poncjuszem umarł i zmartwychwstał") … więc mój Pan - Jezus Chrystus powiedział, że „kto słucha słow Jego i wierzy w Tego, który go posłał nie idzie na sąd (potępienie) ale ma życie wieczne bo ze śmierci przeszedł (forma dokonana) do życia”. No więc ja tego się będę trzymał.
Są tutaj dwa warunki: (#1) słuchanie słów Pana co staram się czynić i (#2) wiara w Boga Ojca, Stworzyciela nieba i ziemi, niekoniecznie przed 6 tysiącami lat, ale w 6 dni to na pewno. Dwa warunki i już. Tak powiedział Pan, nie wspominając nic o chodzeniu na mszę do kościoła, słuchaniu biskupa i papieża, oszczędzaniu plastikowych słomek i nie paleniu węglem.
Dwa warunki i trzy skutki: (#1) mam życie wieczne (i to jest fajne, bo nadzieja to pierwsza rzecz, która po moim nawróceniu się pojawiła - przestałem się bać śmierci), (#2) nie idę na sąd (jakie to polskie - tak po znajomości nie idę pod sąd, rewelacja!) i (#3) ze śmierci w której żyłem przeszedłem do życia i żyję.
Jeżeli ktoś ma wątpliwości odnośnie tego co piszę, a ma PIsmo Święte za swój autorytet to niech spojrzy teraz w Ewangelię św. Jana. W rozdziale 5, werset 24 zaczyna się od uroczystego „Amen, Amen” co polscy tłumacze przekładają na „zaprawdę powiadam wam” (Tysiąclatka), albo „ręczę i zapewniam" (pastor Zaręba). Ogólnie, rozdział 5 Jana jest piękny, bo sporo mówi o życiu i śmierci więc może na czas oczekiwania aż telefonicznie przyjmie nas lekarz to dobra lektura? Wszak możemy nie doczekać „na linii".
****
Już jestem drugi oczekującym na linii pacjentem. Minęło minut 55 więc jeszcze 40. Fajnie.
Kategorie: _blog, ewangelia
Słowa kluczowe: śmierć, ewangelia, luxmed, sąd, j5:24
Komentarze: (1)
., March 17, 2020 04:58 Skomentuj komentarz
Dr Paweł Grzesiowski: Wszyscy, którzy spotkają się z koronawirusem, łapią go [wywiad]
14 marca
Przemyslaw Swiderski
Panie doktorze, można się było spodziewać, że koronawirus pojawi się w Polsce, prawda? To chyba nie jest dla nikogo zaskoczeniem?
Nie jest.
Liczba zakażonych rośnie dość szybko.
Wcale nie! Proszę nie szerzyć paniki. W poniedziałek mieliśmy siedemnaście przypadków zachorowań, we wtorek dwadzieścia jeden. W środę łącznie dwadzieścia pięć, czyli wzrasta o kilka przypadków dziennie, a nie kilkaset. Więc proszę nie używać słów, które nie pasują do rzeczywistości - liczba zarażonych koronawirusem na razie szybko nie wzrasta, co nie oznacza, że za kilka dni do tego nie dojdzie.
Przecież nawet sam minister zdrowa Łukasz Szumowski mówił na konferencji prasowej, że trzeba się spodziewać, iż chorych będzie przybywać.
Tak, minister Szumowski uprzedza, zapowiada pewne rzeczy. Miesiąc temu mówił, że wirus pewnie pojawi się w Polsce, i się pojawił. To nie jest powód do paniki, ale do uspokojenia. Jeśli mówię, że za dwa dni będzie burza, to czy jest to powód, aby uciekać, czy raczej, aby zabrać rzeczy z balkonu? Nikt nie straszy przed koronawirusem, tylko ostrzega. Pewnie po to, żeby nie było jak we Włoszech, bo Włosi w piątek poszli spać jakby nigdy nic, a w poniedziałek obudzili się już w innej rzeczywistości.
