Spodek 2.0
Zachowuję sobie.
Zachowuję sobie.
Lepiej być w normie, nie wychylać się, nie odstawać. Tak jest bezpiecznie. A więc sprawdziłem sobie, czy jestem w normie i wygląda na to, że taki przeciętniak ze mnie. No i fajnie.
Badania krwi | ||
Choresterol całkowity | 165mg/dl | < 200 |
HDL | 41,2mg/dl | > 40 |
LDL | 107,24mg/dl | < 155 |
Kreatynina | 0,76mg/dl | 0,7-1,3 |
GOT/AST | 22,6U/L | 5-34 |
GPT/ALT | 44,2U/L | 0-55 |
Trójglicerydy | 83mg/dl | < 150 |
Sód | 127,48mmol/L | 133-145 |
Potas | 4,36mmol/L | 3,5-5,5 |
Chlor | 104,9mmol/L | 96-110 |
TSH 3-cia generacja | 1,415mU/L | 0,35-4,94 |
Morfologia krwi | ||
Hematokry | 46,7% | 40-52 |
Hemoglobina | 15,6g% | 14-18 |
Krwinki czerwony ()erytrocyty | 5,53mln/mm3 | 4,6-6,2 |
Krwinki białe (leukocyty) | 6,04 tys/mm3 | 4-11 |
MCV | 84,4µm3 | 83-101 |
MCH | 28,3pg | 28-32 |
MCHC | 33,5% | 32-36 |
Płytki krwi (trąbocyty) | 147 tys./mm3 | 150-450 |
#1. Od pewnego czasu nie ma w Polsce telefonicznych numerów kierunkowych, co więcej - nie ma tez "0" poprzedzającego wybierane numery z normalnej telefonicznej linii czy to operatorów stacjonarnych czy też komórkowych. Będąc w Polsce i dzwoniąc do Polski po prostu wybiera się 9 cyfr i już.
#2. Oczywiście są w Polsce konserwatyści. Nie dziwie się, że radio ojca Rydzyka do dziś podaje do siebie numer kierunkowy ale że w podobny sposób opisuje swój kontakt telewizja TVS może już dziwić.
#3. Konsekwencją tego jest możliwośc uproszczenia numerów podawanych na wszelkiego rodzaju materiałach inforfmacyjnych, markietingowych i wizytówkach.
Tak więc telefon do firmy to 32 330 44 20 ale aby nie mieszać grup dwu i trzycyfrowych lepiej podać go jako 323 304 420
W pisowni można zapisać to ciekawiej jako 323.304.420 a kkonwencje z kropkami pomiędzy grupami używają nie tylko technicy internetowi ale też francuzi, gdy mieli jeszcze u siebie numeracje 8 cyfrową. Teraz mają już ponoć 11 cyfr do wstukania czyli przerąbane.
#4. Na papierach międzynarodowych najlepiej podawać to telefony tak:
+48 323 304 420 - gdy papier jest bardzo międzynarodowy
(+48) 323 304 420 - gdy papier jest międzynarodowo-polski
(+48) 323.304.420 - gdy chcemy aby było ciekawiej
----- Original Message -----
From: "W34"
Newsgroups: pl.regionalne.gorny-slask
Sent: Sunday, February 07, 2010 9:36 PM
Subject: Re: Lącze intenetowe - jakie???
>> To jest fajna grupa małych, na pewno polskich operatorów.
>>
> (...)
>
> Przed podjęciem współpracy muszą się wykazać odpowiednim pochodzeniem do
> trzech pokoleń wstecz? LOL, a myślałem, że te czasy dawno minęły ;)
Kilka razy pisałem już dlaczego lepiej kupować u lokalnego ale mogę napisać to jeszcze raz.
