Kategoria: śmierć


3 kwietnia 2005 (niedziela), 18:53:53

Refleksja po śmierci papieża (#1)

1. Inspiracja

Gdzie nie spojrzę - czarno. Czego nie włączę to smutek. Same Requiem i lamentacje. O co to chodzi?

2. Święty Paweł naucza

Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim. (...)  Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi.
(Pierwszy list do Tesaloniczan, rozdział 4, wersety od 13)

3. Refleksja

Nawet w tak ważnej dla Kościoła sprawie jak śmierć papieża to świat a nie Kościół narzuca standardy zachowań. Wielcy tego świata, zadecydowali, że ma być smutno i jest. Ma być na czarno, ma być na poważnie, ma być tragicznie i jest. Media manipulują tak, że aż jestem przerażony ich siłą. A wielcy robią to w związku ze śmiercią człowieka, którego (tak deklarują) uważają za swojego nauczyciela a teraz zaprzeczają jego nauczaniu tak jak zaprzeczali mu gdy żył i pewnie będą zaprzeczać jutro, gdy ciało zostanie pochowane a żałoba przeminie.

A ludzie Kościoła poddają się tej manipulacji... niestety. Zupełnie tak jakby nie było nadziei. Więcej - zupełnie tak, jakby nie było Boga, Tego który daje i który zabiera, Tego który wie lepiej, i Tego któremu można zaufać gdyż jako Stwórca wie co czyni i czyni to z miłością. Choć w sobotę, bp. Życiński był jakby w poprzek - dlatego zacytuję.

4.Biskup Życiński (za GW)

O refleksję na nauczaniem papieskim i nieuleganie uczuciom, gdy papież jest w ciężkim stanie, zaapelował w sobotę abp Józef Życiński. Podkreślił, że pontyfikat Jana Pawła II jest dla nas wszystkich darem, który w wymiarze duchowym pozostanie trwały. Metropolita lubelski powiedział dziennikarzom, że pogarszający się stan zdrowia papieża jest "psychologicznie szczególnie trudnym czasem oczekiwania wypełnionym troską - jedni proszą Boga o cud, drudzy borykają się z własnymi uczuciami".

"To tak jak wtedy, gdy chciałoby się zatrzymać kogoś, kto odjeżdża w najdłuższą podróż, nawet jeśli wiemy, że musi odjechać i wiemy, że będzie mu tam dobrze. Wtedy miłość przejawia się w tym, że chcielibyśmy jak najdłużej zatrzymać jego dłoń, jak najdłużej być razem" - mówił arcybiskup.

"W takich momentach nie możemy dać się ogarnąć uczuciom" - uważa metropolita. "Ojciec Święty wielokrotnie podkreślał, że jesteśmy darem Bożym dla innych. On też był darem Bożym dla nas. Mogliśmy cieszyć się jego bliskością i jego świętością, jego mądrością przez tyle lat" - powiedział.

"Dary mają do siebie to, że w tym co czasowe i materialne niszczeją, a pozostają trwałe w tym, co duchowe. Więc i tu prawa biologii są nieuchronne. Trzeba pogodzić się z jego odejściem, natomiast w przesłaniu duchowym ten dar pozostanie dla nas niezmiennie bliski" - dodał.

Wezwał wiernych do modlitwy i rozważań papieskich tekstów, m.in. ostatniej książki papieża "Pamięć i tożsamość".

"Przecież ostatnia książka, to bardzo głębokie przesłanie, które ukazuje nam nasze miejsce w tradycji, w narodzie, w kulturze i w Europie. Wczytując się w to, jesteśmy blisko Ojca Świętego, dzielimy z nim tę wizję. On odchodzi, a jego słowa i mądrość pozostają" - powiedział.

Siła nauczania Jana Pawła II - według metropolity lubelskiego - tkwi w wartościach duchowych, często niedocenianych we współczesnej cywilizacji zdominowanej przez kult siły i pieniądza.

Metropolita lubelski powiedział, że Karol Wojtyła wybrał kapłaństwo nie po to, żeby "ludzie wzdychali za nim i fascynowali się nim". "Szedł, bo Chrystus jawił się dla niego jako odpowiedź na wyzwania epoki, na pytania nurtujące człowieka" - podkreślił.

