Słowo kluczowe: tu-154


2 czerwca 2013 (niedziela), 16:07:07

Wizerunek Sejmu a 10 kwietnia

A gdyby zrobić takie referendum i zapytać:

Czy Zespół Parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 M z 10 kwietnia 2012 roku psuje wizerunek sejmu?

a) Tak, powinno się tego zabronić.

b) Wizerunku Sejmu nie da się bardziej zepsuć.

c) To jedyne ciało sejmowe, które robi coś dobrego.

Ponieważ 90% obywateli ma o sejmie bardzo złe zdanie, więc odpowiedź pierwsza, wyrażająca dbałość o wizerunek sejmu może dotyczyć maksymalnie 10% populacji. Oczywiście, mając złe zdane można się dalej o sejm troszczyć.

No dobrze - ja jestem za (c).


Kategorie: polityka, katastrofa smoleńska, _blog


Słowa kluczowe: macierewicz, sejm, tu-154


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
11 sierpnia 2011 (czwartek), 16:37:37

O katastrofie smoleńskiej i narodowej katastrowie emocjonalnej

Śmieszny obrazek dotyczący Tu-154M a zamieszczony przez Karpia wywołał u mnie refleksję. Wszak łatwiej o taką refleksję niż o analizę trudnej umowy nad którą ślęczę od południa. Do rzeczy.

Wg badań:
#1. Większość ludzi jest zmęczona tematem.
#2. Większość ludzi ma poczucie, że nie wie co się wydarzyło i nie wie widzi szans się dowiedzieć aby temat zakończyć.

W takiej sprzeczność trudno jest żyć, ale żyć trzeba. Trzeba też jakoś odreagowywać tą sprzeczność, ale jak odreagowywać aby jej nie pogłębiać?

* * * * * *

Zawsze jeszcze można się modlić. Bóg wie.

* * * * * *

Panie Jezu - powiedziałeś, że prawda nas wyzwoli. W tak prostej kwestii jak ta katastrofa do prawdy dość nie potrafimy. Mówię to teraz jako społeczność tego narodu (co za trudne słowo), bo przecież każdy z osobna, jakąś tam swoją prawdę na ten temat ma, i ma ją ostro, stanowczo, tak, że innym ktosiem dogadać się o tym nie może, za to pokłócić bardzo i podzielić to już tak. Wierzę, że Ty potrafiłbyś coś z tym zrobić. Wszak jako znający nasze wnętrza Bóg potrafisz uciszyć serca tych, którzy się do Ciebie w tej sprawie zwracają. Ale czy potrafisz sprawić aby się zwracali? Wszak szanując wolność wiesz, że niektórzy wybiorą inne rozwiązania i dalej jątrząc, kręcąc, kłamiąc wolą osiągać swoje krótkie cele. Mimo to, wierząc, że Ty potrafisz będę Cię prosił o nieco więcej pokoju i pojednania dla tego (znowu trudne słowo) narodu, (cokolwiek to znaczy).

Amen.

* * * * * * *

Czy ktoś chce tu wpisać swoje Amen? Po to opublikowałem tą moją modlitwę.


Kategorie: polityka, katastrofa smoleńska, modlitwy, _blog


Słowa kluczowe: katastrofa smoleńska, modlitwa, tu-154


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
18 grudnia 2010 (sobota), 13:02:02

Po katastrofie

Ciekawe co będzie:
- albo Putin zupełnie upokorzy Tuska i raport MAK o obecnej formie będzie końcowym raportem,
- albo Putin pomoże Tuskowi i do raportu MAK dopiszą kilka zdań o niewątpliwej winie strony rosyjskiej - bo to i żarówka w systemie naprowadzania się przepaliła, i kontroler był niewyspany i mówił niewyraźnie, a na lotnisku było brudno.

I tak się zakończy badanie przyczyn znanych już w godzinę po wypadku, bo przecież "nie powinni lądować", sam słyszałem jak to ogłoszono.

Tak czy inaczej, zacytuje to teksty ze strony Ziemkiewicza ku pamięci, bo kiedyś, myśląc o polityce zagranicznej bardziej globalnie warto się będzie do niego odwołać.

Katastrofa posmoleńska

Subotnik Ziemkiewicza

Rafał Ziemkiewicz, http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/12/18/katastrofa-posmolenska/

Z góry muszę przeprosić, że ten felieton będzie marny. Dobry felieton wymaga dystansu, dobry felieton powinien zabawić czytelnika oryginalną konstrukcją, skojarzeniami, raczej ciąć skalpelem ironii, niż walić na odlew.

Co jednak zrobić, jeśli autor siadając do słów uświadamia sobie, że ma już dość, że jest w końcu tylko człowiekiem, i to człowiekiem doprowadzonym do bezsilnego stanu „wyjść, skrzywić się, wycedzić szyderstwo”, a wręcz − splunąć z pogardą… I jeśli waga spraw odbiera chęć do popisywania się zawijasami pióra.

A posmoleńska katastrofa to sprawa zbyt poważna, by chciało mi się na niej ćwiczyć „lapidarność stylu”. Tak, nie pomyliłem się w tytule − chodzi mi tu o katastrofę posmoleńską. Katastrofa smoleńska sama w sobie była wystarczającym nieszczęściem, ale zaraz po niej przyszła druga: katastrofa państwa polskiego, katastrofa władzy, w krytycznym momencie sprawowanej przez ludzi, których poziom umysłowy i etyczny wystarcza do podawania piłek na boisku, ale nie dorasta do wymogów stawianych mężom stanu.

W katastrofie pierwszej straciliśmy prezydenta, kilkudziesięciu szefów urzędów centralnych, posłów, działaczy społecznych i zasłużonych obywateli. Ale zaraz potem straciliśmy jeszcze więcej. Straciliśmy jako państwo godność i pozycję podmiotu polityki międzynarodowej, stając się jej przedmiotem.

Straciliśmy je dlatego, że dla pana premiera Tuska w tym momencie najbardziej ze wszystkiego liczyło się, żeby dobrze wypaść przed kamerami i w oczach przywódców sąsiednich krajów, od których wydaje się całkowicie uzależniony emocjonalnie. Najważniejszą jego troską w obliczu narodowej tragedii było to, aby nie przyniosła ona korzyści politycznemu rywalowi. Wszystko inne odłożone zostało na bok. Po pierwsze − być na miejscu tragedii pierwszym, przed znienawidzonym rywalem, i z dobrym światłem oraz na dobrym tle objąć się z premierem Putinem. Po pierwsze, odegrać główną rolę w kiczowatej telenoweli „pojednanie narodów”. Po pierwsze, użyć całej swej medialnej i politycznej sfory do pomniejszenia, wyszydzenia, unieważnienia nieszczęścia, a zwłaszcza do odarcia z godności i powagi tych, którzy w tym momencie mieli czelność zachowywać się normalnie. Normalnie, to znaczy − podnosić sprawy ważne i bronić zdrowego rozsądku oraz pamięci o tym, jakie są mechanizmy państwa, któremu premier RP, kierując się logiką scenariusza łzawej telenoweli, oddał za bzdurno pełnię władzy nad śledztwem, i jaka jest natura władzy sprawowanej przez jego liderów.

Mam o Donaldzie Tusku z każdym tygodniem coraz gorsze zdanie, ale, wbrew jego medialnej klace, nigdy nie będę z niego robił idioty. A przecież to właśnie oznaczałoby teraz poważne potraktowanie olśnienia, jakiego niby doznał premier po sześciu miesiącach, po tym, jak dawno już popioły wystygły, dowody zostały przemielone i zaorane, zeznania urzędowo skorygowane, a oryginalne czarne skrzynki poddane Bóg jeden wie jakim zabiegom konserwacyjnym. Gdyby uwierzyć, że oto teraz, po sześciu miesiącach opluwania „małpiarni” (jak nas nazwał usłużny Adam Michnik), wyszydzania i deprecjonowania wszelkich przejawów krytycyzmu wobec rosyjskiego „śledztwa”, rugowania z mediów dziennikarzy odmawiających podporządkowania się obłudnej propagandzie, kłamliwego powtarzania, że wszystko jest znakomicie, współpraca układa się wzorowo, jesteśmy dopuszczani do każdej informacji na każdym szczeblu − teraz oto nagle połapał się biedny chłopczyna z boiska, że go ruscy okiwali. Że ich raport jest „bezdyskusyjnie nie do przyjęcia”. A nawet, że są w Rosji − Boże ty mój! − źli ludzie, którzy chcą ukryć prawdę!

Nie, pan premier − podkreślam to z całą mocą, wbrew jego chwalcom − nie jest idiotą. Pan premier na pewno słyszał kiedyś nazwę „Kursk”, by do tego jednego przykładu się ograniczyć, i wie, jak wyglądają śledztwa prowadzone przez oficjalne rosyjskie komisje rządowe, na czele których staje Władimir Putin. Pan premier ma zapewne telewizor i kabel, w którym oprócz kanałów sportowych jest też Discovery, History i National Geografic, i na każdym z tych kanałów mógł sobie bez trudu obejrzeć film pokazujący w szczegółach rzeczywisty przebieg katastrofy okrętu, który, wedle obowiązującego, oficjalnego dokumentu z podpisem przyjaznego Wołodii, zatopiony został przez „nieznaną łódź podwodną zachodniej konstrukcji”.

Medialna sfora na usługach władzy przez pół roku z maniackim uporem wyszukiwała po Internecie anonimowych wpisów do obśmiania, o sztucznej mgle albo o tym, że samolotu w ogóle nie było, wyciągała wszelkie możliwe szalone teorie spiskowe o kosmitach, organizowała „autorytety” do ich wyszydzania. Nie wysilali się natomiast medialni dysponenci na to, żeby przypomnieć Polakom historię rozmaitych radzieckich i rosyjskich „śledztw”, żeby opisać, jak to się robi za wschodnią granicą, ani jak się owe sowieckie „dochodzenie prawdy” ma do konwencji chicagowskiej, i szerzej, w ogóle do wszelkich zasad w cywilizowanym świecie uważanych za oczywiste. Przeciwnie, za pokazanie, jak Rosjanie rozwalają wrak polskiego Tupolewa, zlikwidowano „Misję specjalną”.

W momencie oddania całego śledztwa Rosji było jasne, że zostanie ono przeprowadzone według standardów sowieckich. Nie było innej możliwości. Rosja nie ma innych niż sowieckie narzędzi i mechanizmów, nie ma ekspertów, którzy nie kierowaliby się żelazną zasadą dopasowywania faktów i dowodów do jedynie słusznej tezy, a jedynie słuszna teza jest zawsze taka, że rosyjska technika jest niezawodna, rosyjskie procedury są niezawodne, i rosyjscy ludzie też nigdy nie zawodzą. Konkluzje oficjalnego raportu MAK były jasne i oczywiste od chwili, gdy Donald Tusk nie odważył się wykorzystać jedynej istniejącej możliwości umiędzynarodowienia śledztwa. Mam wierzyć, że dopiero teraz, nagle, po pół roku, zdał sobie z tego sprawę?

Donald Tusk, powtórzę po raz trzeci, nie jest idiotą. Ma po prostu takie priorytety, że najważniejsze jest dla niego utrzymać się na stołku. W sprawie Smoleńska też kierował się wyłącznie tym priorytetem − nie dać się Kaczyńskiemu, nie pozwolić, aby katastrofa pomogła mu odbudować znaczenie i wrócić do władzy, nie pozwolić, aby zbudowano wokół niej mit.

A żeby to się mogło udać, polską rację stanu trzeba było spisać na straty.

Donald Tusk na pewno słyszał nie tylko nazwę „Kursk”, ale i nazwę „Kopernik”. Starszym przypomnę, młodszym wyjaśnię, że tak nazywał się Ił-62, w którego katastrofie w roku 1980 zginęło 88 osób. I, rzecz bez precedensu w dziejach imperium, choć radzieccy eksperci oczywiście robili to co zawsze, to znaczy twardo od pierwszej chwili zwalali całą winę na nieżyjącego kapitana i z oburzeniem zaprzeczali możliwości awarii technicznej przodującego technologicznie radzieckiego samolotu, ostatecznie, nagle, w oficjalnym raporcie znalazła się konkluzja, że to właśnie rozerwanie wadliwej turbiny było przyczyną tragedii. Bo ustalono to na najwyższym szczeblu. W związku z trudną już wtedy sytuacją w PRL, towarzysze radzieccy wyjątkowo pozwolili towarzyszom z Warszawy na tak niesłychaną rzecz, jak przyznanie prawdy.

Sądzę, że tak samo wyobrażał sobie bieg wypadków premier Tusk. Że śledztwo będzie wiadomo jakie, i wiadomo ile warte, ale Putin nie ma przecież żadnego interesu go upokarzać − każe więc napisać raport tak, żeby jego sojusznik nie stracił przed własnym narodem twarzy, z jakimś tam elementem współodpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Może przecenił Tusk swe znaczenie dla Putina, może wsparcie na jakie liczyć może z Zachodu… W każdym razie, jak na dziś, został upokorzony. I teraz postanowił pokazać, że coś jednak może, że nie musi być taki potulny. Trochę wprawdzie wychodzi przy tym na bubka, ale może i słusznie zakłada, że ma wystarczającą rzeszę wytresowanych jak foki służalców, którzy z dnia na dzień teraz nagle zaczną krzyczeć, że prawda jest najważniejsza, że nie damy sobie pluć, i piać zachwyty, jak dzielnie, z jaką godnością stawia się nasz premier oprawcy Czeczenów, Litwinienki i Politkowskiej.

Nagła wolta Tuska w sprawie raportu MAK przypomina trochę miotanie się krewetki na widelcu − bo co niby teraz zrobi, jak już obiecał, że przecież nie wypowie Rosji wojny i wyszydził szukanie pomocy u „obcego mocarstwa”? − ale może, kto wie, targ w targ, Putin pójdzie mu na rękę. Może tylko trzeba mu coś jeszcze dać, ponad to, co już otrzymał.

A prawda? Czy kiedykolwiek ją poznamy?

Może. Możliwe, że w interesie USA albo innej potęgi będzie kiedyś wzniecenie w priwislanskim kraju antyrosyjskiego tumultu, i wtedy znajdą się dowody, niewątpliwie przez wywiad posiadane, o które bezskutecznie dopraszał się w Ameryce Macierewicz. Możliwe, że wycieknie coś z samej Rosji, gdzie wszak także toczą się walki o władzę, i ścierają różne pomysły na postępowanie ze środkową Europą.

Nie to jest istotne. Istotne jest, że nie mamy już na to żadnego wpływu. Polska, w imię politycznych gierek premiera zainteresowanego wyłącznie byciem premierem, pokazała, że można z nią, jako z państwem, zrobić wszystko, i oddała narzędzia do kierowania jej losem. Nie będzie łatwo tę stratę odrobić, nawet jeśli ktoś będzie jeszcze próbował.


Kategorie: polityka, obserwator, _blog


Słowa kluczowe: ziemkiewicz, tusk, katastrofa smoleńska, tu-154, putin


Komentarze: (3)

anonim, April 15, 2011 11:14 Skomentuj komentarz


"Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił" - mieli przeczytać wszyscy politycy PO tuż po katastrofie, jako instrukcję do rozmów z mediami.

http://www.rp.pl/artykul/642925_Tajna-instrukcja-po-katastrofie--Petelicki--Mam-ten-SMS.html

anonim, September 26, 2011 16:58 Skomentuj komentarz


68 przypadków smoleńskich
(foto. Arch.)

Od 10 kwietnia 2010 r. rząd PO, sprzyjające mu media i wybrani eksperci wmawiają Polakom, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zbiór zbiegów okoliczności – nieodpowiedzialni piloci, naciski gen. Andrzeja Błasika, zły nadzór dowódców. Katastrofy często są wynikiem zbiegu kilku okoliczności. W przypadku tragedii smoleńskiej było ich jednak zdecydowanie zbyt dużo.

Przygotowania

1. 9 kwietnia 2009 r. – MON podpisuje umowę dotyczącą remontu dwóch Tu-154. Przetarg wart jest ponad 69 mln zł, wygrywa go konsorcjum firm MAW Telecom i Polit Elektronik. Ta druga spółka nie jest nawet zarejestrowana w KRS.

Z niewyjaśnionych przyczyn odrzucono ofertę poważnych kontrkandydatów, wśród nich Metalexportu-S i państwowego Bumaru. Jak informowała agencja lotnicza Altair, MON wybrało wykonawcę remontu bez analizy propozycji cenowych innych oferentów.

Właścicielem zakładów w Samarze, które wybrało konsorcjum, jest Oleg Deripaska, który był przesłuchiwany przez zachodnich prokuratorów w związku z podejrzeniami o pranie brudnych pieniędzy i kontakty z mafią. Z kolei silniki tupolewa remontowane są w zakładach kontrolowanych przez Siergieja Czemiezowa – byłego agenta KGB, który od 1983 do 1988 r. pracował pod przykrywką w Dreźnie, mieszkając po sąsiedzku z obecnym premierem Rosji – Władimirem Putinem. Przy naprawie silników nie był obecny żaden przedstawiciel polskich służb.