Kupując usługi u lokalnego operatora sprawiasz, że zysk trafia do jego lokalnego właściciela a ten wyda to gdzieś obok Ciebie. Wyda część pieniędzy w miejscowych knajpach, skorzysta z lokalnego fryzjera, może zbuduje dom w miejscowości obok zatrudniając lokalnych murarzy - a Ci wszyscy będą mieli więcej pieniędzy na kupowanie kolejnych usług - i tak się to nakręca.
Kupując w UPC lub TP sprawiasz, że Twoje pieniądze będą wykazane jako zyski na zachodnich giełdach a podatki (nie) będą płacone na jakiś małych wyspach.
Oczywiście możesz wierzyć w narodowego operatora francuzów, możesz też uważać że amerykański kapitał nie ma narodowości - ale to Twoje pieniądze i Ty masz wybór.
Ja wolę kupować lokalnie.
W.
Definicja: Anioły biznesu (business angels) to osoby fizyczne lub grupy osób prowadzące regularną działalność inwestycyjną podwyższonego ryzyka, które inwestują kapitał własny w przedsiębiorstwa nienotowane na giełdzie. (art. 3 ust. 2 lit. a) załącznika do Zalecenia Komisji z dnia 6 maja 2003 r. dotyczącego definicji mikroprzedsiębiorstw oraz małych i średnich przedsiębiorstw (2003/361/WE)).
Cel: pomaganie w tworzeniu nowych firm lub będących we wczesnej fazie rozwoju poprzez zapewnienie im niezbędnego kapitału i wsparcie merytoryczne.
Oferta dla przedsiębiorców:
kapitał dla spółek o dużym potencjale wzrostu, we wczesnych fazach rozwoju.
Komentarz A. - diabeł to też anioł.
Do przemyślenia:
Największymi sponsorami programów antyludnościowych na świecie są dziś rządy krajów najbogatszych. Robią to w imię własnego interesu – przynajmniej tak, jak go pojmują
Ludzi, którzy 3 maja br. zebrali się na poufnym spotkaniu na Manhattanie, nazywa się bogami. To media okrzyknęły bogiem biznesu Warrena Buffeta – najbogatszego człowieka na kuli ziemskiej. Założyciela Microsoftu Billa Gatesa, drugiego na liście najzamożniejszych ludzi globu dziennikarze mianowali bogiem informatyki. Do Teda Turnera, szefa koncernu CNN, przylgnęło miano boga mediów, a do spekulanta i filantropa George’a Sorosa określenie „bóg giełdy“. Na spotkaniu była też bogini telewizji Oprah Winfrey oraz burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg i przedstawiciel jednej z najbardziej wpływowych rodzin na świecie David Rockefeller junior.
Rąbka tajemnicy, o czym rozmawiano podczas szczytu na Manhattanie uchylił dziennikarz brytyjskiego „Timesa“. Tak jak greccy bogowie na Olimpie przestawiali ludzkie pionki na planszy dziejów, tak dzisiejsi bogowie zbiorowej wyobraźni postanowili nie dopuścić do urodzenia się miliarda dzieci na kuli ziemskiej. W ich zamyśle tylko w ten sposób można uratować naszą planetę przed przeludnieniem, tragedią globalnego ocieplenia i zagładą.
Wola bogów zawsze miała moc konkretnego wcielania się w życie. Tak więc liczba miliarda zbędnych osób, która pojawiła się w ich ustach, szybko zaczęła powtarzać się w różnego rodzaju prognozach, raportach, opracowaniach. W oficjalnych dokumentach Funduszu Ludnościowego ONZ (UNFPA) możemy wyczytać, że wyeliminowanie miliarda dzieci spowoduje oszczędności energetyczne równe pracy dwóch milionów jednomegatowych wiatraków.