"Więc jeśli dziś łzy stają w oczach, to zazwyczaj dlatego, że pytamy: dlaczego już? Czy nie mogło by być kilka lat więcej? Ja bym odpowiedział: dziękujmy za te 27 lat wypełnionych sensem i duchowym pięknem" - mówił.

Przypomniał, że już raz, po zamachu w 1981 r., "obawialiśmy się, że to może być koniec". "Jakże inaczej wyglądałaby historia świata i Kościoła, gdyby po tamtym zamachu nie udało się go uratować. Tymczasem Bóg dał nam te dodatkowe 24 lata posługi Jana Pawła II, więc dziękujmy za ten wielki dar i za jego przedziwną osobowość" - powiedział abp Życiński.

Nie obawia się on o Kościół po śmierci Jana Pawła II. "Nie wpadajmy w przygnębienie. Bóg znajdzie środki, by na trudne czasy posyłać wielkich ludzi" - powiedział.

"Przecież czas obecnego pontyfikatu był wyjątkowo trudny. Z jednej strony całkowita przemiana oblicza Europy, z drugiej strony nihilizm w kulturze, deklaracja śmierci człowieka, eksperymenty - od manipulacji genetycznych po klonowanie. To wszystko mogło miażdżyć, przybijać, a tymczasem Jan Paweł II potrafił to podjąć" - dodał.

Dla niektórych Polaków Kościół bez Jana Pawła II będzie "mniej nastrojowy" - uważa abp Życiński. "Ci, którzy traktowali w kategoriach uczuciowej więzi pielgrzymki do Rzymu, będą teraz mieć uczucia słabiej zaangażowane, ale Kościół nie jest zbudowany na uczuciu, jest zbudowany na Łasce Bożej, prowadzony przez Ducha Świętego" - powiedział.

Abp Życiński przypominał, że gdy on kończył seminarium, pesymiści mówili, że po Soborze Watykańskim II będzie głęboki kryzys Kościoła - "i to się nie sprawdziło". "Śmiem twierdzić, że udziałem naszego pokolenia stał się ten rozkwit Kościoła, który sprawił, że tak wielkie rzesze młodych gromadząc się przy Ojcu Świętym odnajdywały kogoś, kto wyrażał ich ideały" - dodał. . 


Kategorie: katolicyzm, refleksja, umieranie, śmierć, _blog


Słowa kluczowe: katolicyzm, papież, Jan Paweł II, Bóg, śmierć, umieranie, Życiński


Komentarze: (5)

w34, April 6, 2005 09:40 Skomentuj komentarz


Dlaczego Jezus płakał nad grobem Łazarza?

Odpowiedź A.: bo obok była Maria, która płakała. Jezus ze swoimi uczuciami jest po naszej stronie i mimo iż wiedział, co za chwilę się wydarzy z Łazarzem utożsamił się z żyjącą Marią.

Za po tu rodzi się kolejne pytanie: po co Jezus wskrzesił Łazarza? Z naszego punktu widzenia sprawa jest prosta: dla świadectwa, dla okazania swej mocy, dla potwierdzenie tego iż jest on Mesjaszem ale jak spojrzy się na to od strony Łazarza to sprawa już taka prosta nie jest. Ale ponieważ o Łazarzu wiemy niewiele to nie spekulujmy.

w34-> Khgr: ja myślę, że relacja czasu w którym dokonała się ofiara Mesjasza do czasu śmierci innych ludzi nie ma znaczenia. Myślę tak dlatego, bo wydaje mi się, że dla Boga nie ma problemu czasu, problemy następstwa wydarzeń. Abraham uwierzył i poczytane mu to było za sprawiedliwość (Gal) a więc zbawienie jego dokonane zostało na tej samej podstawie co zbawienie Dobrego Łotra (umierał razem z Mesjaszem) i Świętego Szczepana (umierał jakiś czas po). Wydaje mi się, że ten problem czasu dotyczy jedynie nas, ludzi i to nas żyjących tu na ziemi. Np. zachowanie się Ducha Świętego inne jest przed a inne po, gdyż dopiero po śmierci i zmartwychwstaniu Mesjasza Duch Boży może zamieszkać w człowieku.

khan-goor, April 6, 2005 02:38 Skomentuj komentarz


"A moze Ty wiesz, dlaczego Jezus płakał po śmierci Łazarza?"