Dobrze, więc zweryfikujmy, co jest prawdą, a co fikcją, bo w internecie wiadomości o koronawirusie jest bardzo dużo i pewnie sporo osób je czyta. Mówi się, że koronawirus jest groźniejszy od wirusa grypy sezonowej choćby z tego powodu, że osoba z grypą zaraża jedną osobę, a ta z koronawirusem od dwóch do czterech osób. To prawda?
Tak, to prawda. Wskaźnik zakaźności koronowirusa to około dwa, dwa i pół. Oficjalnie nie zwiększono go do czterech. Krótko mówiąc: średnio jeden chory na koronawirusa zaraża dwie, trzy osoby - takie są aktualne obliczenia.
Można w jakiś sposób wyjaśnić, dlaczego osoba chora na grypę zaraża jedną osobę, a ta chora na koronawirusa dwie, trzy?
Dlatego, że wirus grypy krąży w świecie od kilkuset lat. Ludzie, chorując, uodparniają się. Ten wirus jest nowy - za dziesięć, dwadzieścia lat będzie z nim jak z wirusem grypy, ludzie na koronawirusa będą chorowali rzadziej, bo prawie wszyscy po przechorowaniu będą na niego uodpornieni. To normalna sytuacja dla nowego wirusa - kiedy się pojawia, nikt nie jest na niego odporny i każdy może zachorować.
Fakty i mity na temat koronawirusa z Wuhan znajdziecie w naszej galerii. Zobacz kolejne zdjęcia/plansze. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Alkohol niszczy koronawirusa? Raport WHO. Fakty i mity o kor...
Pojawiły się informacje, że koronawirus może wywołać chorobę u 20 do 70 procent wszystkich mieszkańców Ziemi, tak jest rzeczywiście?
Przed chwilą to powiedziałem. Wszyscy, którzy spotkają się z tym wirusem, łapią go - jest to tylko kwestia czasu, ilości kontaktów. Dlatego nie ma sensu mówić, że to będzie 20 czy 70 procent wszystkich mieszkańców Ziemi, bo docelowo cała ludzkość może się zarazić koronawirusem. Cała rzecz polega na tym, żeby się to nie stało w ciągu jednego miesiąca. Musimy robić wszystko, aby spowolnić, opóźnić rozwój wirusa, ale biologicznie tak będzie - praktycznie każdy będzie mógł tego wirusa złapać. 20 procent, 70 procent ludzkości - to raczej kwestia sezonu. W jednym sezonie jesienno-zimowym grypa atakuje około 10 procent mieszkańców planety, a ten wirus ma potencjał dwukrotnie wyższy, więc łatwo policzyć, że to będzie 20-25 procent populacji. 70 procent to wizja apokaliptyczna, nie wiem, kto to wymyślił! Realistycznie - choroba pojawi się u 20-25 procent ludzi, biorąc pod uwagę, że koronawirus ma dwukrotnie większy potencjał niż wirus grypy - to czysta matematyka.
Pojawiły się informacje, że 5 milionów ludzi może umrzeć z powodu koronawirusa.
A kto te informacje rozsiewa?
Ktoś, kto sobie policzył, ile osób może się zarazić koronawirusem i jaka jest jego śmiertelność.
Ale ten ktoś zapominał zapytać o zdanie lekarza i epidemiologa, bo nie chodzi o zwykłe procenty. Nie mamy żadnych przesłanek do tego, aby takie obliczenia robić, bo prawdziwa śmiertelność koronawirusa prawdopodobnie wynosi około jednego procenta, a nie trzy czy pięć procent, jak podają w tej chwili statystyki.
Dlaczego?
Dlatego, że tworzymy statystyki na podstawie tylko potwierdzonych przypadków zakażeń, a przecież nie każdemu robimy badania, czyli prawdziwa śmiertelność koronawi-rusa może być trochę wyższa niż śmiertelność przy grypie. I już się robi zupełnie inna sytuacja. Trzeba być odpowiedzialnym za swoje słowa - to bardzo ważne w takich sytuacjach. Nikt z nas, epidemiologów, takich wypowiedzi by nie autoryzował.