Taka operacja jednak kosztuje. Nic więc dziwnego, że w sierpniu br. szefowa UNFPA Thoraya Ahmed Obaid zaapelowała do ONZ o wsparcie swej instytucji kwotą 23 miliardów dol. na upowszechnianie w świecie aborcji. Uczestnicy manhattańskiego szczytu wielokrotnie wspierali już projekty antyludnościowe. Bill Gates przekazał Planned Parenthood – największej organizacji aborcyjnej na świecie – sumę ok. 34 mln dolarów. Fundacja Warrena Buffeta sfinansowała z kolei badania kliniczne, które pozwoliły wprowadzić na rynek pigułki dzieciobójcze RU-486.
Tym razem jednak rozmach zadania wydaje się przekraczać nawet możliwości finansowe „bogów”. Dlatego UNFPA apeluje do rządów najbogatszych krajów o większą hojność w sponsorowaniu projektów antynatalistycznych.
Roger Lowenstein, biograf Warrena Buffeta, stwierdził, że tym, co najbardziej cechuje uczestników nowojorskiego zebrania, jest wręcz paniczny strach przed przeludnieniem. Skąd bierze się ta obawa? Otóż mentalnie znajdują się oni pod wpływem ideologii pokolenia ’68. Jedną z najważniejszych książek, jaka ukazała się w 1968 roku, była zaś „Bomba demograficzna” (Population Bomb) Paula Ehrlicha. Jej autor pisał, że „bomba P” jest o wiele groźniejsza od bomby atomowej czy wodorowej, gdyż – jeśli nie zostanie w porę rozbrojona – przyniesie naszej planecie nieuchronną zagładę.
O ile bomba A została skonstruowana w laboratorium w Los Alamos, o tyle bomba P narodziła się w umyśle Ehrlicha. On sam pisze o tym następująco: „W płaszczyźnie psychologicznej eksplozja demograficzna zaczęła się dla mnie ujawniać pewnej tropikalnej nocy przesiąkniętej odrażającymi zapachami w Delhi. Ulice wypełniało mrowie ludzkie – jedzące, myjące się, śpiące, skłócone i krzykliwe. Ludzie wciskający ręce przez uchylone okno taksówki z prośbą o jałmużnę. Ludzie załatwiający swe potrzeby fizjologiczne wprost na ulicy. Ludzie przeganiający ulicami zwierzęta. Ludzie, ludzie, ludzie”. Tego typu wstręt człowieka cywilizowanego do ludzi, których uważa za prymitywniejszych od siebie, nie jest niczym nowym. Włoska badaczka Eugenia Roccella zwraca uwagę, że w podobny sposób w XVIII wieku angielscy podróżnicy opisywali swoje wrażenia z pobytu w Neapolu.
W czasach, gdy karierę na świecie robiło słowo „rozbrojenie”, Ehrlich proponował, by rozbroić bombę P. W jaki sposób? Przez likwidację „socjomasy balastowej”, czyli owego odrażającego „mrowia ludzkiego”. Trzeba rozpowszechniać sterylizację, aborcję i antykoncepcję.
Psychozie przeludnienia uległo wówczas wiele znanych postaci. Pisarz SF Isaac Asimov, zastanawiał się nawet poważnie, czy z tego powodu nasza cywilizacja dotrwa w ogóle do końca XX wieku: „Nasze społeczeństwo może nie przeżyć następnego pokolenia (…) około 2000 roku struktura technologiczna społeczności ludzkiej zostanie prawie na pewno zniszczona”.
Paul Ehrlich należał do nowej kasty świeckich kapłanów, dla których nauka miała dać odpowiedź na wszystkie problemy ludzkości. Naukowcy ci skupili się w Klubie Rzymskim i w 1972 r. ogłosili w Wiecznym Mieście dokument, który miał się stać laickim odpowiednikiem papieskiej encykliki. Raport Klubu Rzymskiego przepowiadał, że jeśli nie powstrzymamy przyrostu demograficznego, to wkrótce ujrzymy „koniec świata spowodowany śmiercią głodową ludzkości”.
