Kategoria: historia


29 września 2023 (piątek), 14:18:18

Przemówienie ministra Ławrowa (kolejne)

Zachowuję bo warto będzie za 3 lata (o ile będzie coś za 3 lata) przeczytać.

Przemówienie ministra Ławrowa w ONZ,  23.09.23

Żródło: https://poland.mid.ruu 

Wystąpienie Ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Sergeya Ławrowa na 78. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, Nowy Jork, 23 września 2023 r.

 

Szanowny Panie Przewodniczący!

Szanowni Państwo!

W wystąpieniach wielu oratorów, którzy przemawiali przede mną, już zabrzmiała myśl, że nasza wspólna planeta przechodzi nieodwracalne zmiany. Na naszych oczach rodzi się nowy porządek świata. Kontury przyszłości są tworzone poprzez walkę. Pomiędzy globalną większością, która występuje za bardziej sprawiedliwą dystrybucją globalnego dobrobytu i różnorodnością cywilizacyjną, a tymi nielicznymi, którzy wykorzystują neokolonialne metody podporządkowania, aby utrzymać swoją znikającą dominację.

Tak zwaną wizytówką «zbiorowego Zachodu» od dawna jest odrzucenie zasady równouprawnienia i całkowity brak zdolności do osiągnięcia porozumienia. Przyzwyczajeni do patrzenia z góry na resztę świata, Amerykanie i Europejczycy składają obietnice i zobowiązania, w tym pisemne i prawnie wiążące. Następnie po prostu ich nie wypełniają. Jak zauważył Prezydent Władimir Putin, Zachód jest prawdziwym "imperium kłamstw".

Rosja, podobnie jak wiele innych krajów, wie o tym na własnym przykładzie. W 1945 roku, kiedy my z Washingtonem, Londynem wspólnie pokonywaliśmy wroga na frontach II wojny światowej, nasi sojusznicy z koalicji antyhitlerowskiej już przygotowywali plany operacji wojskowej "Unthinkable" przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Cztery lata później, w 1949 roku, Amerykanie opracowali operację "Dropshot", celem której było przeprowadzenie zmasowanych ataków nuklearnych na ZSRR.

Te szaleńcze plany pozostały na papierze. ZSRR stworzył własną broń odwetową. Choć potrzebny był kubański kryzys rakietowy 1962 r. z zagrożeniem wojną nuklearną, by pomysł jej rozpętania i iluzja jej wygrania przestały być podstawą amerykańskiego planowania wojskowego.

Pod koniec "zimnej wojny" Związek Radziecki odegrał decydującą rolę w zjednoczeniu Niemiec i uzgodnieniu parametrów nowej architektury bezpieczeństwa w Europie. Przy tym radzieckiemu, a następnie rosyjskiemu przywództwu udzielono konkretnych zapewnień politycznych dotyczących nierozszerzania bloku wojskowego NATO na wschód. Odpowiednie zapisy negocjacji są w naszych i zachodnich archiwach. Są one swobodnie dostępne. Ale te zapewnienia zachodnich przywódców okazały się oszustwem i nie mieli oni zamiaru ich honorować. Jednocześnie nigdy nie przeszkadzało im to, że zbliżając NATO do granic Rosji, rażąco naruszali oficjalne zobowiązania w ramach OBWE podjęte na najwyższym szczeblu, aby nie wzmacniać własnego bezpieczeństwa kosztem bezpieczeństwa innych i nie dopuszczać do wojskowej i politycznej dominacji w Europie jakiegokolwiek kraju, grupy krajów lub organizacji.

W 2021 roku nasze propozycje zawarcia traktatów o wzajemnych gwarancjach bezpieczeństwa w Europie bez zmiany statusu Ukrainy jako kraju pozablokowego zostały arogancko odrzucone. Zachód kontynuował systematyczną militaryzację rusofobicznego kijowskiego reżimu, który objął władzę w wyniku krwawego zamachu stanu i został wykorzystany do przygotowania rozpoczęcia wojny hybrydowej przeciwko naszemu krajowi.

Bezprecedensowa od zakończenia "zimnej wojny" była seria ostatnich wspólnych ćwiczeń Stanów Zjednoczonych Ameryki i ich europejskich sojuszników z NATO, w tym scenariusze obejmujące użycie broni jądrowej na terytorium Federacji Rosyjskiej. Deklarowanym celem jest zadanie Rosji "strategicznej porażki". Ta obsesja w końcu zaślepiła oczy nieodpowiedzialnych polityków, którzy mają poczucie bezkarności, jednocześnie tracąc podstawowe poczucie samozachowawczości.

Kraje NATO pod przewodnictwem Waszyngtonu nie tylko budują i modernizują swoje zdolności ofensywne, ale także próbują przenieść konfrontację zbrojną w przestrzeń kosmiczną i informacyjną. Nowym niebezpiecznym przejawem ekspansjonizmu NATO jest próba rozszerzenia obszaru odpowiedzialności bloku na całą półkulę wschodnią pod przebiegłym hasłem "niepodzielności bezpieczeństwa regionów euroatlantyckiego i Indo-Pacyfiku". W tym celu Waszyngton tworzy wojskowo-polityczne mini-sojusze pod swoją kontrolą, takie jak AUKUS, "trójka" USA - Japonia - Republika Korei, "kwartet" Tokio - Seul - Canberra - Wellington, wciągając ich uczestników do praktycznej współpracy z NATO, która rozbuduje swoją infrastrukturę na teatrze Pacyfiku. Nieskrywane dążenie tych wysiłków przeciwko Rosji i Chinom, a także do upadku inkluzywnej architektury regionalnej utworzonej wokół ASEAN, stwarza ryzyko powstania nowego wybuchowego ogniska napięcia geopolitycznego, jako dodatku już do maksymalnie rozgrzanego europejskiego.

Istnieje trwałe wrażenie, że Stany Zjednoczone i w pełni podporządkowany im "zachodni zespół" postanowiły nadać "Doktrynie Monroe" globalną projekcję. Plany są równie iluzoryczne, niezwykle niebezpieczne, ale to nie powstrzymuje ideologów nowej edycji "Pax Americana".

Światowa mniejszość stara się jak może, by spowolnić naturalny bieg rzeczy. Deklaracja Wileńska Sojuszu Północnoatlantyckiego charakteryzuje "rosnące partnerstwo między Rosją a Chinami" jako "zagrożenie dla NATO". Przemawiając niedawno do swoich ambasadorów za granicą, prezydent Macron wyraził szczere zaniepokojenie rozszerzeniem BRICS, uznając to wydarzenie za dowód "rosnącej złożoności areny międzynarodowej, która grozi ryzykiem osłabienia Zachodu, a w szczególności Europy... Porządek świata, jego zasady, różne formy organizacji, w których Zachód był i nadal jest dominujący, są poddawane rewizji". Takie szczerości: jeśli ktoś zbiera się gdzieś bez nich, zaprzyjaźnia się bez nich lub bez ich zgody, jest to postrzegane jako zagrożenie dla ich dominacji. Postęp NATO w regionie Azji i Pacyfiku jest "dobrą rzeczą", podczas gdy rozszerzenie BRICS jest niebezpieczne.

Logika procesu historycznego jest jednak niepodważalna. Głównym trendem stało się pragnienie większości państw świata, aby wzmocnić swoją suwerenność i bronić swoich interesów narodowych, tradycji, kultury i stylu życia. Nie chcą już żyć pod niczyim dyktando, chcą być przyjaciółmi i handlować między sobą, ale także z całym światem - tylko na równych zasadach i dla wzajemnych korzyści. Stowarzyszenia takie jak BRICS i Szanghajska Organizacja Współpracy są na etapie wzrostu, zapewniając krajom Globalnego Południa możliwości wspólnego rozwoju i obrony ich godnego miejsca w obiektywnie wyłaniającej się wielobiegunowej architekturze.

Być może po raz pierwszy od 1945 r., kiedy powstała Organizacja Narodów Zjednoczonych, istnieje szansa na prawdziwą demokratyzację spraw światowych. To daje optymizm wszystkim, którzy wierzą w rządy prawa międzynarodowego i chcą, aby ONZ odrodziła się jako centralny organ koordynujący światową politykę, gdzie porozumiewają się co do tego, jak wspólnie rozwiązywać problemy w oparciu o sprawiedliwą równowagę interesów.

Dla Rosji jest oczywiste, że nie ma innej drogi. Jednak USA i podporządkowany im "zachodni zespół" nadal wywołują konflikty, które sztucznie dzielą ludzkość na wrogie bloki i utrudniają osiągnięcie wspólnych celów. Robią wszystko, aby zapobiec powstaniu prawdziwie wielobiegunowego, sprawiedliwego porządku światowego. Starają się zmusić świat do grania według ich osławionych i ściśle interesownych "zasad".

Chciałbym wezwać zachodnich polityków i dyplomatów do ponownego uważnego przeczytania Karty Narodów Zjednoczonych. Podstawą porządku światowego stworzonego w wyniku II wojny światowej jest demokratyczna zasada suwerennej równości państw, dużych i małych, niezależnie od ich formy rządu, wewnętrznej struktury politycznej lub społeczno-gospodarczej.

Zachód nadal uważa siebie za lepszego od reszty ludzkości - w duchu niesławnego już stwierdzenia szefa dyplomacji UE, J. Borrella, że "Europa jest kwitnącym ogrodem, podczas gdy wszystko wokół jest dżunglą". Nie jest mu wstyd, że w tym ogrodzie szaleje islamofobia i inne formy nietolerancji wobec tradycyjnych wartości wszystkich religii świata. Akty palenia Koranu, znieważania Tory, prześladowania prawosławnych duchownych i inne kpiny z uczuć wierzących są w Europie dosłownie odbywają się ciągłe.

Stosowanie przez Zachód jednostronnych środków przymusu jest rażącym naruszeniem zasady suwerennej równości państw. Kraje, które padły ofiarą nielegalnych sankcji (a jest ich coraz więcej), doskonale zdają sobie sprawę, że restrykcje uderzają przede wszystkim w najsłabsze segmenty społeczeństwa. Wywołują kryzysy na rynkach żywności i energii.

Nadal nalegamy na natychmiastowe i całkowite zakończenie amerykańskiej blokady handlowej, gospodarczej i finansowej Hawany, która jest bezprecedensowa w swojej nieludzkości, oraz anulowanie absurdalnej decyzji o uznaniu Kuby za kraj sponsorujący terroryzm. Waszyngton musi bez żadnych warunków wstępnych porzucić swoją politykę dławienia gospodarczego Wenezueli. Żądamy zniesienia jednostronnych sankcji nałożonych przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską na Syryjską Republikę Arabską, które rażąco podważają prawo do rozwoju. Wszelkie środki przymusu nałożone z obejściem Rady Bezpieczeństwa ONZ muszą się skończyć, podobnie jak przyjęta przez Zachód praktyka manipulowania polityką sankcji Rady w celu wywarcia presji na niepożądanych.

Rażącym przejawem egoizmu zachodniej mniejszości są obsesyjne próby "ukrainizacji" agendy wszystkich międzynarodowych dyskusji, przysłaniające cały szereg nierozwiązanych kryzysów regionalnych, z których wiele ciągnie się od lat, a nawet długich dziesięcioleci.

Pełnej normalizacji na Bliskim Wschodzie nie można osiągnąć bez rozwiązania głównej kwestii - przedłużającego się konfliktu palestyńsko-izraelskiego na podstawie rezolucji ONZ i arabskiej inicjatywy pokojowej przedstawionej w odpowiednim czasie przez Arabię Saudyjską. Palestyńczycy czekają od ponad 70 lat na państwo, które zostało im uroczyście obiecane, ale Amerykanie, którzy zmonopolizowali proces mediacji, robią wszystko, aby temu zapobiec. Wzywamy wszystkie odpowiedzialne kraje do połączenia wysiłków w celu stworzenia warunków do wznowienia bezpośrednich negocjacji palestyńsko-izraelskich.

Zachęcające jest to, że Liga Państw Arabskich (LPA) nabiera rozpędu i aktywizuje swoją rolę w sprawach regionu. Z zadowoleniem przyjmujemy powrót Syrii do rodziny arabskiej i proces normalizacji stosunków między Damaszkiem a Ankarą, w którym staramy się pomóc wraz z naszymi irańskimi kolegami. Te pozytywne wydarzenia wzmacniają wysiłki formatu astańskiego na rzecz promowania porozumienia syryjskiego w oparciu o rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2254 i przywrócenia suwerenności Syrii.

Mamy nadzieję, że przy pomocy ONZ Libijczycy będą w stanie jakościowo przygotować wybory parlamentarne w swoim cierpiącym kraju, który przez ponad dekadę nie był w stanie podnieść się z konsekwencji agresji NATO, która zniszczyła państwo libijskie i otworzyła wrota dla rozprzestrzeniania się terroryzmu w regionie Sahara-Sahel oraz dla fal milionów nielegalnych migrantów do Europy i innych części świata. Analitycy zauważają, że gdy tylko M.Kaddafi porzucił swój wojenny program nuklearny, został natychmiast zniszczony. W ten sposób Zachód stworzył najbardziej niebezpieczne ryzyko dla całego reżimu nierozprzestrzeniania broni jądrowej.

Niepokojąca jest eskalacja wojennej histerii Waszyngtonu i jego azjatyckich sojuszników na Półwyspie Koreańskim, gdzie gromadzone są strategiczne zdolności USA. Rosyjsko-chińskie inicjatywy o nadanie priorytetu sprawom humanitarnym i politycznym są odrzucane.

Tragiczny rozwój sytuacji w Sudanie jest niczym innym jak kolejną konsekwencją nieudanych eksperymentów Zachodu w zakresie eksportu liberalno-demokratycznych dogmatów. Popieramy konstruktywne inicjatywy mające na celu szybkie rozwiązanie konfliktu wewnątrzsudańskiego, przede wszystkim poprzez ułatwienie bezpośredniego dialogu między walczącymi stronami.

Obserwując nerwową reakcję Zachodu na ostatnie wydarzenia w Afryce, w szczególności w Nigrze i Gabonie, nie sposób nie przypomnieć sobie reakcji Waszyngtonu i Brukseli na krwawy zamach stanu na Ukrainie w lutym 2014 roku - dzień po osiągnięciu porozumienia, objętego gwarancją UE, które opozycja po prostu podeptała. USA i ich sojusznicy poparli ten zamach, uznając go za "przejaw demokracji".

Nie można nie wyrazić zaniepokojenia ciągłym pogarszaniem się sytuacji w serbskiej prowincji Kosowo. Dostawy broni dla Kosowian i pomoc NATO w budowaniu armii rażąco naruszają fundamentalną rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1244. Cały świat widzi, jak smutna historia porozumień mińskich w sprawie Ukrainy powtarza się na Bałkanach. Przewidywały one specjalny status dla republik Donbasu. Kijów otwarcie je sabotował przy wsparciu Zachodu. A teraz UE nie chce zmusić swoich protegowanych z Kosowa do wypełnienia porozumień z 2013 r. między Belgradem a Prisztiną w sprawie utworzenia Wspólnoty Serbskich Gmin Kosowa, ze specjalnymi prawami do języka i tradycji. W obu przypadkach UE działała jako gwarant porozumień i wydaje się, że czeka je ten sam los. Jaki jest "sponsor", taki jest rezultat. Teraz Bruksela narzuca swoje "usługi pośrednictwa" Azerbejdżanowi i Armenii, wprowadzając wraz z Waszyngtonem destabilizację na Kaukazie Południowym. Teraz, gdy przywódcy Erywania i Baku rozwiązali kwestię wzajemnego uznania suwerenności obu krajów, nadszedł czas na pokojowe życie, jego ustanowienie i budowanie zaufania. Rosyjski kontyngent pokojowy przyczyni się do tego w każdy możliwy sposób.

Mówiąc o decyzjach społeczności międzynarodowej, które pozostają na papierze, wzywamy do zakończenia procesu dekolonizacji zgodnie z rezolucjami Zgromadzenia Ogólnego oraz do zaprzestania praktyk kolonialnych i neokolonialnych.

Żywą ilustracją "zasad", według których Zachód chce zmusić cały świat do życia, jest los zobowiązań podjętych w 2009 r. w celu zapewnienia krajom rozwijającym się 100 miliardów dolarów rocznie na finansowanie programów adaptacji do zmian klimatu. Proszę porównać los tych niespełnionych obietnic z kwotami, które USA, NATO i UE wydały na wsparcie rasistowskiego reżimu w Kijowie - szacuje się, że w ciągu ostatniego półtora roku było to nawet 170 miliardów dolarów. Proszę porównać, a zrozumieją Państwo postawę "oświeconych zachodnich demokracji" z ich osławionymi "wartościami".

Ogólnie rzecz biorąc, należy jak najszybciej zreformować istniejącą architekturę globalnego zarządzania. Od dawna nie spełnia ona wymogów epoki. Stany Zjednoczone i ich sojusznicy powinni porzucić sztuczne ograniczenia redystrybucji głosów w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i Banku Światowym, uznając rzeczywistą wagę gospodarczą i finansową krajów globalnego Południa. Prace Organu Rozstrzygania Sporów WTO również powinny zostać natychmiast odblokowane.

Rozszerzenie Rady Bezpieczeństwa jest również coraz bardziej potrzebne, wyłącznie poprzez rozwiązanie kwestii niedostatecznej reprezentacji większości krajów Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Ważne jest, aby nowi członkowie Rady Bezpieczeństwa, zarówno stali, jak i niestali, cieszyli się autorytetem w swoich regionach oraz w takich globalnych organizacjach, jak Ruch Państw Niezaangażowanych, Grupa 77 i Organizacja Współpracy Islamskiej.

Nadszedł czas, aby rozważyć bardziej sprawiedliwe metody tworzenia Sekretariatu ONZ. Obowiązujące od wielu lat kryteria nie odzwierciedlają rzeczywistej wagi państw w sprawach światowych i sztucznie zapewniają nadmierną dominację obywateli państw NATO i UE. Dysproporcje te pogłębia system stałych kontraktów, które wiążą ich posiadaczy z pozycją państw goszczących siedziby organizacji międzynarodowych, z których zdecydowana większość znajduje się w stolicach realizujących politykę Zachodu.

Reforma ONZ powinna zostać wzmocniona przez nowy typ stowarzyszenia, w którym nie ma liderów i podporządkujących, nauczycieli i uczniów, a wszystkie kwestie są rozwiązywane na podstawie konsensusu i równowagi interesów. Jest to przede wszystkim BRICS, który znacznie zwiększył swój autorytet po wynikach szczytu w Johannesburgu i zyskał prawdziwie globalny wpływ.

Na poziomie regionalnym mamy do czynienia z renesansem takich organizacji jak Unia Afrykańska, Wspólnota Państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów, LPA, Rada Współpracy Zatoki Perskiej i innych struktur. W Eurazji nabiera tempa harmonizacja procesów integracyjnych w ramach SOW, ASEAN, Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, Wspólnoty Niepodległych Państw oraz chińskiego projektu "Jeden pas, jedna droga" (One Belt, One Road). W naturalny sposób tworzy się Wielkie Partnerstwo Euroazjatyckie, otwarte na udział wszystkich bez wyjątku stowarzyszeń i krajów naszego wspólnego kontynentu.

Niestety, tym pozytywnym trendom przeczą coraz bardziej agresywne próby Zachodu na rzecz utrzymania dominacji w światowej polityce, ekonomii i finansach. We wspólnym interesie leży uniknięcie fragmentacji świata na izolowane bloki handlowe i makroregiony. Jeśli jednak Stany Zjednoczone i ich sojusznicy nie chcą zgodzić się na uczynienie procesów globalizacji uczciwymi i sprawiedliwymi, reszta świata będzie musiała wyciągnąć wnioski i pomyśleć o krokach, które pomogą im nie uzależniać perspektyw rozwoju społeczno-gospodarczego i technologicznego od neokolonialnych instynktów byłych metropolii.

Główny problem leży po stronie Zachodu, ponieważ kraje rozwijające się są gotowe do negocjacji, w tym na platformie G20, co pokazał niedawny szczyt w Indiach. Głównym wnioskiem ze szczytu jest to, że G20 może i powinna zostać uwolniona od upolitycznienia i pozwolić na robienie tego, do czego została stworzona: opracowywania ogólnie akceptowalnych środków zarządzania globalną gospodarką i finansami. Istnieją możliwości dialogu i zawierania porozumień. Ważne jest, aby nie przegapić tego momentu.

Wszystkie te trendy powinny być w pełni uwzględnione w pracy Sekretariatu ONZ, którego statutową misją jest służenie poszukiwaniu porozumienia wszystkich państw członkowskich pod dachem ONZ, a nie gdzie indziej.

ONZ powstała w oparciu o wyniki II wojny światowej i każda próba rewizji tych wyników podważa fundamenty Światowej Organizacji. Jako przedstawiciel kraju, który wniósł decydujący wkład w pokonanie faszyzmu i japońskiego militaryzmu, chciałbym zwrócić uwagę na tak rażące zjawisko, jak rehabilitacja nazistów i kolaborantów w wielu krajach europejskich, przede wszystkim na Ukrainie i w krajach bałtyckich. Szczególnie niepokojące jest to, że w ubiegłym roku po raz pierwszy Niemcy, Włochy i Japonia głosowały przeciwko rezolucji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych w sprawie niedopuszczalności gloryfikacji nazizmu. Ten godny ubolewania fakt podważa szczerość skruchy tych państw za masowe zbrodnie przeciwko ludzkości podczas II wojny światowej i jest sprzeczny z warunkami, na jakich zostały one przyjęte do Organizacji Narodów Zjednoczonych jako pełnoprawni członkowie. Wzywamy do zwrócenia szczególnej uwagi na te "metamorfozy", które są sprzeczne ze stanowiskiem Światowej Większości i zasadami Karty Narodów Zjednoczonych.

Panie Przewodniczący,

Dziś, podobnie jak wiele razy w przeszłości, ludzkość ponownie znalazła się na rozdrożu. Tylko od nas zależy, jak potoczy się historia. W naszym wspólnym interesie leży niedopuszczenie do wybuchu wielkiej wojny i ostatecznego załamania się mechanizmów współpracy międzynarodowej stworzonych przez pokolenia poprzedników. Sekretarz Generalny podjął inicjatywę zorganizowania w przyszłym roku "Szczytu Przyszłości". Sukces tego przedsięwzięcia może być zapewniony jedynie poprzez ukształtowanie uczciwej i sprawiedliwej równowagi interesów wszystkich państw członkowskich, przy jednoczesnym poszanowaniu międzyrządowego charakteru naszej Organizacji. Na spotkaniu w dniu 21 września br. członkowie "Grupy Przyjaciół" na rzecz Obrony Karty Narodów Zjednoczonych zgodzili się aktywnie przyczynić się do osiągnięcia tego rezultatu.

Jak powiedział A. Guterres na konferencji prasowej w przeddzień tej sesji, "jeśli chcemy pokoju i dobrobytu opartego na równości i solidarności, przywódcy ponoszą szczególną odpowiedzialność za kompromis w projektowaniu naszej wspólnej przyszłości dla wspólnego dobra". To dobra odpowiedź dla tych, którzy próbują podzielić świat na "demokracje" i "autokracje" i dyktować wszystkim tylko swoje neokolonialne "zasady".

 

 


Kategorie: _blog, polityka, historia / polityka


Słowa kluczowe: onz, rosja, ukraina, wojna, Ławrow


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
26 lutego 2023 (niedziela), 04:31:31

Znaczące okresy w Europie coś znaczącej

I zrodził się szybko w mojej głowie pewna synteza epok, wykonana w eurocentryczny sposób. Zrodzila się, poczekała w notatniki 3 lata, a dziś ją zapisałem:

  • Starożytność obokeuropejska -IV
  • Starożytność grzecko-rzymska -X-500
  • Średniowiecze wczesne, więc niepewne 500-1100
  • Średniowiecze średnie 1100-1350
  • Jesień średniowiecza 1350-1490
  • Odrodzenie, Renesans 1453-1632
  • Barok 1610-1750
  • Oświecenie 1750-1914
  • Romantyzm 1780-1850
  • Pozytywizm 1830-1914
  • Neoromantyzm 1885-1920
  • Modernizm 1870-1991
  • New Age i postmodernizm 1991-2020
  • Postprawda 2001-

Zobaczymy co będzie dalej, o ile będzie dalej.


Kategorie: _blog, historia


Słowa kluczowe: średniowiecze, postmodernizm, romantyzm, pozytywizm, barok


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
23 sierpnia 2022 (wtorek), 13:39:39

Kraków, ul. Szewska

Notatka powstała z głowy, przy okazji prowadzenia spaceru historycznego po Krakowie, gdzie pomiędzy XV wiekiem (nowe stare miasto) a XII wiekiem (okół i okolice) przechodziliśmy przez ulicę Szewską aby zobaczyć nieistniejącą dziś bramę. Powiedziałem młodzieży a ta się zainteresowała.

Historia o Grzegorzu Pyjasie - wydarzenia z ul. Szewskiej:

Nauka o służbach specjalnych działających w kościele:

Ale nawet Tytus, który był ze mną, będący Grekiem, nie został zmuszony by dać się obrzezać, Pomimo (#1) wprowadzenia potajemnie (#2) fałszywych braci, którzy (#3) wkradli się by (#4) wyszpiegować naszą wolność, którą mamy w Chrystusie Jezusie, aby nas (#5) zniewolić; Tym ani na chwilę nie ustąpiliśmy i nie poddaliśmy się, aby prawda Ewangelii przetrwała ze względu na was. (Gal 2:3n)

Wyliczam trudne słowa związane z działalnością służb specjalnych:
(#1) potajemne wprowadzenie kogoś na zebranie - czyli mieli swoich agentów w zgromadzeniu świętych;
(#2) fałszywi bracia - myślisz, że brat a to jest fałszywy brat!
(#3) wkradli się, zakradli czyli działali okradają czyjeś zaufanie;
(#4) wyszpiegować - czyli zdobyć informację nie przeznaczoną dla siebie, i nie będącą informacją publiczną, nie informując potem, że tą informacje się ma;
(#5) a celem jest zniewolić - czyli odebrać wolność, odebrać możliwość swobodnego podejmowania własnych decyzji.


Kategorie: _blog, biblia, historia


Słowa kluczowe: pyjas, wildstein, maleszka, gazeta wyborcza


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
22 lipca 2022 (piątek), 09:49:49

Ojcowie kościoła (pojęcie rzymskokatolickie)

Uwagi:

  1. nie wolno mylić Ojców Apostolskich z Ojcami Kościoła bo to zupełnie coś innego. -> Ojcowie Apostolscy
  2. w systemie plików ten zbiór jest podkatalogiem zbioru dzieł Ojców Apostolskich.

Biblioteczka przydatnych dzieł...

  1. Epifaniusz z Salaminy - Panarion (ale tylko do 33)


Kategorie: _blog, historia, historia kościoła


Słowa kluczowe: historia kościoła, ojcowie kościoła, ojcowie apostolscy


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
19 lutego 2022 (sobota), 13:13:13

Norman Davis, Zaginione królestwa (to czytam)

Norman Davis

Zaginione królestwa

Wydawnictwo: Znak

Stron 885 + wklejone obrazki. Gruba.

Gruba i pewnie droga (choć pisze, że 89,90), ale dostałem na prezent więc sobie czytam.

  1. IMG_5504
  2. Mając takie problemy z oczami na prawdę dziwię się, że czytam i czytam tą książkę. Grubą.
  3. Nie wiem kiedy on to napisał. Wstęp sugeruje, że w 2009, ale w części o Estonii opisuje wydarzenia z 2010, a w części o Gdańsku, w której wykazuje wielką niewiedzę o roli Lecha Wałęsy w przemianach 1989 wie o katastrofie smoleńskiej, a więc pisze po kwietniu 2010 roku (co najmniej wrzesień, bo cytuje swój artykuł).
  4. Ciekawe mi się to czytał, ale chyba jako historyk nieco u mnie stracił na wiarygodności.
  5. …. mimo to czytam dalej.

Kategorie: to czytam, _blog, historia


Słowa kluczowe: norman davis, zaginione królestwa


Galeria plików multimedialnych


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
19 listopada 2021 (piątek), 13:56:56

Targumy o Nimrodzie - skany i materiał do opracowania

Zachowuję (wiosna 2021) bo może się przydać do opracowania tematu.


 

A o ziemi Nimroda jest jeszcze tu:

Mic 5:6: "Ci ogołocą ziemię Asyrii mieczem i ziemię Nimroda na jej granicach. W ten sposób wybawi nas od Asyryjczyka, gdy nadciągnie do naszej ziemi i gdy będzie stąpał w naszych granicach."

To znaczy, że za Micheasza, czyli po niewiele babilońskiej oni pamiętali gdzie była ziemia Nimroda.


Kategorie: _blog, historia / izrael, historia


Słowa kluczowe: flawiusz, nimrod, potop, babel, babilon, targum


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
5 lipca 2021 (poniedziałek), 09:40:40

Subiektywny spis carów Rosji

Wynotowuje tyle, bo tyle potrzebuję.

 

  Na tronie Imię  
       
       
  1252–1263 Aleksander Newski
  •  ponoć wklupał Krzyżakom na jeziorze Newskim
       
       
  1547–1584 Iwan IV Groźny
  •  ponoć twardy facet
  • czasy reformacji na zachodzie
       
  1598–1605 Borys Godunow  
       
  1607–1610 Dymitr Samozwaniec II
  • pretendent 
  1610–1613 car tytularny do 1634 Władysław Waza –
  • mogło być ale nie zadziałało
  1611–1612 Dymitr Samozwaniec III
  • pretendent…. ale coś nie zadziałała
       
  1613–1645 Michał I Fiodorowicz  
       
  (1689) 1721–1725 Piotr I Wielki
  • wielki bo wielki
  • przyjmuje tytuł cesarza (imperatora)
       
   1762 Piotr III Fiodorowicz
  • Pierwszy z Romanowów
  • Zamordowany przez swoją żoną - Katarzynę II Wielką
  1762–1796  Katarzyna II Wielka 
  • Niemka?
  • coś ze Stanisławem Augustem Poniatowskim robiła wykorzystując go
  • coś z konstytucją 3-maja
  • rozbory….
  1796–1801  Paweł I Piotrowicz  
  1801–1825 Aleksander I Pawłowicz
  • akceptował morderstwo swojego ojca - Pawła I
  • wnuk Katarzyny II Wielkiej
  • w 1806 pojechał do Berlina i na grobem Fryderyka ślubował sojusz z Prusami przeciw Francji
  • wojował z Napoleonem
  • eksperymentował z Królestwem Polski
    • Uniwersytet w Wawie
  • goni bunty poddanych - między innymi filaretów (Mickiewicz)
       
  1825–1855 Mikołaj I Pawłowicz
  • powstanie listopadowe
  • W Polsce coś wtedy robił jego brat, Wielki książę Konstanty
  1855–1881 Aleksander II
  • powstanie styczniowe
  1881–1894 Aleksander III  
…... 1894–1917 Mikołaj II Aleksandrowicz
  • Musiał nieco przerobić: rewolucja 1905, wojna z innymi cesarzami, no i rewolucja 1917 a nawet dwie rewolucje.
  • abdykował 1 marca 1917

Kategorie: _blog, historia / notatka, historia


Słowa kluczowe: car, rosja


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
9 czerwca 2021 (środa), 13:36:36

Przemówienie ministra Ławrowa (VI '2021)

Zachowuję bo warto będzie za 3 lata (o ile będzie coś za 3 lata) przeczytać.

Przemówienie ministra Ławrowa, lato 2021

Żródło: https://poland.mid.ru 

 

Przemówienie Ministra Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergieja Ławrowa na międzynarodowym forum „Czytania Primakowskie” w trybie wideokonferencji, Moskwa, 9 czerwca 2021 r.


Szanowni Państwo!

Przyjaciele!

Witam wszystkich uczestników forum – przedstawicieli rosyjskiego i zagranicznego środowiska ekspertów i politologów. Na obecnym etapie niezbędny jest dialog na temat wszystkich kwestii „wszechświata”.

Wykłady te są nierozerwalnie związane z intelektualną spuścizną wielkiego męża stanu Jewgienija Primakowa. To właśnie wtedy, gdy był ministrem spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej, określono zasady współczesnej polityki zagranicznej naszego kraju – samodzielność, pragmatyzm, wielowektorowość, poszanowanie prawa międzynarodowego, otwartość na współpracę ze wszystkimi, którzy są gotowi współpracować na zasadzie równouprawnienia i wzajemnego szacunku. Zasady te legły u podstaw Koncepcji Polityki Zagranicznej Federacji Rosyjskiej, która została przyjęta w 2000 roku po wyborze Władimira Putina na Prezydenta Rosji, a następnie była modyfikowana. Teraz obowiązuje jej wersja z 2016 roku. Ale wszystkie te wymienione przeze mnie zasady, które zostały sformułowane przez akademika Jewgienija Primakowa, zachowują swoją ciągłość.

Dla Rosji ważną zaletą jest to, że zasady te pozwalają nam zapewnić przewidywalność i stabilność naszej polityki zagranicznej. Jest to szczególnie ważne w warunkach, w których cały globalny system przechodzi przez wysoce sprzeczny etap swojego rozwoju i znajduje się w stanie zwiększonej turbulencji. Ale jak mówi chińska mądrość, obecny moment otwiera przed nami wielkie możliwości, z których należy skorzystać dla dobra rozwoju współpracy w interesach wszystkich narodów świata. Obserwujemy umacnianie się pozytywnych tendencji. Przede wszystkim wymieniłbym tutaj wzmocnienie nowych ośrodków wpływów gospodarczych i politycznych oraz ogólną demokratyzację stosunków międzypaństwowych. Proces ten, nawiasem mówiąc, został „przewidziany” już w połowie lat 90-tych przez Jewgienija Primakowa w jego koncepcji kształtowania się świata wielobiegunowego.

Rosja będzie aktywnie przyczyniać się do kontynuacji pokojowych zmian w kierunku policentryczności, opartym na zbiorowym przywództwie wiodących państw w rozwiązywaniu globalnych problemów. Jesteśmy jednak realistami i nie możemy ignorować upartej, powiedziałbym nawet agresywnej niechęci naszych zachodnich kolegów do uznania tej obiektywnej rzeczywistości taką, jaka ona jest. Nie możemy ignorować dążenia zbiorowego Zachodu, aby zapewnić sobie bez względu na wszystko uprzywilejowaną pozycję na arenie światowej. Wskaźnikiem stanu umysłów w wiodących krajach Zachodu będzie wynik nadchodzących szczytów G7, NATO i formatu USA-UE.

Nie tylko Rosja, ale i wiele innych państw styka się z faktem, że przedstawiciele Zachodu nie są gotowi na uczciwy dialog oparty na faktach, wolą działać w duchu „highly likely”. Przykładów takiego podejścia jest mnóstwo. To z pewnością podważa zaufanie do samej idei dialogu jako sposobu rozwiązywania różnic zdań i osłabia możliwości dyplomacji jako głównego narzędzia polityki zagranicznej.

Tym bardziej irracjonalny, pozbawiony perspektyw wydaje się zapał, z jakim zachodni koledzy podjęli się szerzenia niechlubnej koncepcji „ładu światowego opartego na zasadach”. Zasady są zawsze potrzebne. Przypominam, że Karta Narodów Zjednoczonych jest również zbiorem zasad, ale zasady te są powszechnie akceptowane, zostały uzgodnione przez wszystkich członków społeczności międzynarodowej i nikt ich nie kwestionuje. Nazywają się one prawo międzynarodowe. Karta Narodów Zjednoczonych jest główną częścią prawa międzynarodowego, jego fundamentem. Nasi zachodni koledzy, unikając używania terminu „prawo międzynarodowe” i używając wyrażenia „ład światowy oparty na zasadach”, mają na myśli coś zupełnie innego: opracowanie w zachodnio-centrycznych formatach pewnych koncepcji i podejść, które są następnie prezentowane jako ideał multilateralizmu, prawda w ostatniej instancji. Takie działania podejmowane są w dziedzinie broni chemicznej, dziennikarstwa, cyberbezpieczeństwa i międzynarodowego prawa humanitarnego. Istnieją uniwersalne organizacje zajmujące się wszystkimi tymi kwestiami, ale nasi koledzy, głównie w Unii Europejskiej, a także w Stanach Zjednoczonych, chcą promować swoją koncepcję w każdym z tych kierunków. Nie ma jasnej odpowiedzi, dlaczego nie powinno się tego robić w najwyższej strukturze multilateralizmu – ONZ. Rozumiemy, że o wiele trudniej jest promować własne inicjatywy i osiągać porozumienia w formacie uniwersalnym, gdzie są nie tylko „posłuszni” członkowie klubu zachodniego, ale także Rosja, Chiny, Indie, Brazylia i kraje afrykańskie. Zobaczymy, jak ta koncepcja „ładu światowego opartego na zasadach” znajdzie odbicie w wynikach już zapowiedzianych wydarzeń, w tym tzw. szczytu demokracji zapowiedzianego przez prezydenta USA Johna Bidena, a także inicjatyw w sferze multilateralizmu zapowiedzianych przez Prezydenta Francji Emmanuela Macrona i kilku innych przywódców.

Jestem przekonany, że nie możemy ignorować bezspornego faktu polegającego na tym, że obecny ład światowy jest wynikiem porozumień mocarstw, które zwyciężyły w II wojnie światowej. Rosja będzie sprzeciwiać się wszystkim, którzy chcą kwestionować wyniki tej wojny. Nie możemy i nie będziemy wtórować tym, którzy usiłują odwrócić naturalny bieg historii. Przy okazji, nie mamy ambicji supermocarstwa, niezależnie od tego, iż niektórzy przekonują siebie i wszystkich innych, że jest inaczej. Nie cechuje nas też ów mesjanistyczny zapał, z jakim nasi zachodni koledzy próbują rozprzestrzeniać na całą planetę swoją opartą na wartościach agendę „demokratyzacji”. Już dawno zrozumieliśmy, że narzucanie modeli rozwoju z zewnątrz nie prowadzi do niczego dobrego. Proszę popatrzeć na Bliski Wschód, Afrykę Północną, Libię, Jemen, Afganistan.

Specyfika obecnej chwili polega na tym, że pandemia koronawirusa znacznie przyspieszyła bieg wydarzeń, nie tylko nie rozwiązując istniejących problemów, lecz do tego stawiając nowe wyzwania. Mam na myśli ogólne spowolnienie gospodarcze, załamanie łańcuchów dostaw, rosnący nastrój izolacjonizmu i oportunizm geopolityczny. Jednocześnie to wspólne nieszczęście poprzez wszystkie te zaostrzające się problemy posłużyło również jako przypomnienie o bezprecedensowej współzależności wszystkich członków wspólnoty światowej. Nie da się „przeczekać w bezpiecznym porcie”. Będzie to prawdopodobnie jedna z głównych lekcji, jakie powinniśmy wyciągnąć.

Rosja opowiada się za współpracą ze wszystkimi, podkreślę ponownie, na zasadzie wzajemnego szacunku, równouprawnienia i poszukiwania równowagi interesów. Widzimy wewnętrzną wartość każdego partnera międzynarodowego, zarówno w sprawach dwustronnych, jak i w sferze wielostronnej. Cenimy sobie przyjaźń ze wszystkimi, którzy ją odwzajemniają i są gotowi do tego, aby poszukiwać uczciwych porozumień, a nie próbować pracować w oparciu o stawianie ultimatum i jednostronnych żądań.

Kwestie, które jesteśmy gotowi omawiać, obejmują praktycznie wszystkie aktualne sfery życia ludzkiego: bezpieczeństwo, handel, ochronę środowiska, klimatu, transformację cyfrową, sztuczną inteligencję i wiele innych.

Rosja promuje swoje podejście w Eurazji. Na zasadach, o których wspomniałem, funkcjonują Wspólnota Niepodległych Państw (WNP), Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ), Euroazjatycka Unia Gospodarcza (EUG) i Szanghajska Organizacja Współpracy (SOW). Stowarzyszenia te opierają się wyłącznie na zasadach dobrowolności, równouprawnienia i wspólnych korzyści. Nie ma w nich „przełożonych” i „podwładnych”. Wszystkie te organizacje pracują w celach twórczych i nie są skierowane przeciwko komukolwiek, a tym bardziej nie roszczą sobie prawa do szerzenia tzw. wąsko sformułowanych wartości na całej kuli ziemskiej, żądając ich przestrzegania od wszystkich państw bez wyjątku, jak to widzimy w szeregu innych struktur integracyjnych.

Jednym z naszych absolutnych priorytetów jest wzmocnienie wszechstronnej współpracy z Chinami. W tym roku obchodzimy 20. rocznicę podpisania wielkiego dwustronnego Traktatu o dobrym sąsiedztwie, przyjaźni i współpracy. W tym samym szeregu znajduje się również pogłębienie szczególnie uprzywilejowanego partnerstwa strategicznego z Indiami. Właśnie tak nazywa się to w dokumentach, które zostały przyjęte na najwyższym szczeblu. Rozszerzamy współpracę z członkami ASEAN oraz z innymi krajami regionu Azji i Pacyfiku. Czynimy to w nurcie jednoczącej filozofii leżącej u podstaw inicjatywy Prezydenta Rosji Władimira Putina, która ma sprzyjać tworzeniu Wielkiego Partnerstwa Euroazjatyckiego. Partnerstwo to jest otwarte dla wszystkich krajów naszego wspólnego kontynentu euroazjatyckiego bez wyjątku, przynależność do którego dramatycznie zwiększa przewagę porównawczą w niezwykle konkurencyjnym świecie dla wszystkich krajów euroazjatyckich, pod warunkiem, że będą one wykorzystywać te naturalne, podarowane przez Boga przewagi, a nie będą próbować rysować nowych linii podziału na kontynencie i pogłębiać starych.

Koncepcja, o której mówię, czyli „Wielkie Partnerstwo Euroazjatyckie”, jest zasadniczo popierana zarówno przez Chiny, jak i Indie. Jest ona bardzo ceniona w ramach SOW. Dyskutujemy o niej z krajami ASEAN. Jesteśmy otwarci na rozmowy z UE jako naturalnym sąsiadem na tym rozległym kontynencie.

Uważam, że takie platformy jak „Wykłady Primakowskie” są idealnymi miejscami do dyskusji na temat pomysłów, które pojawiają się w tym zakresie. Z pewnością mogą istnieć pewne alternatywne podejścia, ale chcemy, aby dyskusja była skierowana w stronę przyszłości w interesie wszystkich krajów tego ogromnego regionu.

Rosja będzie nadal aktywnie przyczyniać się do rozwiązywania konfliktów międzynarodowych. Pracujemy w Syrii, pomagamy przywrócić pokój po zatrzymaniu przez nas rozlewu krwi w Górskim Karabachu. Wnosimy aktywny wkład w międzynarodowe wysiłki na rzecz uregulowania konfliktu w Afganistanie, Libii, wokół Iranu, na Półwyspie Koreańskim i w wielu innych punktach zapalnych.

Mówię to nie po to, aby zwrócić uwagę na nasze osiągnięcia. Nie mamy kompleksu niższości (nie mamy też „kompleksu wyższości” w polityce światowej), ale zawsze jesteśmy gotowi pomóc potrzebującym. To jest nasza historyczna misja mająca swoje korzenie w wielowiekowej historii. Dlatego będziemy kontynuować pomoc, również w przypadku takich, na pierwszy rzut oka, nierozwiązywalnych problemów jak uregulowanie konfliktu na Bliskim Wschodzie. Aktywnie dążymy do możliwie jak najszybszego wznowienia prac Kwartetu międzynarodowych mediatorów i promujemy koncepcję zapewnienia bezpieczeństwa zbiorowego w Zatoce Perskiej. Jesteśmy otwarci na zorganizowanie spotkania pomiędzy przywódcami Izraela i Palestyny w Moskwie tak szybko, jak to możliwe. Z oczywistych względów musimy teraz poczekać na wyniki wewnętrznych procesów politycznych w Izraelu. Ale, niestety, nasze wielokrotne, wieloletnie przypomnienia, że nie można promować Koncepcji normalizacji stosunków między Izraelem a Arabami kosztem problemu palestyńskiego, zostały zignorowane. Uważam, że jest to jeden z najpoważniejszych problemów, który będzie się tylko pogłębiać.

Aktywnie popieramy osiągnięcie porozumienia, już w formacie wielostronnym, w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych, w zakresie zasad odpowiedzialnego zachowania w przestrzeni informacyjnej. Promujemy współpracę w walce z koronawirusem. Chciałbym podkreślić, że wbrew temu, co próbuje się nam przypisywać na Zachodzie, jesteśmy niezmiennie zainteresowani pragmatycznymi, wzajemnie korzystnymi stosunkami z każdym krajem, również z Zachodem – czy to ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami w ramach NATO, czy też z Unią Europejską. Promujemy cały szereg inicjatyw mających na celu zapobieżenie całkowitej likwidacji porozumień i zrozumienia w sferze rozbrojenia, kontroli zbrojeń i nierozprzestrzeniania broni po tym, jak Amerykanie wyszli z wielu traktatów, takich jak traktat INF. Zaproponowaliśmy dobrowolne moratorium na ich wprowadzanie, przynajmniej w Europie. Pomimo zaproponowanych przez nas mechanizmów weryfikacji takiego moratorium Zachód w dalszym ciągu unika uczciwej rozmowy, podobnie jak kraje NATO od ponad dwóch lat puszczają mimo uszu nasze bardzo konkretne propozycje mające na celu deeskalację, zmniejszenie zagrożenia militarnego na całej linii styku między Rosją a Sojuszem Północnoatlantyckim.

Jesteśmy gotowi do współpracy z każdym partnerem, ale nie będzie to „gra do jednej bramki”. Ani sankcje, ani ultimatum nie nadają się do tego, aby próbować z nami rozmawiać i osiągać jakieś porozumienia.

Na zakończenie zacytuję Jewgienija Primakowa: „Silna Rosja nie powinna się dzisiaj kojarzyć z zagrożeniem dla stabilności świata. Tylko bezwładność myślenia może prowadzić do wniosku o niebezpieczeństwie płynącym z Rosji...”. Rosja nigdy nie odwróci się od swoich podstawowych wartości, pozostanie wierna swoim duchowym korzeniom i swojej stabilizującej roli w polityce międzynarodowej. Dlatego będziemy w dalszym ciągu robić wszystko, co konieczne, aby stanowczo, ale niekonfrontacyjnie promować nasze interesy narodowe i współpracować z jak najszerszym gronem państw. Jedyną rzeczą, którą podkreślę, jest to, że nie należy odbierać naszej gotowości do dialogu z jakimkolwiek partnerem jako słabości. Prezydent Rosji Władimir Putin w odpowiedzi na ultimatum Zachodu podkreślił niedawno, że sami będziemy określać „czerwone linie” w stosunkach z partnerami zagranicznymi, a przede wszystkim będziemy bronić naszych poglądów na ład światowy, na to, jak należy rozwijać stosunki międzynarodowe, w pełnej zgodności z zasadami i wartościami, które są zapisane nie w czyichś uzgodnionych w wąskim gronie dokumentach, ale w Karcie Narodów Zjednoczonych.

 

 

 


Kategorie: _blog, polityka, historia / polityka


Słowa kluczowe: onz, rosja, ukraina, wojna, Ławrow


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
30 marca 2021 (wtorek), 11:52:52

Ciekawostka o historii, jej badaniu i używaniu

Od XIX wieku, za sprawą historyków nienieckich historia rozumiana jest jako rekonstrukcja wydarzeń. Ale musimy wiedzieć, że przez całe wieki było inaczej. Wcześniej poeci, pieśniarze, kronikarze i pisarze opowiadali dzieje, sagi i historię nie po to aby dokładnie opisać przeszłe wydarzenia ale aby tym wydarzeniom nadać znaczenie.

Należy o tym pamiętać używając dawnych źródeł historycznych w dzisiejszej pracy historyka.

A dziś? Możliwe, że dalej cel pracy historyka to rekonstrukcja wydarzeń, ale praca historyka do niewielu osób dociera. Do wszystkich zaś docierają popularyzatorzy i propagandziści działający w mediach. Czy czasem nie realizują oni celów, które mieli dawni pieśniarze śpiewający ballady i poematy? Tak! Wszak chodzi o to aby przeszłością nadać znaczenie i w ten sposób wpływać na przyszłość.

Podsumowując:
- kiedyś: historia to nadanie znaczenia przeszłym wydarzeniom
- od XIX wieku historia to rekonstrukcja opisu tych wydarzeń


A refreksja ta dzieła się z tego, że wysłuchałem wykładu, w którym pewien profesor historii wyjaśnił dlaczego księgi wyznaniowe mogą być traktowane jako materiał dla historyka, tylko przy interpretacji należy pamiętać o celu w jakim zostały stworzone.
No i teraz można mądrzej sięgnąć po ewangelie - wszak zbliżają się święta. 

Kluczowe pytania dla każdego człowieka:
1. skąd pochodzisz (historia)
2. kim jesteś (tożsamość)
3. dokąd zmierzasz (przyszłość)


Kategorie: _blog, obserwator, historia


Słowa kluczowe: historia, badanie przeszłości, przyszłość


Komentarze: (1)

wojtek, March 30, 2021 17:40 Skomentuj komentarz


z Fejsa, od JSN:
- Jak się rekonstruuje fakty?

W34:
- Pojawiły mi się pytania pomocnicze: - co to jest fakt?- jak się ma fakt do wydarzenia?
Wniosek: lepiej zapisać tam, że "rekonstrukcja wydarzeń". Przypuszczam, że takiego określenia użył dziś pewien historyk, którego słuchałem, ale ja zapamiętalem inaczej. Ciekawostka.
Ale poprawię moją notkę aby była lepsza.

Skomentuj notkę
2 lutego 2021 (wtorek), 20:54:54

PATOLOGIA TRANSFORMACJI - Witold Kieżun

Warto przeczytać:

https://tadeuszczernik.files.wordpress.com/2014/06/kiec5bcun-w-patologia-transformacji.pdf

Witold Kieżun

PATOLOGIA TRANSFORMACJI WYDANIE UZUPEŁNIONE

zawiera rozmowę Czesława Bieleckiego z Witoldem Kieżunem

wydawnictwo poHext 


Kategorie: _blog, historia, polityka / historia


Słowa kluczowe: transformacja, witold kiezun, kiezun, przemiany, prl


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
27 stycznia 2021 (środa), 11:31:31

Nie tylko w interesie własnym, lecz całego społeczeństwa.

Zachowam sobie jeden artykuł z niemieckiej gadzinówki dla Polaków. Zachowam, aby móc zastanawiać się czy czasem nie mamy jakiejś powtórki:

– Tyfus plamisty, tę groźną chorobę, pociągającą wielkie ilości ofiar, roznosi wesz odzieżowa, nazwana tak z tego powodu, że gnieżdżą się w zakładkach odzieży, pod kołnierzem, w kieszeniach itd. (…) Jak świat światem żydzi zawsze byli rozsadnikami chorób, czemu też zawdzięczają fakt, że władcy dawnych czasów zamykali ich, podobnie jak dzisiaj, w odrębnych dzielnicach t. zw. „gettach”. (…) Każdego napotkanego na targu polskim żyda oddawajmy bezzwłocznie w ręce policji. Postępujmy tak nie tylko w interesie własnym, lecz całego społeczeństwa. Tak samo nie handlujmy z żydami, bowiem ubijając dobry nawet z nimi interes wiedzmy, że każdej chwili możemy nabyć bezpłatnego lokatora na własnym ubraniu w postaci zarażonej tyfusem wszy. Bądźmy bezkompromisowi w walce z zawszonym żydostwem, ponieważ jedynie w ten sposób możemy uchronić siebie i bliźnich od nieszczęścia choroby.

(„Nowy Kurier Lubelski”, 1941)

Jest tam wyraźna zachęta: "postępujmy tak. Postępujmy tak nie tylko w interesie własnym, lecz całego społeczeństwa. " a przecież dobrzy ludzie dla dobra ludzkości mogą zrobić wiele.


Kategorie: _blog, polityka / obserwator, historia, historia / izrael


Słowa kluczowe: holocaust, getto, epidemia, tyfus


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
31 grudnia 2019 (wtorek), 17:08:08

Traktat krakowski z 1525 roku

Zachowuję, bo warto to mieć. Tekst przetłumaczył i przygotował Wojtek Duch a pochodzi z serwisu historia.org.pl

W załącznikach ciekawy artykuł z 1975 toku, pewnie na pamiątkę 450 lat po tych wydarzeniach. Za chwilę będzie 500!

Traktat krakowski (8 kwietnia 1525 r.)

W imię Trójcy Świętej i niepodzielnej. My, Jerzy, z łaski Bożej margrabia brandenburski, książę na Śląsku raciborski i karniowski, w Prusiech szczeciński, pomorski, kaszubski, wendejski itd., burgrabia norymberski i książę Rugii, oraz Fryderyk z tejże łaski książę legnicki i brzeski oraz starosta Dolnego Śląska, zeznajemy oraz oznajmiamy wszem i każdemu z osobna kto tę ugodę i układ będzie widział, słyszał lub czytał, że z niżej podanych względów, które skłoniły nas jako chrześcijańskich książąt, obmyśliliśmy, omówili i ułożyli tę oto ugodę i układ między Najjaśniejszym i Najdostojniejszym księciem i panem, panem Zygmuntem, królem Polski i Jego Królewskiej Mości dziedzicami i następcami, królami Królestwa Polskiego z jednej strony, a Jaśnie Wielmożnym księciem i panem, panem Albrechtem, margrabią brandenburskim, wielkim mistrzem Zakonu Teutońskiego Prus oraz jego rycerskim zakonem, ziemianami i mieszkańcami miast z drugiej strony.

Pierwszym i zasadniczym względem było dla nas to, że wszystkie nieporozumienia, wojny, spory i konflikty między Jego Królewską Mością a panem Mistrzem i mieszkańcami jego ziem stąd się zrodziły i wypłynęły, że po dotąd nie istniał jeden dziedziczny książę, jako rządca wszystkich ziem pruskich; rzeczonymi Prusami rządziły głowy różnych dostojników i dlatego mieszkańcy tych ziem w zgubnych dla siebie wojnach walczyli ze sobą na śmierć i życie i wszczynali bitwy, w których polało się wiele krwi chrześcijańskiej i bardzo wiele wyrządzono szkód mieszkańcom, sierotom i wdowom.

Podobnież wzięliśmy pod uwagę następującą okoliczność: Wspomniany pan Mistrz, brat nasz, siostrzeniec i szwagier, w minionym okresie będąc na urzędzie mistrza zabiegał i trudził się różnorodnie u wszystkich stanów chrześcijańskich władców, a mianowicie u papieży i u Cesarskiego Majestatu, w Świętym Cesarstwie Rzymskim i u elektorów cesarstwa, a także u szlachty niemieckiej. Zwracał się do nich bardzo często i z dużym nakładem starań w nadziei, że oni przypilnują, aby owe niezgody, spory i nieporozumienia zostały ułagodzone i doprowadzone do zgody , a to stosownie do treści spisanego pokoju wieczystego, ongiś sporządzonego przez Najjaśniejszego Króla świętej pamięci króla Kazimierza i stosownie do czteroletniego rozejmu , ustanowionego w Toruniu przez posłów Jego Cesarskiej Mości i Jego Królewskiej Mości króla Węgier, w obecności legata Jego Świątobliwości papieża Leona X. Sprawa ta pozostała jednak aż dotąd nie załatwiona z powodu toczących się wojen i innych rozmaitych bardzo poważnych spraw, którymi aż dotąd pochłonięci byli Jego Cesarska Mość i Najjaśniejszy Pan, król Węgier.

Wzięliśmy wreszcie pod uwagę, że tego rodzaju ustanowiony najlepszy rozejm w ciągu kilku dni dochodzi do kresu i swego ostatecznego terminu. Wobec tego, gdyby sprawy pozostały nie załatwione, należałoby obawiać się, że Jego Królewska Mość i Królestwo Polskie oraz Mistrz i ziemie pruskie na nowo powrócą do większych zmagań i walk oraz przelewu krwi ludzkiej, na wielką szkodę całej chrześcijańskiej społeczności. Przeto dla zapobieżenia tego rodzaju nieszczęściom i klęskom, zabiegaliśmy usilnie o pokój, aby na przyszłość wieczysty pokój chrześcijański mógł nastać i trwać obustronnie miedzy Jego Królewską Mością i tegoż dziedzicami i następcami, królami Polski, a mistrzem Prus i jego ziemiami. Nadto wzięliśmy pod uwagę i tę okoliczność: właśnie teraz wielebny pan Statilius, proboszcz wesprymski, przybył jako wysłannik pokojowy i poseł Najjaśniejszego Króla Węgier, rzeczonego arbitra rozejmu, do Jego Królewskiej Mości króla Polski i do mistrza Prus, brata naszego, siostrzeńca i szwagra, i prosił, aby się chętnie, łaskawie i życzliwie poddali sporządzonej przez nas ugodzie i temu układowi.

Toteż my, jako jednacze i odnowiciele pokoju, z wyżej wymienionych przyczyn i względów, za obustronną zgodą uczyniliśmy i postanowili między Jego Królewską Mością i panem Mistrzem następujące artykuły, które uznaliśmy za zdążające zbawienną drogą do pokoju, jako godne chrześcijan i odpowiednie, oraz — jak to mieści się poniżej — ułożyliśmy je i sporządzili.

1. Wszystkie spory, które powstały w czasie tych wojen między Jego Królewską Mością, panem Mistrzem, książętami mazowieckimi, biskupami warmińskim i chełmińskim, jako też wszystkimi innymi i ich poddanymi, mają być mocą niniejszej ugody usunięte i żadnej ze stron nie mają być źle wypominane.

2. Należy zwrócić wzajemnie zagarnięte w czasie tych wojen miejscowości, zamki i miasta wraz ze wszystkimi przynależnościami i przyległościami, a to wraz z armatami w tym stanie, w jakim je zastano w chwili pierwszego zajęcia zamków i miast; podobnie należy oddać strzelby zwane hakownicami, a to w tym stanie, w jakim znajdują się u obecnych urzędników. Jeśliby zaś brakło jakiejś armaty, należy pod przysięgą wypytać urzędników i ci zaprzysiężeni winni zeznać, ile ich tam znaleźli. Co się zaś tyczy strzelb, znajdujących się w zniszczonym grodzie pasłęckim, należy je zwrócić bez pomniejszenia do rąk najdostojnieszego pana margrabiego Albrechta.

3. Wszyscy i każdy z szlachty, mieszczan i chłopów winni być zwolnieni od wszelkiego przyrzeczenia i przysięgi, mocą których w ciągu obecnych wojen lub od tego czasu odstąpili od swoich i poddali się obcym panom oraz wobec nich zobowiązali, i za takich mają być uważani.

4. Co się tyczy omieszkanych powinności, to jego Królewska Mość i Książę z Prus winni w swej łaskawości darować tym, którzy ich zaniedbali, a majątki ich czy posiadłości zwrócić. Nadto obie strony mają zwrócić dobra nieruchome tych, którzy na mocy wyroku ponieśli karę za popełnioną zbrodnię; ojcowska zbrodnia wcale nie ma szkodzić dzieciom na honorze ani w czymkolwiek u kogokolwiek ujemnie przesądzać.

5. Jego Królewska Mość winien przebaczyć fakt tchórzliwego odstępstwa mieszkańcom Nowego Miasta, a podobnie margrabia Albrecht mieszkańcom Dąbrówna i Olsztynka, tudzież wszystkim miastom.

6. Co się tyczy dóbr i jurysdykcji osób duchownych, książę Prus winien na żądanie duchownych każdemu wymierzyć sprawiedliwość, jak tego wymaga chrześcijański obowiązek, prawość i słuszność. Następnie majątki, dochody i czynsze należące do biskupstwa warmińskiego albo należące do warmińskich duchownych a znajdujących się pod władzą księcia Prus, mają być z kolei w całości zwrócone. Jeśliby zaś książę lub jego szlachta swym proboszczom lub innym, do których ma należeć duszpasterstwo, chcieli nadać beneficja kościelne, tym — zgodnie ze starym zwyczajem — biskup winien udzielać inwestytury .

7. Jeśliby panowie biskupi byli w stanie na pewno wykazać, że przebywający na ziemiach pana księcia duchowni zachowują się nie po chrześcijańsku, wbrew porządkowi i ustawom powszechnego świętego Kościoła chrześcijańskiego, książę pan wraz z panami biskupami winien udzielać pomocy, aby poprawiono należną karą tego rodzaju wykroczenia.

8. O ile jakiś z mieszczan lub chłopów wymknął się spod swego pana i uciekł bez jego woli w okresie na dwa lata przed ostatnio prowadzoną wojną aż po dzień dzisiejszy, należy go na żądanie zwrócić bezpośrednio swoim panom, i od tej chwili żadna ze stron nie może zatrzymywać poddanych drugiej strony. Natomiast należy skierować i wypuścić do swych panów drogą publicznego mandatu tych, których jedna ze stron uprowadziła siłą.

9. Winien pan margrabia Albrecht złożyć przysięgę Jego Królewskiej Mości i Królestwu Polskiemu, jako swemu przyrodzonemu i dziedzicznemu panu, oraz okazywać się na przyszłość posłusznym Jego Królewskiej Mości we wszystkim, jak z prawa należy księciu wasalnemu względem swego dziedzicznego pana. Powinien też margrabia Jerzy w imieniu własnym i swych braci dotknąć proporca chorągwi. Podobnie w przeciągu roku margrabiowie Kazimierz i Jan winni swymi opieczętowanymi listami uznać i przyjąć niniejszą umowę.