2. Kwiecień 2009 r. – w wypowiedzi dla telewizji Gazeta.pl Janusz Palikot, wówczas poseł PO, stwierdza: „Na wypadek, gdyby Lech Kaczyński nie był w stanie wypełniać swej roli do końca swojej kadencji, musi być ktoś, kto jest poza tą bieżącą grą, (…) w związku z rolą konstytucyjną marszałka Komorowskiego, który jest wskazywany jako ta osoba, która na wypadek śmierci musi zastąpić prezydenta Polski, to wskazane byłoby, by ludzie nie odebrali tego jako element gry, tylko autentyczne, konstytucyjne uprawnienie marszałka”.

3. 3 maja 2009 r. – Bronisław Komorowski w rozmowie z RMF FM mówi: „Nie pretenduję do roli wieszcza czy proroka (…). Przyjdą wybory prezydenckie albo prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni”. Bronisław Komorowski nie wyjaśnił, co miał na myśli, choć pytał go o to po katastrofie Jarosław Kaczyński.

4. Lato 2009 r. – ABW opracowuje szczegółową analizę opisującą sytuację jednoczesnej śmierci najwyższych dowódców Wojska Polskiego i prezydenta RP, a także innych ważnych osobistości państwowych i sposób przejęcia władzy.

5. 1 września 2009 r. – w Sopocie spotykają się premierzy Donald Tusk i Władimira Putin. Niespodziewanie udają się na półgodzinną rozmowę w cztery oczy na słynne sopockie molo (choć oficjalny plan przewidywał spotkanie w hotelu Sheraton). Według rzecznika polskiego rządu Pawła Grasia mówiono m.in. o wspólnych polsko-rosyjskich uroczystościach katyńskich.

6. Wrzesień 2009 r. – dochodzi do zorganizowanego ataku cybernetycznego na serwery polskich instytucji państwowych. Jak pisze „Rzeczpospolita”, atak na polskie ośrodki rządowe został przeprowadzony z terytorium Federacji Rosyjskiej.

7. Koniec grudnia 2009 r. – biuro ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego rozsyła parlamentarzystom foldery reklamowe MAW Telecom – firmy wchodzącej w skład konsorcjum, które wygrało przetarg na remont polskich tupolewów.

8. 23 grudnia 2009 r. – w Warszawie ląduje po remoncie w Samarze rządowy Tu-154M 101. Tego samego dnia znaleziono ciało Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego w kancelarii premiera Tuska. Michniewicz miał najwyższe poświadczenia bezpieczeństwa, zarówno krajowe, jak i NATO oraz Unii Europejskiej. Przez jego ręce przechodziły niemal wszystkie dokumenty kancelarii premiera, także tajne. Michniewicz, który według prokuratury popełnił samobójstwo, nie zostawił żadnego listu pożegnalnego. Ostatnią osobą, z którą rozmawiał w cztery oczy przed śmiercią, był Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera. W aktach prokuratorskich, do których dotarła „GP”, czytamy: „Z zeznań szeregu świadków jednoznacznie wynika, iż Grzegorz Michniewicz miał najbliższe dni dokładnie zaplanowane. W dniu 23 grudnia 2009 r. planował bowiem pojechać do Białogardu, aby z żoną i jej rodziną spędzić święta. Wszystkie jego zachowania podejmowane nie tylko w ostatnich dniach, ale także i godzinach życia, wskazywały, iż plan ten chce wypełnić. Wskazuje na to choćby sporządzony przez niego wniosek urlopowy, zakup prezentów czy też podejmowanie jeszcze późnym wieczorem 22 grudnia przygotowania do wyjazdu. Niewątpliwie więc decyzja o popełnieniu samobójstwa podjęta została nagle pod wpływem impulsu”.

9. Styczeń 2010 r. – Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, niespodziewanie rezygnuje z kandydowania. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję Tuska, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.

10. 3 lutego 2010 r. – rosyjska agencja Interfax podaje, że: „premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zaprosił prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska do wspólnego uczczenia pamięci ofiar Katynia”. Kancelaria premiera Tuska poinformowała, że zaproszenie zostało przekazane w czasie rozmowy telefonicznej, do której doszło z inicjatywy strony rosyjskiej i że uroczystości odbędą się w pierwszej połowie kwietnia 2010 r. Putin pominął w zaproszeniu prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.9. Styczeń 2010 r. – Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, niespodziewanie rezygnuje z kandydowania. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję Tuska, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.

11. 14 lutego 2010 r. – do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zostaje przywrócony Tomasz Turowski; od razu mianowany ministrem pełnomocnym w ambasadzie RP w Moskwie. Turowskiemu zostaje powierzone zadanie przygotowania wizyt w Katyniu premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego. Z doniesień IPN wynika, że w latach 1976–1985 Turowski był w PRL agentem najbardziej elitarnej, zakonspirowanej komórki wywiadu: Wydziału XIV w Departamencie I. Dostęp do danych tej agentury miały służby sowieckie. Jak ujawnił „Nasz Dziennik”, Turowski w latach 90. rozpracowywany był przez Urząd Ochrony Państwa, który sprawdzał jego kontakty z oficerem rosyjskiego wywiadu Grigorijem Jakimiszynem.

12. 20 lutego 2010 r. – Władimir Grinin, ambasador rosyjski w Polsce, kłamie, że nie dostał pisma, wysłanego do niego
27 stycznia 2010 r. przez Mariusza Handzlika podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta z informacją, że w kwietniu Lech Kaczyński planuje w Katyniu oddanie hołdu pomordowanym polskim oficerom.

Można sądzić, że Grinin wykonuje rozkazy bezpośrednio otrzymane od Władimira Putina. Obaj znają się jeszcze z drugiej połowy lat 80. Gdy Putin był agentem KGB we wschodnioniemieckim Dreźnie, Grinin stał na czele sowieckiej ambasady w NRD.

Tuż po katastrofie – w czerwcu 2010 r. – Grinin „awansuje”. Zostaje ambasadorem Rosji w Niemczech.

13. 17 marca 2010 r. – szef Kancelarii Premiera, minister Tomasz Arabski udaje się do Moskwy (to druga z kolei wizyta Arabskiego w Moskwie – pierwsza, według informacji „GP”, odbyła w styczniu 2010 r.). Celem drugiego pobytu w Rosji są ustalenia dotyczące przebiegu wizyty premiera i prezydenta w Katyniu – wynika z relacji towarzyszącego mu funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu. Spotkanie z Rosjanami odbywa się... w jednej z moskiewskich restauracji; co jeszcze bardziej dziwne, nie uczestniczy w nim nikt z resortu spraw zagranicznych ani z Ambasady RP w Moskwie. Tego samego dnia Arabski spotyka się też z Jurijem Uszakowem, wiceszefem kancelarii Władimira Putina. Nie wiadomo jednak, czy do rozmowy doszło właśnie w moskiewskiej restauracji, czy wcześniej lub później w jakimś innym miejscu.

14. Marzec 2010 r. – przedstawiciele Kancelarii Prezydenta nie mogą skontrolować stanu lotniska w Smoleńsku. 1Wizyta przygotowawcza, która miała się odbyć w Katyniu i Moskwie między 3 a 5 marca 2010 r., zostaje w ostatniej chwili odwołana, a zaplanowany na 10 marca wyjazd grupy roboczej do Smoleńska zostaje uznany przez stronę rosyjską za nieaktualny. 19 marca do Moskwy ma się udać minister w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik, ale 16 marca ambasador Jerzy Bahr przekazuje mu informację, że w związku ze zorganizowaną 17–18 marca wizytą delegacji rządowej z ministrem Tomaszem Arabskim w Moskwie nie jest to możliwe.

Przez cały ten czas Kancelaria Prezydenta sygnalizuje swoje wątpliwości dotyczące stanu lotniska w Smoleńsku.

15. 5 kwietnia 2010 r. – następuje przerwanie pracy serwerów MSZ. Praca resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego zostaje na wiele godzin sparaliżowana.

Jak się okazuje, w najnowocześniejszym budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tzw. szpiegowcu, mieszczącym m.in. serwery z tajnymi danymi, doszło do przerwania zasilania zewnętrznego. „Jestem w MSZ od wielu lat, ale czegoś takiego nie pamiętam” – opowiada
6 kwietnia 2010 r. tygodnikowi „Polityka” jeden z dyplomatów.

16. 7 kwietnia 2010 r. – na stronach internetowych Rządowego Zespołu Reagowania na Incydenty Komputerowe CERT. GOV. PL pojawia się komunikat o możliwych atakach ukierunkowanych na pracowników instytucji administracji publicznej w Polsce. 9 kwietnia „gigantyczna” (jak informowała wówczas telewizja TVN) awaria teleinformatyczna paraliżuje pracę największego polskiego banku PKO BP.

17. Minister Klich zezwala na uczestnictwo w locie do Smoleńska najwyższych dowódców polskiej armii; zapewnia jednocześnie na piśmie, że on sam „też się tam wybiera”. Kilka dni później rezygnuje jednak z uczestnictwa w delegacji.

18. MON nie zapewnia generałom WP na czas delegacji prezydenckiej ochrony Żandarmerii Wojskowej – do Katynia nie poleciał ani jeden żołnierz ŻW, choć taka ochrona przysługiwała generałom ustawowo.

19. Dzień przed wylotem do Smoleńska Rosjanie cofają zgodę, by funkcjonariusze BOR, którzy mieli zabezpieczać wizytę prezydenckiej delegacji na miejscu, posiadali ze sobą broń.

Przed tragedią

20. Organizatorzy lotu w Polsce nie wyznaczają przed wylotem lotnisk zapasowych, jak również rezerwowego samolotu, choć nakazuje to instrukcja HEAD.

21. Polska załoga Tu-154M 101 otrzymuje od Rosjan karty podejścia lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, zawierające błędne dane. Była to prawdopodobnie jedna z przyczyn katastrofy.

22. Tu-154M 101 musi lądować z kierunku wschodniego, gdzie są jary i drzewa, których nie ma od strony zachodniej. Jak się okazało, jesienią 2009 r. zdemontowano na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj system nawigacyjnego naprowadzania samolotów od strony zachodniej.

23. Niespodziewanie, wbrew prognozom meteorologicznym, w okolicy lotniska Smoleńsk-Siewiernyj pojawia się mgła, która nasila się przed katastrofą, a po niej zaczyna ustępować, by po godzinie niemal całkowicie się rozproszyć.

24. Kontrolerzy wieży w Smoleńsku, wbrew rosyjskim minimom (gęsta mgła), nie wydają zakazu podejścia do lądowania i nie zamykają lotniska ze względu na warunki atmosferyczne, zagrażające bezpieczeństwu lotów statków powietrznych.

25. Załoga samolotu jest błędnie informowana o położeniu na kursie i ścieżce, gdy w rzeczywistości samolot jest ponad ścieżką i zbacza z kursu.

26. Płk Krasnokucki nakazuje kontrolerowi, który po raz kolejny sugeruje odesłanie samolotu na lotnisko zapasowe, by polecił załodze polskiego samolotu zejście do 100 m. „Doprowadzamy do 100 metrów, 100 metrów i koniec rozmowy”.

27. Przed lądowaniem samolotu z prezydentem RP nad lotniskiem pojawia się i znika Ił-76, którego roli nikt do dziś nie wyjaśnił.

28. Od czwartej minuty przed tragedią trwa niewyjaśniona cisza w eterze – milkną wówczas rozmowy między wieżą i Tu-154. Pada tylko komenda „na kursie i ścieżce” i „horyzont 101”. Polsce kontrolerzy twierdzą, że to absurdalne i niewiarygodne, gdyż określenia „na kursie i ścieżce” są niemożliwe bez uprzednich poprawek kursu. Wskazuje to na prawdopodobieństwo sfałszowania stenogramów.

29. Gdy samolot znajduje się na wysokości 15 m nad ziemią, zanika zasilanie głównego komputera pokładowego FMS i rejestratorów lotu. Polski Tu-154M znajduje się wówczas ok. 60–70 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem.

30. Gdy samolot z delegacją prezydencką zbliża się do lotniska w Smoleńsku, na płycie nie ma ani jednego funkcjonariusza BOR, nie ma też podstawionej kolumny samochodów ani oczekujących na polską delegację dziennikarzy.

Po katastrofie

31. Samolot, spadając na ziemię z wysokości kilkunastu metrów, ulega całkowitej zagładzie, wraz z 96 pasażerami. Maszyna zostaje rozbita na tysiące części.

32. Rosjanie tuż po katastrofie rozpowszechniają oszczerstwa, że polscy piloci lądowali wbrew zaleceniom rosyjskich kontrolerów lotów w Smoleńsku.

33. Rosyjscy wojskowi i milicjanci kilka godzin po tragedii wymieniają reflektory i żarówki w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego.

34. Rosjanie już kilka godzin po tragedii wykluczają
zamach.

35. Wkrótce po katastrofie niektóre polskie media przedstawiają opinie wybranych przez siebie ekspertów, którzy stwierdzili, że tragedia była spowodowana winą pilotów. Ta teza raportu zostaje potem powtórzona w raportach Tatiany Anodiny i Jerzego Millera. Według gen. Petelickiego czołowi politycy PO jeszcze 10 kwietnia otrzymują SMS wysłany przez najbliższe otoczenie Donalda Tuska. Brzmi on: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.

36. Rząd Donalda Tuska i prokuratura rezygnują z pomocy najlepszych lekarzy sądowych różnych specjalności, w tym antropologów, genetyków sądowych, z prof. Barbarą Świątek, krajowym konsultantem w dziedzinie medycyny sądowej, na czele. Eksperci ci od południa 10 kwietnia 2010 r. czekają, gotowi w każdej chwili jechać do Smoleńska; wysyłają także pisma do rządu i prokuratury.

37. Według Rosjan polski Tu-154 przed upadkiem przeciął linię wysokiego napięcia przed lotniskiem, choć nie zgadza się to z odtworzonym torem lotu i czasem (o godz. 8.39, gdy linia została zerwana, samolot był kilkaset metrów nad ziemią). Uszkodzona linia wysokiego napięcia koło lotniska smoleńskiego mogła zasilać system radiolatarni.

38.Rosjanie po katastrofie wysypują teren przy miejscu tragedii piachem i wykładają betonowymi płytami, wycinają bez wiedzy Polaków okoliczne drzewa i krzaki, w tym podobno ścięte przez Tu-154, co uniemożliwia potem odtworzenie trajektorii lotu.

39. Pojawiają się rozbieżności dotyczące czasu katastrofy. Najpierw – przez dwa tygodnie po tragedii – podawana jest godz. 8.56. Po przypadkowym opublikowaniu informacji o godzinie zerwania trakcji elektrycznej przed katastrofą Rosjanie zmieniają tę informację, podając, że samolot uległ katastrofie o godz. 8.41 czasu polskiego.

40. Rosjanie już następnego dnia po katastrofie demolują wrak, tnąc go piłami i wybijając szyby w oknach.

41. 29 kwietnia – podczas sejmowego wystąpienia minister zdrowia Ewa Kopacz mówi: „Z wielką uwagą obserwowałam pracę naszych patomorfologów przez pierwsze godziny. Pierwsze godziny nie były łatwe i to państwo musicie wiedzieć. Przez moment nasi polscy lekarze byli traktowani jako obserwatorzy tego, co się dzieje. To trwało może kilkanaście minut, a potem, kiedy założyli fartuchy i stanęli do pracy razem z lekarzami rosyjskimi, nie musieli do siebie nic mówić”.

W lipcu 2010 r. płk Zbigniew Rzepa z prokuratury wojskowej ujawnia w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że było to kłamstwo, bo w sekcjach zwłok ofiar katastrofy nie uczestniczyli ani polscy śledczy, ani patomorfolodzy.

42. Rosjanie zastrzegają, by przysłanych z Moskwy metalowych trumien z ciałami ofiar w żadnym wypadku nie otwierać.

43. Rosjanie pozostawiają (na długie miesiące) wrak Tu-154M 101 bez żadnego zabezpieczenia.

Śledztwo

44. Pod naciskiem Rosjan premier Tusk rezygnuje ze stosowania korzystnej dla Polski umowy z 1993 r. i zawiera tajne, nigdzie dotychczas nieopublikowane porozumienie z premierem Władimirem Putinem.
Na mocy tego porozumienia zaczyna obowiązywać rozporządzenie wydane 13 kwietnia 2010 r. przez premiera Władimira Putina, które badanie katastrofy i koordynowanie działań krajowych i międzynarodowych powierza Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu Tatiany Anodiny.
Jako podstawę prawną wyjaśniania przyczyn katastrofy przyjęto – jak twierdzi rząd – konwencję chicagowską, mimo że dotyczy ona katastrof samolotów cywilnych.

