Słowo kluczowe: Prus


23 grudnia 2014 (wtorek), 14:50:50

Lalka

Lubię tą sentymentalną opowieść. Lubię ją w wersji filmowej, przy czym pamiętam w tej kinowej, jak by nie było wielce poetyckiej ekranizacji. Wokulski nie opowiada jej pani Stawskiej, ale ... nie ważne. Ważne, że Odessa i Tobolsk. Daleko.

Bolesław Prus, Lalka, rozdział 32 z tomu III:

(…)

Wokulski opowiedział dziwaczną historię:

- Słyszałem o dwu przyjaciołach, z których jeden mieszkał w Odessie, a drugi w Tobolsku; nie widzieli się kilka lat i bardzo tęsknili za sobą. Nareszcie przyjaciel tobolski, nie mogąc wytrzymać dłużej, postanowił zrobić odeskiemu niespodziankę i nie uprzedzając go pojechał do Odessy. Nie zastał go jednak w domu, ponieważ jego przyjaciel odeski, również stęskniony, pojechał do Tobolska...

Interesa nie pozwoliły im zetknąć się w czasie powrotu. Zobaczyli się więc dopiero po kilku latach i wie pani, co się pokazało?..

Pani Stawka podniosła na niego oczy.

- Oto obaj, szukając się, tego samego dnia zjechali się w Moskwie, stanęli w tym samym hotelu i w sąsiednich numerach. Los czasami mocno żartuje z ludzi...

- W życiu chyba nieczęsto się tak trafia... - szepnęła pani Stawska.

- Kto wie?... Kto wie?... - odparł Wokulski.

Pocałował ją w rękę i wyszedł zamyślony.

Piękne to jest.


Kategorie: to lubię, literatura, _blog


Słowa kluczowe: Lalka, Bolesław Prus, Prus, Tobolsk, Odessa, Wokulski


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
5 stycznia 2009 (poniedziałek), 20:18:18

Pieśń Sary

Wczoraj, bardzo, bardzo późno w nocy przypomniałem sobie jeden piękny fragment literatury polskiej. Na leżącym obok telefonie zrobiłem 5 razy "click" i już się załadował "Faraon" pana Głowackiego. Potem jeszcze około 30 razy "find next" dla słowa "dzień" (bo pamiętałem, że to słowo tam jest użyte), i pojawiło się oto coś takiego:

Pieśń Sary

Gdzież jest ten, który by nie miał troski?
Gdzie ten który zabierając się do snu
miałby prawo rzec: oto dzień, który spędziłem bez smutku?
Gdzie człowiek, który by kładąc się do grobu
powiedział: życie moje upłynęło bez boleści i trwogi
jak pogodny wieczór nad Jordanem.
Lecz jakże wielu takich,
którzy co dzień chleb swój oblewają łzami,
a ich dom pełen westchnień.

Płacz jest pierwszym głosem człowieka na tej ziemi,
a jęk ostatnim pożegnaniem.
Pełen strapienia wchodzi w życie,
pełen żalu zstępuje na miejsce odpoczynku,
a nikt go nie pyta, gdzie by chciał zostać?

Gdzież jest ten, który nie zaznał goryczy bytu?
Azali jest nim dziecię, którego matkę śmierć porywa,
albo niemowlę, któremu przynależną pierś
głód wyssał pierwej, nim zdążyło przyłożyć usta swoje?

Gdzie jest człowiek pewny losu,
który niezmrużonym okiem wyglądałby swego jutra?
Czy ten, co pracując na roli, wie,
że nie w jego mocy jest deszcz
i nie on wskazuje drogę szarańczy?
Czy kupiec, który bogactwo swe oddaje wiatrom, nie wiadomo skąd przychodzącym,
a życie powierza fali nad głębią, która wszystko pochłania i nic nie zwraca?

Gdzie jest człowiek bez niepokoju w duszy?
Jestli nim myśliwiec, który goni prędką sarnę,
a spotyka na swej drodze lwa śmiejącego się ze strzały?
Jestli nim żołnierz, który w utrudzeniu idzie do sławy,
a znajduje las ostrych włóczni, i miecze ze śpiżu, krwi łaknące?
Jestli nim wielki król, który pod purpurą nosi ciężką zbroję,
bezsennym okiem śledzi zastępy przemożnych sąsiadów,
a uchem chwyta szmer kotary, aby we własnym namiocie nie powaliła go zdrada?