10. W zamian Jego Królewska Mość winien jest nadać w prawowite i dziedziczne lenno margrabiemu Albrechtowi jako księciu w Prusiech poniżej wymienione ziemie, miasta, zamki i wsie, a mianowicie: trzy miasta królewieckie wraz z zamkiem, Lochstet, Wargi, Girmo, Pupki, Rudawy, Szaki, Kaimy, Kremity, Wałdowo, Tapiawa, Tapelawki, Norkity, Wystruć, Alembork, Wąstrów, Gierdawy, Wegorzewo, Nordenbork, Labiawa, Łaukiszki, Tylża, Ragneta, Rosity, Windenburg, Kłajpeda, Pokarmin, Krzyżbork, Frydląd, Domnowo, Barciany, Giżycko, Bałga, Świętomiejsc, Cynty, Górowo, Iławka, Bartoszyce, Szestno, Mrągowo, Ryn, Kętrzyn, Ełk, Pisz, Pasłęk, Miłakowo, Młynary, Morąg, Pasym, Szczytno, Ostród, Olsztynek, Nidzice, Działdowo, Dąbrówno, Iława, Szępopel, Przesmark, Liwski Młyn, Zalewo, Prabuty, Kwidzyn, Tyrbark, Lubiatów, Szymbark, Bewindy, Jurgowo, Susz, Gardeja, Nowy Dwór, Kisielice, Salawa, Rybaki, Biskupiec, Medenowo i winien wystawić dokument tego nadania jako na lenno niepodzielne, przechodzące od jednego brata na drugiego i na ich dziedziców, według brzmienia układu.

11. A jeśliby wzmiankowani czterej książęta i magrabiowie: Albrecht, Jerzy, Kazimierz, Jan i ich prawowici dziedzice lenni zmarli wszyscy bez prawowitych dziedziców lenna, wówczas, lecz nie przedtem, winny powyżej opisane ziemie Prus powrócić dziedzicznie i przypaść Jego Królewskiej Mości i Królestwu Polskiemu. Jeżeliby zaś pozostały córki, mają być zaopatrzone przez Jego Królewską Mość i otrzymać książęcy posag.

12. Jego Królewska Mość winien zachować margrabiego Albrechta, jego dziedziców i wszystkich mieszkańców wyżej wymienionych ziem Prus przy wszystkich ich przywilejach, które nie sprzeciwiają się temu układowi i królewskiemu zwierzchnictwu, a ponadto bronić i osłaniać przed niesprawiedliwym gwałtem.

13. Upełnomocnieni do tego posłowie zarówno Zakonu jak i szlachty oraz mieszczan wymienionych ziem pruskich winni zgodzić się i pisemnie stwierdzić za siebie, za dziedziców i swoich następców, że po śmierci wyżej wymienionych czterech książąt i ich prawowitych dziedziców lennych, oni sami, dziedzice i ich następcy powinni i chcą trwać z należną wiernością i poddaństwem przy nikim innym jak tylko przy Jego Królewskiej Mości i jego dziedzicach oraz Królestwie Polskim, jako przy swym przyrodzonym panu dziedzicznym, w ten atoli sposób, że Jego Królewska Mość winien ustanowić nad wyżej wymienionymi ziemiami pruskimi kogoś dobrze władającego językiem niemieckim i dobrze w tym Księstwie osiadłego, do którego należałby zarząd wszystkich urzędów. A jeśli Jego Królewska Mość wyznaczy swych panów-radę w związku z przysięgą, którą winni złożyć księciu w Prusiech szlachta i mieszczanie, duchowni i świeccy wszystkich stanów ziem pruskich, wtedy z każdego powiatu po dwu ze szlachty i mieszczan w imieniu wszystkich innych winni są, podobnie jak pisemnie zobowiązali się tu obecni, uznać tę ugodę przez swe listy i pieczęcie. A gdy składać będą przysięgę księciu z Prus, wtedy przy składaniu tej przysięgi przyrzekną, że również przestrzegać będą tej ugody.

14. Książę z Prus winien mieć pierwsze i najbliższe miejsce przy Jego Królewskiej Mości w naradach ziemskich, sejmach i zjazdach publicznych.

15. Książę z Prus, jego dziedzice i następcy książęcy niczego nie mają sprzedawać z księstwa i z wymienionych wyżej ziem Prus. Jeżeliby zaś do tego zmuszała pilna potrzeba, winni o tym zawiadomić Jego Królewską Mość, jako ich pana dziedzicznego, na rok naprzód. Jeżeliby Jego Królewska Mość nie chciał kupić, wtedy ów książę będzie miał prawo sprzedania, z tym jednak, że nienaruszone pozostaną królewskie prawa do lenna i powinności lennych. A poza tym, jeżeliby książę w Prusiech był przyciśnięty pilną potrzebą, będzie mógł wydzierżawiać i zastawiać zamki i swe miasta wasalom swym, aby ziemie te pozo- stały złączone i nierozerwane, tak jak są obecnie.

16. Co się tyczy powinności, to ponieważ ziemia pruska poniosła wielkie straty, Jego Królewska Mość przyrzekł margrabiemu Albrechtowi dać z łaski sześć lat wolnizny. Gdyby jednak Jego Królewska Mość i Królestwo Polskie miało być napadnięte z powodu tego układu i nadania lenna przez kogokolwiek, jakiegokolwiekbądź dostojeństwa czy stanu, tedy —również w tych sześciu latach wolnizny — książę w Prusiech ze swymi następcami będzie zobowiązany wspierać Jego Królewską Mość osobiście, wraz ze wszystkimi swymi poddanymi, wszystkimi swymi siłami oraz służyć mu radą. Podobnie winien uczynić w tym wypadku Jego Królewska Mość względem księcia w Prusiech i jego ziem. Jeżeliby zaś zdarzyło się, że Jego Królewska Mość czy Królestwo Polskie nie dla przyczyny niniejszego układu zostało zagrożone przez niewiernych lub inaczej, i Jego Królewska Mość w własnej osobie wyruszył w pole ze wszystkimi swymi poddanymi, wtedy książę w Prusiech i jego następcy będą zobowiązani towarzyszyć Jego Królewskiej Mości w sto dobrze zaopatrzonych koni aż do granic ziem pruskich. Jeżeliby zaś książę w Prusiech był wezwany przez Jego Królewską Mość do pójścia poza granice, to wtedy tych stu jezdnych, podobnie jak inni konni żołnierze Jego Królewskiej Mości, będą służyć na żołdzie królewskim. W razie zaś, jeżeliby Jego Królewska Mość w pilnej potrzebie pragnął wystawienia od księcia w Prusiech więcej jak stu jezdnych, to wszyscy, ilu by ich tylko było ponad setkę, będą służyli — jak to wyżej wskazano — na żołdzie królewskim, już od chwili wyruszenia ze swych domostw. Jeżeliby jednak książę w Prusiech nie był w stanie wystawić więcej jak stu jezdnych, nie powinien Jego Królewska Mość więcej nań o to nastawać.

17. Co się tyczy spraw sądowych między Jego Królewską Mością i księciem Prus tak należy postępować: jeżeliby się zdarzyło, że Jego Królewska Mość — księcia, lub odwrotnie ów książę chciał pozwać Jego Królewską Mość w sprawach tyczących się obu stron, Jego Królewska Mość winien złożyć ławę z swych panów-rady w Malborgu lub w Elblągu, zwolnić ich z przysięgi, z mocy której podlegli są Jego Królewskiej Mości, a natomiast zobowiązać, aby sądzili sprawiedliwie. Cokolwiek by wówczas ci wymienieni panowie-rada ogłosili i orzekli, to będzie prawomocne i bez sprzeciwu ma być zachowane.

18. Jeżeliby zaś kto stopnia książęcego ze stanu duchownego lub świeckiego w Prusiech w jakiejkolwiekbądź sprawie chciał wytoczyć spór wspomnianemu księciu z Prus, Jego Królewska Mość będzie winien sześciu ze swoich panów-rady, zaś książę w Prusiech tyluż ze swoich zobowiązać w sposób wyżej podany do odprawienia sądu i zaprzysiąc, a cokolwiek by oni za słuszne orzekli i ogłosili, na to obie strony winny się zgodzić i bez żadnego krętactwa uznać za prawomocne.

19. Jeżeliby zaś ktoś, nie będący stopnia książęcego, chciał wytoczyć jakąkolwiekbądź skargę przeciw księciu w Prusiech, winien to uczynić przed wasalami księcia, których książę będzie winien ustanowić i do osądzenia zobowiązać. Jeśliby zaś ktoś z powodu tych sądów w sprawach dotyczących księcia uważał, że wyrządzono mu niesprawiedliwość lub że został pokrzywdzony, będzie mu wolno odwołać się do panów-rady, którzy winni mieć moc rozpoznania tej sprawy; Jego Królewska Mość i książę w Prusiech będą ich w razie potrzeby każdego roku wysyłać do Malborga na dzień św. Franciszka. Gdyby zaś tam uznano, że apelacja odwołującego się jest lekkomyślna i niedozwolona, strona ta winna zapłacić sądowi dziesięć grzywien pruskich, zaś stronie przeciwnej zwrócić koszty sporu, oraz zobowiązana będzie zastosować się do poprzedniego wyroku.

20. Gdyby zaś wynikły skargi tyczące się obustronnie mieszkańców Prus i ich posiadłości, należy każdego pozywać przed ten sąd, gdzie leżą jego dobra ziemskie, albo gdzie pozwany ma swe miejsce zamieszkania, a nie należy ciągnąć go przed obce sądy.

21. Nie należy zajmować ani przytrzymywać przed obcymi sądami poddanych jednej i drugiej strony czy to także ich majątków, jako że można uzyskać sprawiedliwość w miejscach, do których należą majątki.

22. Odtąd wszyscy mieszkańcy ziem pruskich mogą obustronnie, na ziemi i morzu utrzymywać bez przeszkody wzajemne stosunki handlowe, kroczyć starymi drogami i jeździć wozami i w tym wypadku mają pozostawać przy swych przywilejach. Zresztą należy odtąd wszędzie znieść targi odprawiane po wsiach, wprowadzone wbrew słuszności i dawnemu zwyczajowi i przenieść je do miast, do których należą.

23. Głębina Balgijska w Świeżej Zatoce (Haeb) lubwszędzie indziej głębiny, tj. morskie zalewy, ujście Wisły oraz wszystkie rzeki mają być wolne do żeglowania i przeprawiania się przez nie dla wszystkich mieszkańców Prus. Nie należy też również zmuszać cudzoziemskich kupców, by udawali się czy to do Królewca, czy to do Braniewa, Elbląga, Gdańska albo jakiegokolwiek innego miasta, lecz mają prawo żeglować i płynąć swobodnie, bez przymusu, wedle własnego uznania, jednakże bez uszczerbku dla starych ceł i przywilejów.

24. Żadna ze stron nie może ustanowić na ziemiach pruskich wbrew staremu zwyczajowi i przywilejom żadnych ceł, składów i innych ciężarów, ale dawne cła winny ostać. O ile zaś jedna ze stron ustanowiła była cła po czasach pokoju króla Kazimierza, one także winny być odtąd uchylone. Gdyby jednak z biegiem czasu zdarzyło się, że Jego Królewska Mość i podobnie książę w Prusiech zamierzali ustanowić gdzieś nowe cła na żądanie swych poddanych albo zbudować składy na pożytek swych ziem, wtedy winien Jego Królewska Mość zawezwać księcia w Prusiech do dogodnej miejscowości, i obie strony winny mieć możliwość uzgodnienia i załatwienia tej sprawy. Jeśliby zaś woźnice lub żeglarze ominęli tego rodzaju komory celne, nie należy im odbierać majątków, lecz zabrać wyłącznie statki, wozy i konie.

25. Co się tyczy majątku rozbitków morskich, to w dalszym ciągu należy z nimi postępować według z dawna wprowadzonego zwyczaju, tak jak to jest w zwyczaju w Zelandii, Holandii i Brabancji, z tym jednak, aby od żeglarzy nie wyciskać nic więcej.

26. Każda z dwu stron w stosunku do drugiej winna jest teraz i na przyszłość wstrzymać się od przyjmowania i wspieranią rabusi na drogach publicznych, złodziei i innych szkodników ziemskich. Lecz kto jest otwartym wrogiem jednej ze stron, winien być również przez drugą stronę uważany za jej bezecnego wroga i szkodnika.

27. Każda ze stron winna mieć możność ścigania swych wrogów i szkodników na ziemiach drugiej strony i mają być postawieni i osądzeni według swej niecnoty w tych sądach, w jakich byliby przychwyceni.

28. Książę w Prusiech, a także elblążanie, gdańszczanie i torunianie winni się wstrzymać od bicia wszelkiej monety pod warunkiem jednakże, że Jego Królewska Mość — od dziś do Zielonych Świątek roku przyszłego — wyznaczy dzień dla wyraźnej ugody co do monety.

29. Książę Prus ma wyrzec się teraz i na zawsze wszystkich przywilejów i uprawnień sprzeciwiających się niniejszej umowie, bez względu na to, czy pochodzą od papieży, cesarzy, książąt, czy też królów polskich, i winien złożyć je do rąk Jego Królewskiej Mości. Jeżeliby zaś tego rodzaju przywileje zawierały coś takiego, co nie byłoby sprzeczne z niniejszą ugodą, a było potrzebne księciu z Prus i ziemiom, z racji granic oraz innych praw i przywilejów, Jego Królewska Mość powinien je nadać w tym samym brzmieniu w dokumencie i pod pieczęcią swego majestatu.

30. Królestwo Polskie i ziemie Prus w imieniu własnym i swych następców winny należycie zobowiązać się, że ten zawarty układ będą we wszystkich częściach, punktach i ustępach zachowywały wiernie, wiecznie i nieodwołalnie, a nie będą i nie chcą sprzeciwiać mu się ani przeciwdziałać. W szczególności ten punkt dodadzą, że w razie gdy zaistnieje wypadek wymarcia książąt, których niechaj Bóg według swej woli zachowa, ziemie Prus mają przynależeć do Jego Królewskiej Mości i do Królestwa Polskiego, do nikogo zaś innego.

31.W końcu, jeżeliby ktokolwiek, jakiejkolwiek byłby godności czy stanu, chciał targnąć się na ten układ, to trzej margrabiowie, których również dotyczy ta ugoda, razem z księciem z Prus i ze wszystkimi, których mogliby do tego skłonić, winni Jego Królewską Mość wspierać i odpowiadać za ten układ.

Jego Królewska Mość i książę Prus na zawsze i wiernie dołączają swą królewską i książęcą godność oraz chrześcijańską rzetelność do tej powyżej spisanej chrześcijańskiej zgodnej ugody we wszystkich ustępach, klauzulach, warunkach i punktach wyżej zawartych; zobowiązują się i przyrzekają za siebie i za dziedziców w łańcuchu swego potomstwa, że następni królowie polscy i książęta pruscy będą ją nietkniętą uznawać za prawomocną i obowiązującą oraz jej przestrzegać.

Dla nadania zaś większej wiary i pewności powyższemu, Jego Królewska Mość oraz książę Prus niniejszy układ zgody i jedności własnoręcznie podpisali i kazali przywiesić swoje pieczęcie obok naszych. A tego układu dwa dokumenty zgody i jedności, sporządzone jednobrzmiąco, wręczono każdej stronie po jednym.

Dan i działo się w Krakowie w sobotę, w przeddzień niedzieli palmowej, co było ósmego kwietnia, roku Pańskiego tysięcznego pięćsetnego dwudziestego piątego.

Zygmunt król podpisał

Jerzy margrabia brandenburski jak wyżej, własnoręcznie podpisał.

Fryderyk książę na Legnicy ręką własną

Albrecht margrabia brandenburski i książę, w Prusiech itd. własnoręcznie podpisał.


Kategorie: _blog, historia, luteranizm


Słowa kluczowe: zygmunt stary, jagiellonowie, rzeczpospolita, krzyżacy, luteranie, 1525, reformacja


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
8 września 2019 (niedziela), 19:39:39

IV wiek (notatka)

Ważne daty:

  • 313 - Edykt Mediolański - edykt tolerancyjny cesarza Konstantyna proklamujący powszechną wolność religijną. Chrześcijanie przestają być prześladowani.
  • 325 - Sobór nicejski I - określenie wyznania wiary (Credo).
  • 380 - Edykt Tesaloński - chrześcijaństwo trinitarne religią państwową cesarstwa, wskazanie na Damazego, biskupa Rzymu, i Piotra, biskupa Aleksandrii jako na osoby normatywne odnośnie wyznania. Chrześcijanie mogą prześladować pogan i innych chrześcijan.
  • 391 - zburzenie Serapeum (świątynia Serapisa, duży ośrodek pogańskiego kultu z biblioteką) w Aleksandrii.
  • 438 - opublikowanie Kodeksu Teodozjańskiego (łac. Codex Theodosianus) - zbioru praw chrześcijańskich cesarzy z okresu od Konstantyna Wielkiego do Teodozjusza II. Kodeks zawiera 16  ksiąg i 3000 konstytucji cesarskich.

Kategorie: _blog, historia / notatka, historia kościoła, teologia / historia kościoła


Słowa kluczowe: IV wiek, sobór nicejski, wyznanie wiary, damazy


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
1 sierpnia 2019 (czwartek), 14:39:39

Dwa Powstania Warszawskie?

Wiem, że powstania ludziom się mylą, łączą w jedno, mieszają więc wyrzucę tu na szybko (pomiędzy jajecznicą a kawą) to co pamiętam i to co dziś, w związku z rocznicą sobie myślę.

Powstanie warszawskie - 1 sierpnia 1944 - akcent na rok 44, a więc mniej niż rok do końca wojny.

Rosjanie szybkim marszem zbliżali się do Wisły a potem to nawet stali po drugiej stronie (daje to do myślenia). 22 lipca wyzwolili Chełm, potem Lublin (stąd data tego komunistycznego święta nibyWyzwolenia) a już 30 lipca widziano ich pod Radzyminem. 1 sierpnia, gdy wybuchało powstanie forsowali Wisłę pod Magnuszewem, czyli na 50km na południe od Wawy mając wcześniej już uchwycony przyczułek koło Sandomierza.

Decyzja o stawieniu oporu Niemcom łatwa nie była. W zasadzie już widać było, że Niemcy w rozsypce. Alianci uruchomili front zachodni i posuwali się do przodu. Wcześniej stracili panowanie już na Włochami, Bałkanami a na wschodzie wyraźnie przewagę miała Rosja wsparta politycznie po konferencji w Teheranie (XII '43). A dowódcy AK wiedzieli co Rosjanie robią nie tylko z żołnierzami AK ale ogólnie, z wszystkim którzy nie wspierali komunizmu. No dobra - ale to nie miejsce aby dyskutować tą decyzję - dużo artykułów już o tym napisano, choć mnie się wydaje się, że ciągle za mało.

No a to drugie? Powstanie w gettcie - 13 kwietnia 1943, ale może ważniejsza jest data 14 nisan, bo na święto żydowskiej paschy Niemcy zaplanowali ostateczną likwidację getta w Warszawie i spotkali się z oporem, którego się nie spodziewali.

Od początku 1942 roku (konferencja w Wannsee) Niemcy na sposób przemysłowy realizują zagładę Żydów. W lipcu (i znowu może lepiej napisać: 9 dnia żydowskiego miesiąca Aw) rozpoczęli wywózkę z getta warszawskiego redukując liczbę mieszkańców z 600 do 60 tys. (oficjalnie 30 tys, drugie tyle się ukrywało), tych 60 tys. to raczej ludzie młodzi, raczej mężczyżni i raczej zdrowi i silni, bo to 30 tys. miało zatrudnienie a kto słaby został złapany i wywieziony do Treblinki.

Frontu na zachodzie jeszcze nie było (i ponad rok nie będzie), na południu Niemcy się trzymają (choć właśnie Amerykanie próbują lądować na Sycylii). Ale na wschodzie, gdzie ważą się losy wojny te losy na prawdę się ważą, bo co prawda bitwa pod Stalingradem już się skończyła ale nic nie jest jeszcze przesądzone bo dwie potężne armie pancerne dopiero w lecie '43
spotkają się w bitwie na Łuku Kurskim.

Tak więc powstanie w gettcie to powstanie o bez żadnego sensu militarnego. To walka o sposób w jakim zginą młodzi Żydzi skupienie wokoło dwóch organizacji wojskowych: socjalistycznego i syjonistycznego ŻOB (mocno przereklamowanego) i pozwiązanego nie tylko osobiście z AK ŻZW. Mogą dać się wywieźć albo w tym wywożeniu ile się da przeszkadzać - a dało się prawie miesiąc, przy czym o ile wiadomo kiedy powstanie wybuchło to trudno stwierdzić kiedy się skończyło, bo kontrola nad terytorium trwała tylko kilka dni, potem było tylko chowanie się w ruinach i bunkrach.

No dobrze - tyle napisałem sobie pisząc praktycznie z głowy, przez co niektórych dat do końca pewien nie jestem. Ale od czego Wikipedia, w datach dokładna, choć z lewacką interpretacją niektórych tekstów zgodzić się nie mogę.

 


Kategorie: _blog, historia


Słowa kluczowe: Powstanie w gettcie, powstanie warszawskie


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
12 czerwca 2019 (środa), 09:49:49

Od 313 do 380 roku - szybka zmiana w kościele

Czy możliwe jest aby Kościół w 70 lat z kościoła prześladowanego stał się prześladującym. Tak! Tak się stało. A te dwa cytaty ciągnę z Wikipedii, które cytują jakieś dostępne, publiczne źródła.

Kluczowe daty

  • 313 - Edykt Mediolański - edykt tolerancyjny cesarza Konstantyna proklamujący powszechną wolność religijną, a więc koniec prześladowań chrześcijan.
  • 325 - Sobór nicejski I - określenie normatywnego wyznania wiary (Credo Nicejskie).
  • 380 - Edykt Tesaloński - chrześcijaństwo trinitarne staje się religią państwową cesarstwa z jednoczesnym wskazaniem na Damazego, biskupa Rzymu, i Piotra, biskupa Aleksandrii jako na osoby normatywne odnośnie wyznania. Chrześcijanie z prześladowanych stają się prześladujący nie tylko pogan, ale również innych chrześcijan.

Edykt Mediolański, 313

Gdy tak ja, cesarz Konstantyn Wielki, i jak również ja, cesarz Licyniusz August, zeszliśmy się szczęśliwie w Mediolanie i omawiali wszystko, co należy do pożytku oraz bezpieczeństwa publicznego, postanowiliśmy między innymi zarządzić to, cośmy dla wielu ludzi uważali za konieczne między innymi zarządzeniami, zdaniem naszym dla wielu ludzi korzystnymi, wydać przede wszystkim i to, które do czci bóstwa się odnosi, a mianowicie chrześcijanom i wszystkim dać zupełną wolność wyznawania religii, jaką kto zechce. W ten sposób bowiem bóstwo w swej niebieskiej siedzibie i dla nas, i dla wszystkich, którzy naszej poddani są władzy, zjednać będzie można i usposobić łaskawie. Ze zbawiennych więc i słusznych powodów postanowiliśmy powziąć uchwałę, że nikomu nie można zabronić swobody decyzji, czy myśl swą skłoni do wyznania chrześcijańskiego, czy do innej religii, którą sam za najodpowiedniejszą dla siebie uzna, a to dlatego, by najwyższe bóstwo, któremu cześć według swobodnego przekonania oddajemy, mogło nam we wszystkich okolicznościach okazać zwykłą swą względność i przychylność.

Edykt Tesaloński, 380

Cesarze Gracjan, Walentynian i Teodozjusz do ludności miasta Konstantynopola.
Jest wolą naszą, aby wszystkie ludy, które podlegają naszej łaskawej i umiarkowanej władzy, wyznawały taką religię, jaką przekazał Rzymianom apostoł Piotr, a której naucza papież Damazy i Piotr, biskup aleksandryjski, mąż apostolskiej świątobliwości, to jest abyśmy zgodnie z nauką apostołów i Ewangelii wierzyli w jedno bóstwo Ojca, Syna i Ducha świętego, przyznając im w Trójcy Świętej równe znaczenie. Nakazujemy aby ci, którzy idą za tą zasadą, nazywali się chrześcijanami katolickimi, wszyscy zaś inni, których za głupców i szaleńców uważamy, nosili hańbę heretyckiego wyznania. Zbory ich nie mogą się nazywać kościołami, czeka ich najpierw kara boża, a następnie i nasza niełaska, którą im zgodnie z wolą Boga okażemy.
Dan 28 lutego w Tessalonice, za konsulatu cesarzy Gracjana i Teodozjusza.

Streszczenie: Kto wyznaje religię inną niż ta, którą naucza papież Damary i Piotr, biskup aleksandryjski (wiara trynitarna) to czeka go niełaska cesarzy, którą im cesarze okażą.


Kategorie: _blog, historia


Słowa kluczowe: Edykt Tesaloński, edykt mediolański, konstantyn, cesarsrwo, kościół rzymskokatolicki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
26 grudnia 2018 (środa), 17:06:06

Subiektywna i skrócona historia Anglii w kluczowym momencie

Subiektywna i skrócona historia Anglii w kluczowym momencie

Królowie (streszczenie):

  • 1509-1547 - Henryk VIII
  • 1547-1553 - Edward VI
  • 1549 - Jane (Joanna) Grey, króluje przez 9 dni
  • 1553-1558 - Maria I Tudor (Krwawa Maria, Bloody Mary)
  • 1558-1603 - Elżbieta I
  • 1603-1625 - Jakub I

Subiektywna historia XVI-wiecznych królów Anglii:

  • 1509-1547 - Henryk VIII
    • 1525 - Nowy Testament w przekładzie Tyndalla, druk w Kolonii, mała, wygodna, przemycana do Anglii; Tyndal swoją pracę przypłacił życiem.
    • 1535 - Biblia Coverdale’a, Przekład bazujący na pracy Tyndala i innych reformatorów, autoryzowany przez króla; ponad 20 wydań, między innymi autoryzowane Wielka Bibliia czyli ta przykuta łańcuchem, ale dostępna w każdym kościele, aby każdy mógł sobie przyjść i poczytać.
    • Zerwał z Rzymem głównie z powodu swoich problemów małżeńskich - papież nie chciał mu dać rozwodu, a żona nie urodziła mu syna, który mógłby być następcą tronu. Stanął więc na czele kościoła anglikańskiego, żądał od księży przysięgi na wierność sobie, jako głowie kościoła. Ale w głębi serca był katolikiem. Mimo to pewna zawierucha w Anglii pozwoliła rozwinąć się ruchom reformacyjnym bazującym reformę na Piśmie Świętym.
    • Za jego życia  powstają przekłady Biblii:
  • 1547–1553 - Edward VI
    • Jak zaczął królować to miał 10 lat, a więc był to dzieciak. Praktycznie rządziła Rada Regencyjna realizująca politykę.
    • Król wychowany został jako protestant, dlatego w czasach jego rządów umacnia się nurtu protestanckiego kościoła anglikańskiego.
    • W 1549 wydany zostaje "Book of Common Prayer" - modlitewnik wraz z katechizmem.
  • 1549 - Jane (Joanna) Grey, króluje przez 9 dni, protestantka, nie chciała się nawrócić na katolicyzm, więc ją ścieli.
  • 1553–1558 - Maria I Tudow
    • Potocznie zwana Krwawa Mary, gdyż była to katoliczka, żona katolickiego króla Hiszpanii, prześladująca protestantów.
    • Reformatorzy muszą z Anglii uciekać, więc to w Genewie wydawana jest Biblia Genewska, 1560 zwana też Biblią Pielgrzymów.
  • 1558-1603 - Elżbieta I
    • Królowała 44 lata, a więc jak na owe czasy to bardzo długo.
    • Za jej życia katolicy wydają we Francji przekład Douay-Rheims (NT 1582, całość 1609) zgodny z teologią Sobory Trydenckiego.
  • 1603-1625 Jakub I
    • Chcąc zakończyć dyskusję o tym, który przekład Biblii jest dobry nakazał opracowanie jednego, wspólnego - i dlatego w 1611 roku powstał przekład autoryzowany przez króla: King James Version; tak ważny dla standaryzacji języka i teologii.
A potem:
  • Karol I Stuart
  • Republika Angielska
  • Karol II Stuart
  • Jakub II Stuart
  • Maria II Stuart i Wilhelm III Orański
  • Anna Stuart 

Inne, ciekawe postacie

  • Tomasz Moore
    • żyje w latach 1478-1535
    • sadysta ! a JP2 go kanonizował
  • William Shakespeare (Szekspir)
    • żyje w latach 1564-1616
  • No to chyba jeszcze Thomas Cranmer (1489-1556), spalony na stosie przez krwawą Mary
  • Henry Purcell (1659-1695) – angielski kompozytor muzyki barokowej.
 

 

Problem z tłumaczeniem Biblii Douay-Rheims

  • 1582 - pierwsze wydanie NT
    • Mt 6:11 dra "Give us this day our supersubstantial bread.” - Chleba naszego eucharystycznego ??? (ang. supersubstantial, łac. supersubstantialem) daj nam dzisiaj
    • Mt 6:11 kjv "Give us this day our daily bread ."
    • Kluczowe słowo: επιουσιον epiousion - powszedni, codzienny
 A jak przestawiają to inne przekłady

TR

Mt 6:11 gnt-tr "(11) τον αρτον ημων τον επιουσιον δος ημιν σημερον"

 
Geneva Bible (1599)
Mt 6:11 gnv "(11) Giue vs this day our dayly bread."
 
Vulgata Clementina (1598)
Mt 6:11 vuc "(11) Panem nostrum supersubstantialem da nobis hodie,"
 
The Douay-Rheims American Edition (1899)
Mt 6:11 dra "(11) Give us this day our supersubstantial bread."
 
King James Version (1611/1769) z kodami Stronga
Mt 6:11 kjv "(11) Give us this day our daily bread ."
 
Nova Vulgata (1986)
Mt 6:11 nov "(11) Panem nostrum supersubstantialem da nobis hodie;"
 
Biblia Brzeska (1563)
Mt 6:11 bb "(11) Chleba naszego powszedniego daj nam dzisia."
 
Biblia Wujka (1599)
Mt 6:11 wuj "(11) Chleba naszego powszedniego daj nam dzisia."
 
Biblia Tysiąclecia V (2000)
Mt 6:11 bt5 "(11) Naszego chleba powszedniego daj nam dzisiaj;"

Kategorie: _blog, historia, historia / notatka


Słowa kluczowe: henryk VIII, krwawa mery, kjv, biblia genewska, tyndal


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
16 grudnia 2018 (niedziela), 13:43:43

Tomasz More

Z Wikipedii:
Tomasz More - męczennik chrześcijaństwa.

Co?

A może męczennik chrześcijan? Ponoć osobiście torturował heretyków, przy czym jak się pewne rzeczy przebada to właśnie rzymski katolicyzm jest największą chrześcijańską herezją. Ale widać, wszystko to zależy od tego, kto pisze artykuł, kto go weryfikuje. No i od JP2, który tego gościa kanonizował, bo to święty jest, więc od Święta Reformacji w 2000 roku katolicy się modlą przez niego (patron polityków - a więc kłamców, bo sam taki był).

Ale Pan Bóg na koniec oceni, bo każdy człowiek umrze, a potem czeka go sąd. Tak napisano w Heb 9:27 w każdej Biblii, nie tylko u Tyndala, ale też w Douay-Rheims i KJV.


Kategorie: _blog, polityka, historia / polityka


Słowa kluczowe: Tomasz Moore, jp2, katolicyzm


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
6 listopada 2018 (wtorek), 14:42:42

Moje uwagi dla oprowadzających po Wystawie Biblii

Uwagi:

  • materiał mocno roboczy, w trakcie pisana więc zawiera dużo błędów i braków. Proszę o recencję! 8 listopada, godzina 22.oo
  • materiał szkoleniowy jest w osobnej notce

Po co ta wystawa?

  • Umocnienie mojej wiary w Słowo, w szczególności w aspekcie zachowania i przekazania
  • Mój sposób zainteresowania ludzi: od kultury do objawienia Boga a potem ewangelii
  • Moje narzędzie apologetyki

Mój podział Wystawy na sekcje:

  1. Pisma hebrajskie
  2. Pisma greckie
  3. Kultura łacińska
  4. Reformacja
  5. Przekłady polskie

Moje uwagi dla oprowadzających:

  1. Pamiętaj: jesteś świadkiem zmartwychwstałego Pana Jezusa i wszystko co musisz to świadczyć o Nim. Zapewne nie jesteś ekspertem od historii literatury biblijnej, manuskryptów, krytyki tekstu, historii przekładów a nawet historii kościoła, ale nie będąc ekspertem poznałeś sporo faktów i możesz o nich opowiadać. Opowiadaj. Opowiadaj jak one się mają do Twojego życia, w szczególności możesz wiarygodnie opowiadać jak Biblia, z którą obcujesz na codzień pomaga Ci poznaważ Boga, jak czytane w obecności Boga Pismo Świete staje się dla Ciebie Słowem Bożym. 
  2. Nie ucz się tekstów, które opowiadają inni opowiadający. Raczej zapamiętuj fakty, sprawdzaj je i twórz z nich swoją własną opowieść.
  3. Znacząca większość osób przychodzących na wystawę nie ma pojęcia o niczym! Twoim zadaniem nie jest więc uczynić z nich ekspertów ale zachęcić do poznania Biblii. Jeżeli pojawi się jakiś ekspert nie udawaj, że jesteś ekspertem tylko czegoś od niego się nauczy. Jeżeli przyjdzie ktoś z trudnymi pytaniami razem poszukajcie odpowiedzi, w szczególności dzwoniąc do kogoś, kto może wiedzieć, lub wiedzieć gdzie się dowiedzieć.
  4. .... opracować

ToDo:

  • podzielić materiał na grupy
    1. (E) tematy misyjne, do prezentacji ewangelii
    2. (H) ciekawostki historyczne historii powszechnej
    3. (K, Hk) kościół, historia kościoła
    4. (A, Aw)) tematy apologetyczne - obrona wiary
    5. (A, Ap)tematy apologetyczne - obrona wiarygodności Pism
    6. (P) plan dziejów, proroctwa i eschatologia
  • opisać luźne eksponaty
    • tabliczki gliniane z pismem klinowym
    • plan dziejów - to wydawnictwo co pokazuje historię
    • Panoramę Biblii - dzieło z 1987 ale wcześnie z 1946 lub 1888??? (wydrukować)
  • Dodać info o serwisach
    • Biblie Polskie
    • PTNT
    • apologetyka.co - już jest!!!!

Kategorie: biblia, historia, _blog


Słowa kluczowe: nowy testament, textus receptus, wulgata, manuskrypt, unicjała, minuskuła, manuskuła, kodeks, wystawa biblii


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
10 sierpnia 2018 (piątek), 09:40:40

Biblia oraz Józef Flawiusz o Nimrodzie

O Nimrodzie:

Rdz 10:8-11

BT: BT(8) Kusz zaś zrodził Nimroda, który był pierwszym mocarzem na ziemi. (9) Był on też najsławniejszym na ziemi myśliwym. Stąd powstało przysłowie: Dzielny jak Nimrod, najsławniejszy na ziemi myśliwy. (10) On to pierwszy panował w Babelu, w Erek, w Akkad i w Kalne, w kraju Szinear. (11) Wyszedłszy z tego kraju do Aszszuru, zbudował Niniwę, Rechobot-Ir, Kalach

EIB: (8) Kuszowi natomiast urodził się Nimrod, który jako pierwszy zaczął sobie odważnie poczynać na ziemi. (9) Był on dzielnym myśliwym przed PANEM. Stąd bierze się powiedzenie: Myśliwy dzielny przed PANEM jak Nimrod. (10) Jego królestwo obejmowało najpierw Babilon, Erek, Akad i Kalne w ziemi Szinear. (11) Potem objął on swym panowaniem Aszur, gdzie zbudował Niniwę, Rechobot-Ir, Kalach

UBG:  (8) Kusz spłodził Nimroda, który zaczął być mocarzem na ziemi. (9) Ten był mocarnym myśliwym przed PANEM. Dlatego mówi się: Tak jak Nimrod, mocarny myśliwy przed PANEM. (10) Początkiem jego królestwa były Babel, Erek, Akkad i Kalne w ziemi Szinear. (11) Z tej ziemi wyszedł Assur i zbudował Niniwę i miasto Rechobot, i Kalach.

O Babel, Gen 11:1nn:

(1) Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. (2) A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. (3) I mówili jeden do drugiego: Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu. A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, (4) rzekli: Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób zdobędziemy sobie imię, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi. (5) A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, (6) i rzekł: Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. (7) Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego! (8) W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. (9) Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi.

 

 

Józef Flawiusz o Nimrodzie:

Stopniowo zaprowadził w państwie ustrój despotyczny; sądził bowiem, że jedynym sposobem oderwania ludzi od bojaźni Bożej jest całkowite uzależnienie ich życia i pomyślności od potęgi władcy.

Źródłem tej informacji są "Dawne dzieje Izraela", a dokładnie rozdział IV. Wiem też, że jest to opisane również w Targumach, więc widać, że w czasach Jezusa wiedza ta była znana rabinom.

Od Nimroda władców nazywa się "dobrodziejami", bo to oni - jako władcy udzielali dobra swoim poddanym. Ale czy na pewno? Jezus mówił, że w Królestwie Bożym jest inaczej, i wyraźnie kazał stosować swoim uczniom inny model. Jaki - tu jest to opisane:

(42) Lecz Jezus przywołał ich i powiedział: Wiecie, że ci, którzy uchodzą za przywódców narodów, podporządkowują je sobie, a ich dostojnicy uciskają je. (43) Nie tak ma być pośród was. Kto między wami chciałby być wielki, niech będzie waszym sługą.
(44) I kto między wami chciałby być pierwszy, niech będzie sługą wszystkich. (45) Gdyż Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i oddać swoje życie na okup za wielu. (Mk 10:42-45 eib)

A jakie ma to zastosowanie dziś? To proste - władcy odbierają nam wolność pod hasłem dbania o nasze bezpieczeństwo i nasz dobrobyt (jakość życia). Unia Europejska tu przoduje, bo w USA to jeszcze jakieś ideały wolności w konstytucji zostały.

Dla niewtajemniczonych przypomnę: Nimrod to budowniczy wieży Babel (Babilon). Nie przypadkiem budynek Komisji Europejskiej w Brukseli wygląda ja wieża Babel ze słynnego obrazu Brulla.



Kawałek o wieży Babel (Babilon):

Księga Rodzaju 11:1-4 eib
(1) Cała ziemia miała jeden język i używała jednakowych słów.
(2) Podczas swojej wędrówki ze wschodu ludzie dotarli do równiny w kraju Szinear i tam się osiedlili.
(3) Tam też uradzili: Chodźmy, zacznijmy wyrabiać i wypalać cegłę. W ten sposób zaczęli używać cegły zamiast kamienia, a smoły zamiast zaprawy.
(4) Następnie postanowili: Chodźmy, wybudujmy sobie miasto z wieżą, która sięgałaby nieba! Nadajmy sobie jakieś imię, abyśmy nie rozproszyli się po całej ziemi.

A o Nimrodzie jest wcześniej:

Księga Rodzaju 10 eib

(8) Kuszowi natomiast urodził się Nimrod, który jako pierwszy zaczął sobie odważnie poczynać (??) na ziemi. (9) Był on dzielnym myśliwym przed PANEM. Stąd bierze się powiedzenie: Myśliwy dzielny przed PANEM jak Nimrod.
(10) Jego królestwo obejmowało najpierw Babilon, Erek, Akad i Kalne w ziemi Szinear. (11) Potem objął on swym panowaniem Aszur, gdzie zbudował Niniwę, Rechobot-Ir, Kalach (12) i Resen, wielkie miasto pomiędzy Niniwą a Kalach.
(13) Od Misraima z kolei pochodzą Ludyci, Anamici, Lehabici, Naftuchici, (14) Patrusyci i Kasluchici, od których pochodzą Filistyni i Kaftoryci.
(15) Kanaanowi natomiast urodził się Sydon,

 I tu ważna obserwacja. Nimrod był królem i jest to pierwsza wzmianka w historii człowieka, że jest jakiś król i jakieś królestwo. Ale czy czasem Bóg nie stworzył człowieka do wolności? Czy Bóg chciał aby człowiek dominował nad innym człowiekiem? Człowiek ma zarządzać ziemią, ale innymi? Na pewno nie! Jeżeli więc gdzieś jest jakieś królestwo, to nie jest ono zamysłem Boga, bo Bóg chciał aby było tylko jedno królestwo - Królestwo Boże.


 

A tu większy kawałek z Flawiusza:

Juliusz Flawiusz, DAWNE DZIEJE IZRAELA

WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL

(...)

Rozdział IV. 

1. Trzej synowie Noego, Sem, Jafet i Cham, urodzeni na sto lat przed potopem, pierwsi zeszli z gór w doliny i osiedlili się tam, a innych, którzy wystraszeni potopem, bali się zstąpić z wyżyn, także zdołali wreszcie nakłonić, by nabrali otuchy i poszli w ich ślady. Owa dolina, na której najpierw się osiedlili, zwie się Senaar /Sennaar/. Gdy zaś rozmnożyli się, Bóg polecił im, by wysłali osadników do innych krain, co pozwoliłoby im uniknąć przeludnienia powodującego spory, a uprawiając wielkie połacie ziemi mieliby obfitość wszelkich płodów. Ale oni, głupcy, nie usłuchali Boga i dopiero wtedy, gdy zaznali nieszczęsnych skutków tego nieposłuszeństwa, zrozumieli swój błąd. Kiedy bowiem zaroiła się u nich żwawa młodzież, Bóg znowu poradził im, by wyprawili osadników. Oni jednak, mniemając, że źródłem ich pomyślności jest nie łaskawość Boga, lecz ich ludzka moc, nie przyjęli tej rady. A do nieposłuszeństwa wobec woli Bożej dodali jeszcze podejrzenie, że Bóg po to nagli ich do koloni- zacji, by na rozproszonych łatwiej mógł napaść.

2. To pyszne lekceważenie Boga rozjudził w nich Nabrod /Nemrod/, wnuk Chama, syna Noego, zuchwały mąż o krzepkich rękach. On właśnie przekonywał ich, by szczęście, którego zażywają, uważali nie za dar Boga, ale za zdobycz swojej własnej dzielności i stopniowo zaprowadził w państwie ustrój despotyczny; sądził bowiem, że jedynym sposobem oderwania ludzi od bojaźni Bożej jest całkowite uzależnienie ich życia i pomyślności od potęgi władcy. A groził również, że gdyby Bóg chciał jeszcze raz zalać ziemię, potrafi on już sobie przeciw Niemu poradzić: zbuduje wieżę wyższą, niż zdoła dosięgnąć woda, i pomści nawet zagładę przodków.

3. Pospólstwo ochoczo poddało się nakazom Nabroda /Nemroda/, uległość wobec Boga uważając za niewolę. Zaczęli budować wieżę i pracowali z niezmordowanym zapałem. Dzięki mnogości rąk wieża dźwigała się w górę nadspodziewanie szybko. Ale była ona zarazem tak ogromnie szeroka, że patrzącym wydawała się niższa, niż była w rzeczywistości. Budowano ją z wypalonych cegieł, spajając je smołą, by nie mogła zmyć ich woda. — Widząc to szaleństwo, Bóg nie skazał ich na zupełną za- gładę, przekonał się bowiem, że zagłada ich przodków i tak nie nauczyła ludzi rozsądku. Ale wzniecił wśród nich niezgodę, poróżniwszy ich języki, tak że wskutek odmienności mowy jedni drugich nie mogli rozumieć. Miejsce, w którym zbudował wieżę, zwane jest teraz Babilon z powodu owego pomieszania mowy niegdyś zrozumiałej dla wszystkich; po hebrajsku bowiem babel znaczy „pomieszanie". O tej wieży i o poróżnieniu mowy ludzkiej wspomina również Sybilla, tak powiadając: „Gdy jeszcze wszyscy mówili jednym językiem, jacyś ludzie zbudowali wieżę niezmiernie wysoką, zamierzając wedrzeć się po niej do nieba. Ale bogowie nasłali wichry, które zwaliły ich wieżę, i każdemu dali osobny język. Stąd właśnie pochodzi nazwa miasta Babilonu." A o dolinie w kraju babilońskim, zwanej Senaar /Sennaar/, tak pisze Hestiajos: „Ci spośród kapłanów, którzy ocaleli, wzięli święte naczynia Zeusa Enyaliosa /Zwycięzcy/ i przybyli z nimi do Senaaru /Sennaaru/ w Babilonii".
(...)


Kategorie: _blog, historia / izrael, historia


Słowa kluczowe: flawiusz, nimrod, potop, babel, babilon


Komentarze: (1)

wojtek, September 17, 2021 15:45 Skomentuj komentarz


O Nimrodzie w Targumach
Gen 10:8 wg Parder Lauderheb - pierwszym mocarzem na świecie - aramejskie - Spowodował, że cały świat zbuntował się przeciw Bogu, budując wieżę Babel (Raszi). Aż do czasu pojawienia się Nimroda nie było wojen ani monarchów. Nimrod uciskał Babilończyków tak długo aż go ukoronowali, po czym wyruszył do Asyrii i wybudował wielkie miasta (Raszi, Ramban).

Kusz zrodził Nimroda.

Gen 10:9Targim Neofit - to co Biblia Hebrajska, a za nią polskie tłumaczenia oddają to jako „był on (Nimrod) potężnym myśliwym” oddaje jako  „mocarzem w grzechu”. Przypisz w polskim wydaniu Targumu dodaje, że podobnie oddaje to midrasz Genessis Rabba.Parder Lauder - w teksie hebrajskim ma "silny myśliwy” ale w aramejskim „Będzie usidlał umysły ludzi słowami swoich ust i sprowadzał z właściwej drogi, aby buntować ich przeciw Bogu (Raszi)

Skomentuj notkę
6 kwietnia 2018 (piątek), 13:03:03

Jeszcze o Zbrodni Kieleckiej

Analizując zbrodnie kielecką próbuję zadać sobie wiele pytań.

  1. kto wymyślił?
  2. kto przygotowywał?
  3. kto puszczał plotki?
  4. kto kierował?
  5. kto prowokował?
  6. kto mordował strzelając?
  7. kto mordował nie używając broni palnej (bo jej nie miał)?
  8. kto hamował tłum?
  9. kto bronił prześladowanych?
  10. kto bronił prześladowanych?
  11. kto tuszował ślady?
  12. kto prowadził śledztwo?
  13. kto został złapany na gorącym uczynku?
  14. kto został złapany i aresztowany potem?
  15. kto został skazany?
  16. kto został uniewinniony?
  17. kto został ukarany?
  18. kto wykorzystywał to propagandowo?
  19. kto po latach ma za to przepraszać?

Ciesze się, że można zajmować się historią. Poprzez historię próbują nami sterować a gdy sami ją badamy to możemy się nie dać.


Kategorie: _tmp, _blog, historia, historia / polityka, polska-izrael


Słowa kluczowe: zbrodnia kielecka, prowokacja kielecka, pogrom kielecki, antysemityzm


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
3 kwietnia 2018 (wtorek), 14:23:23

100 lat, 10 lat i rok w historii

Ponoć XX wiek trwał od 1914 do 1991 roku, a więc do 100 lat nieco mu brakuje. Dekada Gomułkowska to październik 1957 do grudnia 1970, więc nieco więcej. A rok 1968? Zaczął się w czerwcu 1967 a kończył dożynkami we wrześniu 1968.

Obserwacje:
#1. Historycy tworząc pewne syntezy nie muszą szukać Sylwestra.
#2. Ciekawe jest to co trwa około 100 lat, co trwa lat około 10, a co około roku.
#3. Wojskowe pojęcia: taktyka, operacyjność, strategia mają swoje nie tylko wojskowe definicje.


Kategorie: _blog, historia


Słowa kluczowe: historia, syntezy historii, gomułka, XX wiek


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
2 kwietnia 2018 (poniedziałek), 10:19:19

Chamy i Żydy - opracowanie

Zachowałem sobie ten esej ("Chamy i Żydy"), więc zachowuję też sobie jego dobre opracowanie:

Historia pewnego artykułu (W. Jedlicki - "Chamy i Żydy")

Pamięć i Sprawiedliwość - nr 10/2006

Paweł Ceranka

Historia pewnego artykułu

W 1962 r. na łamach paryskiej "Kultury" opublikowano esej Witolda Jedlickiego Chamy i Żydy *[W. Jedlicki, Chamy i Żydy, "Kultura" 1962, nr 12 (182), s. 3-41.], który stał się głośny, ponieważ naruszał dotychczasowe tabu. Autor w specyficzny - silnie naładowany emocjami - sposób scharakteryzował w nim życie polityczne w Warszawie końca lat pięćdziesiątych *[Redaktor naczelny "Polityki" skomentował ten tekst następująco: "Facet po przyjeździe do Izraela machnął wielki artykuł, którego główną treścią jest teza, że grupa puławska od wielu lat zmierza do zdobycia wpływowych stanowisk. Są to »Żydy« [...], którzy obecnie, jak stwierdza, przystąpili do zdecydowanej walki z Gomułką. Chamy to natolińczycy, których autor potraktował jako ludzi uczciwych, acz agentów Moskwy" (M.F. Rakowski, Dzienniki polityczne, t. 1: 1958-1962, Warszawa 1998, s. 499). Esej Chamy i Żydy ukazał się także w 1963 r. w książce Witolda Jedlickiego Klub Krzywego Koła wydanej przez Instytut Literacki w serii Biblioteka Kultury, t. 89. O szerokiej popularności tez Jedlickiego świadczą liczne wydania artykułu ("Węzeł", Gdańsk 1981; "Krąg", Warszawa 1981; Kulisy wydarzeń października 1956, "Biblioteka Promienistych", Kraków 1986) oraz monografia KKK ("Solidarni", Warszawa 1989) w drugim obiegu. Esej Chamy i Żydy "okazał się jednym z najbardziej wpływowych i popularnych ujęć Października" (P. Machcewicz, Polski rok 1956, Warszawa 1993, s. 216].

Ponieważ w polskiej prasie nie było w zasadzie żadnej dyskusji o wewnętrznych sprawach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a na zewnątrz kierownictwo stanowiło monolit, tekst o podziałach w partii wywołał ożywioną reakcję wśród części społeczeństwa - przez wiele tygodni był tematem numer jeden kawiarnianych i gabinetowych rozmów. O konfliktach i frakcjach wśród polityków "ulica" dowiadywała się z ust niektórych gadatliwych towarzyszy. Nową jakość informacji wprowadziły dopiero media emigracyjne. "Kultura" redagowana przez Jerzego Giedroycia i Sekcja Polska Radia Wolna Europa kierowana przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego miały w kraju rzesze odbiorców, w ocenie których były one wiarygodne i opiniotwórcze. Cel ich działania był jasny - dostarczyć społeczeństwu prawdziwych informacji o elitach państwa, skompromitować niektórych członków partii, przekazać wyraźny sygnał o braku jedności w jej kierownictwie.

Autor tego "wywrotowego" artykułu - Witold Jedlicki, rocznik 1929 - pochodził z Warszawy, po wojnie mieszkał w Łodzi, gdzie skończył szkołę średnią i dwa lata studiów na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Łódzkiego. W 1949 r. przeniósł się na Wydział Nauk Filozoficzno-Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 1952 r. do 1956 r. pracował w Państwowym Wydawnictwie Naukowym w Warszawie jako redaktor. Od stycznia 1957 r. do końca 1961 r. był asystentem prof. Stanisława Ossowskiego w Katedrze Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz starszym asystentem Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Obracał się więc wśród elity intelektualnej Warszawy, która doskonale wyczuwała "tętno" życia politycznego.

Najciekawszym miejscem dyskusji w stolicy w owym czasie był Klub Krzywego Koła (KKK). Jedlicki działał w nim od 1956 r., dwukrotnie wystąpił z odczytami na tematy: "Historycyzm i jego konsekwencje polityczne" (20 lutego 1958 r.) i "Co sądzić o freudyzmie i psychoanalizie?" (19 listopada 1959 r.). Zwróciło to uwagę funkcjonariuszy MSW, którzy następująco scharakteryzowali jego pracę w Staromiejskim Domu Kultury: "zajmował wybitnie rewizjonistyczną, wrogą postawę i obracał się w kręgu aktywu Klubu reprezentującego takie same poglądy. Zabierając głos w dyskusjach w czasie zebrań »czwartkowych«, występował wrogo i wytwarzał tym samym klimat dla dalszych tego rodzaju wystąpień". Gdy w 1960 r. za pośrednictwem Jerzego Giedroycia KKK uzyskał możliwość wysłania kogoś z członków na letnie seminarium na Uniwersytet Harvarda w Cambridge, członek zarządu Jan Józef Lipski w imieniu Rady Klubu napisał do organizatorów tego seminarium, iż "najodpowiedniejszym kandydatem" jest właśnie Witold Jedlicki. Wydał mu wówczas opinię osoby wybitnie uzdolnionej i spełniającej wymogi postawione w programie zajęć. Jedlicki był członkiem zarządu KKK od kwietnia 1961 r. do rozwiązania klubu w lutym 1962 r. W 1959 r. korespondował z Konstantym Jeleńskim - członkiem zespołu "Kultury". W przesyłanych do Maisons-Laffitte listach informował m.in. o opiniach czytelników na temat książek przekazanych przez redakcję dla Zakładu Kultury i Przemian Społecznych PAN.

Prawdopodobnie od połowy 1961 r. Jedlicki nosił się z zamiarem wyjazdu z kraju *[Według informacji uzyskanej od Jerzego Jedlickiego "momentem przełomowym był wstrząs spowodowany [...] śmiercią jego żony, Danuty Malewskiej-Jedlickiej, 10 sierpnia 1961 roku. Poza tym klimat polityczny w Polsce, a w tym zacieśnianie pętli wokół Krzywego Koła, dał się silnie odczuć w drugiej połowie tegoż roku: poważnym ostrzeżeniem była sprawa Hollanda".]. W grudniu 1961 r. złożył podanie do Biura Paszportów MSW o stały wyjazd do Izraela. Do wniosku załączył promesę poselstwa Izraela w Warszawie o uzyskaniu wizy i odpis podania do Rady Państwa o zwolnienie go z polskiego obywatelstwa. Wyjeżdżających bardzo dokładnie sprawdzano, zarówno pod względem prawnym, jak i politycznym. Biuro "C" (archiwum) MSW zwróciło się więc do Departamentu III (zajmował się opozycją) z poleceniem "prześwietlenia" Jedlickiego przed wyjazdem na pobyt stały do Izraela. W styczniu 1962 r. wyrażono zgodę na jego emigrację, a w marcu Biuro Paszportów MSW powiadomiło go o pozytywnym rozpatrzeniu wniosku o wydanie paszportu, który odebrał 12 czerwca 1962 r.

W okresie od maja do sierpnia 1962 r. telefon domowy Jedlickiego był na podsłuchu. W tym czasie były już działacz KKK utrzymywał liczne kontakty z gronem znajomych, załatwiał różne swoje zobowiązania w związku z wyjazdem, nic jednak nie wskazywało, by "po wyjeździe mógł podjąć szkodliwą działalność przeciwko Polsce".

Jeszcze 9 sierpnia 1962 r., w dniu odlotu z Polski, na polecenie dyrektora Departamentu III przeprowadzono rewizję osobistą i dokładnie sprawdzono jego bagaże. W czasie kontroli celnej w Porcie Lotniczym Okęcie odebrano mu listy polecające do izraelskiego ministra spraw zagranicznych oraz Jakuba Wegmajstra z Towarzystwa Ami Der (budowa osiedli dla imigrantów), w których Aleksander Drożdżyński, redaktor Zachodniej Agencji Prasowej, prosił o zaopiekowanie się Witoldem Jedlickim.

Emigrant zamieszkał w Beer Szewie, w południowym okręgu administracyjnym Izraela. Pracował w kibucu, utrzymywał się z dorywczych zajęć, przede wszystkim uczęszczał na kurs hebrajskiego i starał się o izraelskie obywatelstwo. Często przebywał w Tel Awiwie, gdzie skupiało się życie naukowe. W listach do domu informował, że ma do wyboru trzy dość atrakcyjne oferty: praca naukowa w Instytucie Socjologii tamtejszego uniwersytetu, kierowanie nowo powstającym ośrodkiem socjologicznym, mającym badać problematykę napływających do Izraela repatriantów, lub stypendium naukowe na jednym z uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych (prawdopodobnie w Columbii). Jedlicki był skłonny przyjąć tę ostatnią propozycję.

W oczekiwaniu na załatwienie spraw administracyjnych pisał o stosunkach politycznych w Polsce. Niezbędne materiały do tego opracowania mieli dostarczyć mu Gustaw Gottesman, Bogdan Gotowski i Aleksander Małachowski z "Przeglądu Kulturalnego" oraz Andrzej Wielowieyski z Klubu Inteligencji Katolickiej, z którymi - jak wynika z materiałów MSW - przed wyjazdem do Izraela utrzymywał ścisłe kontakty. Wiele jednak wskazuje na to, że tekst powstał na podstawie własnych doświadczeń i zapamiętanych faktów. Funkcjonariusze służby celnej na Okęciu nie znaleźli żadnych notatek lub dokumentów przydatnych w redagowaniu artykułu. Nieco później w Paryżu wywiad polski podsłuchał Jerzego Ostrowskiego, byłego redaktora działu przekładów wydawnictwa "Iskry" (wyemigrował w 1957 r.), który mieszkał obok Jedlickiego. Mówił o nim: "Jest on jedynym emigrantem z Polski na terenie Izraela, który zaczął pisać o Polsce. Rzekomo miał wizytę przedstawiciela rządowego, który próbował przekonać go, by nie zajmował się przeszłością, bowiem w rządzie izraelskim było niezadowolenie, że ich obywatel zajmuje się propagandą tego typu, ale on go wyrzucił".

Jedlicki sam skontaktował się z Giedroyciem i zaproponował mu opublikowanie artykułu na łamach "Kultury". Było to chyba jedyne wydawnictwo na emigracji, w którym taki demaskatorski tekst mógł się ukazać. Nie miał bowiem czego szukać u przywódców ośrodka legalistycznego w Londynie, którzy nie zastanawiali się nad "problemami" PZPR, nie próbowali bezpośrednio docierać do kraju i wpływać na wydarzenia lub opinię publiczną. Program polityczny "niezłomnych" nie przewidywał możliwości dialogu z komunistami, nie istniały żadne formy pośrednie, celem polityki były pełna niepodległość i całkowita likwidacja komunizmu w Polsce. Ponadto - jak napisał Andrzej Friszke - "nie byli w stanie ukazać żadnej realnej perspektywy działania dla ludzi w kraju, poza ogólnymi zasadami zachowania uczciwości, niezłomności i wierności tradycji".

Instytut Literacki w Paryżu, abstrahując od wcześniejszych życzliwych z nim kontaktów, był więc wyborem ośrodka politycznego z programem działania "na kraj". Warto zastanowić się, czy artykuł Jedlickiego był tylko interesującym, dobrze napisanym reportażem o Polsce, czy może był zgodny z polityką redaktora i stanowił element walki "Kultury" z komunizmem.

Giedroyc był bardzo dobrym graczem, politykę swojego pisma potrafił dostosować do zmieniającej się sytuacji w kraju. Nie oznaczało to jednak chwiejności poglądów. Wprawdzie credo zostało sformułowane dopiero na początku lat siedemdziesiątych, to od zarania "Kultury" sprowadzało się do dwóch haseł - demokracja i liberalizm. Grupą docelową pisma były elity intelektualne i partyjne. Wśród tych odbiorców szukano osób, które mogły stać się motorem zmian.

Od 1956 r. "Kultura" stawiała kolejno na: "ewolucjonistów" ("kolaboranci wysokiego stopnia wtajemniczenia, postępowi katolicy i pewien procent intelektualistów" *[J. Mieroszewski, Materiały do refleksji, "Kultura" 1956, nr 3 (101), s. 75.], którzy proponowali Moskwie układ partnerski w zamian za obietnice lojalności wobec Związku Radzieckiego), Gomułkę i jego narodową drogę (możliwa w danej chwili demokratyzacja systemu oraz pewne uniezależnienie Polski od Moskwy), ruch rewizjonistyczny (inspirowali formy działalności społecznej i politycznej, najbardziej dynamiczny ośrodek zmian, który mógł "zarazić" kolejne grupy komunistów). Od 1960 r. promowała hasło wyzwolenia przez gospodarkę, co w skrócie zakładało następujący scenariusz: popieramy technokratów (też fundując im stypendia naukowe), którzy wpływają na uprzemysłowienie i rozwój technologiczny, postęp gospodarczy wymusza racjonalizację systemu komunistycznego oraz zmiany społeczne i polityczne. W 1962 r. dostrzeżono błędy tej koncepcji. Dobre wyniki programu gospodarczego Gomułki prowadziły jedynie do stabilizacji sytuacji społecznej oraz wytworzenia się postaw konsumpcyjnych. To oznaczało mniejszą liczbę wystąpień antypaństwowych, brak strajków w przemyśle i akceptację systemu gwarantującego pełny żołądek.