45. Na początku stycznia 2011 r. okazuje się, że nawet fatalne dla Polski ustalenia konwencji chicagowskiej nie są podstawą polsko-rosyjskiej współpracy przy badaniu katastrofy smoleńskiej. W końcowym raporcie MAK czytamy bowiem: „Na podstawie tegoż Zarządzenia określono, że badanie powinno być prowadzone zgodnie z Załącznikiem 13 do Konwencji o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym (dalej Załącznik 13). Ta decyzja została zaaprobowana przez Rząd Rzeczpospolitej Polskiej”. A zatem współpraca opierała się nie na samej konwencji, lecz na załączniku 13. Oznacza to m.in., że Polska nie może stosować się do żadnych procedur odwoławczych przewidzianych w konwencji, a więc musi zaakceptować końcowy raport MAK.

46.Rosjanie ukrywają fakt, że dowódca Tu-154 Arkadiusz Protasiuk podjął na przepisowej wysokości 100 m decyzję o przerwaniu podejścia do lądowania i odejściu na tzw. drugi krąg. Protasiuk powiedział: „Odchodzimy”, po czym komenda ta została potwierdzona przez II pilota – mjr. Roberta Grzywnę. Oznacza to, że załoga Tu-154 wcale nie próbowała lądować.

Rosyjscy „specjaliści” błędnie odczytali także inne wypowiedzi nagrane w kokpicie. Według polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, dotyczy to np. słów „wkurzy się, jeśli... (niezrozumiałe)... jedna mila od pasa” – które posłużyły MAK do obciążenia odpowiedzialnością za tragedię śp. Lecha Kaczyńskiego. W rzeczywistości w kabinie pilotów padło wówczas zdanie: „Powiedz, że jeszcze jedna mila od osi została”.

47. Polska pozostawia w ręku Rosjan główne dowody w śledztwie (czarne skrzynki, wrak, badanie ciał ofiar, szczątków maszyny itp.).

48. Polska prokuratura wojskowa przez ponad półtora roku od czasu katastrofy odmawia zgody na ekshumację bliskich rodzinom, które wystąpiły z takim wnioskiem.

49. Z nieznanych powodów do dziś nie został odnaleziony rejestrator K3-63, rejestrujący parametry lotu: czas, wysokość barometryczną, prędkość przyrządową, przeciążenie (pionowe). Rejestrator ma większe rozmiary niż inne rejestratory i skrzynka ATM; powinien znajdować się w opancerzonym zasobniku pod podłogą w kabinie pasażerskiej.

50. Podczas zgrywania kopii z czarnej skrzynki nagle zabrakło prądu i zniknęło 16 sekund nagrania, po które potem specjalnie pojechał do Moskwy minister Miller.

51. Rosjanie odmawiają polskim prokuratorom oddania czarnych skrzynek polskiego samolotu, choć są one własnością polskiego rządu, a nawet udostępnienia oryginałów do badań w Polsce.

52. Rosjanie odmawiają polskiej prokuratorze zwrotu, a także udostępnienia do badań w Polsce wraku samolotu.

53. Rosjanie nie chcą wydać polskiej prokuraturze protokołów badania w Moskwie – przy udziale polskich specjalistów z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie – oryginałów zapisu rozmów z czarnej skrzynki. Wcześniej przez 10 miesięcy przetrzymują protokoły sporządzone w Smoleńsku przez polskich archeologów.

54. Rosjanie informują, że nie zachował się zapis wideo wieży w Smoleńsku z taśmą, na której zarejestrowano pracę kontrolerów i płk Krasnokuckiego.

55. Latem 2010 r. Rosjanie, tłumacząc się względami formalnymi, jeszcze raz przesłuchali pracowników wieży. Nowe zeznania okazują się znacznie korzystniejsze dla strony rosyjskiej. Polska prokuratura akceptuje nowe zeznania kontrolerów lotu ze Smoleńska i unieważnia zeznania otrzymane wcześniej. „To szokujące” – komentuje w „Rzeczpospolitej” znany karnista, prof. Piotr Kruszyński.

56. W materiałach przekazanych Polsce przez Rosjan brak dokumentacji fotograficznej miejsca zdarzenia zaraz po katastrofie i po przemieszczeniu części wraku, a także dokumentacji z oblotu terenu lotniska – przed 10 kwietnia i po katastrofie.

57. Komisja Jerzego Millera nie zleca badań, które udowodniłyby, że skrzydło Tu-154 mogło urwać się po zderzeniu z brzozą. Mimo to w swoim raporcie formułuje taką tezę. We wrześniu 2011 r. ekspert NASA prof. Wiesław Binienda przygotowuje fachową ekspertyzę obalającą teorię specjalistów Millera.

58. Polskie agendy rządowe, w tym służby specjalne RP, od półtora roku ukrywają zdjęcia satelitarne miejsca katastrofy, wykonane 10 kwietnia 2010 r., przekazane Polsce niedługo po katastrofie przez służby USA.

59. Polska komisja pod przewodnictwem ministra Millera opracowuje raport końcowy dotyczący przyczyn katastrofy, bez dostępu do kluczowych dowodów przerzuca winę na polskie wojsko, w tym pilotów, którzy siedzieli za sterami Tu-154M 101.

60. Rosjanie nie przekazali dotychczas Polsce ekspertyz balistycznych i pirotechnicznych.

61. Rosjanie nie wyjaśnili polskim ekspertom tożsamości tajemniczego gen. Władimira Iwanowicza, któremu niedługo przed katastrofą płk Krasnokucki meldował o sytuacji na lotnisku.

Awanse, odznaczenia i dymisje

62. 11 listopada 2010 r., z okazji Święta Niepodległości na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Bondaryk. 10 kwietnia 2010 r. szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

63. 11 listopada 2010 r. – na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Janusz Nosek. 10 kwietnia 2010 r. szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

64. 11 listopada 2010 r. – na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Parulski. 10 kwietnia 2010 r. naczelny prokurator wojskowy i zastępca prokuratora generalnego.

65. 16 listopada 2010 r. z okazji Dnia Służby Zagranicznej Jerzy Bahr – 10 kwietnia 2010 r. ambasador RP w Moskwie – zostaje odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

66. 16 listopada 2010 r. szef MSZ, Radosław Sikorski, odznacza szefa BOR, gen. Mariana Janickiego, Odznaką Honorową „Bene Merito” (Dobrej Zasługi) – zaszczytnym, honorowym wyróżnieniem przyznawanym przez MSZ za „działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej”.

67. 10 czerwca 2011 r. naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski zawiesza Marka Pasionka, jednego z dwóch prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie, i wszczyna wobec niego postępowanie dyscyplinarne. Pasionek zawinił, bo miał zwracać się do przedstawicieli USA o pomoc w uzyskaniu materiałów przydatnych w śledztwie i był zwolennikiem postawienia zarzutów ministrowi Bogdanowi Klichowi i szefowi Kancelarii Premiera Tomaszowi Arabskiemu.

68. 16 czerwca 2011 r. po Święcie Biura Ochrony Rządu na stopień generała dywizji zostaje awansowany gen. bryg. Marian Janicki, szef BOR.

anonim, August 12, 2012 10:19 Skomentuj komentarz


"Już jako minister pojechałem do Iraku tydzień po nominacji. Wtedy nasza baza była w Dywanii. Lecieliśmy naszym "Air Force One", czyli starym tupolewem. Ten samolot zawsze budził we mnie szczególne odczucia. W trakcie lotu jest czas na to, żeby porozmawiać z dziennikarzami, kolegami ministrami czy premierem, a skądinąd wiadomo, że te maszyny są serwisowane w Moskwie. W tysiącach kilometrów kabli można ukryć wszystko"

Kto to powiedział? Radosław Sikorski w książce - wywiadzie dla Łukasza Warzechy "Strefa Zdekomunizowana" w 2007 roku. Str. 181.

Czy to nie ten sam Sikorski, który znamiennie pukając się w czoło, kpi z Macierewicza, który uważa, że Rosjanie mogli podłożyć w tupolewie bombę podczas serwisu w grudniu 2009 r.?
Skomentuj notkę
3 czerwca 2010 (czwartek), 21:48:48

Moja analiza katastrofy smoleńskiej, moje obliczenia i moje wnioski

Zainspirowany wczorajszymi wiadomościami (TVP 1, godzina 19.30) sam sobie dziś coś policzyłem. W zasadzie wystarczy kalkulator i znajomość kinetyki na poziomie klasy V szkoły podstawowej (w czasach, gdy ja kończyłem taką szkołę, nie wiem jak dziś). Moje obliczenia zrobiłem w Exelu starając się w sposób szczególny zachować przejrzystość rozumowania. Czy mi wyszło? Można zobaczyć wyniki w formie graficznej (GIF), można w PDF albo można sobie ściągnąć mojego exela.



A teraz wnioski. A dokładnie dwa rodzaje wniosków, jakie potrafię wygenerować. Dwa, skrajne dwa.

Wnioski niepoprawne:
#1. Pomiar urządzeń wieży kontroli lotów jest zafałszowany. Podawana wartość mniejsza o 1km niż rzeczywista.
#2. Wieża podawała odległość nie do początku pasa, tylko do punktu na 1 km przed nim.
#3. Załoga lądowała zgodnie z poleceniami wieży i dlatego uderzyła w drzewo na 1,1km przed pasem.
#4. Błąd pomiaru odległości i podawane za nim do pilotów błędne komunikaty są przyczyną katastrofy.

Wnioski poprawne:
#1. Warunki pogodowe nie pozwalały na lądowanie o czym piloci byli wielokrotnie informowani.
#2. Kontrolerzy lotniska nie mogli odmówić lądowania bez ryzyka awantury międzynarodowej. Polityka zagraniczna Polski względem Rosji jest znana.
#3. Presja wywierana na pilotów przez prezydenta L. Kaczyńskiego (podobnie jak to miało miejsce w Gruzji) wymusiła kawalerską szarżę pilotów.
#4. Splot okoliczności (pogoda, niezgranie załogi, brak jednej żarówki na lotnisku) sprawia, że dochodzi do katastrofy.
#5. Rosyjska komisja, przy współpracy ekspertów z Polski szybko i sprawnie ustala przyczyny i podaje spójna wersję wydarzeń wyjaśniajacych zajście.
#6. Katastrofa staje się przełomem w stosunkach Polsko-Rosyjskich, które od tego czasu są dobre.


Kategorie: obserwator, polityka, _blog


Słowa kluczowe: katastrofa w smoleńsku, tu-154


Pliki


Komentarze: (7)

anonim, June 3, 2010 21:47 Skomentuj komentarz


Moje założenie - realizowali normalną procedurę lądowania.

Założenie to nie pasuje to do stwierdzenia 10:40:50,5 "odchodzimy". bo pomimo niego dalej lądują.

Pierwsze wątpliwości w ich głowach mogły pojawić się o 10:40:52,4 jak pada pierwsza komenda Horyzont - czyli na 9 sekund przed drzewem.

Druga komenda Horyzont to 10:40:54,7 (2 sekundy później) gdy są poniżej 30m i oczekują początku pasa.

Pewnie sekundę później już widzą drzewa w miejscu gdzie miał być pas.

Nie wiem czy zareagowali, ale o 10:40:59,3 a więc 4 sekundy po drugim Horyzont już jest po skrzydle.

anonim, June 3, 2010 23:20 Skomentuj komentarz


Materiał od ZS jako wsparcie tezy, że nie mieli lądować a jedynie spróbować.
=====================

Podchodzili do lądowania, ale pytanie pozostaje dlaczego?

10:25:01,1-10:25:10,0 I pilot: Dziękuję, jeśli można to spróbujemy podejścia, ale jeśli nie będzie pogody, to odejdziemy na drugi krąg.

10:26:19,1-10:26:24,7 I pilot: W tej chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść....

10:26:26,0-10:26:30,9 I pilot: Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie.

10:35:22,6-10:35:28,5 Kontroler: Polski 101, i od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg.

10:39:40,8-10:39:43,8 Kontroler: Lądowanie dodatkowo 120-3 metry.

10:40:50,0-10:40:51,3 Nawigator: 80.

10:40:50,5-10:40:51,2 II pilot: Odchodzimy.

anonim, June 3, 2010 23:36 Skomentuj komentarz


Uwaga: Jako punkt 0 przyjmuję zderzenie z drzewem.

10:25:01,1-10:25:10,0 (-15m 58s)
I pilot: Dziękuję, jeśli można to spróbujemy podejścia, ale jeśli nie będzie pogody, to odejdziemy na drugi krąg.

10:26:19,1-10:26:24,7 (- 14m 40s)
I pilot: W tej chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść....

10:26:26,0-10:26:30,9 (-14,m 33s)
I pilot: Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie.

10:35:22,6-10:35:28,5 (-5m 36s)
Kontroler: Polski 101, i od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg.

10:39:40,8 - 10:39:43,8 (-19s)
Kontroler: Lądowanie dodatkowo 120-3 metry.

10:40:50,0 - 10:40:51,3 (-9s)
Nawigator: 80.

10:40:50,5 - 10:40:51,2 (-9s)
II pilot: Odchodzimy.

10:40:51,8 (-8s)
60m

10:40:52,4 (-6,9s)
Horyzont

10:40:53,0 (-6,3s)
30m

10:40:54,5 (-4,8s)
30m

10:40:54,7 (-4,6s)
Horyzont (2)

10:40:55,2 (-4,1s)
20m

10:40:59,3 (0)
[już jest drzewo]

anonim, June 3, 2010 23:44 Skomentuj komentarz


10:25:41,5-10:25:42,7 II pilot: 49.

10:25:43,9-10:25:44,5 Anonim: (niezr.)

10:25:48,7-10:25:51,3 Anonim: (niezr.)

10:25:51,2-10:25:51,9 Anonim: Areczku!

10:25:52,5-10:25:54,7 Anonim: Artur tam jest.

10:25:55,0-10:25:56,9 Anonim: (niezr.)

10:25:55,1-10:25:57,9 II pilot: Na ich oko jakieś 400 widać, 50 metrów podstawy.

10:25:57,6-10:25:58,3 Anonim: Ile?

10:25:59,0-10:26:02,6 Anonim: 400 metrów widać, 50 metrów podstawy (niezr.)

10:26:04,5-10:26:05,8 Anonim: (niezr.)

10:26:05,2-10:26:06,9 II pilot: Nie, im się udało.

10:26:07,9-10:26:11,1 II pilot: Mówi też, że mgła (niezr.)

10:26:11,1-10:26:12,6 Anonim: (niezr.)

10:26:17,1-10:26:18,8 I pilot: Panie dyrektorze wyszła mgła...

10:26:19,1-10:26:24,7 I pilot: W tej chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść.

10:26:26,0-10:26:30,9 I pilot: Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie.

10:26:31,6-10:26:343 I pilot: Jak się okaże (niezr.), to co będziemy robili?

10:26:38,1-10:26:40,2 I pilot: Paliwa nam tak dużo nie wystarczy do tego (niezr.)

10:26:43,6-10:26:44,8 Anonim: No, to mamy problem... {dyrektor Kazana}

Anka, June 7, 2010 15:09 Skomentuj komentarz


Pytanie zasadnicze: czy podawanie blednych komunikatow z wiezy bylo celowe czy tez bylo efektem balaganu i nieprawnosci urzadzen?

anonim, June 7, 2010 17:58 Skomentuj komentarz


Proszę o inny zestaw pytań.

anonim, June 7, 2010 17:50 Skomentuj komentarz


Jak Tu-154 zerwał sieć elektryczną, lecąc nad nią na wysokości 400 metrów?

http://www.fakt.pl/Kolejna-tajemnica-Smolenska-,artykuly,73772,1.html

8:39:35 – dokładnie o tej godzinie smoleńska elektrownia zanotowała przerwanie linii wysokiego napięcia. Według raportu urzędu energetycznego Smoleńsk Energo, kable miał wtedy zerwać polski tupolew. Problem w tym, że ze stenogramów wynika, że o tej godzinie maszyna była na... 400 metrach. Kable wiszą na mniej więcej 20 metrach. Co więc je zerwało? (...)
Skomentuj notkę
22 kwietnia 2010 (czwartek), 22:45:45

10 hipotez

10 hipotez smoleńskiej katastrofy

Piotr Zychowicz

www.rp.pl, 21-04-2010 20:38

Kto winien: rosyjscy kontrolerzy, polscy piloci, mgła czy maszyna? Mnożą się też teorie spiskowe Nad wyjaśnie niem katastrofy Tu-154 M pod Smoleńskiem pracuje polsko rosyjska grupa, w której skład wchodzi blisko 60 prokuratorów. Na zdjęciu specjaliści badający wrak samolotu

10 kwietnia o 8.56 w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154M zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką i 94 inne osoby obecne na pokładzie. Do tragedii doszło podczas próby lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem. Oto dziesięć teorii na temat przyczyn katastrofy.

1. Niedoświadczony pilot. 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk miał według Rosjan przeszarżować: nie znał lotniska i maszyny, którą leciał. „Załoga najwyraźniej nie uwzględniła specyfiki rosyjskiego samolotu” – pisał portal Newsru.com, powołując się na rosyjskich ekspertów. Tu-154 traci wysokość szybciej niż inne samoloty. Protasiuk miał więc popełnić szkolny błąd i za nisko sprowadzić maszynę.