może dlatego, iż Łazarz umarł zanim Jezus "ukrzyżowan, umarł i pogrzebion", czyli Łazarz umarł przed odkupieniem win ludzkości przez Chrystusa.
i może dlatego Jezus nad nim płakał...


skoczna, April 5, 2005 13:01 Skomentuj komentarz


A moze Ty wiesz, dlaczego Jezus płakał po śmierci Łazarza? Myślę nad tym i myślę...
I nie tylko ja: http://skoczna.blox.pl/
Pozdrawiam

belle, April 4, 2005 22:14 Skomentuj komentarz


Nic dodać, nic ująć. Tylko egoistycznie żałować, że się nie ubrało samemu tych uczuć w tak piękne słowa. Tak samo, jak nie umiemy trafiać w sedno, jak On. Na swoje usprawiedliwienie można mieć to, że moim powołaniem być może jest być matką, żoną, córką, siostrą, pracownikiem, przyjaciółką. Moim powołaniem nie jest nauczać innych słowem, lecz być człowiekiem.

khan-goor, April 4, 2005 17:16 Skomentuj komentarz


wiesz, mi się wydaje, że smucimy się nie dlatego, iż JPII umarł, a raczej dlatego, iż zostaliśmy tutaj na Ziemi bez niego...
Skomentuj notkę
6 października 2004 (środa), 17:39:39

100 lat, 100 lat, niech żyje...

  1. 100 lat, 100 lat,... tak się życzy. Ale czy dobrze się życzy?

    Chwila zadumy. Inspiracja: notka na serwisie Piotra, którą ośmieliłem sobie tym komentarzem skomentować.

  2. Kiedyś, jak komuś śpiewano 100 lat, na koniec śpiewania A. dopowiadała: "nie stawiajmy granic łaskawości bożej". To dawało do myślenia, bo niby dlaczego 100 tak a nie 120 nie? A może od razu 160, 200, 275? To "100 lat" prawie jest proste: liczba 100 ma w naszej kulturze swoją symbolikę, a w dodatku jakby to brzmiało "120 lat, 120 lat, niech żyje, żyje nam"
  3. Pamiętam, jak pewnym razem rodzinka była bardzo zakłopotana, bo nie wiedziała co zaśpiewać naszej 97-letnie babci. No bo niby jak się zaśpiewa "100 lat, 100 lat..." to przecież od razu widać, ze chodzi o spadek.
  4. Czytając Torę, Proroków i Pisma dochodzę do wniosku, że długie życie jest błogosławieństwem Boga. Długo żył Mojżesz (choć Bóg skrócił jego żywot, nie dając mu wejść do Erec Israel), długo żył Abraham. Ci mężowie boży odchodzili z ziemi "pełni lat" i "dopełniwszy życia". To brzmi tak, jakby mieli jakieś zadanie, cel, mieli coś wykonać, wykonali i wykonawszy zostali odwołani będąc w pełni usatysfakcjonowanym. Może na tym właśnie polegało starotestanemtowe błogosławieństwo długiego życia? Na odwołaniu po wypełnieniu zadania. Może właśnie to tak jest.
  5. Wydawać się może, że pisma Nowego Testamentu będą również uważać długie życie jako błogosławieństwo. Niby jest tak, że listy kończą się życzeniami, ale bardziej zdrowia i pokoju niż długiego życia. Nie ma też takich bezpośrednich zapisów w stylu "100 lat, 100 lat..." jakie czyta się często w Starym Testamencie. Więcej, w świetle pierwszych rozdziałów Listu do Rzymian, oraz bożego światopoglądu, który przedstawił Jezus a tak dokładnie powyjaśniał Paweł wydaje się, że życie człowieka, a zwłaszcza długie życie na tej ziemi bardziej jest przekleństwem niż błogosławieństwem. Przecież aby żyć w pełni obecności Boga musimy przejść przez śmierć (no chyba, że załapiemy się na pochwycenie przy końcu czasu), więc czym prędzej to nastąpi to chyba lepiej. Oczywiście nie ma co się dziwić, że ludzie świata, nie mając pewności co do swojej relacji z Wiekuistym (tu chcę podkreślić to iż Bóg jest sędzią) starają się przedłużyć swoje życie, dbając, a czasami wręcz walcząc o nie. Ale czy taka postawa jest właściwa dla ludzi znających i przyjmujących Prawdę?
  6. Paweł pisał:

    "Jak zawsze, tak i teraz, z całą swobodą i jawnością Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele - to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele - to bardziej dla was konieczne." (List do Filipian 1:20-24)

    ... i jego pisanina chyba najlepiej wyraża to co chciałem w tym przemyśleniu powiedzieć. Tak więc notka Piotra z życzeniami dla Artura stała się dla mnie nie prowokacją do przemyślenia a jedynie impulsem do przypomnienia sobie, tego co nauczał Paweł i co jest dla mnie ważne.