Pod koniec 1962 r. "Kultura" znowu skierowała uwagę na rewizjonistów. Sądziła, że tylko siły odśrodkowe w partii metodą drobnych korekt (np. liberalizacja prasy, złagodzenie cenzury, uniezależnienie nauki od dogmatyzmu) mogą wpłynąć na zmianę sposobu sprawowania władzy. Wobec apatii politycznej społeczeństwa należy jątrzyć w PZPR, bowiem jak napisał nieco wcześniej Juliusz Mieroszewski: "Ferment jest tylko w partii i nigdzie poza tym". Ukazanie się na łamach "Kultury" artykułu demaskującego zakulisowe rozgrywki wpisywało się w linię polityki pisma. Jedlicki był przeciwko wszystkim "trzymającym" władzę, zarówno puławianom i natolińczykom, jak i stalinowcom oraz neostalinowcom - w gruncie rzeczy sprzeciwiał się formie i stylowi rządów w Polsce. Jego głos miał dotrzeć do tych członków partii, którzy byli zwolennikami ewolucji systemu w kierunku socjaldemokracji. Giedroycia drażniła także "przerażająca bierność inteligencji, której nic zdystansować nie może. Literaci w Sowietach już zaczynają się zachowywać z większym charakterem". Publikacja Jedlickiego miała "rozruszać" życie polityczne, inicjować dyskusje i drobne zmiany na lepsze. Naczelny redaktor "Kultury" w liście do Marii Dąbrowskiej napisał: "Artykuł w numerze grudniowym wywołał duże poruszenie, które dotąd trwa. Analiza zmusiła zdaje się ludzi do zastanowienia się i do wyciągnięcia wniosków. Będę te dyskusje kontynuował. Wchodzimy znów w dramatyczny zakręt historii i dlatego ta niebywała stagnacja w kraju coraz bardziej mnie niepokoi".

Trzeba tutaj zaznaczyć, że powyższe "opcje na kraj" były w jakimś stopniu swobodnym teoretyzowaniem bez wpływu na wydarzenia i zachowania osób w Polsce. Po pierwsze, pismo zbyt łatwo przenosiło schemat funkcjonowania demokracji zachodnioeuropejskiej na ustrój nad Wisłą, gdzie inaczej interpretowano pojęcia "opinia publiczna" czy "kampania wyborcza". Choć trochę prawdy było w spostrzeżeniu, że nawet z paryskiej perspektywy inteligencję krajową można było oskarżyć o całkowity brak inicjatywy politycznej, mimo że "odwilżowych intelektualistów w Kraju nikt nie prześladuje, ani nikt nie głodzi". Po drugie, redaktor, mimo obszernej korespondencji, lektury prasy i prowadzenia rozmów, nie miał pełnego obrazu sytuacji, brakowało mu stałego źródła informacji o stosunkach wewnętrznych w Polsce. Wiedza o konfliktach w łonie partii początkowo pochodziła wyłącznie z rozmów z Jedlickim, "był [on] pierwszym, kto szczegółowo opowiedział o tym, co się dzieje za kulisami KC, i o toczących się tam walkach frakcyjnych".

Drugim na emigracji, oprócz "Kultury", filarem walki o sprawę polską była Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa, która szybko wzięła na siebie ciężar promocji artykułu Jedlickiego. Jej program został określony już na początku działalności w 1952 r. Zadaniem radia była "walka z propagandą i indoktrynacją, prostowanie fałszów, ukazywanie prawdy historycznej, dostarczanie pełni informacji o tym, co dzieje się w Polsce i w świecie. Mamy podtrzymywać opór moralny i niezależną myśl. Będziemy wystrzegali się wszystkiego, co mogłoby pchnąć społeczeństwo do oporu czynnego albo organizowania się pod ziemią" *[J. Nowak (Z. Jeziorański), Wojna w eterze. Wspomnienia, t. 1: 1948–1956, Londyn 1986, s. 56.]. Cel i zadania miała więc jak najbardziej zbieżne z paryską "Kulturą", przy czym skuteczność i zasięg RWE były daleko poza jej możliwościami. Radio korzystało z całego sztabu dziennikarzy, z nasłuchów stacji polskich, a informacje podawało codziennie z dokładnością do ostatniej liczby wylosowanej w toto-lotku. Wprawdzie nie na wszystkich z 5,64 mln zarejestrowanych w 1960 r. w Polsce odbiorników słuchano RWE, nie można jednak odmówić popularności audycjom kierowanym przez Nowaka-Jeziorańskiego. Ośrodek w Monachium miał w programie nawet specjalny cykl audycji "List do komunisty", adresowany do członków partii, którego celem było "szerzenie fermentu w kręgach grupy rządzącej". Za RWE przemawiało ponadto spore doświadczenie w audycjach propagandowych. Od września 1954 r. słuchacze RWE mogli codziennie poznawać tajemnice bezpieki odsłaniane osobiście przez wicedyrektora Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego ppłk. Józefa Światłę. W styczniu 1956 r. granicę w Berlinie Zachodnim przekroczył Seweryn Bialer, pracownik Wydziału Propagandy Komitetu Centralnego, wykładowca w Instytucie Nauk Społecznych przy KC PZPR, który na antenie ujawnił fakty z życia Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (m.in. kulisy usunięcia Ławrientija Berii, Gieorgija Malenkowa i Wiaczesława Mołotowa).

Artykuł Jedlickiego ukazał się w pierwszych dniach grudnia 1962 r., bowiem Jan Nowak-Jeziorański już 6 grudnia napisał: "Tym razem egzemplarz »Kultury« dotarł do mnie dopiero dziś, więc z opóźnieniem kilkudniowym sygnalizujemy ten artykuł po raz pierwszy w naszej audycji". Szefowi Sekcji Polskiej RWE bardzo spodobał się tekst o frakcjach w PZPR. Pisał do Giedroycia: "Spieszę, aby Panu pogratulować rewelacyjnego artykułu Jedlickiego w ostatnim numerze »Kultury«. Jest to sensacja pierwszej klasy, która wywołać musi olbrzymie zainteresowanie i niekończące się spory, zwłaszcza w Kraju. Po prostu kij w mrowisko. [...] Naturalnie artykuł jest kontrowersyjny i wywołuje tysiące wątpliwości i pytań. W związku z tym mam propozycję. Gotów byłbym z naszego budżetu zapłacić Jedlickiemu za przejazd z Izraela do Paryża i z powrotem oraz pokryć ewentualnie inne koszta, mieszczące się w rozsądnych granicach, jeśliby zgodził się spotkać z nami i wziąć udział w naszej dyskusji radiowej, polegającej głównie na pytaniach z naszej strony. Miałby prawo powiedzieć wszystko, co mu się podoba, nie wyłączając wszelkich uwag krytycznych pod naszym adresem".

Zastrzeżenie to jest w pełni zrozumiałe, zważywszy, że Giedroyc nigdy nie taił krytycyzmu wobec RWE, uważając radio za zbyt uległe wobec Amerykanów. Ponadto redaktor podejrzewał, że Nowak wraz z najmocniejszą ekipą swoich pracowników będzie próbował "zjeść" Jedlickiego i zdyskredytować go w gorącej dyskusji nadanej przez RWE. Mimo to, w imię wspólnej sprawy, "Kultura" współdziałała z RWE w nagłaśnianiu artykułu Jedlickiego. Giedroyc skontaktował się z Jedlickim i zajął się sprawą jego sprowadzenia. W styczniu 1963 r. Jedlicki miał już bilet i część pieniędzy w ręku, intensywnie załatwiał wszystkie sprawy paszportowe, planował przyjazd do Europy na początku lutego 1963 r.

Dyskusję nagrano w Maisons-Laffitte przed 24 lutego 1963 r. - oprócz Jedlickiego wzięli w niej udział Jan Nowak-Jeziorański, Tadeusz Zawadzki i Konstanty Jeleński. Składała się ona z trzech części poświęconych różnym aspektom historii Października 1956 r.

Na wstępie spotkania przedstawiono streszczenie artykułu i poinformowano, że Jedlicki jest "byłym uczestnikiem »Klubu Krzywego Koła«, który obecnie wyemigrował do Izraela". Jedlicki "twierdzi, że chce się rozprawić z rozpowszechnionymi na Zachodzie błędnymi poglądami na temat polskiego »października«. Panuje na Zachodzie przekonanie, że przed 1956 r. narastał w Polsce ferment »oddolny«, który stopniowo zaczął wywierać wpływ na partię i na »górę« partyjną, doprowadzając stopniowo do przemian nazywanych ogólnie »polskim październikiem«. Od sytuacji takiej, w jakiej znalazły się Węgry, uratował Polskę instynkt polityczny narodu polskiego i postawa prymasa [Stefana] Wyszyńskiego, który przyczynił się do uspokojenia nastrojów w Polsce. Według p. Jedlickiego te poglądy nie są słuszne, »październik« zaczął się właściwie od okresu następującego bezpośrednio po XX Zjeździe KPZR, kiedy to podczas VI Plenum PZPR [Nikita] Chruszczow nie dopuścił do wyboru na I Sekretarza PZPR, po śmierci [Bolesława] Bieruta, przywódcy frakcji stalinowskiej - Romana Zambrowskiego. Grupa stalinowska, nazwana potem grupą »puławską« *[Puławianie - nazwa pochodzi od nazwy ulicy Puławskiej, gdzie w dawnym domu Wedla kilku z nich mieszkało. Charakterystyka puławian autorstwa Andrzeja Werblana: "Opowiadali się za umiarkowaną demokratyzacją i niezależnością od ZSRR. Sądzili, że wystarczy zdemokratyzować stosunki wewnątrz partii, wprowadzić wybieralność władz i ich odpowiedzialność przed członkami partii, aby zapobiec oligarchicznej lub personalnej dyktaturze. Nadal jednak podtrzymywali dogmat »dyktatury proletariatu«, czyli rządów monopartyjnych lub hegemonistycznych. Popularne w ich kręgu były reformy gospodarcze, idea samorządu robotniczego, pewne elementy gospodarki rynkowej. Opowiadali się za większym otwarciem na świat oraz liberalną polityką kulturalną i naukową"], do której należeli oprócz Zambrowskiego tacy ludzie, jak [Jerzy] Morawski, [Władysław] Matwin, [Jakub] Berman, [Hilary] Minc, [Franciszek] Mazur, [Leon] Stasiak *[Berman, Minc i Mazur byli zaufanymi ludźmi Bolesława Bieruta, Jedlicki nie wymienił ich w artykule wśród "puławian", nazwisko Leona Stasiaka nie padło w ogóle.] i około dwudziestu innych członków KC, czując się zagrożona, rozpoczyna dezorganizować aparat władzy w Polsce, inspirują audycje i prasę zachodnią do artykułów o Polsce, rozpowszechniają tajny referat Chruszczowa na XX Zjeździe, i dążą do obsadzenia jak największej ilości stanowisk swymi ludźmi. W Polsce narasta wrzenie, które zataczać zaczyna coraz szersze kręgi. Przeciwko grupie »puławskiej« występuje grupa »natolińska« *[Natolińczycy - określenie to pochodzi od pałacu w Natolinie pod Warszawą, gdzie w weekendy wypoczywali ministrowie, wiceministrowie oraz kierownicy wydziałów KC - wszyscy sympatyzujący z Aleksandrem Zawadzkim i Konstantym Rokossowskim oraz KPZR. Ich poglądy Werblan streścił następująco: "System socjalistyczny był i jest w porządku, zawinili ludzie, którzy sprzeniewierzyli się jego zasadom. Trzeba ich rozliczyć i ukarać, a systemu nie ruszać"] z Zenonem Nowakiem na czele. Ferment narasta głównie wśród kadr partyjnych i wśród inteligencji. Grupa »puławska« stara się zdyskredytować grupę »natolińską«, wykorzystując przy tym takie chwyty jak oskarżanie natolińczyków o chęć wprowadzenia polityki »silnej ręki«, o kompleks antyinteligencki i o powiązania z ambasadą ZSRR. W okresie październikowego VIII Plenum masy polskie robiły w rzeczywistości to, czego chcieli puławianie, nie zdając sobie z tego sprawy. Grupa »natolińska« zostaje pokonana, wówczas [Władysław] Gomułka zapewnia, że wrzenie mas zostanie opanowane. Po »październiku« masy zostają znowu stopniowo opanowywane. Grupa »natolińska« nie została jednak całkowicie pokonana, Gomułka idzie na ustępstwa wobec nich - Zenon Nowak zostaje wicepremierem, [Julian] Tokarski i [Ryszard] Strzelecki zostają awansowani na wyższe stanowiska, [Kazimierz] Witaszewski zostaje kierownikiem wydziału administracyjnego KC. Potem do natolińczyków dołączają tzw. partyzanci *[Marcin Zaremba opisał ich następująco: "Byli przeważnie pracownikami resortów siłowych i/lub drugo- oraz trzeciorzędnymi dygnitarzami partyjnymi - sekretarzami Komitetów Wojewódzkich i Dzielnicowych. [...] Światopogląd »partyzantów« był swoistą odmianą nacjonalizmu wyrażonego językiem komunistycznej doktryny. Mieścił się w nim antysemityzm (zakamuflowany pod marksistowsko poprawną nazwą antysyjonizmu), ksenofobiczna niechęć do wszystkiego, co w życiu kulturalnym i naukowym uznane zostało za niepolskie, uwielbienie dla tradycji militarnej, wreszcie odraza wobec względnej nawet liberalizacji życia politycznego w kraju" (M. Zaremba, Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce, Warszawa 2001, s. 287).] z gen. [Grzegorzem] Korczyńskim i [Mieczysławem] Moczarem na czele i wspólnie zdobywają pozycję za pozycją.

Od chwili, kiedy wywiad wojskowy i MSW znalazły się w ich ręku, sama fizyczna egzystencja puławian staje pod znakiem zapytania. Walka frakcji w łonie KC stwarza, zdaniem Jedlickiego, koniunkturę dla powtórzenia się »października«, społeczeństwo polskie, jego zdaniem, nie powinno przyglądać się tej walce bezczynnie, lecz starać się wywalczyć jak najwięcej swobód".

Po tak obszernym wstępie rozpoczęła się dyskusja, najpierw na temat genezy Października: w jakim stopniu był to wynik nacisku społeczeństwa, a w jakim machinacji grup partyjnych. Wszyscy rozmówcy zgodzili się, że "początek tej fali odwilżowej czy fali rosnącej od dołu sięga roku 54". Jedlicki bronił jednak swojego zdania, że hasła naprawy stosunków społecznych i politycznych wyszły poza wąski stosunkowo krąg partii i inteligencji dopiero po plenum w marcu 1956 r. Jeleński oskarżał Jedlickiego, że jego "artykuł jest w pewnym sensie pomnikiem na cześć puławian. Dlatego, że gdyby naprawdę było tak jak Pan pisze w swoim artykule, w takim razie Październik zawdzięczalibyśmy puławianom". Stanowisko emigracyjnych publicystów podsumował Nowak-Jeziorański: "Nasza teza polega na tym, że na skutek całego szeregu czynników od partii niezależnych, ten ruch oddolny, ten nacisk czynnika społecznego nie był czymś wtórnym, nie był czymś wywołanym przez grupę puławską, nie był kierowany w taki sposób, jak reżyser kieruje poruszeniami czy rolą aktora, tylko był czynnikiem samodzielnym, który mógł się rozwinąć - i tu znowu z Panem się zgadzamy - dzięki różnym okolicznościom, dzięki różnym czynnikom sprzyjającym, tylko z tym zastrzeżeniem, że w moim przekonaniu - te czynniki nie były zależne od woli partii. Wymknęła się ta dyskusja publiczna, ta krytyka społeczna spod kontroli, spod panowania partii. Mnie się wydaje, że może tutaj leży zasadnicza między nami różnica". Podobne argumenty wysunęli także krytycy Jedlickiego oceniający wydarzenia z dłuższej perspektywy czasu *["Wyraźnie nie docenia wymiaru społecznego dokonujących się wówczas zmian. Trudno się więc zgodzić z jego wizją ówczesnego kryzysu społeczno-politycznego postrzeganego przede wszystkim (niemal wyłącznie) jako walka skłóconych ze sobą grup w kierownictwie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej" (J. Eisler, Przedmowa do wydania krajowego [w:] W. Jedlicki, Klub Krzywego Koła, Warszawa 1989, s. III-IV).].

Przedmiotem drugiej części rozmowy był układ sił w partii, a w szczególności rola grupy puławskiej. Spore emocje wywołało już samo zdefiniowanie nazwy czy określenie liczby członków frakcji. Autor artykułu tłumaczył, dlaczego stalinowcami nazwał tylko puławian (natolińczycy domagali się indywidualnej odpowiedzialności za zbrodnie UB, puławianie sprawę wyciszali), co wywołało zarzut braku konsekwencji w ocenianiu "dorobku" obu grup w partii. Jedlicki, broniąc się, powiedział, że ostatnią rzeczą, którą "chciałbym udowodnić, jest uwalnianie natolińczyków z odpowiedzialności za terror stalinowski. Ja tylko po pierwsze walczę z tezą, jakoby oni byli wyłącznie winni, bo byli winni również puławianie, a po drugie, chodzi mi tutaj o ustalenie, kto miał w swoim ręku dyspozycję władzy w tym okresie". Natolińczyków nazwał kadrą wykonawczą, nie decyzyjną, którą był Bierut i wąski krąg jego współpracowników. Trzeba przyznać, że dyskusja czasami traciła tempo, kiedy uczestnicy dopytywali się o szczegóły, kolejne nazwiska czy rozciągali zakres problemu na wydarzenia mniejszej rangi. Jedlicki odpowiadał, że zamiarem było nie napisanie syntezy Października czy monografii PZPR, lecz wywołanie dyskusji na temat sytuacji wewnętrznej w Polsce.

Uważam, że najciekawszym fragmentem rozmowy były rozważania publicystów o utylitarnym charakterze artykułu. Wszyscy zgodzili się, że ogromna wartość tekstu polegała na poruszeniu problemów związanych z aktualną elitą władzy. Jedlicki wykluczył insynuacje pod jego adresem, że napisał tekst antypuławski. Rozbrajająco przyznał, że więcej uwagi poświęcił grupie puławskiej, bowiem miał więcej interesujących informacji na jej temat. Wyszła z tego całkowicie niezamierzona przewaga słów krytycznych pod adresem puławian *[Argumenty Jedlickiego przekonały publicystów, którzy w podsumowaniu głosem Nowaka-Jeziorańskiego ogłosili: "Zarówno sam moment, w jakim p. Jedlicki ogłosił swój artykuł, jak też wybicie w tytule i w treści chwytliwej i upraszczającej etykiety »Chamy i Żydy«, jak wreszcie położenie nacisku na odpowiedzialność za okres stalinowski właśnie grupy puławskiej mogło sprawiać wrażenie, że tezy p. Jedlickiego oddają przysługę natolińczykom i partyzantom. W toku dyskusji dla wszystkich trzech rozmówców stało się jasne, że tego rodzaju interpretacja intencji p. Jedlickiego jest zupełnie fałszywa"]. Autor zapewniał o braku sympatii do którejkolwiek z frakcji. Dużo uwagi poświęcono grupie Mieczysława Moczara, której członkowie szturmem zdobywali ważne stanowiska państwowe. Dyskutanci zastanawiali się, kiedy względna równowaga "stronnictw" zostanie zachwiana, czy społeczeństwo zdąży skorzystać na walce o władzę, czy Gomułka zdoła zapobiec przechyleniu się szali zwycięstwa na korzyść partyzantów i powrotowi terroru w czystej postaci? Jedlicki zakończył te dywagacje stwierdzeniem, że Polska należy do bloku państw posłusznych Moskwie, dlatego wydarzenia w kraju będą odbiciem sytuacji w ZSRR, gdzie zwolennicy powrotu do ostrzejszych metod nie mają dobrych notowań. Jeśli przypadkiem tendencje liberalne wezmą górę, "towarzysze chińscy będą stanowczo protestowali".

Ostatnia, trzecia część dyskusji toczyła się wokół zagadnienia, czy polskie społeczeństwo w pełni wykorzystało możliwości Października. Zdaniem Nowaka-Jeziorańskiego "sytuację rewolucyjną" rozładował kompromis wszystkich stron: ZSRR, Gomułki i społeczeństwa. Jeleński twierdził, że osiągnięto maksymalnie dużo, Jedlicki wprost przeciwnie, wskazywał na niepostawione postulaty, które można było wygrać, np. zmianę tzw. małego kodeksu karnego z 1946 r. Nie utworzono sztabu rewolucyjnego ani grup "presji", które rzuciłyby hasła reform lub nawet drobnych korekt systemu. Zawadzki tonował tę krytykę, powiedział na antenie: "W warunkach państwa komunistycznego i w bloku sowieckim masa nie może wyłonić nowej władzy innej niż jakiś czynnik partyjny, bo taka jest niestety rzeczywistość ustrojowa i polityczna. W tym wypadku społeczeństwo robiło, co mogło. Wywarło pewien nacisk, liczyło, że to będzie mniejsze zło".

Instytut Badania Zagadnień Krajowych, który wydawał dyskusję, pozwolił Jedlickiemu i jego adwersarzom na dodanie w publikacji "słowa końcowego". Obie strony otrzymały szansę podsumowania swoich racji.

Jedlicki w kilku punktach ustosunkował się do najważniejszych zarzutów. Między innymi na stwierdzenie Nowaka-Jeziorańskiego, że odwilż była efektem presji mas, odpowiedział, iż presja oddolna to rzecz wtórna, "współczesne reżymy dyktatorskie pod samą presją mas nie ustępują", muszą wystąpić jakieś dodatkowe czynniki, musi dojść do współpracy z częścią obozu władzy, niektórzy politycy muszą mieć dobrą wolę zmian. Autor krytycznie ocenił zgodę społeczeństwa na osobę Gomułki jako przywódcy i reprezentanta ich dążeń, uznał ten wybór za dowód braku dojrzałości politycznej Polaków. Przyzwolenie na rezygnowanie z demokratycznych zdobyczy w obliczu groźby rozlewu krwi to było o "wiele więcej niż wyrzeczenie się części wolności za cenę bezpieczeństwa. Było to wyrzeczenie się aspiracji politycznych". Sprzeciwił się aprobowaniu zachowania się społeczeństwa w 1956 r., prowadzącego do samouspokojenia; według niego naród polski "pozostanie w dalszym ciągu przedmiotem manipulacji i tylko przedmiotem manipulacji politycznych. Dlatego historia października nie powinna krzepić serc. Historia października powinna przerażać". Jedlicki uważał, że swoim artykułem wzmocnił zainteresowanie opinii tym, co dzieje się "w górze partyjnej", wywołał poruszenie w społeczeństwie, które zaprocentuje przy kolejnej szansie reform.

Nowak-Jeziorański zauważył, że niekiedy spór wynikał z braku rozróżnienia między pojęciem stalinowców w historycznym (cała elita polityczna) i aktualnym (ci, co chcą obecnie przywrócenia supremacji i omnipotencji aparatu bezpieczeństwa) znaczeniu tego słowa. Jeśli chodzi o sytuację polityczną nad Wisłą, to wpływy zdobyli ludzie dawnego Natolina i "partyzanci": "Przeciwnicy neostalinowców w partii nie stanowią grupy zwartej i jednolitej. Składają się z bardzo różnorodnych elementów kierujących się najrozmaitszymi motywami taktycznymi, ideologicznymi czy wreszcie osobistymi". W podsumowaniu jeszcze raz stanowczo nie zgodził się z Jedlickim co do oceny roli społeczeństwa polskiego w październiku 1956 r. "Jedlicki więcej ma słuszności, gdy mówi, że koniunkturę stworzyła rywalizacja zwalczających się frakcji i osłabienie władzy, aniżeli wówczas, gdy twierdzi, że »cała historia październikowa« była z góry ukartowaną przez jedną koterię, a mianowicie »grupę puławską«".

Nagraną dyskusję podzielono na trzy odcinki, które RWE wyemitowało między 24 lutego a 30 marca 1963 r. Dodatkowo w promocji uczestniczyło pismo "Na antenie: mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa", publikujące wybór najważniejszych audycji, ukazujące się jako dodatek do londyńskich "Wiadomości". Od kwietnia 1963 r. do września 1964 r. niemal w każdym numerze miesięcznika umieszczono reklamę książki, będącej zapisem całej dyskusji.

Zarówno artykuł w "Kulturze", jak i dyskusja na falach RWE sprowokowały ogromną liczbę komentarzy i listów skierowanych do Jedlickiego, co wywołało go niejako do tablicy. W marcowym numerze "Kultury" opublikował tekst Glosa autorska do "Chamów i Żydów", w którym starał się odpowiedzieć na napływające pytania. Na początku artykułu zwrócił uwagę na ogromną polaryzację reakcji, z jakimi się spotkał. Zaskoczyło go, że były to głosy albo ogólnego potępienia, albo gorącego poparcia, żadnych pośrednich, co sugerowało wielkie emocje związane z tematem, który nie był przecież tajemnicą, "cała koncepcja »Chamów i Żydów« nie jest oparta na żadnych faktach, które nie byłyby znane szerszemu kręgowi osób". Źródło swojej popularności w kraju widział w całkowitym braku "konkurencji". Znaczna część problemów partii była tajemnicą poliszynela, kolażem faktów i plotek, który nigdy nie pojawił się w druku. Jego skromny artykuł mógł więc zostać odebrany jako prawdziwa rewelacja. Powodem skrajnych ocen czytelników wydało mu się naruszenie kanonu zachowania w socjalistycznym towarzystwie, w którym otwarcie nie krytykuje się PZPR i jego członków. Jedlicki uważał, że inteligencję zniewoliło "tabu antykomunizmu".

"Intelektualiści w kraju są zmuszeni do codziennego współżycia z komunistami, tzn. zarówno ze swoimi zawodowymi kolegami należącymi do PZPR, jak i z urzędnikami i funkcjonariuszami partyjnymi. To współżycie wymaga usuwania kwestii drażliwych, usuwania różnic". Nie było bojkotu towarzyskiego członków PZPR, dominowała chęć lojalnego "dogadania się". Gdyby ktoś "otwarcie ściskał ręce swoim partyjnym kolegom, a po cichu wysyłał anonimowe artykuły do prasy sowietoznawczej na Zachodzie, to byłoby to w najwyższym stopniu nie fair. To jest jakieś »kochajmy się«. I dlatego, jeżeli ktoś, jak ja w »Chamach i Żydach«, powiada: »Nie, przepraszam, nie kochajmy się. Są między nami takie a takie nieuregulowane pretensje«, to to jest pogwałcenie kanonu". Według Jedlickiego tabu antykomunizmu to kombinacja haseł pas d'ennemis a gauche oraz "kto nie z nami, ten przeciwko nam". W powszechnej opinii antykomunizm to najczarniejsza reakcja, oderwani od rzeczywistości, niepoważni osobnicy, którzy swoimi żądaniami byli gotowi wywołać wojnę. Argumenty przeciw "stawianiu się władzy" wzmacniał strach przed konsekwencjami, który paraliżował wyrażanie jakichkolwiek opinii, lęk przed zaszkodzeniem komukolwiek urastał do ogromnych rozmiarów, tak że absolutna konsekwencja doprowadziłaby do zaniku jakiejkolwiek krytyki systemu. Z jednej strony partia przesadzała i wyolbrzymiała niebezpieczeństwo rewizjonizmu, z drugiej rewizjoniści wyolbrzymiali i przejaskrawiali grozę ewentualnych prześladowań, na jakie się narażali.

Ponadto Jedlicki w Glosie autorskiej do "Chamów i Żydów" szczegółowo odpowiedział na powracające pytania, m.in. dlaczego ostrze artykułu skierowane zostało przeciwko puławianom, dlaczego w nim więcej propagandy niż wiedzy historycznej. W tekście wspierał swoje racje argumentami wykorzystanymi podczas dyskusji emitowanej w RWE. Krytykę społeczeństwa kontynuował w socjologicznym tekście Narodowy liberalizm, pisząc: "To samo środowisko twórczej elity intelektualnej w Polsce, które w r. 1956 wykazało wprost wyjątkowe nasilenie politycznych, społecznych i moralnych pasji, które potrafiło dzięki swojej ogromnej aktywności dokonać rzeczy naprawdę niezwykłej, mianowicie stać się politycznym partnerem dla komunistycznej dyktatury, dzisiaj jest apatyczne i osowiałe, do jakiegokolwiek oporu i buntu nieskore, z rzeczywistością pogodzone". Wynikało to ze złego stosunku do władzy - zajęcia przez nasze elity stanowiska narodowo-liberalnego, które w wielkim skrócie sprowadzało się do tolerowania "złej" władzy, dlatego że jest to władza "własna". "Bezpośrednim skutkiem narodowo-liberalnych nastrojów społeczeństwa w okresie październikowym, bezpośrednim skutkiem całej tej gotowości do wyrzeczeń [...] było apatyczne i pasywne przełknięcie całego długofalowego procesu brania tego społeczeństwa za mordę".

Dyskusja wywołana artykułem Jedlickiego zataczała coraz szersze kręgi, pojawił się nawet szeroki komentarz w prasie zachodnioniemieckiej. Joachim Georg Görlich w artykule Machtkämpfe in Polen. Gomułka zwischen den Cliquen wyjaśniał zawiłości polskiej polityki wewnętrznej. Wprawdzie autor nie powołał się wprost na artykuł Jedlickiego jako jedno ze źródeł informacji, ale w tekście można dostrzec określenia pochodzące z publikacji w "Kulturze" (np. podział na "Lümmel" i "Juden" czyli "Chamów" i "Żydów"). Warto zaznaczyć, że Görlich zaskakująco dokładnie opisał życie wewnętrzne partii, zgadzają się chronologia i postacie wydarzeń, ponad czterdzieści nazwisk przytoczył bezbłędnie, podając często prawdziwe dane, np. Grzegorz Korczyński to Stefan Kilianowicz, Mieczysław Moczar to Mikołaj Demko.

Według niemieckiego autora historia konfliktu wyglądała następująco. Gomułka, który doszedł do władzy dzięki wsparciu skrzydła liberalno-rewizjonistycznego, nie wyrugował grupy stalinowsko-natolińskiej, lecz przeciwnie, przyciągnął ją do współpracy i stopniowo zmierzał do przywrócenia przy jej pomocy stosunków politycznych sprzed 1956 r., stosując coraz częściej "zamordyzm" ("an der Schnauze packens") jako formę sprawowania władzy.

Proces zmian wewnątrzpartyjnych wypunktowany został następująco: usunięcie Bieńkowskiego z Ministerstwa Oświaty, Morawskiego z Biura Politycznego KC, Jerzego Albrechta z Sekretariatu KC rok później, Janusza Zarzyckiego z Ministerstwa Obrony Narodowej - przeforsowane przez Kazimierza Witaszewskiego, który ponownie wprowadził do wojska generałów "rusofilskich, stalinowskich i sowieckich".

Likwidacja pod wpływem "partyzantów" Klubu Krzywego Koła oraz sprawa Henryka Hollanda, w wyniku której Gomułka usunął Antoniego Alstera z MSW w odpowiedzi na demonstrację rewizjonistów na pogrzebie Hollanda, stanowiły następne ogniwa walki wewnątrzpartyjnej przebiegającej niekorzystnie dla sił rewizjonistycznych. Autor zaproponował obraz rozwarstwienia sił partyjnych w końcu 1962 r., doszukał się w nich siedmiu frakcji.

Grupa najaktywniejsza i najsilniejsza to "partyzanci" ("Partisanengruppe"), którą tworzyli ludzie nieszkoleni w Moskwie, charakteryzujący się wrogim stosunkiem do Zachodu, antysemityzmem (uważali Żydów za element politycznie niepewny, w czym utwierdziła ich sprawa płk. Pawła Monata, szefa misji wojskowych) oraz chwilową lojalnością wobec Gomułki. Akcentowali ograniczoną zależność od ZSRR, jednakże nie aprobowali liberalizujących eksperymentów Chruszczowa. Czołowe osobistości - Korczyński i Moczar - propagowały powrót do stosunków sprzed 1956 r. bez powtarzania bliżej niezidentyfikowanych błędów i wypaczeń.

Następna grupa skupiała członków Związku Patriotów Polskich w Moskwie. Byli to ludzie związani poprzednio z Bolesławem Bierutem, proradzieccy, jądro "Natolingruppe" (Aleksander Zawadzki, Zenon Nowak, Julian Tokarski, Eugeniusz Szyr, Stefan Jędrychowski, Kazimierz Witaszewski, Edward Ochab). Dotychczas byli lojalni wobec Gomułki, współpracowali z "partyzantami" przeciw rewizjonistom. Witaszewski wspólnie z "partyzantami" przeprowadził czystkę antyżydowską w MSW i MON, powodując usunięcie 450 funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego. Obecnie zwolnienia przeprowadza się w Ministerstwie Handlu Zagranicznego, gdzie działa stalinowiec, wiceminister Marian Dmochowski, oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych - zajmuje się tym wiceminister Marian Naszkowski.

Istniała także grupa żydowska, zwana również grupą Romana Zambrowskiego (Artur Starewicz, Leon Kasman), która stała na czele rewizjonistycznych inicjatyw. Pozycja Zambrowskiego już w 1960 r. była poważnie zachwiana, gdyż w czasie jego kuracji w Karlsbadzie usunięto go z Sekretariatu KC. Natychmiastowy powrót do Warszawy i pomoc Gomułki pozwoliły mu odkręcić zmiany personalne. Grupa Zambrowskiego znalazła się w defensywie.

Jednoczyli się także byli PPS-owcy (Józef Cyrankiewicz, osobisty przyjaciel Hollanda i Jerzego Kornackiego, Adam Rapacki), dysponujący wpływami w Radzie Ministrów, MSZ, aparacie planowania ekonomicznego i pionie gospodarczym. Byli zwalczani przez "partyzantów" za sympatyzowanie z rewizjonistami, poparli nowy kurs Gomułki. Ostatnio sytuacja grupy nieco się poprawiła.

Stosunkowo nieliczni liberałowie (Jerzy Morawski, Janusz Zarzycki, Jerzy Albrecht, Władysław Bieńkowski), dawna elita rewizjonistów, zostali pozbawieni wpływów politycznych. Panoramę frakcji zamykają: Gomułka i jego najbliżsi współpracownicy (Ignacy Loga-Sowiński, Zenon Kliszko, Marian Spychalski, Ryszard Strzelecki) oraz zastęp młodych inteligentów partyjnych, którym autor przepowiedział wielką przyszłość. Była to "grupa młodych inteligentów partyjnych, absolwentów wyższych uczelni, pracujących na kierowniczych stanowiskach w PAN, instytutach, Radzie Ekonomicznej i centralach przemysłowych. Nastawieni krytycznie do działalności starych funkcjonariuszy partyjnych, którym zarzucają nieudolność organizacyjną i spowodowanie ruiny gospodarczej kraju. Krytykują działalność RWPG jako bezplanową. Zapatrują się pozytywnie na EWG".

W podsumowaniu całego tekstu napisał: "Nie wiadomo jak i w jakim kierunku potoczą się walki frakcyjne w Polsce. Partyzanci są obecnie bardzo silni, ale we wszystkich partiach komunistycznych rośnie warstwa nowych przywódców o fachowych kwalifikacjach, dla której rewolucyjne idee starych weteranów są już obce. Niewykluczone, że ta młoda elita partyjna o uniwersyteckim wykształceniu przebije się na czoło PZPR" *[Marcin Zaremba określił tę frakcję mianem towarzyszy gotowych na rewolucję. "Zarówno na etapie konstruowania ustroju, jak i podczas ostatniej wielkiej petryfikacji układów personalnych z połowy lat 50. byli oni zbyt młodzi, aby zapewnić sobie miejsce w jakichkolwiek strukturach kierowniczych. Charakterystyczny dla realnego socjalizmu system »dożywotniego« sprawowania większości stanowisk w partii i administracji państwowej doprowadził za rządów Władysława Gomułki do niemal całkowitego zablokowania kanałów awansu. Problem ten dotyczył także wysoko ustawionych w hierarchii dygnitarzy PZPR. Należący do partii (a także bezpartyjni) czterdziestolatkowie niecierpliwie wyczekiwali jakiegoś wydarzenia kładącego kres temu stanowi rzeczy"].

"Tak więc publikacje Jedlickiego - czytamy w dokumentach MSW - jak i audycje nadawane przez Radio Wolna Europa mają wyraźnie charakter prowokacji politycznej i w tym sensie są wykorzystane przez wrogie ośrodki państw imperialistycznych [...]. Przedstawił on w tym artykule w sposób szkalujący stosunki w Polsce w celu - jak sam powiedział podczas przeprowadzanego z nim wywiadu przez rozgłośnię radiową Wolna Europa w dniu 25 lutego 1963 r. - prowokowania opinii, prowokowania zarzutów i prowokowania kontrowersji". Wkrótce przypuszczenia funkcjonariuszy MSW sprawdziły się - Warszawa huczała od plotek na temat "jedności" PZPR.

Artykuł Jedlickiego bardzo szybko trafił nad Wisłę. Co ciekawe, w większości drogą legalną, bowiem "Kultura" była prenumerowana, jak wiele innych zagranicznych czasopism, przez rozmaite placówki naukowe i prywatne osoby. Miesięcznie wysyłano do Polski około czterystu egzemplarzy, stałymi odbiorcami byli: Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza "Prasa-Książka-Ruch" (około 140 egzemplarzy), Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Instytut Historii PAN, Biblioteka Wojskowej Akademii Politycznej, Ośrodek Badań Opinii Publicznej przy Polskim Radio i Telewizji, redakcje niektórych czasopism, np. "Polityka", a z osób prywatnych miesięcznik regularnie otrzymywali np. Stefan Kisielewski i Jarosław Iwaszkiewicz. Nie wiemy oczywiście, ile sztuk przemycano przez granicę.

Redakcja "Kultury" prowadziła też wysyłkę odbitek najciekawszych artykułów. Adresy brano "losowo" z książki telefonicznej, dbając przy tym, by żaden się nie powtarzał, nie chciano bowiem narażać odbiorców na kłopoty ze Służbą Bezpieczeństwa. Koperty z artykułem Chamy i Żydy trafiły do Polski już w połowie grudnia 1962 r., czyli dwa tygodnie po publikacji w "Kulturze". Dodatkowo, od samego początku, sprawę nagłaśniało RWE, które miało kilka milionów mniej lub więcej regularnych słuchaczy w kraju.

Ze zrozumiałych względów najszybciej na tekst Jedlickiego zareagowało MSW. Departament III już na 12 grudnia 1962 r. przygotował dla ministra Władysława Wichy i wiceministra Franciszka Szlachcica obszerną informację o autorze. Osoby współpracujące z bezpieką przygotowały analizy tekstu, m.in. tajnego współpracownika "W" w oparciu "o obserwacje własne szeregu osób z kół dziennikarskich, literackich i pracowników naukowych PAN". Stwierdził on, że "wspomniany artykuł jest bez wątpienia pióra W[itolda] Jedlickiego, na co wskazuje styl, sposób argumentacji i wypowiadane poglądy. Kanwę i główne tezy artykułu - zwłaszcza w częściach dotyczących ocen okresu październikowego (np. sprawa »PAX-u« i Piaseckiego) stanowią w znakomitej większości niemal wiernie powtórzone wypowiedzi autora z okresu jego wystąpień w KKK oraz partie materiału zawarte w jego paszkwilanckim elaboracie, który przed rokiem krążył nieoficjalnie wśród członków tego klubu. Zmianie uległy tylko pewne ujęcia i naświetlenia". Funkcjonariusze krytycznie ocenili artykuł, w wielu miejscach pojawiło się określenie "szkalujący Polskę", lecz co ciekawe w "recenzjach" brak przymiotnika kłamliwy.

Podobne stanowisko zajęła "góra" partyjna. W rozmowach dominowały krytyka i absmak, w poufnych kontaktach jednak przyznawano niekiedy autorowi rację. Bardzo dobrze widać to w Dziennikach Mieczysława Rakowskiego, który zanotował dodatkowo: "Na marginesie artykułu Jedlickiego powiedziałem [Romanowi Zambrowskiemu], że najgorsze, co mogło się zdarzyć to to, że wrogie naszej partii ośrodki określają tematy dyskusji w jej łonie, zaczynają ustalać jej politykę kadrową. Wiem już z własnego doświadczenia, że tego rodzaju artykuły przyjmowane są przez niektórych członków kierownictwa jako potwierdzenie stanu faktycznego". Istnienie frakcji, koterii lub zwykłych powiązań osobistych w PZPR było faktem. Te nieformalne układy - bez określonych struktur czy deklaracji programowych - to praktyka każdego systemu politycznego.

Z biegiem czasu sytuacja się zmieniła. Gomułka alergicznie reagował na wszelkie podejrzenia dotyczące wewnętrznego spisku w KC. W ten sposób można tłumaczyć przesłuchania członków KC po śmierci Hollanda, których wspólne wystąpienie na pogrzebie przedstawiono mu jako manifestację zorganizowanej grupy w partii. Pierwszy sekretarz miał taki obraz sytuacji, jaki narysowali mu ludzie z jego otoczenia. Zapiski Rakowskiego momentami wskazują na sporą dezinformację Gomułki w zakulisowych grach w Domu Partii. Rakowski mówił do niego: "dostrzegam wybitne pogorszenie się atmosfery w aktywie partyjnym. Każdy się na kogoś zaczyna oglądać. Kto z Gomułką, kto z Kliszką, Moczarem, Korczyńskim. Do czego to prowadzi? Przerwał i zapytał mnie, co znaczą te nazwiska. Odpowiedziałem, że po prostu coraz ważniejsze jest to, kto z kim trzyma. Wtrącił wówczas, że »ci towarzysze i ja to jedno i to samo«. Powiedziałem również o »partyzantach«, o tym, jak przychodzą do mnie i namawiają, żebym do nich przystał, ponieważ są przyszłością naszego kraju. Mówiłem o szkodliwym wpływie artykułu »Chamy i Żydy« na aktyw. Do czego doszło w naszej partii? Zagranica ustala, o czym mamy dyskutować. Przerwał i powiedział: »Tak, dla niektórych towarzyszy ten artykuł jest natchnieniem. A kto to robi? - ja wiem kto. To rewizjoniści, mieliśmy już przykład z Hollandem«. Wtrąciłem, że chyba nie rewizjoniści, ten towarzysz, który mnie przekonywał, »był z tego gmachu«. Na to Gomułka: »My te sprawy badamy i podejmujemy decyzje wówczas, gdy mamy fakty, ale wy także mówicie anonimowo«. Jak zechcecie, to podam nazwiska - odparłem. Nie zażądał".

16 grudnia 1962 r. Rakowski zanotował parę refleksji i spostrzeżeń dotyczących skutków publikacji Jedlickiego. "W każdym razie artykuł spełnił bardzo szkodliwą rolę. W całym aktywie KC aż huczy. W sytuacji, gdy w partii nie ma żadnego życia ideologicznego, gdy faktycznie nie istnieje jeden zwarty organizm, w momencie wzrastającego niezadowolenia aktywu ze sposobów rządzenia, tego rodzaju publikacja może jedynie pogłębić istniejący chaos [...]. Sytuacja w partii jest w moim przekonaniu wysoce niepokojąca. Jedynie grupa ludzi w rodzaju Moczara, Witaszewskiego i Korczyńskiego wie, czego chce. [...] W centralnym aktywie jest zbyt wiele ludzi duchowo wykoślawionych, zbyt wielu zimnych drani, którzy nie widzą innego celu jak utrzymanie się przy władzy. Wielu z nich ma lekceważący stosunek do narodu. [...] Odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z klasycznym kryzysem władzy w Polsce".

Artykuł Jedlickiego jeszcze większe wrażenie wywarł poza murami Domu Partii. O ile członkowie PZPR, żeby przeżyć w politycznej dżungli musieli na ogół orientować się w walce "koterii", o tyle ludzie spoza układów byli zaskoczeni treścią publikacji. Giedroyc pisał do szefa RWE: "Z relacji, jakie mnie dochodzą z kraju, jest tam bardzo duże poruszenie z tego powodu, ale raczej pozytywne. W każdym razie wydaje mi się, że najważniejszym dorobkiem tego wystąpienia jest to, że przełamał powszechną apatię i zmusił ludzi do przemyślenia października". W innym liście zanotował: "Charakterystyczną jest reakcja [Marii] Dąbrowskiej, która przysłała do [Jerzego] Stempowskiego i do mnie ogromne listy, w których pisze o »prawdziwym wstrząsie«, jakim był dla niej artykuł Chamy i Żydy i że artykuł ten pomógł jej i jej przyjaciołom uporządkować własne oceny. Prawie identyczny message przywieziono mi wczoraj od [Antoniego] Słonimskiego. Znany Panu zapewne [Zygmunt] Weissberg-Cybulski miał telefony z Warszawy od przyjaciół, członków partii etc. (te informacje proszę traktować jako poufne). Bardzo to wszystko znaczące". Z emigracyjnej perspektywy artykuł Jedlickiego był oczekiwaną w kraju instrukcją, jak odczytywać wydarzenia przed i po Październiku 1956 r. Podobnie tłumaczył popularność tekstu Zenon Kliszko: "Otóż o tym artykule dużo się mówi, ponieważ ujawniono w nim mechanizm działania pewnych ludzi, powiedziano o niektórych motywach tej działalności".

Stanisław Gajewski, pracownik sejmu, były ambasador PRL w Paryżu, ubolewał nawet, że poważni ludzie od kilku dni niczym się nie zajmują, tylko studiują i analizują artykuł Jedlickiego, zastanawiając się, kto został w artykule wymieniony, kogo pominięto, kto inspirował, czy to Moczar przeciwko swoim oponentom, czy też oponenci przeciwko Moczarowi. Zarzuty wobec autora artykułu można streścić, cytując doniesienie agenturalne: "Jedlicki powiedział, co wiedział na ten temat, i to chyba bez osłonek, co drażni tych, którzy są tam wymienieni i tych, co są związani poglądem swym z grupą żydowską".

Tajny współpracownik "Krzysiek" napisał: "W redakcji »Życie Partii« wszyscy się trzęsą ze złości na Jedlickiego [...]. On ujawnia kulisy Października. Wymienia z nazwiska i imienia wszystkich, co robili ruch w tym czasie. Twierdzi, że dziś grupa puławska nie ma już wpływu na politykę w Polsce, choć najmocniejsza intelektualnie, natomiast grupa, która bierze górę - grupa natolińska - jest silniejsza władzą, ale ma słabszych ludzi intelektualnie. Wściekłość na Jedlickiego polega na tym, że on demaskuje grupę puławską tym, że nazywa ją antyradziecką, mającą na celu przechwycenie władzy. Pisze, gdzie i co mówili. [...] widać, że był blisko »ołtarza«, ale wiele rzeczy pisze na podstawie własnych uogólnień, chociaż pisze o przykrej prawdzie dla ludzi z kierownictwa. Np. jak w Polsce wywoływało się antysemityzm".

Podobnie brzmiała krytyka, którą można było usłyszeć w Żydowskim Instytucie Historycznym. Początkowo sądzono, że autor artykułu podnosi w nim sprawy antysemityzmu, a tymczasem wniosek z tekstu Jedlickiego był przeciwny: najgorsi nie są natolińczycy, lecz Żydzi. Nad tym najbardziej ubolewano, szczególnie ze względu na to, że Jedlicki napisał ów artykuł w Izraelu. W związku z tym nie szczędzono krytycznych uwag osobistych pod adresem Jedlickiego.

Z wielu wypowiedzi najbardziej dramatycznie brzmią głosy przyjaciół lub osób wcześniej współpracujących z Jedlickim. Jego środowisko przyjęło tekst z dużą konsternacją, a nawet zdenerwowaniem, o czym chętnie donosili rozpracowujący je agenci. Według nich Jan Strzelecki uważał, że "Jedlicki źle zrobił, pisząc ten artykuł, a to dlatego, gdyż utrudnił tym życie przyjaciołom z KKK [...] linia, jaką przeprowadza Jedlicki w artykule kompromitowania rządzących i rozruszania narodu bez pokazywania po co i o co - jest niekonsekwentną". Wojciech Ziembiński powiedział: "on sam, jak i jego koledzy z dawnego »Krzywego Koła«, z którymi utrzymuje kontakt (Lipski, Nowak, Jasienica, Sroka), są oburzeni na Jedlickiego. Ziembiński uważa, że artykuł ten zrobił duże szkody dawnym swoim kolegom. Już obecnie podobno dano do zrozumienia Nowakowi w Ministerstwie Szkół Wyższych, że jego praca habilitacyjna nie zostanie zatwierdzona. [...] Zdaniem Ziembińskiego bratu Jedlickiego, który miał zamiar wyjechać również, odmówiono zezwolenia na wyjazd i usunięto go z partii *[Informacja niedokładna. Jerzemu Jedlickiemu wstrzymano paszport na roczny wyjazd stypendialny do Chicago, a z PZPR wystąpił sam w marcu 1968 r.]. Ziembiński mówi, że w ubiegłym roku spotykali się w ścisłym gronie członków byłego Zarządu Krzywego Koła, bądź to w mieszkaniu Ziembińskiego, bądź Nowaka lub Lipskiego. Po artykule Jedlickiego musieli te spotkania zawiesić, gdyż nie chcą mieć przykrości, a czują, że są obserwowani. Z rozmowy wywnioskowałem, że szczerze jest obrażony na Jedlickiego, tym bardziej, że Jedlicki bywał u nich na tych ścisłych poufnych zebraniach, na których wymieniali poglądy na sytuację polityczną [...]. O jego wyjeździe na stałe z Polski wiedzieli, ale nie przypuszczali, że tak »bezmyślnie« zachowa się na emigracji".

Obawy i żale znajomych dobrze oddaje Jan Józef Lipski w liście do Jedlickiego napisanym około 9 grudnia 1962 r. Pozwolę sobie więc zacytować szerszy fragment.

"Witku. [...] Wiesz dobrze, że zawsze byłem konsekwentny w obstawaniu przy prawie do swobody wypowiedzi na każdy temat i przeciwny autocenzurze. Ale jest różnica między najbardziej karkołomną i choćby nawet fałszywą koncepcją wygłoszoną w Warszawie - a Wolną Europą [...], a również Giedroyciem i »Kulturą«. Zasada lojalności wobec kraju, w którym się tyle lat przeżyło - powinna jednak obowiązywać i Ciebie. Wcale nie wzywam Cię, byś zapałał miłością do Partii i Gomułki itd., ale wyobrażałem sobie, że jeden prosty fakt rozumiesz. Wszyscy (tzn. cały naród) siedzimy na tym samym koniu i w każdym razie wypowiadając się na zewnątrz, warto pamiętać, że jest tu jeden interes, nie parę. Będąc w opozycji w kraju - mogłeś działać w kierunku uzdrowienia; wywlekając swe pretensje, koncepcje na zewnątrz - niczego nie uzdrowisz, natomiast przynosisz szkodę wszystkim, którzy tu zostali, od Gomułki aż po każdego »szeregowego« Polaka. Zdawało mi się, że pomimo decyzji emigracyjnej - nie będziesz obojętny na ten fakt.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że co najmniej większość znajomych - zerwie z Tobą stosunki, zresztą nie będę się im dziwił, mimo że sam na to się nie zdobędę. Słyszałem masę głosów oburzenia, m.in. [Stanisława] Ossowskiego, który nosił się nawet z zamiarem publicznej demonstracji, z czego zrezygnował, obawiając się, że może znaleźć się w towarzystwie podlizuchów, którzy robią to z innych motywów *[Informacja dotycząca "oburzenia" Ossowskiego jest sprzeczna z pozytywną oceną twórczości Jedlickiego zamieszczoną w dzienniku socjologa, w którym czytamy: "Troska o obiektywność i wszechstronność przy stałym manifestowaniu własnego stanowiska. Oczywiście, hipotezy przyczynowe często wątpliwe, ale wiele trafnych, nieraz oryginalnych obserwacji"]. [...]

Artykuł jest fatalnie oceniony nie tylko z moralnej strony. Opinia, którą słyszę: a) punktem wyjścia u Ciebie jest plotka, bądź trudna do weryfikacji, bądź jawnie rozszerzona i fałszywa; b) konstrukcja oparta na tej podstawie jest fantastyczna i paradoksalna. Nic dodać, nic ująć, bo tak to jest: z plotek kompletujesz całość, która jeśli zaważy tu w kraju, to niedostatnio.

Bardzo, bardzo Cię proszę: nie mogąc już tego odkręcić, co nakręciłeś - pohamuj swe publicystyczne zapędy, nie zajmuj się nami zbyt wiele, raczej pisz do mnie o Izraelu, bo to pożyteczniejsze zajęcie i bardziej ci przystoi".

Wypada tu przypomnieć, że ostatnie słowa artykułu Jedlickiego brzmiały następująco: "Chcę, żeby moja konkluzja była dzwonem alarmowym. W Polsce frakcje wzięły się znowu za łby. Oznacza to, że powstaje obecnie nowa wyjątkowa koniunktura na demokratyzację, na powtórzenie się w jakiejś formie tego, co się stało w r. 1956. Ale warunkiem niezbędnym do wykorzystania tej koniunktury jest, żeby naród polski nie przyglądał się bezczynnie i obojętnie temu, co na szczytach drabiny społecznej wyprawiają jego władcy". W całym artykule Chamy i Żydy nie ma jednak żadnej podpowiedzi, co - zdaniem autora - obywatele powinni konkretnie robić. Jedlicki krytykuje wszystkich - puławian, natolińczyków, "partyzantów", nawet Kościół - nie wskazując żadnej osoby bądź grupy polityków godnej sprawowania władzy. Brak frakcji "pozytywnej" dał początek niezliczonej ilości teorii o prawdziwych motywach powstania publikacji. Ludzie starali się odkryć, kto skorzystał na artykule Jedlickiego, kto za tym wszystkim stał.

Galerię pomysłów otwiera twierdzenie, że Jedlicki napisał go "dla przypodobania się swym amerykańskim znajomym i ułatwienia sobie wyjazdu do USA lub też dla pieniędzy". Rakowski spotkał się z opinią, "że ktoś w tym interesie maczał palce. Istnieje m.in. pogląd, że wykonuje robotę na zamówienie. Zaś co się tyczy »zleceniodawców«, to sugeruje się, że siedzą oni na Rakowieckiej i posunęli się do tego, by wziąć odwet za artykuły o »partyzantach«, które ukazały się latem br. [w czerwcu na łamach "Polityki" - P.C.]. Teza nie jest taka głupia. Roman Zambrowski, gdy mu to powiedziałem, rzekł: »To nasuwa się samo przez się«".

Wydaje się jednak, że redaktor "Polityki" grzeszył egocentryzmem. Wprawdzie kierował opiniotwórczym tygodnikiem o nakładzie około 100 tys. egzemplarzy, którego bardzo zazdrościli mu "partyzanci", lecz pomysł "wynajęcia" Jedlickiego lub "Kultury" do tego, by mścić się na Rakowskim, to plotka z tych bardziej niesamowitych. Najciekawsze jest to, że redaktor naczelny "Polityki" nie był odosobniony w tym pomyśle. Stanisław Gajewski publikację nazwał "prowokacją inspirowaną w Warszawie przez koła zainteresowane w wywołaniu odpowiednich nastrojów, sprzyjających dalszym rozgrywkom wewnątrzpartyjnym. Gajewski przypuszczał, że artykuł ten może być wynikiem inspiracji ze strony MSW". Niektórzy członkowie partii przyjęli artykuł jako "rezultat inspiracji działalności grupy puławskiej, która na skutek braku poparcia ze strony społeczeństwa zdecydowała się na zmianę taktyki postępowania i przegrupowania swoich sił". Miała powstać z tego nowa frakcja polityczna określana "mianem »nieskompromitowanych«, do której zalicza się między innymi: redaktora »Polityki« - Rakowskiego, Leszka Kołakowskiego, Stefana Staszewskiego i innych działaczy lub pseudodziałaczy politycznych z byłego »Po prostu«, Krzywego Koła oraz stypendystów Fundacji Rockefellera i Forda. Grupa ta nawiązuje również stosunki z kołami klerykalnymi".

Powstała także całkowicie przeciwna teoria. "Zwraca uwagę fakt, że Jedlicki w swym artykule nie szczędził krytyki również grupie puławskiej, co pozwala przypuszczać, że liczy on na ewentualne wysunięcie się jakiejś innej grupy, o której członkach nie wspomina, może to być według dużego prawdopodobieństwa na przykład grupa »Życie«, z której członków pan Jedlicki nie zaatakował żadnego". Kręgi niezwiązane z establishmentem były często przedstawiane jako te, które powinny wymienić "wysłużonych" polityków. Nikt jednak nie wymyślił, jak nakłonić komunistów do dobrowolnej zmiany warty.

Zygmunt Skórzyński, działacz Klubu Inteligencji Katolickiej, miał się zwrócić do przyjaciela (w rzeczywistości tajnego współpracownika MSW) z prośbą o poufną rozmowę, bowiem "niepokoi go sytuacja oraz działalność części działaczy b. Krzywego Koła i »Po prostu«. Opiera to na szeregu rozmów, jakie przeprowadził z tymi ludźmi w ostatnim okresie. Istnieje grupa osób [...], która chce wykorzystać ciężką obecną sytuację ekonomiczną, aby rzucić wobec klasy robotniczej - ich zdaniem niezadowolonej z obecnych rządów - hasła konieczności zmiany kierownictwa KC PZPR w Polsce. Ich zdaniem wystarczy obecnie »rzucić iskry na prochy, aby wybuchły nowymi Poznaniami«. [...] Przedstawiciele tej grupy w ocenie kierownictwa partii solidaryzują się całkowicie z ocenami zawartymi w artykule Jedlickiego opublikowanym na łamach paryskiej »Kultury«. Stwierdzają oni, że kierownictwo to jest skompromitowane i musi być zmienione w wyniku przewrotu rewolucyjnego" *[Notatka służbowa ze spotkania z TW "Anną" 26 II 1963 r. dotycząca działalności części działaczy byłego "Krzywego Koła" i "Po prostu", k. 200. Warto podkreślić, że przy lekturze dokumentów MSW należy zachować jak najdalej idący krytycyzm, zwłaszcza w przypadku doniesień agenturalnych, gdzie zazwyczaj sensacja goni sensację. Możemy założyć, że Skórzyński mówił o swoich znajomych, o ich opinii na temat ciężkiej sytuacji ekonomicznej, przedstawiał pewne poglądy polityczne. Nie wierzę jednak, by intelektualiści myśleli o inspirowaniu robotników do szturmowania Domu Partii.].

Pojawił się także głos za zachowaniem obecnego układu sił, a uzasadnienie ocierało się o szaleństwo. Walenty Majdański, autor artykułów do "Ateneum Kapłańskiego", przedstawił swoje stanowisko na spotkaniu z tajnym współpracownikiem, który zanotował: "Gdy opowiedziałem mu o artykule Jedlickiego [...] oraz o akcji prowadzonej przez różne koła przeciwko osobom min. Moczara, gen. Korczyńskiego i całej grupie tzw. partyzantów i natolińczyków, oświadczył, że skoro koła związane z masonerią i syjonizmem, takie jak »Kultura«, »Le Monde« czy rozgłośnia »Wolna Europa«, z taką zaciekłością atakują te osoby i te ugrupowania, to najlepszy dowód, że mają to być ugrupowania pozytywne i dojście ich do władzy w Polsce byłoby obecnie bardzo korzystne".

W ocenach "krajowców" artykuł Jedlickiego okazał się publikacją bardzo kontrowersyjną, ciekawą i groźną. W powszechnym odbiorze miała charakter antypuławski. Choć dotyczyła Października 1956 r., w interpretacji czytelników bezpośrednio przekładała się na aktualną politykę wewnętrzną państwa. Indeks nazwisk postaci występujących w Chamach i Żydach, gdyby istniał, byłby traktowany niemal jak lista proskrypcyjna przeciwników Gomułki i "partyzantów". Bohaterowie artykułu Jedlickiego w większości należeli do grupy "puławskiej", która skromnie mówiąc, była w odwrocie. Według Krzysztofa Persaka manifestacja na pogrzebie Hollanda była "ostatnią wspólną demonstracją sił w partii opowiadających się za kontynuowaniem liberalnego kursu Października. Chociaż bezpośrednie konsekwencje polityczne tych wydarzeń były stosunkowo niewielkie, sprawa Hollanda nabrała rangi symbolu zamykającego pewien etap walki w komunistycznym establishmencie".

Niewątpliwą zasługą artykułu było poszerzenie kręgu osób wtajemniczonych w rozgrywki partyjne. W październiku 1956 r. krążyło powiedzenie, które warszawska ulica przypisywała żartobliwie Witaszewskiemu, że "wszystkiemu winna prasa, rasa i te z maturą". Niechcący tekst Chamy i Żydy w pewien sposób kojarzył się z tym hasłem. Warto jednak zaznaczyć, że określenia zawarte w tytule, po krótkim kawiarnianym żywocie, zniknęły z języka warszawskiego towarzystwa.

Pisarstwo Jedlickiego spotkało się ze skrajnymi ocenami. Na więcej swobody i dystansu mogli pozwolić sobie publicyści emigracyjni. Józef Mackiewicz uważał, że "wystąpienia Witolda Jedlickiego na łamach »Kultury« można traktować za pierwszy, wielki wyłom w obowiązującej dotychczas legendzie o »Polskim Październiku« [...]. O Jedlickim można by powiedzieć z minimalną zaledwie przesadą, że tworzy »epokę« w prasie emigracyjnej". Aleksander Wat w recenzji publikacji Jedlickiego napisał: "w przeciwieństwie do reszty książki, pierwszy rozdział syntetyczny, »Chamy i Żydzi«, jest politycznie niewydarzony. Przez sianie zamętu w głowach nie tylko emigranckich, ale i krajowych, dosyć i bez tego zamąconych. Przez potraktowanie wedle taryfy ulgowej najgroźniejszych dziś w partii zamordystów. Tym groźniejszych, że nie brak u nas i nie zabrakło nigdy amatorów zamordyzmu. Opowiadał mi przybysz z kraju, że na jakimś zebraniu wystąpił pewien lojalny przy-paxowicz: Skoro nie mamy innego wyboru to ja wolę Chamów. Jeżeli to nie jest prawdziwe, to co najmniej trafnie zmyślone. Podsumowując: książka Jedlickiego o KKK jest warta pilnego czytania. Bo pokazuje, w jaki sposób nawet pod komunizmem funkcjonować może dzień za dniem organizacja ludzi spragnionych wolności. Pokazuje konkretnie, jak ludzie urządzają się, by swoją wolność uprawiać. [...] A »Żydów i Chamów« włóżmy między bajki".