Ale polski pilot na tupolewie przelatał imponującą liczbę 2937 godzin. Maszynę znał doskonale. – Znał również lotnisko. Trzy dni wcześniej lądował na nim, jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska – powiedział „Rz” pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo „słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.

3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?

Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował 1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.


Kategorie: obserwator, polityka, _blog


Słowa kluczowe: katastrofa w smoleńsku, tu-154


Komentarze: (13)

anonim, April 24, 2010 13:10 Skomentuj komentarz


Wykluczam wersję błędu pilota

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100424&typ=my&id=my31.txt

Jest wysoce nieprawdopodobne, by pilot znający lotnisko, opierając się na ocenie wysokości maszyny na systemie radarowym RW-5M, znajdował się na 1500 m przed celem na wysokości 0 metrów


Z ekspertem od systemów nawigacji satelitarnej (imię i nazwisko znane redakcji) rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler.
Nasz rozmówca zastrzegł poufność swoich danych ze względu na charakter wykonywanej pracy

Jak działa nowoczesny system ostrzegania przed przeszkodami TAWS, instalowany w samolotach?
- Wysokość lotu samolotu jest stale porównywana z trójwymiarowym modelem Ziemi: gdy samolot traci wysokość lub gdy znajduje się nisko nad terenem, tzw. Low Level Flight, mapa za pomocą trzech kolorów informuje o niebezpieczeństwie. Czerwony - żółty - zielony pokazują pilotowi skalę zagrożenia. Jednym rzutem oka można rozpoznać niebezpieczeństwo, tzw. Dead Ends. Jeszcze zanim zagrożenie będzie konkretne, można go uniknąć.

Odkąd TAWS wprowadzono do użytku 20 lat temu, żaden z samolotów nie rozbił się, podchodząc do lądowania. Czy to oznacza, że ten system jest niezawodny?
- Urządzenia elektroniczne produkowane na potrzeby lotnictwa i wojska są konstruowane w taki sposób, że są praktycznie bezawaryjne. Do tego dochodzą liczne procedury kontrolne wykluczające taki scenariusz.

Prezydencki samolot Tu-154M wyposażony był w system TAWS, co oznacza, że powinien bezpiecznie wylądować. Dlaczego, według Pana, tak się nie stało?
- Samolot powinien był bezpiecznie wylądować nawet w złych warunkach pogodowych. Jeżeli widoczność w płaszczyźnie horyzontalnej była mniejsza niż 550 m, to panowały przynajmniej warunki ILS CAT-1 - w takiej sytuacji wieża nie powinna była zezwolić na lądowanie. Ponieważ znane są warunki pogodowe, należy wykluczyć wersję o błędzie pilota. Możliwości zasadniczo są dwie: atak elektroniczny z zewnątrz bądź dywersja na pokładzie samego samolotu.

W bazie danych systemu TAWS zainstalowanego w Tu-154M mogło nie być kompletnych cyfrowych map okolic Smoleńska, jak sugerują niektórzy eksperci?
- Mapy są produkcji amerykańskiej. Żadne miejsca nie były od czasu "zimnej wojny" tak dokładnie sprawdzane i modelowane jak właśnie okolice rosyjskich lotnisk wojskowych, także tych najmniejszych. Ponieważ zaś w Smoleńsku w ciągu ostatnich 50 lat nie było trzęsienia ziemi, prób jądrowych ani działań budowlanych zmieniających całkowicie powierzchnię terenu, więc żaden ekspert nie traktuje tej tezy poważnie. Gdyby mapa była zła, rozbiłby się trzy dni wcześniej wasz premier Donald Tusk.

Wiemy, że istnieją techniki umożliwiające fałszowanie danych, które piloci odczytują z urządzeń pokładowych samolotu. Na czym one polegają?
- Jedną z technik, opisywanych zresztą w polskich mediach, jest tzw. meaconing polegający na przechwyceniu przez specjalne urządzenie elektroniczne sygnału satelity o częstotliwości 1575.420 MHz i wysłaniu go z opóźnieniem kilku milisekund z większą siłą niż sygnał oryginalny. Jeśli ktoś chce dokonać inteligentnego sabotażu, manipuluje tylko jeden, słaby sygnał satelity znajdującego się horyzontalnie. Komputer pokładowy wierzy temu sygnałowi, powstaje przekłamanie położenia i wysokości własnej pozycji. Sygnał taki można wysłać także z ziemi.

Jak duże jest urządzenie, które go wysyła, i czy samolot musi znajdować się nad nim, by sygnał zadziałał?
- Urządzenie zakłócające sygnał jest bardzo małe. Można je po prostu zostawić w dowolnym miejscu w lesie. Sygnał ma znikomą moc, odpowiadającą energii wypromieniowywanej przez robaczka świętojańskiego. Jest on niezauważalny i nie do wykrycia. Co do zasięgu pracy urządzenia: grupce młodych elektroników w Nowym Jorku udało się zakłócić lądowanie samolotu na lotnisku w Bostonie! Tak więc samolot nie musi się znajdować bezpośrednio nad źródłem zakłóceń, nie potrzeba dział elektronicznych, które zostawiłyby ślad w postaci charakterystycznych uszkodzeń elektroniki pokładowej. Jest to do tego stopnia niebezpieczne, że fachowcy od bezpieczeństwa lotów świetnie zdają sobie sprawę z realnego zagrożenia meaconingiem, który nie zostawia śladów. Dlatego też w samej tylko Unii Europejskiej rozwinięto strategię Navigation Warfare, która ma być zrealizowana do 2018 roku i zostanie oddana do dyspozycji wojska. Powstało specjalne konsorcjum przemysłowe, które otrzymało zlecenia na rozwinięcie tej technologii. Nikt nie wydaje dziesiątek milionów euro z powodu czysto teoretycznego zagrożenia...

Czy istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś mógł użyć meaconingu w przypadku prezydenckiego samolotu? Co mogłoby na to wskazywać?
- Wskazuje na to przesunięcie horyzontalne i wertykalne w stosunku do prawidłowego lotu samolotu. Samolot leciał nad drzewami pozbawionymi liści, zahaczając o nie. Mogło się stać, że miernik wysokości mierzył wysokość do podłoża lasu, a nie do czubków drzew. Nie wiemy jeszcze, czy TAWS w rejonie Smoleńska - a tamtejsze regionalne lotnisko nie ma znaczenia międzynarodowego i nie posiada systemu precyzyjnego naprowadzania ILS - podaje wysokość terenu nad poziomem zera z uwzględnieniem wysokości drzew, czy nie. Jest to pytanie do producenta systemu, które należy wyjaśnić.

Z jakich instrumentów korzystał pilot?
- Jeśli używał GPS, odbiór został zakłócony, co technicznie umożliwia meaconing. Typowa dla GPS dokładność jest bardzo dobra, w większości przypadków wynosi kilka metrów - jeśli spojrzeć na specyfikacje GPS Standard Positioning Service (SPS), osiągana dokładność obliczania wysokości wynosi plus minus 25 m (przez 95 proc. czasu). Według TSO-C129A pomiar GPS używany jest wyłącznie do horyzontalnego prowadzenia maszyny do wysokości powyżej 500 stóp nad poziomem terenu, a wysokość jest mierzona miernikiem barometrycznym. W związku z tym jest czystą spekulacją, czy pilot leciał według radiowego miernika wysokości, na wzrok, czy GPS z pomiarem barometrycznym. Obojętnie jednak, czy używał pomiaru barometrycznego czy altimetra radiowego: jeśli nie znał wysokości czubków drzew, było to fatalne. Być może pilot ignorował wysokość lasu, z którym nie miałby kolizji, gdyby samolot nie znajdował się w błędnej pozycji w wyniku odchylenia wskazań przyrządów, lecz leciał dokładnie według tzw. Runway. Błąd położenia horyzontalnego rzędu 25 m wykracza poza ramy profilu błędu systemu GPS.

Były dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego płk Tomasz Pietrzak twierdzi, że system TAWS był prawdopodobnie zblokowany w samolocie prezydenckim. Ma tak nakazywać w pewnych okolicznościach instrukcja tego urządzenia...
- To obojętne, czy system TAWS był włączony, czy nie i w odniesieniu do jakiej wysokości mierzył wysokość. Pomiar pozycji GPS odbywa się nadal innymi źródłami, które są z reguły zdublowane, gdyby jeden z nich nie działał. System radarowy RW-5M znajdujący się na pokładzie maszyny prezydenckiej umożliwia pomiar wysokości z dokładnością do 5 metrów. Jest wysoce nieprawdopodobne, by pilot znający lotnisko, opierając się na ocenie wysokości maszyny na tym wyłącznie urządzeniu, znajdował się na 1500 m przed celem na wysokości 0 metrów!

Czy można udowodnić, gdyby tak się stało, że wskazania urządzeń samolotu prezydenckiego zostały przekłamane?
- Wiadomo, że wszelkie niezbędne ku temu informacje znajdują się w czarnych skrzynkach. Umieszczone w nich nośniki elektromagnetyczne można niestety skutecznie zmanipulować. Każdą informację można z nich przegrać, rozkodować, a dysponując odpowiednim sprzętem, wpisać nowe, wiarygodnie wyglądające informacje i nikt nie będzie w stanie tego sprawdzić. Jako dowód w śledztwie z punktu widzenia interesów suwerennego państwa polskiego są one już niewiarygodne.

Można wykryć, że ktoś majstrował przy czarnych skrzynkach?
- Jest to niestety nie do wykrycia. Jeśli manipulacji dokonuje amator, to można to sprawdzić, inaczej jest, gdy dokonuje tego profesjonalista.

Profesor Jacek Trznadel, przewodniczący Rady Polskiej Fundacji Katyńskiej, zwrócił się w liście otwartym do premiera Donalda Tuska o powołanie niezależnej Międzynarodowej Komisji Technicznej do zbadania przyczyn katastrofy samolotu prezydenckiego koło Katynia. Wnioski takiej komisji z udziałem najlepszych światowych ekspertów miałyby podstawowe znaczenie dla opinii publicznej i dla historii. Co Pan sądzi o tym pomyśle?
- Oczywiście popieram tę propozycję. Być może komisja będzie dysponowała technikami śledczymi, które nie są nam dostępne. Poza tym to dobra możliwość, by na podstawie tych szczątkowych informacji, których nie da się zafałszować, odpowiedzieć na część pytań w tej sprawie. Takiej komisji trudno będzie też postawić zarzuty politycznej stronniczości, które z pewnością są już teraz zmorą niektórych polskich fachowców. Niestety, znając dotychczasowy przebieg śledztwa, obawiam się, że na większość pytań postawionych przez komisję nie otrzymamy już odpowiedzi. Ważne jest jednak obiektywne usystematyzowanie wątpliwości w tej sprawie, by setki milionów ludzi na całej ziemi mogły same wyrobić sobie zdanie na temat katastrofy.

Dziękuję Panu za rozmowę.

anonim, April 29, 2010 07:57 Skomentuj komentarz


Zachowuje od Kataryny

http://kataryna.blox.pl/2010/04/Katastrofa-smolenska-ciekawa-hipoteza.html

Katastrofa smoleńska - ciekawa hipoteza

Z góry zaznaczam, że nie moja, nad czym bardzo ubolewam bo trzyma się kupy i gdybym sama na to wpadła, byłabym bardzo z siebie dumna. Hipoteza urodziła się w pasjonującej dyskusji pod wpisem Łukasza Warzechy "Zamach - słowo tabu", a opisana została na blogach Sarthran8 i Tommy Lee. Mam nadzieję, że obaj autorzy się nie obrażą, że ten wpis zbuduję prawie wyłącznie z ich pracy, ale chciałabym zebrać i spopularyzować tę hipotezę bo jest naprawdę przekonująca, a obaj autorzy są młodzi stażem więc siłą rzeczy mają mniej czytelników niż ja i nie każdy mógł mieć okazję trafić na ich analizy, a naprawdę warto. Ponieważ hipoteza jest porozrzucana w różnych miejscach, postaram się tu ją zebrać i skleić, mam nadzieję, że mi autorzy wybaczą ingerencję w ich tekst, bo nie obiecuję, że uda mi się to zrobić tylko dosłownymi cytatami. Z góry też przepraszam jeśli wtrącając swoje trzy grosze zepsuję hipotezę zamiast ją uzupełnić.

Jak pamiętamy, pierwszą podaną godziną katastrofy była 8:56, ta godzina funkcjonowała jako pół-oficjalny czas katastrofy bardzo długo, na tyle długo, żeby móc przypuszczać, że nie była to zwykła pomyłka (taką by szybko sprostowano), ale celowa dezinformacja. Ewentualnie pomyłka całkiem nieprawdopodobna, ale być może teoretycznie możliwa. Dzisiaj, gdy już wiemy, o której polski samolot naprawdę się rozbił, pierwsze relacje odnoszące się do - jak już wiemy - nieprawdziwej godziny katastrofy rzucają na nią nowe światło.

***

Tommy Lee: Według ostatnich wiadomości, możemy z dużą pewnością określić godzinę katastrofy na 8:40, podczas gdy dotychczasowa oficjalna wersja mówiła o godzinie 8:56. Należy przypuszczać, że ta rozbieżność nie jest przypadkowa, coś się za nią kryje. Tu, jako wyjaśnienie, pojawia się zagadkowe podejście do lądowania rosyjskiego samolotu transportowego (prawdopodobnie Ił-76) przed planowanym lądowaniem Tu-154. Informacje o tym zdarzeniu sprowadzają się do tego, że próbował on wylądować ale odbił się od lotniska, wykonał ryzykowny manewr przechylenia się na skrzydło, prawie zahaczając o ziemię, a następnie odleciał do Moskwy. Jednak o której godzinie to było? Tu relacje są różne, na pewno po lądowaniu polskich dziennikarzy (godzina 7:20) a przed katastrofą naszego samolotu. Na podstawie tych relacji [rozmaitych relacji świadków zaraz po katastrofie, wskazujących czas nieudanego lądowania IŁ-a] możemy śmiało twierdzić, że podejście Ił-76 do lądowania nastąpiło między 8:30 a 8:40. Moja hipoteza brzmi: była to 8:40, czyli wtedy, gdy rozbił się polski samolot! Oba samoloty podchodziły do lądowania w tym samym czasie! To wyjaśniałoby dlaczego Tu-154 nagle obniżył lot, wcześniej podchodząc prawidłowo. Piloci zobaczyli na kursie kolizyjnym inny samolot, musiał być wyżej od ich pozycji, wobec czego awaryjnie wykonali manewr jego ominięcia schodząc w dół. Dalszy przebieg wypadków, jak wspomniałem, jest mniej więcej znany.

A oto inne argumenty za tą hipotezą:
- Samolot Ił-76 krążył długo nad lotniskiem jakby na coś czekał,
- Kontrolerzy lotów uciekali co sił i milicja ich ledwo złapała. W takiej sytuacji doskonale bowiem wiedzieli, co się stało i jaki był zakres winy Rosjan,
- Na jednym z filmów pan Wiśniewski mówi, że w czasie jego pobytu w hotelu kamera stała na oknie i pracowała cały czas od chwili wylądowania pierwszego samolotu, zakładam że chodzi o Jak-40. Przez ten czas nie słyszał, by inny samolot podchodził do lądowania, a wiemy że Ił-76 próbował lądować. Można to wytłumaczyć w ten sposób, że samoloty były bardzo blisko siebie przez co odgłos ich silników zlewał się. Jeżeli moja hipoteza jest prawdziwa to przelot samolotu Ił-76 nad lotniskiem powinien nastąpić prawie jednocześnie z katastrofą.
- Pan Wiśniewski wspominał (...) w swej pierwszej relacji o dziwnym dźwięku silników. Więc może był to odgłos dwóch samolotów,
- Z innych relacji Pana Wiśniewskiego, który był w hotelu, wiemy, że słyszał on odgłos wybuchu lub uderzenia. Nie znam takich relacji od dziennikarzy, którzy byli na lotnisku. Może nie słyszeli wybuchu ponieważ właśnie przelatywał Ił-76? Stąd też Pan Wiśniewski był pierwszy na miejscu katastrofy, a przecież z lotniska jest tam całkiem blisko. Sądzę, że osoby na lotnisku nic nie wiedziały o katastrofie, bo jej nie słyszały, do czasu włączenia syren.