Przetoż serce ludzkie na każdym miejscu i o każdej porze jest przepełnione tęsknością.
W pustyni grozi mu lew i skorpion, w jaskiniach smok, między kwiatami żmija jadowita.
Przy słońcu chciwy sąsiad rozmyśla, jak by umniejszyć mu ziemi,
w nocy przebiegły złodziej maca drzwi do jego komory.
W dzieciństwie jest niedołężny, w starości pozbawiony mocy,
w pełni sił okrążony niebezpieczeństwem jak wieloryb przepaścią wodną.

Przetoż, o Panie, Stworzycielu mój,
ku Tobie zwraca się umęczona dusza ludzka.
Tyś ją wywiódł na ten świat pełen zasadzek.
Tyś w niej zaszczepił trwogę śmierci,
Tyś zamknął wszelkie drogi spokoju,
wyjąwszy tej, która do Ciebie prowadzi.
A jak dziecię stąpać nie umiejące chwyta się szat matki, aby nie upaść,
tak mizerny człowiek wyciąga ręce do Twego miłosierdzia
i wydobywa się z niepewności.

Aleksander Głowacki, Faraon, rozdział 14, ponoć to jest staroegipskie, a Głowacki tylko zacytował

Początek pieśni i jej większa część to opis tego świata. Opis o tyle ciekawy, że operujący pojęciami i wartościami z przed wielu, wielu wieków. Widać, że albo to jest gdzieś 12-ty wiek przed Chrystusem albo jeszcze wcześniej, choć wstawka o wieczorze nad Jordanem sugeruje, iż jest to już po Abrahamie.

Pod koniec mamy najważniejszy, mocno telologiczny kawałek, tak doskonale oddający rzeczywistość, w której żyjemy oraz relacje Boga i ludzi.

Zacytuje to jeszcze raz.

Przetoż, o Panie, Stworzycielu mój,
ku Tobie zwraca się umęczona dusza ludzka.
Tyś ją wywiódł na ten świat pełen zasadzek.
Tyś w niej zaszczepił trwogę śmierci,
Tyś zamknął wszelkie drogi spokoju,
wyjąwszy tej, która do Ciebie prowadzi.

Oto moje wnioski wyczytane z tego tekstu:

  1. Pan Bóg jest Stworzycielem. Tak tu jest napisane i już.
  2. Życie człowieka na świecie jest przerąbane. Śmierć jest rzeczywistością każdego człowieka mimo iż żyjemy w czasach, w których o tej rzeczywistości staramy się nie mówić i nie pamiętać. Keep smiling!
  3. Nie wiem dlaczego tak jest, choć nie! Tu jest wyraźnie napisane, że Bóg tak to sprawił i pewnie tak jest a nie mnie polemizować z Nim dlaczego tak to wszystko zorganizował. Bóg jest Stwórcą - znaczy, wie lepiej. A może nie "wie lepiej" tylko wie i robi co uważa bo jako Stwórca ma do tego prawo.
  4. Droga człowieka, która prowadzi do Boga jest drogą spokoju (a może pokoju?). Na wszystkich innych drogach człowiek spokoju nie zazna bo tak to urządził Bóg. Przykłady z którymi trudno polemizować w pierwszej części pieśni.
  5. Mimo to nie ma zakazu łażenia innymi drogami! Mamy wolność!
  6. Zwracanie się Boga "Stworzycielu mój", gdy jest się już umęczonym jest suwerenną decyzją człowieka, który po prostu może to uczynić.
  7. Nie zwracanie się do Boga "Stworzycielu mój" w rzeczywistości człowieka niewiele zmienia. Dalej jest na świecie pełnym zasadzek, trwogi śmierci i nie idzie drogą spokoju.

Piękny tekst. Jakże się cieszę, że mogłem go dziś w nocy przestudiować.


