Nie możemy tego zostawić
Igor Janke 17-10-2009, ostatnia aktualizacja 17-10-2009 14:08
Z Jerzym Owsiakiem rozmawia Igor Janke
http://www.rp.pl/artykul/378823_Nie_mozemy_tego_zostawic.html
Rz: Kiedyś byłeś postrzegany jako człowiek mówiący młodym ludziom: róbta, co chceta. Róbcie wszystko, co lubicie, jeśli nikomu tym nie szkodzicie. W tym roku byłem pierwszy raz na Przystanku Woodstock i miałem wrażenie, że stałeś się belfrem, który słucha z dzieciakami rocka, ale ciągle poucza: to róbcie, a tego nie.
Jerzy Owsiak: Nigdy „róbta, co chceta” nie znaczyło tego, co mówisz. To był tytuł programu i tyle. Program stał się bardzo popularny, bo puszczaliśmy fajną muzykę. Ale wtedy, 20 lat temu, do głowy mi nie przyszło, że za tym tytułem cokolwiek stoi, jakakolwiek filozofia, którą młodym ludziom chcemy przekazać.
Ale to było spójne z twoim wizerunkiem.
Nigdy nie byłem facetem, który chciał być postrzegany jako anarchista, nihilista albo gość łamiący wszelkiego rodzaju konwenanse. Przeciwnie – wyrosłem na kulturze hippisowskiej, która była bardzo tolerancyjna, miła, serdeczna, prywatkowa, zabawowa, otwarta na wszystkich ludzi. Od początku przekazywaliśmy takie spoiwo: pokazywaliśmy grupę ludzi, którzy fajnie się ze sobą czują. Czy to był Voo Voo, czy spotkania w Jarocinie, czy początek Wielkiej Orkiestry – przekazywaliśmy informację, że działamy razem. Nigdy, nawet przez pół minuty, nie kombinowałem, że mogę być czegoś liderem, że za mną mogą pójść ludzie. Byłem raczej jak Forrest Gump. Odwróciłem się nagle i zobaczyłem: o jasny gwint, tam jest od cholery ludzi, trzeba coś z tym zrobić. Tylko że Forrest Gump wzruszył ramionami i poszedł do siebie. A ja, kiedy dostaliśmy pierwsze pieniądze na Orkiestrę, powiedziałem O cholera, nie możemy tego zostawić. Kiedy kupiliśmy pierwszy sprzęt, też sobie powiedzieliśmy: O cholera, trzeba to jakoś wszystko porządnie zorganizować. Mnie czasem postrzegano tak: ten gość to żyje na luzaka. A ja wcześniej miałem rodzinę, dzieci, martwiłem się o pracę, nie wiedziałem, czy mój program się utrzyma, i myślałem o życiu poważnie. Mnie włożyli w usta, że „róbta, co chceta” to moja filozofia życiowa. W żadnym wypadku. Nigdy tak nie było.
Teraz cały czas mówisz młodym ludziom, co powinni, a czego nie powinni robić.
Wiem, że mnie słuchają. Na początku mówiłem, że chcemy zebrać pieniądze. I okazało się, że wiele tysięcy osób zaczyna zbierać pieniądze. Na Przystanku Woodstock na początku tylko prosiłem, żeby był porządek. Teraz mówię już bez krępacji: Nie możesz leżeć pijany pod sceną. Ostatnio przerwałem koncert i powiedziałem do jakiegoś gościa: Nie bluzgaj, bardzo źle się zachowujesz. Z tej samej sceny mówię do nich: Uczcie się języków. Możesz powiedzieć, że jestem jak belfer, ale ja wiem, na co mogę sobie pozwolić, a na co nie mogę.
Ale ty też bluzgasz.
Ktoś mi powiedział: Nie bluzgaj ze sceny, bo kiedyś mi się zdarzyło. I przyznałem mu rację.
Na Woodstock przyjeżdża prawie pół miliona młodych ludzi. Słucha cię pewnie jeszcze więcej. Czego chcesz ich nauczyć?
Żeby byli odpowiedzialni. Żeby byli odważni odwagą młodego człowieka. Odwagą poznawania.