***

Sarthran8: Coraz bardziej zagadkowo wygląda kwestia Ił-76 usiłującego lądować w Smoleńsku chwilę przed Tutką. Sama kwestia kilkukrotnego (2 lub 4 razy) podejścia do lądowania Ił-76 jest dobrze udokumentowana relacjami naocznych świadków. Ujawniona wczoraj informacja o innym niż dotychczas czasie katastrofy Tutki, powoduje, że w krytycznym czasie mamy dwa duże samoloty odrzutowe, w trudnych warunkach pogodowych, słabej kontroli naziemnej (mające dokładnie takie same warunki zewnętrzne) w rejonie lotniska, wykonujące manewr lądowania. Narzuca się kilka konkluzji:

- "Przesunięcie w czasie" dolotu naszej Tutki do lotniska na godz. 08.30-08.40, każe zastanowić się nad zasadnością wielokrotnie powtarzanej informacji o "skrajnie trudnych" warunkach na lotnisku. Warunki były trudne, ale fakt, że dwóch pilotów (rosyjskiego Ił-76 i polskiego Tu-154) niezależnie od siebie, na podstawie własnej oceny i doświadczenia, podjęło decyzje o podjęciu lądowania (Ił-76 kilkukrotnie) sugeruje, że warunki lądowania były dużo lepsze niż to wynika z przekazu medialnego. Gdyby warunki były tak skrajnie trudne, to logiczne jest założenie, ze żaden pilot (a szczególnie pilot Ił-76, znający doskonale uwarunkowania tego lotniska) nie próbowałby lądowania. Szczególne znaczenie ma fakt, ze pilot Ił-76 próbował podejścia kilkukrotnie (!!!!). Należy założyć więc, że w jego ocenie manewr ten był wówczas zasadny i bezpieczny. Można by założyć, że pilot rosyjskiego samolotu podjął taką decyzję ponieważ opierał się na wskazaniach rosyjskiego odpowiednika ILS, do której pilot Tu-154 nie miał dostępu i dlatego usiłował lądować. Skoro tak, to należałoby zadać pytanie: dlaczego nie wylądował? Skoro system ten pozwala na lądowanie w warunkach zerowej widoczności.

- Fakt kilkukrotnego podejścia do lądowania rosyjskiego pilota falsyfikuje pojawiające się informacje, jakoby pilot polskiego Tu-154 podjął lądowanie na skutek wywieranych na niego nacisków. Skoro pilot Ił-76, nie będąc pod "przymusem" takim jak pilot Tu-154 mógł się znajdować, zdecydował się na lądowanie i próbował uczynić to kilkukrotnie, teza o lądowaniu Tu-154 na skutek nacisku na naszego pilota ze strony pasażerów staje się coraz mniej prawdopodobna. Logika nakazuje założyć, że obaj piloci bazując na takich samych danych podejmą podobną decyzję.

***
Moim zdaniem taki scenariusz nie tylko trzyma się kupy ale także tłumaczy niektóre niewyjaśnione wątki, jak błędna godzina katastrofy czy fałszywa informacja o czterech próbach lądowania Tu-154 (według niektórych relacji to Ił-76 próbował kilka razy, najwyraźniej w tak krótkim odstępie czasowym od katastrofy, że świadkom się to "zlało"). Nie chcę puszczać wodzów fantazji, ale być może Rosjanie początkowo sądzili nawet, że samoloty się zderzyły i podawana w pierwszej chwili liczba ofiar to suma pasażerów Tu-154 i Ił-67?

Nie jest to oczywiście jedyna hipoteza warta rozważania, ale z pewnością bardzo interesująca, chyba trudno się do niej przyczepić. Wrzucam ją więc, zachęcając do lektury:

Blog Łukasza Warzechy
Blog Tommy Lee
Blog Sarthran8

anonim, April 29, 2010 07:59 Skomentuj komentarz


„Zamach” - słowo tabu - 2010-04-19 14:42

Źródło: http://lukaszwarzecha.salon24.pl/172598,zamach-slowo-tabu

10 kwietnia był takim wstrząsem, że można częściowo zrozumieć, iż przez ostatni tydzień stosunkowo niewiele mówiło się o możliwych przyczynach katastrofy prezydenckiego samolotu. Pora zacząć domagać się odpowiedzi.

Na początek kilka uwag ogólnych. W przypadku każdej katastrofy lotniczej, a już z całą pewnością katastrofy, w której ginie wielu ważnych polityków, w tym znaczna część tych, którzy odpowiadali za prowadzenie określonej polityki zagranicznej wobec ościennego państwa, z którym stosunki bywają trudne, a które dalekie jest (wbrew bajaniom ministra spraw zagranicznych) od demokracji, normalne byłoby uznanie zamachu za jedną z podstawowych hipotez. Po katastrofie tupolewa słowo „zamach” zostało uznane za tabu.Nie wiem, czy którykolwiek z przedstawicieli władz użył go choćby raz w oficjalnej wypowiedzi, nawet po to, aby poinformować, że i to brane jest w śledztwie pod uwagę i że na obecnym etapie nie ma powodu, aby tę hipotezę uznać za prawdopodobną.

Niektórzy w gorącej wodzie kąpani zwolennicy Prezydenta Kaczyńskiego wydają się mieć już pewność, że zamach miał miejsce. Jego przeciwnicy z kolei a priori uznali, że na pewno mieliśmy do czynienia z wypadkiem; no, może jeszcze z niewielkim udziałem samego Lecha Kaczyńskiego, który na pewno zmuszał pilotów do lądowania. Obie postawy są nieracjonalne. Racjonalne i wskazane jest w tym momencie stawianie pytań, wyłapywanie wątpliwości i domaganie się odpowiedzi.

Uprawnia nas do tego nie tylko zasada, że zamach powinien być jedną z hipotez niejako z automatu, ale też czysto hipotetyczne rozważenie zysków i strat, jakie mogłyby dotyczyć potencjalnych sprawców. Polska, przez swoje zaangażowanie choćby w Afganistanie, może się teoretycznie stać celem klasycznych islamskich terrorystów i również tej hipotezy nie można wykluczać. Bardziej oczywista jest jednak hipoteza o jakiejś formie rosyjskiego udziału w katastrofie. Sceptycy lekceważąco stwierdzają, że Lech Kaczyński nie stanowił już żadnego zagrożenia dla ewentualnych planów rosyjskiej ekspansji (oczywiście nie militarnej, Rosja posługuje się innymi metodami), bo przecież jego kadencja dobiegała końca, szanse na ponowny wybór miał małe.

To myślenie nie uwzględnia kilku czynników. Po pierwsze – małe nie oznacza: żadne. Wynik wyborów nie był w żadnym stopniu rozstrzygnięty. Po drugie– wraz z prezydentem zginęła znaczna część jego współpracowników, ludzi, którzy mieli do odegrania w polskiej polityce znaczącą rolę, a podzielali poglądy Lecha Kaczyńskiego na politykę zagraniczną oraz innych uczestników polskiego życia publicznego, którzy z rosyjskiego punktu widzenia mogli być problematyczni. Po trzecie– na pokładzie miał być także Jarosław Kaczyński, który wycofał się w ostatniej chwili. Wszystko to wystarczyłoby jako odpowiedź na pytanie cui prodest.

Trzeba też pamiętać, że fizyczna likwidacja politycznych przeciwników – coś, co w naszych europejskich głowach może się dzisiaj nie mieścić – nie jest dla rosyjskich elit rządzących niczym niezwykłym. To wręcz część rosyjskiej tradycji politycznej. Mój znajomy powtórzył mi słowa pewnego eksperta od terroryzmu, którego spytał o katastrofę: „Zrób coś tak bezczelnego, żeby nikt nie uwierzył, że to ty zrobiłeś”. W Tu 154M wszyscy byli podani jak na tacy. Gdzieś w Moskwie mogło paść pytanie, czy wolno zmarnować taką okazję.

Ale nie idźmy od razu zbyt daleko. Możliwe są trzy stopnie rosyjskiego zaangażowania w katastrofę.

1. Zwykłe niedbalstwo, bylejakość i lekceważenie. Samolot mógł się rozbić, bo kontroler na wieży mógł być pijany, a żarówki w lampach nie wkręcone.

2. Nie chodziło o doprowadzenie do katastrofy, ale o utrudnienie Prezydentowi udziału w uroczystościach poprzez uniemożliwienie mu lądowania w Smoleńsku. Gdyby polscy piloci uznali, że nie mogą tam wylądować, Lech Kaczyński musiałby lecieć do Mińska lub Moskwy, tam musiałby zostać zorganizowany transport, trzeba by przejechać kilkaset kilometrów i cała ceremonia zostałaby rozwalona. Dodatkowo Janusz Palikot mógłby znowu kpić, że Lech Kaczyński nawet do Katynia nie potrafi zdążyć. Katastrofa byłaby zatem swoistym „wypadkiem przy pracy”.

3. Chodziło o to, aby samolot się rozbił. Tu istnieją dwie możliwości: albo sprawa odbywała się za wiedzą najwyższych władz, albo była inicjatywą którejś ze zwalczających się frakcji w rosyjskiej elicie władzy, mającą potencjalnie zaszkodzić przeciwnikom być może bardziej niż Polsce.

Wśród wielbicieli teorii spiskowych krąży niestety całe mnóstwo kompletnie nieprawdopodobnych hipotez, które sprawiają, że łatwo wykpić tych, co stawiają zasadne pytania. Kwintesencją tej szkodliwej roboty jest legenda, jaką otoczony jest filmik, nakręcony telefonem komórkowym przez jakiegoś Rosjanina, który trafił na miejsce katastrofy prawdopodobnie kilka minut po niej. Także w Salonie24 pełno jest egzegez tego materiału. Gdyby im uwierzyć, trzeba by przyjąć, że po katastrofie część pasażerów przeżyła, była w stanie chodzić, a nawet dość donośnym głosem nakazywać sobie spokój, zaś po lesie dziarsko biegały oddziały rosyjskich morderców, strzałami z pistoletów, przy wielu świadkach (i kręcącym filmik), dobijając rannych. Egzegeci filmiku słyszą na nim błaganie „Nie zabijajcie nas!” oraz widzą machające lub czołgające się postacie.

W rzeczywistości filmik jest tak kiepskiej jakości, że usłyszeć można na nim i zobaczyć dosłownie wszystko, co się chce. Dopiero obróbka specjalistycznymi programami, którymi dysponują jedynie służby specjalne, mogłaby dać odpowiedź, czy widać na nim coś podejrzanego czy nie. Żaden zdrowo myślący sceptyk nie zobaczy tam nic niezwykłego. Polskie nawoływania to prawdopodobnie głosy delegacji z ambasadorem Bahrem na czele, a strzały to milicjanci, odstraszający gapiów. I tyle. Rosjanie zaś musieliby być niespełna rozumu, aby najpierw zadać sobie trud doprowadzenia do katastrofy, a potem wysyłać na miejsce, położone obok ruchliwej drogi, oddział siepaczy do dobijania rannych.

Apeluję więc o pozostawienie na boku teorii z dziedziny fantastyki, a zajęcie się pytaniami, które faktycznie budzą wątpliwości. Wiemy już raczej na pewno, że bezpośrednią przyczyną katastrofy był fakt, iż samolot znalazł się zbyt blisko ziemi. Pozostaje wyjaśnić, czemu się tak stało. Żadne z dotąd przedstawionych wytłumaczeń nie jest przekonujące. Początkowe zwalanie winy na mgłę nie przekonuje. Mieliśmy pilota, który lądował na tym lotnisku dwa dni wcześniej jako drugi, miał tysiące godzin doświadczenia, a sam samolot wyposażony był w dwa wysokościomierze i system TAWS, mierzący odległość od ziemi na podstawie zawartych w pamięci danych o ukształtowaniu terenu wokół lotnisk na całym świecie. Lotnisko w Smoleńsku też powinno tam być. TAWS jest tak skuteczny, że podobno od pięciu lat żaden wyposażony w niego samolot nie rozbił się przy lądowaniu.

Najnowsze wyjaśnienia strony rosyjskiej są kompletnie niedorzeczne. Mówią o tym, że pilot nie wziął pod uwagę specyficznych cech rosyjskiej maszyny. Kapitan samolotu prezydenta miał na nim wylatane dobrze ponad 1000 godzin. Piloci z rządowego pułku to najlepsi fachowcy w Polsce. Sugerowanie, że mogli nie znać zachowań kierowanej przez siebie maszyny jest niepoważne.

Poniżej umieszczam listę pytań, które budzą moje wątpliwości. Nie wykluczam, że część spośród nich ma całkiem racjonalne, przypadkowe wyjaśnienia, których nie znam m.in. dlatego, że wymagają specjalistycznej wiedzy, niemniej uważam, że na wszystkie powinniśmy uzyskać odpowiedź.

1. Z jakiego powodu już kilkadziesiąt minut po katastrofie strona rosyjska zaczęła przedstawiać bardzo daleko idące tezy, dotyczące przebiegu wypadku, które następnie nie znalazły potwierdzenia (m.in. teza o pięciokrotnej próbie podejścia do lądowania)?

2. Czy z punktu widzenia meteorologii wytłumaczalna jest sytuacja, w której mgła pojawia się nie rano, ale później, przy generalnie nie zmienionych warunkach? Mgły zwykle zalegają rano (czyli np. w porze lądowania jaka z dziennikarzami), a następnie ulegają rozproszeniu. Sytuacja odwrotna wydaje się niezwykła.

3. Czy nad lotniskiem zalegała mgła czy też mieliśmy tylko do czynienia z niską podstawą chmur?

4. Jaki był cel czterokrotnego okrążenia lotniska przez polskiego pilota? Tu istnieją bardzo rozbieżne wersje, włącznie z tym, że samolot zrzucał paliwo.

5. Czy wiemy coś o działaniu systemów pomiaru wysokości w tupolewie?

6. Jak wygląda elektroniczna mapa lotniska w Smoleńsku, zawarta w systemie TAWS?

7. Jak wyglądała kwestia dostępu przedstawicieli RP do miejsca katastrofy? Jak szybko Polacy mogli włączyć się w prace nad zabezpieczeniem szczątków maszyny?

8. Jak ścisła była kontrola strony polskiej nad tym, co robiła strona rosyjska na miejscu?

9. Dlaczego polski rząd nie zaproponował powołania międzynarodowej komisji ds. zbadania katastrofy?

10. Jakie jest wyjaśnienie kwestii dwóch „dodatkowych” ciał, znalezionych ma miejscu katastrofy (pisała o tym „Rzeczpospolita”)?

11. Czy to prawda, że po wizytach Tuska i Putina została zdemontowana dodatkowa aparatura naprowadzająca? Jeśli tak, to dlaczego i czy mogłaby ona pomóc pilotowi prezydenckiego samolotu w lądowaniu?

12. Dlaczego strona polska nie postawiła żądania, aby wszystkie odnalezione ciała zostały natychmiast przetransportowane do Polski, gdzie równie dobrze można by – przy współudziale rosyjskich śledczych – dokonać ich identyfikacji?

13. W jakim zakresie przedstawiciele Polski mogli mieć kontrolę nad tym, jak przebiegało poszukiwanie ciał oraz nad tym, jaki był los tych już odnalezionych?

14. Dlaczego nie było ani jednej sekcji zwłok?

15. Andrzej Seremet stwierdził, że piloci mieli świadomość, iż samolot się rozbije, jakieś trzy do pięciu sekund przed katastrofą. Najnowsze informacje (dziś znów dementowane) mówią o tym, że „szum” z kabiny pasażerskiej narastał na nagraniu z czarnej skrzynki kilkadziesiąt sekund przed katastrofą, co może świadczyć o tym, że pasażerowie już wówczas mieli świadomość, iż coś przebiega nie tak. Co mogło spowodować taką reakcję kilkadziesiąt sekund przed rozbiciem się maszyny?

16. Jak wytłumaczyć niespójne i rozbieżne wypowiedzi rosyjskiego kontrolera lotów ze Smoleńska na temat przebiegu lądowania?

17. W jakim stopniu od komunikacji z wieżą zależał przebieg lądowania?

18. Jakie są wnioski z analizy wspomnianego wyżej filmu (prokuratura miała go badać, rezultatów nie znamy do dziś).

19. Jak ścisłą kontrolę strona polska sprawowała nad czarnymi skrzynkami? Czy hipotetycznie strona rosyjska mogła dokonywać w nich manipulacji? Dlaczego skrzynki trafiły do Moskwy, a nie do Warszawy?

20. Jaki wpływ na przebieg śledztwa mogło mieć to, że na czele komisji stanął Władimir Putin? Czy to nie paraliżowało np. zgłaszania uwag przez stronę polską i czy nie oznaczało to upolitycznienia komisji? Czy to normalne, że na czele komisji ds. zbadania wypadku lotniczego staje premier państwa?

21. Jak wyglądały procedury kontroli rządowych samolotów po wizytach remontowych w Rosji? Czy strona polska brała pod uwagę możliwość ingerencji w jakiekolwiek układy i instalacje samolotu przez Rosjan? (Te wątpliwości były w przeszłości podnoszone wiele razy, ale po katastrofie jakoś zamilkły.)

22. Czy polscy śledczy przeprowadzili wizję lokalną na miejscu? Czy mieli możliwość przesłuchania okolicznej ludności np. w celu zorientowania się, czy w pobliżu lotniska w czasie lądowania tupolewa działo się cokolwiek podejrzanego (parkował jakiś budzący podejrzenia pojazd, widać było jakąś niezwykłą aktywność itp.)?