Kategorie: poezja, to lubię, modlitwy, _blog


Słowa kluczowe: poezja, pieśń sary, faraon, Prus


Pliki


Komentarze: (3)

Gosia, January 6, 2009 00:26 Skomentuj komentarz


Tekst rzeczywiście piękny, ja jednak będę małostkowa i poddam w wątpliwość autorstwo. Czy to aby nie Prus?

anonim, January 6, 2009 17:16 Skomentuj komentarz


Masz rację, że to nie Reymont - ale Prus też nie tylko niejaki Głowacki. Już poprawiam :-)

W.

krisper, January 8, 2009 15:01 Skomentuj komentarz


Kurde Olek na dodatek
Skomentuj notkę
5 maja 2004 (środa), 17:27:27

Obiad u państwa Łęckich (o etykiecie)

1. Obiad u państwa Łęckich

Podano sandacza, którego Wokulski zaatakował nożem i widelcem. Panna Florentyna o mało nie zemdlała, panna Izabela spojrzała na sąsiada z pobłażliwą litością, a pan Tomasz... zaczął także jeść sandacza nożem i widelcem.

"Jacyście wy głupi!" - pomyślał Wokulski czując, że budzi się w nim coś niby pogarda dla tego towarzystwa. Na domiar odezwała się panna Izabela, zresztą bez cienia złośliwości:

- Musi mnie papa kiedy nauczyć, jak się jada ryby nożem.

Wokulskiemu wydało się to wprost niesmaczne.

"Widzę, że odkocham się tu przed końcem obiadu..." - rzekł do siebie.

- Moja droga - odpowiedział pan Tomasz córce - niejadanie ryb nożem to doprawdy przesąd... Wszak mam rację, panie Wokulski?

- Przesąd?... nie powiem - rzekł Wokulski. - Jest to tylko przeniesienie zwyczaju z warunków, gdzie on jest stosowny, do warunków, gdzie nim nie jest.

Pan Tomasz aż poruszył się na krześle.

- Anglicy uważają to prawie za obrazę... - wydeklamowała panna Florentyna.

- Anglicy mają ryby morskie, które można jadać samym widelcem; nasze zaś ryby ościste może jedliby innym sposobem...

- O, Anglicy nigdy nie łamią form - broniła się panna Florentyna.

- Tak - mówił Wokulski - nie łamią form w warunkach zwykłych, ale w niezwykłych stosują się do prawidła: robić, jak wygodniej. Sam zresztą widywałem bardzo dystyngowanych lordów, którzy baraninę z ryżem jedli palcami, a rosół pili prosto z garnka.

Bolesław Prus, "Lalka" rozdział XVI, tom I

2. Etykieta

W świecie jest coś takiego co zwie się etykietą. Etykieta to zbiór uzgodnionych zasad postępowania ale ciekawą rzeczą jest to po co ktoś, kiedyś taki zbiór stworzył. Drugą równie ciekawą sprawą wymagającą przemyślenia jest dlaczego niektórzy tak uparcie się do tych reguł stosują, nawet w sytuacjach, gdy jest to całkowicie nie na miejscu.

Po małym konflikcie międzyludzkim spowodowanym niezachowaniem należnej etykiety A. wymyśliła kiedyś, że etykieta jest po to aby osoby które się nienawidzą, mogły ze sobą mimo to przebywać, aby się nawzajem nie pozagryzały i aby mogły prowadzić swoje gierki i wojenki bez takiego po prostu, szczerego wystrzelania się po gębach. Takie wystrzelanie się za drogo kosztuje, więc mamy etykietę, która jest odgrywaniem niewiadomo czego i niewiadomo po co a każdy uczestnik czuje, że ma to coś wspólnego z kłamstwem.

Lekceważenie, pogardę a nawet nienawiść można doskonale wpleść w etykietę. Niby jest w porządku, nie można się do niczego przyczepić ale jednak, jest jakiś niesmak. I tak to etykieta staje się narzędziem kłamstwa, tak powszechnie używanym w naszym świecie.

Aha: podobny problem dotyczy ceremonii, ceremoniałów i niektórych obrzędów. 

A najbardziej we fragmencie spodobało mi się iż "Wokulski zaatakował sandacza nożem i widelcem".