Jednym z autorów owego dokumentu był sam Ehrlich, który jest najlepszym przykładem przekonania o własnej nieomylności. W pierwszym wydaniu „Bomby demograficznej” z 1968 r. pisał, że „w latach siedemdziesiątych” setki milionów ludzi umrą z głodu. Kiedy minęła dekada i nic takiego się nie stało, w następnych wydaniach zmienił sformułowanie i napisał, że owe setki milionów umrą „w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych”. Kiedy i ta prognoza się nie sprawdziła, w kolejnym wydaniu z 1990 r. Ehrlich stwierdził, że codziennie na świecie umiera z głodu 40 tys. dzieci. Wystarczyło jednak przejrzeć doroczny raport ONZ, by przekonać się, że 95 proc. dziecięcych zgonów powoduje nie brak żywności, lecz biegunka, choroby zakaźne, problemy prenatalne i wypadki, zaś 70 proc. z nich zdarza się w krajach, w których głód nie jest zjawiskiem społecznym.
Cel uświęca jednak środki, gdy w grę wchodzi obrona dogmatu, że na kuli ziemskiej żyje za dużo ludzi i powinno ich być mniej. Ted Turner powiedział to zresztą wprost: „Całkowita liczba ludzi na poziomie 250 – 300 mln, czyli 95-procentowa redukcja obecnego poziomu, byłaby idealna”. Jeden z autorów Raportu Rzymskiego Dennis L. Meadows radził zaś Polsce, by zmniejszyła swoją ludność do 15 mln, gdyż byłaby to liczba optymalna dla naszego kraju.
Kiedy promotorzy polityki antyludnościowej twierdzili, że trzeba zmniejszyć liczbę populacji, gdyż grozi nam widmo głodu, powtarzali tezy anglikańskiego pastora Thomasa R. Malthusa, który po raz pierwszy w 1798 r. sformułował teorię, że liczba ludności wzrasta w postępie geometrycznym, podczas gdy środki utrzymania w tempie arytmetycznym. Tak więc, według niego, dla wzrastającej liczby ludzi nie starczy żywności i musi się pojawić głód.
Życie zweryfikowało jednak teorie Malthusa na ich niekorzyść. Obecnie więc neomaltuzjaniści używają innego argumentu: przeludnienie jest groźbą dla klimatu i grozi katastrofą ekologiczną. Jesteśmy właśnie świadkami kampanii medialnych, które odwołują się do takiej groźby.
W przededniu międzynarodowej konferencji klimatycznej w Kopenhadze rząd duński wystąpił z propozycją, by globalne ocieplenie zwalczać za pomocą polityki antyludnościowej przez popieranie aborcji i sterylizacji. Podobnie uważa UNFPA: tylko poważne ograniczenie liczby ludności może ograniczyć emisję gazów cieplarnianych do atmosfery. „Jest nas zbyt wielu. Stąd bierze się globalne ocieplenie. Zbyt wielu ludzi zużywa atmosferę”, mówił główny prywatny sponsor UNFPA Ted Turner.
Al Gore porównał człowieka do nowotworu żerującego na organizmie naszej planety. W swej książce „Ziemia na szali” opisywał, do czego prowadzi niszczycielska działalność ludzi. Przykład znalazł także w naszym kraju: „w niektórych rejonach Polski – pisał – regularnie sprowadza się dzieci pod ziemię do głębokich kopalń, żeby je chronić od różnych gazów i zanieczyszczeń powietrza. Można sobie wyobrazić, jak nauczyciele ostrożnie wychylają się z tych kopalń i sprawdzają, czy można już bezpiecznie wyjść na powierzchnię”.
Czytając ten fragment, można się zadumać, dlaczego Al Gore dostał pokojowego, a nie literackiego Nobla. Bardziej jednak nurtujące wydaje się inne pytanie: skoro jest nas za dużo,, to dlaczego ci, którzy namawiają innych, by zrezygnowali z potomstwa, sami mają dużo dzieci? Dlaczego Bill Gates i Warren Buffet mają po troje dzieci, Al Gore i David Packard – po czworo, a Ted Turner – pięcioro? Dlaczego bogatym wolno mieć liczne potomstwo, a biednym nie?