Paweł Ceranka (ur. 1975) - historyk, pracownik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie. Przygotowuje rozprawę doktorską "Klub Krzywego Koła jako salon polityczny i kulturalny Warszawy 1955-1956". Opublikował Sprawa o kryptonimie "Kwadrat", "Zeszyty Historyczne" 2005, z. 152.


Kategorie: historia / polityka, polityka, historia, _blog, polska-izrael


Słowa kluczowe: jedlicki, witold jedlicki, ipn, gomułka, pzpr, moczar, puławianie, natolin, chamy i żydy


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
2 kwietnia 2018 (poniedziałek), 10:11:11

Chamy i Żydy - zachowany artykuł

"Chamy i Żydy" to opublikowany w 1962 roku na łamach paryskiej "Kultury" esej Witolda Jedlickiego. Zachowuję go sobie, bo może się kiedyś przydać.

Opracowanie tego artykułu (kontekst, analiza, konsekwencje) pewnego historyka IPN można sobie poczytać tu:
http://wojtek.pp.org.pl/32643_chamy-i-zydy-opracowanie bo też sobie zachowuję.


Witold Jedlicki - Chamy i Żydy

Witold Jedlicki

I

Istnieje pewien, ukształtowany może przede wszystkim przez prasę zachodnią, stereotypowy obraz wydarzeń politycznych w Polsce w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Stereotyp ten jest niesłychanie rozpowszechniony zarówno w kraju jak i zagranicą. Przypuszczam, że ogromna większość osób interesujących się sprawami polskimi przedstawia sobie sytuację polityczną Polski mniej więcej w taki sposób, jak to niżej próbuję scharakteryzować albo przynajmniej w sposób mocno do tego zbliżony. 

Zasadniczym elementem tego stereotypu jest przekonanie, że polscy komuniści, jeżeli nie wszyscy, to w każdym razie poważna ich część, różnią się jaskrawo od swoich towarzyszy z "bratnich partii" tym, że przejawiają wyraźne tendencje liberalne lub w każdym razie liberalizujące. Przyczyn tego stanu rzeczy upatruje się zwykle w starych rozdźwiękach pomiędzy Stalinem a kierownictwem K.P.P. względnie jej późniejszymi kontynuacjami; nierzadko przy tym podaje się jakieś fakty mające świadczyć o istnieniu wśród czołowych komunistów polskich jakichś form oporu, opozycji czy nawet konspiracji przeciwko Stalinowi. 

Tym elementom liberalnym w łonie P.Z.P.R. przypisuje się następnie podjęcie starań o stopniową liberalizację stosunków w Polsce po śmierci Stalina. Proces ten byłby może realizowany powoli i z wahaniami, gdyby nie to, że XX Zjazd K.P.Z.R., a w szczególności słynne tajne przemówienie Chruszczowa z dn. 25 lutego 1956 rozpętało falę masowego niezadowolenia i obudziło potężny ruch oddolny, dążący do szybkiej realizacji daleko idących reform w duchu jak najbardziej demokratycznym. Ruch ten zaczyna wywierać silną presję na kierownictwo partyjne. 

Podstawowym narzędziem tej presji staje się prasa, opanowana w tym czasie całkowicie przez pozapartyjne (lub partyjne, ale wypowiadające posłuszeństwo dyrektywom kierownictwa partyjnego) elementy konsekwentnie i szczerze demokratyczne. Istniało jednak także szereg innych form tej presji, takich jak publiczne wypowiedzi intelektualistów, tworzenie najrozmaitszych zrzeszeń, demonstracje (z najsławniejszą zbrojną demonstracją Poznańską z dn. 28 czerwca 1956 r. na czele) itd. 

W obliczu tych wydarzeń część kierownictwa partyjnego zaczyna zdawać sobie sprawę z konieczności radykalnych przemian i przyłącza się do ruchu masowego do tych przemian nawołującego. Powstaje w ten sposób sojusz bardziej liberalnych, bardziej radykalnych, bardziej liczących się z rzeczywistością komunistów z masowym ruchem oddolnym, domagającym się radykalnych reform. Na przywódcę całego obozu zostaje wysunięty Władysław Gomułka. Ostatecznie obóz ten odnosi kolosalny sukces w październiku 1956 r., łamiąc opór sprzeciwiających się reformom stalinowców i eliminując ich od władzy. To, co się wówczas stało, było rodzajem zamachu stanu, który spotkał się z ostrym, popartym demonstracją zbrojną sprzeciwem Chruszczowa i ówczesnego kierownictwa K.P.Z.R. Gomułce udało się jednak wtedy przekonać Chruszczowa, żeby interwencji zbrojnej zaniechał; sukces ten przypisuje się zwykle poparciu, udzielonemu wtedy Polsce przez Chiny. Interwencja taka miałaby jednak miejsce, gdyby nie zmysł polityczny narodu polskiego, który w przeciwieństwie do narodu węgierskiego, potrafił wówczas nie dopuścić do tego, żeby żądania przybrały treść krańcową i żeby akcje masowe miały formy prowokacyjne. Od rozlewu krwi uratowało wówczas Polskę to, że cały naród rozumiał, że należy zakreślić żądaniom i postulatom pewne rozsądne granice. 

W czasie przewrotu i po przewrocie strona zwycięska przeprowadza szereg reform, z których najistotniejszymi były likwidacja znienawidzonego U.B., usunięcie "doradców radzieckich" z wojska i z policji, wypuszczenie z więzienia Prymasa Wyszyńskiego i uregulowanie stosunków z Kościołem oraz dopuszczenie do żywiołowej samolikwidacji chłopskich gospodarstw kołchozowych. Pomimo to, okres popaździernikowy charakteryzuje się pogłębiającym się rozdźwiękiem pomiędzy dwoma komponentami "obozu październikowego" tzn. pomiędzy zwycięską grupą w kierownictwie partyjnym, a słabnącym już w tym czasie ruchem masowym, w dalszym ciągu reprezentowanym przez prasę i intelektualistów. Właśnie przeciwko prasie i intelektualistom kieruje się w tym czasie głównie atak byłych sojuszników. Ukuwa się dla nich uwłaczającą nazwę "rewizjonistów" i poddaje się ich najprzeróżniejszym represjom. Najbardziej dramatycznym momentem tego konfliktu była likwidacja tygodnika "Po Prostu" i parodniowe rozruchy w Warszawie w październiku 1957 r. (Do tych rozruchów nie przywiązuje się jednak zwykle większego znaczenia). Przyczynę tego antydemokratycznego zwrotu w polityce Gomułki i innych leaderów partyjnych upatruje się zwykle we wzmagającej się presji rosyjskiej, której polskie kierownictwo partyjne coraz bardziej ulega. Katastrofalna w tym czasie sytuacja gospodarcza Polski presję tę bardzo Sowietom ułatwia. Równocześnie jednak podkreśla się, że masowy ruch, domagający się reform, w tym czasie gwałtownie słabnie niezależnie od jakichkolwiek represji. Zjawisko to przypisuje się zwykle takim czynnikom, jak wzrastająca po stłumieniu Powstania Węgierskiego świadomość beznadziejności jakichkolwiek prób przeciwstawienia się Rosji i powszechne godzenie się ze smutnymi koniecznościami wynikającymi z położenia geograficznego Polski. 

Stale wzmagająca się presja rosyjska prowadzi w ciągu szeregu lat następnych do powolnego i stopniowego cofania wywalczonych w 1956 r. reform. Polityka Gomułki i innych październikowych zwycięzców staje się coraz wyraźniej i coraz jaskrawiej antydemokratyczna. Charakterystycznym, wielokrotnie podkreślanym zjawiskiem tego okresu jest spadek osobistej popularności Gomułki. Niegdyś podziwiany za odwagę, z jaką potrafił przeciwstawić się Kremlowi, staje się coraz częściej obiektem pretensji o zbytnią wobec Kremla uległość. Uległość tę interpretuje się przy tym coraz częściej jako skutek osobistej nieudolności i ignorancji. Ale mimo postępującej totalizacji Polska wciąż jeszcze wyróżnia się spośród innych krajów bloku komunistycznego pewnym, choć coraz bardziej ograniczonym liberalizmem. 

Odnotujmy przy okazji pewne uboczne elementy charakteryzowanego tu stereotypu. Jednym z nich jest pogląd na rolę Kościoła. Kościół uważa się zwykle za jedyną w Polsce realną siłę opozycyjną. Przypisuje mu się przy tym konstruktywną rolę w okresie października. Decyzja Wyszyńskiego poparcia Gomułki w okresie października uważana jest zwykle za akt wielkiej politycznej rozwagi. Wyszyńskiemu przypisuje się też znaczną rolę w niedopuszczeniu do tego, aby ruch październikowy przekroczył pewne granice i naraził kraj na niebezpieczeństwo konfliktu zbrojnego z Z.S.S.R. Drugi uboczny element tego stereotypu to pogląd na sprawę żydowską. Wzniecenie nastrojów antysemickich w społeczeństwie w okresie października uważa się za największy sukces stalinowców. Uważa się, że nastroje te są w Polsce wciąż żywe mimo, iż cieszący się taką popularnością "obóz październikowy" z antysemityzmem walczył zawzięcie. 

Starałem się tutaj, z konieczności ogólnikowo i w sposób bardzo przybliżony, ale możliwie obiektywnie i możliwie in optima forma zrekonstruować stan wiedzy przeciętnego czytelnika prasy zachodniej na temat problematyki politycznej Polski ostatnich lat dziesięciu. Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że były znaczne nieraz różnice zarówno w przedstawianiu pewnych zagadnień jak i w stosunku do nich. Różnice te znalazły swój wyraz między innymi w terminologii. Ówczesny warszawski korespondent "Monde'u", Philippe Ben, stale charakteryzował zwolenników przemian październikowych w kierownictwie partyjnym "les liberaux" a ich przeciwników jako "les durs". W ówczesnej prasie polskiej to samo nazywano "siłami postępowymi i rewolucyjnymi partii" oraz "siłami wstecznymi partii". Grupę, która w październiku przegrała utarło się w końcu nazywać "Natolińczykami". Jest natomiast rzeczą charakterystyczną, że grupa, która wygrała, tak powszechnie stosowanej nazwy nie otrzymała nigdy. Były jednak różnice poważniejsze, niż terminologiczne. Poważne dzienniki amerykańskie jak "New York Times" czy "New York Herald Tribune" wykazywały na ogół więcej rezerwy niż np. brytyjski "New Statesman and Nation", który charakteryzując październikowy sojusz bezpartyjnych mas z partyjnym kierownictwem używał zwrotów w rodzaju "brave people led by brave leaders". Największa rewelacja w zakresie wiedzy o oporze stawianym Stalinowi przez czołowych polskich komunistów, a mianowicie podana przez Izaaka Deutschera wiadomość o tym, jakoby w papierach pozostałych po zmarłym Bolesławie Bierucie znaleziono notatkę, zalecającą jego podwładnym sabotowanie dyrektyw radzieckich, nie znalazła, o ile mi wiadomo, wielu chętnych do przedrukowywania jej. Były w ogóle znaczne różnice w stopniu okazywania sympatii dla liberalnego odłamu komunistów polskich. Regułą było, że dziennikarze i publicyści o tendencjach lewicowych i socjalistycznych okazywali im ogromną sympatię, podczas gdy dziennikarze i publicyści o tendencjach prawicowych i konserwatywnych zachowywali rezerwę. Na skrajnej lewicy niekiedy wskazywano nawet na Polskę, jako na wzór do naśladowania dla socjalistów całego świata albo łudzono się, że to, co się dzieje w Polsce odrodzi międzynarodowy ruch robotniczy. Ale mimo tych wszystkich różnic w najistotniejszych punktach panowała powszechna zgoda. W szczególności godzono się na to, że wśród poważnej części komunistów polskich łącznie z wieloma przywódcami partii, panowały silne sympatie liberalne, że koła te poparły oddolny ruch masowy domagający się demokratyzacji ustroju i uniezależnienia się od Z.S.S.R., że wydarzenia października 1956 r. były ogromnym sukcesem sił demokratycznych w Polsce i zarazem porażką Rosji i że tylko niekorzystna koniunktura, w jakiej Polska znalazła się w ciągu lat następnych, a w szczególności potęgujący się nacisk sowiecki sprawiły, że zdobycze demokracji w Polsce nie okazały się trwałe. 

II

Będę się starał obecnie wykazać, że naszkicowany tu obraz przebiegu wydarzeń pełen jest zupełnie zasadniczych nieporozumień. Przede wszystkim rzucają się w oczy elementy niejasne, wymagające stawiania pytań, których zwykle nie stawiano, albo na które nie dawano jasnych odpowiedzi. 

1. Rzeczą powszechnie uznaną jest rola prasy i intelektualistów w rozbudzeniu opinii publicznej i w wywarciu presji na kierownictwo partyjne. Powstaje jednak pytanie, w jaki sposób prasa, w której nic nie może być wydrukowane bez aprobaty cenzury, może wywierać presję na cenzorów lub ich szefów? A więc jedno z dwojga: albo prasa spełniała wówczas dyrektywy kierownictwa partyjnego, albo kierownictwo partyjne dobrowolnie z jakichś powodów godziło się na to, żeby prasa pisała to, co uważa za stosowne. W obu wypadkach nie ma mowy o żadnej presji. 

2. Powszechnie uważa się, że nagły i gwałtowny zryw opinii publicznej na wiosnę 1956 r. był następstwem tajnego referatu Chruszczowa. Ale od razu powstaje pytanie, dlaczego ten referat rozpowszechniano? Przecież w innych krajach bloku go nie rozpowszechniano. Co więcej, dlaczego rozpowszechniano ten referat tak gorliwie, na otwartych zebraniach partyjnych, tak, żeby każdy, partyjny i bezpartyjny, mógł się z nim zapoznać? W tych warunkach poruszenie opinii publicznej musiało być rzeczą łatwą do przewidzenia. Stąd wniosek, że opinię publiczną rozbudzano celowo. 

3. Co właściwie powiedział Gomułka Chruszczowowi 20 października 1956 r.? Co naprawdę skłoniło Chruszczowa do zaniechania interwencji? Krążyło na ten temat mnóstwo pogłosek, ale jedna z tych pogłosek powtarzała się szczególnie uporczywie, mianowicie pogłoska o poparciu udzielonym wtedy Gomułce przez Chiny. Pewną wątpliwość budzi jednak okoliczność, że wszystko to razem odbywało się w ciągu paru zaledwie godzin, w ciągu których rząd chiński nie bardzo miał czas na zebranie informacji, podjęcie decyzji i przystąpienie do działania. Na wątpliwość tę zwykle się odpowiada w ten sposób, że druga tura członków Politbiura Sowieckiego przyleciała do Warszawy w godzinach późniejszych tego samego dnia, przywożąc Chruszczowowi wiadomość o chińskiej interwencji dyplomatycznej. Może to i prawda, ale to nie zmienia faktu, że przebieg rozmowy Chruszczowa z Gomułką jest nikomu nieznany

4. Dlaczego ci sami ludzie, którzy potrafili ryzykować konflikt zbrojny z Z.S.S.R., byli później tak ulegli wobec presji sowieckiej w tysiącach spraw drobnych, takich np. czy zezwolić na ukazywanie się jakiegoś pisemka literackiego, albo czy zezwolić na wydrukowanie czegoś itp.? Dlaczego Gomułka, na którego poparta demonstracją militarną presja rosyjska nie podziałała w sprawie Rokossowskiego, uląkł się jej w sprawie Piaseckiego, który, jak to powszechnie sądzono, zawdzięczał swoją dalszą egzystencję i dobrobyt poparciu udzielonemu mu przez Moskwę? Dlaczego Gomułka oparł się tej presji w sprawie indywidualnej gospodarki chłopskiej? Ostatnie pytanie jest może szczególnie niepokojące. Niekiedy mówi się, że polityka rolna Gomułki jest dezaprobowana przez Chruszczowa, niekiedy że aprobowana. Nie wiem, jak jest naprawdę, ale jeżeli jest dezaprobowana, to Gomułka poglądem Chruszczowa na tę sprawę wyraźnie się nie przejmuje, a jeżeli jest aprobowana, to w podobny sposób poglądem Chruszczowa nie przejmują się Ulbricht, Novotny, Kadar itd. Jakkolwiek by więc było, należałoby wyciągnąć wniosek, że satelitów stać na samodzielną decyzję w zasadniczej sprawie ustrojowej. A w ogóle wszystkie te pytania prowadzą chyba do wniosku, że albo presji rosyjskiej nie było w ogóle, albo była ona nie tak mocna, żeby można było ją uważać za zasadniczy czynnik kształtujący stosunki polityczne kraju, albo przynajmniej, że Gomułka i polscy leaderzy partyjni, kiedy chcieli, opierali się jej skutecznie. Wszystkie te ewentualności prowadzą z kolei do wniosku, że totalizacja ustroju, jaka nastąpiła w latach popaździernikowych, miała inne przyczyny i nie była spowodowana presją rosyjską. 

(Nawiasem mówiąc w sprawie presji rosyjskiej pewni publicyści doszli już do podobnych wniosków. Np. pytanie o Rokossowskiego i Piaseckiego postawił Adam Bromke na łamach "The Survey". Generalnie natomiast kwestię tę podjął w artykułach ogłaszanych ostatnio na łamach "Monde'u" i prasy izraelskiej Philippe Ben, wyrażając w tej sprawie trafny, moim zdaniem, pogląd, że presja istnieje, ale ogranicza się do pewnych szczególnie ważnych dziedzin, natomiast w sprawach innych pozostawia się władzom satelickim znaczny nawet margines swobody). 

Sprawę poruszoną w punkcie (3) odłóżmy na później. Natomiast wnioski pozostałych trzech punktów można, jak mi się zdaje, uogólnić w postaci tezy, że jedni i ci sami ludzie byli w pewnym okresie, bez względu na to, co myślało o tym społeczeństwo, zainteresowani w demokratyzacji stosunków politycznych w Polsce, a w innym okresie, bez względu na to, co myślał o tym Chruszczow, zainteresowani w totalizacji tych stosunków. 

III

Dlaczego? Skąd się bierze ten fenomen świadomego i planowego rozbudzania opinii publicznej w gruncie rzeczy przeciwko sobie? Po co Chruszczow wygłaszał ten swój tajny referat? W jakim celu Cyrankiewicz, Ochab i Zambrowski w ciągu r. 1956 tak się wysilali, żeby zmobilizować opinię publiczną do krytyki partii i komunizmu? 

Przede wszystkim możemy odrzucić od razu ewentualność, że ci ludzie robili to ze względu na ukryte, ale szczere sympatie liberalne, które nakazywały im realizować pewien wzorzec ustrojowy uważany za słuszny nawet wbrew własnym interesom. Ani Chruszczow ani polscy leaderzy partyjni żadnych poważnych sympatii liberalnych nie mieli i nie mają. Nietrudno ostatecznie wskazać sytuacje, w których mieli oni okazję okazywania takich sympatii, a ich nie okazywali. Na ewentualny kontrargument, że może tu zachodzić normalne zjawisko zmiany przekonań, jest odpowiedź, że jeżeli za każdym razem zmiana przekonań służy interesom, to rzuca to cień na istnienie jakichkolwiek przekonań w ogóle. 

Możemy także, moim zdaniem, odrzucić ewentualność, że działały tu względy natury osobistej. Mam przez to na myśli taką ewentualność, że to ślepa nienawiść do pełnej upokorzeń i straszliwych lęków przeszłości, ślepa nienawiść do tego, na którego zawołanie musieli tańczyć kozaka sprawiła, że nie oglądając się na konsekwencje wygarniali z siebie to co czuli. W moim przekonaniu ten motyw miał wpływ na wording referatu Chruszczowa, ale samo jego wygłoszenie musiało mieć inne powody. Przywódcy partii totalitarnych są z reguły ludźmi zimnymi, o konstytucjach raczej schizoidalnych lub paranoidalnych, potrafiącymi dobrze ukrywać swoje myśli i uczucia, kiedy ich ujawnienie zagrażałoby interesom. 

W swoim czasie przeczytałem całą masę komentarzy prasowych, artykułów i rozpraw na temat tajnego referatu Chruszczowa. Szukałem w nich przede wszystkim odpowiedzi na pytanie: po co on to zrobił? Mam poczucie, że w całej tej ogromnej literaturze raz tylko natrafiłem na supozycję naprawdę ciekawą. Poza tym jednym wypadkiem kwestię motywów Chruszczowa bądź zbywano milczeniem, bądź wypowiadano się na ten temat niejasno, bądź najbardziej niefortunnie w świecie, formułowano wyjaśnienia, które ogólnie nazwałbym "marksistowskimi". 

Zanim zreferuję tę jedyną hipotezę, która moim zdaniem jest do przyjęcia, pozwolę sobie na pewną dygresję. Pragnę mianowicie krótko odpowiedzieć na pytanie dlaczego moim zdaniem poszukiwanie wyjaśnień o charakterze marksistowskim w tym wypadku nie prowadziło do niczego. 

Przede wszystkim, celem uniknięcia nieporozumień, chciałbym określić, jaki typ wyjaśnień nazywam tu marksistowskimi. Otóż mam na myśli często wówczas spotykane argumentacje, że Chruszczow, zdając sobie sprawę z tego, że struktura społeczna Z.S.S.R. w kolosalnym stopniu obniża zdolności produkcyjne tego kraju i prowadzi do gospodarczej anarchii, pragnął zadać swoim referatem śmiertelny cios zawzięcie broniącemu swoich przywilejów aparatowi partyjnemu i w ten sposób umożliwić "technokratyzację" ustroju i całego systemu rządzenia w nadziei, że te zmiany pozwolą mu na podjęcie na wielką skalę współzawodnictwa ze Stanami Zjednoczonymi. Ten typ wyjaśnień jest, moim zdaniem, nie do przyjęcia z kilku względów. Chruszczow ma niewątpliwie ogromne zasługi w modernizacji zacofanego sowieckiego ustroju gospodarczego. Ale trudno dociec, jaki to może mieć związek z jego tajnym referatem. Jakkolwiek rozpaczliwy mógł być stan gospodarki sowieckiej w lutym 1956 r., trudno przypuścić, żeby wygłoszenie tego referatu mogło cokolwiek w tym zmienić. Mogło co najwyżej sytuację pogorszyć, na przykład przez spowodowanie fali strajków. Co więcej, samo wygłoszenie tego referatu mogło tylko wzmóc opór aparatu partyjnego przeciwko Chruszczowowi i nie prowadziło do jego rozbrojenia. Trudno sobie wyobrazić, jak ten referat mógłby być środkiem naprawy czegokolwiek. Co więcej trudno zrozumieć, dlaczego by ten krok, tak ryzykowny i niebezpieczny, miał być naprawdę niezbędny do dokonania radykalnych przemian strukturalnych, do których Chruszczow skądinąd zmierzał i które częściowo udało mu się później zrealizować. Gospodarka sowiecka przez długie lata stała na głowie i mogłaby sobie jeszcze trochę postać. W każdym razie trudno zrozumieć, jak jej naprawie mogło służyć opluwanie siebie, swojej przeszłości, swoich przyjaciół, swojej partii i swojego państwa. 

(Mutatis mutandis ta sama argumentacja stosuje się do formułowanej czasem wówczas hipotezy, że Chruszczow chciał przez swój referat ułatwić sobie rokowania z Zachodem. Nawet jeżeli antystalinizm Chruszczowa zjednywał mu na Zachodzie jakieś sympatie, to i tak trudno przypuścić, żeby Chruszczow liczył na to, że politycy zachodni zmiękną tylko dlatego, że on taki ładny referat wygłosił. Kroki zmierzające do porozumienia z Zachodem mógł sobie Chruszczow podejmować do woli i bez tego referatu; dalsze wydarzenia budzą jednak zasadnicze wątpliwości, czy Chruszczowowi w ogóle w tym okresie na jakimś porozumieniu z Zachodem zależało. Ale gdyby nawet zależało, to trudno zrozumieć, co mu w tym mógł pomóc referat). 

Cała ta sprawa budzi pewną refleksję natury ogólniejszej, bardziej abstrakcyjnej. Znane są spory o ogólne zasady wyjaśniania wydarzeń historycznych. Rozmaici autorzy, podkreślali rolę sprawczą, jaką odgrywają w procesach historycznych najróżniejsze czynniki: gospodarcze, społeczne, kulturalne, demograficzne, klimatyczne, osobowościowe i nawet higieniczno-sanitarne. Najgłośniejszym z tych sporów był zawsze spór marksistów z ich niektórymi przeciwnikami o "rolę jednostki w historii". Spór ten, i rozmaite inne spory o podobnym charakterze traktowano zwykle tak, jakby był to jakiś problem "filozoficzny", możliwy do ogólnego rozstrzygnięcia. Tymczasem jest to problem jawnie empiryczny i nie dający się rozstrzygnąć ogólnie; albowiem w każdym konkretnym przypadku rola jednostkowej decyzji i rola czynników, powiedzmy, gospodarczych może być różna w zależności od ustroju i struktury społecznej kraju, w którym mają miejsce wydarzenia będące przedmiotem wyjaśniania. Z tego, że marksistowski model wyjaśniania zdarzeń pasuje do dziewiętnastowiecznej Anglii, nie wynika jeszcze, że pasuje on do Wojen Krzyżowych albo Reformacji. Ale nawet jeżeli do Wojen Krzyżowych i do Reformacji pasuje świetnie, to jawnie nie pasuje do nowoczesnych systemów totalitarnych, które właśnie polegają na tym, że jednostka obdarzona władzą dyktatorską ma ogromny margines swobody w podejmowaniu decyzji. W ustroju totalitarnym zdeterminowanie "świadomości" tej jednostki przez "byt" wydaje się wysoce problematyczne. Ma ona znaczną swobodę wyboru, czy się liczyć z "warunkami ekonomicznymi", "interesem klasy, którą reprezentuje" itp., czy się nie liczyć; i doświadczenie pokazuje, że nierzadko decyduje zupełnie swobodnie, ze względami tymi nie licząc się. Moim zdaniem mało zrozumienia dla struktury ustroju totalitarnego wykazuje ten kto np. wyjaśnia walki w łonie Politbiura sowieckiego przez różnice poglądów na temat rolnictwa, te zaś różnice z kolei przez różnice interesów grup społecznych których poszczególni członkowie Politbiura są wyrazicielami. O wiele więcej sensu ma wysunięcie na plan pierwszy motywu zdobycia, powiększenia i utrzymania władzy i traktowanie różnic w poglądach na rolnictwo jako środków walki o tę władzę. W tych sporach o rolnictwo w istocie chodzi o władzę, a nie o rolnictwo. Ten model wyjaśniania nie jest oczywiście niczym nowym: tego rodzaju poglądy lansowali jeszcze w XIX w. klasycy liberalizmu brytyjskiego, a w w. XX propagował je m.in. Bertrand Russell. Model ten wydaje się cenny pod warunkiem, że się pamięta, że on też ma ograniczone pole zastosowania. Mimo to szkoda, że w naszych czasach model ten uległ pewnej depopularyzacji, ustępując miejsca potwornie nadużywanemu modelowi marksistowskiemu. Czytelnik z łatwością zauważy, że w próbach wyjaśniania wydarzeń, którymi się tu zajmuję, będę się posługiwał głównie właśnie tym modelem. 

IV

Po tej dość długiej dygresji możemy wrócić do sprawy zasadniczej. Wspomniałem, że w literaturze na temat XX Zjazdu K.P.Z.R. znalazłem jedną myśl szczególnie interesującą. Mam na myśli przypuszczenie sformułowane na łamach "Kultury" przez Aleksandra Weissberga-Cybulskiego, że celem Chruszczowa było to, żeby stalinowskie metody rozprawiania się z przeciwnikami skompromitować tak doszczętnie, aby w przyszłych walkach o władzę nikomu już więcej nie opłacało się do tych metod uciekać. 

Hipotezę tę uważam za interesującą przede wszystkim dlatego, że jednym z najsilniejszych możliwych motywów ludzkich jest strach przed torturami. Członkowie Politbiura sowieckiego znajdowali się w sytuacji, w której ewentualność ta mogła być jak najbardziej realna: przeszłość uczyła, że do tego wystarczał jakiś fałszywy krok, jakieś powinięcie się nogi, jakieś przypadkowe wzbudzenie nieufności silniejszego przeciwnika. Dalszy przebieg wydarzeń pokazał, że walka o dziedzictwo po Stalinie w momencie XX Zjazdu dopiero zaczynała się na dobre. Leaderzy partii sowieckiej musieli być tego świadomi i w tej sytuacji ich strach przed brainwashing'iem *[pranie mózgu, psychologiczna metoda reedukacji oparta na warunkowaniu i technikach manipulowania podświadomością człowieka.] musiał urastać do rozmiarów panicznych. Wydaje mi się prawdopodobniejsze, że na referat Chruszczowa wyraziły zgodę wszystkie później obalone wielkości, które wtedy jeszcze w Politbiurze rezydowały, niż że był on osobistą inicjatywą Chruszczowa, która zaskoczyła pozostałych; referat taki leżał w końcu we wspólnym interesie wszystkich. Jakkolwiek było, referat ten nie załatwiał żadnego problemu personalnego. Ci panowie bynajmniej nie rezygnowali z walki ze sobą, a tylko i wyłącznie zobowiązywali się, że nie będą się ze sobą rozprawiać metodami Stalina. Referat stwarzał swoistą gwarancję, że zobowiązanie zostanie dotrzymane. To był cel, dla którego zdecydowano się na krok politycznie samobójczy. Z motywów czysto osobistych ludzie ci nie wahali się wystawić państwo, którym władali, na pośmiewisko jego wrogów, doprowadzić do masowego opuszczania szeregów partii komunistycznych przez najwartościowszych ich członków, ryzykować anarchię wewnątrz kraju i porażki dyplomatyczne w polityce zagranicznej. Fakt, że okres najostrzejszych walk o władzę w Sowietach nastąpił po tym wydarzeniu oraz że w walkach tych, mimo ich brutalności, do brainwashing'u ostatecznie nie doszło, stanowi pewne pośrednie potwierdzenie hipotezy Weissberga ex post. 

V

Hipoteza Weissberga dowodzi, że może zaistnieć taka sytuacja, kiedy w interesie rządzących leży faktyczne rewoltowanie rządzonych przeciwko sobie. Poprzednie moje uwagi zmierzały do tego, żeby wykazać, że taka sytuacja zaistniała w r. 1956 także w Polsce. Dlaczego? 

Kluczem do rozwiązania zagadki są wydarzenia VI Plenum K.C. P.Z.P.R., które się odbywało w Warszawie w połowie marca 1956. Z różnych niedyskrecji wiadomo już dzisiaj dość dobrze, co wtedy zaszło. W Warszawie pojawił się Chruszczow, oficjalnie po to aby peregrynować pieszo z Nowego Światu na Powązki za trumną Bieruta, faktycznie po to, aby nie dopuścić do wyboru na jego następcę nikogo z ludzi Stalina. Tę samą politykę Chruszczow realizował także na Węgrzech i w Bułgarii, usuwając Rakosiego i Czerwenkowa; że było to działanie racjonalne, tego dowodzi przykład Albanii, gdzie ręce Chruszczowa okazały się za krótkie i gdzie obecność ludzi Stalina u władzy stała się w końcu dla niego źródłem tylu nieprzyjemności. Wiadomo dość dobrze, że gdyby nie presja Chruszczowa, na sekretarza generalnego K.C. P.Z.P.R. byłby wówczas wybrany Roman Zambrowski. Kandydatem proponowanym wtedy przez Chruszczowa był jakoby Zenon Nowak; ostateczny wybór Edwarda Ochaba był jakoby rezultatem kompromisu. W każdym razie kandydaturze Ochaba Chruszczow się już nie sprzeciwiał. 

Interwencja Chruszczowa stawia grupę kierowniczych komunistów, którzy faktycznie rządzili Polską za czasów Stalina w położeniu rozpaczliwym. Stanowi dla nich jawną wskazówkę, że przestali się cieszyć zaufaniem mocodawców i tym samym, że ich dni są policzone; że muszą odejść i ustąpić miejsca ludziom nowym, którzy cieszą się zaufaniem nowych ludzi na Kremlu. Rozpaczliwość ich sytuacji pogłębia fakt, że przeciwko nim jest armia, na czele której stoi rosyjski generał, który do ich siuchty nie należy. Jedyną realną siłą, jaką jeszcze dysponują, jest policja. W tym układzie sił los tych ludzi wydaje się przypieczętowany. 

Kto należał do tej grupy i kim byli ludzie, na których obecnie stawiał Chruszczow? Ludzie, którzy faktycznie rządzili Polską w czasach Stalina, to przede wszystkim Bolesław Bierut, Roman Zambrowski, Jakub Berman, Hilary Minc i Franciszek Mazur. Ta piątka miała oczywiście całą armię dependentów, którzy zapewniali jej większość, gdzie tylko było potrzeba. Po śmierci Bieruta na czoło grupy wysuwa się wyraźnie Zambrowski. Natomiast Mazur, który zaczyna zerkać na stronę przeciwną, próbując, zresztą bezskutecznie coś z łaski Kremla dla siebie wyżebrać, zostaje przez grupę wyraźnie odsunięty. W sztabie grupy znajdują się w tym czasie m.in.: Jerzy Albrecht, Antoni Alster, Tadeusz Daniszewski, Ostap Dłuski, Maria Federowa, Romana Granas, Piotr Jaroszewicz, Helena Jaworska, Leon Kasman. Julian Kole, Wincenty Kraśko, Władysław Matwin, Jerzy Morawski, Marian Naszkowski, Mateusz Oks, Józef Olszewski, Jerzy Putrament, Mieczysław Rakowski, Adam Schaff, Artur Starewicz, Jerzy Sztacheiski, Roman Werfel i Janusz Zarzycki. Niewątpliwie zbliżona do tej grupy jest większość byłych PPS-owców w K.C., konkretnie Józef Cyrankiewicz, nieżyjący już dziś Tadeusz Dietrich, Henryk Jabłoński, Oskar Lange, Lucjan Motyka, Adam Rapacki, Marian Rybicki i może przede wszystkim Andrzej Werblan. W swoim czasie poważną rolę odgrywali, dziś już całkowicie odsunięci sekretarze komitetów wojewódzkich największych miast: Stefan Staszewski i Stanisław Kuziński z Warszawy, Michalina Tatarkówna-Majkowska z Łodzi oraz Jan Kowarz z Wrocławia. 

Grupa przeciwna składa się przeważnie z młodszych stażem członków K.C., zbuntowanych przeciwko piątce i gorliwych w zaprowadzaniu w Polsce nowego kursu, wymarzonego przez Moskwę. Na czoło grupy wybija się Zenon Nowak. Na nieco niższym szczeblu jest kilku energicznych, ale wyjątkowo brutalnych i wyjątkowo nie doświadczonych działaczy jak Stanisław Brodziński, Wiktor Kłosiewicz, Władysław Kruczek, Stanisław Łapot, Kazimierz Mijal, Bolesław Rumiński, Jan Trusz i Kazimierz Witaszewski. Poparcie Moskwy zapewnia tej grupie automatycznie posłuszną solidarność ze strony niedotkniętej ekskomuniką Chruszczowa części Politbiura: stąd w tym czasie z grupą tą sympatyzują tacy starsi działacze jak Aleksander Zawadzki, Konstanty Rokossowski, Franciszek Jóźwiak, Hilary Chełchowski i Stefan Matuszewski. Wszystkich ich razem nazywano później "Natolińczykami". Natomiast na określenie pierwszej grupy w żargonie partyjnym utarła się nazwa "Grupa Puławska". Nazwa ta nigdy jednak nie spopularyzowała się tak dalece jak poprzednia i o ile przeciętny Polak potrafiłby z łatwością odpowiedzieć na pytanie, co to jest "Natolin", rzadko kiedy umiałby wyjaśnić, co to są "Puławy". Ale menadżerzy tych grup nazywają się wzajemnie od dawna inaczej. Dla Puławian Natolińczycy to "chamy", a dla Natolińczyków Puławianie to "żydy". Obie nazwy świadczą chlubnie o ideologicznym wyrobieniu i głębi socjalistycznych przekonań jednych i drugich.

Po interwencji Chruszczowa na VI Plenum sprawa wydaje się więc jasna. "Żydy" muszą odejść i ustąpić miejsca "Chamom". Wszelki opór wydaje się w tej sytuacji beznadziejny. 

Ale komuniści tak łatwo z władzy nie rezygnują. Puławianie w sytuacji zdawałoby się beznadziejnej, do walki przystępują, rozgrywają ją z godnym podziwu mistrzostwem i kończą absolutnym zwycięstwem. 

Ludzie bezpośrednio odpowiedzialni za koszmarny terror policyjny, nieludzki ucisk, wymordowanie setek najlepszych i najwartościowszych ludzi i zniszczenie kultury polskiej, decydują się teraz wyzyskać jako swój podstawowy atut w walce z przeciwnikami... opinię publiczną. 

Okazja sama się nadarza. Jest nią ów nieszczęsny referat Chruszczowa. Impreza zostaje wyreżyserowana w ten sposób, że nawet kilkuletnie dzieci wpuszcza się na zebrania, na których dowiadują się one szczegółów tortur, wymuszania zeznań, ludobójstwa itp. Na zebraniach tych pojawia się kilku, stale tych samych, stosunkowo mniej skompromitowanych członków grupy: Jerzy Morawski, Władysław Matwin, Leon Kasman, Stefan Staszewski. Jak chłopcy na posyłki krążą oni od fabryki do fabryki i od instytucji do instytucji i wszędzie pokazują, jak ich serce boli. Nie ważne jest zresztą co mówią i jak się zachowują; ważne jest, że w tłum idzie wieść: "Istnieje w kierownictwie partyjnym grupa «Młodych Sekretarzy». To są uczciwi komuniści, którzy szczerze dążą do demokratyzacji. Trzeba im pomóc". Opinię publiczną trudno było zmusić, żeby identyfikowała się z Bermanem, Mincem i Zambrowskim. Rzecz aranżowano więc tak, żeby się zaczęła identyfikować z Morawskim i Matwinem. 

Grupa ma wciąż w swoim ręku cenzurę, prasę i posłusznych pisarzy. Cenzura i redakcje dostają jak najbardziej liberalne wytyczne i w prasie zaczynają się pojawiać jeden po drugim odważne, reformatorskie, konsekwentnie demokratyczne artykuły, polemiki i felietony Jerzego Putramenta, Adama Schaffa, Stefana Arskiego, Zbigniewa Mitznera, Edmunda Osmańczyka, Henryka Korotyńskiego i wielu innych. Opinia publiczna zaczyna widzieć, że może liczyć na intelektualistów partyjnych. Nawet jeżeli w przeszłości błądzili, to dziś, gdy zrozumieli swoje błędy, odważnie i bez wahań piszą prawdę. 

Wstrząs jest jednak silny, tym bardziej, że zarówno na zebraniach publicznych, jak i na łamach prasy sytuację szybko wykorzystują jednostki, które przez grupę nie są kontrolowane i które potrafią przemawiać i pisać zręczniej niż ci, którzy robią to na rozkaz. Rozbudzona opinia domaga się przede wszystkim dwóch rzeczy: reform i ukarania winnych. Z pierwszym nie ma kłopotu: Puławianie są teraz najdemokratyczniejsi i najliberalniejsi w świecie. Ale co robić z drugim problemem? Podjęta zostaje decyzja bolesna. Najbardziej znienawidzony i skompromitowany Jakub Berman zostaje poświęcony na ołtarzu sprawy. Dodaje mu się do towarzystwa trzech oficerów Bezpieczeństwa, niezręcznie w ten sposób sugerując, że gdyby ci trzej oficerowie nie nabroili, wszystko byłoby O.K. Opinia jest wyraźnie niezaspokojona. Wobec tego jeszcze paru figurantów (Dworakowski, Świątkowski) idzie w odstawkę. To wszystko jednak mało. 

Grupa zaczyna rozumieć, że problem odpowiedzialności osobistej musi być rozegrany inaczej, środkami bardziej subtelnymi. Przy pomocy inspiracji, perswazji, aluzji i przede wszystkim plotki, wędrującej kanałami prywatnymi, nieoficjalnymi. W fabrykach, biurach, redakcjach, kawiarniach pojawiają się uczciwi, pełni dobrej woli członkowie partii, którzy zawsze mają czas, wysłuchują skarg, długo i cierpliwie tłumaczą, informują, sugerują. Zniknęli władczy, fanatyczni, nieprzystępni, niedopuszczający do dyskusji biurokraci. Widać, że członkowie Partii to tacy sami ludzie, jak wszyscy inni; widać, że oni też byli ofiarami stalinizmu. Wśród tych sympatycznych członków Partii jest sporo kobiet. Inteligentne, dobrze poinformowane, nie zachowujące żadnego dystansu, gotowe z każdym być na "ty" z łatwością potrafią przekonać swoich rozmówców o słuszności wspólnej sprawy! 

Parę wspomnień osobistych. Koleżanka z pracy, członek rodziny jednego z najwyższych dostojników partyjnych, informuje mnie i parę innych osób, że "Zambrowski to bardzo porządny człowiek. On naprawdę szczerze i uczciwie zmienił przekonania. Za to Zawadzki to straszna świnia". Żona dyrektora departamentu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w większym gronie w kawiarni długo tłumaczy, że domaganie się odpowiedzialności osobistej za wyczyny w okresie stalinowskim, to tylko woda na młyn Natolińczyków, bo oni tym hasłem demagogicznie szermują po to, żeby rozpętać hecę antysemicką. Oficer Dywizji Kościuszkowskiej, łączniczka Zambrowskiego opowiada mi długo w nocy o tym, jak na froncie wschodnim przewoziła od Zambrowskiego do Alfreda Lampego i z powrotem jakieś konspiracyjne materiały i jak w trzy dni potem Lampe już nie żył, jej zdaniem niewątpliwie zamordowany. Podaję te trzy przykłady jako coś typowego. Uwaga tych doradców i doradczyń była całkowicie pochłonięta sprawami personalnymi, a nad wszystkim dominowała intencja tworzenia alibi dla szefa i jego kompanów oraz przerzucenia odpowiedzialności na innych. 

W lipcu 1956 r. spadają na Puławian trzy ciosy. Wizytujący Polskę w czasie święta 22 lipca Bułganin w oficjalnym przemówieniu atakuje w gwałtowny sposób całą polską prasę. Niemal jednocześnie w czasie odbywającego się w tym samym miesiącu VII Plenum K.C. P.Z.P.R. Natolińczycy występują z dwiema groźnymi inicjatywami. Wiktor Kłosiewicz domaga się wprowadzenia do K.C. Gomułki, a Zenon Nowak wygłasza dłuższy, naszpikowany danymi statystycznymi referat, ilustrujący jaki odsetek stanowisk w różnych resortach zajmują Żydzi. 

Przemówienie Bułganina było oczywiście pomyślane jako ostrzeżenie grupy przed dalszym rozrabianiem opinii. Groźba poskutkowała: kleszcze cenzury, nieco już ściśnięte po wypadkach poznańskich, po przemówieniu Bułganina zostają mocno zaciśnięte i konfiskaty sypią się jedna za drugą. Na propozycję w sprawie Gomułki grupa odpowiada sprzeciwem: bądź co bądź to Zambrowski podpisywał nakaz aresztowania byłego sekretarza generalnego K.C. Na plenum sprzeciw ten w imieniu grupy wyraża Stefan Staszewski, a panie mówią po kawiarniach, że "nie należy dawać posłuchu pretensjom, które mają już dziś charakter historyczny". Obie te reakcje nie były szczególnie mądre i w obu wypadkach przyszło wkrótce do zmiany decyzji. Natomiast reakcja na przemówienie Nowaka i w ogóle cała sprawa żydowska została rozegrana z niebywałym mistrzostwem. 

Sens przemówienia Nowaka był jasny. Da ono się streścić w słowach: "Jak wy będziecie dalej tak szermować swoim liberalizmem przeciwko nam, to my przeciwko wam poszermujemy antysemityzmem i zobaczymy, za kim pójdą wtedy masy". Tej raczej banalnej myśli służyła cała rozbudowana statystyka. Grupa Puławska nie była bynajmniej, jak to później Natolińczycy usiłowali sugerować, grupą ekskluzywnie żydowską. Ale grupa natolińska była "rasowo czysta" i dlatego, w przeciwieństwie do pierwszej, na luksus antysemityzmu mogła sobie pozwolić. 

Przemówienie Nowaka było na razie pogróżką; próba jej realizacji nastąpiła dopiero później. Mimo to Puławianie od razu poszli do kontrataku. 

Przede wszystkim pogwałcono zupełnie zasadę tajemnicy obrad Plenum. Kto chciał i kto nie chciał, musiał słuchać, jak komunizm jest hańbiony przez rasistowskie przesądy niektórych towarzyszy. Ze wszelkimi szczegółami i z wymienianiem nazwisk opowiadano, co powiedział Nowak i jak mu replikowano. Nie ograniczano się w tym do ostatniego Plenum: nagle się okazało, że już na poprzednim Plenum Chruszczow robił jakieś antysemickie uwagi i dowcipy. Kolportując rzekomo wypowiedziane wtedy przez Chruszczowa powiedzonka Puławianie osiągali dwa cele uboczne: kompromitowali antysemityzm Natolińczyków przez wskazywanie na jego moskiewskie pochodzenie oraz sugerowali, że rzeczywistym powodem sprzeciwu Chruszczowa wobec kandydatury Zambrowskiego było jego żydowskie pochodzenie, co, nawet jeżeli dowcipy są prawdą, jest już zupełnie nieprawdopodobne. Od tej pory propaganda Puławian staje się mniej lub bardziej otwarcie antysowiecka. 

W kształtowaniu opinii publicznej Puławianom udaje się dokonać jeszcze jednej niebywale zręcznej wolty. Udaje im się mianowicie wykorzystać sprawę żydowską do likwidacji tak bardzo niewygodnego dla nich problemu odpowiedzialności osobistej za wyczyny z okresu stalinowskiego. Kto tę sprawę podnosi, zostaje natychmiast okrzyczany jako antysemita. Przykładem tego, jak manipulowano straszakiem antysemityzmu tam, gdzie czyjeś pochodzenie żydowskie nie miało najmniejszego znaczenia i gdzie naprawdę chodziło o coś całkiem innego, może być nieco późniejsza już sprawa Burgina. Juliusz Burgin był w czasach stalinowskich dyrektorem jednego z departamentów Ministerstwa Bezpieczeństwa. Z tej racji został po październiku przesłuchany przez specjalną komisję do badania działalności wspomnianego resortu. Coś istotnego musiało w trakcie tego przesłuchania wyjść na jaw, skoro natychmiast po przesłuchaniu Burgina odwołano ze stanowiska rządowego, które wówczas zajmował. Zanim wiadomość o jego odwołaniu mogła ukazać się w prasie, "Przegląd Kulturalny" zamieścił idiotyczny i histeryczny artykuł Burgina o tym, jak Żydzi uciekają z Polski do Izraela, nie mogąc znieść poniżeń i upokorzeń, które ich na każdym kroku w Polsce spotykają. Cel był jasny: stworzyć wrażenie, jakoby dymisja była represją za artykuł, odwrócić tym samym uwagę od ciemnej przeszłości i jednocześnie rzucić podejrzenie, że wszystko razem było rozgrywką na tle rasowym. Z artykułem Burgina podjęła najzupełniej słuszną polemikę trójka młodych redaktorów z "Po Prostu", o których zaczęto natychmiast po kawiarniach szeptać: "to antysemici!". Miałem w Warszawie znajomą, zwyczajną aferzystkę i złodziejkę, Żydówkę, która oskarżała o antysemityzm wszystkich, którzy wysuwali pod jej adresem pretensje finansowe. Dobra szkoła grupy Puławskiej odnosiła rezultaty. Doszło do tego, że ludzie naprawdę zaczęli wierzyć, że tylko antysemici żądają odpowiedzialności za zbrodnie stalinizmu i że po to, aby do antysemityzmu nie dopuścić, należy z żądań tych zrezygnować. Ten kto żądał ukarania ubeka-nieżyda, też był okrzykiwany antysemitą. Wielokrotnie powtarzany absurd był w końcu brany na serio. 

Do akcji zmobilizowano prasę. Zaapelowano do różnych ludzi cieszących się autorytetem, którzy zaczęli publikować artykuły na temat antysemityzmu. Najlepiej spełnił jednak swoje zadanie bodajże Jerzy Broszkiewicz, który podkreślił, że antysemityzm "dawno już przekroczył progi komitetów partyjnych". O takie wskazywanie palcem przecież chodziło. Zainspirowano też na wielką skalę prasę zachodnią. Inspirowanie prasy zachodniej przez grupę Puławską zdarzało się już zresztą i dawniej; było to jednak raczej inspirowanie indywidualnych korespondentów czy poszczególnych artykułów. Tu po raz pierwszy zrobiono to na znacznie większą skalę. Charakterystyczny był podział ról pomiędzy prasą krajową i zagraniczną. O ile prasa krajowa biła przede wszystkim na alarm, że antysemityzm jest hańbą dla narodu polskiego, klasy robotniczej, partii komunistycznej itp., o tyle prasa zachodnia akcentowała przede wszystkim moskiewskie pochodzenie zarazy. Natomiast zarówno prasa krajowa jak i zachodnia zgodnie oceniały, że antysemityzm jest w Polsce czymś bardzo potocznym i występuje notorycznie. 

Chcę być dobrze rozumiany. W najmniejszym stopniu nie jest moją intencją bądź lekceważenie antysemityzmu, bądź tym bardziej jego usprawiedliwianie. Chcę tylko jasno powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, że w ocenie nastrojów antysemickich w Polsce w tym czasie znacznie przesadzono i to celowo przesadzono. Przekonali się o tym najlepiej Natolińczycy, kiedy w okresie przewrotu październikowego spróbowali pogróżkę Nowaka zrealizować i swojej propagandzie istotnie nadali ton antysemicki. Akcja ich zakończyła się kompletnym fiaskiem. Donoszono wtedy o sprowokowaniu jakichś zajść na Dolnym Śląsku, ale osobiście nie znam ani jednego faktu sprawdzonego, a w każdym razie ani jednego faktu, co do którego zachodziłaby pewność że zajście wynikło istotnie na tle antagonizmu rasowego. Podana bodajże przez Romana Zimanda wiadomość o zamordowaniu jakiegoś żyda w biały dzień na Dworcu Głównym we Wrocławiu okazała się czystym wymysłem. Oceniając rzecz z punktu widzenia czystej taktyki politycznej Natolińczycy, decydując się na otwarty antysemityzm popełnili błąd katastrofalny. Niewątpliwie działali w przekonaniu, że antysemityzm jest w Polsce czymś "chwytliwym" i że przy jego pomocy "trafią do mas". W rzeczywistości przekonanie to było stereotypem, uzasadnionym może dziesięć lat wcześniej, ale w tym czasie od dawna zupełnie już nieaktualnym. Propaganda natolińska okazała się przysłowiowym grochem o ścianę. Nikt się na ten numer nie nabierał i nikt się do bicia żydów nie śpieszył. Natolińczycy dali w ten sposób tylko broń do ręki swoim przeciwnikom, którzy potrafili po mistrzowsku wykorzystać ludzkie oburzenie moralne na antysemityzm dla własnych celów, nic ze sprawą żydowską nie mających wspólnego. 

Ale chciałbym wyraźnie powiedzieć jeszcze coś innego. To mianowicie, że ani Natolińczycy ani w ogóle antysemici nie mają bynajmniej monopolu działania na szkodę ludności żydowskiej w Polsce. O ile nastroje antysemickie w Polsce w r. 1956 były już bardzo słabe, o tyle Puławianie swoją praktyką oskarżania o antysemityzm każdego, kto miał do nich o cokolwiek pretensję zrobili wszystko, żeby nastroje te wzmocnić. Sytuację pogarszała jeszcze ta okoliczność, że w środowisku Puławian było mnóstwo pospolitych afer kryminalnych na wielką skalę (sprawa Lucjana Pennera, sprawa Józefa Krakowskiego, różne sprawy handlu zagranicznego i przede wszystkim porwanie Bohdana Piaseckiego), które w ogólnej atmosferze walki z antysemityzmem sprawcom uchodziły na ogół na sucho. Ale to nie wszystko. Umożliwienie żydom polskim emigracji do Izraela było zapewne inicjatywą Puławian. Puławianom musiało zależeć na tym, żeby raz na zawsze pozbawić swoich przeciwników okazji do manewrowania antysemityzmem; usunięcie ludności żydowskiej z Polski było najlepszym środkiem, prowadzącym do tego celu. Za to żydostwo całego świata może być Puławianom tylko wdzięczne. Tylko, że cały ten plan został wykonany może z nieco przesadną konsekwencją. Tel-Aviv czy Haifa są dzisiaj miastami, które pod względem odsetka mieszkańców mówiących po polsku śmiało mogą konkurować z Chicago czy Detroit. Tylko w przeciwieństwie do Chicago czy Detroit żadne polskie dziecko z Tel-Avivu czy Haify nie zostanie nigdy zaproszone do Polski na kolonie wakacyjne, nikt w Warszawie się nie zatroszczy, żeby do tych miast docierały polskie książki i polska prasa, a śmiałkom, którzy decydują się iść do konsulatu P.R.L. w Tel-Avivie prosić o wizę, niemal zawsze pokazuje się drzwi, i to bez względu na to, jaką ilością dewiz petenci ci dysponują. Jak widać z powyższego władzom P.R.L. nie zawsze jest obojętne, kto jest ochrzczony, a kto obrzezany. I to jest skutek polityki Puławian, a nie Natolińczyków ani żadnych innych sił w P.Z.P.R.

VII

Rozpisałem się tutaj o sprawie żydowskiej dlatego, że na ten temat było w r. 1956 szczególnie dużo zamieszania. Ale mimo to kampania prowadzona w tej sprawie przez Puławian począwszy od lipca 1956 r. była czymś na marginesie kampanii zasadniczej, która polegała na systematycznym, imiennym kompromitowaniu swoich przeciwników. 

Zaraz po VII Plenum K.C. zostają szeroko roztrąbione pierwsze informacje o Natolińczykach. Poza informacjami o ich antysemityzmie podkreśla się w szczególności ich antyinteligenckość, ich stalinowskie poglądy i nawyki oraz ich powiązania z ambasadą radziecką. Ostatnia informacja była bez wątpienia prawdziwa. Także informacja o antyinteligenckości Natolińczyków była prawdziwa, niezależnie od faktu, że ten moment nie bez powodu był wysunięty na plan pierwszy. Do stylu działania Puławian należało bowiem zawsze zaczynanie "od góry" społeczeństwa. Każdy działacz tej grupy miał prywatne powiązania z jakimiś środowiskami intelektualnymi lub artystycznymi, przeważnie warszawskimi. Każdą plotkę, każdą sugestię, każdą inspirację puszczano w obieg przede wszystkim tymi kanałami; dopiero później rozchodziły się one po całym społeczeństwie i po całym kraju. Rzecz prosta, informacja o antyinteligenckości Natolińczyków dla tych środowisk musiała mieć walor szczególnie mobilizujący; ona w pierwszym rzędzie zapewniała Puławianom poparcie tych środowisk.

Natomiast jeżeli chodzi o stalinizm Natolińczyków, to ta etykieta jest w stosunku do nich uzasadniona na pewno nie bardziej, a może nawet trochę mniej, niż w stosunku do Puławian. Za czasów Stalina Natolińczycy w opozycji nie byli z pewnością i dyrektywy spełniali gorliwie. Ale gwardia stalinowska w Polsce, to przede wszystkim Puławianie, a Natolińczycy to raczej ludzie Chruszczowa. Natolińczycy domagali się odpowiedzialności personalnej za zbrodnie U.B., podczas gdy Puławianie wywijali się jak mogli i zrobili wszystko, żeby sprawę utopić. Oczywiście było w tej taktyce natolińskiej sporo demagogii i są wszelkie dane, aby sądzić, że ta odpowiedzialność miała też pewne, z góry zakreślone granice. Ale mimo wszystko sam fakt, że Natolińczycy dyskusję na ten temat prowokowali, a Puławianie bali się jej jak zarazy, o czymś świadczy. 

Puławianie nie cofają się przed żadnym środkiem personalnej kompromitacji swoich przeciwników. Czego nie można w prasie napisać wprost, to się robi przy pomocy aluzji, na którą czytelnik jest w tym czasie szczególnie wyczulony. Po kraju krążą w robionych na maszynie odpisach wierszyki satyryczne o Witaszewskim, Łapocie czy Jóźwiaku. Szerokie warstwy ludności zostają poinformowane o tym, jak wysokie są pensje Kłosiewicza, Mijala czy Nowaka, ile mają oni willi do swojej dyspozycji i jak wyglądają orgie seksualne w tych willach urządzane, zupełnie tak, jakby ministrowie puławscy nie otrzymywali tych samych poborów, nie mieli tych samych willi i jakby ich obyczajowości nie można było nic zarzucić. Dla Puławian w tym okresie względy lojalności wobec partii czy względy na interes państwa przestają odgrywać jakąkolwiek rolę. Ich agenci nie zajmują się dosłownie niczym konstruktywnym: cała ich uwaga pochłonięta jest wyłącznie personalnymi i siuchtowymi rozróbkami. Aparat wykonawczy władzy państwowej zostaje celowo doprowadzony do stanu kompletnej dezorganizacji i absolutnej niemocy.

Natolińczycy reagują na to wszystko ze stoickim spokojem. Niewątpliwie wychodzą z założenia, że skoro oni mają w swoim ręku poparcie Kremla i armię, to przeciwnicy mogą sobie krzyczeć dowoli: los sporu jest i tak przesądzony. Niewątpliwie tak samo rozumuje stary puławski agent, Bolesław Piasecki i dlatego stawia on w tym czasie ostatecznie na konia natolińskiego. Kiedy to całe towarzystwo się ze słodkiej drzemki ocknęło, było już za późno. Piasecki mógł przynajmniej bronić swego mocno nadwątlonego honoru na łamach "Słowa Powszechnego", ale Natolińczykom pozostały już do dyspozycji tylko powielacze. 

VIII

Decydująca batalia zostaje rozegrana przez Puławian niezwykle zręcznie mimo, że nie odnoszą oni w końcu sukcesu tak olśniewającego, jaki sobie wymarzyli. Przede wszystkim udaje im się w końcu zjednać sobie Gomułkę. Pozbawiony własnych ludzi w aparacie partyjnym i możliwości realizowania własnych zamierzeń, Gomułka ma do wyboru bądź pozostać na uboczu, bądź stać się figurantem którejś z ubiegających się teraz o firmę jego nazwiska frakcji. Niewątpliwie do obu frakcji odnosi się ze wstrętem: jeżeli w końcu wybiera wykazujących mniej gotowości do ustępstw wobec niego Puławian, to niewątpliwie decyduje tu moment zależności Natolińczyków od ambasady sowieckiej. W długich, przeciągających się targach z Puławianami Gomułka stara się zapewnić sobie możliwie jak najlepszą i jak najsamodzielniejszą pozycję, stawia warunki. Udaje mu się zapewnić sobie stanowisko sekretarza generalnego, wprowadzić maksymalną ilość swoich ludzi na kluczowe pozycje, doprowadzić - po długich oporach Puławian - do usunięcia Minca. Mimo to jest całkowicie w rękach dysponujących większością w K.C. i w aparacie Puławian. Może co najwyżej liczyć na to, że z biegiem czasu zakres jego osobistej władzy się powiększy. 

W tym momencie przygotowania do przewrotu są właściwie zakończone. Na trzy czy cztery dni przed VIII Plenum prasa nagle zaczyna robić publicity dla oficjalnie od siedmiu lat zapomnianego wodza. Następuje jednak interwencja sowiecka. 

Puławianie zapewne celowo kompletnie zdezorganizowali aparat władzy w Polsce, żeby mieć potem wobec Chruszczowa argument, że przecież trzeba w Polsce dokonać jakichś zmian radykalnych po to, aby można było przywrócić porządek. Liczyli zapewne na to - i w tym się bynajmniej nie przeliczyli - że Chruszczowowi będzie bardziej zależało na przywróceniu porządku możliwie najprostszym sposobem i w możliwie najkrótszym terminie, niż na ochronie własnych agentów, którzy na dobitkę wykazali wręcz nieprawdopodobną nieudolność. Wydaje się jednak, że siła oporu Chruszczowa ich zaskoczyła. Nie mając w tym momencie już nic do stracenia, chwytają się środków radykalnych. Polskie Radio co chwilę powtarza z naciskiem, że Polska jest państwem suwerennym, a Komitet Warszawski P.Z.P.R. rozdaje broń robotnikom. Ten moment w ocenie wydarzeń jest szczególnie ważny. To nie opinia publiczna przez nieodpowiedzialne wystąpienia narażała kraj na interwencję sowiecką. Naprawdę na krawędź przepaści prowadziła kraj grupa pozbawionych skrupułów kombinatorów, kierując się wyłącznie motywem klikowego interesu. W tej sytuacji dochodzi do przyjazdu Chruszczowa i rozmowy Chruszczowa z Gomułką. 