Ale to chyba WHO podało, że śmiertelność koronawirusa wynosi 3,4 procent.
Ale jaką śmiertelność?! Zastrzega się przecież, że szacunek śmiertelności dotyczy wyłącznie przypadków, które zostały potwierdzone badaniami. I to jest prawda - wynosi 3,4 procent. Tyle tylko, że wiemy, iż chorych jest pięć razy więcej, czyli rzeczywista śmiertelność jest pięć razy niższa.
Wyczuwam, że denerwują pana te pytania!
Tak, bo cały czas prostujemy rzeczy, które pojawiają się w internecie. Wszyscy mówimy o pewnych sprawach czy liczbach od początku pojawienia się koronawirusa, ale najwidoczniej nie wszyscy nas słuchają - trzeba na te sytuacje spojrzeć racjonalnie i obliczać, co może się zdarzyć, a nie siać panikę.
Zapytam w takim razie o to, czy faktycznie jest tak, że wirus zniknie, kiedy będzie cieplej? Niektórzy twierdzą, że tak właśnie się stanie.
To bzdura! Niech ci, którzy tak twierdzą, sprawdzą, w jakiej temperaturze ten wirus żyje - w nas w temperaturze 36,6 stopni Celsjusza. To dlaczego ma zniknąć, jak będzie 20 czy 30 stopni? Nie ma takiej opcji. To są wymysły ludzi, którzy patrzą z nadzieją, że niebezpieczeństwo minie późną wiosną czy latem. Oczywiście, na powierzchniach wirus będzie żył krócej, to zostało już wyliczone: koronawirus w 4 stopniach Celsjusza żyje miesiąc, a w 20 stopniach - dwa dni. Z całą pewnością przy wyższych temperaturach wirus na świeżym powietrzu będzie żył krócej, więc ta zakaźność będzie mniejsza. Ale w 80 procentach zarażamy się drogą kropelkową, co ponad wszelką wątpliwość wykazali Chińczycy, czyli zarażamy się, chuchając na siebie - a tu wysoka temperatura nie ma żadnego znaczenia. Jeśli ktoś chory kichnie, będzie kasłał na kogoś zdrowego z małej odległości, to nie ma żadnego znaczenia, że panuje upał - ta osoba się zarazi i tyle.
Czyli nie jest tak, jak twierdzą niektórzy, że przyjdą upały i koronawirus się skończy?
Nie, tak nie będzie. Może być tak, że wirus wygaśnie do tego czasu spontanicznie, bo jak patrzymy na krzywą epidemii, to okres bardzo dużej aktywności wirusa po szybkim wybuchu zakażeń trwa około dwóch miesięcy. W związku z tym być może w czerwcu epidemia powolutku przygaśnie sama, ale nie ma takiej pewności. Nawet jeśli do takiej sytuacji dojdzie, to nie z powodu wysokich temperatur, tylko dlatego, że wirus sam się ogranicza, atakując dużą liczbę ludzi.
Od czego zależy, czy ten wirus sam wygaśnie, czy nie?