Kategorie: kultura, proza, _blog


Słowa kluczowe: etykieta, obyczaje, zwyczaje, Izabela Łęcka, Wokulski, Lalka, Prus


Komentarze: (8)

Lao, May 9, 2004 20:50 Skomentuj komentarz


No i właśnie dlatego ja jestem źle wychowana, bo nie boję się człowieka po gębie natrzaskać... moją etykietą jest zwykły rozsądek, po co mam trzaskać pochopnie i lekkomyślnie, jak wcale nie muszę, mogę sobie pójść... Etykieta wymaga, bym została i konwersowała, etykieta podpowiada że nic na siłę... Jednak świat byłby prostszy bez Etykiety!

anonim, May 8, 2004 20:57 Skomentuj komentarz


cz.II
A to dlatego, że w o g ó l e trudno jest mi ją zaliczyć do wartości, trudno jest mi ją w takich kategoriach postrzegać.

anonim, May 8, 2004 20:53 Skomentuj komentarz


Nie chciałabym zaraz wywieszać tutaj na sztandary wielkich słów, ale muszę przyznać, że etykieta dla mnie wartością nie jest.

Marek, May 6, 2004 18:46 Skomentuj komentarz


a komu to przeszkadza ze sa ludzie ktorzy zwracaja wielka uwage na tzw etykiete. mnie napewno nie. i innym tez nie powinno przeszkadzac. bo w koncu nikt nikogo nie zmusza obracac sie w kregach gdzie jakas dana etykieta obowiazuje. kazdy musi sam dla siebie wiedziec jakie wartosci sa dla niego wazne. jak sie zachowanie pewnej grupy ludzi i ich rytualy nie podobja to powinien sobie poprostu "bratnie dusze" poszukac i wpolnie z nimi jesc rybe nozem :P kazdemu to co mu mile!

Gosia, May 6, 2004 09:53 Skomentuj komentarz


A dlaczego nie można?

Bo gdzieś, kiedyś, ktoś powiedział, że NIE, bo ...., a ktoś inny potwierdził, przyjął i zaczął się do tego stosować.

Stosujący się do (tej czy innej "zasady")- są jak najbardziej o.k., niestosujący zaś - są odsądzani od czci i wiary,uznawani za poniżej poziomu, popełniający fault pas...

A gdzieś ponad tym wszystkim unosi się najspokojniej w świecie duch sztucznych konwenansów i hipokryzji.

et, March 8, 2021 20:41 Skomentuj komentarz


*faux pas

A poza tym miło, że używasz wielkich liter. Nie tak, jak lenie/niechluje tu i ówdzie;)

Żelazny, May 5, 2004 22:29 Skomentuj komentarz


"Czy można jeść rybę nożem? Tak, ale pod warunkiem, że się wie, że nie można..."

I jeszcze jedno:
"Etykieta to umiejętność ziewania z zamkniętymi ustami". B. Bardot

cito1, June 23, 2006 14:28 Skomentuj komentarz


Mnie zdecydowanie spodobał się Twój wniosek, udowadniający maskowanie relacji międzyludzkich uzgodnioną powszechnie etykietą. Takie rękawiczki koronkowe skrywające zaciśnięte pięści.
Skomentuj notkę
19 listopada 2003 (środa), 08:36:36

Faraon (z cyklu: to lubię)

- Ale ta Żydówka!... - szeptała pani mnąc wachlarz z piór.

- Już dziś jestem o nią spokojny - mówił minister. - Jest to ładne, ale głupiutkie stworzenie, które ani myśli, ani potrafiłoby wyzyskać wpływu nad księciem.
(...) Ramzes znudzi się nią...

- Bodajby przez twoje usta przemawiał Amon wszystkowiedzący.

- Jestem tego pewny. Książę ani przez chwilę nie szalał za nią, jak się to trafia naszym paniczom, którym jedna zręczna intrygantka może odebrać majątek, zdrowie, a nawet zaprowadzić ich do sali sądowej; Książę bawi się nią jak dojrzały człowiek niewolnicą. Że zaś Sara jest brzemienna...

- Czy tak?... - zawołała pani. - Skąd wiesz?...

- O czym nie wie ani jego dostojność następca, ani nawet Sara?... - uśmiechnął się Herhor. - My wszystko musimy wiedzieć. Ten zresztą sekret nie był trudny do zdobycia. Przy Sarze bowiem znajduje się jej krewna Tafet, kobieta niezrównanej gadatliwości.

- Czy już wzywali lekarza?..

- Powtarzam, że Sara nic nie wie o tym, zaś poczciwa Tafet z obawy, aby książę nie zniechęcił się do jej wychowanicy, chętnie ukręciłaby głowę temu sekretowi. Ale my nie pozwolimy. Będzie to przecież dziecko książęce.

- A jeżeli syn?... Wiesz, wasza cześć, że mógłby narobić kłopotu - wtrąciła pani.