Zwracałem już wyżej uwagę na to, że rzeczywista treść tej rozmowy jest nikomu nieznana. Ale spróbujmy, z pełną świadomością że możemy się mylić, trochę na temat tej rozmowy pospekulować. 

Gomułka nie miał żadnych powodów do sympatii w stosunku do grupy Puławskiej. To byli przecież ludzie Bieruta, ci sami którzy jego i jego przyjaciół podgryzali, kompromitowali, ośmieszali, upokarzali, a następnie aresztowali, więzili i torturowali. Co więcej, w czasie VIII Plenum musiał on rozpaczliwie szukać środków uniezależnienia się od ich kurateli. W tej sytuacji wydaje się chyba wysoce prawdopodobne, że Gomułka dążył do tego, żeby w oparciu o Chruszczowa kuratelę tę przynajmniej rozluźnić. Jego pozycja w rozmowie z Chruszczowem była o tyle dobra, że jawnie nie ponosił on odpowiedzialności za to, co się w danym momencie w Polsce działo. Mógł on przecież zawsze się powołać na to, że jeszcze trzy dni wcześniej był prywatną osobą nie mającą żadnych politycznych wpływów. Nie będąc naprawdę za nic odpowiedzialny, dążył on zapewne przede wszystkim do zrzucenia odpowiedzialności z siebie i obciążenia tych, którzy naprawdę byli za wszystko odpowiedzialni, tzn. Puławian. Swój sojusz z Puławianami mógł przed Chruszczowem umotywować tym, że był to dla niego środek dojścia do władzy i użycia jej w celu odbudowania rządzącego aparatu i przywrócenia w kraju porządku; wydaje się przy tym, że to był jego motyw rzeczywisty. Nie było mu zapewne trudno przekonać Chruszczowa, że w sojuszu z Natolińczykami zrobić tego samego nie było można; ci bowiem swoją nieudolnością i w ogóle całym swoim postępowaniem musieli i tak zdyskwalifikować się w oczach Chruszczowa kompletnie. (Zgoda Chruszczowa na odwołanie Rokossowskiego mogła być już prostą konsekwencją tego stanu rzeczy). Gomułka zapewne perswadował Chruszczowowi, że na uspokojenie opinii i przywrócenie porządku potrzeba czasu. Ale Chruszczow wiedział, że w razie użycia czołgów i karabinów maszynowych te same efekty też nie zostaną osiągnięte z dnia na dzień. Jeżeli dodamy do tego, że Chruszczow nie miał żadnych powodów do szczególnej nieufności wobec antystalinowskiego i przy tym niewątpliwie jak najbardziej komunistycznego działacza (w każdym razie nieufności większej, niż do innych satelickich dyktatorów), to w ogóle wszelkie racje użycia armat odpadały nawet, jeżeli Gomułka usiłował wykorzystywać swoją w gruncie rzeczy dosyć mocną pozycję do stawiania jakichś warunków.

Powtarzam, że to są tylko domysły, ale taki mniej więcej przebieg rozmowy wydaje mi się dość prawdopodobny tym bardziej, że dalsze wydarzenia wydają się taką hipotezę pośrednio potwierdzać. Z hipotezy tej wynika jednak kilka istotnych wniosków.

Po pierwsze, podobnie jak nieprawdą jest, że to opinia publiczna narażała kraj na konflikt zbrojny z Rosją, tak nieprawdą jest, że opinia publiczna przez swój polityczny rozsądek do konfliktu tego nie dopuściła. Armia Czerwona nie zaczęła strzelać w Warszawie nie dlatego, że opinia publiczna wykazała rozsądek, tylko dlatego, że nie było przeciwnika, do którego strzelanie miałoby jakikolwiek sens. Podobnie ta sama armia zaczęła strzelać w Budapeszcie nie dlatego, że tam opinia publiczna okazała się nierozsądna, tylko dlatego, że tam był taki przeciwnik. Różnica pomiędzy Gomułką a Imre Nagy'm i jego rządem była ta, że Gomułka obiecywał zahamować proces demokratyzacji i położyć kres dalszym żądaniom mas, podczas gdy Nagy występował w imieniu mas i w ich imieniu dalsze żądania wysuwał.

Po drugie, w tym, co się w październiku 1956 r. w Warszawie stało, nie ma absolutnie żadnego elementu cudu. Wszystko było jak najbardziej naturalne i zrozumiałe. Nie jest wykluczone, że Chiny istotnie się sprzeciwiały kompromitującej cały blok wojnie pomiędzy kochającymi się bratnimi narodami. Ale zbawienie dla Warszawy przyszło nie z Pekinu, lecz z samej Warszawy. Gdy w Budapeszcie tej łaski boskiej zabrakło, to w Pekinie jej też nie było. 

Po trzecie, cały "październik" był w gruncie rzeczy wielkim sowieckim sukcesem politycznym. Chruszczow przyleciał do Warszawy niewątpliwie przerażony tym, co się tam działo. Po paru godzinach mógł odlecieć spokojny, że sytuacja została opanowana i że w niedługim czasie anarchia zostanie ukrócona i porządek przywrócony. Panuje przekonanie, że Warszawa była sowiecką porażką a Budapeszt zwycięstwem. W rzeczywistości było chyba odwrotnie. W Warszawie i w Budapeszcie Chruszczow odniósł w końcu te same efekty, tylko że w Warszawie przy pomocy jednej gabinetowej rozmowy, a w Budapeszcie kosztem strat nieobliczalnych, kosztem groźby rozłamu, która długo jeszcze wisiała nad międzynarodowym ruchem komunistycznym, kosztem nieprawdopodobnych trudności w rokowaniach z Zachodem, kosztem utraty zaufania w państwach azjatyckich i afrykańskich, kosztem zupełnego niewykorzystania wspaniałej koniunktury sueskiej. Budapeszteński "sukces militarny" sukcesem politycznym nie był na pewno. 

Po czwarte, "październik" oznacza zahamowanie procesu demokratyzacji w Polsce i punkt zwrotny, od którego zaczyna się cofanie. Jest to nawet nie tyle skutek tego, co Gomułka Chruszczowowi obiecywał i w ogóle jaki był przebieg ich rozmowy, ile skutek zmiany, jaka się dokonała w centralnym ośrodku władzy. Przed październikiem dwie grupy rywalizowały ze sobą o władzę nad narodem: po to, aby odnieść w tej rywalizacji sukces musiały starać się o pozyskanie opinii a po to, aby tę opinię pozyskać, musiały pójść na jakieś wobec niej ustępstwa. Przewrót październikowy tę pomyślną koniunkturę likwiduje: z dwóch grup rywalizujących pozostaje na placu boju tylko jedna, która nie ma już więcej żadnego interesu w tym, żeby czynić wobec mas jakiekolwiek ustępstwa. W interesie narodu polskiego leżało w r. 1956 utrwalenie stanu skłócenia i słabości władzy, a nie przechylanie szali na korzyść którejkolwiek ze stron. Tylko dzięki temu, że władza była wtedy skłócona i słaba, możliwe były tak szybkie postępy demokratyzacji jak te, które się dokonały między VI a VIII Plenum K.C. P.Z.P.R. Skupienie całej władzy w ręku Puławian w październiku 1956 kładzie tej wyjątkowej koniunkturze kres. To, co się w Polsce działo między marcem a październikiem 1956 r. było swoistą namiastką systemu wielopartyjnego. Fakt rywalizacji jakichś grup o władzę stwarzał automatycznie pewne, bardzo zresztą niedoskonałe, formy kontroli władzy mimo, że nie było ani parlamentu, ani wolnych wyborców, ani innych elementów ustroju demokratycznego. Natomiast przewrót październikowy jest powrotem do zupełnej dyktatury. Dla sił demokratycznych w Polsce był to cios straszliwy. 

Zanim przejdę do ostatniego, piątego punktu, chcę od razu wspomnieć o pewnym możliwym zarzucie, którego postawienia w tym miejscu się spodziewam. Łatwo mianowicie wskazać na to, że szereg istotnych reform zostało przeprowadzonych już po październiku. Wśród tych reform najważniejszymi były: 1) likwidacja U.B. 2) odwołanie "doradców radzieckich", 3) uregulowanie stosunków z Kościołem oraz 4) dopuszczenie do samolikwidacji kołchozów. Na zarzut ten odpowiem jednak za chwilę wtedy, kiedy będę się zajmował sytuacją, jaka powstała w Polsce po przewrocie. 

Wreszcie wniosek piąty i ostatni. Cała historia październikowa polegała na wyjątkowo cynicznym i trzeba powiedzieć wyjątkowo skutecznym oszukiwaniu opinii publicznej i wprowadzaniu jej w błąd. Masy robiły w istocie to, czego chcieli Puławianie. W pewnym momencie interesy mas i interesy Puławian były istotnie zbieżne: w interesie mas leżało wykorzystanie za wszelką cenę i z maksymalną konsekwencją stworzoną przez Puławian koniunkturę na demokratyzację. Ale masy na ogół wierzyły w uczciwe intencje "sił postępowych partii", w cały czarno-biały obraz układu sił frakcyjnych w kierownictwie partyjnym, w demagogiczne obietnice, które im rzucano. Masy darzyły ogromnym zaufaniem Gomułkę wtedy, kiedy jego celem było maksymalne skoncentrowanie władzy w swoim ręku i użycie jej w celu cofnięcia reform, które już zostały dokonane i niedopuszczenia do następnych. Masy pokładały ogromne nadzieje w przewrocie, który był dokonany po to, żeby nadzieje te zawieść. Masy dały z siebie entuzjazm, taki, jaki dla każdego rządu każdego kraju byłby szczytem marzeń. Tylko że są rządy, które umieją wykorzystać entuzjazm swoich narodów dla przeprowadzenia rzeczy konstruktywnych bez uciekania się do bata. Natomiast rząd Gomułki i Cyrankiewicza z bata zrezygnować nie miał zamiaru ani przez chwilę. Dlatego ten entuzjazm był tylko rzeczą krępującą: czymś, co należało odepchnąć i co faktycznie odepchnięto w sposób możliwie jak najbardziej brutalny.

Wspomniałem wyżej o roli Wyszyńskiego w wypadkach październikowych. Postępowanie Wyszyńskiego było, jak sądzę, typowym przykładem działania opartego na dezorientacji i politycznie zupełnie nonsensownego. Być może Wyszyński popierając Gomułkę i pacyfikując opinię miał na względzie bezpieczeństwo kraju przed sowiecką interwencją. Ale sowiecka interwencja zależała od tego, jak się zachowają Puławianie, a nie od tego, ile wieców urządzą studenci Politechniki i ile strajków zorganizują robotnicy. Rok później w czasie rozruchów po zamknięciu "Po Prostu" - aktywność studentów i robotników warszawskich bodaj przewyższała to, co było w r. 1956; a mimo to nikt o interwencji sowieckiej nie myślał, bo nie było konfliktu pomiędzy władzami polskimi i rosyjskimi. Być może Wyszyńskiemu chodziło o interesy Kościoła i wzmocnienie pozycji Kościoła. Ale uregulowanie stosunków z Kościołem było już w tym momencie sprawą przesądzoną i żadne przemówienia Wyszyńskiego nic w tym nie zmieniały. Przez swoje postępowanie Wyszyński osiągnął jedno: ustanowił wzór dla katolickich oportunistów. Postępowanie katolickich intelektualistów, zwłaszcza w sejmie, w ciągu lat ostatnich spotykało się już niejednokrotnie z jak najbardziej uzasadnionymi krytykami. Ale twórcą koncepcji politycznej, której intelektualiści ci są wyrazicielami jest w gruncie rzeczy Wyszyński. W momencie, w którym Wyszyński włączył się do akcji, sprawa Gomułki nie była już absolutnie sprawą demokracji w Polsce. W tym momencie jakiekolwiek włączenie się w tę grę nie miało już żadnego sensu. 

Analizuję tu postępowanie Wyszyńskiego dlatego, że było ono w tym momencie czymś typowym. Cały naród polski pokładał w przewrocie październikowym ogromne nadzieje i na ogół darzył przywódców przewrotu zaufaniem. Tym bardziej gorzka była pigułka, jaką dano narodowi później do przełknięcia, kiedy zdobycze tego okresu były likwidowane jedna po drugiej, kiedy Wyszyński i intelektualiści katoliccy mogli się przekonać, jak naiwnie liczyli na trwałą stabilizację stosunków Państwa z Kościołem, kiedy najuroczystsze obietnice okazywały się cynicznymi kłamstwami. I kiedy na domiar wszystkiego zabroniono nawet pisać o październiku, a w najlepszym razie przedstawiano - co też jest legendą - całą jego historię, jako "reformę aparatu władzy", jako środek, który miał na celu wyprowadzić ten aparat ze stanu niemocy, w jakim się on w r. 1956 znalazł i umożliwić mu efektywne działanie. Jak gorzko komentowano to wypieranie się i wstydzenie jedynej chwili, jaką można było polskim przywódcom komunistycznym poczytywać za chwalebną i ile złości wywoływała ta nowa legenda! 

Za wcześnie jeszcze, żeby odróżniać ziarno autentycznej polskiej myśli demokratycznej od plew Puławskiej agentury. Za wcześnie, żeby z wymienianiem nazwisk, dat i okoliczności pokazywać, jak różne były w Polsce "rewizjonizmy". Za wcześnie żeby oceniać siły ruchu masowego, jaki wtedy w Polsce działał. To wszystko jest zadaniem przyszłych historyków. Można jednak już dzisiaj powiedzieć, że to, co było wtedy w Polsce autentycznie i szczerze demokratyczne i niezależne od koniunkturalnych kombinacji Puławian, było liczebnie silne i potrafiło - o czym jeszcze będę miał okazję mówić - budzić w szeregach partyjnych leaderów strach paniczny. Mimo to ten autentycznie demokratyczny ruch był przeraźliwie źle zorganizowany, pozbawiony przywódców, a ponadto dawał się inspirować i ulegał prowokacjom. Ruch ten mógł z pewnością odegrać większą rolę niż odegrał, gdyby głośniej upominał się o swoje prawa i głośniej stawiał żądania. Jest tragiczną ironią losu, że dzisiaj, sześć lat po opisywanych tu wydarzeniach, z całego tego ruchu nie pozostało ani śladu, podczas gdy Puławianie w dalszym ciągu prosperują znakomicie. 

IX

Natychmiast po przewrocie październikowym Puławianie koncentrują się na dwóch sprawach. Po pierwsze pragną dobić powalonego przeciwnika. Po drugie pragną za wszelką cenę odgrodzić się od wczorajszego sojusznika. Poparcie niekomunistycznych mas, potrzebne im do rozgrywki z Natolińczykami, z chwilą zwycięstwa staje się dla nich rzeczą jak najbardziej krępującą. Kompromituje ich jako komunistów i przeszkadza im w monopolizacji władzy. W tym paragrafie skoncentruję się jednak na pierwszej sprawie. Natomiast drugiej sprawie będzie poświęcony paragraf następny. 

W wykonaniu pierwszego zadania przeszkadza im Gomułka. Puławianie niewątpliwie liczyli na to, że po rozprawie z Natolińczykami Gomułka, osamotniony, nie posiadający własnych kadr w aparacie partyjnym, będzie całkowicie bezsilny i zdany na ich łaskę: że oni będą rządzić, a on będzie ich władzę firmował. Gomułka jednak już od pierwszej chwili myśli o uniezależnieniu się od Puławian. Prawdopodobnie wykorzystuje do tego celu rozmowę z Chruszczowem. Gomułka rozumie przy tym dobrze, że musi zachować elementy równowagi pomiędzy grupami frakcyjnymi w K.C. i w aparacie; innymi słowy, że musi jakichś nie-Puławian pozostawić na wpływowych stanowiskach. 

Pomimo presji Puławskiej Aleksander Zawadzki pozostaje na stanowisku Przewodniczącego Rady Państwa, Zenon Nowak na stanowisku wicepremiera, a szereg podrzędnych Natolińczyków na podrzędnych stanowiskach. Puławianie dążą w tym czasie za wszelką cenę także do likwidacji PAX-u i pozbycia się Bolesława Piaseckiego. Wywołują w PAX-ie rozłam, w wyniku którego grupa ich agentów z Janem Frankowskim na czele tworzy odrębną organizację katolicką. Plan Puławian polegał na finansowym wykończeniu PAX-u poprzez roszczenia secesjonistów, którzy mieli poważne udziały w spółce. Ale Piasecki chwyta się kroków rozpaczliwych. Lokal Stowarzyszenia przy ulicy Mokotowskiej 43 zostaje zabarykadowany po to, aby nie dopuścić komorników sądowych. Jednocześnie Hagmajer, Przetakiewicz, Reiff i inni zausznicy wodza krążą po całym mieście, szukając gorączkowo dostępu do niedostępnego Gomułki. W końcu Piasecki dostęp ten uzyskał. Podobno tłumaczył Gomułce, że zawsze był wrogiem Z.S.S.R., że nigdy nie miał nic wspólnego z Natolińczykami, że pokój, że demokracja, że Ziemie Zachodnie itp. Ale panika była przedwczesna, bo Gomułka i tak był zdecydowany PAX chronić. Polityka Gomułki wobec Natolińczyków i kół do nich zbliżonych polegała wyraźnie na tym, żeby eliminować nieprzejednanych i chronić tych, którzy zadeklarują z nim współpracę. 

Puławianie rozwinęli też zdumiewającą energię, żeby obsadzić swoimi ludźmi wszystkie możliwe stanowiska, nawet drugo i trzeciorzędne. Pod tym kątem widzenia robiona była czystka w aparacie partyjnym. Ta polityka personalna była dla nich, jak się zdaje, rzeczą zupełnie oczywistą. Mimo to z perspektywy lat wydaje mi się dzisiaj, że właśnie w tym punkcie ci bezkonkurencyjni gracze polityczni coś przegapili i że właśnie ta akcja była źródłem ich późniejszych niepowodzeń. 

Puławianie nie dostrzegli chyba tego, że opanowanie przez nich całego aparatu partyjnego jest niemożliwe z powodów czysto arytmetycznych. Na to mieli po prostu za mało ludzi zaufanych. Nie dostrzegli tego, że zawsze pozostaną przez nich nieopanowane doły aparatu, które w naturalny sposób będą ciążyć przeciwko grupie inteligenckiej, w dość znacznej części żydowskiej i co najważniejsze elitarnej, ekskluzywnej i gardzącej "chamami". Swoją polityką tworzyli sytuację paradoksalną. Sprawować władzę dyktatorską w Polsce mogłyby ostatecznie jednostki pochodzenia żydowskiego: sprawa żydowska nie budzi już dzisiaj w masach poważniejszych namiętności. Ale Puławianie tworzyli sytuację, w której jednostki pochodzenia żydowskiego rządzą indyferentnym w sprawach rasowych narodem przy pomocy na wskroś antysemickiego aparatu władzy! Trudno i darmo, ale ten układ nie mógł im zapewnić równowagi. Czy Puławianie mieli coś innego do wyboru, trudno powiedzieć. Ale wydaje się, że zamiast wkładać tyle energii w politykę personalną, powinni byli raczej pomyśleć o instytucjonalnym ograniczeniu władzy aparatu, który z natury rzeczy musiał stanowić dla nich potencjalne niebezpieczeństwo. Z tego niebezpieczeństwa - jak o tym jeszcze będę miał okazję mówić - zdawali sobie sprawę, gdy chodziło o aparat policyjny, mimo, że znajdował się całkowicie w ich rękach; podjęli też odpowiednie kroki, aby ograniczyć jego wpływy. Natomiast jeżeli chodzi o aparat partyjny sensu stricto, to poza zmianami czysto personalnymi wszystko pozostało po staremu. 

To, że Puławianom nie udało się dobić powalonego przeciwnika, to, że ich sukces nie był tu zupełny, należy moim zdaniem uważać za okoliczność pomyślną. Oznaczało to bowiem, że w centralnym ośrodku władzy równowaga jest chwiejna, że walka o władzę, chociaż w porównaniu z r. 1956 bardzo stłumiona i przyciszona będzie trwała nadal, że grupy rywalizujące będą, przynajmniej w jakiejś formie ukrytej, wzajemnie sobie przeciwdziałać i że jakieś formy kontroli władzy i jakieś elementy liberalizmu pomimo wszystko w Polsce się ostaną. Po paru latach walki te znowu przybiorą na sile i wtedy sytuacja się zmieni. 

X

Drugie zadanie, jakie stanęło przed Puławianami okazało się mimo wszystko bardziej skomplikowane. Było tak mimo to, że w odcinaniu się od wczorajszych sojuszników i rozbrajaniu ich, nie było żadnych rozbieżności pomiędzy Puławianami a Gomułką i mimo to, że tu sukces Puławian był zupełny. 

Nowi władcy od pierwszej chwili czują strach przed wiwatującymi na ich cześć tłumami i reprezentantami dążeń tych tłumów, chociaż ci także, na łamach prasy i na zgromadzeniach popierają nowy rząd bez zastrzeżeń. Strach ten jest w pełni uzasadniony, skoro rząd ten nie tylko nie ma zamiaru spełniać wysuwanych przez ten tłum żądań, ale przeciwnie chce odbierać to, co tłum już uzyskał. Strach ten ma przy tym wielkie oczy: jest wiele oznak, wskazujących na to, że siła demokratycznego ruchu masowego w Polsce została przeceniona nie tylko w Warszawie, ale także w Moskwie. 

Przez trzy miesiące panuje względny spokój, żadnych otwartych represji jeszcze nie ma. Te trzy miesiące to okres przedwyborczy; a taktyka władz polega na tym, żeby się pochwalić przed światem poparciem narodu. Przez te trzy miesiące demoralizuje się opinię straszeniem interwencją rosyjską, koniecznością liczenia się z położeniem geograficznym, koniecznością skupienia się wokół rządu dla przeciwstawienia się zakusom zachodnio-niemieckich rewizjonistów itp. Komedia jest przy tym grana z całą bezczelnością. W warszawskich tramwajach zostały np. rozrzucone "konspiracyjne" ulotki, wzywające do głosowania na kandydatów "Frontu Jedności Narodu" dlatego, że kandydaci ci (w ulotkach wymieniano w tym kontekście nazwiska Cyrankiewicza i Albrechta) byli jakoby ofiarami Bezpieki. Te same ulotki ostrzegały przed bojkotem wyborów, gdyż bojkot miał być jakoby wodą na młyn tych, którzy "chcą nas wszystkich wziąć za mordę". Trzeba ponadto powiedzieć, że w utrzymaniu tych wszystkich fikcji walnie pomógł komunistom polskim Walter Ulbricht przez to, że zaangażował się w tym czasie w konflikt z Polską na tle sprawy Wolfganga Haricha. Ulbricht zdaje się nie rozumiał tej prostej rzeczy, że sam fakt jego konfliktu z jakimkolwiek przeciwnikiem musi temu przeciwnikowi przysparzać popularności.

Ale Gomułka i Puławianie umieli zdobywać sobie popularność nie tylko drogą takich komedii, Mam tu na myśli świetnie wykorzystany propagandowo fakt istnienia pewnych dziedzin, w których tendencje rządu były zgodne z tym, czego domagała się opinia publiczna. 

Sprawa kołchozów i sprawa stosunków z Kościołem nie wymaga właściwie komentarzy. Chodziło po prostu o zwiększenie produkcji rolnej i o nieprowokowanie dodatkowych niepokojów w sytuacji, w której wszystko i tak kipiało. Bardziej skomplikowana jest sprawa jest sprawa "doradców radzieckich" i sprawa U. B.

Odwołanie doradców radzieckich było niewątpliwie prostą konsekwencją deklaracji Chruszczowa z 30 października 1956 r. Trudno powiedzieć, z jakich powodów Chruszczow na tę dziwną deklarację zdecydował się: trudno powiedzieć przede wszystkim, w jakiej mierze uczynił to w przekonaniu, że stalinowski system rządzenia krajami satelickimi nie zdał egzaminu, a w jakiej mierze wbrew przekonaniu a jedynie pod presją wydarzeń. Jakiekolwiek były jednak jego motywy, fakt ogłoszenia tej deklaracji świadczy o tym, że Chruszczow nie miał w tym czasie zamiaru sprzeciwiać się pozostawieniu rządom satelickim pewnej swobody decyzji, zwłaszcza w sprawach nie mających znaczenia międzynarodowego. 

Co więcej, deklaracja ta wydaje się świadczyć, że interesy jakie Chruszczow miał w Warszawie 10 dni wcześniej, polegały raczej na tym, żeby wziąć za mordę naród, niż przywódców. Gomułka musiał sobie z tego zdawać sprawę. Jest zupełnie prawdopodobne, że oferując Chruszczowowi swe usługi w zakresie zdławienia istniejących elementów demokracji, żądał w zamian większej niezależności dla siebie. W każdym razie tendencje do częściowego uniezależnienia się od Rosji zarówno Gomułka jak i Puławianie żywili serio. Ani Gomułka ani Puławianie "ojczyzny proletariatu światowego" z pewnością nie kochają i w środowiskach Gomułkowców i Puławian dyskredytowanie i wydrwiwanie Rosji jest wprost kwestią dobrego stylu. Te postawy wobec Rosji przysparzały grupie rządzącej po październiku szczególnie dużo popularności w masach. W nastrojach mas było trochę zrozumiałej kompensacji za tyloletnie upokorzenia. Ale było także sporo zwykłego, ordynarnego nacjonalizmu, wyładowującego się w problematyce "swojej" i "obcej" władzy. Jakby to, że władza jest "swoja" było samo przez się jakimś powodem do chwały. Co z tego, że Enver Hodża oskarża K.P.Z.R. o zdradę marksizmu, kiedy zastąpienie go przez agentów Chruszczowa byłoby zapewne szczęściem dla jego narodu! 

Stosunek do Rosji, zarówno u Gomułki jak i u Puławian, wyznaczał postępowanie w sprawie Bezpieki. W przeszłości Bezpieka była narzędziem presji paranoicznie podejrzliwego Stalina na polskich leaderów komunistycznych. W r. 1956, mimo jej całkowitego opanowania przez Puławian, zachodziła zawsze obawa, że rozbudowany ponad wszelkie granice aparat policyjny znowu zacznie robić nie całkiem to, czego od niego oczekiwały władze partyjne. Całą propagandę Puławską w tej sprawie można w gruncie rzeczy sprowadzić do tezy: "Partia nad policją zamiast policja nad partią". To była rzecz konkretna, której jak zwykle przy okazji towarzyszyły komedie. Czytając artykuły na ten temat można było pomyśleć, że jedynymi ludźmi prześladowanymi w Polsce za czasów stalinowskich byli komuniści, zwłaszcza tacy, jak Bierut, Cyrankiewicz czy Albrecht. O rzeczywistych ofiarach, jeżeli wspominano, to raczej oględnie. Ważni byli "starzy zasłużeni towarzysze". 

Z tych motywów Puławianie zabrali się raźno do przetrzebienia kadr "byłego Ministerstwa Bezpieczeństwa". Gomułka, który poznał tę instytucję z pierwszej ręki i który w dodatku nie miał pewności, czy ten Puławski aparat nie byłby w końcu użyty przeciwko niemu, parł w tym samym kierunku. Ale szeregowi Ubecy nie chcieli się poddać bez walki. Zagrożeni redukcjami, ogłosili strajk. Imprezę nazwali "Bezpieczniackim październikiem". (W rzeczywistości był to listopad). Zaczęli grawitować ku Natolińczykom; w każdym razie nastrojem dominującym była wściekłość na Puławskich mocodawców, że zamiast wdzięczności za wierną służbę wyrzucają ich na bruk, przy okazji oskarżając o różne brzydkie rzeczy. Ubecy zawiązali komitet strajkowy, na czele którego stanął niejaki kapitan Makolągwa i zaczęli rozpowszechniać dokumentację, dowodzącą, że wszystko, co kiedykolwiek robili, było wiernym wykonywaniem przychodzących z góry rozkazów, wydawanych w niemałej części przez takich liberałów, jak Zambrowski, Ochab itp. Najkapitalniejszą rzeczą, jaką zrobili było sproszenie dziennikarzy na konferencję prasową i udostępnienie im archiwów. Po kilku dniach pozwolili się jednak spacyfikować przez K.C. w sposób idiotyczny. Wszystko to razem było oczywiście wydarzeniem bardzo fortunnym. Dzięki temu K.C. musiało przyśpieszyć redukcje i zwiększyć ilość zredukowanych. Co najważniejsze jednak, strajk ten wprowadził do tej całej szacownej instytucji taki chaos, że jej odbudowanie, reorganizacja i postawienie na nogi trwało potem lata. I znowu opinia publiczna nie odegrała tu żadnej roli i nawet nie orientowała się, co się w tym czasie naprawdę działo za murami Bezpieki. 

A działy się jednak rzeczy, których nie można sobie wytłumaczyć inaczej, niż strachem Gomułki i przywódców partyjnych przed opinią. Do takich należała mająca wyjątkowo ciekawy przebieg sprawa roszczeń robotniczych. Gomułka świetnie zdawał sobie sprawę z nacisku inflacyjnego, jaki Polska wtedy przeżywała i nawet jeżeli początkowo nie przewidywał, że suma tych roszczeń sięgnie kilku miliardów złotych, to i tak musiał z ciężkim sercem godzić się na niebezpieczny wzrost siły nabywczej, który w wyniku uwzględnienia tych roszczeń musiałby automatycznie dać się odczuć. Tym niemniej zdecydował się na to. Tym bardziej brutalny przebieg miało odtrąbienie całej sprawy, kiedy Gomułka doszedł do wniosku, że robotnicy przestali już być tak groźni i że może się ich tak bardzo nie obawiać. Wstrzymanie płatności z tytułu tych roszczeń było w tym momencie zapewne rzeczywiście koniecznością ekonomiczną. Ale można było na przykład wypuścić obligacje z jakimiś mniej lub bardziej odległymi terminami płatności, a w każdym razie należało zapłacić tym (nie było ich tak wielu), którzy już mieli w ręku wyroki sądowe, tzn. tym, którzy ponieśli koszty sądowe, opłacili adwokata itp. Nierealistyczna ustawa, uchwalona pod wpływem strachu, w chwili gdy strach minął została przekreślona w sposób maksymalnie brutalny i możliwie prowokujący.

Ale już było po wyborach. W tym nowym okresie nie był to bynajmniej akt odosobniony. Gomułka i Puławianie dochodzą w tym okresie wyraźnie do wniosku, że z opinią publiczną nie ma się co więcej liczyć. Wyjątkowo prowokujący charakter miało np. ogłoszone w lipcu 1957 r. sprawozdanie komisji Romana Nowaka, której zadaniem było zbadanie działalności b. Ministerstwa Bezpieczeństwa. Sprawozdanie to było czystą kpiną. Równocześnie, może bardziej po cichu, ale na szeroką skalę łamano dane w październiku obietnice w sprawie rad robotniczych, w sprawie likwidacji aparatu partyjnego, nie mówiąc już o bałamutnej obietnicy "jawności życia publicznego". Nade wszystko zaś rozpoczęto kampanię przeciwko rewizjonizmowi. 

O rewizjonizmie i walce z nim napisano już wiele. Dlatego pragnę tu poprzestać tylko na zwróceniu uwagi na parę elementów tej sprawy. Kampania przeciwko rewizjonizmowi była akcją zgraną w skali międzynarodowej. To wystarczy, żeby wnioskować, że była postanowiona w Moskwie. W chwili, kiedy akcja ta się zaczęła, tzn. w lutym 1957 r., Węgry były już skneblowane, a jeszcze nie było sporu chińsko-jugosłowiańskiego. To, co się w danym momencie liczyło, to ferment w kompartiach Francji, Włoch i innych krajów zachodnich oraz to, co się działo w Polsce. Strach przed polskim demokratycznym ruchem masowym i jego wpływem na partię komunistyczną odczuwano więc wtedy nie tylko na Nowym świecie, ale także na Kremlu. Oczywiście konflikt chińsko-jugosłowiański zmienia charakter tej kampanii i stwarza dla niej nowe problemy, ale zasadnicze powody, dla których całą akcję wszczęto znajdowały się przede wszystkim w Warszawie. 

Druga sprawa. Walka z rewizjonizmem na terenie Polski była pomyślana głównie jako rozprawa z elementami wewnątrzpartyjnymi, które wyłamały się z ram ortodoksji. Elementy pozapartyjne, czynne w ruchu październikowym chrzczono raczej mianem "zwolenników drugiego etapu". (Ten drugi etap to miała niby być rezygnacja z socjalizmu i powrót do kapitalizmu). Opór tych środowisk wewnątrzpartyjnych jest zadziwiająco słaby. Zjawiskiem notorycznym jest żebranina o pozostawienie w partii, "ketmańskie" kombinacje taktyczne, uwaga skoncentrowana na personaliach, na problematyce typu "Iksiński czy Igrekowski i co z tego wyniknie". Katalizatorem, przyczyniającym się do ujawnienia tych kapitulanckich nastrojów stały się inicjatywy "Kultury" w sprawie rewizjonistów. "Kultura", a w szczególności Mieroszewski całkiem trafnie dostrzegli w tych młodych ludziach, bądź co bądź rozumujących kategoriami par excellence europejskimi, naturalnych kandydatów na utworzenie jakiegoś pomostu pomiędzy Wschodem a Zachodem i jakąś szansę przynajmniej kulturalnego, jeśli nie politycznego przeobrażenia komunizmu w przyszłości. Otóż Mieroszewskiego ludzie ci powszechnie oskarżali o to, że swoimi artykułami dostarcza on władzom pretekstu do stosowania przeciwko nim represji; a w ogóle ich największym marzeniem było, żeby prasa światowa nabrała wody w usta i w ogóle o nich nie wspominała. Był to zupełny idiotyzm. W rzeczywistości świadomość, że rewizjoniści polscy cieszą się na świecie ogromną popularnością i że nie są bynajmniej tak osamotnieni, jak np. ofiary procesów moskiewskich z 1936 i 1937 r. mogła co najwyżej skłaniać polskie władze partyjne do pewnej oględności w postępowaniu z nimi. Natomiast błędem Mieroszewskiego było to, że nie wziął pod uwagę momentów psychologicznych. Ci ludzie byli członkami partii, a więc mieli za sobą lata treningu strachu. Jak długo nie zmuszano ich do wypowiadania się zbyt jasno, tak długo kluczyli. Ale kiedy Mieroszewski radykalizmem swoich sformułowań doprowadził ich do konieczności samookreślenia się, do konieczności zdecydowania się na jakąś orientację, na jakiś określony sposób pojmowania swej roli w partii, większość z nich, pod wpływem strachu skłaniała się do decyzji zgodnych z oczekiwaniami góry partyjnej. Myśl tę po latach wyraził, jak zwykle w formie bałamutnej, Adam Schaff w niedawnym artykule pt. "Humanizm czy rewizjonizm" ("Przegląd Kulturalny", 20.IX.1962). Schaff napisał, że Mieroszewski, pokazując rewizjonistom, jak ich poglądy mogą być interpretowane, pomógł im zrozumieć ich "błędy" lepiej niż była to w stanie uczynić partyjna propaganda. Naprawdę nie o żadne błędy chodziło, tylko o własną skórę, niezależnie od tego, że bardzo wzniosłe motywy mogły być i nieraz były ex post do kapitulanckich decyzji dorabiane. Ale jest faktem, że na skutek artykułów Mieroszewskiego skłonności rewizjonistów do kapitulowania wzrosły. 

Sprawa trzecia i ostatnia. W piśmiennictwie rewizjonistów były rzeczy o nieprzemijającej wartości intelektualnej: wystarczy wymienić całą twórczość Kołakowskiego. Ale pod względem koncepcji ustrojowych rewizjoniści nie posunęli się na ogół poza to, co uroczyście obiecywali z trybun październikowi wodzowie i co wypisywali Puławscy agenci już na wiosnę 1956 r. (Pod tym względem bardziej konstruktywni byli pozapartyjni działacze ruchu październikowego). Puławianie byli oczywiście tymi, którzy najgłośniej rewizjonistów zwalczali. Tragiczny był w gruncie rzeczy los tych młodych ludzi, którzy kiedyś Puławianom zawierzyli, którzy byli na tyle uczciwi, żeby traktować swoją walkę przeciwko totalizmowi na serio i których "na nowym etapie" wyrzucano na śmietnik. Puławianie niechętnie się w końcu przyznawali nawet do własnych agentów zbyt mocno w poprzednim okresie zaangażowanych w "liberalizm". Panie, o których mówiłem, na ogół nie zrobiły karier. 

XI

Najdramatyczniejszym momentem walki Puławian z byłymi sojusznikami była likwidacja "Po Prostu" i czterodniowe rozruchy w Warszawie w r. 1957. O "Po Prostu" i jego likwidacji pisano już dużo i w tej sprawie nie mam nic szczególnego do powiedzenia. Natomiast parę słów chciałbym poświęcić rozruchom. 

Rozruchy były spontaniczną odpowiedzią ludności Warszawy na likwidację cieszącego się ogromną popularnością tygodnika. Zaczęły się od demonstracji studenckiej na Pl. Narutowicza. W demonstracji odbywającej się w dniu następnym przed Politechniką uczestniczą już nie tylko studenci, ale wciąż jeszcze chodzi o protest przeciwko zamknięciu "Po Prostu". Trzeciego dnia sytuacja się zmienia. Demonstracja na Pl. Konstytucji jest już raczej reakcją na gwałty policji, dokonywane w czasie dwóch pierwszych demonstracji. W tej demonstracji wyraźnie dominuje element proletariacki. Ostatnia demonstracja przed Pałacem Kultury ma ten sam charakter, co demonstracja dnia poprzedniego. 

Do rozruchów tych nie przywiązywano na ogół większego znaczenia. Co więcej, poczynając od trzeciego dnia stały się one niepopularne. Udział inteligencji w dwóch ostatnich demonstracjach był już znikomy i nawet ci, którzy w poprzednich brali czynny udział, od trzeciego dnia usuwali się i dalsze demonstracje dezawuowali. Nie zapomnę rozmowy z człowiekiem, który w momencie wybuchu rozruchów odegrał istotną rolę, a który mi oświadczył, że demonstracja na Pl. Konstytucji była "raidem chuliganów z Targówka, Młocin i Powiśla". Miał zapewne na myśli, że rewolucja jest tak długo dobra, jak długo na jej czele kroczą intelektualiści. Później ten człowiek zwalczał mnie za "reakcyjność". 

Opinia o chuligańskim charakterze trzeciej i czwartej demonstracji nie była niestety bynajmniej odosobniona. W związku z tym pragnę zwrócić uwagę na pewien fakt. Adam Uziembło pisząc w "Kulturze" o wypadkach Poznańskich 1956 r. porównywał podjętą wówczas przez prasę komunistyczną próbę dyskredytacji rewolty przez przytaczanie pojedynczych wypadków rabowania sklepów z analogicznymi próbami dyskredytacji zajść 1905 r. ze strony prasy endeckiej. Czytelnik może nie wiedzieć, że na Pl. Konstytucji znajdują się najbardziej luksusowe sklepy w Warszawie, między innymi dwa wielkie sklepy jubilerskie. Otóż w czasie całej demonstracji nie została stłuczona ani jedna szyba. Nie znalazł się ani jeden amator złota czy brylantów, który by dostarczył reakcyjnej prasie powodów do moralnego zgorszenia. Kamienie leciały tylko w policjantów. 

Chcę tu wyrazić przekonanie, że warszawska ulica dokonała w tych dniach czynu politycznego ogromnej miary. Warszawski proletariat pokazał władzy, że polityka prohibicji, represji i gwałtów może prowadzić do konsekwencji nieobliczalnych. Pokazał, że stoi na straży wartości kulturalnych narodu i nie będzie się przyglądał indyferentnie ich niszczeniu. Wspomnienie rozruchów długo jeszcze musiało nękać dysponentów władzy przy podejmowaniu decyzji i skłaniać do rozwagi i namysłu. 

Starałem się wyżej scharakteryzować czynniki, które sprawiły, że pomimo ogólnego trendu brania za mordę, pewne elementy liberalizmu w Polsce ostawały się, represje stosowano raczej powoli i oględnie, dokonywano pewnych reform itp. Wśród tych czynników rozruchy październikowe 1957 r. postawiłbym na pierwszym miejscu.

XII

Przesławne październikowe lanie pociągnęło za sobą dość gruntowne przeobrażenia w łonie grupy Natolińskiej. Część przywódców, jak Franciszek Jóźwiak czy Hilary Chełchowski w skrajnym rozgoryczeniu usuwa się z życia publicznego w ogóle. Część pozostaje nieprzejednana i występuje z otwartymi atakami na Gomułkę i Puławian, oskarżając ich, jeżeli nie wprost o zdradę, to w każdym razie o kapitulowanie przed wrogiem klasowym i wypaczanie marksizmu-leninizmu. Są to w pierwszym rzędzie Wiktor Kłosiewicz, Stefan Matuszewski i Kazimierz Mijal. Natomiast grupa bardziej umiarkowana próbuje się od razu "włączyć do nowej rzeczywistości". Są to przede wszystkim Aleksander Zawadzki, Zenon Nowak, Władysław Kruczek oraz Bolesław Rumiński. 

Oskarżeń o zdradę i kapitulanctwo ani Gomułka ani Puławianie, rzecz prosta, tolerować nie chcą i skrajna grupa zostaje z trzaskiem z K.C. wywalona. Charakterystyczna jest, dobrze mi znana, historia Stefana Matuszewskiego. Ten były ksiądz, były "socjalista" i były członek Biura Politycznego został wylany z K.C. za to że na zjeździe Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej oświadczył: "Syjoniści, masoni i różne niebieskie ptaki nie będą nas uczyć patriotyzmu". Tego było już za wiele i nie tylko wywalono go z K.C., ale także uniemożliwiono mu wszelką działalność polityczną. Wobec tego zaczął się zajmować jedyną rzeczą, do której miał fachowe przygotowanie. Został mianowicie wykładowcą Nauki Ojców Kościoła. (Podobno skończył jakąś wyższą uczelnię teologiczną w Paryżu i podobno zna nieźle hebrajski i aramejski). Przez całe lata miałem wątpliwy zaszczyt kolegowania z nim na Wydziale Filozoficznym U.W. Los innych skrajnych Natolińczyków był zapewne podobny.

IX Plenum K.C. w kwietniu 1957 r., na którym wywalono skrajnych Natolińczyków, jest ostatnim, które zostało przez Puławian rozplotkowane. Od tej pory aż do Plenum, które zebrało się w końcu 1961 r. i które obradowało nad XXII Zjazdem K.P.Z.R., Puławianie trzymają język za zębami. Uniemożliwia to dokładne śledzenie walk frakcyjnych w tym okresie. Pewne elementy stają się jednak widoczne. 

Gomułka, prawdopodobnie ulegając presji zawsze niechętnych Puławianom dołów aparatu partyjnego, decyduje się w końcu wzmocnić poparcie udzielane umiarkowanym Natolińczykom, wciąż jednak nie wchodząc jeszcze w otwarty konflikt z Puławianami. Dodatkowym bodźcem mogła tu być ucieczka powiązanego z Puławianami Pawła Monata na Zachód we wrześniu 1959 r. W związku z tą sprawą zostaje wydobyty z zapomnienia i wyniesiony na wysokie stanowisko kierownika Wydziału Administracyjnego K.C. osławiony "Generał Gazrurka" Kazimierz Witaszewski. Mniej więcej w tym samym czasie dwaj inni Natolińczycy zostają powołani na jeszcze wyższe stanowiska: Ryszard Strzelecki na stanowisko sekretarza K.C. i Julian Tokarski na stanowisko wicepremiera. Ludzie ci zaczynają działać energicznie i inteligentnie i w efekcie Puławianie tracą jedną pozycję po drugiej. Po nominacji Witaszewskiego centralnym ośrodkiem działania Natolina staje się Wydział Administracyjny K.C. Jego akcja zmierza w pierwszym rzędzie do podporządkowania sobie kolejno wszystkich zależnych od tego wydziału ogniw aparatu represyjnego. Po kolei zostają wydarte Puławianom: prokuratura. sądownictwo, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Pomagają im w tym, jak mogą starzy "gomułkowcy": mający szczególnie wiele porachunków z Puławianami szef wywiadu, Grzegorz Korczyński, oraz szef Biura śledczego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Mieczysław Moczar. Jest to niewątpliwie spełnianie dyrektyw wodza. W chwili, kiedy w sierpniu 1962 wyjeżdżałem z Polski, pozostało jeszcze nieopanowane ostatnie ogniwo tego łańcucha: Ministerstwo Sprawiedliwości. Ale i tu przygotowania zostały wyraźnie poczynione. 

Przez długi czas Puławianie wciąż jeszcze czują się zbyt mocni, żeby bić na alarm. Rozgrywki wolą toczyć "u siebie w domu" i nie zaczynać ryzykownej bądź co bądź imprezy wynoszenia brudów na ulice, tak, jak to zrobili w r. 1956. Nie wykorzystują wspaniałej okazji, jaką im daje XXII Zjazd K.P.Z.R. 

XIII

Parę słów o tym Zjeździe. Zupełnie nie ma racji Konstanty Jeleński w ogłoszonym niedawno w "Kulturze" artykule pt. "Bezdroża komunizmu", pisząc, że XXII Zjazd był przez Gomułkę i polskie kierownictwo partyjne przyjęty z aprobatą. W rzeczywistości było wręcz na odwrót. Gomułka nie miał żadnego powodu do rozpoczynania w tym momencie liberalnej rozróbki. Jakiekolwiek rewoltowanie opinii publicznej przez ponowne wyciąganie na jaw kompromitującej przeszłości było mu w tym momencie, w którym zamierzał przeprowadzić szereg drakońskich ustaw i zarządzeń, jak najbardziej nie na rękę. Pierwszą reakcją leaderów partyjnych na XXII Zjazd jest reakcja obronna: "Myśmy w Polsce już dawno przeprowadzili walkę z kultem jednostki, pokonali dogmatyków, naprawili błędy i wypaczenia. To, co w Z.S.R.R. jest jeszcze wciąż problemem aktualnym, u nas należy już do przeszłości i w ogóle nie ma o czym mówić". Oświadczenia tego rodzaju były składane przez różne osobistości w sposób dość oficjalny. Są one wyraźną wskazówką, że kierownictwo partyjne publicznego prania brudów w tym momencie obawiało się i czyniło wszystko, żeby do niego nie dopuścić. 

To stanowisko polskiego K.C., które znalazło swój aluzyjny wyraz w referacie sprawozdawczym Gomułki z XXII Zjazdu, wywołało gwałtowny sprzeciw Chruszczowa. Konflikt jest ostry i ma charakter prestiżowy: Chruszczow wyraźnie nie może ścierpieć tego, że Polska go w czymś "wyprzedziła". Ma nadto jeszcze dwa inne zarzuty wobec tego referatu. Pierwszy zarzut ma charakter doktrynalny. Gomułka w swoim referacie twierdził, że okres "błędów i wypaczeń" zaczął się ok. r. 1930, co było przejrzystą aluzją, że forsowna kolektywizacja była także "błędem i wypaczeniem". Chruszczow zaś nie chcąc podważać moralnych i ideologicznych fundamentów systemu kołchozowego, upierał się, że błędy i wypaczenia zaczęły się dopiero ok. r. 1933. Drugi zarzut dotyczył sprawy bardziej na czasie. Gomułka mianowicie ni stąd ni zowąd oświadczył, że Mołotow, Kaganowicz et consortes nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej, krępując tym oświadczeniem Chruszczowa, który pragnął zapewne trzymać bat odpowiedzialności karnej w pogotowiu. 

Gomułka presji bynajmniej nie poddaje się i idzie z Chruszczowem na udry. Zostaje dokonany krok wyjątkowo prowokacyjny. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy Czechosłowacja i Rumunia zrywają z Albanią stosunki dyplomatyczne, Polska zawiera z Albanią układ handlowy i wiadomość o tym zostaje ogłoszona w prasie. Następuje, przejściowy niewątpliwie, moment zbliżenia Polski do Chin i Albanii. Sens tego manewru nie jest dla mnie całkiem jasny: być może chodziło o jakieś przetargi, związane ze sprawami niemieckimi. Ale Gomułce manewr ten nie tylko pozwala na dalsze ignorowanie XXII Zjazdu, ale także umożliwia przeprowadzenie kilku reform par excellence faszystowskich pomimo wiejących ze wschodu wiatrów liberalnych. Na sesje sejmowe zostaje rzucony projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, likwidujący ostatnie resztki niezawisłości jego sędziów, projekt ustawy o zgromadzeniach, zobowiązujący między innymi organizatorów każdego otwartego zebrania do zawiadamiania o nim odpowiednich władz administracyjnych, które wysyłają swojego funkcjonariusza, mającego prawo w każdej chwili zebranie zamknąć, wreszcie projekt ustawy o meldunkach, przewidujący karę do dwóch lat więzienia za niedopełnienie obowiązków meldunkowych. Gomułka wydaje się w tym czasie świadomie zmierzać do tego, żeby pozbawić Polskę wszystkiego, co ją korzystnie wyróżniało spośród innych "bratnich krajów" i co zjednywało jej pewną sympatię Zachodu. Postępuje tak, jakby chciał stanąć w jednym rzędzie z tymi wasalami, którzy, jak Ulbricht, Novotny czy Gheorghiu-Dej opóźniali zainicjowane przez Chruszczowa procesy unowocześnienia i ucywilizowania systemu. Być może czynił to dla tego, że nawet ograniczona sympatia Zachodu kompromitowała go wobec Pekinu. Być może, jak prawdopodobnie cały ten sojusz, była to taktyka chwilowa. Ale od XXII Zjazdu inicjatywa w modernizacji i europeizacji komunizmu należy już do Z.S.S.R. a nie do Polski. Mimo, że stosunki w Polsce są jeszcze wciąż liberalniejsze, niż w Rosji, Rosja kroczy, przynajmniej chwilowo, w kierunku rozszerzenia zakresu swobód, a Polska w kierunku ich dalszego ograniczenia. I to decyduje. 

Nie mogę wprost pojąć, jak Puławianie mogli w tej całej polityce Gomułce sekundować. Tego katastrofalnego błędu będą wkrótce gorzko żałować. Wydaje się, że bardziej przewidujący z nich mieli wątpliwości. Plotki, dochodzące z Plenum, na którym Gomułka składał sprawozdanie z XXII Zjazdu pozwalają mniemać, że Władysław Matwin był tym, który już w tym momencie chciał wychodzić z praniem brudów na ulicę. Mimo to znam tylko jeden wypadek oporu Puławian przeciwko Gomułce w tym okresie. Ich przedstawiciele w komisji sejmowej atakowali ustawę o Sądzie Najwyższym; oczywiście znowu nie z sympatii liberalnych, lecz dlatego, że ustawa praktycznie oznaczała opanowanie tej instytucji przez Wydział Administracyjny. Natomiast właśnie Puławscy prominenci gorliwie składali oświadczenia, że XXII Zjazd ich nie dotyczy. 

XIV

Sytuacja zmienia się raptownie dnia 28 grudnia 1961 r. o godz. 12 w południe. Od tego momentu rozpoczyna się otwarty konflikt Gomułki z Puławianami. 

Byłem naocznym świadkiem sceny, jaka rozegrała się tego dnia na Cmentarzu Komunalnym na Powązkach. Kilkaset osób elity partyjnej wraz z sześcioma członkami Komitetu Centralnego składało ostatni hołd człowiekowi, którego obciążano oskarżeniami o szpiegostwo na rzecz obcego mocarstwa i który w trakcie postępowania karnego, w obecności przedstawicieli władz śledczych, bądź został zamordowany, bądź popełnił demonstracyjne samobójstwo. 

Szczegóły sprawy Henryka Hollanda nie zostaną już zapewne wyjaśnione nigdy. Jest faktem, że Holland powtarzał korespondentowi "Monde'u", Jean Wetzowi, plotki o wynurzeniach pijanego Chruszczowa na temat śmierci Stalina i Berii i że został przez kogoś z otoczenia Wetza zadenuncjowany. Ale plotki te krążyły po całej Warszawie i były w gruncie rzeczy zupełnie bezwartościowe. Być może, że Gomułka, dla którego sama treść plotek musiała być rzeczą najzupełniej obojętną i który by zapewne nie miał nic przeciwko temu, żeby te same wiadomości przeciekały na Zachód via Helsinki czy Belgrad, chciał w ten sposób położyć kres praktyce przeciekania takich wiadomości via Warszawa. Być może zagrał tu moment osobisty: Holland był tym, który ze szczególną furią atakował Gomułkę w prasie w okresie "odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego" i skądinąd wiadomo, że Gomułka go nie znosił. Ale to nie wyjaśnia wszystkiego. Przede wszystkim skąd ten wściekły upór, żeby go, powodu dość błahej sprawy, od razu przyskrzynić i zmaltretować? Normalnie taka sprawa podpada pod art. 22 tzw. Małego Kodeksu Karnego (Szeptana propaganda) i śledztwo przeprowadza prokuratura powszechna. W tym wypadku nakaz aresztowania był wydany przez prokuratora wojskowego, podobno po odmowie wydania takiego nakazu przez prokuraturę powszechną. Ale prokuratura wojskowa ma prawo prowadzić śledztwo przeciwko osobom cywilnym tylko wtedy, kiedy są one podejrzane o szpiegostwo. Konsekwentnie trzeba było rozplotkować, że Holland był na służbie wywiadu angielskiego już w roku 1944, co jest jawnym nonsensem i w co nikt nie wierzył. A na dobitek wszystkiego poddano go czterdziestogodzinnemu konwojerowi, czego się nie praktykowało od r. 1954. 

Wcale nie wykluczam ewentualności morderstwa. Cała rzecz miała wyraźnie cechy dintojry i trudno wykluczyć, że mord był jej aktem ostatnim. Osobiście skłaniam się jednak raczej do hipotezy samobójstwa. Sytuacja życiowa Hollanda, zarówno osobista jak i zawodowa była pod każdym względem fatalna. Jest prawdopodobnie, że o samobójstwie myślał już wcześniej. Ale wybór sposobu, miejsca i czasu zdaje się świadczyć o tym, że Holland chciał nadać temu aktowi charakter protestu. 

Sens tego protestu wydaje się jasny. Stary i doświadczony agent Puławski, cyniczny i koniunkturalny do ostatnich granic, ale lubujący się w gestach i osobiście odważny, przekonał się na własnej skórze, że wbrew wszystkim wysiłkom jednak policja jest nad partią a nie partia nad policją, że jego przyjaciele w K.C. nie potrafią go ochronić przed mającym wszelkie cechy zemsty osobistej bezprawiem. Na przykładzie swojej sprawy zobaczył, że Puławska większość w K.C. nie panuje już nad tym, co robią zupełnie mali funkcjonariusze policyjni. Poza poczuciem klęski osobistej i zawodowej musiał mieć w tym momencie poczucie strasznej klęski politycznej. Widział daremność walki o podporządkowanie policji K.C. w którą sam się w swoim czasie zaangażował i widział niemoc grupy, z którą się od lat związał. Zapewne go upokarzano. Zapewne jego duma członka partii o bardzo długim stażu, cierpiała z powodu tego, że upokarzali go ludzie, których staż partyjny był znacznie krótszy. Cóż dziwnego, że szukał za to wszystko jakiejś rekompensaty. Musiał sobie zdawać sprawę z tego, że ten skok z piątego piętra będzie jednak wstrząsem potężnym. Mógł liczyć na to, że zmobilizuje jego przyjaciół do walki, w której on sam już nie odegra żadnej roli, ale za to tym większą rolę odegra jego imię. I jeżeli tak myślał, to się nie omylił. 

Sens demonstracji na pogrzebie wydaje się także jasny. Puławianie podjęli walną rozgrywkę o kierowane przez Mieczysława Moczara Biuro śledcze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Sześciu członków K.C. zostało wysłanych na pogrzeb po to, aby inni mogli powiedzieć: "Patrzcie, do czegoście doprowadzili. Zamordowaliście człowieka, starego, zasłużonego towarzysza. Trudno się dziwić towarzyszom z K.C., że poszli na pogrzeb przyjaciela i trudno się dziwić, że ludzie śpiewali Międzynarodówkę na pogrzebie". Tego rodzaju deklamacje są w życiu partyjnym obyczajem ogólnie przyjętym i zdaje się, że przez pewien czas ta argumentacja chwytała. Kompromitacja była bądź co bądź nielicha i Puławianie szykowali się do odwetu, a ich przeciwnicy byli w popłochu. W końcu jednak Gomułka powiedział mocnym głosem "nie". Członków partii obecnych na pogrzebie zaczęto po kolei wzywać przed Komisję Kontroli. Sześciu członków K.C. (Morawski, Zarzycki, Jaworska, Granasowa, Lange i Finkelstein) egzaminował sam wódz. Sam przebieg tych przesłuchań nie był istotny: jakieś szykany, groźby, dziecinne wykłócanie się. Istotne jest to, że w toku tej kontrofensywy przeciwko Puławianom zadano im cios śmiertelny. Ze stanowiska wiceministra Spraw Wewnętrznych został usunięty Antoni Alster. Ten człowiek, o bardzo kompromitującej przeszłości (w czasach stalinowskich był wojewódzkim komendantem U.B. w Bydgoszczy), bardzo cyniczny ale niepospolicie inteligentny, został zastąpiony przez niejakiego Szlachcica - Natolińczyka, brutalnego żołdaka, który świeżo maczał palce w wyjątkowo ponurej sprawie adwokata Hoffa z Katowic, zmarłego w lutym br. w okolicznościach podobnych do tych, jakie miały miejsce w przypadku Hollanda. Szlachcic oczywiście z miejsca przeprowadza czystkę, w wyniku której Puławianie tracą wszelki wpływ na to, co się dzieje w policji. Odtąd sama fizyczna egzystencja Puławian staje się rzeczą nad wyraz niepewną. 

XV

Przesłuchania przed Komisjami Kontroli oraz usunięcie Alstera stają się dla Puławian wreszcie sygnałem do jakże spóźnionego wyjścia z praniem brudów na ulicę. Akcja jest przy tym wyraźnie mniej zgrana, niż w r. 1956. Wydaje się, że w łonie grupy są poważne różnice zdań, czy akcję tę prowadzić i jak ją prowadzić. 

Jakie są jej objawy? 

1. Systematyczne łamanie zasady tajemnicy partyjnej. To, co się dzieje na Plenach i w zaciszu gabinetów K.C. znowu przecieka, i to w wielkich ilościach, do wiadomości publicznej. 

2. Fakt, że plotki te koncentrują się na sprawach personalnych K.C. Wersja najczęściej spotykana, to wersja na temat grupy "partyzantów" (Zenon Kliszko, Grzegorz Korczyński, Mieczysław Moczar), których się oskarża o dążenia do zaprowadzenia rządów silnej ręki, antysemityzm i jednocześnie stwierdza się ich nastawienia antysowieckie. Prawdopodobnie jest to pośrednia forma ataku na Gomułkę. Nie chcąc atakować go wprost, atakuje się najbliższych mu ludzi. Podkreślana w tym kontekście antysowieckość służy prawdopodobnie do zasugerowania, że antysowieckość Gomułki to nie wiele i nie wszystko, że można być przeciwnikiem Sowietów i zarazem zwolennikiem reżymu jak najbardziej policyjnego. 

3. Oskarżenia o antysemityzm. Oskarżenia te wybuchają ze szczególną siłą po odejściu Alstera i czystce w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Mówi się, że czystka została przeprowadzona według kryterium rasowego. Tym niemniej jednak żydzi ze zrozumiałych powodów unikali Natolińczyków i grupowali się wokół Puławian, a czystka była robiona przez Natolińczyków i skierowana przeciwko Puławianom. (Inna sprawa, ze bezpośrednio przed wyjazdem z Polski powiedziano mi o pewnym panu: "To jedyny żyd, który się ostał w M.S.W.". Przypuszczam, że takich "jedynych" żydów znalazłoby się tam więcej). 

O oskarżeniu "partyzantów" o antysemityzm już mówiłem. Wyrazicielem tych oskarżeń stał się m.in. niejednokrotnie, jeszcze w 1956 r., inspirowany przez Puławian korespondent "Monde'u" Philippe Ben, który dn. 19 sierpnia 1962 napisał w tym dzienniku, że argumentacja "partyzantów" przeciwko Zambrowskiemu sprowadza się do tego, że wszyscy żydzi posiadają powiązania międzynarodowe, ze względu na co powierzanie im odpowiedzialnych stanowisk jest rzeczą ryzykowną. Wszystko według zasady, że jedynym możliwym powodem pretensji pod adresem Zambrowskiego czy Alstera jest to, że są oni żydami. Innych powodów być nie może. 

4. Inspirowanie artykułów w prasie zachodniej. Typowe pod tym względem są naiwności artykułów Bena. Ciekawszy od nich był ogłoszony niedawno w "Kulturze" anonimowy artykuł pt. "Porażka Gomułki". Wydaje się, że pochodzi on z jakichś radykalnych kół Puławian. Artykuł ten atakuje, i to bardzo ostro, wprost Gomułkę, a nie jego pupilów. (Ben Gomułkę chwali). Marginesowa w tym artykule próba zdezawuowania Putramenta budzi przypuszczenie, że Putrament był przeciwny ponownemu rewoltowaniu opinii publicznej; przypuszczenie to harmonizowałoby z faktem, że w latach 1956 i 1957 Putrament był bardziej od innych Puławian ostrożny i chwiejny. Właśnie ten artykuł stwarza podstawę do przypuszczeń, że w łonie grupy nie ma jednomyślności co do tego, czy i jak prać publicznie brudy. 