Spróbujmy to pytanie przełożyć na język polityki. Głównym sponsorem programów antyludnościowych na świecie są dziś rządy krajów najbogatszych. Robią to w imię własnego interesu – przynajmniej tak, jak go pojmują.
Przyjrzyjmy się ważnemu dokumentowi, który uchwycił zmianę charakteru konfliktów międzynarodowych w XX wieku. Chodzi o tzw. raport Kissingera z grudnia 1974 r. czyli dokument Rady Bezpieczenstwa Narodowego USA pod nazwą „Memorandum dotyczące Studiów nad Bezpieczeństwem Narodowym”. Pada w nim znaczące, a zarazem brzemienne w skutkach stwierdzenie: „Konflikty, które postrzegane są głównie w kategoriach politycznych, często mają swe korzenie w demografii. Uznanie tych relacji wydaje się kluczowe dla zrozumienia i zapobieżenia konfliktom zbrojnym”.
Raport Kissingera stwierdzał, że wysoki przyrost naturalny w krajach Trzeciego Świata stanowi poważną groźbę dla rozwoju gospodarczego, postępu społecznego i dobrobytu USA oraz dla zaopatrzenia tego kraju w żywność, minerały i paliwa. Demografia jest też jednym z czynników międzynarodowej supremacji. Bez wzrostu populacji niemożliwe jest osiągnięcie znaczącej pozycji geostrategicznej. Dlatego mocarstwa dbają o to, by osłabiać potencjał demograficzny państw, które mogą się stać ich ewentualnymi rywalami. Tego typu polityka była prowadzona już w starożytnej Grecji, np. Spartaci co roku systematycznie mordowali określoną liczbę helotów i periojków, czyli najbardziej wartościowych jednostek wśród podbitej ludności, by zachować nad nią przewagę demograficzną.
Głównymi heroldami
imperialistycznej i rasistowskiej polityki antynatalistycznej są lewicowi
aktywiści głoszący hasła sprawiedliwości społecznej
Dziś metody się zmieniły, ale cele pozostają podobne. Raport Kissingera wymieniał 13 krajów szczególnie niebezpiecznych dla USA ze względu na swą dynamikę demograficzną (m.in. Indie, Brazylię, Filipiny, Nigerię, Tajlandię, Egipt, Kolumbię, Meksyk czy Indonezję). Jako metodę prowadzenia polityki obronnej raport rekomendował wprowadzenie światowego programu antyludnościowego. Głównymi narzędziami miały być aborcja, antykoncepcja i sterylizacja.
Autorzy dokumentu, którego treść postanowiono utajnić (ujawniono go dopiero w 1990 r.), zdawali sobie sprawę, że prowadzenie otwartej działalności antynatalistycznej wywoła na świecie falę oburzenia. Za wszelką cenę chcieli uniknąć oskarżeń, że Waszyngton prowadzi politykę imperialistyczną, rasistowską i ludobójczą. Zaproponowali więc propagandową otoczkę w postaci projektów zdrowotnych i takich humanitarnych haseł, jak „walka z przeludnieniem”, „walka z głodem” czy „reprodukcyjne prawa człowieka”.
Raport podkreślał też, że należało unikać bezpośredniego zaangażowania USA i realizować swe cele za pośrednictwem międzynarodowych organizacji, głównie oenzetowskich agend, takich jak UNFPA, WHO, UNICEF czy UNDP. Stratedzy Rady Bezpieczeństwa Narodowego proponowali, by unikać środków przymusu i koncentrować się na propagandzie, która przekona samych zainteresowanych, że pozbawiając się potomstwa, działają na własną korzyść. Dodatkowym bodźcem miało być uzależnienie amerykańskiej pomocy gospodarczej krajom ubogim od wprowadzenia przez nie programów antyurodzeniowych.