Odwagą bycia ruchliwym. Odwagą jeżdżenia po świecie, próbowania wielu rzeczy – mam na myśli próby związane z wiedzą. Mówię im, żeby byli pewni siebie tą pewnością, jaką mają ich rówieśnicy z krajów zachodnich, którzy mają poczucie swojej wiedzy, jaka pozwala korzystać z tego, co świat im daje. Mówię do nich: Nie bójcie się zanurzać w politykę. Zakładajcie swoje partie, jeśli wam się nie podobają te, co są. Mówię im: Idźcie na wybory, wybierajcie. Nie wskazuję, kogo mają wybierać. Mówię im o odpowiedzialności. Patrz, co się dzieje u twojego sąsiada. Zobacz, czy tam się nie dzieje jakieś nieszczęście, żeby tobie też coś złego się nie stało. Jeżeli masz 18 lat, masz prawo spożywać alkohol, ale rób to umiarkowanie.
Ale przecież na Woodstocku piją masowo. Miasteczko piwne jest ogromne i zawsze pełne ludzi.
Wiem, że piją masowo, ale jest dużo mniej pijanych niż na pierwszych Przystankach. O narkotykach i alkoholu mówimy z nimi bardzo otwarcie. Ale też współpracujemy z policją. Myśmy nauczyli ludzi czegoś bardzo obywatelskiego, co w polskim społeczeństwie, we wszystkich społeczeństwach wywodzących się z komuny, jest strasznie trudne do uzyskania: współpracy ze służbami porządkowymi. Brakuje mi słowa, bo nie chce powiedzieć, że chodzi o donoszenie. Ale o to chodzi, by donieść na dilera. Donieść na koleżkę, który zaczyna zioło wyciągać. Wprowadziliśmy miejsca na festiwalu wolne od procentów. Jest prohibicja na mocny alkohol. Nie możemy zrezygnować w ogóle z alkoholu, bo zaraz by się zaczęło wielkie podziemie. Wolimy ich uczyć. I dążyć do tego, żeby pili coraz mniej, a robili inne rzeczy. Efekt jest taki, że w tym roku 5 tysięcy osób oddało krew. 2,5 tysiąca litrów krwi w trzy dni! W takim środowisku – wakacyjno-luźno-miłym – jest to fenomen. Uczą się też korzystania z prawa, pierwszej pomocy, ratowania życia. Mówimy im: sprzątajcie po sobie.
Co z ciebie za hippis? Uczysz nie pić, zakazujesz narkotyków, każesz sprzątać po sobie, donieść na dilera i dzwonić do rodziców.
My z kultury hipisowskiej wyciągnęliśmy to, co daje poczucie wolności. Ale jednocześnie uczymy się ze sobą żyć, uśmiechać, pomagać sobie i organizować, tworzyć wspólnotę. To jest coś dobrego.
Wspólnota jest ważna?
Bardzo ważna.
Rodzina?
Bardzo. Jak śpiewali Starsi Panowie: „Rodzina, ach rodzina”.
Owsiak i Starsi Panowie o rodzinie... Może zostaniesz komentatorem konserwatywnej „Rzeczpospolitej”?
Ha, ha, nie, nie...
Bo wiesz, ja też kiedyś hippisowałem...
A widzisz. Mówią: „Hippisi będą łysi”. Nie chodzi o to, byśmy się zachowywali tak jak wtedy, gdy mieliśmy 18 lat. Bo wówczas wyglądalibyśmy śmiesznie. Ja nie próbuję być 18-latkiem. Mam tyle lat, ile mam, zachowuję się tak, jak lubię, i robię to, co chcę robić. Jestem sobą. Jeśli młodzi ludzie kupują mnie z tym wszystkim, to jest wielki sukces. Jeśli oni dobrze się czują na imprezie, którą ja organizuję, to jestem szczęśliwy. Myśmy hippisowsko tych młodych ludzi zgarnęli w sposób cudowny bez żadnego belferskiego podejścia.
Uczysz ich patriotyzmu?
O Jezu, jeszcze jak. Też możesz to nazwać konserwatyzmem.
Ale to nie jest żaden zarzut. Wręcz przeciwnie.
Ja nie chcę takiego konserwatyzmu, jaki chciał wprowadzić pan Giertych. Zmuszając do wszystkiego. To było natychmiast wyśmiane. Trzeba mówić inaczej.