5. Pewne ożywienie prasy. Publikowanie artykułów krytycznych. Mam tu na myśli przede wszystkim długofalową akcję par excellence Puławskiej "Polityki" drukowania materiałów, dotyczących życia na prowincji. Jest to próba poważniejszego trafienia do masowego czytelnika i nawiązania z nim jakiegoś kontaktu. 

Ale jedna rzecz w porównaniu z r. 1956 zmieniła się zasadniczo. Puławianie wysilają się, a naród nie reaguje. Być może zabrakło bodźca równie silnego, jak tajny raport Chruszczowa. Błąd niewykorzystania okazji XXII Zjazdu mści się na Puławianach straszliwie. Ale istotniejsze jest wielkie rozpowszechnienie się postaw apatii, apolityczności, indyferentyzmu i konformizmu. Po to, żeby tym razem poruszyć masy, Puławianie musieliby podjąć kroki o wiele bardziej zdecydowane, niż w r. 1956. A tymczasem to, co zrobili dotąd jest mniej zdecydowane i pełne wahań. 

Chcę, żeby moja konkluzja była dzwonem alarmowym. W Polsce frakcje wzięły się znowu za łby. Oznacza to, że powstaje obecnie nowa wyjątkowa koniunktura na demokratyzację, na powtórzenie się w jakiejś formie tego, co się stało w r. 1956. Ale warunkiem niezbędnym do wykorzystania tej koniunktury jest, żeby naród polski nie przyglądał się bezczynnie i obojętnie temu, co na szczytach drabiny społecznej wyprawiają jego władcy. 

XVI

Klub Krzywego Koła był dla Puławian swoistą klapą bezpieczeństwa. Puławianie, od chwili swoich pierwszych popaździernikowych niepowodzeń, niewątpliwie liczyli się z tym, że mogą się jeszcze kiedyś znaleźć w sytuacji groźnej. Z pewnością obawiali się w szczególności dwóch rzeczy: wyemancypowania się aparatu policyjnego spod kontroli K.C. i jakiejś wymierzonej przeciwko nim propagandy antysemickiej. 

Puławianie mogli zawsze liczyć na to, że w walce z samowolą policji i z antysemityzmem uzyskają bez trudu poparcie tych kół, jakie skupiały się w Klubie i wokół Klubu. Być może liczyli także na to, że te koła uda im się w typowy dla nich sposób oszukać: np. że pod sztandarem walki z antysemityzmem uda im się zwerbować je także do walki z przeciwnikiem, któremu bynajmniej o sprawy rasowe by nie chodziło. W każdym razie, Puławianie byli politykami, którzy wcześnie i trafnie zrozumieli, że kiedy opinia publiczna nie dysponuje normalnymi środkami wyrażania swoich nastrojów, intelektualiści mają szczególne szanse, aby stać się jej leaderami. Niewątpliwie w zrozumieniu tego prawa Puławianie zawsze zabiegali o kontakty - także prywatne - ze środowiskami intelektualistów i nigdy kontaktów tych nie zaniedbywali. Klub, przez swoje powiązania z ogromną ilością osób wpływowych, posiadających głośne nazwiska i cieszących się autorytetem, mógł stać się szczególnie cenną bazą oddziaływania na elitę intelektualną kraju. W sytuacji, w której Puławianie wciąż dysponowaliby prasą i innymi środkami masowej komunikacji, rola Klubu mogłaby być dla nich drugorzędna. Ale po pierwsze, nie mogli mieć pewności, że w momencie zagrożenia będą prasą dysponować, a po drugie, doświadczenie ich uczyło, że zawsze jest coś, czego opublikować nie podobna, a co warto przekazać społeczeństwu drogą ustną. Dość centralne położenie Klubu na mapie kulturalnej Polski dawało gwarancje, że informacje i sugestie będą się stamtąd stosunkowo szybko rozchodzić naprzód po stolicy, a potem po całym kraju. 

Wydaje się, że w kalkulacjach Puławian na temat Klubu istotną rolę odgrywało jeszcze jedno oczekiwanie. Puławianie nigdy nie zapomnieli, że Natolińczycy mają poza szeregami partii sojusznika. Kiedy próba wykończenia PAX-u przez secesję grupy Frankowskiego zawiodła, i kiedy Piasecki skutecznie schronił się pod opiekuńcze skrzydła Gomułki, Puławianie musieli zacząć myśleć o jakichś innych środkach walki ze swoim byłym agentem. Co do stanowiska Klubu wobec PAX-u nie było żadnych wątpliwości. Jeszcze w październiku 1956 r. Klub uchwalił rezolucję, domagającą się wykluczenia Bolesława Piaseckiego z Prezydium Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu. Następnie w r. 1957 zorganizował zebranie, poświęcone rozlicznym publikowanym w tym czasie artykułom Piaseckiego: ton wypowiedzi, jak łatwo się domyślić nie był przychylny dla Piaseckiego. Ale decydującą chyba rzeczą była, napisana w r. 1959, przez jednego z czołowych działaczy Klubu, Jan Józefa Lipskiego, książka na temat ideologii kierowanego przez Piaseckiego przed wojną stronnictwa O.N.R.-Falanga. Lipski podpisał na tę książkę umowę z wydawnictwem "Książka i Wiedza". Niezależnie od tego po jej napisaniu zaproszono go na kilka zebrań dyskusyjnych, na których miał referować różne jej fragmenty. Pierwsze takie zebranie odbyło się w Związku Literatów, gdzie zjawiła się cała masa osób z otoczenia Piaseckiego i gdzie doszło do bardzo burzliwej z nimi dyskusji. Drugie takie zebranie miało się odbyć w Klubie, ale wygłoszenie referatu zostało w ostatniej chwili zakazane przez władze. Co więcej, umowa wydawnicza została z Lipskim zerwana i zarówno on jak i ówczesny przewodniczący Klubu, Aleksander Małachowski, zostali w trybie karnym pozbawieni pracy. 

Był to jedyny w dziejach Klubu przypadek, kiedy władze zdecydowały się środkami administracyjnymi nie dopuścić do wygłoszenia referatu i odbycia się dyskusji. Fakt, że podlegającym takiej szczególnej ochronie tematem była O.N.R.-Falanga ma niewątpliwie swoistą wymowę. O ile można sądzić, zarówno o zakazie odbycia zebrania jak i o represjach wobec Lipskiego i Małachowskiego zadecydowali Puławianie. Piasecki, jak się zdaje, nie uchylał się w tym momencie od otwartej dyskusji; jest w każdym razie faktem, że na zebraniach pojawiało się wielu odpowiedzialnych PAX-owców i że zakazem odbycia zebrania w Klubie wydawali się oni nie mniej zaskoczeni, niż kierownictwo Klubu. Natomiast Puławianom, zaangażowanym po uszy w walkę gabinetową z PAX-em, było w tym czasie zdaje się nie na rękę dostarczanie przeciwnikom argumentów, że znów wychodzą z tą walką na ulicę. 

Byłem wtedy wraz z całą grupą kolegów przekonany, że to jest początek końca i że następnym krokiem będzie rozwiązanie Klubu. Ale wkrótce potem rozpoczęły się pertraktacje zarządu Klubu z władzami. W czasie tych pertraktacji ze strony władz stawiano jakieś warunki, dyskutowano jakieś szczegóły i w końcu wszystko rozeszło się po kościach. Lipskiemu i Małachowskiemu nie przeszkadzano w uzyskaniu nowej pracy i działalność Klubu powróciła na normalne tory. Konsekwencję i upór władze wykazały wówczas właściwie tylko w sprawie tego jednego referatu. Klub jako taki zostawiono w końcu w spokoju. 

Opowiedziałem specjalnie ze szczegółami o historii referatu Lipskiego, gdyż wydaje mi się ona pouczająca. Puławianie, kiedy nie mieli zamiaru z czymś wychodzić na ulicę, potrafili się stanowczo bronić przeciwko komuś, kto, jak w tym wypadku choćby całkiem mimo woli, ich na tę ulicę wyciągał. Ale jednocześnie jakby wiedzieli, że może przyjść moment, kiedy jednak będzie trzeba odwołać się do społeczeństwa lub przynajmniej do jego elity. I dlatego tych, na których pomoc mogli w takiej sytuacji liczyć, trzymali na wszelki wypadek w rezerwie. W ostatecznym rachunku książka Lipskiego nie zaszkodziła Klubowi. Raczej wprost przeciwnie. 

Zarówno w toku wspomnianych pertraktacji, jak i przy innych okazjach można było wprost odnieść wrażenie, że pomimo rozmaitych pretensji jesteśmy w gruncie rzeczy chronieni przez jakieś wpływowe koła partyjne: chronieni przede wszystkim przed możliwymi skutkami denuncjacji delatorów niższych rang. Były na przykład takie sytuacje, że Komitet Dzielnicowy partii sarkał okropnie i słał jeden memoriał za drugim, a z przedstawicielami (zawsze bardzo Puławskiego) Komitetu Warszawskiego było ściskanie rączek. Memoriał Bolesława Piaseckiego do władz śledczych z dnia 12 września 1958 r., oskarżający Klub wraz z szeregiem innych grup, działających w kraju i za granicą (m.in. także "Kulturę") o wspólnictwo w porwaniu i zamordowaniu Bohdana Piaseckiego i domagający się wszczęcia przeciwko wszystkim wymienionym grupom czynności śledczych, nie miał na postępowanie władz wobec Klubu najmniejszego wpływu. Nawet wtedy, kiedy Klub, jak to pisałem we wstępie, był już zupełnym anachronizmem, kiedy jego istnienie kłuło w oczy, kiedy prostoduszni, nieświadomi krętych dróg, którymi chadza władza, delatorzy szaleli ze zgorszenia, ktoś na wyżynach dbał o to, żeby nic szczególnie złego (pomniejsze szykany owszem!) nam się nie stało. 

Oczywiście cały ten układ stosunków był możliwy tylko pod pewnymi warunkami. Gdyby Klub, za sugestiami pewnych kolegów, włączył się w jakąś grę polityczną, gdyby próbował w dalszym ciągu, tak jak to robił w r. 1956, oddziaływać na załogi fabryczne, w ogóle gdyby okazał się zbyt ekspansywny, byłby prawdopodobnie zlikwidowany bardzo szybko. Czym mogła grozić ekspansja Klubu na środowiska robotnicze, przekonaliśmy się jeszcze w "liberalnym" roku 1957, kiedy aktywistom pozostającego w kontakcie z KKK klubu dyskusyjnego w fabryce radioodbiorników im. Kasprzaka z dnia na dzień wymówiono prace. Tolerowano nas jako rezerwę, która w pewnym momencie ewentualnie może się do czegoś przydać, a nie jako sojusznika, od którego oczekuje się aktywności. Sprawa książki Lipskiego świadczyła o tym, że działanie, które - choćby przez nieporozumienie - zostanie poczytane za próbę włączenia się przez Klub do gry politycznej, spotka się ze stanowczym sprzeciwem; cóż więc dopiero, gdybyśmy się naprawdę do jakiejś gry politycznej próbowali włączyć. Ale jak długo Klub był zorientowany raczej na długofalowe efekty działalności kulturalnej i jak długo formy jego pracy były spokojne, tak długo jego tolerowanie było możliwe. 

Kierownictwo Klubu z pewnością nie cieszyło się sympatią Puławian: represje wobec Lipskiego i Małachowskiego były najlepszym tego dowodem. Ale nie wykluczam i tego, że Puławianie z początku chcieli pozostawić Klubowi pewną niezależność. Skoro tolerowali Klub po to, żeby w razie potrzeby wykorzystać autorytet, jakim się cieszył, to być może wychodzili z założenia że nie opłaca im się autorytetu tego podważać przez jakieś działania, zmierzające do jego agenturalizacji. Wydaje się jednak, że później, w miarę jak Klub budził ich coraz większy niepokój, chcieli zmienić taktykę i Klub od siebie uzależnić, przez zapewnienie mu odpowiedniego kierownictwa. W r. 1957 agenci Puławscy do tego, co się w Klubie działo, nie wtrącali się prawie zupełnie. Później jednak zaczęto poddawać Klub coraz ściślejszej obserwacji, aż w r. 1959 po raz pierwszy padło żądanie wprowadzenia członków P.Z.P.R. do jego zarządu. Wtedy jednak wystąpiło zjawisko, o którym pisałem we wstępie: nie było ludzi, którzy by się do tej roboty palili. 

Dlaczego wobec tego Klub w końcu zlikwidowano? Czy był to skutek przegranej Puławian w związku ze sprawą Hollanda? 

Według wszelkiego prawdopodobieństwa zrobili to sami Puławianie w nowej sytuacji, jaka się wytworzyła we wrześniu 1961 r. Aresztowanie dwóch członków Klubu, Anny Rudzińskiej i Jerzego Kornackiego, zostało wyraźnie wykorzystane przez Biuro Śledcze jako dogodna okazja do wysyłania alarmujących raportów na temat Klubu do władz partyjnych. Jednocześnie represje karne przeciwko członkom Klubu i w ogóle fakt konfliktów Klubu z policją, zjednywały mu sporo sympatii i popularności. Klub zaczął być coraz częściej i coraz szerzej uważany za jakąś grupę opozycyjną. Frekwencja na zebraniach wzrastała. "Wolna Europa" i inne radiostacje zachodnie zaczęły się dość jawnie z Klubem solidaryzować. W tej sytuacji dalsze, choćby ciche chronienie Klubu zaczynało być dla Puławian rzeczą krępującą i ryzykowną. 

Mimo to są dane, że Puławianie wciąż jeszcze z Klubu nie rezygnowali. Kiedy wszystkim członkom K.C. doręczono kopie raportu Biura Śledczego wraz z zapytaniem, czy uważają dalsze istnienie Klubu za wskazane, tylko paru poszczególnych Puławian dało odpowiedź pozytywną lub wstrzymało się od wyrażenia opinii. Mimo to z wykonaniem decyzji większości K.C. jeszcze jakiś czas zwlekano, jeszcze jakaś siła nas chroniła. Decydującym momentem był dopiero dzień 1 lutego 1962 r. 

Dnia tego odbyło się zebranie Klubu z referatem dyskusyjnym Adama Schaffa pt. "Konflikt humanizmów". Schaff, człowiek niewątpliwie ściśle związany z grupą Puławską, kilkakrotnie zapewniał członków zarządu Klubu o swojej dla Klubu sympatii i oświadczał gotowość współpracy. W okresie poprzedzającym jego ostatni odczyt w Klubie, Biuro Śledcze żywo się nim interesowało i gromadziło przeciwko niemu obciążające materiały. Był on zdaje się jednym z tych niewielu członków K.C., którzy opowiedzieli się za dalszym egzystowaniem Klubu. Zdecydował się przyjąć zaproszenie do wygłoszenia odczytu w Klubie, zdając sobie niewątpliwie sprawę z tego, że przeciwko Klubowi odbywa się policyjna nagonka i że postanowienie likwidacji Klubu już zapadło. Wcale nie wykluczam tego, że Schaff chciał wtedy jeszcze w jakiś sposób Klub ratować. Oczekiwał on od Klubu tylko jednej rzeczy: posłuchu i aprobaty. Ale było to właśnie to, czego Klub mu dać nie mógł, gdyż wszelkie klakierstwo przekreślało w ogóle sens istnienia Klubu. Kiedy Schaff spotkał się ze sprzeciwem, normalnym sprzeciwem, z jakim mógł się spotkać każdy nasz prelegent, wpadł we wściekłość i zaczął personalnie obrażać dyskutantów. Dalsze wypadki to już jest jego intryga. Najprawdopodobniej Schaff skomentował frakcyjnym przyjaciołom swoje prestiżowe niepowodzenie w Klubie w ten sposób, że Klub jest grupą, na sojusz z którą nie można liczyć; że można się obawiać, że w decydującej chwili zaczniemy, na przykład, pomagać Natolińczykom albo zrobimy coś innego, czego nie da się przewidzieć. To jest przypuszczenie. Natomiast jest faktem, że Schaff maczał ręce aż po łokcie w ordynarnej policyjnej prowokacji, wykonywanej rękami zwykłych lumpów i kryminalistów, dostarczając w ten sposób ostatecznego argumentu za rozwiązaniem Klubu, które nastąpiło cztery dni po jego odczycie. W prowokacji tej, której przebieg zreferuję szczegółowo w rozdziale 5, poza Schaffem bierze udział jeszcze jeden członek Puławskiego sztabu (Wincenty Kraśko) oraz kilku menadżerów pomniejszych. Podkreślam, że intryga Schaffa nastąpiła już po postanowieniu zamknięcia Klubu. To, co zrobił Schaff, to była jedynie usłużna pomoc w wykonaniu tego postanowienia w sytuacji, w której wykonanie natrafiało na jakieś przeszkody, opory czy choćby tylko ulegało zwłoce. 

Moja opinia, że Klub istniał dzięki politycznym kalkulacjom Puławian i przestał istnieć wskutek utraty zaufania Puławian jest oczywiście tylko hipotezą, która będzie musiała w przyszłości być przewietrzana przez nowe fakty, jakie będą niewątpliwie jeszcze wychodzić na jaw. Fakty, które znam, przemawiają jednak, jak mi się wydaje, dość mocno za tą hipotezą i przeciwko hipotezom konkurencyjnym, które omówiłem we wstępie. Dla mnie osobiście przekonanie to jest czymś wyjątkowo niemiłym. Pisanie o tym, jak instytucja, w którą włożyłem tyle serca, była w istocie przedmiotem jakichś manewrów i przetargów ze strony cynicznych stalinowskich łobuzów może mi sprawiać tylko przykrość. Ale z ogólnego punktu widzenia historia ta powinna, moim zdaniem, budzić optymizm. Pokazuje ona bowiem, że konstruktywna i naprawdę niezależna robota kulturalna jest w pewnych wypadkach możliwa nawet w okresach intelektualnego terroru. Muszą się tylko do tego znaleźć ludzie z inicjatywą, skłonni do wynajdywania okazji i wykorzystywania koniunktur. W Klubie Krzywego Koła tacy ludzie się znaleźli.


Kategorie: historia, _blog, polska-izrael, polityka, historia / polityka


Słowa kluczowe: chamy i żydy, gomułka, moczar, Witold Jedlicki, jedlicki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
13 lutego 2018 (wtorek), 15:33:33

Polska-Izrael - składnica materiałów

Tu sobie będę gromadził.

  • Biedni Polacy patrzą na getto - cytowany jest wiersz Miłosza, ale co jeżeli jest tak, jak uważają niektórzy historycy, że karuzela została postawiona po to aby żołnierze Armii Krajowej mogli się z jej pomocą komunikować z powstańcami ŻŻW? Nie ŻOB ale ŻZW, którego historia jest tak stłamszona, przemilczana?
  • Daty niektórych dzieł:
    • Michał Cichy, Polacy – Żydzi: czarne karty powstania z 1994
    • Jan Tomasz Gross, Sąsiedzi, 2000
    • Jan Błoński, Biedni Polacy patrzą na getto 1987, powtórka 2009
    • Władysław Pasikowski, Pokłosie 2011
    • Paweł Pawlikowski, Ida 2012
  • Eliza Michalik, twiter
    @EMichalik
    Polacy mordowali swoich Żydowskich sąsiadów w sposób zorganizowany, bez przymusu ze strony nazistów, z własnej woli, chciwości i podłości. Nie tylko w Goniądzu i Jedwabnem, ale wielu innych polskich miejscowościach. Taka jest prawda, a nie taka, jak chcielibyśmy, żeby była.
    18:40 - 30 sty 2018
  • 10 lipca 2011 roku, w 70 rocznicę zbrodni w Jedwabnem, w liście odczytanym przez Tadeusza Mazowieckiego, prezydent Bronisław Komorowski  napisał, że naród musi zrozumieć, że był także sprawcą:

    Chcemy wraz z dzisiejszymi mieszkańcami Jedwabnego do końca zrozumieć wymowę tego, co się wtedy stało oraz uświadomić sobie to, co musi zostać w nas ocalone jako pamięć, przestroga, zobowiązanie. Wtedy (w 1941 r.) nie było tu Rzeczypospolitej, ale dziś ona jest. Jest i słyszy skargę, niegasnący krzyk swoich żydowskich obywateli. Dziś w jej imieniu oddaję cześć ich cierpieniu i raz jeszcze proszę ich o przebaczenie. (...) 
    Naród ofiar musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą. Długo trwało zanim zrozumieliśmy, że przyznanie się do tej winy nie przekreśla polskiej martyrologii i polskiego bohaterstwa w walce z niemieckim i sowieckim okupantem, że nie oznacza relatywizacji win i wywrócenia proporcji w ocenie historycznych zasług i grzechów.
  • Kłamstwa w filmie Ida -> http://wojtek.pp.org.pl/31976_ida-film 
    • 15 styczeń 2015 (czwartek), w Dwójcie usłyszałem mniej więcej takie zdanie:

      "Film 'Ida' jest zakłamany bo wprowadzając wątek żydokomuny rozmywa współodpowiedzialność Polaków za holokaust z takim trudem ujawniany przez współczesnych historyków".

  • W sprawie Zbrodni Kieleckiej
    • Wycinek z Polskiej Kroniki Filmowej, nr 22 z 1946 roku
  • Marsz Żywych, 12 kwietnia 2018
    • Od dłuższej chwili usiłuję dowiedzieć się, który z prezydentów w trakcie Marszu Żywych powiedział, albo nie powiedział, że "Nie możemy zaprzeczać, że Polska i Polacy uczestniczyli w Holokauście".

      Polska? To w trakcie wojny była jaka Polska?

    • nie wiadomo co powiedział prezydent Izraela

      Gazeta:
      Nazistowska machina śmierci nie byłaby w stanie osiągnąć swojego potwornego celu, gdyby nie znalazła dobrej gleby, na której mogła zasiać nienawiść do Żydów - powiedział w Brzezince prezydent Izraela Re'uwen Riwlin.
      http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,23263021,prezydent-izraela-machina-smierci-znalazla-glebe-na-ktorej.html 

      Do rzeczy:
      „The Times of Israel”, izraelski dziennik internetowy informuje, iż prezydent Izraela miał stwierdzić, że Polacy brali czynny udział w Holokauście, pomagając Niemcom. – Nie ma wątpliwości, że było wielu Polaków, którzy walczyli z nazistowskim reżimem, ale nie możemy zaprzeczyć, że Polska i Polacy mieli udział w eksterminacji – miał według medium powiedzieć Reuven Rivlin. Gazeta cytuje również inne słowa, które miał rzekomo wypowiedzieć przywódca Izraela: – Polska pozwoliła na wprowadzenie przerażającej ludobójczej ideologii Hitlera i była świadkiem fali antysemityzmu wywołanej przez prawo, które właśnie wprowadzono.
      https://dorzeczy.pl/kraj/61502/Prezydent-Izraela-oskarzyl-Polske-o-wspoludzial-w-Holokauscie-Jest-komentarz-Andrzeja-Dudy.html

    • Ale pozostawiając problem historyczny widzę problem medialny. Co innego się mówi w Polsce Polakom, co innego słyszą w Polsce Polacy szukający inaczej, a co innego było w Izraelskich gazetach na jedynkach, również w tych angielskojęzycznych izraelskich gazetach, co to się je czyta wszędzie.

      Tak - czasy PostPrawdy to czasy kłamstw.

    • Gazetowe relacje:
      jedni pokazują starszego Żyda z Polską flagą
    • inni młodzież z napisem "to jest Polski obóz koncentracyjny".
  • 14 lutego 2019 - konferencja, narada wojenna w Warszawie
    • premier Natanjachu mówi, że Polacy współpracowali z Niemcami w holocauście
    • dziennikarka pisze, że powstanie w gettcie było przeciwko polskiemu i nazistowskiemu rezimowi
    • a w ogóle to będziemy bić Iran - Dramat!!!

Kategorie: polska-izrael, składnica plików, historia, _składnica


Słowa kluczowe: polska-izrael, histroia, getto


Galeria plików multimedialnych


Pliki audio


Pliki


Komentarze: (1)

wojtek, December 7, 2018 20:28 Skomentuj komentarz


Stefan Kisielewski o Żydach: (..) A swoją drogą ja jestem prorokiem, tyle że nikt mnie nie słucha. Dwadzieścia dwa lata temu powiedziałem Ważykowi, że to, co robią Żydzi, zemści się kiedyś na nich srodze. Wprowadzili do Polski komunizm w okresie stalinowskim, kiedy mało kto chciał się tego podjąć z „gojów”.

Dalej: (…) od paru miesięcy odbywa się ostateczna rozgrywka między dwiema grupami ubeków: grupą żydów, która z łaski Rosji szarogęsiła się tutaj w latach Stalina, oraz grupą „partyzancką”. Po wojnie grupa przybyłych z Rosji Żydów-komunistów (Żydzi zawsze kochali komunizm) otrzymała pełnię władzy w UB, sądownictwie, wojsku, dlatego że komunistów nie-Żydów prawie tu nie było, a jeśli byli, to Rosja się ich bała. Ci Żydzi robili terror, jak im Stalin kazał (zresztą prawdziwi partyzanci też, tyle że byli raczej podwładnymi niż rozkazodawcami), dopiero w roku 1956 wycofali się z tego, a żeby się ratować, zwalili winę na tamtych (Zambrowski robiący Październik), oskarżając ich w dodatku o antysemityzm. Tymczasem dorosło młode pokolenie komunistycznych byczków i partyzanci rzucili ich na tamtych, szermując przy tym doskonale pasującym argumentem „syjonizmu”. Marzec to była prowokacja, aby Żydów dorżnąć – dwie grupy się walą, a między nimi plącze się nic nie rozumiejący Wiesio, który dał się nabrać, a teraz, gdy się nieco zorientował, jest trochę już późno, bo go robią na szaro, a żona Żydówka też mu nie pomaga (Fronda).

Maria Dąbrowska w „Dziennikach” pod datą 22.05.1956 r. zapisała: „Ostatnimi tygodniami byłam w Nieborowie w towarzystwie samych Żydów oprócz Anny i Bogusia. Częste ich rozmowy o wzrastaniu antysemityzmu. Czemu dziś sami są częściowo winni – bo jak można było dać sobą obsadzić wszystkie „kluczowe pozycje” życia Polski: prokuratury, wydawnictwa, ministerstwa, władze partii, redakcje, film, radio itp.” (Maria Dąbrowska, „Dzienniki”, T. 5, Czytelnik, Warszawa 1988).

Skomentuj notkę
9 lutego 2018 (piątek), 20:43:43

Jak Żydzi kolaborowali z Niemcami

Nagonka na Polskę spowodowała pewnego rodzaju przebudzenie oraz odwagę. Np. najnowsze Uważam Rze prezentuje teksty, które istniały tylko w drugim, internetowym obiegu. No i dobrze.

Zachowuję więc ku pamięci, bo nie wiadomo kiedy ta gazeta zniknie a lepiej mieć.

Oryginał jest tu: http://www.uwazamrze.pl/artykul/995313/jak-zydzi-kolaborowali-z-niemcami

Jak Żydzi kolaborowali z Niemcami

Leszek Pietrzak

W okupowanej przez Niemców Polsce Żydzi kolaborowali znacznie częściej niż Polacy. Robili to nawet wtedy, gdy rozpoczął się Holokaust. Dziś to Polacy nazywani są kolaborantami i wspólnikami Niemców w żydowskiej Zagładzie

Właśnie rozpoczynają się obchody Dnia Pamięci o Shoah, ustanowionego 12 kwietnia 1951 r. przez izraelski parlament. Jak co roku tysiące młodych Izraelczyków przejdą w Marszu Żywych przez teren byłego obozu Auschwitz–Birkenau. Dla młodych Żydów Polska jest krajem, w którym dokonał się Holokaust ich przodków. Są też przeświadczeni, że Polacy brali w nim udział, bo taki obraz serwowany jest im w szkołach.

Obraz Polaków jako wspólników Hitlera został w ostatnich latach utrwalony w literaturze, kinie, mediach i całej światowej przestrzeni informacyjnej. Książki Jerzego Kosińskiego („Malowany ptak") czy Benjamina Wilkomirskiego („Urywki. Z dzieciństwa 1939–1948") udowodniły, że Polacy zajęli właśnie taką postawę w czasie wojny. Beletrystyka Kosińskiego i Wilkomirskiego, której znajomość obowiązuje uczniów izraelskich szkół, traktowana jest niczym historyczne dokumenty. Podobne stereotypy utrwaliło kino. Od czasów dokumentalnego filmu „Shoah" Claude'a Lanzmana przy temacie Holokaustu X muza pokazuje Polaków jako wspólników Hitlera. Obraz ten utrwalają też historycy. Głośnym echem w ostatnich latach odbiła się książka profesora Harvardu Daniela Jonaha Goldhagena „Gorliwi kaci Hitlera", która stała się nawet czymś w rodzaju biblii „w wersji dla początkujących". Chyba to właśnie sprawiło, że w światowej przestrzeni informacyjnej, gdy mowa o żydowskiej Zagładzie, w tle pojawia się obraz Polaków jako narodu czynnie w nią zaangażowanego. Co gorsze coraz częściej powielany jest on w Polsce. Wystarczy wspomnieć o głośnej książce Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka", opisującej żydowski pogrom w Jedwabnem, jakiego mieli dopuścić się tamtejsi mieszkańcy. W szerokim nurcie rzekomej kolaboracji Polaków z Hitlerem utrzymany jest również ostatni film Agnieszki Holland „W ciemności" opowiadający jedną z historii, jakie mogły wydarzyć się w czasach Zagłady.

Przekaz, że Polacy są wspólnikami Niemców, jest zabiegiem świadomym. Ma zasłonić obraz postaw samych Żydów wobec niemieckiego okupanta. A te, jak pokazują wyniki badań historycznych, nie były monolitem. Wielu Żydów, zanim zostało ofiarami Zagłady, dopuściło się zbrodni największej: kolaboracji i współpracy z oprawcami.

Entuzjazm dla okupantów

Już we wrześniu 1939 r., gdy w Polsce toczyła się jeszcze kampania wojenna, żydowscy mieszkańcy wielu polskich miast i miasteczek witali uroczyście wkraczające oddziały Wehrmachtu. Tak było m.in. w Łodzi i Pabianicach, gdzie z inicjatywy miejscowych Żydów zbudowano nawet ukwiecone triumfalne bramy, a delegacje witały niemieckich żołnierzy chlebem i solą. Taka postawa nie była niczym zaskakującym. Gdy zaczynała się wojna, spora część Żydów była przekonana, że by odnaleźć się w nowej rzeczywistości, wystarczy jedynie respektować niemiecki porządek. Przyjęcie takiego punktu widzenia w oczywisty sposób nakazywało potępienie tego, co było wcześniej – przedwojennego polskiego państwa, które w ich ocenie nie było nawet w stanie się obronić. Wyrazy tego potępienia widać było jeszcze mocniej na Kresach Wschodnich, 17 września 1939 r. zajętych przez Sowietów. W wielu kresowych miasteczkach równie triumfalnie Żydzi witali okupantów sowieckich. W ich zachowaniu była niejednokrotnie nie tylko radość z upadku polskiego państwa, ale i drwina z samych Polaków. Według relacji świadków mówili: „Już się wasza zasrana Polska skończyła" albo „chcieliście Polskę bez Żydów, a macie Żydów bez Polski". Ale na Kresach radość sporej części Żydów nie skończyła się tylko na powitaniu wkraczającej Armii Czerwonej. Jesienią 1939 r. setki kresowych Żydów zaangażowały się w kampanię propagandową przed zaplanowanymi na 22 października sowieckimi wyborami do Zgromadzeń Narodowych Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, które miały zadecydować o przyłączeniu tych terenów do Związku Sowieckiego. Zdecydowana większość ludności żydowskiej Kresów głosowała właśnie za ich przyłączeniem do Związku Sowieckiego. Porzucenie Polski i entuzjazm dla jej okupantów nie wyrażali jedynie komunizujący jeszcze przed wojną Żydzi. Nową optykę przyjmowali nader często przedstawiciele przedwojennej żydowskiej elity. Jakub Wygodski – w latach 1922–1930 poseł na Sejm RP i prezes gminy żydowskiej w Wilnie – już w październiku 1939 r. poparł likwidację przez Niemców i Sowietów państwa polskiego. Jasno wówczas deklarował, że „większość społeczeństwa żydowskiego wyraża zadowolenie, że do Wilna wkroczyli Litwini". Wygodski szybko stał się z własnego wyboru obywatelem Litwy Jokūbasem Vygodskism. Podobne stanowisko zajął Icchak Giterman, pochodzący z Ukrainy, a w latach 1926–1939 dyrektor krajowego oddziału organizacji charytatywno-pomocowej American Joint Distribution Commitee (AJDC). Gdy po kampanii wrześniowej znalazł się w Wilnie, publicznie pochwalił zabór Wilna przez Litwinów i wystąpił o litewskie obywatelstwo. Jesienią 1939 r. co najmniej kilka tysięcy Żydów z Wileńszczyzny porzuciło Polskę, stając się obywatelami Litwy. Ale Żydzi równie chętnie przyjmowali obywatelstwo sowieckie, zostawali też funkcjonariuszami nowej sowieckiej administracji. Oczywiście, że nie cała, nawet nie większość społeczności żydowskiej, jaka zamieszkiwała przedwojenną Polskę, wyrażała radość z powodu jej upadku i entuzjazm dla jej okupantów. Ale jesienią 1939 r. takie postawy wśród Żydów były nader częste. A był to dopiero początek wojny.

 

Królowie gett

Niemcy tworzyli getta już od października 1939 r. Skupienie olbrzymiej masy ludności na małej powierzchni i pozbawienie jej możliwości wychodzenia poza wyznaczony teren samo w sobie służyło jej eksterminacji. Do tego doszedł głód i epidemie. Ale zarządzanie gettami przez Niemców nie byłoby w ogóle możliwe, gdyby nie istniały w nich żydowskie Judenraty i podporządkowana im żydowska policja. Formalnie rozkaz do tworzenia Judenratów wydał szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) Reinhard Heydrich. Zarządzenia Hansa Franka z 18 listopada 1939 r. mówiło, że w miejscowościach mniejszych Judenrat miał składać się z 12 członków, w miastach powyżej 10 tys. mieszkańców musiał on zaś liczyć co najmniej 24 członków. Kompetencje Judenratów ograniczały się do ścisłego wykonywania poleceń okupanta. Miały dostarczać robotników, organizować wysyłki ludzi do obozów pracy, zbierać i przekazywać kontrybucje niemieckiemu okupantowi. Gdy zaczęła się Zagłada, to Judenraty na polecenie Niemców organizowały deportację Żydów do obozów zagłady. Na początku usiłowały lawirować pomiędzy spełnianiem żądań Niemców a próbą obrony żydowskiej ludności, w przekonaniu, że w ten sposób uda się uratować chociaż jej część. Taka kalkulacja nie przynosiła jednak oczekiwanych efektów. Była to całkowicie błędna filozofia poświęcenia jednych Żydów w imię rzekomego przeżycia innych. Hannah Arendt w głośnej książce pt. „Eichmann w Jerozolimie" z 1963 r. oskarżyła Judenraty o czynny udział w żydowskiej Zagładzie. Jej zdaniem bez ich udziału w rejestracji Żydów, koncentracji w gettach, a potem aktywnej pomocy w kierowaniu do obozów, zginęłoby dużo mniej Żydów. Niemcy mieliby kłopot z ich spisaniem i wyszukiwaniem. Krótko mówiąc, praca Judenratów usprawniała i przyspieszała żydowską Zagładę. A niektórzy ich szefowie pomagali Niemcom szczególnie. Legendarny Chaim Rumkowski został mianowany przez Niemców szefem Judenratu w łódzkim getcie. Był prawdziwym królem getta, panem życia i śmierci tysięcy rodaków. Z niespotykaną gorliwością i bezwzględnością wykonywał wszelkie niemieckie polecenia. Za jego czasów działy się w łódzkim getcie rzeczy niewyobrażalne. Tak było m.in. 4 września 1943 r., gdy Rumkowski zażądał od mieszkańców getta oddania swoich dzieci po to, aby następnie wysłać je do obozów zagłady. Były przewodniczący izraelskiego Knesetu Szewach Weiss – sam jako dziecko uratowany z Zagłady – powiedział, że „gdyby Rumkowski nie zginął w Auschwitz, stanąłby po wojnie przed sądem". Królami w swoich gettach było wielu innych szefów żydowskich Judenratów – Mojżesz Meryn z Sosnowca, Efraim Barsz z Białegostoku, Jakub Gens z Wilna czy Józef Parnas ze Lwowa. Oni i ich Judenraty byli współsprawcami żydowskiej Zagłady.

Strażnicy Zagłady

Jeszcze większą odpowiedzialność od Judenratów za żydowską Zagładę ponosi Żydowska Służba Porządkowa (Jüdischer Ordnungsdienst), zwana potocznie policją żydowską. Była najsprawniejszym narzędziem w rękach Niemców. Tylko w warszawskim getcie służbę pełniło około 2500 żydowskich policjantów. W drugim co wielkości – getcie łódzkim było ich 1200, w getcie lwowskim zaś prawie 500. W skali całej okupowanej przez Niemców Polski mogło to być nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Na co dzień członkowie Żydowskiej Służby Porządkowej dokonywali rekwizycji, łapanek i kierowali tysiące Żydów do transportów śmierci. Robili to z gorliwością i bezwzględnością. O tej bezwzględności może świadczyć m.in. to, że – jak stwierdził Baruch Goldstein, przed wojną współorganizator bojówek Bundu – „każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, aby je poświęcić na ołtarzu dyskryminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek, mógł schwytać – przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny". Żydowska policja budziła przerażenie i wstręt wśród mieszkańców getta. Miała ona w swoich szeregach postacie szczególnie odrażające. Był nią na pewno Józef Szeryński – przedwojenny inspektor policji państwowej w Lublinie, który został szefem żydowskiej policji w warszawskim getcie. W czasie największego dramatu warszawskiego getta osobiście brał udział w selekcji Żydów do transportów „śmierci", kierowanych do Treblinki. Pilnował, aby trafiły tam także dzieci i chorzy. Taką postacią był również zastępca Szeryńskiego – przedwojenny adwokat Jakub Lejkin. On także osobiście nadzorował deportację warszawskich Żydów do Treblinki. Robił to szczególnie gorliwie na przestrzeni lipca i września 1942 r., z zapałem wyciągając swoich współbraci z mieszkań i kryjówek. Robił to na oczach obserwujących i fotografujących wszystko Niemców. Ale byli także inni, którzy nie zawahali się posłać na śmierć nawet swoich najbliższych. Anatol Chari – żydowski policjant w łódzkim getcie wepchnął do transportu śmierci swoją narzeczoną. Calek Perechodnik – policjant w getcie w podwarszawskim Otwocku – umieścił w transporcie do Treblinki swoją żonę i dwuletnią córeczkę. Najsłynniejszy kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelblum o roli żydowskiej policji pisał, że „wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją".

Agenci gestapo

Wśród Żydów byli także ci, którzy zostawali agentami niemieckiego gestapo. Były ich dziesiątki, a może nawet setki. Nikt ich nie policzył. To oni, działając skrycie, wydawali innych Żydów na śmierć, szantażowali ich, wymuszali od nich haracz i byli szmalcownikami. Na bieżąco składali do gestapo meldunki na swoich współbraci. Nie działali tylko w gettach. Specjalne przepustki umożliwiały im poruszanie się także po aryjskiej stronie, czasami nawet po terenie całej Generalnej Guberni. Wiernie służyli niemieckim oprawcom swoich rodzin, żon i dzieci. Robili to bez jakichkolwiek zahamowań, z własnego wyboru, tylko w imię większej porcji żywności lub czasowych przywilejów.

Czy mogli zerwać się z niemieckiej smyczy? Mogli, mieli nawet taką możliwość, będąc poza murami getta, jednak takich prób nie podejmowali. Dlatego właśnie ich zdrada była na znacznie wyższym poziomie. Byli wśród nich tacy, którzy w sianiu zła wznieśli się na prawdziwe wyżyny. W warszawskim getcie byli to Abraham Gancweich i Dawid Sternfeld – szefowie powstałej w grudniu 1940 r. tzw. trzynastki – składającej się z grupy żydowskich policjantów – agentów. Gancweich przed wojną był nauczycielem i działaczem syjonistycznym, legitymował się również dyplomem rabina. Z kolei Sternfeld był kapitanem przedwojennej policji. Oficjalnie grupa miała zwalczać przemyt i spekulację w getcie, faktycznie jednak jej działalność nakierowana była na kontrolę działalności Judenratu oraz infiltrowanie działających w getcie podziemnych organizacji. Działała również po stronie aryjskiej, gdzie jej członkowie udawali bojowników żydowskiego ruchu oporu.

Spośród agentów „trzynastki" wywodziła się również spora część Żydowskiej Gwardii Wolności – „Żagwi" – specjalnie stworzonej przez warszawskie gestapo i głęboko zakonspirowanej organizacji, w której czołową rolę odgrywał Leon Skosowski „Lonek". „Żagiew" działała zarówno w getcie warszawskim, jak i poza nim. Zasłynęła przede wszystkim z potężnej afery, której ofiarami padły setki Żydów. Na początku 1943 r. w Hotelu Polskim przy ul. Długiej w Warszawie ulokowana została specjalna ekspozytura „Żagwi". Grupa żydowskich agentów naganiaczy odszukiwała zamożnych Żydów i w zamian za pieniądze oferowała im paszporty, wizy oraz możliwość wyjazdu do innych krajów. Stawką było co najmniej 20 złotych dolarów od głowy.

Do Hotelu Polskiego zgłaszali się Żydzi z całej Warszawy, licząc, że dzięki posiadanym środkom będą mogli rzeczywiście wyjechać z Polski. Tam kupowali paszporty i oczekiwali na dalszą podróż za granicę. Była to jednak sprytna pułapka, od początku wymyślona przez warszawskie gestapo, które w ten sposób wywabiało Żydów z kryjówek po aryjskiej stronie, by później ich zamordować. Szacuje się, że w wyniku całej prowokacji Niemcy mogli ująć i zamordować nawet 2,5 tysiąca Żydów. Podziemny Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) wytropił działalność „Żagwi" i przy współpracy AK na agentach wykonano 70 wyroków śmierci. Jednym z ostatnich zlikwidowanych był Leon Skosowski.

Ale żydowscy agenci gestapo działali skutecznie także w innych miastach. W Krakowie było kilka siatek. Najgroźniejszą kierował Józef Diamand. Jej członkowie niejednokrotnie podszywali się pod ludzi polskiego podziemia, denuncjowali nie tylko ukrywających się Żydów, ale i Polaków. Krakowski Kedyw od lata 1943 r. do wiosny 1944 r. podjął własną grę z siatką agentów Diamanda, likwidując kilkunastu jej członków. Ale Diamand zawsze wychodził cało z pułapek AK. W końcu jednak został zastrzelony przez Niemców w więzieniu na Montelupich.

Prawdziwym agentem zła był w lubelskim getcie Szama Grajer – człowiek przedwojennego lubelskiego półświatka, który gdy trafił do więzienia, zgodził się pracować dla gestapo. Niemcy pozwolili mu nawet na otwarcie własnej restauracji, do której drzwi pomalowane były ulubionym przez nazistów kolorem brunatnym. W restauracji Grajera gromadził się świat żydowskich prostytutek, alfonsów i szpicli. U Grajera bywał także kwiat lubelskiej SS, opijając kolejne swoje eksterminacyjne sukcesy w getcie. Ale Grajer przede wszystkim wyciągał rękę po pieniądze i kosztowności innych Żydów. Wydawał ich Niemcom dziesiątkami i zawsze od rodzin ofiar brał łapówki za interwencję w sprawie uwolnienia.

 

Pamięć to prawda

Żydowski entuzjazm dla okupantów we wrześniu 1939 r., działalność żydowskich Judenratów, żydowskich policjantów i agentów gestapo nie mówią pełnej prawdy o Żydach w czasach Holokaustu. To prawda. Ale i historia Holokaustu bez nich nie jest prawdziwa. Bez prawdy o nich nie będziemy mogli dostrzec dramatycznej walki bojowników Żydowskiego Związku Wojskowego, Żydowskiej Organizacji Bojowej i dramatu, jaki przeżywało 6 milionów ofiar żydowskiej Zagłady, który był dramatem także z powodu działań ich żydowskich współbraci. O tym dramacie nigdy nie możemy zapomnieć. Nasza pamięć o tym zostanie w kwietniu odnowiona. Będziemy słyszeli i będziemy mówili o tym, co stało się przed 70 laty w okupowanej przez Niemców Polsce. Będziemy widzieli tysiące młodych Izraelczyków, którzy przybędą do Polski, aby zapalić świeczkę i odmówić kadisz w miejscach masowej zagłady swoich braci. Zapewne usłyszymy i przeczytamy też przy tej okazji, że to właśnie Polacy byli jedynymi wspólnikami Niemców w Zagładzie, a wszyscy Żydzi byli jedynie ofiarami. Tylko że winy nie leżą jedynie po polskiej stronie. Są w dużo większym stopniu po stronie żydowskiej. O tym mówią fakty, niestety ciągle świadomie przemilczane.


Kategorie: historia, Polska-Izrael, _blog


Słowa kluczowe: polska-izrael, holocaust, szmalcownicy, gestapo, getto, Rumkowski, Czerniakow


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
1 lutego 2018 (czwartek), 18:12:12

Umarły cmentarz (ebook w PDF)

Na linii Polska-Izrael iskrzy. Wiem, że spowodowane jest to kłamstwami, które nawarstwiają się również dlatego, że nie zbadano Wydarzeń Kieleckich a stale nazywa się je Pogromem. A może to była Prowokacja Kielecka? Tak! Mogę powiedzieć, że tak bo ta książka miała być przyczynkiem do  rozpoczęcia badań a nie zbadano nic z tego co zbadać się powinno.

Umarły cmentarz

Wstęp do studiów nad wyjaśnieniem przyczyn i przebiegu morderstwa na Żydach w Kielcach dnia 4 lipca 1946 roku.

Krzysztof Kąkolewski

Wydawnictwo: von Borowiecki
Krąży w PDF, ale mam też papierową

Polecam do przeczytania:

  • Umarły cmentarz w PDF. Książkę można jeszcze kupić, ale ja wskazuję na tego PDF-a bo warta jest przeczytania.

Przy okazji w całości pokażę dwa podejścia do zjawiska prawdy:


Od faktów ważniejsza jest interpretacja tychże.
(Bronisław Gieremek)

 

ale ja o prawdzie napisałem kiedyś tak:

Prawda jest najważniejszym kryterium.
 
Prawda to opis rzeczywistości. Prawda jest wg. mnie najważniejszym kryterium etycznym, a kłamstwo jest korzeniem wszelkiego grzechu.
 
Prawda to opis rzeczywistości.

Kategorie: historia, polityka, _blog, polska-izrael


Słowa kluczowe: pogrom kielecki, prowokacja kielecka, antysemityzm


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
31 grudnia 2017 (niedziela), 20:31:31

Jak Fryderyk Wilhelm III ściągał podatki

Urzędnicy Fryderyka Wilhelma III (1770-1840) zwracając się do podatnika w urzędowym wezwaniu o rychłe uregulowanie zaległości, organ podatkowy pisali tak:

Z Bożej łaski Fryderyk Wilhelm, król Prus etc. etc.

Łaskawe pozdrowienie! Kochany nasz poddany!

Przedłożono panu 8 bm. rachunek naszej kasy podatkowej, w myśl którego jesteś pan winny wspomnianej kasie kwotę trzech talarów osiem groszy i trzy fenigi. Ponieważ jednak dotąd powyższej kwoty kasa nie otrzymała, przeto zwracamy uwagę Szanownego Pana, że będziemy zmuszeni przeprowadzić na majątku pańskim egzekucję.

Polecamy się łaskawie pamięci.

Berlin 8 listopada 1801 rok.


Kategorie: polityka, historia, obserwator


Słowa kluczowe: Fryderyk Wilhelm, podatki, egzekucja


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
30 grudnia 2017 (sobota), 17:50:50

Kalendarium II Wojny Światowej pod kątem Holocaustu

Wynotowuje sobie, aby pamiętać.

Wydarzenia:

  • 12 października 1939 - na ziemiach polskich nie wcielonych do Niemiec czy republik ZSRR powstaje Generalna Gubernia.
  • zarządzenie o obowiązkowym oznaczeniu gwiazdą Dawida
  • listopada 1940 - zamknięcie getta w Warszawie (w innych miastach podobnie)
  • czerwiec 1941 - po inwazji Niemiec na ZSRR na terenach zajętych Niemcy mordują wszystkich Żydów (Einsatzgruppen)
  • od jesieni 1941 roku do kwietnia 1943 funkcjonuje pierwszy obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem.
  • 20 stycznia 1942 roku - konferencja w Wannsse - zatwierdzenie planów całkowitej zagłady Żydów
  • 15 marca 1942 - likwidacja małego getta w Warszawie
  • od lipca 1942 roku do listopada 1943 pracuje obóz zagłady w Treblince (podobnie Bełżec i Sobibór)
  • 22 lipca 1942 (9 Aw) - początek likwidacji Getta Warszawskiego, transporty do Treblinki.
  • 13 marca 1943 - likwidacja getta na Podgórzu w Krakowie
  • 12 kwietnia 1943 (14 Nissan, Pesach) - ostateczna akcja likwidacji getta w Warszawie, początek powstania w Getcie
  • ... kwiecień, maj 1944 - likwidacja obozu w Płaszowie
  • styczeń 1945 - z linii Wisły rusza na zachód front i reszta Polski z okupacji niemieckie wpada pod okupacje radziecką.

 

 


Info:

  • Niedawno ponownie przeczytałem Pamiętniki Adama Czerniakowa zainspirowany wykładem pani prof. Ewy Kurek.
  • 30 grudnia 2017 - odnotowuje w trakcie oglądania Listy Schindlera, bo dawno, pewnie z 10 lat nie oglądało. Potem próbowałem jeszcze popatrzyć na Pianistę ale za dużo propagandy to szkodzi.

Kategorie: notatka, historia, notatka / historia


Słowa kluczowe: holocaust, polska-izrael


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
28 grudnia 2017 (czwartek), 22:47:47

Próby odbudowy świątyni - wg. ks. Chrostowskiego

Wykład dostępny jest tu:

Notatki z wykładu:

132 za Bar Korby - wznowiono kult, ale na odbudowę sił nie było.

 
Za rządów cesarza Hadriana, jak Jerozolima była miastem rzymskim zwanym Elia Capitolina, po zaoraniu terenu świątyni, w latach 132-135 wybuchło powstanie Bar-Korby. Bar-Korba gdy zdobył Jerozolimę to zamówił dostawy (zachowały się rachunki) niezbędne do sprawowania kultu. Powstańcy wybili też monetę z obrazem frontu świątyni.
 
po 365 roku, za rządów cesarza Juliana Apostaty 
 
Żydowscy nauczyciele przekonali go, że chrześcijaństwo to zepsuty judaizm i że może pogański władca (jak Cyrus) zrobić coś w myśl Boga. Julia więc dał zgodę na odbudowę.  
Żydzi widzieli w tym spełnienie proroctwa Izajasza o wznowieniu kultu. Chrześcijanie widzieli w tym Dan 11:34 - proroctwo było czytane jako początek końca judaizmu. 20 maja 362 roku trzęsienie ziemi uniemożliwiło prace budowlane, a miesiąc później Julian Apostata zmarł, więc uznano, że Pan Bóg nie chce odbudowy świątyni.
 
614 za Persów, którzy zdobyli tereny Bizancjum
 
Jerozolimscy Żydzi zawarli z Persami lokalny sojusz przeciwko chrześcijanom. Persowie obiecali Żydom odbudowę, po zajęciu terenu, ponoć w latach 614-617 nawet wznowiono kult, ale zaraz potem wygoniono Persów.
 
691 przyszli już Arabowie i od tego czasu jest tam meczet zbudowany przez Omara (meczet Al-Aksa (Najdalszy) oraz Kopuła Skały). Te budowle istnieją od tego czasu do dziś, co może przeszkadzać w budowie świątyni (choć nie wiadomo gdzie dokładnie stała).
 
1798-1799 - w trakcie kampanii Napoleona na Bliski Wschód
 
Napoleon chcąc pozyskać pieniądze na wojnę, pokonać Turków, więc obiecywał odbudowanie świątynię. Ale była to tylko propaganda. 
 
1896-1897 Kongres Syjonistyczny w Bazylei
 
Teodor Herz napisał książkę programową: Państwo Żydowskie. Nie było jeszcze mowy o tym, że na terenie Izraelu, nie pisał też o Świątyni i Jerozolimie, ale żydzi religijni o tym dyskutowali.
 
1948 - istnieje państwo Izrael, ale nie ma kontroli nad starą Jerozolimą i terenem świątyni.
 
1967 - w trakcie Wojny 6-dniowej
 
Nad kopułą Skały wisiała przez chwila flaga Izraelska. Jeden z ważnych rabinów (Szlomo Goren) nie mówił o budowie, ale mówił o burzeniu meczetu. Po 1967 roku teren Żydzi przekazali teren świątyni pod opiekę instytucji charytatywnej króla Jordanii. Przypuszczalnie zawarzyła realizm polityczny lewicowych Syjonistów, którzy rządzili wtedy Izraelem, ale ważnym argumentem był też zakaz rabinów wchodzenia Żydom na ten teren, aby przypadkiem nie weszli na teren miejsca świętego.
 
Od lat 80-tych istnieją co najmniej 3 instytucje dążące od odbudowy:
- Usza Horim (?)
- Wierni Wzgórza Świątynnego
- Instytut Świątyni
 
Przykład działania: 1980, sierpień - próbują wejść
luty 1982 - robią specjalną wystawę pokazującą sprzęty
1987 - Wierni Wzgórzu Świątynnemu (Salomon Gershon)

Dodatki:


Kategorie: eschatologia, izrael, historia / izrael, _blog


Słowa kluczowe: świątynia jerozolimska, napoleon, bar-korba, julian apostata, jerozolima, proroctwa


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
25 grudnia 2017 (poniedziałek), 19:05:05

Adam Czerniakow - pamiętniki

Myślę, że aby zrozumieć skomplikowane stosunki polsko-żydowskie należy przeczytać to zapiski. Przeczytać aby wiedzieć. Mam tą książkę na papierze, ale w wersji z lat 90-tych. Nie wiem jak z cenzurą, bo czasy są różne..... ale mam już skan, skan z kiepskim OCR i skan, który gdzieś znalazłem z OCRem dobrym, oraz z dobrze zeskanowanymi obrazami.

Do zassania: Adama Czerniakowa dziennik getta warszawskiego - 1983.pdf

Adama Czerniakowa dziennik getta warszawskiego 6 IX 1939-23 VII 1942

Opracowanie i przypisy Marian Fuks

Dane z ostatniej strony PDF:
Państwowe Wydawnictwo Naukowe Warszawa 1983
Publikacja Dziennika oparta jest na materiałach Instytutu Pamięci Narodowej Yad Vashem w Jerozolimie
Okładkę projektował Zygmunt Ziemka
Redaktor Anna Kiżys
Redaktor techniczny Witold Motyl
Redaktor kartograf Anna Gogolewska
Korektorki Maria Bielawska, Hanna Janczewska
© Copyright by Marian Fuks Warszawa 1983
ISBN 83-01-03042-9
Państwowe Wydawnictwo Naukowe
Wydanie pierwsze. Nakład 25 000+250 egzemplarzy.
Arkuszy wydawniczych 38,75; drukarskich 25,75+64 strony wkładek. Papier na tekst powlekany klasy V 90 g, 70X100 cm. Papier na wkładki kredowany klasy III 90 g, 70X100 cm.
Oddano do składania w lipcu 1982 r.
Podpisano do druku w lutym 1983 r.
Druk ukończono w kwietniu 1983 r.
Zamówienie nr 864. Z-93/41.
Olsztyńskie Zakłady Graficzne 

Uwagi o wydaniach:

  • nie jestem pewien krążącego po sieci PDF-a. jest dobrej jakości OCR ze skanami rysunków, ale czy to są dzienniki - nie wiem
  • papierowe wydaje które mam, pochodzące z połowy lat 90-tych jest dużo gorszej jakości - inne czasy
  • szokujący jest nakład - 25 tys. ? Ale wtedy jeszcze książki w takich nakładach wychodziły.

Inspiracją do ponownego sięgnięcia po to dzieło jest wywiad z dr Ewą Kurek, którego sobie wysłuchałem na YT.

https://youtu.be/frHWwg_32Lc


Kategorie: polska-izrael, historia, _blog


Słowa kluczowe: adam czerniakow, getto, getto warszawskiej, holocaust, zakłada


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
17 grudnia 2017 (niedziela), 10:50:50

Wielkie herezje drugiej połowy XIX wieku, czyli bezbożność atakująca

Tu wypisuję sobie główne idee, które pojawiając się pod koniec XIX wieku troszkę w świecie namieszały:

  • 1848 - Karola Marksa i Fryderyka Engelsa wydają w Londynie "Manifest partii komunistycznej" (niem. Manifest der Kommunistischen Partei). Od tego momentu "Widmo komunizmu krąży po Europie".
  • 1859 - Charlesa Darwina wydaje po raz pierwszy "O powstawaniu gatunków" (ang. On the Origin of Species) a więc jak się później, po ujawnieniu prywatnych notatek i korespondencji Darwina okazuje atak na koncepcje Boga Stwórcy a niekoniecznie rzetelne badania naukowe.
  • 1870 - dogmat o nieomylności ogłoszony Papieża
  • 1881 - Brooke Westcott i Fenton Hort wydają "The New Testament in the Original Greek” - lekko politycznie poprawiony grecki tekst Nowego Testamentu, bo przecież Textus Receptus zbyt dosłownie pewne rzeczy stawia, za mało błędów ma, zbyt czytelny jest - trudno z nim walczyć, a tak zmieniając tekst grecki wprowadzamy nieco min.
  • 1900 - Sigmund Freud wydaje "Objaśnianie marzeń sennych” (Die Traumdeutung) oraz wiele innych prac.
  • ?.... Nitrze - moralność baz Boga zmarł 1900
  • 1910 - Jeszcze dodam "Przysięgę antymodernistyczną".
To w dziedzinie idei - a w życiu to jeszcze kolej, elektryczność, telegraf, inżynierowie, mosty, fizyka…… no i granice fizyki - bo był to też czas, gdy fizycy zaczęli widzieć już problem w fizyce klasycznej.

Kategorie: notatka historyczna, _blog, filozofia / notatka, historia / notatka, notatka


Słowa kluczowe: darwin, marks, engels, modernizm, biblia, textus receptus, herezje, ewolucja, ewolucjonizm, naturalizm, Westcott i Hort


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
19 listopada 2017 (niedziela), 09:30:30

Lech Wałęsa napisał

W dniu 17 listopada 2017 roku prezydent Lech Wałęsa na swojej fejbukowej stronie napisał:

W związku ze szkodliwym, bezczelnym działaniem rzadu PIS i ludzi tej opcji apeluję do wolnego świata i organizacji demokratycznych o solidarną pomoc by wszędzie gdzie to możliwe ludzi tych wyrzucić z zajmowanych stanowisk .LW

Trudno. I smutno.


Kategorie: polityka, historia, polska


Słowa kluczowe: wałęsa, pis


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
9 listopada 2017 (czwartek), 23:27:27

Polityka realna Watykanu

Nie wiedziałem, ze papież Paweł VI spotykał się w Tel Megiddo (Armagedon) z szefami Izraela w 1964 roku. Państwo Izrael nie miało wtedy nawiązanych stosunków dyplomatycznych a relacje można było opisać raczej jako wrogie. Papież przyjechał do Jordanii, odwiedził starą Jerozolimę (będącą w jordańskim zarządzie) bo tam znajdowały się święte miejsca katolicyzmu (Bazylika Grobu Pańskiego, Getsemani, Góra Oliwna itp) a potem jakoś przejechał na północ, do Tel Megiddo i tam spotkał się z prezydentem Izraela. Ciekawe.

A dowiedziałem się tego zwiedzając wykopaliska w Megiddo. W muzeum wisiało zdjęcie z tego wydarzenia.


Kategorie: izrael, polityka, polityka/historia, historia/izrael, katolicyzm


Słowa kluczowe: Paulus VI, Izrael, Tel Megiddo, Paweł VI, Watykan


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
9 listopada 2017 (czwartek), 17:48:48

Wojny bliskowschodnie - przypomnienie sobie

Siedząc na balkonie, w Jerozolimie przypominam sobie:

  • 1948 - Wojna o niepodległość.
  • 1957 - Kampania Synajska, czyli Izrael bierze udział w awanturze Anglików i Francuzów.
  • 1967 - Wojtna 6-dniowa, wytrzymali, zajęli, zwyciężyli.
  • 1973 - Wojna Jom-Kimppur, czyli Anuar Sadat przegrywa wojnę ale wygrywa pokój, bo tak zaplanował.
  • 1982 - Libańskie grzęzawisko czyli kłopoty Arika.
  • 1985 (?) - Intifada #1 a potem 1992 (?) ta druga Intifada - ale już słabo pamiętam.
  • 1997 (?) - Wojna z terrorem, czyli ostro z Arafatem, nawet go oblegali w jednym budynku.

Oj, słabo pamiętam! Ale z drugiej strony po co mam to pamiętać - wszak mój filosemityzm już mi przeszedł.


Kategorie: historia / izrael, historia, polityka, izrael, _blog


Słowa kluczowe: izrael, wojna sześciodniowa, wojna jom kippur, syjonizm, palestyna


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
29 października 2017 (niedziela), 23:00:00

NRF czy RFN?