- Wszystko przewidziane - mówił kapłan. - Jeżeli będzie córka, damy jej posag i wychowanie, jakie przystoi panience wysokiego rodu. A jeżeli syn, wówczas zostanie Żydem!...

- Ach, mój wnuk Żydem!...

- Nie trać pani do niego zbyt wcześnie serca. Posłowie nasi donoszą, że lud izraelski zaczyna pragnąć króla. Zanim więc dziecko urośnie, żądania ich dojrzeją, a wtedy... my im damy władcę i zaprawdę pięknej krwi!..

- Jesteś jak orzeł, który jednym spojrzeniem obejmuje wschód i zachód!... - odparła królowa, z podziwem patrząc na ministra. - Czuję, że mój wstręt do tej dziewczyny zaczyna słabnąć.

- Najmniejsza kropla krwi faraonów powinna wznosić się nad narodami jak gwiazda nad ziemią - rzekł Herhor.
Bolesław Prus, Faraon, rozdział szesnasty, dialog królowej z Herhorem na łodzi

Podkreślenie moje, ze specjalną dedykacją dla J.


Kategorie: to lubię, _blog


Słowa kluczowe: generał, minister, faraon, Bolesław Prus, Prus, Herhor, Tutmozis, Ramzes


Komentarze: (2)

wiem-i-nie-wiem.blog, November 19, 2003 21:43 Skomentuj komentarz


Uwielbiam...

wojtek, February 16, 2018 16:56 Skomentuj komentarz


Już kilka razy statek, niosący czcigodną panią Nikotris i namiestnika Herhora, ukazywał się w pobliżu mieszkania Sary. Za każdym razem książę widział matkę swoją wesoło rozmawiającą z ministrem i przekonywał się, że w ostentacyjny sposób nie patrzą w jego stronę, jakby mu chcieli okazać lekceważenie.
— Poczekajcie! — szepnął rozgniewany następca — przekonam was, że i ja się nie nudzę…
Gdy więc jednego dnia, niedługo przed zachodem słońca, ukazała się na tamtym brzegu złocona łódź królewska, której purpurowy namiot zdobiły w rogach strusie pióra, Ramzes kazał przygotować czółno na dwie osoby i powiedział Sarze, że z nią popłynie.
— Jehowo! — zawołała, składając ręce. — Ależ tam jest wasza matka i namiestnik.
— A tu będzie następca tronu. Weź twoją arfę, Saro.
— Jeszcze i arfę?… — zapytała drżąc. — A jeżeli wasza czcigodna matka zechce mówić z tobą?… Chyba rzucę się w wodę!…
— Nie bądź dzieckiem, Saro — odparł śmiejąc się książę. — Jego dostojność namiestnik i moja matka bardzo lubią śpiew. Możesz więc nawet zjednać ich, jeżeli zaśpiewasz jaką ładną pieśń żydowską. Niech tam będzie co o miłości…
— Nie umiem takiej — odpowiedziała Sara, w której słowa księcia zbudziły otuchę. Może naprawdę jej śpiew podoba się potężnym władcom, a wówczas?…