23. Czy została podjęta próba dotarcia do autora wspomnianego filmiku, umieszczonego w Internecie?



Podobnych pytań zebrałoby się zapewne sporo więcej (wyłączając te naiwne lub mało rozsądne). Niestety, zachowanie polskiego rządu sprawia jak najgorsze wrażenie. Samo unikanie słowa „zamach” każe sądzić, że została podjęta polityczna decyzja, aby tego wątku w ogóle w śledztwie nie uwzględniać, a jeśli nawet, to wyłącznie nieoficjalnie, co oznacza, że gdyby miało się okazać, iż Rosjanie odegrali jednak w katastrofie jakąś rolę, to i tak wszystko to zostanie zamiecione pod dywan.

Obawiam się, że lukier rzekomego polsko-rosyjskiego porozumienia ma przykryć wszelkie żądania wyjaśnienia wątpliwości. Bredzenie Radosława Sikorskiego o „emocjonalnym przełomie” we wzajemnych stosunkach pokazuje, jaka jest obowiązująca oficjalnie linia.

anonim, April 29, 2010 08:00 Skomentuj komentarz


Ił-76 - drugie podejście

http://tommy.lee.salon24.pl/174472,il-76-drugie-podejscie

W poprzedniej swojej notce postawiłem hipotezę, że przyczyną katastrofy w Smoleńsku było jednoczesne podejście do lądowania samolotu prezydenckiego i rosyjskiego Ił-76. Wskazałem w niej na wiadomości, które pozwalały na umieszczenie obserwowanego przez dziennikarzy podejścia do lądowania drugiego samolotu w zakresie czasu 8:30 - 8:40. Łatwo też można znaleźć inne wiadomości mówiące o tym okresie.

Bloger Przemek Piętak w komentarzu zwrócił jednak moją uwagę na fragment relacji Piotra Ferenca-Chudego w "Gazecie Polskiej":

"Tuż po zejściu z trapu ukazuje się niecodzienny widok - rosyjski transportowiec Ił, lecąc nad lotniskiem, nagle zwiększa ciąg i rozpoczyna manewr w bok. Tak go wygięło, że jednym ze skrzydeł omal nie zaorał ziemi. Niewiele brakowało do wypadku"

Inną informację, jaką znalazłem na ten temat (link) przekazał Jan Mróz z TVN 24:

"Gdy nasza maszyna odkołowała, z chmur wynurzył się Ił-76 z oddziałem Federalnej Służby Ochrony, który miał obsługiwać ceremonię w Katyniu"

Relacje te budzą mój niepokój, jeśli chodzi o prawdziwość hipotezy jaką przedstawiłem. Kluczowy dla niej jest bowiem czas przelotu Iła-76 nad lotniskiem. Sformułowania: "tuż po zejściu z trapu", " gdy nasza maszyna odkołowała" są bardzo nieprecyzyjne jednak mogą oznaczać czas mniejszy niż 1 godzina i 20 minut jakie pozostały do czasu katastrofy. Wiemy bowiem, że polscy dziennikarze wylądowali w Smoleńsku około godz. 7:20. O ile drugie z określeń czasu ostatecznie można pogodzić z zakresem czasu 8:30 - 8:40 (wypakowanie się dziennikarzy, odkołowanie Jaka-40, potem pojawia się Ił-76, kołuje nad lotniskiem a potem próbuje lądować) o tyle pierwsze sugeruje dużo mniejszy czas.

Powyższe relacje nie przekreślają mojej hipotezy, ponieważ wymagają doprecyzowania, stawiają jednak znak zapytania. Zastanawiałem się, czy da się pogodzić moje przypuszczenia z ewentualnym wcześniejszym niż czas katastrofy, zagadkowym manewrem Iła-76 nad lotniskiem. Po zbadaniu zasobów internetu, okazuje się, że również w takim wypadku można przedstawić logicznie spójną wersję hipotezy o zbliżeniu się dwóch samolotów jako przyczyny katastrofy.

Spójrzmy najpierw tu:

"na pół godziny przed lądowaniem samolotu prezydenckiego (...) miał wylądować wojskowy Ił-76 (...) Dwa razy podchodził do lądowania. W końcu zawrócił na moskiewskie Wnukowo."

(ostatnia aktualizacja 2010-04-10 20:36)

lub tu

"Wyjaśnienia również wymaga obecność nad lotniskiem w Smoleńsku tuż przed katastrofą tajemniczego samolotu Ił- 76, który odleciał po wykonaniu czterech podejść do lądowania"

lub tu:

"Źródła wojskowe podają, że 15 minut przed lądowaniem prezydenckiego samolotu służby kontrolne lotniska zabroniły lądować wojskowemu Ił-76 ze względu na złe warunki."

(dodano: 11 kwietnia 2010, 9:24 )

lub tu:

"Jeśli lądowanie jest niemożliwe, leci się na lotnisko zapasowe, gdzie pogoda jest lepsza (...). Taką decyzję kilkanaście minut przed lądowaniem prezydenckiego tupolewa podjęli piloci Iła-76 z funkcjonariuszami rosyjskiego BOR-u"

(data 2010-04-12)

z kolei w wywiadzie z rosyjskim kontrolerem lotu:

"- Przed samolotem polskiego prezydenta naprowadzaliśmy jeszcze dwa inne - potwierdza Murawiew. - Pierwszy lądował Jak-40. Usiadł szybko, bez problemów. Jako drugi powinien był lądować Ił-76. Ale widoczność na pasie była już niedostateczna i załoga podjęła decyzję przelotu na lotnisko zapasowe. Samolot bezpiecznie wylądował w porcie Wnukowo "

(dodano: 13 kwietnia 2010, 7:15 )

Co z tego wynika? Otóż, w krótkim czasie po katastrofie powszechne było przekonanie że Ił-76 dwa razy podchodził do lądowania, zauważmy że poźniej kontroler już o tym nie wspomina. Pokutowała również wtedy wersja, że polski samolot cztery razy podchodził do lądowania lub okrążał lotnisko. Być może został on pomylony z maszyną rosyjską kołującą nad lotniskiem. Wciąż jednak podawane są informacje, że Ił-76 zrezygnował z lądowania około 8:30 lub lub kilkanaście minut przed "lądowaniem" Tu-154.

Ostatecznie można przyjąć taką wariację mojej pierwotnej hipotezy: przed godziną 8:00 Ił-76 podejmuje pierwszą próbę lądowania lub symuluje lądowanie, następnie krąży na lotniskiem i próbuje lądować drugi raz równocześnie z polskim samolotem


anonim, April 29, 2010 08:01 Skomentuj komentarz


Jak to sobie Il-76 nad Smolenskiem fruwal... 2010-04-25 03:42

Źródło: http://sarthran8.salon24.pl/174488,jak-to-sobie-il-76-nad-smolenskiem-fruwal


Coraz bardziej zagatkowo wyglada kwestia Il-76 usilujacego ladowac w Smolensku chwile przed Tutka:

Sama kwestia kilkukrotnego (2 lub 4 razy, patrz przypis) podejscia do ladowania Il-76 jest dobrze udokumentowana relacjami naocznych swiadkow. Ujawniona wczoraj informacja o innym niz dotychczas czasie katastrofy Tutki, powoduje, ze w krytycznym czasie mamy dwa duze samoloty odrzutowe, w trudnych warunkach pogodowych, slabej kontroli naziemnej (majace dokladnie takie same warunki zewnetrzne) w rejonie lotniska, wykonujace manewr ladowania.

Narzuca sie kilka konkluzji:

Uwaga 1: "przesuniecie w czasie" dolotu naszej tutki do lotniska na godz. 08.30-08.40, kaze zastanowic sie nad zasadnoscia wielokrotnie powtarzanej informacji o "skrajnie trudnych" warunkach na lotnisku. Warunki byly trudne, ale fakt, ze 2 pilotow (rosyjskiego Il-76 i Tu 154) niezaleznie od siebie na podstawie wlasnej oceny i doswiadczenia, podjelo decyzje o podjeciu ladowania (Il-76 kilkurotnie) sugeruje, ze warunki ladowania byly duzo lepsze niz to wynika z przekazu medialnego. Gdyby warunki bylyby tak skrajnie trudne, to logiczne jest zalozenie, ze zaden pilot (a szczegolnie pilot Il-76, znajacy doskonale uwarunkowania tego lotniska) nie probowalby ladowania. Szczegolne znaczenie ma fakt, ze pilot Il-76 probowal podejscia kilkurotnie(!!!!). Nalezy zalozyc wiec, ze w jego ocenie manewr ten byl wowczas zasadny i bezpieczny.

Moznaby zalozyc iz pilot rosyjskiego samolotu podjal taka decyzje poniewaz opieral sie na wslazaniach rosyjskiego odpowiednika ILS do ktorej pilot Tu-154 nie mial dostepu i dlatego usilowal ladowac. Skoro tak to nalezaloby zadac pytanie: dlaczego nie wyladowal? Skoro system ten pozwala na ladowanie w warunkach zerowej widocznosci.

Uwaga2: Fakt kilkukrotnego podejscia do ladowania rosyjskiego pilota falsyfikuje pojawiajace sie informacje, jakoby pilot polskiego Tu 154 podjal ladowanie na skutek wywieranych na niego naciskow. Skoro pilot Il-76,nie bedac pod "przymusem" takim jak pilot Tu-154 mogl sie znajdowac, zdecydowal sie na ladowanie i probowal uczynic to kilkukrotnie, teza o ladowaniu Tu154 na skutek nacisku na naszego pilota ze strony pasazerow staje sie coraz mniej prawdopodobna.

Logika nakazuje zalozyc, ze obaj piloci bazujac na takich samych danych podejma podobna decyzje.

Uwaga 3: Nie jestem przekonany czy o tym pisac, ale fakt ten zaryl mi sie w pamieci i nie daje mi spokoju. Z przakazow medialnych zaraz po katastrofie swiadkowie wspominali, ze ow Il-76 podczas ostatniego podejscia wykonal "dziwny" manewr z ostrym przechylem na lewe skrzydlo i prawie sie rozbil. Opis tego manewru jaki wykonal Il-76 jest podejrzanie podobny do opisu wypadku Tu-154. Z wypowiedzi specjalistow od lotnictwa wiem, ze na podejsciu do ladowania nie wykonuje sie zadnych gwaltownychmanewrow.

W common law w dowodzeniu poszlakowym jest zasada: "single unusual event is a coincidence but two such such events make a pattern" (jeden dziwny wypadek to przypadek, dwa czynia wzor, zasade).

Troche teorii spiskowej na koniec: czy zakladajac ingerencje "osob trzecich" w wypadek Tutki, mozliwe jest ze Ila-76-go, na jego ostatnim dolocie do lotniska, pomylono z Tu 154 i "poczestowano" czyms co bylo przeznaczone dla Tutki. Moze wlasnie to bylo przyczyna tego, ze nie udalo mu sie wyladowac oraz jego dziwnych manewrow na dolocie. Wydaje sie, ze prokuratorzy powinni przesluchac pilota tego samolotu, chociazby po to, zeby ustalic jakie byly rzeczywiste warunki ladowania.

W natloku informacji i deinformacji trudno jest odroznic przyczyne od skutku a to moze miec kapitalne znaczenie dla wyjasnienia przyczyn tej katastrofy.

Przypis: ilosc podejsc

dwukrotne podejscie:

wyborcza.pl/1,75478,7752565,Nikt_nie_przezyl_katastrofy_w_Smolensku.html

lub czterokrotne:

www.glos.com.pl/index.php

Andrzej S, April 29, 2010 11:46 Skomentuj komentarz


Ktoś opublikował filmik z ciekawym eksperymentem, z którego wynika, że informacja o katastrofie była przygotowana jeszcze przed katastrofą. Żeby go zobaczyć, niestety trzeba przeczekać reklamy. Nie wiem co o tym sądzić, ale po 11 września roku pamiętnego juz nic mnie nie dziwi.

http://www.itv24.com.pl/film/891/oredzie_w_tvp_info_przed_katastrofa_tu-154/

ky, May 11, 2010 14:06 Skomentuj komentarz


11 HIPOTEZA

0. Wyjazd Lecha Kaczyńskiego był jego prywatnym wyjazdem, rozpoczynającym na dobre kampanię wyborczą - rząd go nie delegował, sam wszystko zorganizował.
1. Gdyby nie katastrofa w smoleńsku to Lech Kaczyński nie miałby szans na reelekcję. Jarosław również. Było to wyraźnie widać w sondażach i nastrojach.
2. Wielu osobom dopiero po katastrofie "otworzyły się oczy" i zobaczyli, że Lech Kaczyńskie był wspaniałym prezydentem, i ze jest "równy królom".
3. Bez katastrofy mieliby L.Kaczyńskiego za kiepskiego prezydenta no i na pewno nie byłby "równy królom"
4. Najwięcej zyskał na katastrofie PiS - praktycznie cała kampania jest na niej zbudowana.
5. Również większość argumentów politycznych odwołuje się do katastrofy - np. IPN do trybunały bo "testament" L.K.
6. Jarosław po stracie brata od razu z werwą przystąpił do kampanii i trzeba przyznać prowadzi ją bardzo dobrze, bazując na śmierci brata i pozostałych osób. Zorganizował nawet pochówek na Wawelu - wiadomości w mediach o tym były już w poniedziałek rano więc rozmowy musiałby być wcześniej.
7. Przestępstwa popełnia ten kto ma z przestępstwa korzyść, a jeżeli dotyczy ono rodziny to zabójcą zwykle jest zamkniętym w sobie typem, który ma problemy z relacjami z bliski osobami, ale za to jak cyborg potrafi bez emocji realizować swoje cele.

Myślę, że w podobnej sytuacji ktoś kto odniósł największą korzyść i nie przejawia objawów traumy tylko korzysta ile może na czyjejś śmierci zostałby uznany za pierwszego kandydata na podejrzanego. W sprawach gdy coś dzieje się wewnątrz rodziny, to takie osoby okazują się zwykle zabójcami, a nie ktoś z zewnątrz.

anonim, May 12, 2010 01:16 Skomentuj komentarz


Błąd masz w pierwszym punkcie, więc potem już wszystko jest błędem.

1. Polskę reprezentuje prezydent nie premier (patrz konstytucja), więc na uroczystości rocznicowe to on miał tam jechać i tam jechać planował od dawna, bo od dawna było o tym wiadomo (ja wiedziałem od stycznia a nie interesuje się tym bardzo). Pisząc, że "rząd go nie delegował" przeginasz - przecież piszesz o prezydencie.

2. Czy to był element jego przyszłej kampanii? Trudno powiedzieć, bo dużo do tej kampanii jeszcze było czasu a decyzji nie podjął i nie ogłosił. Ale można powiedzieć, ze każde działanie urzędującego jest elementem kampanii więc mów tak bo to nie jest żaden argument.

3. Putinowi mogło się odmienić - wszak ludzie zmieniają poglądy. Rok temu publicznie mówił, że "Rosja nie musi za nic przepraszać". We wrześniu na Westerplatte mówi coś strasznego a tu w lutym zmiana i zaprasza do Katynia na uroczystości premiera polskiego rządu. Fakt, że to on jest premierem Rosji więc nie wypadało aby zapraszał prezydenta ale chyba jego dyplomacie znają konstytucje Polski a wyjazd do Katynia to nie jest spotkanie w sprawie umowy gospodarczej właściwe dla premierów.

4. Jak Putin zaprosił Tuska to wielu ludzi zauważyło, że zagranie było co najmniej piękne. Naprawdę piękna ingerencja w sprawy Polskie - oczywiście przed wyborami. Rosja ma świetnych dyplomatów! Putin wie jak się to robi, tylko w Polsce nie mógł tego robić tak jak na Ukrainie.

I zobacz - odpowiedzią wielu polskich polityków było milczenie i danie MZS zadania aby to jakoś rozegrać. I rozegrali dobrze - dwie wizyty. Oczywiście było kilku pyskaczy, którzy tym też próbowali konflikt PO i PiS rozgrywać ale głowni politycy obu partii milczeli i to było fajne.

* * * * *

Ale rozumiem hipotezę - Jarosław przekonuje brata aby wszedł do kabiny pilota i powiedział do tej małpy w czerwonym "ląduj dziadu", po czym chwycił za ster i się rozwalił czyniąc z siebie, kochanej żonki, prezydenta Kaczorowskiego i jeszcze kilku prawicowych męczenników. Cel miał prosty - zostać pochowany na Wawelu aby Jarek mógł sobie porządzić.

Dla Jarka to bułka z masłem, bo żądza władzy jest głównym motorem jego działania - musi tylko wytrenować minkę aby był na niej smutek i ubrać się w czarny mantel dla wzmocnienia efektu PRowego.

Może być. Jest fajnie.

W.

anonim, May 12, 2010 09:32 Skomentuj komentarz


Podobna do Twoje tezy pojawia się tu:

http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/01/siodmy-wariant/

Ponoć generał Janicki, szef BOR, z stwierdził, że "wizyta była nieoficjalna, ale traktowana jak oficjalna". Ja oficjalnie nie wiem co to znaczy.

anonim, May 29, 2010 21:14 Skomentuj komentarz


Za słabo znam angielski ale na pierwszy rzut oka jest to potwierdzenie informacji zawartej w pismach oszołomów.