Wirus musi mieć podatny grunt. To tak jakby pani miała siać zboże: jeśli wrzuca pani ziarno na czyste pole - każde pani wyrośnie. I to jest stan, w którym się epidemia zaczyna: nie ma odporności, wszystkie ziarenka wykiełkują, czyli każdy zarażony zachoruje. Ale jeśli przyjdzie pani na pole już wcześniej zasiane, będzie na nim rosło już jakieś zboże, i tam pani wysieje ziarno, to wyrośnie tylko co dziesiąte czy co piętnaste, bo miejsce już jest zajęte. To jest stan, kiedy epidemia trwa, bo każda osoba, która przechorowała, będzie dla wirusa barierą - taka osoba już drugi raz nie zachoruje, a jej odporność powoduje, że nie zaraża innych. Krótko mówiąc: im więcej zarażonych osób w kraju czy województwie, tym szybciej wirus zaczyna spowalniać, bo już nie ma kogo zarazić. Załóżmy, że idziemy do klasy, w której jest piętnaścioro dzieci - nikt w niej nie zachorował, więc nikt nie jest odporny. Jeśli wpuścimy do takiej klasy wirusa, zachorują wszystkie dzieci. Ale jeśli w tej klasie jest siedmioro dzieci, które już przechorowały, to wirus nie jest w stanie zarazić wszystkich - kiedy spadnie na Zosię, która jest już odporna na tego wirusa, Zosia nie zarazi Krzysia. To tajemnica wygasania każdej epidemii i idea, która przyświeca szczepieniom. Jeśli będzie szczepionka na koronawirusa, to jeśli zaszczepi się co najmniej 50 procent ludzi, to epidemii na dużą skalę nie będzie.
Koronawirus zatacza coraz szersze kręgi. Sprawdź, dokąd już dotarł, co o nim wiemy i jak możemy się przed nim ochronić. Gdzie jest koronawirus w Polsce?
Koronawirus z Chin. Co już wiemy o wirusie? Objawy, leczenie...
W mediach pojawiły się informacje, że przeprowadzone w Chinach sekcje zwłok wykazały, iż ofiary koronawirusa miały poważnie uszkodzone płuca, osłabiony system odpornościowy i choroba może doprowadzić do nieodwracalnego zwłóknienia płuc.
Wirus, jeśli zaatakuje płuca, powoduje ich ciężkie zapalenie, które prowadzi w 20-30 proc. przypadków do śmierci. Mechanizm uszkodzenia płuc polega na zniszczeniu tkanki płucnej przez wylewy, zatory, a także silny proces zapalny. To powoduje zniszczenie części płuc, ale pozostałe nieuszkodzone części płuc podejmują pracę i zapewniają prawidłowe funkcjonowanie. Czy u ozdrowieńców będą odległe następstwa choroby, nie da się dziś przewidzieć, ale istnieje pewne ryzyko, że u tych osób płuca będą przez wiele lat nosiły ślady choroby, podobnie jak po przebytej gruźlicy.
Jak pan myśli, co teraz powinien zrobić rząd? Jak powinniśmy się wszyscy zachowywać?
Na takie pytanie nie będę odpowiadać. Nie jestem w rządzie. Mam nadzieję, że władza ma zespół doradców. Ja pracuję na samym dole, najbliżej szpitali i pacjentów. Zajmuję się aktywnie sytuacją, która ma miejsce - mogę mówić o tym, co mamy robić my - ludzie odpowiedzialni za ochronę zdrowia. Są zalecenia WHO, jak się należy zachowywać w sytuacji epidemii, i rząd powinien wypełniać zalecenia WHO. Przygotowywać zaplecze przede wszystkim oddziałów intensywnej terapii. Bo w tej chwili najpoważniejszy problem, jaki może się pojawić i pojawia się w każdym kraju, gdzie występuje masowość zachorowań - to niedobór łóżek i sprzętu do intensywnej terapii. Z tego powodu mogą umierać ludzie. Tak naprawdę największym problemem i głównym zadaniem wszystkich jest zabezpieczenie łóżek, respiratorów, leków, środków ochrony, dezynfekcyjnych, gazów medycznych i personelu, bo pacjentów może być wielu. A druga rzecz to podstawowe działanie przeciwepidemiczne, to, co się robi dzisiaj: kontrole na granicach, kontrole na ulicach, izolowanie wszystkich potencjalnie chorych. To może robić rząd, bo nikt z nas nie ma takich uprawnień, żeby z termometrem biegać po mieście i mierzyć ludziom gorączkę.
Uważa pan, że zamykanie szkół czy odwoływanie imprez masowych to dobre rozwiązania?