Na dworskim statku spostrzeżono, że następca tronu siada z Sarą do prostej łodzi i nawet sam wiosłuje.
— Czy widzisz, wasza dostojność — szepnęła królowa do ministra — że on wypływa naprzeciw nam ze swoją Żydówką?…
— Następca znalazł się tak poprawnie w stosunku do swoich żołnierzy i chłopów i okazał tyle skruchy, usuwając się z granic pałacu, że wasza cześć możesz mu przebaczyć to drobne uchybienie — odparł minister.
— O, gdyby nie on siedział w tej łupince, kazałabym ją rozbić!… — rzekła z gniewem dostojna pani.
— Po co? — spytał minister. — Książę nie byłby potomkiem arcykapłanów i faraonów, gdyby nie szarpał tych wędzideł, jakie, niestety! narzuca mu prawo lub nasze, być może błędne, zwyczaje. W każdym razie dał dowód, że w ważnych wypadkach umie panować nad sobą. Nawet potrafi uznać własne uchybienia, co jest przymiotem rzadkim, a nieocenionym u następcy tronu.
To samo zaś, że książę chce nas drażnić swoją ulubienicą, dowodzi, że boli go niełaska, w jakiej znalazł się, zresztą z najszlachetniejszych pobudek.
— Ale ta Żydówka!… — szeptała pani, mnąc wachlarz z piór.
— Już dziś jestem o nią spokojny — mówił minister. — Jest to ładne, ale głupiutkie stworzenie, które ani myśli, ani potrafiłoby wyzyskać wpływu nad księciem. Nie przyjmuje prezentów i nawet nie widuje nikogo, zamknięta w swojej niezbyt kosztownej klatce. Z czasem może nauczyłaby się korzystać ze stanowiska książęcej kochanki i choćby tylko zubożyć skarb następcy o kilkanaście talentów. Nim to jednak nastąpi, Ramzes znudzi się nią…
— Bodajby przez twoje usta przemawiał Amon wszystkowiedzący.
— Jestem tego pewny. Książę ani przez chwilę nie szalał za nią, jak się to trafia naszym paniczom, którym jedna zręczna intrygantka może odebrać majątek, zdrowie, a nawet zaprowadzić ich do sali sądowej. Książę bawi się nią jak dojrzały człowiek niewolnicą. Że zaś Sara jest brzemienna…
— Czy tak?… — zawołała pani. — Skąd wiesz?…
— O czym nie wie ani jego dostojność następca, ani nawet Sara?… — uśmiechnął się Herhor. — My wszystko musimy wiedzieć. Ten zresztą sekret nie był trudny do zdobycia. Przy Sarze bowiem znajduje się jej krewna, Tafet, kobieta niezrównanej gadatliwości.
— Czy już wzywali lekarza?…
— Powtarzam, że Sara nic nie wie o tym, zaś poczciwa Tafet z obawy, aby książę nie zniechęcił się do jej wychowanicy, chętnie ukręciłaby głowę temu sekretowi. Ale my nie pozwolimy. Będzie to przecież dziecko książęce.
— A jeżeli syn?… Wiesz, wasza cześć, że mógłby narobić kłopotu — wtrąciła pani.
— Wszystko przewidziane — mówił kapłan. — Jeżeli będzie córka, damy jej posag i wychowanie, jakie przystoi panience wysokiego rodu. A jeżeli syn, wówczas zostanie Żydem…
— Ach, mój wnuk Żydem!…
— Nie trać pani do niego zbyt wcześnie serca. Posłowie nasi donoszą, że lud izraelski zaczyna pragnąć króla. Zanim więc dziecko urośnie, żądania ich dojrzeją, a wtedy… my im damy władcę i zaprawdę pięknej krwi!…
— Jesteś jak orzeł, który jednym spojrzeniem obejmuje wschód i zachód!… — odparła królowa, z podziwem patrząc na ministra. — Czuję, że mój wstręt do tej dziewczyny zaczyna słabnąć.
— Najmniejsza kropla krwi faraonów powinna wznosić się nad narodami jak gwiazda nad ziemią — rzekł Herhor.
(...)

Skomentuj notkę
8 listopada 2003 (sobota), 00:54:54

Generałowie i ministrowie

faraon "Generałowie są po to aby wygrywać bitwy, a ministrowie muszą myśleć o tym, co będzie jeżeli generałowie bitwy przegrają."

Herhor do Nitagera w obecności Ramzesa, następcy tronu, scena po zakończeniu manewrów.
Bolesław Prus, Faraon, wersja filmowa Jerzego Kawalerowicza, bo tej złotej myśli Herhora w książce Prusa nie ma.

Kategorie: to lubię, _blog


Słowa kluczowe: generał, minister, faraon, Bolesław Prus, Prus, Herhor, Tutmozis, Ramzes


Komentarze: (1)

wings, November 9, 2003 10:49 Skomentuj komentarz


śmierci nie można dzielić na lepszą i gorszą...szczególnie jeśli nastąpiła w miejscu pracy...
Skomentuj notkę

Disclaimers :-) bo w stopce coś wyglądającego mądrze można napisać. Wszystkie powyższe notatki są moim © wymysłem i jako takie związane są ze mną. Ale są też materiały obce, które tu przechowuję lub cytuje ze względu na ich dobrą jakość, na inspiracje, bądź ilustracje prezentowanego lub omawianego tematu. Jeżeli coś narusza czyjeś prawa - proszę o sygnał abym mógł czym prędzej naprawić błąd i naruszeń zaniechać.