Jak to dobrze, że w Internecie jest usługa Archive....

******************
http://web.archive.org/web/20060413084020/http://www.news24.com/Content_Display/TRC_Report/2chap6a.htm

1 On 19 October 1986, the Mozambican presidential aircraft, a Tupolev TU 134A-3 was returning from Zambia after the Lusaka Summit to be in time for Ms Graça Machel’s birthday. President Samora Machel and ...


******************
http://en.wikipedia.org/wiki/Mozambique#Conflict_and_civil_war

On October 19, 1986 Samora Machel was on his way back from an international meeting in Zambia in the presidential Tupolev Tu-134 aircraft when the plane crashed in the Lebombo Mountains, near Mbuzini. There were ten survivors but President Machel and thirty-three others died, including... Zobacz więcej ministers and officials of the Mozambique government. The United Nations' Soviet Union delegation issued a minority report contending that their expertise and experience had been undermined by the South Africans. Representatives of the Soviet Union advanced the theory that the plane had been intentionally diverted by a false navigational beacon signal, using a technology provided by military intelligence operatives of the South African government.
kilka sekund temu ·

anonim, May 29, 2010 21:17 Skomentuj komentarz


To był zamach – mówią eksperci polski i niemiecki
Gazeta Polska, 27-05-2010
il.
il. "GP"

http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/54/3007/to-byl-zamach-mowia-eksperci-polski-i-niemiecki

lm, wg, "Gazeta Polska"

Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, potwierdza niemal ze stuprocentową pewnością tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu. Oznaczałoby to, że Lech Kaczyński z małżonką i pozostałe 94 osoby na pokładzie zostały zamordowane
Raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), zaprezentowany w Moskwie przed kamerami telewizyjnymi, za katastrofę pod Smoleńskiem obarcza winą polskich pilotów, pozostawiając przy tym miejsce dla domysłów, że załoga uległa naciskom któregoś z pasażerów.
„Komisja Techniczna jednoznacznie stwierdziła – w czasie lotu nie doszło do aktu terrorystycznego, wybuchu, pożaru na pokładzie, niesprawności urządzeń technicznych samolotu. Silniki pracowały do samego zderzenia z ziemią. (...) Ustalono, ze w kabinie znajdowały się osoby niebędące członkami załogi. Głos jednej z nich dokładnie zidentyfikowano, głos innej (lub innych) poddawany jest dodatkowej identyfikacji przez stronę polską. Jest to ważne dla śledztwa” – czytamy w dokumencie. Ale mimo ogólnikowego charakteru i rażącej jednostronności w raporcie znalazły się istotne informacje, które podważają wersję Rosjan, wskazując przy tym, że tragiczna śmierć 96 Polaków – w tym prezydenta RP – wcale nie była konsekwencją nieszczęśliwego wypadku.

> Kto zmylił autopilota?
Z raportu rosyjskiego MAK wynika przede wszystkim, że samolot prezydencki podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Co ciekawe, informacji tej nie podano podczas konferencji prasowej; znajdowała się ona tylko w pisemnej wersji dokumentu.
„Wyłączenie pilota automatycznego w płaszczyźnie wzdłużnej i automatycznego regulatora ciągu nastąpiło przy próbie odejścia na drugi krąg odpowiednio na 5 i 4 sekundy przed zderzeniem z przeszkodą (drzewem), które zapoczątkowało niszczenie konstrukcji samolotu” – informują autorzy raportu. To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych (na GPS opiera się zresztą cały nowoczesny „flight management system”, w którym zintegrowane są urządzenia nawigacyjne, podłączone do komputera pokładowego).
Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, leżące obok siebie tzw. waypoints: 10 km przed pasem – wysokość 500 m, 8 km – 400 m, 6 km – 300 m, 4 km – 200 m, 2 km – 100 m – ten ostatni punkt to tzw. punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jeśli pilot nie widzi tutaj pasa startowego, to musi zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko. Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że można to zrobić w sekundę, jednym ruchem ręki. Należy zaznaczyć, że waypoints przy lądowaniu są określone inaczej dla każdego typu maszyny i nie mają nic wspólnego z tym, gdzie lądujemy.
Dziennik „Fakt”, powołując się na rosyjskiego prokuratora, który słyszał rozmowy w kokpicie, napisał kilka dni temu, że parę sekund przed tragedią piloci – dotąd spokojni – zaczęli wołać: „Daj drugi... W drugą!”. Musiał być to po prostu pierwszy moment, w którym załoga zorientowała się, że jest w złym miejscu i na złej wysokości – prawdopodobnie minęli wtedy znajdującą się tam antenę NDB lub – jak czytamy w raporcie – uderzyli w drzewo.
Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Czy byli samobójcami? Dlaczego nie reagowali na wskazania urządzeń pokładowych, które – jeśli działały bez zarzutu, jak twierdzą Rosjanie – musiały informować ich, że są na wysokości 100, a potem 70 czy 20 m? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych z komputera pokładowego, a piloci myśleli, że są znacznie wyżej.
> Strąceni fałszywym sygnałem
To, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem sygnał GPS w Tu-154 był zakłócony – co doprowadziło do błędu pozycji samolotu w pozycji horyzontalnej (160 m w lewo od osi pasa startowego oraz szacunkowo 80 m w pionie) – jest oczywiste. Inteligentną metodą takiej agresji jest meaconing, polegający na nagraniu sygnału satelity i ponownym nadaniu go (z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi samolotu. Od razu podkreślmy, że nie jest to żadna fantastyczna technika z filmów o Jamesie Bondzie: od czasu zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku na World Trade Center meaconingu używa się w prawie wszystkich krajach świata m.in. do ochrony obiektów specjalnego znaczenia, takich jak np. elektrownie atomowe czy obiekty rządowe (np. w razie ataku rakietowego).
W przypadku Tu-154 podchodzącego właśnie do lądowania wystarczyłoby niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Meaconing można „ustawić” z precyzją do 0,3 m, a do zaburzenia prawidłowego działania może dojść ze źródła oddalonego nawet o kilkadziesiąt kilometrów od samolotu. Technicznie możliwe jest również zmylenie wysokościomierza radiowego. Gdyby dodać do tego przekazanie nieprawdziwej wartości ciśnienia barometrycznego (Rosjanie nie poinformowali dotychczas, jakie ciśnienie podali dowódcy tupolewa), załoga samolotu była – nawet przy dużo lepszej widoczności niż ta, która panowała w Smoleńsku – bez szans. Charakterystyczne ukształtowanie terenu przed lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj – rozległa niecka – stanowiło dodatkową gwarancję powodzenia ataku.
Wskazania wysokości przez GPS i innych urządzeń nie były prawidłowe, ale mimo wszystko wystarczające, by uruchomić EGPWS (system ostrzegający pilotów o odległości samolotu od gruntu). Jego sygnał ostrzegawczy włącza się, gdy samolot schodzi poniżej 666 m (2000 stóp) nad ziemią. Piloci zignorowali ostrzeżenie EGPWS (jako że jego zadaniem jest ostrzegać przed zbliżającą się ziemią i robi on to za każdym razem, kiedy się ląduje) i lecieli dalej, oczekując, że za jakiś czas zobaczą pas startowy (zgodnie z procedurami pilot miał prawo podchodzić do wysokości decyzyjnej i dopiero wtedy podjąć decyzję o kontynuacji lub zaniechaniu manewru). Problem w tym, że EGWPS także opiera się na pomiarach położenia uzyskanego z odbiornika GPS i wysokości z wysokościomierza radiowego: Tu-154 wkrótce znalazł się więc nie 100, lecz 5 m nad ziemią. Piloci nie zdążyli nawet poszukać wzrokiem pasa startowego...
Jeszcze raz powtórzmy: skoro samolot leciał na włączonym autopilocie, to piloci wierzyli, że są znacznie wyżej i w innej pozycji. Samolot zaczął „nurkować”, zanim piloci przeszli na ręczne sterowanie, co oznacza, że albo doszło do awarii autopilota, albo celowego zakłócania. Komisja nie stwierdziła awarii, poza tym urządzenie będące tyle lat w eksploatacji raczej nie powinno mieć takich niespodziewanych awarii.
I nie może tu być mowy – jak sugerowali niektórzy dziennikarze – o jakimś innym wytłumaczeniu, jak np. pomyłce przy wprowadzaniu danych o ciśnieniu, spowodowanej stosowaniem innych jednostek w Rosji. Zarówno qnh, qfe, pascale czy mmHg są wartościami standardowymi stosowanymi na całym świecie. Oprogramowanie używane w komputerach pokładowych jest przystosowane do analizy poprawności wprowadzanych danych właśnie ze względu na ryzyko pomyłki.

> Jak dojść do prawdy
Wraz z upływem czasu coraz trudniej będzie uzyskać dowody wyjaśniające, kto i jak doprowadził do katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Zastanawiające, że dane, które mogłyby zaprzeczyć zarówno prezentowanej na łamach „GP” hipotezie o możliwości eksplozji w Tu-154 (przy czym teza o wybuchu nie wyklucza wcześniejszego zmylenia załogi poprzez meaconing!), jak i naszym ustaleniom – znajdują się w rękach Rosjan, którzy nie chcą lub przez długi czas nie chcieli udostępnić ich stronie polskiej.
Gruntownej analizie poddano jedynie same przyrządy nawigacyjne, a także urządzenia TAWS, które nie zawierają informacji o sygnale GPS, w związku z czym są bezużyteczne przy weryfikacji hipotezy o zakłóceniu sygnału satelitarnego.
Atak na przyrządy nawigacyjne można bowiem stwierdzić wyłącznie przez analizę czarnych skrzynek, a dokładniej: jednego z parametrów zapisanych w jednym z rejestratorów. Niestety, czarne skrzynki to tylko lepiej lub gorzej zabezpieczone nośniki i usunięcie śladów meaconingu – zwłaszcza dla służb znających od podszewkę budowę Tu-154 i jego przyrządów – nie jest trudnym zadaniem. Wystarczy, żeby ingerującym w zawartość rejestratorów nikt przez kilka godzin, a tym bardziej przez kilka tygodni nie przeszkadzał.
Marek Strassenburg Kleciak, Hans Dodel


Marek Strassenburg Kleciak – pracujący w Niemczech polski specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji; wygłaszał prelekcje m.in. na Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium i w Instytucie Faunhoferea w Darmstadt; doradca niemieckich organów administracji państwowej.
Hans Dodel – niemiecki ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki „Satellitennavigation”.

Historia lubi się powtarzać?
19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali też – tak jak polska załoga – sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32 sekundy przed upadkiem.
Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu. Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:
1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.
Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu. Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą – jak już wspomnieliśmy – to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.
Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.
(lm, wg)

anonim, January 24, 2011 08:19 Skomentuj komentarz


"nie było w historii dużych katastrof lotniczych postępowania tak transparentnego" - premier Tusk, 15 listopada 2010.

anonim, April 19, 2011 21:54 Skomentuj komentarz


Kłamstwa Smoleńskie - lista nieprawdziwych medialnych informacji, wrzutek na temat katastrofy Smoleńskiej.

Zebranie w jednym miejscu robią wrażenie przemyślanej celowej kampanii dezinformacyjnej.
Efekt? Zmęczenie społeczeństwa Smoleńskiem i wyrobienie wiadomej opinii...
Źródła poniższych informacji na dole strony.


Piloci Tu154 cztery razy próbowali lądować, mimo ostrzeżeń z wieży i odsyłania na zapasowe lotnisko. Kłamstwo. Dzisiaj wiemy na pewno, że samolot nie próbował lądować. Wykonał tylko jedno podejście do 100 metrów ZA ZGODĄ WIEŻY. Po czym padła komenda odchodzimy, potwierdzona przez drugiego pilota.

Samolot rozbił się z powodu błędu pilota, który próbował odchodzić ze 100 metrów w autopilocie mimo, że lotnisko nie miało ILS. Kłamstwo, powtarzane odkąd oczywiste się stało, że Tu154 odchodził, a nie próbował lądować. Jednak komisja Millera ustaliła iż można odejść w autopilocie po naciśnięciu przycisku "uchod" znad lotniska niewyposażonego w system precyzyjnego lądowania ILS. Manewr taki z powodzeniem wykonali na wojskowym lotnisku w Powidzu piloci bliźniaczej maszyny o numerze burtowym 102. Informacje 16 kwietnia 2011 oficjalnie ogłosiły różne media np. RP.pl

Chorąży BOR usłyszał i kamera zarejestrowała ,,awanturę" gen. Błasika i kpt. Protasiuka na krótko przed wylotem z Okęcia. Kłamstwo powtarzane odkąd teoria nacisków w trakcie lotu upadła. Nie znalazł się tajemniczy chorąży ani zapis z kamery przemysłowej rejestrujący ten moment. Kilkudziesięciu świadków zaprzeczyło tym rewelacjom. Dlatego sprawa w mediach całkowicie ucichła.

„On mnie zabije”, słowa jakie miał wypowiedzieć kapitan odnosząc się do „presji” prezydenta. Kłamstwo. W tym fragmencie stenogramu są zupełnie inne słowa.

„Patrzcie jak debeściaki lądują”. Kłamstwo. Plotka kolportowana przez zasłużone media, sprawa umarła jak wiele innych.

Na pilotów Tu154M "naciskał" Główny Pasażer, a na kontrolerów lotniska Smoleńsk Północny - nikt. Kłamstwo. Już o godz.7.40 Kierownik Lotów ,,uzgadnia z Moskwą" prognozę pogody. Od godz. 6.00 do godz.8.50 na wieży przebywał płk Krasnokutski, którego zadaniem była koordynacja i kontrola, chociaż jego status jest nieznany. Meldunki składane do Moskwy, generałowi W. Iwanowiczowi o ,,zadaniu postawionym Kierownikowi Lotów".

Ujawnione stenogramy MAK z czarnych skrzynek, były wynikiem prac najwyższej klasy ekspertów, więcej zrobić nie można. Kłamstwo. Luki w stenogramach i ewidentne przekłamania w słowach i CAŁYCH ZDANIACH (nie było "odchodzimy" przy 100 metrach i np. "Kurzy się, jeszcze jedna mila od" zamiast "wkurzy się, jeśli nie wylądujemy" itd), zostały zweryfikowane przez polskich ekspertów, część zaprezentowano na konferencji Millera.

"Pijany" generał Błasik naciskał pilotów. Kłamstwo. Nie ma żadnych dowodów na jakikolwiek wpływ dowódcy Sił Powietrznych na pilotów.

Generał Błasik pilotował samolot na fotelu drugiego pilota. Kłamstwo. Nie ma żadnych dowodów, jest to kłamstwo zakładające chyba pełen obłęd odbiorców kłamstwa.


" Nie mogło dojść do żadnego wyścigu. Brednie." to oświadczenie rzecznika rządu Pawła Graś "to absurdalne zarzuty aby samochody Jarosława Kaczyńskiego spowalniano w trakcie dojazdu do Smoleńska" (po katastrofie) Niedawno Donald Tusk podzielił się swoją relacją: "Byliśmy świadomi, że Rosjanie robią wszystko, żeby ta oficjalna delegacja z moim udziałem była pierwsza. Nawet jadący ze mną minister Graś zwracał uwagę obsłudze, kierowcy, rosyjskiemu oficerowi ochrony, który siedział w naszym samochodzie, żeby zwolnili, żebyśmy razem dojechali z tą grupą Jarosława Kaczyńskiego. Ale Rosjanie nie reagowali"

Prezydent Kaczyński opóźnił wylot z Warszawy, planowany na 7.00. Kłamstwo. Jak zeznał w prokuraturze wojskowy kontroler lot odbył się w reżimie 30 minut ważności planu lotów. Samolot odleciał zgodnie z planem bez opóźnień, godzina odlotu była elastyczna w zadanym marginesie.

Gdyby prezydent przyleciał wcześniej nie byłoby katastrofy. Kłamstwo. Prognoza pogody dla lotniska Smoleńsk Północny z godz.7.43 : ostrzeżenie sztormowe nr 3 spodziewane silne zamglenie, widzialność we mgle 600-1000m,zachmurzenie warstwowe na 50-100m.

Podstawa prawna przy badaniu przyczyn katastrofy została podjęta wspólnie, przez stronę rosyjską i polską. Kłamstwo. Donald Tusk przyznał, że nie ma żadnego polskiego podpisu pod takim porozumieniem.

Kopacz oświadczyła iż wrak został zabezpieczony o teren przekopano do głębokości półtora metra. Właściwie to nie ma czego komentować.

Nawet małpa na wieży kontroli lotów nie miałaby wpływu na podejście i katastrofę Tu154M 101. Kłamstwo. Kontroler radarowy, kierownik strefy lądowania mjr Wiktor Ryżenko odczytywał ze wskaźników radaru systemu lądowania RSP-6M2 azymut i odległość samolotu podał te słynne ,,na ścieżce, na kursie" nie wymagając, WBREW PROCEDURZE, kwitowania wysokości przez załogę tupolewa. Zrzuty z ekranów tego radaru to najpilniej strzeżona tajemnica.