Tak jak w Muzeum Powstania Warszawskiego?
Tak, to świetne miejsce.
Wiesz, że to muzeum zrobili właśnie konserwatyści?
A niech sobie będą, kim chcą. Ja widzę efekt. Mnie tam nikt nic złego nie robi, nikt mi nie mówi, co mam myśleć albo że nie mam tam wstępu, bo się za kolorowo ubieram. Oni stworzyli muzeum według standardów światowych. Ja do tego muzeum zawiozłem wielu gości. Ostatnio był tam książę Jordanii ze swoją żoną. Wyszli wstrząśnięci. Byłem dumny, że pokazałem im to muzeum.
Na czym polega twój patriotyzm?
Ja z mlekiem matki wyssałem miłość do Polski. Pójdę na barykady, jakby coś się działo. Gdy w świecie ktoś coś nawija o Polsce, ja się w to włączam i jestem strasznym chwalipiętą. Nie narzekam, mówiąc o Polsce. Tutaj mój patriotyzm objawia się tym, że od czasu do czasu piszę list otwarty, kiedy jestem na coś zły, kiedy myślę, że Polska sobie wstydu narobi. Ale mój patriotyzm idzie też w tym kierunku, że gdy słyszę Lao Che, który śpiewa o powstaniu warszawskim, to mówię: Panowie, musicie to zaśpiewać na Przystanku Woodstock. I potem, kiedy patrzę na tych wszystkich ludzi, to myślę: słuchają dobrej rockowej muzyki, skaczą, tańczą, świetnie się bawią, ale gdzieś słyszą też przy okazji o Szarych Szeregach, o powstaniu, o bohaterach. Robimy potem z nimi o tym film, robimy program. Moja córka, która ma 20 lat, usłyszała opowieść powstańca i była tym strasznie przejęta. Niektóre nasze święta są niestety niszczone przez kłótnie. Ile kłótni było o 20 lat odzyskania niepodległości?! Ludziom zaczyna się już kołować w głowie. Czy Wałęsa skoczył przez płot czy nie skoczył, za co tego Nobla dostał, czy był agentem, czy za wędkę dostał tego Nobla? Więc na Przystanek zaprosiliśmy Tadeusza Mazowieckiego i Lecha Wałęsę, żeby o tym opowiedzieli. Dyskusja była godna auli uniwersyteckiej!
Czy nie uważasz, że trzeba też uczyć tolerancji i szacunku dla starszych kobiet, które noszą moherowe berety? W mediach pokazują je, często kpiąc albo atakując.
Tak. Jest obśmiech, to prawda. Ale ktoś na to zapracował. Ja mówię o tolerancji otwarcie. Mówię im też ze sceny o tym, że ja się muszę jej uczyć. Czasem mnie ponosi i mnie tej tolerancji brakuje.
Nie powinieneś ich uczyć tolerancji wobec ludzi słuchających Radia Maryja?
Ja uwielbiam śmiech i żart ze wszystkiego. Jeżeli ktoś się ze mnie śmieje, to ja też mam zabawę. Oczywiście boli mnie, kiedy mnie atakują, piszą podłości, zwłaszcza anonimowo. I to samo na pewno przeżywają moherowe berety.
To są tacy sami obywatele Polski jak ci ludzie, którzy przyjeżdżają na Woodstock. A przez dużą część elit są traktowani pogardliwie, zepchnięci na margines.
To są twoje słowa, ja się z tym nie zgadzam. Na tym zepchnięciu na margines zbudowano tę grupę i poprowadzono w stronę skrajnej nietolerancji. Obrazki, które pokazują, jak te panie mówią do ludzi z kamerą w krótkich żołnierskich słowach, co mają robić, świadczą o tym, jak trudna jest jednoznaczna ocena tej grupy Polaków.
Ale wiesz dobrze, że te kamery ich często prowokują. Że ludzie wyśmiewani w mediach potem źle na nie reagują.