Zacznę od faktów:

#1. Z dzieciństwa pamiętam pewną symetrię: NRD to Niemiecka Republika Demokratyczna a NRF to Niemiecka Republika Federalna. Nie rozumiałem znaczenia słów: demokratyczna i federalna ale podobało mi się, że są dwa takie państwa i skróty, które potrafiłem rozszyfrować. Wiedziałem nawet, że NRD to DDR ale nie potrafiłem skumać dlaczego NRF to BDR a nie … no właśnie, nawet nie pamiętam co.

#2. Pamiętam, że w 1970 roku do Polski przyjechał kanclerz Brandt (albo Schmidt?), coś tam w Gomułką podpisał i potem, w wyniku protestów niemieckich w Polsce zaczęto mówić, że nie to nie NRF (Niemiecka Republika Federalna) tylko RFN czyli Republika Federalna Niemiec.

#3. Chyba dopiero mocno po czterdziestce zrozumiałem różnicę pomiędzy Niemiecką Republiką Federalną a Republiką Federalną Niemiec. Słowa mają znaczenie. Znaczenie też ma podmiot i dlatego jest podmiotem.

A teraz wniosek:

Słowa mają znaczenie. Szanujmy je aby się rozumieć.


Na Fejsie odbyła się dyskusja na temat tej notki. No i fajnie.


Dopisek 2018:

  • Brak w Niemczech konstytucji jest zastanawiający.

Kategorie: polityka, historia, zabawa w słowa


Słowa kluczowe: nrd, nrf, ddr, rfn, niemcy, gomułka


Komentarze: (1)

Andrzej T, September 8, 2020 12:06 Skomentuj komentarz


Moim zdaniem zmiana nazwy z opluwanego, wrogiego NRF na dobre i przyjazne RFN jest kolejnym dowodem na stopień ogłupienia polskiego społeczeństwa łykającego takie metody jak gęś kluski! Potwierdza to również początek zmian ustrojowych w obozie socjalistycznym. W 1972 pierwsza próba zrzucenia komuny nastąpiła w Chile, ale ze względu na krwawy przebieg pozwolono Polakom przeprowadzić drugą taką próbę. Byliśmy jedynym krajem z demoludów, gdzie Kościół był w stanie powstrzymać radykalnych antykomunistów przed krwawą zemstą. Dlatego Wojtyła został papieżem i powstała sterowana przez SB Solidarność.

Skomentuj notkę
15 października 2017 (niedziela), 23:20:20

Utrwalanie władzy ludowej 1994-1950

Odnotowuje to bo ciągle zapominam a tu jest to o czym należy widzieć:

  • 22 lipca 1944 - ogłoszenie, że jest coś takiego jak PKWN - a potem od 31 grudnia 1944 Rząd Tymczasowy.
  • 26 lipca 1944 - Porozumienia PKWN-ZSRR - o granicach (rezygnacja w granic wschodnich) i o kompetencjach dowództwa Armii Czerwonej na terenie wyzwalanej Polski (zezwolenie na faktyczną władzę NKWD).
  • 4-11 lutego 1945 - Konferencja Jałtańska - zgoda Anglii i USA na oddanie Europy Środkowej pod wpływy ZSRR.
  • 28 czerwca 1945 - Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej w którym faktycznie rządzili komuniści ale Stanisław Mikołajczyk i jego PSL próbowało coś zrobić pomimo, że dalej działał rząd w Londynie. Rząd ten niestety uzyskał poparcie międzynarodowe - właśnie dlatego, że dołączył do niego Mikołajczyk dając komunistom alibi.
  • 30 czerwca 1946 - Referendum ludowe sfałszowane aby wyszło „trzy razy tak”. W tym czasie w Norymberdze trwał proces zbrodniarzy hitlerowskich a w Kielcach przeprowadzono prowokację mordując Żydów.
  • 19 stycznia 1947 - sfałszowane wybory do Sejmu Ustawodawczego.
  • 20 października 1947 - Stanisław Mikołajczyk ucieka z kraju.
  • 15 grudnia 1948 - zjazd zjednoczeniowy PPR i marionetkowego PPS tworzy PZPR.
  • 20 styczenia 1950 - aresztowanie bp. Czesława Kaczmarka z Kielc.

Kategorie: notatka historyczna, historia, _blog, notatka / historia, historia/notatka


Słowa kluczowe: prl, polska ludowa, rząd lubelski, pkwn, pzpr, ppr, psl, bierut, gomułka, zsrr, nkwd, prowokacja kielecka, pogrom kielecki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
15 października 2017 (niedziela), 23:08:08

Pielgrzymki JP2 do Polski

Wyliczam sobie pobyty Jana Pawła II w Polsce, bo coś tam pamiętam ale tak dokładnie to należy sprawdzić i przypomnieć sobie jak się pamięta. A więc:

  1. 2–10 czerwca 1979 - jeszcze za Gierka, dość szybko po tym jak został papieżem. Wywoływał wtedy jakiegoś ducha aby przybył i odnowił oblicze tej ziemi. Nawet nie chce mi się komentować tego ohydztwa.
  2. 16–23 czerwca 1983 - w Stanie Wojennym, szykowałem się wtedy do egzaminu na studia, a papież był w Krakowie i Katowicach a ja byłem w Katowicach i Krakowie.
  3. 8–14 czerwca 1987 - dalej stano wojenny, choć zawieszony. Spotkanie z Jaruzelskim i podarowany mu (ponoć dla narodu) obraz kard. Hozjusza. Mało wtedy rozumiałem, ale ten ekumenizm na niby złapałem. O współpracy z komunistami przy przemianach dowiedziałem się później, jak zacząłem coś kumaś ze świata.
  4. 1–9 czerwca, 13–16 sierpnia 1991. Słabo pamiętam.
  5. 22 maja 1995 - na krótko do Skoczowa, Bielska i Żywca. W Skoczowie jakieś ekumeniczne gesty powodujące skuteczny podział wśród polskich ewangelików. I o to chodziło.
  6. 31 maja–10 czerwca 1997 - nie pamiętam.
  7. 5–17 czerwca 1999 - był też w Gliwicach, ale pamiętam, że codziennie przerabiał jedno przykazanie i koronował jeden obraz maryjny, woził też Kwaśniewskiego w papamobile co niewątpliwie przyczyniło się do utrwalenia władzy komunistów.
  8. 16–19 sierpnia 2002 - Kraków, Łagiewniki, pozytywnie wypowiadał się w sprawie przystąpienia do UE i dziś Polska jest częścią tego bezbożnego tworu.

Przy okazji:

Co JP2 myślał o ekumeniźmie w 1987 roku? "Tylko Kościół eucharystycznie pojednany będzie wiarygodnym znakiem jedności i pokoju”. Powiedział to na spotkaniu z Polską Radą Ekumeniczną, a godzinę później przekazał Jaruzelskiemu swój dar - obraz kar. Honzjusza, jezuity, wielkiego polskiego kontrreformatowa. Nie jestem przekonany, czy Kościół ma być znakiem jedności i pokoju.


Dopisek z X 2018 - znalazłem fotkę z tego spotkania z Jaruzelskim.

jan-pawel-ii-jaruzelski(Foto: Spotkanie papieża Jana Pawła II z władzami PRL w Sali Senatorskiej na Zamku Królewskim 8 czerwca 1987 r. Pierwszy z prawej, tyłem, przewodniczący Rady Państwa, gen. Wojciech Jaruzelski. Z lewej portret kard. Stanisława Hozjusza. Fot. Archiwum Fotograficzne Lecha Zielaskowskiego / NAC)


Kategorie: katolicyzm, polityka, _blog, notatka historyczna, historia/notatka, notatka/historia


Słowa kluczowe: jp2, jan paweł II, papież, pielgrzymka do polski, jasna góra, PRL, częstochowa


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
25 sierpnia 2017 (piątek), 21:54:54

Sprawa Zyzaka (Więcej niż faszysta)

Wildstein opisał, więc może książka jest do przeczytania a wcześniej do kupienia:

Sprawa Zyzaka, czyli III RP w pigułce

Bronisław Wildstein

Książka „Gorszy niż faszysta” więcej mówi o naszej rzeczywistości niż uczone traktaty socjologiczne

Na początku 2009 r. ukazała się książka 25-letniego historyka Pawła Zyzaka „Lech Wałęsa. Idea i historia. Biografia polityczna legendarnego przywódcy »Solidarności« do 1988 r.”. Była to poszerzona praca magisterska, którą autor poprzedniego roku obronił na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pod koniec 2011 r. Zyzak wydał książkę „Gorszy niż faszysta”, która stanowi ponadpięciusetstronicowy zapis awantury wywołanej jego poprzednią pozycją.

Spieszę uprzedzić potencjalnego czytelnika: książka ta nie jest autopromocyjnym ekscesem młodego autora upajającego się swoją niespodziewaną sławą. To fascynujące studium mentalności i postaw intelektualnych III RP. To jedna z tych publikacji, które więcej mówią o naszej rzeczywistości niż uczone traktaty socjologiczne.

Afera wokół biografii Wałęsy pióra Zyzaka to studium przypadku, który zarówno doskonale odsłania mechanizmy społeczno-polityczne, jak i pokazuje, kto jest kim w teatrze przebierańców, jaki stanowi postkomunistyczna Polska.

W książce tej Zyzak zachowuje się jak rasowy historyk. Po prostu pokazuje. I to wystarczy.

Wyobraźmy sobie

Istnieje kraj, w którym młody historyk w elitarnym, niszowym wydawnictwie publikuje biografię jednej z najważniejszych postaci historycznych, aktualnie niepełniącej żadnej funkcji. Premier, marszałek Sejmu, politycy partii rządzącej, największe media rozpoczynają kampanię przeciw autorowi, jego naukowemu promotorowi, wydawnictwu, a wreszcie najważniejszej instytucji badającej najnowszą historię kraju. Premier grozi najbardziej renomowanemu uniwersytetowi w kraju, który przyznał tytuł magisterski młodemu autorowi. Minister szkolnictwa wyższego publicznie ogłasza specjalną kontrolę przyznawania tytułów naukowych na tymże uniwersytecie. Pojawiają się groźby sankcji finansowych. Autorowi książki uniemożliwia się studia doktoranckie, zostaje wyrzucony z pracy, jest publicznie lżony, obrażany oraz pomawiany przez sławy i „autorytety” publiczne. Nie ma żadnej możliwości obrony. Jednocześnie nikt nie jest w stanie zarzucić mu fałszu czy błędów merytorycznych. Wielu zresztą wypowiadających się o książce deklaruje wprost, że ani jej nie czytało, ani czytać nie zamierza.

Ten kraj to Polska za rządów Donalda Tuska.

Zniszczyć książkę i autora

Książka „Gorszy niż faszysta” (to epitet, którym Zyzaka określił Wałęsa) dokumentuje przebieg sprawy. Zaczyna się w 2008 r., gdy „Newsweek” piórem Andrzeja Stankiewicza donosi, że powstaje nowa „kontrowersyjna” biografia Wałęsy, oskarżająca lidera „Solidarności” o nieślubne dziecko. Redukcja ponadsześciusetstronicowej książki do niewielkiego epizodu z młodzieńczego życia jej bohatera, tak jak do paruzdaniowej relacji świadka, że nastoletni Wałęsa nasikał do kropielnicy, stanie się metodą jej przeciwników. Czy autor miał przemilczeć istotną z punktu widzenia młodego Wałęsy sprawę nieślubnego dziecka? Czy byłoby właściwe z punktu widzenia biografa pominięcie barwnej anegdoty opowiadanej z własnej inicjatywy przez świadka, a mówiącej wiele o temperamencie i postawie przyszłego lidera „Solidarności”? Organizatorzy nagonki na Zyzaka nie podnoszą tych pytań. Sprowadzenie solidnej i wyczerpująco udokumentowanej biografii do jej jednego, niewielkiego epizodu i do jednej wypowiedzi świadka jest świadomą metodą. Nie chodzi o rzeczową krytykę, chodzi o kompromitację książki i jej autora. Podobną rolę pełni przytaczana w kółko, fałszywa opinia, że Zyzak opiera się na „anonimowych relacjach”. W rzeczywistości ich autorzy mają znaną biografowi tożsamość. Ze względu na ich bezpieczeństwo nie została ona w książce odkryta.  

W „Newsweeku”, który nadał ton pisania o książce, czytamy także, że Zyzak „jest związany z PiS” oraz napisał gdzie indziej, że „pedały są zwierzętami”.

Dwa miesiące później tygodnik zmuszony był opublikować jego sprostowanie: „Nie jest prawdą, co zostało napisane w artykule »Wałęsa dzieciorób«, że jestem związany z PiS. Nie jest prawdą również, że w moim artykule »Diabeł jest zoofilem« napisałem m.in., że »pedały są zwierzętami«”.

Wspomniany artykuł z „Newsweeka” doprowadził jednak do odstąpienia przez prywatną szkołę od zatrudnienia Zyzaka na stanowisku nauczyciela historii i do odmowy przyjęcia go na studia doktoranckie UJ. Pomimo sprostowania pomówienie to używane będzie wielokrotnie w najbardziej opiniotwórczych mediach, szczególnie w „Gazecie Wyborczej”.

Ja w to nie wierzę

Mamy do czynienia z charakterystyczną strategią stosowaną w III RP, która polega na próbie zniszczenia niewygodnej osoby. Nie wystarczy potępić lub ośmieszyć jej ustaleń, poglądy i dzieło. Ma ona zostać zdezawuowana jako człowiek, wyeliminowana z życia publicznego, pozbawiona lepszej pracy i szansy na awans. Jak widać, nie wystarczy, aby Zyzak uznany został za złego historyka, musi być jeszcze odrażającą personą, na co składa się główny w katalogu poprawności politycznej grzech homofobii, a także związki z PiS.

Zgodnie z mitologią III RP jest ona państwem nieomal doskonałym. Jej twórcy dokonywali prawie wyłącznie właściwych wyborów. Zło jest wynikiem działania czynników zewnętrznych, głównie opozycji, która sprzeciwiając się doskonałemu porządkowi, z natury rzeczy reprezentować musi siły ciemności. Jej liderzy, jak bracia Kaczyńscy, stają się personifikacją owego zła. Za działaniami, które naruszają mitologię III RP, a więc np. podważają oficjalne biografie (hagiografie) jej ojców założycieli, musi więc stać PiS.

Inną uderzającą manipulacją w przypadku osoby i książki Zyzaka jest powiązanie jej z IPN. Instytut ten zajmuje się najnowszą historią, która jest śmiertelnie niebezpieczna dla mitologii III RP. Nic więc dziwnego, że establishment III RP robił wszystko, aby został on zlikwidowany lub chociaż spacyfikowany. Jego ośrodki opiniotwórcze pokazują IPN jako „absurd i bezprawie”, jak to ujął jeden z propagandzistów z profesorskim tytułem. Na podobnej jak PiS zasadzie instytut musi stać się odpowiedzialny za całe zło współczesnej historii.

Promotor Zyzaka nie miał nic wspólnego z IPN. Instytucja ta nie miała nic wspólnego z biografią Wałęsy, tak jak żadnego z nią  związku nie miała partia Kaczyńskich ani oni sami osobiście. Zyzak zatrudniony został w krakowskim IPN jako pracownik fizyczny i zwolniony, gdy wybuchła afera związana z jego książką. A jednak w ośrodkach opiniotwórczych III RP związek ten funkcjonuje jako dogmat.

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” już w 2011 r., pomimo że kłamstwa te wyjaśniane były setki razy, główny funkcjonariusz medialny III RP Jacek Żakowski powtarza je raz jeszcze. Gdy rozmawiający z nim Robert Mazurek zwraca uwagę, że mówi nieprawdę, odpowiada: „… i zaraz mi pan wytłumaczy, że to wszystko nie miało nic wspólnego z IPN i z nagonką na Wałęsę, którą prowadzili Kaczyńscy. Ja w to nie wierzę”.

Obrona mitologii

W książce Zyzaka odnajdujemy całą galerię medialnych celebrytów III RP: Monikę Olejnik, Tomasza Lisa, Katarzynę Kolendę-Zaleską, zestaw „gwiazd” „Wyborczej” i innych. Wszyscy oni przyłapani są na gorącym uczynku: manipulacji, nierzetelności, uczestnictwie w nagonce. W tym wypadku niczym nie różnią się od polityków czy salonowych historyków, np. prof. Andrzeja Friszkego. Stoją na antypodach tego, czym powinno być dziennikarstwo, czyli bezstronnego dochodzenia prawdy. Przyjmują gotowe założenia i bez reszty angażują się w obronę status quo. Nic dziwnego, ich szczególna pozycja gwarantowana jest tylko dzięki niemu. Owo status quo wyklucza rzeczową debatę, która polega na zderzeniu racji, tak jak i rzetelne badanie historii. Zamiast tego mamy niepodważalne zdanie „autorytetów” i mitologię, której nie wolno analizować.

Postać Wałęsy odgrywa w niej rolę szczególną. Nie zawsze był pieszczoszkiem III RP. W jej początkach pełnił nawet rolę bete noire. Z perspektywy czasu napięcia te okazały się wyłącznie kłótnią w rodzinie. Dziś ośrodki opiniotwórcze III RP na śmierć i życie walczą o pomnik Wałęsy. Ujawnienie prawdy o nim może być niebezpiecznym precedensem i może podważyć mitologię III RP, co w efekcie zachwiałoby jej ładem.

Sprawa Pawła Zyzaka dokumentowana przez niego w „Gorszym niż faszysta” pokazuje ten mechanizm przez szkło powiększające.


Kategorie: polityka, polska, historia, historia współczesna, _blog


Słowa kluczowe: wałęsa, zyzak, cenckiewicz, ipn, sb, bolek, tw bolek


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
25 sierpnia 2017 (piątek), 19:14:14

Wspomnienia o wolności i własności z czasów PRL

Młodszym osobom, które nie wiedzą do końca jak to w komunizmie się żyło napiszę, że pojęcie wolności i własności było tam nieco inaczej rozumiane.

Znacznym ograniczeniem wolności był brak paszportu, a więc de facto wyjeżdżania za granicę nie było lub a ci co jeździli należeli do egzotyki (choć od 1975 do Czechosłowacji i NRD było łatwiej). Nakaz pracy - człowiek po studiach mógł taki dostać na drugim końcu Polski no i musiał jechać, no i ograniczenia co do sposobu myślenia i wyrażania się - nie tylko światopoglądowo, ale np. w kwestiach dotyczących wyglądu i ubioru.

Z własnością też było dziwnie, bo poza tym, że raczej ludzie niewiele mieli to i tak zarządzanie tym co mieli było mocno limitowane. Posiadanie waluty? Raczej nie wolno. Kupno nieruchomości? Nawet jak cie stać to niekoniecznie możesz. Przenoszenie własności poprzez darowiznę, sprzedaż? też limitowanie.

Czasy w których żyjemy są pod tym względem piękne, i to nie tylko w naszym kraju ale chwilowo to nawet globalnie wolno i można co wydaje się być przyjemnym.


Kategorie: _blog, historia


Słowa kluczowe: prl, wolność, własność, gierek, gomułka


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
25 sierpnia 2017 (piątek), 15:44:44

11 faktów o średniowieczu

Fajny artykuł, choć propagandowy znalazłem tu:
http://sredniowieczny.pl/11-faktow-o-sredniowieczu/

 

11 faktów o ŚREDNIOWIECZU, których się nie spodziewałeś

Średniowiecze wielu osobom kojarzy się z ciemnotą i zacofaniem. Niestety, osoby te nie mają pojęcia, jak bardzo zostały okłamane. W istocie była to prawdopodobnie najwspanialsza epoka w dziejach (średniowiecze właściwe i późne) zarówno ze względu na jedność christianitas, jak i na osiągnięcia myśli, sztuki, architektury i oczywiście nauki. Poniżej przedstawiam tylko kilkanaście najważniejszych faktów z historii średniowiecza, których założe się, że nie znaliście.

A więc po kolei… 

1. W XIII wieku wydarzył się jeden z największych rozkwitów nauki, kultury i technologii

Nie było o tym w szkole, co? Niestety, to typowe dla dzisiejszej “edukacji” historycznej w szkołach. Postęp i technologia to tylko ateistyczna współczesność, bla bla.

Prawda jest jednak taka, że wiek XIII był epoką gigantycznego wręcz skoku w przód, głównie dzięki zakonom katolickim. Cystersi pracowali nad technologiami, nauką i handlem, benedyktyni uprawiali ziemię i kształcili ludność, a każde odkrycie starali się błyskawicznie rozpowszechniać po Europie (na miarę ówczesnych możliwości oczywiście) dzięki tradycji regularnych spotkań i wymiany doświadczeń z posługi. W XIII wieku pojawiły się też wielkie postacie, jak choćby św Tomasz z Akwinu, którego dzieła teologiczne ukształtowały kulturę europejską i cywilizację łacińską na kolejne setki lat.  

2. Jedne z największych udoskonaleń sądownictwa zawdzięczamy Inkwizycji

I nie chodzi bynajmniej o innowacyjne narzędzia tortur. Rasowi antyklerykałowie dostają teraz ataku wścieklizny, jednak trzeba powiedzieć to głośno – Inkwizycja unowocześniła i przede wszystkim złagodziła system sądowniczy i śledczy. Dla przykładu, Święte Oficjum jako pierwsze zabroniło torturowania kobiet w ciąży, dzieci i starców. Sądy świeckie nie przejmowały się takimi sprawami.

Także inkwizytorom kobiety zawdzięczają rozdział pomiędzy celami żeńskimi i męskimi w więzieniach i aresztach, który uniemożliwia gwałty, czy po prostu akty przemocy. Ludzie, których stać było na służbę, mogli zabrać ją ze sobą na czas pobytu w areszcie. Najbardziej interesujące jest jednak to, że zdarzali się ludzie, którzy celowo w pewnych okresach dawali się zamknąć w areszcie Inkwizycji, ponieważ zgodnie z wymogami Kościoła, podejrzany był wtedy zwalniany z podatków.  

3. Stan wiedzy ówczesnych naukowców wykraczał daleko poza nasze współczesne wyobrażenie

Średniowiecze celowo przedstawia się jako okres całkowitego załamania cywilizacyjnego, ponieważ jest to epoka czysto katolicka. Aby więc wygrać z Kościołem nie można pokazywać jej prawdziwego piękna. Według różnych fantastów, naukowcy średniowiecza wierzyli w płaską ziemię na trzech żółwiach, potwory na “końcu świata”, czy różne inne tego typu rzeczy.

W istocie ci, którzy zajmowali się tym tematem, wiedzieli o kulistości Ziemi już mniej więcej od IV wieku, bowiem św Grzegorz z Nyssy już wtedy udowadniał taki właśnie jej kształt. W tej epoce rozwijało się też wiele innych nauk – astronomia, medycyna, teologia, prawo i oczywiście sztuka oraz architektura, które do dziś powalają na kolana.  

4. Względny pokój, a w efekcie także boom demograficzny zapewnił Europie Kościół chrystianizując zdecydowaną większość krajów kontynentu

Przeważająca większość krajów Europy została ochrzczona do 1 połowy wieku XI i właśnie wtedy zaczęliśmy się “rozpędzać”. Przypadek? Zdecydowanie nie, bowiem to właśnie chrystianizacja Europy pozwoliła na uzyskanie względnego pokoju i w efekcie szybszy rozwój społeczny, naukowy, technologiczny itp. Jest to więc dokładne przeciwieństwo głoszonej nieraz teorii o prowadzeniu przez Kościół ciągłych, wyniszczających i hamujących rozwój wojen.  

5. Uniwersytet zawdzięczamy średniowiecznemu Kościołowi

Jestem ciekaw, ilu studentów wie, kto stworzył uniwersytet mimo, że codziennie widzą słowo “katedra” na planie uczelni… W istocie skojarzenie z katedrą katolicką nie jest przypadkowe. Średniowieczny uniwersytet (a więc po prostu pierwszy uniwersytet) powstał właśnie przy katedrze. Było to naturalne rozwinięcie idei szkół przykatedralnych oraz odpowiedź na zwiększone zainteresowanie pobieraniem nauk u mistrzów tego okresu. Wykładowcami byli najpierw przede wszystkim duchowni, tworzyli więc pierwsze programy nauczania, które przerodziły się w spójne studia pozwalające najlepszym na wykładanie na wszystkich uczelniach Europy. Papiestwo zapewniało studentom i wykładowcom specjalne przywileje, jakimi cieszyli się też klerycy.  

6. Z inicjatywy zakonów katolickich powstały pierwsze szpitale

W czasach starożytnych nie funkcjonowało coś takiego, jak szpitale. Leczenie “masowe” obecne było tylko w wojsku, natomiast o leczeniu czy opiece za darmo już w ogóle można było zapomnieć. Ten stan rzeczy zmienili chrześcijanie m.in. za życia św Efrema (zakładał szpitale już w IV w.) czy św Augustyna (V wiek). Duch katolickiej dobroczynności był tak silny, że nawet krzyżowcy, którzy wg powszechnej opinii nie robili nic poza gwałceniem, kradzieżą i mordowaniem, otwierali szpitale, w których opiekowali się nawet tysiącem pacjentów na raz (Zakon Szpitalników). Co ciekawe, tymi pacjentami w ogromnej części byli muzułmanie i żydzi.  

7. Stworzono technologie, z których korzystasz na co dzień

W średniowieczu powstało sporo wynalazków zmieniających sposób pracy i życia ludzi, jednak na co dzień nie używamy wielu z nich – młyna wodnego, pługa czy pieca hutniczego. To, czego natomiast używamy to mechaniczny zegar, okulary i druk, bez których chyba nikt dziś nie wyobraża sobie życia.  

8. Mnisi byli pierwszymi naukowcami w Europie

Jeszcze zanim powstał uniwersytet, mnisi benedyktyńscy już w X wieku musieli regularnie czytać, uczyć się, robić notatki i dyskutować na temat tego, co przeczytali. Nie było to bynajmniej zajęcie dla cząstki, czy chwilowa fanaberia. Mnisi mieli obowiązek czytania i nauki nawet 4 godziny dziennie, co jest dość sporym wynikiem, jeśli weźmiemy pod uwagę ogólny poziom ówczesnego wykształcenia, a także fakt, że benedyktyni pracowali wtedy fizycznie przez większość dnia. Z notatek, które musieli sporządzać wykształcał się z czasem system wymiany i utrwalania wiedzy, który wpłynął na powstanie metod scholastycznych i uniwersytetu.

9. Pierwszym człowiekiem w powietrzu był katolicki mnich

Już na początku XI wieku mnich Eilmer przeleciał szybowcem ponad 180 metrów. Później z kolei jezuita, o. Francesco Lana-Terzi zajął się lataniem na poważnie i uzyskał tytuł ojca lotnictwa. W swojej książce “Prodromo alla Arte Maestra” z 1670 roku jako pierwszy opisał geometrię i fizykę maszyny latającej.  

10. Niewyobrażalne powierzchnie nieużytecznej ziemi zostały przekształcone w pola uprawne i ziemię zdatną do zamieszkania przez benedyktynów

Św. Benedykt, twórca słynnej Reguły zwany jest Ojcem Europy i jest jej patronem. Benedyktyni z kolei zwani byli rolnikami Europy i to nie bez powodu. Dzięki ich ogromnej pracy do zasiedlenia i uprawy zdatne stały się wielkie połacie ziem na całym kontynencie. Zakonnicy ci starali się budować nowe klasztory w odosobnieniu, toteż często musieli sobie sami to odosobnienie przystosować do życia. Zakony były też właścicielami ziemskimi, które za minimalną opłatę dzierżawiły ziemię ludności cywilnej. Boleśnie skutki ich braku poznała dopiero najbiedniejsza ludność Anglii, gdy to za sprawą Henryka VIII ziemie przechodziły z rąk zakonów do możnowładców królewskich. Brak zakonników był tak dramatyczny w skutkach (głód, nędza, wyzysk), że wywoływał bunty ludu domagającego się powrotu zwierzchnictwa Kościoła.  

11. Pogańska (np. Grecka, Rzymska) nauka nie była tak naprawdę trzymana w tajemnicy, czy niszczona przez katolickich duchownych

Wśród ludzi zainteresowanych tym tematem, często pojawiają się teorie o rzekomym tępieniu całego dorobku nauki starożytnych Greków, czy Rzymian. Miałoby się to dziać z powodu różnic pomiędzy wiedzą starożytnych,1 a naukami wiary chrześcijańskiej. W istocie takie podejrzenia są błędne, ponieważ już w II i III wieku Klemens Aleksandryjski i Orygenes nauczali, iż nauka pogańska nie jest zła ani dobra, tylko stanowi narzędzie dotarcia do prawdy, z którego należy korzystać. Rozumieli oni, że mimo iż greccy filozofowie nie zostali oświeceni przez Boga, mieli przecież rozum, który pozwala każdemu skutecznie poszukiwać wiedzy.

To nie wszystkie ciekawostki, które można wybrać z pięknej epoki, jaką było średniowiecze. Mam nadzieję, że dzięki temu tekstowi nieco inaczej patrzysz na tą epokę i rolę Kościoła w tworzeniu tych wszystkich wspaniałych rzeczy. Zachęcam do zapoznania się z bibliografią poniżej, komentowania i udostępniania artykułu znajomym


Kategorie: historia, _blog


Słowa kluczowe: średniowiecze, cystersi, benedyktyni, uniwersytet, św. tomasz


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
30 lipca 2017 (niedziela), 16:11:11

Polityka i znaki czasów czasów współczesnych a może ostatnich

Tu powinienem odnotowywać sobie (notatka) wiadomości, które odbieram jako znaki czasu. Czasem zapominam to robić a czasem nie. Zmiany zapisywać w kolejnych wersjach. Nie jest to dostępne w blogu.


2010        
         
2015 maj      
  sierpień      
         
         
2017        
         
         
  • 2009
  • 2010
    • kwiecień - katastrofa smoleńska
  • 2011
  • 2012
  • 2013
  • 2014
  • 2015
    • maj - wybory prezydenckie wygrywa Andrzej Duda, od sierpnia prezydent
    • październik - wybory do sejmy wygrywa PiS większością
    • listopad - powstaje rząd Beaty Szydło
  • 2016
  • 2017
    • Prezydent Trump w Polsce
  • 2018
  • 2019
  • 2020
    • styczeń - mówią o jakiejś chorobie
    • marzec - epidemia
  • 2021
    • styczeń - zaczynają szczepić ale trudno się na to szczepienie zapisać
    • maj - już mogę się zapisać, ale nie wiem czy chcę bo to nie wiadomo czym szczepią
    • spis powszechny…. olewam go, więc jestem olewaczem - na szczęście nikt do mnie nie przyszedł
    • wrzesień - połowa Polski się zaszczepiła a druga połowa nie chce
  • 2022
    • styczeń - piąta fala pandemii, już widać, że szczepionki są nieskuteczne a może nawet askuteczne

 


Kategorie: notatka historyczna, polityka, historia, historia współczesna, notatka, historia / notatka, notatka / historia


Słowa kluczowe: znaki czasów, poltyka, eschatologia


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
24 lipca 2017 (poniedziałek), 17:45:45

Rządy III RP - lista

Rządy III PR - notka na podstawie Wikipedii, z 24 lipca 2017, poprawkami i dopiskami, które sobie robię.

 

# Rząd Powołany Dymisja Kadencja Sejmu Ugrupowania wchodzące w skład rządu Uwagi
1 Rząd Tadeusza Mazowieckiego 24 sierpnia 1989 25 listopada 1990 X PRL Solidarność – ZSL – PZPR– SD

MON i MSW w rękach komunistów 

2 Rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego 12 stycznia 1991 5 grudnia 1991 X PRL KLD – ZChN– PC – SD  
3 Rząd Jana Olszewskiego 23 grudnia 1991 10 lipca 1992 I PC – ZChN – PSL-PL upadł na skutek uzyskania wotum nieufności (Nocna Zmiana), od 5 czerwca 1992 Radą Ministrów kierował Waldemar Pawlak
4 Rząd Hanny Suchockiej 11 lipca 1992 18 października 1993 I UD – KLD – ZChN – PChD – PPPP – PSL-PL upadł na skutek nieuzyskania wotum zaufania
5 Drugi rząd Waldemara Pawlaka 26 października 1993 1 marca 1995 II SLD – PSL – BBWR  
6 Rząd Józefa Oleksego 6 marca 1995 26 stycznia 1996 II SLD – PSL  
7 Rząd Włodzimierza Cimoszewicza 7 lutego 1996 17 października 1997 II SLD – PSL  
8 Rząd Jerzego Buzka 31 października 1997 19 października 2001 III AWS – UW od 2000 roku rząd mniejszościowy AWS
9 Rząd Leszka Millera 19 października 2001 2 maja 2004 IV SLD – UP – PSL w 2003 roku rząd opuszcza PSL
10 Pierwszy rząd Marka Belki 2 maja 2004 19 maja 2004 IV SLD – UP upadł na skutek nieuzyskania wotum zaufania
11 Drugi rząd Marka Belki 11 czerwca 2004 19 października 2005 IV SLD – UP  
12 Rząd Kazimierza Marcinkiewicza 31 października 2005 10 lipca 2006 V PiS – Samoobrona– LPR początkowo rząd mniejszościowy PiS
13 Rząd Jarosława Kaczyńskiego 14 lipca 2006 5 listopada 2007 V PiS – Samoobrona– LPR  
14 Pierwszy rząd Donalda Tuska 16 listopada 2007 18 listopada 2011 VI PO – PSL  
15 Drugi rząd Donalda Tuska 18 listopada 2011 11 września 2014 VII PO – PSL dymisja rządu Donalda Tuska
16 Rząd Ewy Kopacz 22 września 2014 16 listopada 2015 VII PO – PSL  
17 Rząd Beaty Szydło 16 listopada 2015   VIII PiS  

Kategorie: notatka, notatka historyczna, historia / notatka, notatka / historia, polityka, polityka / historia


Słowa kluczowe: rząd, marcinkiewicz, tusk, kaczyński, mazowiecki, olszewski, pawlak, kopacz, belka, miller, szydło, pis, po, psl, sld


Komentarze: (2)

Dariusz, April 8, 2023 17:34 Skomentuj komentarz


Witam .Najwyższy czas uzupełnić treść. 

Pozdrawiam 

Dariusz 

wojtek, April 11, 2023 11:25 Skomentuj komentarz


Darku - nie mam siły. Ale na Wikipedii jest to ładnie prowadzone. Ja to zrobiłem tylko raz, wtedy, aby przypomnieć sobie - przypomniałem i super. Zrobiłem pewną syntezę i ją zapamietałem. Teraz powoli zapominam szczegóły.

Skomentuj notkę
24 lipca 2017 (poniedziałek), 10:50:50

Rządy PO (platformy)

1) Afera taśmowa
2) Afera hazardowa
3) Afera wyciągowa
4) Afera stadionowa
5) Afera autostradowa
6) Afera stoczniowa
7) Afera AmberGold
8 ) Afera Elewarru
9) Afera z informatyzacją MSW
10) Afera z budową gazoportu w Świnoujściu oraz dostawami gazu z Kataru
11) Afera z budową elektrowni atomowej (od 5 lat trwa "wybieranie" jej lokalizacji, a kasa dla zarządów specjalnych spółek leci)
12) Afera z opóźnieniem publikacji przez Rządowe Centrum Legislacji ustawy o rajach podatkowych
13) Grabież Polakom połowy oszczędności emerytalnych zgromadzonych w OFE (153 mld zł)
14) Wydłużenie obowiązku pracy (wieku emerytalnego) o 7 lat u kobiet i 2 lata u mężczyzn
15) Rozrost biurokracji (sto tysięcy nowych etatów)
16) Drastyczny wzrost zadłużenia kraju (z 530 mld zł do blisko 1 bln zł)
17) Podniesienie VAT-u na wszystko
18) Podwyższenie o 1/3 składki rentowej (ZUS) dla przedsiębiorców
19) Zamrożenie na 8 lat kwoty wolnej od podatku, kwot uzyskania przychodu oraz progów podatkowych
20) Podniesienie akcyzy na paliwo
21) Likwidacja ulg podatkowych (budowlana, internetowa)
22) Zmniejszenie o 1/3 zasiłku pogrzebowego
23) Wprowadzenie nowego podatku paliwowego - tzw. opłaty zapasowej
24) Nałożenie na Lasy Państwowe haraczu w postaci podatku od przychodu (a nie dochodu!)
25) Prace nad wprowadzeniem podatku smartfonowego i tabletowego
26) Prace nad wprowadzeniem podatku audiowizualnego
27) Przyjęcie zabójczego dla polskiej gospodarki pakietu klimatycznego
28) Zgoda na wprowadzenie do Polski GMO
29) Przyjęcie ustawy o ograniczeniu dostępu obywateli do informacji publicznej
30) Przyjęcie ustawy o ograniczeniu wolności zgromadzeń
31) Przyjęcie ustawy o "bratniej pomocy" (tzw. ustawa 1066)
32) Spuszczenie w sejmowym klozecie kilku milionów podpisów złożonych pod obywatelskimi inicjatywami referendalno-ustawodawczymi
33) Utajnienie raportu o nieprawidłowościach w ZUS do jakich doszło w latach 2008 - 2013
34) Próba nocnej zmiany Konstytucji RP, która umożliwiłaby sprzedaż Lasów Państwowych
35) Doprowadzenie do tragicznego stanu publicznej służby zdrowia (czekanie po kilka lat na wizytę u lekarza specjalisty)
36) Podpisanie z Rosją niekorzystnej umowy gazowej (najdroższy gaz w Europie)
37) Blisko 3-letni paraliż legislacyjny w sprawie wydobywania gazu łupkowego
38) Drenaż Funduszu Rezerwy Demograficznej
39) Wyprzedaż majątku narodowego za ponad 65 mld zł (w tym spółek strategicznych takich jak Azoty Tarnów);
40) Ograniczenie potencjału militarnego
41) Brak przemyślanej i suwerennej polityki zagranicznej
42) Wszechobecny nepotyzm i kolesiostwo (tysiące stanowisk opłacanych z publicznej kasy dla platformianych kolesi)...
43) Sprzedaż 73% polskich banków za 2 biliony, a wartość, to minimum 66 bilionów - to za czasów siedmioletnich rządów Tuska.
44) Zakłady chemiczne Ciech sprzedane Kulczykowi za 612 i pół miliona złotych, a zakłady te w ciągu jednego roku przyniosły 513 milionów i 400000 zł zysku


Kategorie: polityka, historia, historia współczesna


Słowa kluczowe: po, pis, polska, afera, tusk


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
10 lipca 2017 (poniedziałek), 19:55:55

Moje zabawy z historią

Musiałem sobie dziś przypomnieć kiedy i czym się w dziedzinie historia zajmowałem. Przypomniałem też sobie wnioski, ale to nie jest miejsce na to aby je publikować. Pozostaną tylko w prywatnym mailu do Daniela.

Tematy, które badałem były takie:

  1. Historia Kościoła, to tak od 1986 roku ale od 1987 roku to już na ostro bo była potrzeba;
  2. Historia Izraela, od 1991 do 1997 (głupi filosemityzm) i potem drugie podejście od 2002 (antysemityzm) i realsemityzm w 2003 roku w Kielcach, na ul. Planty.
  3. Uwalenie ewolucjonizmu, szybko i sprawnie, pewnie dopiero gdzieś po 1997. Ale Hogvina zobaczyłem dopiero w 2011 roku.
  4. Historia współczesna Polski, prorokacja to Afera Rywina a badanie od 2004 do 2011, gdy już mam dość.
  5. Historia Biblii (w znaczeniu: sposób spisana, zachowania i udostępniania treści), 5 miesięcy na koniec 2013 a potem jeszcze troszkę do 2016.

Kategorie: historia, _blog, osobiste


Słowa kluczowe: historia, badania historii, studia


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
2 lipca 2017 (niedziela), 17:49:49

Prezydenci USA - moja subiektywna lista

W tabelce

32. Franklin Delano Roosevelt 1882-1945 1933-1945  
33. Harry S. Truman 1884-1972 1945-1953  
34. Dwight D. Eisenhower 1890-1969 1953-1961  
35. John F. Kennedy 1917-1963 1961-1963  
36. Lyndon B. Johnson 1908-1973 1963-1969  
37. Richard M. Nixon 1913-1994 1969-1974  
38. Gerald R. Ford 1913-2006 1974-1977  
39. James E. Jimmy Carter 1924 1977-1981 pamiętam
40. Ronald W. Reagan 1911-2004 1981-1989  w stanie wojennym śpiewano o nim piosenki, bo ponoć przez niego w Polsce nie było sera
41. George H.W. Bush 1924 1989-1993  
42. William J. Bill Clinton 1946 1993-2001  
43. George W. Bush 1946 2001-2009  
44. Barack H. Obama 1961 2009-2017  
45. Donald J. Trump 1946 2017  

W lista, wygodniejsza do skopiowania:

nr nazwisko lata życia lata prezydentury
32. Franklin Delano Roosevelt 1882-1945 1933-1945
33. Harry S. Truman 1884-1972 1945-1953
34. Dwight D. Eisenhower 1890-1969 1953-1961
35. John F. Kennedy 1917-1963 1961-1963
36. Lyndon B. Johnson 1908-1973 1963-1969
37. Richard M. Nixon 1913-1994 1969-1974
38. Gerald R. Ford 1913-2006 1974-1977
39. James E. Jimmy Carter 1924 1977-1981
40. Ronald W. Reagan 1911-2004 1981-1989
41. George H.W. Bush 1924 1989-1993
42. William J. Bill Clinton 1946 1993-2001
43. George W. Bush 1946 2001-2009
44. Barack H. Obama 1961 2009-2017
45. Donald J. Trump 1946 2017

Kategorie: notatka, historia, notatka historyczna, _blog, historia / notatka, polityka / historia


Słowa kluczowe: usa, prezydent usa, regan, clinton, trump


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
26 czerwca 2017 (poniedziałek), 13:20:20

Biografia Lutra na szybko

Szybki przegląd biografii dr Marcina Lutra

  • 1483 - urodzil się
  • 1505 - kończy studia filozofii i zaczyna studiować prawo
  • 1505 - wstępuje do augustianów w wyniku różnych duchowych rozterek (incydent z burzą)
  • 1507 - przyjmuje święcenia kapłańskie po ostrym nowicjacie
  • 1508 - zostaje wykładowca filozofii moralnej w Wittenberdze
  • 1510 - jedzie w podróż do Rzymu - dużo przemyśleń o kościele
  • 1512 - zostaje wykładowcą Pisma
  • 1513 - studiując i wykładając List do Rzymian odkrywa znaczenie łaski w zbawieniu człowieka
  • 1517 - spór o odpusty
  • 1519 - dysputa lipska
  • 1520 - pali pisma papieskie, w tym bule
  • 1521 - ekskomunika Lutra wydana przez Leona X, edykt cesarza skazujący go na banicję, więc ucieka
  • 1521 - ukryty na zamku w Wartburgu tłumaczy NT
  • 1522 - pierwsze wydanie przekładu NT
  • 1525 - ślub z Katarzyną von Bora
  • 1530 - przedłożenie na sejmie cesarzowi Wyznania Augsburskiego
  • 1535 - pierwsze wydanie całej Biblii
  • 1537 - Artykuły Szmalkaldzkie - obrona Lutra konfesji Augsubrskiej
  • 1546 - umiera

Jak dla mnie bohater wiary. Więcej poczytamy o nim w Dziejach Apostolskich, gdy już będąc w niebie będziemy mogli poczytać te rozdziały, które dziś są ciągle nie znane.

Na koniec wypada dopisać jeszcze 3 daty spoza biografii Lutra, ale z nim związane:

  • Sobór trydencki – sobór powszechny Kościoła rzymsko-katolickiego, który miał miejsce w latach 1545–1563. Moim zdaniem wtedy to kościół rzymski ekskomunikował (wyłączył) się z Kościoła Chrystusowego. Uczynił to (1) potępiając ewangelię (patrz: dekret o usprawiedliwieniu) i stawiając się powyżej Słowa Bożego (patrz: dekrety o Biblii).
  • 1540 - powstanie Towarzystwa Jezusowego, czyli jezuitów.

 


Kategorie: historia, notatka historyczna, _blog, historia / notatka, notatka / historia, notatka


Słowa kluczowe: luter, biografia lutra, odpusty, 95 tez, dysputa lipska, sobór trydencki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
W:5 P:1
16 czerwca 2017 (piątek), 15:49:49

Zabawa w trudne słowa

W mediach znowu się zaczyna jakaś nagonka, dyskusja ale i ogłupianie, więc może wyjaśnię co sam kiedyś zbadałem i co rozjaśniło mi nieco naszą trudną historię:

  • Konzentrationslager to obóz koncentracyjny, między innymi takim obozem był Oświęcim (czynny już od 1940 roku) ale też Dachau, Gross-Rosen, Sztutowo.
  • Vernichtungslager to obóz zagłady. Obozami zagłady były: Oświęcim-Brzezinka, Sobibór, Chełmno nad Nerem (już w 1941), Treblinka i Bełżec. Obozy zagłady były budowane po decyzji o zagładzie Żydów, a ta ostatecznie podjęta została w lutym 1942 roku na konferencji w Wannsee.

Kategorie: historia, zabawa w słowa, _blog


Słowa kluczowe: obóz zagłady, obóz koncetracyjny


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
7 maja 2017 (niedziela), 17:21:21

Subiektywny przegląd papieży

Czasem mam potrzebę przypomnieć sobie kiedy, który papież rządził. Podobnie mam z królami Polski, oraz z historią II Wojny Światowej:

Wczesne średniowiecze, kształtowanie się idei papiestwa

  • Grzegorz Wielki
    • zakonnik ?
    • wsparł coś takiego z czego dzieło się papiestwo
    • śpiewy gregoriańskie są od niego, bo pozwoli śpiewać.
  • ten co pozwolił śpiewać - od św. Ambrożego?

Pornokracja, czyli czasy trudne

  • jeden z Sylweriuszów (?) co ponoć z Cesarzem Otto I lub II przy kalendarzu majstrowali
  • Formus - to ten, co jego trupa sądzili?
  • X w. czyli czasy, gdy negocjowano coś z Polską Mieszka.

Późne średniowiecze:

  • Grzegorz VII - 1073-1085
    • z cesarzem Henrykiem IV spierał się inwestyturę i spór wygrał upokarzając cesarza
    • wydał „Dictatus Papae" - tekst składający się z 27 krótkich zdań, dotyczący m.in. prymatu papieża, jego nieograniczonej władzy.
  • Innocenty III - 1198-1216
    • u niego św. Dominik załatwiał odpalenie swojego zakonu kaznodziejów - czyli zakonu dominikańskiego
  • Jan XXIII antypapież
    • to ten co zwołał Sobór w Konstancji
  • Marcin V - 1417-1431
    • wybrany na soborze w Konstancji jako pierwszy papież do schizmie zachodniej

Czasy reformacji:

  • Sykstus IV - 1471-1484 - budował kaplicę sykstyńską
  • Leon X - 1513-1521
    • Erazm z Roterdamu dla niego dedykował swoje wydania greckiego Nowego Testamentu z 1516, 1519 roku
    • trafił na czasy Lutra ale chyba się nim nie zajmował
  • Klemens VII - 1523-1534 - czyli to ten, co nie chciał rozmawiać z Lutrem tylko bullą go wyklął.
  • Pius V 1566-1572
    • ekskomunikował angielską królową Elżbietę
    • przeciwnik reformacji, skazał wielu włoskich protestantów na śmierć
    • W 1570 konstytucją Quo primum ustanowił Wieczny Kanon Mszy Świętej
  • Grzegorz XIII 1572-1585
    • reforma kalendarza w 1582 roku
    • wychwalał w 1572 r. rzeź 10 tysięcy hugenotów, w noc św. Bartłomieja
  • Sykstus V - 1585-1590
    • po soborze trydenckim wydał w 1590 autoryzowaną przez siebie, pełną błędów Biblię - Wulgatę Sykstyńską. Głupek, choć barwna, ciekawa postać.
  • Klemenx VIII - 1592-1605
    • w 1592 roku, wbrew buli swojego poprzed... przed... przednika wydał porządną Wulgatę, tzw. Wulgatę Klementyńską.

Modernizm, antymodernizm, drugi modernizm i postmodernizm:

  • Leon XIII
  • Pius X - 1903-1914
  • Pius XII, 1939-1958
    • trudny czas II Wojny Światowej, a więc czas ustosunkowania się do nazizmu, komunizmu, holokaustu.
  • Jan XXIII - 1958-1963
    • zwołał Sobów Watykański II
  • Paweł IV
    • dokończył sobór
    • uśmiechał się do komunistów
  • JP2 - 1978-2005

Kategorie: historia, katolicyzm, notatka, notatka historyczna, _blog, historia / notatka, notatka / historia


Słowa kluczowe: papież, papieże, katolicyzm


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
23 kwietnia 2017 (niedziela), 00:00:00

Proroctwo ks. Piotra Skargi

Pastor Paweł Chojecki co jakiś czas odwoływał się do proroctwa ks. Skargi, pokazując jak pięknie się ono wypełniło. Poszukałem więc gdzie ono jest zapisane i znalazłem w "Kazaniach sejmowych" taki oto kawałek.   

 

Kazania Sejmowe

ks. Piotr Skarga SJ

KAZANIE PIĄTE

JAKO KATOLICKA WIARA POLICYJ I KRÓLESTW SZCZĘŚLIWIE DOCHOWYWA, A HERETYCTWO JE OBALA

Służcie Panu Bogu ze wszytkiego serca waszego, a nie puszczajcie się za próżnościami, które wam nie pomogą.

1Sam 12:20-21

Królestwo przy obcych bogach nie trwa.

Gdy Samuel ludowi Bożemu króla Saula postawił, dał im znać, iż królestwo ono trwać nie miało, jeśliby się za obcymi bogami udawać, a jednego Pana Boga prawdziwego odstąpić kiedy mieli. I zowie fałszywe bogi one Baale i Astaroty, jako wyższej w tym rozdziale stoi, próżnościami, jako cień i dym, który nie trwa i pomocy nie daje. „Bójcie się prawi Pana Boga, a służcie mu z całego serca waszego. Bo jeśli w złości trwać będziecie, i wy, i król wasz zaraz poginiecie”. Toż się do was mówi, Przezacni Panowie, stójcie mocno przy jednej katolickiej wierze, która jednego Boga w Trójcy i jednego Chrystusa ukazuje; a królestwo wasze i Rzeczpospolita wasza stać będzie.

A jeśli się do innych obcych wiar i do innych Chrystusów fałszywych i próżnych, które heretycy przynoszą, udacie: i wy, i król wasz, i z królestwem waszym poginiecie. Obaczmy za pomocą Bożą, jaką moc w sobie ma katolicka wiara do zachowania i rozmnożenia świeckich królestw, a jaki jad w sobie mają heretyctwa do zguby i wywrócenia ich.

Pełna treść kazań do zassadnia: skarga_kazania_sejmowe.pdf

 


Do dokładniejszego opracowania:

Kilka ważnych dla historii Polski dat (zrobić z tego osobną notkę):

  • przed 1399 - zakończono prace nad Psałterzem Floriańskim, przekładem na polski biblijnej księgi Psalmów spisanym dla królowej Jadwigi.
  • 1410 - Jagiełło rozgramia rycerzy Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego.
  • około 1432 - w Polsce chronią się husyci przywożąc z sobą liczne przekłady Pisma Świętego.
  • do 1455 - spisano Biblię królowej Zofii - najstarszy znany nam przekład Biblii na język Polski.
  • 1525 - Hołd Pruski na rynku w Krakowie - Prusy Książęce, pierwsze państwo luterańskie podporządkowuje się królowi Zygmuntowi i staje się lennem Polski;
  • 1539 - powstanie jezuitów, służb specjalnych papiestwa - średniowieczny etos rycerski idzie w odstawkę bo dozwolony jest zamach na króla i podstępne trucie.
  • 1548 - umiera Zygmunt Stary.
  • 1550 - w Piotrkowie na sejmie dyskutowane jest stworzenie w Polsce kościoła niezależnego od Rzymu.
  • 1548-1563 - Sobór Trydencki - kościół rzymskokatolicki w dogmatyczny sposób przyjmuje herezje przez co oddziela się od Kościoła Powszechnego.
  • 1555, 1561, 1563 - Biblijne przekłady na polski: Nowy Testament Murzynowskiego, Biblia Leopolity, Biblia Brzeska, przekład Budnego i wiele innych.
  • 1556 - jezuici sprowadzeni przez Hozjusza do Polsce - zaczyna się mieszanie w politykę.
  • 1570 - Konfesja Sandomierska, uzgodnione wyznanie wiary polskich reformatorów.
  • 1573 - Konfederacja Warszawska - uzgodniona na sejmie swoboda wyznania w Polsce.
  • II połowa XVI wieku - kwitnie polska myśl obywatelska, religijna, polityczna (Frycz, Kochanowski)
  • 1548-1572 - króluje Zygmunt August.
  • 1587-1632 - panowanie kontrolowanego przez jezuitów Zygmunta III Wazy.
  • 1597 - pierwsze wydanie drukiem Kazań Sejmowych ks. Skargi.
  • 1599 - przekład Biblii ks. Wujka.
  • 1611 - zwycięstwo pod Kłuszynem, Polacy w Moskwie, przegrana szansa na pierwszą Unię Europejską.
  • 1632 - przekład Biblii Gdańskiej.
  • 1656 - śluby lwowskie Jana Kazimierza.
  • 1656-60 - Potop Szwecki, niekoniecznie taki jak to Sienkiewicz opisał.
  • 1648-1657 powstanie Chmielnickiego.
  • 1792, 1793, 1795 - kolejne rozbiory i definitywny upadek państwa.

Wersety dodatkowe:

Paweł wskazuje na 2Kron 7:12-14, 18. 20. 22

2Ch 7:12-20 eib
(12) ukazał mu się PAN. Było to w nocy. PAN powiedział: Wysłuchałem twojej modlitwy i wybrałem sobie to miejsce na dom ofiarny.
(13) Gdy zamknę niebiosa, tak że nie będzie deszczu, lub gdy rozkażę szarańczy, by objadła ziemię, lub gdy ześlę zarazę na mój lud,
(14) a mój lud, nad którym wzywane jest moje imię, ukorzy się, ludzie zaczną modlić się, szukać mojej woli i zawrócą ze swoich błędnych dróg, to Ja wysłucham ich z nieba, odpuszczę ich grzech i uzdrowię ich ziemię.
(15) Odtąd moje oczy będą otwarte, a moje uszy uważne na modlitwę w tym miejscu.
(16) Wybrałem sobie bowiem i poświęciłem tę świątynię, aby na wieki pozostawało w niej moje imię. Moje oczy i moje serce kierować się będą na to miejsce po wszystkie dni.
(17) Jeśli zatem będziesz postępował względem Mnie tak, jak postępował twój ojciec Dawid, to znaczy, jeśli będziesz czynił wszystko, co ci przykazałem, i przestrzegał moich ustaw i praw,
(18) to umocnię twą władzę tak, jak to potwierdziłem przymierzem twojemu ojcu Dawidowi, gdy powiedziałem: Nie zabraknie ci męskiego potomka, który by panował nad Izraelem.
(19) Lecz jeśli odwrócicie się, porzucicie moje ustawy i przykazania, które wam przedłożyłem, jeśli odejdziecie służyć innym bogom i kłaniać się im,
(20) to wykorzenię was z mojej ziemi, którą wam dałem, a tę świątynię, poświęconą dla mojego imienia, odrzucę. Uczynię go przypowieścią i docinkiem u wszystkich ludów.

 I takie coś...

1Sa 7:3-6 eib
(3) Wówczas Samuel wezwał ich wszystkich: Jeśli z całego serca chcecie zawrócić do PANA, to usuńcie spośród siebie innych bogów, w tym asztarty. Skierujcie serca ku PANU i służcie wyłącznie Jemu, On zaś wybawi was spod władzy Filistynów.
(4) Izraelici usunęli baalów i asztarty. Zaczęli służyć wyłącznie PANU.
(5) Wtedy Samuel polecił im: Zgromadźcie całego Izraela w Mispie. Tam będę modlił się za wami do PANA.
(6) Ludzie zgromadzili się więc w Mispie, czerpali tam wodę, wylewali ją przed PANEM, pościli w tym dniu i przyznawali: Zgrzeszyliśmy przeciw PANU. Samuel zaś rozstrzygał w Mispie sprawy Izraelitów.

 I jeszcze...

1Sa 12:19-24 eib
(19) I wszyscy zawołali do Samuela: Módl się za swoimi sługami do PANA, swojego Boga, abyśmy nie pomarli! Bo rzeczywiście do wszystkich naszych grzechów dodaliśmy i tę niegodziwość, że prosiliśmy dla siebie o króla.
(20) Wówczas Samuel zaczął uspokajać lud: Nie bójcie się! Wy wprawdzie popełniliście tę niegodziwość, ale nie odstępujcie już więcej od PANA. Służcie PANU całym sercem.
(21) Nie odstępujcie natomiast, bo byłoby to pójściem za marnościami. Nie przyniosłyby wam one żadnej korzyści ani nie zapewniły ratunku — właśnie dlatego, że są marnościami!
(22) Tak, PAN nie porzuci swojego ludu, ze względu na swoje wielkie imię. PAN bowiem sam zechciał przyjąć was za swój lud.
(23) Również ja daleki jestem od zgrzeszenia przeciw PANU i od zaniechania modlitwy za wami. Przeciwnie, będę was uczył, jak postępować w sposób godny i prawy.
(24) Tylko żyjcie w bojaźni PANA i służcie Mu wiernie, z całego serca, szczególnie że przekonaliście się, jak wielki On jest wobec was.

 


Kategorie: katolicyzm, apologetyka, polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: zwiedzenie, ks Piotr Skarga, jezuici


Komentarze: (1)

wojtek, June 25, 2021 07:56 Skomentuj komentarz


.
Kazanie V jest kazaniem proroczym.
Skarga pisał, że "A jeśli się do innych obcych wiar i do innych Chrystusów fałszywych i próżnych, które heretycy przynoszą, udacie: i wy, i król wasz, i z królestwem waszym poginiecie".
Ks. Skarga tak prorokował a jednoczenie inną wiarę przynosił, w innych do innych zbawicieli się udawał. Efekt królestwo zginłęło i króla w Polsce nie ma.

Skomentuj notkę
28 stycznia 2017 (sobota), 17:19:19

Wałęsa i kłamstwa po raz kolejny

Przeglądam wiadomości a tu:

Wiadomość #1:
Eksperci potwierdzają właśnie wiarygodność pochodzących z szafy Kiszczaka kwitów, które Wałęsa podpisywał w latach 70-tych. 

Wiadomość #2:
IPN potwierdził (co było jawne i udokumentowane od czasów słynnej książki Gontarczuka i Cenckiewicza), że SB w latach 80-tych preparowała kwity na Wałęsę. Oczywiście nagłówek brzmi "SB preparowało kwity na Wałęsę" i tyle wystarczy, więcej się nie czyta.

No i jak zwykle w takich sytuacjach obie te wiadomości (bynajmniej nie sprzeczne) przez ludzi „wierzących” przyjmowane są tylko w połowie - każdy przyjmuje swoją wiadomóść aby wierzyć bardziej, drugą traktują jako dezinformację wytworzoną przez wrogów i kłamców.

A tu patrz - wygląda na to, że obie są prawdziwe.

Dla zainteresowanych przypomnę. W latach 80-tych, jak w SB dowiedzieli się o możliwości przyznania Wałęsie Nobla, w Biurze Studiów i Analiz wyprodukowano kwity, które następnie podrzucono ambasadorowi Norwegii. Ciekawe było to, że kwity te wyprodukowano lekko przerabiając oryginały dokumentów. Jest to dość dobrze udokumentowane, bo produkujący te fałszywki oficer SB, musząc zniszczyć coś archiwalnego sporządzili na tą okoliczność stosowne notatki służbowe, które w tych archiwach się zachowały. Cenckiewicz to opisywał, dokumenty upubliczniał, więc jest to jasne i bardzo wiarygodne.


Kategorie: polityka, obserwator, historia, _blog


Słowa kluczowe: Wałęsa, Cenckiewicz, IPN, sb


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
14 października 2016 (piątek), 23:58:58

Wulgata

Takie sobie notatki na ten temat porobiłem aby zapamiętać.