  7. W przypadku moich wierzących przyjaciół zawsze mam problem życzeniami, więc po prostu ich nie składam (najczęściej też nikt ich nie oczekuje). Aby wyjaśnić sparafrazuje Świętego Pawła: Co mam więc czynić? Dla takiego mojego przyjaciela żyć bowiem - to Chrystus, a umrzeć do zysk. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę by był on z Chrystusem (bo pragnę dla niego rzeczy lepszej), pragnę też, by pozostał w ciele bo to bardziej konieczne.
  8. W przypadku ludzi nie pokładających nadziei w Zbawcy nie mam wątpliwości: życzę 100 lat, albo 120 lat, albo i więcej... przed zaksięgowaniem zawsze jest czas, a co zaksięgowane to już koniec.
  9. Ktoś mi kiedyś powiedział, że po potopie Bóg ograniczył życie człowieka na ziemi do 120 lat, ale nie potrafię jakoś znaleźć tego fragmentu w Piśmie.
  10. Ciekawe czego życzyli sobie na urodziny ludzie przed potopem. Wtedy normą było coś koło 800... a więc pewnie życzyli sobie 1000 lat.
  11. Osobiste: czasem, jak jakieś diabelstwo daje mi się szczególnie odczuć i mam tego dość czekam na swój koniec i nawet chcę aby już nastąpił. Nieco boję się tej chwili, wszak może boleć, może być przykre, może trwać długo. Żółty napisał: "Samo umieranie, ta krótka chwila, a może długie godziny napawa mnie niepokojem" i napisał to ładnie (Modlitwa o umieraniu). Tak więc nieco się boję, mam jednak pewność, że moje życie jest w ręku Boga a On nie tylko ma względem mojej osoby plan pełen swojej miłości to jeszcze mam moc aby ten plan przeprowadzić.

Kategorie: śmierć, starość, _blog


Słowa kluczowe: sto lat, życie, długość życia


Komentarze: (3)

piotr, October 10, 2004 20:52 Skomentuj komentarz


Żyj szybko, kochaj mocno, umieraj młodo...

anonim, January 3, 2008 21:03 Skomentuj komentarz


głupie

pepegi, October 7, 2004 11:50 Skomentuj komentarz


a znasz Waść "Ars longa, vita brevis" z repertuaru Jacka Kleyffa, znany też z wersji Kuby Sienkiewicza? fajna, dobitna i zwięzła rzecz o długowieczności.
Skomentuj notkę
24 lipca 2004 (sobota), 21:09:09

Rozwój a nasze odczucia

Dziś znowu zafascynował mnie rozwój, a właściwie to nie tyle sam rozwój co wszystko co pod pojęcie rozwój wkładamy i wszystko co na świecie rozwojem wyjaśniamy.

Niewątpliwie rozwojem jest to, co się dzieje z dzieckiem w dzieciństwie. Ale w którym momencie kończy się rozwój a zaczyna degradacja? W wieku 15 lat? 24? Po trzydziestce albo czterdziestce? Niewątpliwie rozwojem jest stworzenie przedsiębiorstwa od pierwszego pomysłu, poprzez startup, finansowanie VC, potem wejście na giełdę. Ale czy rozwojem jest coroczne sianie i zbieranie zboża? Czy rozwojem nazwać można przemiany w państwach (mocne słowo: państwo) afrykańskich w II połowie XXw.? A przecież mówi się o państwach rozwijających się jak i o państwach wysokorozwiniętych. A państwo Aleksandra Wielkiego to było jakie państwo? 