Nie, nie. Telewizja Trwam – wielokrotnie widziałem ich w akcji i wiem, jak to działa. Jest zasada: jeśli jesteś dziennikarzem, to masz prawo kręcić wszystko. A oni nie chcą, byśmy ich pokazywali. To się jednak też zmienia. Kiedy teraz mieliśmy finał Orkiestry w Krakowie czy Szczecinie, podeszły do mnie babcie w moherowych beretach i mówią: Jureczku, dziękuję bardzo! Oni mnie też miło traktują.
Ale przyznasz, że w mediach często spotyka je pogarda i kpina.
Media dopuszczają prześmiewców. Moherowe berety łatwo wyśmiać. Kiedy były wybory do parlamentu, to wyszła ta prześmiewczość w Internecie: akcja „Schowaj babci dowód”. W Wielkiej Brytanii śmialiby się z takiego dowcipu. U nas odczytano to jako znacznie coś gorszego. Trzeba to odkręcać.
To zrób akcję „Znajdź babci dowód, weź ją pod rękę i zaprowadź na wybory”.
Można by w ogóle tym babciom pomóc. Ale wiesz, dowód się po to gubi, żeby babcia nie głosowała na tę partię, co jej nie lubimy...
Właśnie. Zarzuca ci się, że masz swoje wyraziste poglądy i je lansujesz. Dlaczego nie uczysz ludzi otwartości na inne poglądy?
Uczę ich.
A jeśli zgłosi się do ciebie organizacja, która chce zorganizować akcję w obronie dzieci nienarodzonych, to wpuścisz ich na Woodstock?
Nie wiem. Decydujemy w grupie. Mamy tę wielką przyjemność dowodzenia i decydowania. Komuś zawsze mówimy: twoja muzyka nie zagra. Pytają nas, dlaczego wybrałem ten zespół, a tego nie. Dlaczego nasza organizacja może w tym brać udział, a ta nie? To jest subiektywny wybór – otwarcie o tym mówimy. Sami oceniamy jakość muzyki, zastanawiamy się, czy jakaś akcja skonfliktuje ludzi czy nie. Mamy regulamin i wiadomo, jak się do nas zgłosić. Odcinamy się od partii politycznych.
Ale są wśród nich organizacje bardzo liberalne.
Inne się nie zgłosiły.
A jeśli się zgłoszą?
Zobaczymy. Dyskutujemy i razem zdecydujemy. Gdyby twórcy tej wystawy obrońców życia, która rozbiła się obok Przystanku, zgłosili się do nas, to bym im powiedział: Mistrzu, nigdy w życiu. Twoja wystawa jest bardzo agresywna i wywołuje skrajne emocje. O problemie możemy porozmawiać, ale nie w ten sposób. Jeżeli chcesz, chętnie zrobimy dyskusję, która nie pokłóci ludzi, ale coś wniesie, i na to jesteśmy otwarci. Ta wystawa wywołuje agresywne reakcje. Ale jeśli mówimy o wystawach, to każdy Przystanek wygląda inaczej, rozwija się, my się zmieniamy. Trzy lata temu pierwszy raz zaprosiliśmy ludzi spoza muzyki. Teraz zaprosiliśmy bohaterów sprzed 20 lat. To jest rozwój. Uczymy ludzi dyskutować.
Zaprosiłeś jednak polityków, którzy w dzisiejszym sporze stoją po jednej stronie. Zaprosiłbyś ludzi z drugiej strony, z innej bajki, konserwatystów?
Wiesz, ja ich mało znam, nie wiem, których warto.
To ja ci podpowiem.
OK, pomyślimy. Jak myślę prawica, to mi się przypomina Macierewicz i jego agresja. Ale my się też uczymy rozmawiać. Zastanawiamy się, jak to zrobić, żeby ludzie słuchali, dyskutowali, ale nie pożarli się. Trzykrotnie wysyłałem listy do ojca Tadeusza Rydzyka z zaproszeniem do dyskusji. Żadnej odpowiedzi. Spotkałem się z Romanem Giertychem, kiedy był ministrem, zapraszałem go na Woodstock. Powiedziałem mu: Panie ministrze, jeśli jest konflikt między uczniami a panem, niech pan przyjdzie i spotka się z nimi. On miał jakiś pomysł na walkę z narkotykami. Tyle że dziwny. Chciał uczyć dzieciaki
patriotyzmu przez pieśni. Dlaczego nie? Niech Polacy śpiewają więcej, nie pieśni biesiadne, tylko patriotyczne. Ale od razu wszyscy mówili, żeby to robić na baczność w sali gimnastycznej. Mówiłem: porozmawiajmy o tym. Ale nie przyjechał. Ja wiem, że gdyby ojciec Tadeusz Rydzyk przyjechał, to też byśmy sobie spokojnie porozmawiali i pewnie wiele rzeczy wyjaśnili.