Jak będzie nadchodzić epidemia, tak. W tej chwili jest ten czas, bo mamy pierwsze zakażenia własne, u ludzi, którzy nie wyjeżdżali z kraju. To początek epidemii. Dlatego masowe imprezy należy wstrzymywać, tym bardziej że biorą w nich udział ludzie z różnych terenów, często także z zagranicy. Więc duże imprezy nie powinny się odbywać, bo one już same w sobie niosą ryzyko kontaktów międzyludzkich, a wirus przenosi się głównie przez kontakty międzyludzkie. Takie działania mają więc sens. Szkoły, przedszkola zamykamy wtedy, kiedy zachodzi obawa o rozprzestrzenianie się wirusa w sposób niekontrolowany. Wczoraj nie było takiego zagrożenia, dziś jest. I pamiętajmy, zamknięcie szkół oznacza znacznie więcej niż tylko brak dzieci w zbiorowiskach. To także mniejszy ruch na mieście, mniejszy tłok w środkach komunikacji miejskiej, ale i mniej ludzi w pracy, bo ktoś dorosły musi zapewnić opiekę dzieciom.
Koronawirus COVID-19 lub SARS-CoV-2 to patogen, który od grudnia 2019 roku spowodował epidemię na terenie Azji, a jej ogniska rozszerzają się również w innych częściach świata. Czy rzeczywiście jest tak śmiercionośny, jak rozpowiada się w mediach? Czy roznosi się tylko poprzez kichanie i kaszel? Czy ochrona przed nim wymaga specjalnych środków? Wyjaśniamy, jak jest naprawdę, czerpiąc informacje z zasobów danych Światowej Organizacji Zdrowia i publikacji naukowych anonsowanych m.in. na stronie Medical News Today i Healthline.Sprawdź, które z krążących opinii nt. koronawirusa COVID-19 to mity.
COVID-19 – obalamy 10 mitów nt. chińskiego koronawirusa
Robić zapasy żywnościowe, zapasy środków czystości czy nie?
Nie, to niepotrzebna panika. Robienie zapasów w tej chwili uważam za zupełnie bezzasadne. Nie ma żadnych powodów, aby myśleć, że dostawy podstawowych produktów zostaną wstrzymane. W tej chwili należy raczej organizować się w ten sposób, żeby zapewnić seniorom i ludziom chorym możliwość zaopatrzenia się w produkty pierwszej potrzeby bez wychodzenia z domu - na tym się trzeba skupić: jak doprowadzić do tego, aby starsze osoby miały leki, jedzenie, środki higieniczne bez wychodzenia z domu. Trzeba sobie zorganizować lokalną samopomoc, bo właśnie te osoby są najbardziej zagrożone. Nie boimy się wirusa u osób młodych, wirus działa jak wilk polujący na stado owiec, atakuje osoby słabsze, starsze i schorowane. Trzeba o tym mówić i pisać, zmobilizować lokalne społeczności, żeby się zorganizowały i pomagały właśnie tym, którzy są najbardziej narażeni, żeby ludzie pomagali sobie wzajemnie. Wszystko dziś da się załatwić na telefon albo przez internet. Osoby starsze nie powinny pojawiać się w miejscach publicznych jak można najdłużej: nie chodzić do lekarza, nie chodzić do apteki, nie chodzić do kościoła, nie chodzić do sklepu, bo te osoby są w największym niebezpieczeństwie. To widać nawet na polskich przypadkach - młodzi, którzy zachorowali i przebywają w polskich szpitalach, czują się świetnie, a starsze osoby, chyba we Wrocławiu, walczą o życie.
Jaki błąd popełnili Włosi?
W pierwszych tygodniach zbagatelizowali sprawę. Początek ewidentnie przespali, uznając, że u nich do epidemii nie dojdzie - tyle mogę powiedzieć. Na pewno nie docenili, kiedy wirus zaczął się u nich rozprzestrzeniać, potrzeby zorganizowania dużej liczby łóżek, oddziałów intensywnej terapii - to w tej chwili największy problem, na który Włosi narzekają. Nie mają gdzie kłaść pacjentów, którzy potrzebują respiratorów.