Jak to jest, że rozwój nas cieszy bo a antyrozwój (degradacja) nie? Przecież cieszymy się własnym dorastaniem, lubimy obserwować wzrost dzieci własnych i cudzych, radujemy się ogrodem na wiosnę. Ale chwila, ale moment, wystarczy nieco poczekać, spojrzeć w drugą stronę a już widzimy jesień, już w ogrodzie coś zgniło, już spotykamy się ze słabościami rodziców, z kolejnym wylewem u wiekowej babci, a czasem sami na swoim ciele odnajdujemy oznaki niemocy, antyrozwoju, degradacji, wszak nie jesteśmy już tacy młodzi. A czy to co już nie jest rozwojem może cieszyć? Z reguły nie cieszy ale dlaczego?

Dlaczego rozwój tak mocno związany jest z pozytywnymi emocjami podczas gdy proces odwrotny (nie potrafię go tu nazwać) wręcz przeciwnie?

Chyba po pierwsze dlatego, że przesadne uwielbienie życia prowadzi do braku akceptacji śmierci, a przecież śmierć na tym świecie jest zjawiskiem jak najbardziej naturalnym. Jak na razie na 100% ludzi 100% umarło więc śmierć jest pewnikiem i nieakceptowanie jej jako zjawiska normalnego nie jest właściwe. Śmierć co prawda kojarzy nam się ze słabością, starością która wydaje się nie być przyjemna ale czy na pewno tak jest? W każdy razie wypadało by przebadać na ile w naszej kulturze kult młodości (jak w reklamach, tylko młodość, seks i zabawa się liczy) i nieakceptowanie śmierci (liczy się tylko "to życie") wpływa na to, że życie nasze tylko w pierwszej swej fazie jest rozumiane jako rozwój i jako coś pozytywnego.

Drugi powód, jaki na dziś znajduję to powszechne skażenie ewolucjonizmem, w tym skażenie darwinizmem w szczególności. Ewolucje (co gorsza, ciągle jeszcze rewolucje też) postrzegamy jako coś pozytywnego, było mniej - jest więcej, było prostsze - jest bardziej skomplikowane, była bakteria zrobiło się zwierzątko, była małpka - zrobił się człowiek, był wielki wybuch - mamy piękny wszechświat. Wszak to musi być piękne, wszak to właśnie jest rozwój! I tu też należało by przebadać na ile jest to naukowe a na ile pseudonaukowe, bardziej poparte naszym chciejstwem niż faktami. Wszak przemiany gatunku nikt jeszcze nie zaobserwował a czy ten wszechświat się kurczy czy też rozwija to do końca nie wiadomo (tak jak nie wiadomo co będzie "potem"). Na pewno jednak piękniej wygląda młode ciało od ciało starego a zaobserwowałem ostatnio na basenie, że różnica tkwi praktycznie tylko w gładkości skóry.

Tak więc kult młodości i darwinizm powodują, że najczęściej świat widzi się tak (a te obrazki ciągle czekają na napisanie poważnego wywodu):

Podczas gdy widzenie tego tak ...

... lub tak ...

... jest również możliwe. A jak to właściwie jest?

Po głowie chodzi mi to od ponad roku, obrazki są zrobione ale jakoś ciągle nie potrafi się ten problem widzenia zamienić w poważny tekst.

Na podobne tematy odnotowałem kiedyś:

Może coś kiedyś napiszę. Zalążek czeka na dysku od 3 miesięcy.

No i jeszcze słowo klucz: metahistoria


Kategorie: starość, śmierć, światopogląd, _blog, metahistoria


Słowa kluczowe: rozwój, emocje, ewolucja, starość, młodość, śmierć, ewolucjonizm, metahistoria


Komentarze: (2)

krisper, July 26, 2004 23:03 Skomentuj komentarz


Co do tego 100% na 100% to w starym testamencie jednemu się chyba udało.

Znudzonaa, July 25, 2004 12:53 Skomentuj komentarz


Tak sobie Ciebie czytam....i czytam i niemal za kazdym razem zmuszasz mnie do refleksji...dziękuję...
Skomentuj notkę

Disclaimers :-) bo w stopce coś wyglądającego mądrze można napisać. Wszystkie powyższe notatki są moim © wymysłem i jako takie związane są ze mną. Ale są też materiały obce, które tu przechowuję lub cytuje ze względu na ich dobrą jakość, na inspiracje, bądź ilustracje prezentowanego lub omawianego tematu. Jeżeli coś narusza czyjeś prawa - proszę o sygnał abym mógł czym prędzej naprawić błąd i naruszeń zaniechać.