Taką politykę zaczęły prowadzić nie tylko władze USA, lecz także Bank Światowy za prezesury Roberta McNamary, który oświadczył nawet wprost, że jego instytucja udzieli kredytów tylko tym krajom, które zalegalizują aborcję. Za słowami szły konkretne czyny. Na przykład na Filipinach w 1995 r. w ramach kampanii immunologicznej 7,5 mln kobiet poddano szczepieniom przeciwtężcowym, a w rzeczywistości 3,5 mln z nich zostało wysterylizowanych bez ich wiedzy i zgody. Podobnych akcji w krajach Trzeciego Świata było znacznie więcej.
Najbogatsze kraje wydały gigantyczne sumy na globalne programy antyludnościowe promujące w państwach Trzeciego Świata antykoncepcję, wazektomię, podwiązywanie jajowodów czy aborcję. W ramach tych projektów tworzona jest strategia psychologiczna, która każe uważać środki depopulacyjne nie tylko za dobrodziejstwo dla całej społeczności, ale wręcz za prawa człowieka. Dzieje się dokładnie tak, jak rekomendowali to autorzy raportu Kissingera.
Jako przykład udanej manipulacji Belgijski uczony ks. Michael Schooyans podaje wmówienie opinii publicznej przekonania, że przeludnienie jest źródłem ich nędzy. Tymczasem wystarczy porównać gęstość zaludnienia jego rodzinnej Belgii oraz Brazylii, by się przekonać, że to nieprawda. W Brazylii na 1 km kwadratowy przypada średnio 18 mieszkańców, a w Belgii aż 320. To przeludniona Belgia powinna być więc biedna, a Brazylia bogata. Jest jednak odwrotnie. Przyczyną ubóstwa nie jest bowiem liczba ludności, lecz nieumiejętność rozwiązywania problemów społecznych, politycznych i gospodarczych.
Przeciw narzucaniu demograficznego dyktatu od początku protestował Kościół katolicki. W 1974 r. Paweł VI powiedział, że „narzucanie narodom ograniczającej polityki demograficznej, aby nie domagały się należnego im udziału w dobrach ziemi”, jest niczym innym, jak „nową formą wojny”. Podobnie wypowiadał się Jan Paweł II, który mówił wręcz o „spisku przeciw życiu“, w którym biorą udział „środki społecznego przekazu, utwierdzając w opinii publicznej ową kulturę, która uważa stosowanie antykoncepcji, sterylizacji, aborcji, a nawet eutanazji za przejaw postępu i zdobycz wolnośc”. W encyklice „Evangelium vitae” Jan Paweł II pisał, że możni tego świata „są przerażeni obecnym tempem przyrostu ludności i obawiają się, że narody najbardziej płodne i najuboższe stanowią zagrożenie dla dobrobytu i bezpieczeństwa ich krajów. W konsekwencji zamiast podjąć próbę rozwiązania tych poważnych problemów w duchu poszanowania godności osób i rodzin oraz nienaruszalnego prawa każdego człowieka do życia, wolą propagować albo narzucać wszelkimi środkami na skalę masową politykę planowania urodzin”.
Dla wielu ludów zagrożonych polityką depopulacyjną Kościół pozostaje ostatnią nadzieją. W 2007 r. w Brazylii delegacja największej organizacji skupiającej tamtejszych Indian wręczyła Benedyktowi XVI pismo, w którym prosiła go o ratunek: „Nasze kobiety poddawane są przymusowej sterylizacji (…) jesteśmy przedmiotem autentycznej eksterminacji”. Swoistym paradoksem jest fakt, że największymi heroldami tej imperialistycznej i w gruncie rzeczy rasistowskiej polityki antynatalistycznej są lewicowi aktywiści głoszący hasła sprawiedliwości społecznej. Sprzeciwili się jej natomiast choćby Ronald Reagan czy George W. Bush, którzy swe ludzkie uczucia postawili ponad interes narodowy, tak jak definiował go raport Kissingera. To właśnie ci prezydenci za swej kadencji wycofali finansowe poparcie USA dla programów antyludnościowych na świecie.