Tak bardzo jesteś otwarty, że chciałeś dać z baśki każdemu, kto powie złe słowo na Wałęsę.
No dobra, poniosło mnie. To był greps i żart.
Nie powinieneś uczyć młodzieży, że trzeba poznawać prawdę, także przykrą, o naszych przywódcach bohaterach?
Ja nigdy nie powiedziałem, że tej prawdy mamy nie poznawać. Mówiłem o czymś innym. O dzikiej ocenie Lecha Wałęsy, która przechodzi w propozycję odebrania mu Nagrody Nobla.
Ale histeria wybuchła nie po tej propozycji, tylko wtedy, gdy dwaj historycy opublikowali książkę przedstawiającą dokumenty.
A druga strona mówi, że to nie są prawdziwe dokumenty.
Historycy nie mają prawa badać życia Wałęsy?
Mają. Dostęp do dokumentów powinien być powszechny.
Czy ci, którzy urodzili się w wolnej Polsce, mają zupełnie inne doświadczenia, żyją z nowymi technologiami, bardzo się różnią od pokolenia dzisiejszych 40 – 50-latków?
Polska młodzież bardzo wolno się zmienia. To smutna obserwacja. Są bardzo przywiązani do rodziców, do tego, że oni muszą pomagać. Często zachowują się tak jak w PRL. Wielu z nich ciągle oczekuje, że coś dostanie, że to powinno im się dać. Myślałem, że szybciej zaczną być tacy jak na Zachodzie. Nie chodzi mi o system wartości, tylko o samodzielność, pęd do wiedzy, niezależne myślenie. Z tym ciągle nie jest dobrze. Młodzi ludzie słabo biorą swoje sprawy w swoje ręce. Nie są aktywni politycznie.
Myślałem, że twoje obserwacje będą zupełnie inne.
Ale jest też druga strona medalu. Dużo podróżuję po świecie i wszędzie spotykam młodych Polaków. I nie widzę ich w dresach wyczekujących na rogu na robotę, lecz w rozmaitych ciekawych, czasem przedziwnych miejscach. Wielu z nich otwiera własne biznesy, podróżują, znajdują fantastyczne zajęcia. Część z nich już załapała tę wolność i daje sobie z nią radę.
A ci, którzy przyjeżdżają na Woodstock?
Są lepiej ubrani niż kiedyś. W Jarocinie byliśmy wszyscy tak samo umundurowani: flanelowa koszula i kurtka motocyklowa. Znają języki. Jak artysta mówi do nich po angielsku, to rozumieją. W małym palcu mają nowe technologie, ale przez esemesy oduczyli się umiejętności sklecenia dwóch zdań. Są ładniejsi, lepiej odżywieni, lepiej dbają o siebie. Lepiej się bawią, jest w nich mniej agresji, są bardziej serdeczni wobec siebie Zaczynają przyjeżdżać ciekawi młodzi ludzie mający coś do powiedzenia. . Jest lepiej, ale nie tak, jak by mogło być.
Dlaczego ciągle są tak mało samodzielni?
To mnie niepokoi. Myślałem, że po „Solidarności”, po zdobyciu wolności będziemy lepsi. Że ci młodzi ludzie, którzy już wyrośli w wolności, będą inni. A oni nie są tacy, jak byśmy chcieli. Wiem, że są ci mili, którzy pomagają przy Orkiestrze. Ale są też ci, którzy dalej rozwalają stadiony. Gdzie ten pies jest pogrzebany? Edukacja. To jest najważniejsze. Ja jestem ojcem córek: 20- i 30-letniej, i wiem, jak beznadziejny jest system edukacji w Polsce. A edukacja to jest najlepsza inwestycja. I dlatego my też chcemy ich uczyć.