Kaczyński wsadził tych wszystkich ludzi do samolotu prezydenckiego. Kłamstwo. To nie był samolot prezydencki. Został tak nazwany przez media jednak niewątpliwie był w dyspozycji rządu. Feralny lot organizowała kancelaria premiera. Nie tylko Kaczyński miał udział w kompletowaniu listy pasażerów gdyż m.in. ówczesny marszałek sejmu Bronisław Komorowski zabiegał o miejsca dla posłów w tym samolocie, skutecznie:



Lotnisko było w pełni przygotowane i zabezpieczone na przylot Prezydenta. Kłamstwo. Była pełna prowizorka i same utrudnienia, Rosjanie nie godzili się, aby borowcy na „lotnisku” mieli broń. IŁ-86 ze sprzętem obsługującym wizytę nie wylądował.

Tzw. Incydent gruziński sugestywnie opisywany w mediach jako wtargnięcie w trakcie lotu Lecha Kaczyńskiego do kabiny pilotów i zmuszanie ich do lądowania... Kłamstwo. Kaczyński w trakcie lotu nawet przez moment nie rozmawiał z pilotami, a tym bardziej nie wchodził do kokpitu. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości wielu świadków potwierdziło tą wersje m.in. prezydent Litwy Valdas Adamkus. Ewentualne rozmowy na temat zmian planu lotu mogły odbywać się tylko przed lotem. Takie są fakty.
Potwierdziła to także gazeta wyborcza, ale mało kto czyta artykuły do końca i ze zrozumieniem, większość ludzi zadowala się samymi nagłówkami dlatego zakorzeniła się błędna wersja w świadomości ludzi i o to chodziło... (jak niemal w każdym opisywanym tu przypadku)
Owszem później Kaczyński skomentował decyzję pilota gdyż pokrzyżowała trochę jego plany, Gosiewski próbował nawet na własną rękę dochodzić się interpelując odnośnie tego kto jest zwierzchnikiem pilotów, nie zmienia to jednak faktu, że w trakcie lotu żadne wtargnięcia do kabiny pilotów i nacisków nie było! Takie są fakty.


Przed wylotem załoga otrzymała dokładne prognozy pogody dla lotniska Smoleńsk Północny. Kłamstwo. Załoga nie dostała prognozy dla lotniska Smoleńsk Północny mimo, że Rosjanie zobligowani byli umową z 1993 roku między resortami obrony.

Dowódca załogi kpt. Protasiuk nie znał rosyjskiego, podobnie reszta załogi. Kłamstwo. Protasiuk znał doskonale język rosyjski. Protasiuk wykonał 30 lotów do Rosji i na Ukrainę, mjr Grzywna 13 takich lotów.

Dowódca statku kpt. Protasiuk i drugi pilot mjr Grzywna mieli małe doświadczenie. Kłamstwo. Nalot ogólny kpt Protasiuka - 3531 godzin, mjr Grzywny - 1901godzin.

Rosjanie zarzucają załodze ,,brak zgrania" i ,,złą technologię pracy". Kłamstwo.
Protasiuk - Grzywna - Michalak odbyli 21 lotów, Protasiuk z Grzywną - 27 lotów, Protasiuk i Michalak - 8. W TYM SAMYM SKŁADZIE polecieli na Haiti, wracali z uszkodzonym autopilotem 14 - godzinnym lotem z trzema międzylądowaniami. Ten lot został uznany przez dowództwo i pilotów za majstersztyk i najwyższą klasę pilotażu.

JAK przyleciał wcześniej i spokojnie wylądował. Kłamstwo. Piloci lądowali poniżej dopuszczanych norm pogodowych. Polska, nie rosyjska prokuratura „zajęła” się pilotami Jaka.

Na smoleńskim lotnisku nie próbował lądować żaden Ił-86, Pospieszalski z moherami mieli zwidy. Kłamstwo. Po dwóch nieudanych podejściach (3 m nad ziemią) odleciał do Moskwy. Właśnie po tej, niemal tragicznej, próbie lądowania, lotnisko powinno zostać zamknięte.

Wieża STANOWCZO odradzała lądowanie i odsyłała na zapasowe lotniska. Kłamstwo. Wieża najpierw chciała zamknąć lotnisko, a po konsultacji z rosyjską centralą pozwoliła na próbne podejście.

MAK (Międzynarodowy Komitet Lotniczy) jako ,,państwowa komisja" Federacji Rosyjskiej, a jej ,,raport" jest wiążący. Kłamstwo. Prezydent Federacji Rosyjskiej powołał 10.04.2010r. Komisję Państwową z premierem Władimirem Putinem na czele i to jej raport będzie oficjalnym dokumentem w sprawie katastrofy Tu154M 101.

Krajowi eksperci telewizyjni twierdzą, niemal zgodnie, że nie było podstaw do zamknięcia lotniska Smoleńsk Północny. Kłamstwo. Brak warunków do lądowania samolotu kategorii D (Tu154) i warunki atmosferyczne poniżej minimum lotniska, według Faderalnyje Awiacjonnyje Prawiła Polietow w Wozdusznom Prostranstwie Ruskoj Federacji oraz zgodnie z rozporządzeniem Ministra Transportu nr 108 z 2008r powinny skutkować zamknięciem lotniska.

Obrońcy krzyża wierzą w książkę "Zamach w Smoleńsku. Niepublikowane dowody zbrodni" autorstwa Leszka Szymowskiego. Kłamstwo. Zarówno prawa strona jak i lewa kojarzą znanego mitomana - autora książki, to jego dzieło to stek konfabulacji przeplatanych z faktami i najśmieszniejszymi teoriami spiskowymi znanymi w połowie 2010 roku... Nie ma co do tego wątpliwości i zarzucanie środowisku związanemu z prawicą, PiSem, Solidarnymi2010 utożsamianie się z nią to kłamstwo. Szerszy opis książki tu http://pokazywarka.pl/szymowski/



Źródła:
http://niepoprawni.pl/blog/287/triumf-dezinformacji
http://kontrowersje.net/tresc/lista_klamstw_smolenskich (blog krytyka IV RP)
http://sem.jogger.pl/2010/05/31/oficjalna-wersja-katastrofy-w-smolensku-trudne-pytania-meaco/
http://pokazywarka.pl/53ccj9/
http://religiapokoju.blox.pl/2011/04/Smolensk-rok-pozniej.html
http://sem.jogger.pl/2010/04/26/kaczynski-kazal-pilotom-ladowac-tibilisi-incydent-w-gruzji/
http://www.wprost.pl/ar/202102/Gras-Kaczynski-klamie-Brudzinski-bredzi/
http://www.rp.pl/artykul/204822.html Tusk: ten samolot jest mój
http://zygmuntbialas.salon24.pl/263607,dez-informacje-o-katastrofie-w-smolensku
http://www.rp.pl/artykul/643765_To-nie-byl-blad-pilotow---.html

Czegoś zabrakło? To dodaj komentarz.

Komentarze
Anonim (*.dynamic.chello.pl) 16.04.2011 09:56 Odpowiedz
@Janusz dużo się napisałeś ale, zapowiedziałeś, że coś nie jest kłamstwem ale niczego nie udowodniłeś?

Twój wpis niczego nie zmienił - wniósł tylko trochę detali i okoliczności, fajnie ale dlaczego piszesz, że coś tam nie jest kłamstwem - co?



To, że ND i sami testujący maszyny TU podali taką informacje nie znaczy, że jest nieprawdziwa bo nie ma jej w raporcie bo ten jeszcze nie powstał - ale poczekamy zobaczymy oficjalny raport. Masz ciężką logikę.

To, że ND to szmatławiec bo podał relację żony Borowca która okazała się nieprawdziwa (skąd wiesz?) więc jedna wpadka i przekreślasz gazete? zobacz ile wpadek miała wyborcza... człowieku... zobacz jak lądują debeściaki, mało ci takich wpadek?

I co to za logika, że skoro ND coś napisał to musi być nieprawda bo to szmatławiec? Boże...

"Chorąży BOR usłyszał i kamera zarejestrowała ,,awanturę" gen. Błasika i kpt. Protasiuka (...)"
Napisałeś krótko - są inne kamery. - Gdzie? Kto o nich pisał? czy sprawa jest w toku? Bo z tego co wiem owszem kamery były ale nic ciekawego nie nagrały a tym bardziej nie głosu
A przecież podano, że nagrała się awantura - a świadkowie mówią, że takiej nie było, dowodów też nie ma więc gdzie tu kłamstwo?


"wtargnięcie w trakcie lotu Lecha Kaczyńskiego do kabiny pilotów i zmuszanie ich do lądowania..."
"-- Kaczyński wszedł do kokpitu tuż przed startem. Nie jeden raz mówił o tym pilot - Grzegorz Pietruczuk."

No widzisz - sam potwierdziłeś, że to kłamstwo i bardzo dobrze. I ja również napisałem, że rozmowy były przed startem, na ziemi więc po co się przyczepiłeś? Owszem kabaret jaki był po znamy ale w źródłach jest dokładnie opisane, że to co się działo było w normie... to jest sztucznie pompowanie konfliktu, nacisku, atmosfery itd.. ale to inna sprawa i do interpretacji, tutaj są fakty.



"Prezydent Kaczyński opóźnił wylot z Warszawy, planowany na 7.00. -- Faktem jest, że prezydent Kaczyński wyjechał z Pałacu 27 minut później niż planowano (informacja od BOR)."
No tak noi co skoro było wszystko w normie? Planowano godzinę wylotu z takim właśnie marginesie - rygorze...


"Kopacz oświadczyła iż wrak został zabezpieczony o teren przekopano do głębokości pół metra."
"samolotu na głębokość półtora metra". Później ktoś dodał, że "cały teren wypadku", ktoś inny, że "dokładnie". Jak w głuchym telefonie."

Ojej noi kopacz źle zrozumiała i to jest dowód, że niby to nie jest kłamstwo? TO jest informacja nieprawdziwa - dla prostych ludzi kłamstwo, nie ma żadnych wątpliwości bo fakty są jakie są więc nie wiem jaki jest sens ją tłumaczyć.


"nie wymagając, WBREW PROCEDURZE, kwitowania wysokości przez załogę tupolewa."
-- To może odwrócę. WBREW PROCEDURZE piloci nie kwitowali wysokości.

Tak ale to nie zmienia sensu wpisu, piloci łamali procedury nie pierwszy raz w życiu, taką mieli normę! bo taki bałagan w wojsku jest i wszyscy działają na wariackich papierach - norma niestety, ale nie przez to tylko i wyłącznie się się rozbili. Nie ma co do tego wątpliwości



"- Nie ważne, czy samolot nazywa się "prezydenckim", czy "rządowym". Nazwa wynika z tego, kto daną maszyną podróżuje. Tak samo jest w Stanach Zjednoczonych. Każda maszyna na której przebywa aktualnie prezydent nazywana jest zwyczajowo "Air Force One".

Tak to kwestia interpretacji, ale samolot nie był w dyspozycji prezydenta, to był rządowy technicznie, a jak nim leci to wolno tak nazywać ok, zgadzam się.

"Co do listy pasażerów - nikt nie mógł przewidzieć wypadku. Nie można obarczać winą za śmierć tych ludzi osób, dzięki którym znalazły się one na pokładzie."

No to dlaczego obwinia się kaczyńskiego za to?


"zaprosił na pokład wszystkich dowódców wojskowych (sic!). Owszem - Klich też dał ciała, ale Kaczyński jest tu współodpowiedzialny za narażanie bezpieczeństwa państwa."

Kaczyński to nie jest ekspert od bezpieczeństwa, on sobie zapraszał a ludzie co organizują lot powinni to tak zorganizować aby było bezpiecznie... Ktoś tutaj spieprzył sprawę, napewno nie kaczyński - tak przyłożył do tego rękę tak samo jak komorowski bo zapraszali ludzi, ale ... to nie oni to organizowali, to nie w ich gestii zastanawiać się kogo można na raz mieć na pokładzie - od tego są ludzie od bezpieczeństwa, BOR itd którym płaci się ciężkie pieniądze właśnie za to...
Janusz (*.dynamic.chello.pl) 16.04.2011 01:03 Odpowiedz
Kilka "kłamstw" jednak kłamstwami nie jest. Szkoda, że nieponumerowane - łatwiej byłoby się odnieść. Spróbuję...

"Samolot rozbił się z powodu błędu pilota, który próbował odchodzić ze 100 metrów w autopilocie mimo, że lotnisko nie miało ILS."
-- Na razie nie sprawdzone. Informację taką podał Nasz Dziennik. Radzę poczekać na ewentualne ostateczne potwierdzenie w raporcie. Po pierwsze - według instrukcji (!) przycisk ten nie działa, jeżeli na lotnisku nie ma ILS. Po drugie - Nasz Dziennik jest zwykłym szmatławcem. Pod koniec kwietnia 2010 napisał o tajemniczym czołgu w okolicach miejsca wypadku. Tam rzeczywiście jest czołg - z drugiej wojny światowej, na betonowym piedestale. Jest to miejsce z którego dobrze widać miejsce upadku Tupolewa i pod którym ludzie się zbierali. Albo źle przetłumaczyli wpis na forum Smoleńska, albo świadomie podkolorowali. Później jeszcze napisali, że funkcjonariusz boru dzwonił do swojej żony po wypadku, co też było wierutnym kłamstwem.

"Chorąży BOR usłyszał i kamera zarejestrowała ,,awanturę" gen. Błasika i kpt. Protasiuka (...)"
-- polecam wywiad z pełnomocnikiem rodzin pilotów - Andrzejem Werniewiczem na portalu Interia z dnia 09.10.2011. Mówiąc krótko - są inne kamery.

"wtargnięcie w trakcie lotu Lecha Kaczyńskiego do kabiny pilotów i zmuszanie ich do lądowania..."
-- Kaczyński wszedł do kokpitu tuż przed startem. Nie jeden raz mówił o tym pilot - Grzegorz Pietruczuk. Nie zmienia to jednak faktu, że naciskał bezpośrednio na zmianę planów, groził w trakcie opuszczania samolotu, wyśmiewał przed kamerami, a posłowie PiS pisali do prokuratury.

"Prezydent Kaczyński opóźnił wylot z Warszawy, planowany na 7.00."
-- Faktem jest, że prezydent Kaczyński wyjechał z Pałacu 27 minut później niż planowano (informacja od BOR).

"Kopacz oświadczyła iż wrak został zabezpieczony o teren przekopano do głębokości pół metra."
-- Jak najbardziej - jest co komentować. Tak jak wiele innych informacji, również i ta została w przekazie zniekształcona. Z rozmowy Teresy Torańskiej z konsulem w Moskwie - Longiną Putką: "Po lewej stronie od brzozy stała metalowa siatka w drewnianej oprawie, może dwa metry na dwa. Było na niej jeszcze trochę liści. Potem skojarzyłam, że służyła widocznie do przesiewania ziemi. Przekopano, z tego co mi powiedziano, teren rzeczywistego upadku samolotu na głębokość półtora metra". Później ktoś dodał, że "cały teren wypadku", ktoś inny, że "dokładnie". Jak w głuchym telefonie.

"nie wymagając, WBREW PROCEDURZE, kwitowania wysokości przez załogę tupolewa."
-- To może odwrócę. WBREW PROCEDURZE piloci nie kwitowali wysokości.

"Kaczyński wsadził tych wszystkich ludzi do samolotu prezydenckiego."
-- Nie ważne, czy samolot nazywa się "prezydenckim", czy "rządowym". Nazwa wynika z tego, kto daną maszyną podróżuje. Tak samo jest w Stanach Zjednoczonych. Każda maszyna na której przebywa aktualnie prezydent nazywana jest zwyczajowo "Air Force One". Co do samej organizacji - zajmowała się nią kancelaria prezydenta. W odpowiedzi na załączone tu pismo marszałka, Władysław Stasiak stwierdził, że „Kancelaria Prezydenta organizuje przelot samolotu specjalnego". Co do listy pasażerów - nikt nie mógł przewidzieć wypadku. Nie można obarczać winą za śmierć tych ludzi osób, dzięki którym znalazły się one na pokładzie. Nie zmienia to jednak faktu, że prezydent, będąc Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, zaprosił na pokład wszystkich dowódców wojskowych (sic!). Owszem - Klich też dał ciała, ale Kaczyński jest tu współodpowiedzialny za narażanie bezpieczeństwa państwa.
Dodaj komentarz
Dodajesz komentarz anonimowo. Zaloguj się.
Autor:
Treść:
Powiększ pole
Skomentuj notkę

Disclaimers :-) bo w stopce coś wyglądającego mądrze można napisać. Wszystkie powyższe notatki są moim © wymysłem i jako takie związane są ze mną. Ale są też materiały obce, które tu przechowuję lub cytuje ze względu na ich dobrą jakość, na inspiracje, bądź ilustracje prezentowanego lub omawianego tematu. Jeżeli coś narusza czyjeś prawa - proszę o sygnał abym mógł czym prędzej naprawić błąd i naruszeń zaniechać.