Natomiast Bill Clinton oraz Barack Obama (ten drugi już w pierwszym dniu swego urzędowania) złożyli podpisy pod dokumentami uruchamiającymi strumień pieniędzy na projekty depopulacyjne w krajach Trzeciego Świata. Pierwszy czarnoskóry prezydent w dziejach USA przyłożył rękę do realizacji programu, którego głównymi ofiarami staną się ludzie o czarnym, czerwonym i żółtym kolorze skóry.
Grzegorz Górny jest redaktorem naczelnym kwartalnika „Fronda”
Czytam ....
Do 154,5 mld zł wzrosła w 2009 r. wartość udzielonych pożyczek konsumpcyjnych. Ale banki mają problem z odzyskaniem co 10-tej pożyczonej złotówki
(...)
Czytam i wydaje mi się, że 155mld to bardzo dużo. Jak to podzielić przez 38mln to wychodzi po 4 tys. zł na głowę albo po 13 tysięcy na rodzinę. To dużo.
Współczesne niewolnictwo to zadłużanie. Spłacaj kartę kredytową, spłacaj samochód, spłacaj dom, buduj firmę na kredyt inwestycyjny, zwiększ tempo kredytem obrotowym, rozruszaj gospodarkę przez emisję obligacji rządowych, ... Ojej!
Jest już jakąś 6-letnią tradycją, że tego dnia roku pojawia się na tym bloku jakaś specjalna notka. Ale co napisać, gdy nie ma się nic do napisania? W głowie pustka, nie mam żadnej refleksji, żadnego przemyślenia a limit pustych notek przeznaczonych na 15 dzień lutego wyczerpałem rok temu tez nic nie pisząc.
Wiem co zrobię. Postukam w klawiszeoqweiur0p`8 rqlkwjfkl ;qjw;klf jq;wklfj q;3iouf 0194rqwd;fj 139048ru f;qwkjd io3u;cjqwelfj ;sdj qw;ifu 1904fsd aksjfv;wergi18rt95u0123t 23g;kljkl;fj;asklfj;weriug 234gu0 2953t=1-399tuiq;3fj;qklwdjf; qwerifiop t8925tiouiou;ioU EF8OP3P87 301273FIOQW;KLFH;QOIU9U82394UT;QWILJF;KJ;klJ;IQ4 ELWKJG ;KLWEJG;KL WERJ;GLU234P[9GU8 90WER;GLJK WE9R9GUI -WE98 RG;WEKRGJWERUG9- W8ERGWG uznając, że to co z tego stukania wyjdzie jest czymś bardzo w tym dniu istotnym.
Obserwacje bieżące:
- Głowa od rana boli - no cóż, z takimi małymi migrenami żyję już świadomie 40 lat co oznacza, że da się żyć.
- Pierwszy dzień w nowym biurze. Nowa wykładzina śmierdzi, wszystkie rzeczy w kartonach, biurko tymczasowe, szafeczek brak, obok w pokojach pustka bo reszta ekipy będzie się przeprowadzać kiedyś. Ale ekspres do kawy jest więc już dzisiaj 5 cafe latte mam zaliczonych.
- Piotra "ze stali" znam 6 lat! Próbuję zainstalować Skypa i mu to powiedzieć ale jakiś błąd mi na tym kompie wyskakuje.
- Naustawiałem przed sobą wiele wielkich zadań, ciągle stawiam nowe, próbuję je zwalczyć, pchnąć do przodu a potem się dziwię, że jestem zmęczony. A teoretycznie nie muszę. Co mnie motywuje, co popycha? Czy to mam sens?
- Od listopada, w kółko piłuje w biurze pierwszą płytę Collegium Musicum - i dalej mi się podoba.