Z kolei w Chinach widać to, o czym pan mówił, tam epidemia powoli wygasa, prawda?
Tak, ale dlaczego wygasa? Dlatego że Chińczycy zamknęli prawie 50 milionów ludzi w kwarantannie na 3-4 tygodnie. Kwarantanna jest po to, aby w okresie wylęgania, czyli w ciągu dwóch, trzech tygodni nie doszło do masowych kontaktów międzyludzkich. Kto ma zachorować w tym czasie, zachoruje, ale nie zarazi nikogo następnego. Tyle że opowiadanie o Chinach bez mówienia o tym, co oni tam zrobili, jest bez sensu, bo tam zadziałał cały złożony system. Wszystko można było zamówić przez internet, towary dostarczano do domów, dzieci nauczano przez internet - Chińczycy wszystko, co można było, przenieśli do sieci, a jednocześnie stosowali drastyczne, drakońskie wręcz sposoby wyłapywania chorych. Stosowali kontrolę gorączki na ulicach, jeśli ktoś ją miał, kierowali kogoś takiego natychmiast na badania i w ciągu trzech godzin było wiadomo, czy ma koronawirusa, czy nie - trafiał do kwarantanny lub szedł do domu. To są działania, których żaden kraj jeszcze nie podjął i nie wiem, czy podejmie, bo to działania nieprawdopodobnie kosztowne i drastyczne. Chińczycy ściągnęli w pewnym momencie do Hubei kilkadziesiąt tysięcy pracowników medycznych z innych części Chin. Czy u nas tysiąc lekarzy i pielęgniarek przyjedzie nagle z Warszawy na Pomorze? Byłoby ciężko, a takie działania hamują epidemie, jeśli wejdzie ona na wysoki poziom. To, że Włosi zamknęli w tej chwili cały kraj, wydaje się działaniem spóźnionym. Powinni to zrobić co najmniej tydzień temu.
Jak, pana zdaniem, rozwinie się sytuacja? Jakie są możliwe scenariusze?
Są dwa scenariusze: albo będziemy mieli tych zakażeń tak wiele jak Włosi, gdzie co dwa, trzy dni podwaja się liczba osób zakażonych i „zatykają” się wszystkie oddziały intensywnej terapii, albo będziemy mieli bardziej płaską krzywą zachorowań, bo będziemy każdy przypadek wyłapywali tak, jak dzieje się to dzisiaj. Wtedy tych ludzi zachoruje pewnie tyle samo, co w tym pierwszym scenariuszu, ale ten proces rozciągnie się na trzy, cztery miesiące, a o to chodzi, żeby nie było szczytu zachorowań w ciągu tygodnia, bo żaden system nie jest wtedy w stanie zapewnić takiej jak trzeba ilości łóżek. I pojawia się poważny problem.
Szczepionka na koronawirusa to ponoć kwestia roku, może ośmiu miesięcy, tak?
Wiele zespołów badawczych pracuje nad szczepionkami, ale realistycznie nie wcześniej niż za rok będą szanse na masową produkcję. Dlatego teraz nie ma co liczyć na cud, tylko trzeba podwinąć rękawy i wszystkie ręce na pokład w walce z wirusem.
Koronawirus nie przestaje się rozprzestrzeniać, a wręcz zatacza coraz większe koło, obejmując nowe tereny. Do tej pory nie został opracowany lek zapobiegający zakażeniom. Nie odkryto także medykamentu (choć trwają intensywne badania), który mógłby skutecznie wyleczyć infekcję. W środę 11 marca WHO dotychczasową epidemię koronawirusa, nazwała pandemią! Przedstawiamy zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS) które koncentrują się na profilaktyce, czyli zapobieganiu zakażeniu koronawirusem. Poniższa galeria przedstawia 9 praktycznych porad, których przestrzeganie może uchronić przed infekcją!