Definicja: 
Wulgata (łac. versio vulgata, przekład rozpowszechniony, popularny) – przekład Biblii na łacinę, dokonany przez Hieronima ze Strydonu w latach 382–406. Przekład z języków oryginałów: hebrajskiego, arameńskiego i z greki. Przekład miał na celu dostarczenie kościołowi rzymskiemu jednolitego tekstu języku łacińskim Biblii, bo powszechne były w użyciu różne przekłady (dziś zwane starołacińskimi). Nowy Testament Hieronima był rewizją tekstów starołacińskich (nie wiemy w jakiej części Hieronim dokonał tłumaczeń a na ile sprzątał i układał), a Stary Testament w większej części był jego przekładem. Za rok powstania Wulgaty można przyjąć 406.
Wiedza o Wulgacie, którą sobie wypunktowuję aby zapamiętać:
  1. Hieronim przetłumaczył ST z hebrajskiego, wcześniej uporządkował różne tłumaczenia starołacińskie NT. Swą pracę wykonał w 406 roku.
  2. Hieronim powiedział, że "nieznajomość Pisma to nieznajomość Chrystusa" i ładnie powiedział, szak Chrystus jest wcielonym Słowem Bożym, a Pismo Słowem pod kontrolą Boga spisanym.
  3. Od Hieronima do Gutemberga (1453) a może nawet do Stephanusa (Robert Estienne) i papieży Sykstusa V i Klemensa Wulgata była przepisywana ręcznie i funkcjonowała jako lepsze lub gorsze manuskrypty. Często jednak manuskrypty te były gorsze, bo  na łacińskim zachodzie w przeciwieństwie do greckiego wschodu nie było aż takiego szacunku do spójności tekstu i kultury starannego przepisywania go. W przepisywanych wulgatach kanon i kolejność ksiąg były różne, nawet rozdziały i poszczególne perykopy np. w ewangelii Jana były w rożnych miejscach. Po prostu przez wieki bałagan się zrobił i był.
  4. Codex Amiatinus - to manuskrypt bardzo dobrej jakości, kodeks zawierający Wulgatę datowany na VI wiek, stworzony i przechowywany w klasztorach pobożnych mnichów, który o jakość przepisywania dbali. W kościele zawsze była świadomość, że to jest dobrej jakości kopia dzieła Hieronima.
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Kodeks_Amiatyński
  5. 1455 to data zakończenia prac nas pierwszą drukowaną książką, Biblią Gutenbergahttps://pl.wikipedia.org/wiki/Biblia_Gutenberga - Biblia Gutenberga to wydrukowanych 200 egz. wulgaty, problem w tym, że pierwszej z brzegu (więc trafiła się kiepska jakość), bez jakiejkolwiek krytyki tekstu.
  6. 1520 - wychodzi Poliglota Kompluteńska a w niej również wydrukowano tekst łaciński Wulgaty.
  7. 1528 - wydanie przez Stephanusa tekstu krytycznego Wulgaty na podstawie 3 dobrych manuskryptów. Wydanie z 1548 oparte jest już na 17 manuskryptach.
  8. Wulgata sykstyńska to dzieło wydrukowane w 1590 roku. Po Soborze Trydenckim, jako że kolejne komisje kościelne nie potrafiły zakończyć dzieła uporządkowania tekstu papież Sykstus V postanowił sam zrobić z tym porządek i w 18 miesięcy zrobił, tylko że zrobił to więcej niż kiepsko i powstał jeszcze większy bałagan. Wulgata Sykstyńka była potem skupowano przez jezuitów aby ją zniszczyć, tak bowiem kompromitowała dzieło papieża.
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Wulgata_sykstyńska
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Sykstus_V
  9. Wulgata klementyńska - poprawiona na polecenie Klemensa VIII i wydana już w 1592 roku i od tego czasu już dość często. Katolicy nie skorzystali z dzieła Stephanusa, ale sami dość dobrze wykonali krytykę tekstu uzgadniając treść przed drukiem. Darek ma na wystawie oryginalne wydanie z 1618 roku. Od wydania z 1604 zwana Wulgatą Klementyńską mimo iż na stronie tytułowej dalej jest imię Sykstusa V wypisane.
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Wulgata_klementyńska - od tego czasu przez pojęcie wulgana rozumie się najczęściej właśnie klementynkę jako dobry, uzgodniony tekst.
  10. Neowulgata - to nowy przekład na łacinę z języków oryginalnych, dokonany 1979 (choć prace trwały od 1926 roku). Jest to jakby porzucenie dzieła Hieronima.
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Neowulgata
Biblia ks. Wujka, jako najważniejszy polski przekład z Wulgaty
  1. Pierwsze wydanie NT to 1593 rok. Ks. Wujek tłumaczył z Wulgaty Lowańskiej (1547), ale widząc błędy korzystał też z Poligloty Antwerpskiej (1572). Ponoć konfrontował się też z Wulgatą Klementyńską, ale czy to możliwe, skoro pierwsze wydanie tejże to 1592? Raczej uwierzę w opinię, że aby uporządkować tekst (np. kolejność perykop) sięgał do istniejących już przekładów protestanckich albo do tekstów greckich.
  2. Ks. Wujek umiera w 1595 roku przed publikacją całego swojego tłumaczenia, ale po zakończeniu prac.
  3. Cała Biblia ks. Wujka to 1599 rok, przez 3 lata braciszkowie jezuici uzgadniali tłumaczenie z Wulgatą Klementyńską.

Kategorie: biblia, apologetyka, notatka, notatka historyczna, _blog, teologia/biblia, historia / notatka, notatka / historia, notatka / biblia


Słowa kluczowe: biblia, wulgata, wulgata klementyńska, wulgata sykstyńska, neowulgata, gutenberg


Komentarze: (1)

anonim, October 22, 2016 15:08 Skomentuj komentarz


TIME


3000 BCE Cunieform in Mesopotamia, Hieroglyphs in Egypt
1800-1500 Alphabet used in Sinai
1400-1200 Ugaritic script of 30 characters used in Syria
XIII Clay inscription at Sarepta, Lebanon
XII Canticle of Deborah
XII-XI Inscriptions in Palestine using 'BN', rather than aramaic 'BR', for son
1200 Phoenician Alphabet
1000-961 David
800 Phoenician Alphabet adopted in Greece
770 Phoenician Alphabet adopted by Etruscans, becomes Latin Alphabet; same Phoenician Alphabet will become runes across northern Europe
VIII-VII Celtic invasion of Britain
621 King Josiah, the Prophetess Huldah, and "the book of the law" found in the Temple (2 Kings 22-23, 2 Chronicles 34.14-35.19)
538 First Return from Babylonian Exile
458 Ezra returns from Babylonian with "book of the law of Moses" (Ezra 7.6-10.14, Nehemiah 8-10)
V-IV Returns from Exile and canonization of Bible
III-II Septuagint in Greek
II Samaritans separate from Judaism, retaining Pentateuch in Hebrew
II BC- I AD DEAD SEA SCROLLS
1-33 Jesus
70 Destruction of Jerusalem by the Emperors Titus and Vespasian
160 First Latin translation of Bible
253 †Origen, who studied the Hebrew and Greek Bibles
263-340 Eusebius of Caesarea
II Syrian translations from Hebrew Bible, Peshitta
III Coptic translations of Septuagint
312 Constantine raises Cross
IV Ireland begins to be Christian
IV CODEX BOBIENSIS (Turin, Biblioteca Naz. G. VIII [1163]); Vetus Latina Bible, written in Africa, preserved in the monastery of Bobbio, believed to have been carried on his person by St Columbanus
IV CODEX VATICANUS
327 †Empress Helena
337 †Emperor Constantine
348 Cyril of Jerusalem's Catechetical Lectures
356 Domitilla's Catacomb with St Petronilla and capsa full of Bible scrolls, Rome
339-397 St Ambrose of Milan
342-420 St Jerome
350-380 Italian Latin Bible, related to Ambrose, model for Jerome's Vulgate
371 † Eusebius of Vercelli, translator of Eusebius of Caesarea
311-383 Bishop Wulfila who invents Gothic alphabet and translates Bible into that language
354-430 St Augustine
360-435 Cassian
381 Jerome arrives in Rome
381-384 Egeria's Pilgrimages to Palestine, Sinai, Constantinople
384 Jerome urged by Pope Damasus to translate the Bible from the Greek
385 Paula and Eustochium's Pilgrimages to the Holy Places
385-461? St Patrick of Ireland
386-389 Jerome's GALLICANUM translation of the Psalter from Origen's Hexapla
389-392 Jerome's final translation of the Psalter direct from the Hebrew text (the HEBRAICUM or Iuxta Hebraeos). Not accepted as official Psalter Vulgate in the West. Accepted version, Jerome's earlier GALLICANUM
IV-V CODEX SINAITICUS
405-406 Jerome, with aid of Paula and Eustochium, translates Hebrew and Greek Bibles into the Latin Vulgate
409 Rome taken by Goths, Roman rule ends in Britain
420 †Jerome
422-432 Pope Celestine, emphasises Rome
432 St Patrick in Ireland
432-440Pope Sixtus emphasising Rome
440-450 Tomb of Galla Placidia, Ravenna, with Gospel Cupboard
480-524 Boethius
540-547 St Benedict
440-461 Pope Leo the Great (Sermon 82, on Rome's role; Feast of St Peter and Paul, 29 June 441)
450-523 St Brigit of Ireland
464 Peshitta, British Library Ms. Add. 14,425
489 Theodoric, King of the Ostrogoths, invades Italy
490-583 Cassiodorus of Vivarium, with Bible Cupboard
493 Theodoric consolidates power legally, becoming Governor for Emperor of East
495-579/580 St Finnian of Moville, Ireland, perhaps identical with St Frediano of Lucca
VI St Frediano, Irish Bishop of Lucca, from Ulster, mentioned by Gregory the Great, perhaps identical with St Finnian
496 Christmas Day, Coronation of Clovis
V CODEX ALEXANDRINUS
V Armenian translation of Origen's Hexapla
V VERONENSIS, CORBIENSIS, VINDOBONENSIS, copying Italian Latin Bible of 350-380, related to Ambrose, model for Jerome's Vulgate; CLAROMONTANUS
V Pagan Anglo-Saxon invasion of Celtic Christian Britain
V Ravenna mosaic with Four Gospels on altar
V-VI Jerome's Hebraicum Psalter present in Ireland
521-597 St Colum Cille or Columba, born, Donegal
524 Boethius writes Consolation of Philosophy, mentions Ivory Book Cupboards
540-604 St Gregory the Great
561 St Columba copies St Finnian's Gospel or Psalter, perhaps in the CATHACH 'Battler', which passes to O'Donnell family in Battle of Cul Dremhe.
562-565 Columba, having already founded Durrow in Ireland, travels to Scotland as 'a pilgrim for Christ', with twelve companions, founds Iona, converts northern Picts, southern Picts having been converted by St Ninian to Christianity
570-632 Mohammad and the KORAN
579-580 †St Finnian who founded Moville, and who brought back Jerome's Vulgate Bible from Rome
583 †Cassiodorus, CODEX GRANDIOR (Vetus Latina), NOVEM CODICES. At same period Wulfila's Gothic Bible was again written out in the CODEX ARGENTEUS, in gold and silver upon purple parchment, these Bibles associated with the court of Theodoric of Ravenna
590 St Columbanus leaves Ireland
596 Pope Gregory the Great sends St Augustine to Canterbury
597, 9 June †St Columba, while transcribing a Psalter. Augustine and his companions reach England
VI CAMBRIDGE CORPUS CHRISTI GOSPELS, from Italy, perhaps brought by Augustine of Canterbury
VI Durham Cathedral, flyleaf of Italian Latin Bible, model for CODEX AMIATINUS script
VI-VII CODEX TURONENSIS S. GOTIANI, earliest surviving Vulgate
VII Irish Gospel USSERIANUS PRIMUS
600 Springmount Bog Tablets with Gallicanum Psalms. Irish prophecy that Bridget is another Mary, the Lord's mother
601 Gregory sends pallium to Augustine
605 †Pope Gregory the Great
613 St Columbanus founds Bobbio
615 23 November †St Columbanus, at Bobbio
630 More probable date of CATHACH?
632 Death of Muhammad
634 King Oswald's Victory at Heavenfield, raises Cross, in imitation of Constantine
635 King Oswald requests that St Aidan found Lindisfarne from Iona, St Chad's birth
642 King Oswald killed
642-716 Ceolfrith
651 †St Aidan. St Chad had been his student.
658-739 St Willibrord
663 Council of Whitby at which Abbess Hilda presides
669 St Chad, Bishop of Lichfield. Archbishop Theodore, Abbot Hadrian and Benedict Biscop accopanying them arrive in England from Rome
670s Benedict Biscop introduces building of churches and working in stone to Northumbria
672 †St Chad
674 Wearmouth founded by Benedict Biscop, later stonemasons and glaziers brought over from France to build its church dedicated to St Peter, then Jarrow founded with its church dedicated to St Paul, Ceolfrith its Abbot, Eosterwine becoming Abbot of Wearmouth.
673-735 Bede, History of the English Church and People
675-754 St Boniface
679-680 Anglo-Saxon monks, Prior of Wearmouth, Ceolfrith, and Benedict Biscop, in Rome, buy Cassiodorus' abandoned library, including CODEX GRANDIOR from Vivarium, for Northumbria.
680 †St Hilda of Whitby (Streasnaeschalch), Caedmon's 'Hymn of Creation'.
681 Jarrow founded by Benedict Biscop, Ceolfrith its Abbot, Bede accompanying him.
683 Eosterwine, Abbot of Wearmouth.
680-691 ANTIPHONARY OF BANGOR
684 St Cuthbert, Bishop of Hexham
685 St Cuthbert, Bishop of Lindisfarne. Ruthwell lost to the Anglo-Saxons. Abbot Ceolfrith founds church of St Paul at Jarrow, 23 April, likely placing CODEX GRANDIOR in it
687 20 March †St Cuthbert. Saint buried with his own STONEYHURST GOSPEL of St John either at this date or in 698
690 †Archbishop Theodore of Canterbury
698 20 March Translation of St Cuthbert. St Cuthbert's Coffin carved with similar images to LINDISFARNE GOSPELS, BOOK OF KELLS . Eadfrith, Bishop of Lindisfarne, writes LINDISFARNE GOSPELS in honour of St Cuthbert. He appears to have consulted CODEX GRANDIOR at Wearmouth-Jarrow, using an Italian Bible text and replicating the Cassiodorus/ Ezra portrait in the Evangelist Matthew. St Willibrord founds Echternach. ECHTERNACH GOSPELS, DURHAM GOSPELS by same scribe.
700 BOOK OF DURROW. Irish Vulgate Bible. Carpet pages. Translation of St Chad by Bishop Hedda to new church dedicated to St Peter.
700-786 St Willibald, travelled to Holy Land, then spent time as a monk at Monte Cassino, a nun at Heidenheim writing down his pilgrimage account in Hodoeporicon, became bishop in Germany, his sister Walburga also a foundress. Their Anglo-Saxon father had died in Lucca, is venerated there as a saint.
703 Adamnan of Iona presents Arculf's Pilgrimage to King Alcfrith of Northumbria
VII-VIII CODEX AMIATINUS, CODEX OTTOBONIANUS, next earliest surviving Vulgates. CODEX AMIATINUS uses Jerome's Hebraicum Psalter, is oldest complete Latin Jerome Bible
VII-VIII MULLING GOSPELS Irish Pocket Gospels
710 Abbot Ceolfrith sends architects for building a church in stone to Nechtan, King of the Picts, and letter on Roman dating of Easter and tonsure. Jarrow, Ruthwell, Bewcastle share 'inhabited vine' motif in sculpture, possible date for RUTHWELL, BEWCASTLE CROSSES
713 Whitby 'Life of St Gregory'
716 †Abbot Ceolfrith journeys from Wearmouth Jarrow, 5 June, dying at Langres, 25 September, on the way to Rome, while bringing with him the CODEX AMIATINUS. He had purchased an the Vetus Latina of Cassiodorus, the CODEX GRANDIOR, in Rome, he had three copies made but of the Jerome translation, one for Wearmouth, one for Jarrow, and the third, the AMIATINUS , for the Pope. It includes the HEBRAICUM Psalter, rather than the GALLICANUM . Hwaetberht elected Abbot of Wearmouth-Jarrow. Egbert converts the monks of Iona and its province to the Roman dating of Easter and tonsure
721 Ethelwold has LINDISFARNE GOSPELS bound by Bilfrith the Anchorite
c.730 LICHFIELD GOSPELS (ST CHAD'S GOSPEL), HEREFORD GOSPELS, COTTON VESPASIAN PSALTER
731 Bede completes History of the English Church and People
c. 740 King Bulan of Khazars and his people convert to Judaism, according to their King Joseph's Letter, c. 960
744 St Boniface founds Fulda
750 POEMS OF BLATHMAC, ST GALL FOUR GOSPELS
774 Langobards control Tuscany from France
777 Saracens in Spain request Charlemagne's aid
779 Charlemagne's Count Roland from Brittany killed by Basques at Roncesvalles
781-802 Hygebeald, Bishop of Lindisfarne, scribe of VATICAN BARBERINI GOSPELS
790-793 Alcuin leaves Charlemagne's court for three years in England, stays at Wearmouth-Jarrow, perhaps sees Ceolfrith's remaining pandects and CODEX GRANDIOR, or one of these at court of Offa, to be given by him to Worcester Cathedral.
793 First Viking raid on Lindisfarne
794, 799 Beatus of Liebana denounces Archbishop Alipandus of Toledo of the Adoptionist heresey to Carolingian Councils, writes Commentary on the Apocalypse
VIII RUTHWELL CROSS , 'Dream of the Rood'?
VIII (before 754) CADMUG GOSPELS Irish Pocket Gospels
VIII CODEX PALATINO-VATICANUS Irish Catena on Psalms
VIII CODEX AUREUS, made at Canterbury using Northumbro-Irish models, captured by Vikings, ransomed back, now again in Sweden
VIII BOOK OF CERNE
VIII-XI Five generations of Asher's family, himself and his descendants, like Moshè ben Asher and Aharon ben Moshè ben Asher, in the Tiberiad, perfect the pointing and masorah of the Hebrew Bible text
793 First Viking raid on Lindisfarne
795-800 'PSALTER OF CHARLEMAGNE'
797 Charlemagne's embassy to Haroun al-Raschid
797-801 Jerome's Vulgate revised by Alcuin, Abbot of Tours
IX CAROLINUS, PAULINUS, VALLLICELLIANUS BIBLES
c. 800 BOOK OF KELLS. Vulgate Bible. Perhaps made on Iona, perhaps at Kells after Iona sacked by the Vikings in 806 when 68 of the community were killed.
800 Christmas Day, Coronation of Charlemagne
801 Haroun al-Raschid's gifts reach Charlemagne, brought by the Jew, Isaac, including the elephant Abu'l-'Abbas
806 Iona sacked by Vikings
809 BOOK OF ARMAGH
810 Jerome's Vulgate revised by Theodulf Bishop of Orléans
811 Death of Charlemagne's elephant, Abu'l-'Abbas, Haroun al Raschid's gift to Emperor
813 St James' relics discovered at Compostella
820 St Methodius born
Before 822 MAC REGOL GOSPELS (CODEX RUSHWORTHIANUS)
826/7 St Cyril born
829-876 Irish St Donatus of Fiesole
830s Dungal retires to Bobbio from teaching at Pavia, bequeathes his books to monastery library
c.830 LICHFIELD GOSPELS in Wales
847? St Petersburg, Institute for Oriental Studies, Russian Academy of Sciences. D 62.
Hebrew Later Prophets, with large and small masorah, added later according to Babylonian terminology.
IXth century (847? from date of sale), from Karasubasar Synagague, Crimea.
850 GREEK PSALTER of Sedulius Scottus. Charter of Irish St Donatus, Bishop of Fiesole, granting church dedicated to St Bridget in city of Piacenza to Bobbio
851 Moslem Emir of Millet asked Emperor for skilled learned men to explain the essence of Christianity, Constantine/Cyril was chosen as one of deputies
858 Cyril and Methodius sent to the land of Khazars (mostly Jews and Moslems) northeast of the Black Sea who asked for learned men as well.
860 Cyril and Methodius studying Old Hebrew in Crimea on return journey
862 Prince Rostislav of Great Moravia asks Constantinople for missionaries, to develop the liturgical practice in Slavic language which was native for Moravians.
867 Pope Nicholas I invites Cyril and Methodius to Rome to explain their conflict with the German archbishop of Salzburg and bishop of Passau, who claimed control of the same Slavic territory and who wanted to enforce the exclusive use of the Latin liturgy.
868 Constantine and Methodius arrive in Rome in 868, where the new pope, Adrian II, takes their side, formally authorizing the use of the Slavic liturgy. Slavic Gospel deposited at Santa Maria Maggiore.
869, 14 February †Constantine, having become a monk under the name of Cyril
871-889 Aldorman Eadfrith and his wife Werburg ransom back CODEX AUREUS from Vikings for Christ Church, Canterbury
875 Lindisfarne moves to Durham with relics of St Cuthbert and LINDISFARNE GOSPELS
885 †St Methodius
886 Petrus abbot of San Salvatore, Monte Amiata
c. 893 Cyrillic formed from Glagolitic in Bulgaria
894-895? CODEX PROPHETARUM CAIRENSIS , Profeti con i segni delle vocali e degli accenti e con la masorah magna et parva. Copied by Moshè ben Asher. Taken from Jerusalem at the Crusade in 1099, given to the Synagogue in Cairo. Carpet pages.
VIII LICHFIELD GOSPELS (ST CHAD'S GOSPEL), HEREFORD GOSPELS
VIII-IX CODEX USSERIANUS SECUNDUS
VIII-IX CODEX CAVENSIS
VIII-IX STOWE ST JOHN, DIMMA GOSPELS, IRISH GOSPELS Irish Pocket Gospels
IX CORNISH GOSPELS, MACDURNAN GOSPELS Pocket Gospels
VIII-X Masorah of Tiberian Ben Asher family, similar to Arabic pronunciation system for Koran and for Christian Bibles in Syrian.
IX By IX there are 280 surviving Vulgate Bible manuscripts; of 9,000 surviving manuscripts, 15% are Bibles, 15% are biblical commentaries
IX Viking invasions of England and Ireland
IX Vulgate CODEX CAROLINUS, CODEX PAULINUS, CODEX VALLICELLIANUS.
IX-X Earliest surviving Armenian Bibles
IX-X THE BOOK OF DEER
X Colophon to LINDISFARNE GOSPELS by scribe of Anglo-Saxon interlinear gloss, Aldred, narrates its history
900 Irish prophecy of St Bridget's Kildare, “This site is open to heaven ...; and today a girl for whom it has been prepared by God will come to us like Mary”
916 PROPHETARUM POSTERIORUM CODEX BABYLONICUS PETROPOLITANUS , from Chuput-Kale` Genizah, Crimea, now in St Petersburg. Profeti posteriori con i segni delle vocali e degli accenti secondo il sistema (sopralineare) babilonese e con la masorah magna et parva.
920 COTTON VITTELLIUS PSALTER
c. 929Pentateuco con i segni delle vocali e degli accenti e con la masorah magna et parva, St Petersburg. Same copyist as CODEX ALEPENSIS . Carpet pages.
929 CODEX ALEPENSIS, Jerusalem. Bibbia incompleta con i segni delle vocali e degli accenti e con la masorah magna et parva.
929 St Petersburg, Firkovich Hebr. II.B.17, from Chuput-Kale` Genizah, Crimea.
957 St Vladimir's grandmother, St Olga, baptized Christian in Constantinople, became Regent in Kiev
949-973 LINDISFARNE GOSPELS signed by Bishops Winsige and Kinsige of Lichfield
X VERCELLI MANUSCRIPT with 'Dream of the Rood'
975 Gerona Apocalypse, first surviving Beatus of Liebana illumianted Commentary manuscript
987 St Vladimir, King of Kiev, converts Rus to Christianity, selecting Orthodoxy over Judaism, Catholicism, Islam.
988-989 St Petersburg, Firkovich Hebr. II.B.39, from Jerusalem, 'Damascus Keter'
1000 Iceland's Althing decreed that Iceland be Christian. Emperor Otto III, Pentecost Sunday, gazes on exumed body of Charlemagne at Aachen,
1035 CODEX AMIATINUS known to be at Abbey of San Salvatore, Monte Amiata
X-XI Canon of Hebrew Bible with masorah of the Tiberian Ben Asher family established. Earlier copies eliminated.
XI CODEX LENINGRADENSIS St Petersburg, Firkovich Bibl. II.B.19a. Bibbia completa con i segni delle vocali e degli accenti e con la masorah magna et parva. Carpet pages. From Damascus
1025 EDINBURGH PSALTER
1056 Episcopal See of Skalholt, Iceland
1061 Norman Conquest of Messina, Sicily
1066 Norman Conquest at Battle of Hastings
1077 Dedication of Bayeux Cathedral
1091 Norman Count Roger I, Ruler of Sicily, Apulia and Calabria
1095 Council of Clermont proclaims Crusade
1099 Norman Conquest of Jerusalem
1104 St Cuthbert's Gospel of St John, STONYHURST GOSPELS. with original binding found in his coffin at Durham translation
1105 CODEX REUCHLINIANUS, European Hebrew Bible
XII CODEX SEVERI Midrash compilation made in Narbonne copied from an ancient Sefer Torah in the Roman Synagogue of the Emperor Alexander Severus (222-235)
1130 Norman Kingdom of Sicily, Apulia and Calabria, with crowning and anointing of Roger II in Palermo, Christmas Day, by Pope Anacletus II
1137 Peter the Deacon uses Egeria's Itinerarium manuscript
1138 GOSPELS OF MAEL BRIGTE. Cordova-1204 Cairo, Maimonides, who confirms Canon, ben Asher family's pointing and masorah, writing Misneh Torah in Egypt 1170-80, perhaps using CODEX ALEPENSIS
1141 Hildegard von Bingen, Scivias
1233 Monte Senario, Founding of Servites' Order of St Mary by Seven Servite Founders
1248 Seville conquered by Christians from Moslems
1250 Primo Popolo, first Guelph Republic of Florence
1251 Death of Ghibelline Emperor Frederic II
1252 Alfonso el Sabio proclaimed King after the death of his father Fernando II, el Rey Santo
1254, 20 April Brunetto Latino, ' Ser Burnectus Bonacorsi Latinus', Notary, draws up the peace treaty with Siena naming Jacopo Rusticcuci (Inferno VI.79-80, XVI.34-45) and Hugo Spini as Florence's ambassadors. Treaty signed and witnessed in the Church of Santa Reparata, ' ad sonum campanarum comunis ', to the sound of the bells of Florence, in the presence of the Anziani, the Senators, and all other officials of the city and people of Florence, then, 11 June, used as basis for Siena's signing it at Montereggione. 25 August Brunetto Latino draws another peace treaty, between the Guelphs of Arezzo and Florence, signed on that day - to the customary ringing of bells - in the Church of San Lorenzo. 10 October Peace Treaty with Pisa, signed 'Et ego Burnectus Bonacursi Latini notarius et nunc Ancianorum scriba et comunis '. Giovanni Villani notes 1254 called by the Florentines the victorious year because of their diplomacy and miliary prowess.
1255, 6 May Guido Guerra's sale of his castle of Romena, 6 May 1255, involving Brunetto Latino and Farinata degli Uberti.
1257 Pisa treating with Alfonso el Sabio, proposing his election as emperor, in return for his support against Lucca, Florence and Genoa; April Alfonso elected Emperor at Frankfurt, in opposition to the already elected Richard of Cornwall. 8 May peace pact with Faenza, naming ' Burnecto notario fil. Bonacursi Latini sindico comunis et popule Florentie '. 20, 22 June Florentine and Aretine canons arrange the payment of the decima for the Pope's war against King Manfred of Sicily in Apulia, Brunetto signing both documents in Capitolo Fiorentino. Florence and Lucca form alliance against Pisa because Pisa had nominated Alfonso el Sabio of Castile as Roman Emperor and was against Florence. September Peace signed in Santa Reparata between Florence and Pisa. Next, Ghibelline Siena and Genoa ally with Manfred, Frederick II's bastard heir, against Guelph Florence, Genoa even offering Manfred the imperial throne
1258 14 October Murder of Vallombrosan Abbot, Tesoro of Pavia (Inferno XXXII), by Florentines angered at his Ghibelline plotting
1258 to 1266 Florence under Papal Interdict for murder of Abbot Tesoro
1259, 14 October Brunetto Latino as scribe of the Anziani writes the minutes concerning deliberations about repairs to the Rubaconte and Carraia Bridges across the Arno, and to the fish weir at the Rubaconte. ' Et ego Burnectus Latinus notarius nunc Antianorum scriba predicta domini Capitanei et Antianorum mandato publice scripsi. '
1260 Brunetto Latino, che ha scritto alcune pagine del 'Libro di Montaperti', 26 febbraio, 20, 22, 23, 24 luglio, poi inviato come ambasciatore da Firenze all'imperatore Alfonso el Sabio di Spagna; Alfonso a Seviglia 27 luglio, a Còrdoba 20 settembre; dal 9 febbraio al 3 settembre Libro di Montaperti entries; 4 settembre La Battaglia di Montaperti, Carrocchio e Libro di Montaperti presi dai senesi; a una data incerta a il Comune fi Firenze è donato Las Cantigas de Santa Maria con i miracoli della Vergine in uno tabernacolo, attualmente custodite presso la Biblioteca Nazionale di Firenze, Banco Rari 20
1263, 15, 24 September Florentine exiles in Arras and Paris promise Pope help against Ghibelling Manfred in Spulia, Vatican Secret Archives
1264, 17 April Florentine bankers raising decima in England for Pope against Manfred, document in Westminster Abbey naming Brunetto Latino. Alfonso writes to Pope requesting his Coronation as Emperor
1266, 25 February Battle of Benevento
1267. December Bishop Garcìa di Silves, carrying Alfonso's second coronation request, was murdered by the Florentine Ghibelline Rinier dei Pazzi on the journey
1265, May Birth of Dante Alighieri, June Charles, Count of Provence and Anjou, made Senator of Rome by Pope and Florentines; Arnolfo di Cambio's statue of Charles of Anjou as Roman Senator in the Capitoline
1266, 6 January Charles of Anjou and his wife Beatrice crowned by Pope in the Vatican, 26 February, Battle of Benevento, Charles and Pope victorious over Manfred
1266, perhaps 1267 Brunetto Latino's return to Florence from exile in Arras
1271-1281 Pope Gregory X
1274 Meeting of Alfonso el Sabio with Gregory X at Beaucaire failed to have Pope recognize Alfonso as the Holy Roman Emperor
c.1270s Tavola referred to in the statutes of the Laudesi di Sant’Agnese, of Santa Maria del Carmine, may be the revered Madonna del Popolo by the Master of St. Agatha
1275 25 July Brunetto secretly in Siena carrying out peace diplomacy
1277 Bibbia ebraica di Toledo, today in Parma (Parma Ms 2668=De Rossi 782)
1278 Compagnia dei laudesi di Sant'Egidio
1280-1291 Ordinamenti for the Laudesi di Sant’Agnese direct the sacristan to set up a small music stand or lectern (leggio) with a little cloth and candles
1282 Easter Monday Sicilian Vespers
1283-1292 Brunetto intensely involved in affairs of the Comune of Florence following Sicilian Vespers
1284, 10 January, Alfonso el Sabio' Will: 'Otrosi mandamos que todos los libros de los Cantares de loor de Sancta Maria sean todos en aquella iglesia do nuestro cuerpo se enterrare, e que los fagan cantar en las fiestas de Sancta Maria. E si aquel que lo nuestro heredare con derecho e por nos quisiere haber estos libros de los Cantares de Sancta Maria, mandamos que faga por ende bien et algo a la iglesia onde los tomare porque los haya con merced e sin pecado'; 4 April Death of Alfonso el Sabio in Seville; 13 ottobre Lega Toscana di Firenze, Genova e Siena (con ser Brunetto Latino come ambasciatore) contro Pisa, Archivio di Stato di Firenze, 'Capitoli di Firenze', Reg. 43, fols. 34-37v, 85-87v
1285 Rucellai Madonna, commissioned from Duccio di Buoninsegna by the Compagnia delle Laudi di Santa Maria Novella; Death of Charles of Anjou and Naples
1285-86 Tesoro manuscript, BNCF Magl. II.VIII.36, with astronomical drawings, letter formulary for the Pope in writing to Alfonso el Sabio, Ruggiero, Archbishop of Pisa, etc.
1287 Brunetto Latino one of twelve Priors of Florence
1288 Pisa tradita da Ugolino e da Firenze, Ugolino con i due figli e i due nipoti gettato in carcere, Dante Alighieri, Inferno XXXII.124-139.XXXIII.1-108; Giovanni Villani, Cronaca, VII.clv: King Robert of Naples imprisoned in Aragon
1289, 18 marzo Ugolino e i suoi scoperti morti di fame in carcere; Compagnia dei laudesi di Sant'Agnese del Carmine
1289, 22 marzo; 1291, 7 dicembre; 1292, 17 luglio, il Comune di Firenze discute sul risarcimento al Conte Guelfo, figlio sopravvissuto di Ugolino da Pisa, per la morte de suoi cari.
1292, 3 luglio I miracoli della Vergina nel tabernacolo cominciano in Orsanmichele, fondazione della sua Compagnia dei laudesi, Guido Cavalcanti scrive un poema su questi miracoli
1297 Aragon arranges King Robert of Anjou's marriage to Violante, the daughter of King Peter of Aragon and Constance of Swabia.
1300 Roman Jubilee
1303 Birth of Birgitta Birgersdottir in Sweden
1304 Orsanmichele distrutta in un incendio, ed è ricostruita; Pian di Mugnone Madonna , ca.1304, which in turn gave place to the image recorded in the Il Biadaiolo Codex, dated about 1335.
1306 Dominican Fra Giordano da Rivalto preached at Santa Maria Novella, that the "authentic portraits of the Magi, of Christ crucified, and of the Virgin, command the highest authority, especially those that were imported from Greece, and carry as much weight as Scripture.”
1310 Deaths of St Umiltà, of natural causes; Marguerite Porete, 1 June, by burning at the stake; c. 1310 Laudario di Santo Spirito (Banco Rari 18), the earliest of the three, probably produced
1310-1325 Dating of drawings, Brunetto Latino, Il Tesoretto, Strozzi 146
1312 Hebrew Bible copied in Soria
1313 At death of Emperor Henry VII, Dante transfers is allegiance to Can Grande della Scala
1314 One of Brunetto's sons ambassador to King Robert of Anjou, another serving at his court
1321-1335 Il Libro di Biadaiuolo
c. 1330s Laudario di Sant’Agnese
1337 Orsanmichele è di nuovo ricostruita
1339 Artists' Confraternity of St Luke, Bernardo Daddi, who painted the Madonna and Child for the Laudesi di Orsanmichele in 1346, one of first four councillors of Confraternity of St Luke, whose primary aim was to promote devotion to the Virgin Mary. Birth of Silvestro dei Gherarducci
c. 1340-50 Laudario di Sant'Egidio (Banco Rari 19), of the Laudesi di Santa Maria e Sant’Egidio of Santa Maria Nuova Hospital
1346 Virgin and Child, Bernardo Daddi - still in situ - commissioned by the Laudesi di Orsanmichele
1348 Monna Biancia, figlia di ser Brunetto Latino, vedova di Guido di Filippo da Castiglionchio, fa testamento lasciando un terzo delle sue richezze alla Compagnia dei laudesi di Orsanmichele
1350 La figlia di Dante, monaca a Ravenna col nome di 'Beatrice', riceve da Boccaccio dieci fiorino d'oro dalla Compagnia dei laudesi di Orsanmichele
1358 Morte di Monna Biancia, Orsanmichele eredita parte del suo patrimonio
1362 Birth of Chiara Gambacorta in Pisa
1367, 23 giugno Un manoscritto del Roman de la Rose venduta dalla Compagnia dei laudesi di Orsanmichele per quattro fiorino d'oro
1371 Chorale 2 of Santa Maria degli Angeli illuminated by Don Silvestro dei Gherarducci
1373 23 July Death of St Brigida; Hermit Bishop Alfonso of Jaén, Birgitta's spiritual director, sent to Catherine of Siena; 8/13 May, Julian of Norwich's Showing
1375 Catherine of Siena's Stigmata in the Church of Santa Cristine, Pisa
1381 Don Simone Camaldolese, che venne da Siena, ma operò a Firenze dal 1375 al 1389 firmò e datò il Corale 39
1382 Pietro Gambacorta obtains the grounds and buildings of a defunct convent, for his widowed daughter Chiara and several other women to install themselves in the convent of San Domenico of Pisa
1385 Papal approval secured in 1385 for San Domenico of Pisa.
1389 Death of Bishop Hermit Alfonso of Jaèn
1390-1424 Don Lorenzo Monaco, monaco a Santa Maria degli Angeli ma che lasciò il monastero per una bottega propria
1391 Canonization of St Birgitta of Sweden, Document written by Cardinal Adam Easton, O.S.B., of Norwich
1394 Priests and Brothers from Vadstena arrive to instruct male postulants who had already gathered. But the idea of having recently consecrated Swedish virgins go to Italy to open a nuns' convent in Florence was not regarded as practicable. Another solution was found: Superior of the St. Clare Convent of S. Maria di Targia at Cortona, Marta dei Casali, accepted the office of first Abbess of the new monastery, so her name could be written into the deed of the first great donation made by the Albertis in December
1395March Marta dei Casali formally appointed abbess of Florence's Brigittine monastery, the Paradiso, by Pope Boniface. Chiara Gambacorta elected Prioress of San Domenico of Pisa. 13 November Lapo Mazzei writes to Francesco Datini, Merchant of Prato, about St Birgitta of Sweden
1396 Don Lorenzo Monaco illuminates Laurentian Library, Chorale 1
1397 Paradiso Document, ASF, giving the canonization bull concerning Saint Birgitta and the Saint Peter in Chains indulgence granted to Vadstena; its scribe is Johannes Johannis of Kalmar in Sweden who became a monk deacon in 1404, who was to travel to Reval in Estonia in 1407 to aid in establishing the monastery there of Mariendal, and to London in England in 1415-1416 to aid in establishing Syon Abbey, and then to Låland in Denmark in 1417 to assist in establishing Maribo
1398 Don Silvestro dei Gherarducci, monaco al Monastero di Santa Maria degli Angeli, becomes its Abbot
1399 Death of Don Silvestro dei Gherarducci
1402-1403 Christine de Pizan writes Le Livre du Chemin de Long Estude, modelled on Dante's Commedia but in French for Charles VI and the Princes of the 'Fleurs de Lys'
1400 Birth of Fra Angelico
1400-1415 Premières traductions françaises de Boccace se diffusent dans les bibliothèques seigneuriales.
1404 Christine de Pizan, La Cité des Dames
1409 Don Lorenzo Monaco illuminates Chorale 3. Laurent de Premierfait translates Giovanni Boccaccio, De casibus virorum illustrium (Des cas des nobles hommes et femmes)
1411 Battle of Agincourt
c. 1413 Margery Kempe visits Julian of Norwich
1416 Amédée VIII of Savoy inherits manuscripts from his uncle Jean, Duc de Berry
1419 Death of Chiara Gambacorta in Pisa
1423Bartolomeo Fruosini (1366-1441), a follower of Lorenzo Monaco, illuminated the Annunciation for the hospital of Santa Maria Nuova in Florence, now in the Bargello Museum, Cod. F72, fol. 14v. In the illumination Bartolomeo Fruosini shows a limited space in bifocal perspective - that is, the floor is seen from above, whereas the ceiling is seen from below. The figures float and undulate sinuously, still a late Gothic characteristic. This Annunciation is datable 1423 because the Chorale Cod. F72 was bound in that year and the Annunciation is copied from an Annunciation by Lorenzo Monaco in the church of Santa Trinità in Florence, which in turn was influenced by the Strozzi Pala by Gentile da Fabriano, now in the Uffizi Museum, which is dated March 1423.
1425 Massaccio, St Peter and the Tribute Money
1429 Christine de Pizan's Ode to Joan of Arc
Late 1420s-1430s Battista di Biagio Sanguigni, the chief illuminator
1455 Death of Fra Angelico (monaco Fra Giovanni da Fiesole)
1430 Giacomo Jaquerio frescoes Abundance Abbey's Cloister
1473 Printing press at Lyons
1482 Hebrew Bible copied in Lisbon in three volumes
1492 Birgitta's Revelationes editio princeps, printed in Lübeck by Ghotan with the assistance of monks and their manuscripts from Vadstena
1498†Girolamo Savonarola
1519 Translation into English of Catherine of Siena's Dialogo printed by Wynken de Worde as the Orcherd of Syon for London's Brigittine monastery of Syon
1570 Federigo dei conti di Montaguto, governatore di Siena, ormai annessa allo Stato Mediceo, fece dono del Libro di Montaperti a Cosimo I de' Medici
1587-1591 CODEX AMIATINUS in Rome, consulted for first printed edition of the Vulgate Bible
1771 Antonio Magliabecchi acquires Alfonso el Sabio's Las Cantigas de Santa Maria di Alfonso from the Palatine Library
1782 San Salvatore, Monte Amiata, suppressed by the Granduke Leopold of Tuscany
1784 CODEX AMIATINUS brought to Laurentian Library, Florence
1785 Angelo Maria Bandini studies CODEX AMIATINUS
1884 Adolfo Musafia comunicó al marqués de Valmar una síntesis sobre las diversas fuentes de las Cantigas de Santa Maria del re Alfonso X el Sabio
1885 Biblioteca Nazionale acquires Magliabecchi's Library, including Alfonso X el Sabio's Las Cantigas de Santa Maria
1887 Menéndez y Pelayo lo identifica en la Biblioteca Magliabecchiana en carta al Marqués de Valmar como perteneciente a uno de los códices de las Cantigas.
1888 Giovanni Battista De Rossi identifies CODEX AMIATINUS as Anglo-Saxon, not Italian
1904-1905 W.M. Flinders Petrie finds use of alphabet in Sinai, c. 1800-1500 BC
1916 A.H. Gardiner proves Sinai alphabet Semitic
1929 French archeologists discover Ugaritic script in Syria, dated 1400-1200 B.C.
1979 Rosalie Green publishes Herrad's reconstructed Hortus Deliciarum
1999 CODEX AMIATINUS facsimile given to Abbazia di San Salvatore, Monte Amiata
Skomentuj notkę
29 sierpnia 2016 (poniedziałek), 11:00:00

Subiektywny spis królów Polski

Notka z podróży do Leszna: Królowie Polski, w których wypada pamiętać więcej niż tylko imię, czyli mój subiektywny spis.

  • różni tacy przez Mieszkiem, ponoć wygumowani w oświeceniu więc mało wiadomo
  • Mieszko I, Bolesław Chrobry, Mieszko II, ... a potem dużo, dużo mniejszych bo rozbicie dzielnicowe … 
  • Władysław Łokietek 1260-1333
  • Kazimierz Wielki 1310-1370
    • 1364 ufundował Akademię Krakowską
    • skodyfikował prawo -> statut wiślicko–piotrkowski
    • ostatni z piastów, nie pozostawił następcy, więc korona przeszła na siostrzeńca, Ludwika Węgierskiego, którego córką była Jadwiga Andegaweńska, która ...
  • Władysław II Jagiełło 1386-1434
    • pierwsza żona, królowa Jadwiga Andegaweńska, królowa Polski w latach 1384-1399, poprosiła o przetłumaczenie Psałterza -> Psałterz Floriański
    • że w 1410 Grunwald to wiadomo
    • ciekawy jest stosunek Jagiełły do husytów, oraz obecność polskich wysłanników na Sobór w Konstancji, gdzie spalono Husa 1415
    • ostatnia żona - królowa Zofia 1422-1461, zażyczyła sobie po polsku całą Biblię i kawałek dostała -> Biblia królowej Zofii
    • obrońca wolności, między innymi na Soborze w Konstancji (1415) i ochronie uciekających do Polski husytów. 
  • potem wielu z Jagiellonów, trudno spamiętać: Władysław Warneńczyk (zginął w bitwie pod Warną: 1444)  jest znany.
  • Kazimierz IV Jagiellończyk jest łącznikiem: syn Jagiełły i ojciec Zygmunta Starego
  • Zygmunt Stary 1507-1548
    • ciekawa postać, choć lutrów w Gdańsku wycinał, a i reformacji się przeciwstawiał
    • miał fajną żonę - królowa Bona wprowadziła w Polsce zwyczaj jedzenia włoszczyzny: kapusta, marchewka i inne takie
  • Zygmunt August 1548-1572
    • koronowany już w 1530, jeszcze za życia Zygmunta Starego
    • 1555 - sejm w Piotrkowie i próba stworzenia kościoła narodowego
    • Konfederacja Sandomierska 1570 - porozumienie polskich reformatorów
    • Już po śmierci króla, w trakcie bezkrólewia podpisano w 1573 Konfederację Warszawską - o wolności wyznania
  • Henryk Walezy 1573-1574 - importowana z Francji pomyłka, na szczęście uciekł
    • ToDo: zbadać rolę Anny Jagiellonki
  • Stefan Batory 1575-1586 - wojownik z Siedmiogrodu, troszkę porządku zaprowadził
    • ToDo: zbadać rolę Anny Jagiellonki
  • Zygmuny III Waza 1587-1632
    • był synem Jana III Wazy (syna Gustawa I Wazy - taki szwedzki odpowiednik Zygmunta Starego) i Katarzyny Jagiellońskiej (córki Zygmunta Starego i królowej Bony)
    • był katolikiem, uczniem jezuitów - i to był problem, bo widać jak Rzym wcinał się w Polską politykę;
    • w potajemnych rokowaniach chciał za kasę sprzedać koronę królewską - nie był więc królem godnym królestwa;
    • w Polsce nie było Wojny Trzydziestoletniej 1618-1648, choć troszkę król wspierał katolików wysyłając lisowczyków na Węgry;
    • sprowokował wojnę ze Szwedami - Potop w latach 1655-1660
  • Władysław IV Waza 1632-1648
    • jemu dedykowana jest Biblia Gdańska z 1632 roku, ale czy ją przeczytał nie wiem;
    • ToDo: Zbadać rolę francuskiej żony, która potem była też żoną Jana Kazimierza
  • Jan II Kazimierz 1648-1668
    • złożył śluby lwowskie oddające Polskę pod władzę demonów
    • W Lesznie mieszkał wtedy Jan Amos Komeński (1628-1656) i sprzeciwiał się królowi w trakcie wojny ze Szwecją (potopu) 1655-1660
    • ToDo: Zbadać rolę francuskiej żony, zdrowy po Władysławie (np. po co miała Marysienkę, którą zadziałała na Jana III)
    • Po potopie kolejne wojny: Turcja & Tatarzy, Rosja ...
  • Jak Korybut Wiśniowiecki 1669-1673 - okropna walka stronnictw politycznych;
  • Jan III Sobieski 1674-1696
    • odsiecz cesarza pod Wiedniem
  • August II Mocny 1697-1733 z Saksonii
    • królował z przerwą na Stanisława Leszczyńskiego 1704–1709 - Szwedzi próbują w Polsce mieć swojego króla
    • w tym czasie w Lipsku Bach komponuje kantaty
  • Stanisława Leszczyńskiego 1733–1736
  • August III Sas 1733-1763
  • Stanisław August Poniatowski 1764-1795
    • zaprzedany carycy Katarzynie, pewnie rozmawiał z nią po niemiecku

Minimum, co wiedzieć wypada

  • Piastowie: Mieszko, Bolesław, Władysław i dużo innej drobnicy
  • Kazimierz Wielki - XIV wiek - w Polsce zaczyna być porządny porządek
  • Władysław Jagiełło - XV wiek - miły koniec średniowiecza, w Polsce jest fajnie
  • Zygmunt Stary i dwa inne Zygmunty - XVI wiek, odrodzenie, renesans, reformacja
  • Stefan i Jany, Stanisławy, Augusty więc dramat i upadek państwa w XVII i XVIII wieku

 Notki o notatce:

  • A Leszno to szokujące miasto. Tak jak Płock - daje do myślenia, tylko Płock o XIII wieku, Gniezno o X i XI a Leszno to wiek XVII i XVIII. Taką fajną wycieczkę z historią sobie zrobiłem. A przyjechałem w sierpniu 2016 roku do Leszna bo grała tu Orkiestra Historyczna {Oh!} i było miło ich posłuchać.
  • Podobną notatką jest Subiektywny przegląd papieży

Kategorie: notatka, historia, urlop, notatka historyczna, _blog, notatka / historia, historia / notatka


Słowa kluczowe: królowie polski, zygmunt stary, batory, sobieski, leszczyński, august mocny, zygmunt august


Komentarze: (7)

Kazimierz Wielki, September 26, 2016 21:39 Skomentuj komentarz


Kazimierz Wielki zapisał się do Jagiellonów?

anonim, December 26, 2016 17:09 Skomentuj komentarz


Coś mi się pokićkało. Poprawiam.

wojtek, September 7, 2017 20:12 Skomentuj komentarz


- Gal Anomim pisał swoją kronikę w latach 1012 do 1016, a więc za Bolesława Krzywoustego.

- Wincenty Kadłubek pisał swoją do 1205
-- Kadłubek dobrze znał kronikę Gala
-- król Bolesław Chrobry pewnie czytał lub słuchał kronikę Gala bo dał swojemu synowi imię Lester, a imię te jest zapisane w kronice Gala jako przodek Mieszka.
-- Kadłubek prawdopodobnie znał oryginał Gala

- Żywot św. Stanisława, i Żywot Większy św. Stanisława - kroniki Wincentego z Kielc (albo Kielcz)
-- w tej kronice jest wyraźne nawiązanie do kroniki Gala
-- 1380 - kronika książąt Polskich - książę Ludwig z Brzegu ją sfinansował - tam też są nawiązania do kroniki Gala

- Kodeks Zamojski - zawiera kronikę Gala Anomina, ale zawiera też Żywot Aleksandra Mecedończyka.
-- kodeks spisany był już z kopi, bo wygląda, że Kadłubek miał starszy.

- Kodeks Sędziwoja z Czechla - w tym kodeksie są wszystkie kodeksy historyczne. Z I połowy XIV wieku. Sędziwoj był doradcą Jagiellończyka.

- Kodeks .... w Bawarii jest - z 1401 zawiera wypisy (wszystkie wstępy) z Gala Anonima

- Kodeks Szamotulskiego z Trzemeszna, z 1470 roku, zawiera inną niż w Kodeksie Zamojskich wersja Gala Anomima. W teksie kopista dodał daty roczne pewnie posługując się jakimiś rocznikami. Są też przeróbki dopisujące lepszy stan wiedzy - są wstawki hagiograficzne o bp. (już) św. Stanisławie.

- Kronika Długosza jest przy tym już dość monumentalna. Długosz znał kronikę Gala z kodeksu Zamojskich.

- Potem, przez długo już mało kto się zajmował czytaniem Gala.

- 1550 Historia Polski Marcina Kromera, napisana dla obcokrajowców, 30 ksiąg! Kromer na marginesie Kodeksu Zamojskich napisał, że "to jest utwór jakiegoś Gala" - więc on nadał imię Galowi Anonimowi.

(Notka na podstawie: Wykład dr. hab. Pawła Żmudzkiego wygłoszony podczas pokazu rękopisu „Kroniki polskiej” Galla Anonima)

wojtek, January 4, 2024 12:33 Skomentuj komentarz


Czy oglądając 1670 należy to wiedzieć? Nie potrzeba bo to nie jest film o 1670 dlatego w moim spisie wprowadzam dziurę.

Kazimierz Wielki 1310-1370
Władysław II Jagiełło 1386-1434
Kazimierz IV Jagiellończyk
Zygmunt Stary 1507-1548
Zygmunt August 1548-1572
Stefan Batory 1575-1586 
Zygmunt III Waza 1587-1632
Władysław IV Waza 1632-1648
Jan II Kazimierz 1648-1668
Jan III Sobieski 1674-1696
August II Mocny 1697-1733 z Saksonii
Stanisław Leszczyński 1733–1736
August III Sas 1733-1763

leszed, January 4, 2024 22:43 Skomentuj komentarz


Bardzo ciekawe, dziękuję, szczególnie za kronikarzy, nie wszystko było takie proste ale może innym razem.

leszed, January 4, 2024 22:53 Skomentuj komentarz


"Zygmunt Stary 1507-1548 ciekawa postać, choć lutrów w Gdańsku wycinał, a i reformacji się przeciwstawiał miał fajną żonę - królowa Bona wprowadziła w Polsce zwyczaj jedzenia włoszczyzny: kapusta, marchewka i inne takie Zygmunt August 1548-1572koronowany już w 1530, jeszcze za życia Zygmunta Starego1555 - sejm w Piotrkowie i próba stworzenia kościoła narodowego KS 1570 - porozumienie polskich reformatorów Już po śmierci króla, w trakcie bezkrólewia podpisano w 1573 KW - o wolności wyznania Henryk Walezy 1573-1574 - importowana z Francji pomyłka, na szczęście uciekł ToDo: zbadać rolę Anny Jagiellonki"

No jest o czym pisać. Po pierwsze po wielkim Kazimierzu Jagiellonie jeden z synów, którzy panowali na Śląsku ale tego za bardzo potem nie wykorzystali (zresztą znamienne dla tego króla). Królowa Bona, żona proponowała swoje Bari za Głogów, nie chciał nawet słuchać za bardzo, może brak podzielności uwagi? Moskwa to jest to? W każdym razie po Kazimierzu zwanym Wielkim Polska stała się graczem wschodnim a tak mielibyśmy zapewne Ziemie Odzyskane jakieś 400 lat szybciej.

No i właśnie, Zygmunt August i kłopoty rodzinne ale o tym nie będę pisał. Nie wspominasz tu o trydencie -1562, jego postanowienia wprowadzili biskupi niebawem, zapewne przy dość słabym zainteresowaniu wierchuszki. Myślę, że w tych okolicznościach Konf. Wa-wska miała trudną drogę, i nie przekreślałbym całkiem Walezego, tytułował królem Polski, zabity już we Francji przez usłużnego zakonnika...

Anna Jagiellonka zbyt atrakcyjna dla Batorego nie była, ale nie będę o tym.

wojtek, January 30, 2024 09:44 Skomentuj komentarz


thx

Skomentuj notkę
5 lipca 2016 (wtorek), 21:30:30

Sprawa Kielc

#1. Kilka dni temu (z powodu urlopu trudno mi się liczy czas) przypadła kolejna rocznica Pogromu Kieleckiego. Pogromu? A może Prowokacji Kieleckiej? Od dłuższego czasu uważam, że nazywanie tego pogromem jest błędem utrwalającym tylko komunistyczną propagandę wykorzystywaną po tej komunistycznej zbrodni. Ale rocznica jest....

#2. Rocznica jest i cieszę się, że Polskim Radio, w Programie Pierwszym udało mi się usłyszeć historyków nieco inaczej mówiących niż te historie podawane przez lata. To dobrze. Jednak rządy PiS to @DobraZmiana, skoro do Polskiego Radia się inne głosy też już zaprasza.

#3. Na samą nazwę (prowokacja czy pogrom) zwróciłem uwagę na fejsie mojemu koledze, Andrzejowi. Ale chyba nie zostałem zrozumiany, bo on wierzy mocno w oficjalną wersję (nie ma się co dziwić - jest mocno zaangażowany) a w odpowiedzi dostałem wiązankę wiedzy o sobie. Taką fajną, że aż sobie wynotuję, bo ciekawe to jest. Dowiedziałem się, że jestem ...

"... narzędziem w złej spawie i kieruję sie emocjami nie rozumem. Wyznaję teologie odrzucenia i konspiracji. I w imię pseudo-nacjonalistycznych sentymentów głoszę pseudo-intelektualne naukowo [nie] sprawdzone tezy, zapominając ze generalizacja jest podstawowym błędem orientacji.

Stoję po stronie oprawców, nie pokrzywdzonych. Bronię moralnie morderców, nie pomordowanych. W każdym narodzie są ludzi źli i ludzie dobrzy. Ci co mordowali nie zasługują na jakikolwiek szacunek, obronę, czy zrozumienie. Ci których zamordowano są ofiarami. Fakt który zaistniał jest zły. Tysiące ludzi - cywilów - każdy z nich miał wybór i robił to na co miał ochotę. Tak jak on (Andrzej) teraz i ja (Wojtek). To nie rzuca cienia na naród, na państwo. Ale dzisiaj naród to rownież tacy ludzie jak ja. Do wybaczenia potrzebna jest pokuta. Jednak nikt nie chce powiedzieć "przeprasza", to nie ma miejsca na przebaczenie.

Chodzi mi o Boga, przekleństwo mordu zostaje na pokolenia. Bo "krew pomordowanych wola do Boga". Tak jest w Biblii. Prosta prawda. Bez emocji. Suche fakty. Wystarczy trochę poczytać".

Andrzej ma rację - wystarczy poczytać. Szkoda, że tak słabo mu to czytanie idzie, zarówno Biblii (tyle tam o ludziach i o spiskach), jak i tekstów, które nie pasują do jego utrwalonej opinii.

#4. No i teraz smuteczek po tym liście leczę ponowną lekturą książki "Umarły Cmentarz". Książki, którą kupiłem gdzieś pomiędzy 96 a 99 rokiem, bo wtedy pierwszy raz się ze sprawą spotkałem, i wtedy też pierwszy raz do Kielc pojechałem aby zobaczyć, gdzie te Planty są, jak to wygląda. A może to nie było w 99? Może dopiero w 2004? Mój blog milczy w tej sprawie. Milczy, choć tym wydarzeniom poświęciłem dwie notki z przed 10 lat.

#5. Jeszcze o książce. Na początku takie śliczne kwiatki:

"Postmarksistowski historyk Bronisław Geremek w książce będącej rozmowami z nim autorstwa Jacka Żakowskiego stwierdza, że od faktów ważniejsza jest interpretacja tychże. Jeśli nie ma faktów, tym łatwiej je interpretować - brzmi moja odpowiedź. Im bardziej komunistyczne spiski były arcydziełami zarówno prowokacji, jak i propagandy, tym silniejszy jest odpór postmarksistów negujących spisek".

Śliczne.

Ma racje Michalkiewicz, mówiąc, że "nieobecność [służb] jest tylko wyższą formą obecności", szkoda jednak, że nie przykłada tych prawd do świata duchowego.

#6. Modlitwa:

Panie Boże, jestem Polakiem i wstawiam się do Ciebie za Polaków. Proszę, wybacz im głupotę. Wybacz, że nie szukając Ciebie, nie oddając Ci czci, ufając bałwanom i bałwochwalczym kultom są tak bardzo głupi, tak bardzo dadzą się zwodzić. Mądrości im potrzeba a tej nie dostaną od lepszych historyków, bo tych lepszych historii nie pojmą, bez pojęcia Twojej wielkości, Twojej obecności, Twojego panowania.
Panie Boże, jestem Polakiem i za Polakami dziś wstawiam się.

#7. Na koniec załączniki.


Kategorie: historia, polityka, modlitwy, _blog


Słowa kluczowe: pogrom kielecki, prowokacja kielecka


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
19 lutego 2016 (piątek), 04:56:56

Lech Wałęsa c.d.n.

Nasze autorytety tyle razy przekonywały nas, że powinniśmy się wstydzić, więc myślę, że dziś jest dobry moment aby to zrobić. Wstydźmy się więc przez światem, wstydźmy się przez Europą. Co pomyślą o nas dziś na zachodzie, co powiedzą o nas w Paryżu, Londynie. Wstyd. Wstyd na całego.

Wstyd, bo daliśmy się zwodzić tym autorytetom, wierzyliśmy w kłamstwo, bo kłamstwo wyglądało ładnie a prawda śmierdziała. Dawaliśmy wiarę Adamowi Michnikowi, gdy w swojej gazecie wskazywał na generała jako na człowieka honoru. Wierzyliśmy Wajdzie nie tylko nakręcił śliczny film ale również, gdy się o bohaterze stanowczo wypowiadał. Chętnie byśmy się znaleźli wród wybitnych nazwisk sygnujących "List w obronie dobrego imienia Lecha Wałęsy" i co gorsza, zwisało nam to jak jest na prawdę, bo lecieliśmy na uczuciach. Na uczuciach przyłączaliśmy się do tych, którzy niszczyli szukających prawdy; badających przeszłość uważaliśmy ich za świrów, oszołomów, za inkwizycję.

A dziś? Dziś wstyd. Wstyd bo prawda wyszła z szafy i śmierdzi. Widać jak zbudowane jest to państwo, i nie chodzi tu o autostrady i budynki ale o relacje międzyludzkie, od relacji władców między sobą i władców z obywatelami zaczynając a na dyskusjach przez płot i przy obiedzie kończąc.

Wstyd!

Wstydźmy się więc, bo tacy jesteśmy.

* * * * * *

Wiem, że można z tym wstydem przyjść do Boga. Można z nim o sobie i Polsce pogadać, powiedzieć, wyznać. Grzechów nie wyznawało się wcześniej, bo skoro prezydent Lech Wałęsa idzie w zaparte to co się będę wychylał, ale dziś? Dziś można przyjść do Boga i wyznać wiedząc, że "jak jest odległy wschód od zachodu, tak daleko Bóg odsuwa od nas nasze występki" o ile te grzechy, ten wstyd i gańbe Jemu wyznajemy.

Przed Europą będzie wstyd, bo Europa składa się z Europejczyków, ale słabości i upadki wyznane przez Bogiem choćby "były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna". Do Boga należy więc przyjść. Z sobą, z Wałęsą, z Polską. Można ze szwagrem, kumplem, sąsiadem ale przed Boga a nie w kolejne zacietrzewienie.

Te piękne fragmenty o przebaczeniu pochodzą z Ps 103.12, Iz 1:18 ale najważniejszy to J3:16, którego tu nie zacytowałem.

* * * * *

I jeszcze módlmy się do Boga o prezydenta. Tu ciągle trwa walka, a wyjeżdzając kilka dni temu do Chile po raz kolejny mówił straszne rzeczy. Jeszcze jest czas. Pewnie niedługo wróci i będzie się musiał w tej jaśniejszej nieco rzeczywistości jakoś znaleźć. 

* * * * *

Znalazłem, bo to ciekawe jest. 21-05-2008


OŚWIADCZENIE

Wizerunek Polski w świecie współczesnym formowany jest przez twórczy wysiłek jej obywateli, przez przekształcenia gospodarcze i polityczne minionego dwudziestolecia, przez sukcesy kultury i edukacji. Ma w tym swoje miejsce jednak także pamięć o przeszłości. Polskim kapitałem moralnym jest rola Solidarności i jej historycznego przywódcy Lecha Wałęsy w walce o wolną Polskę i przywrócenie jedności europejskiej. Trudno pojąć intencje instytucji i ludzi, którzy podejmująobecnie kampanię oskarżeń i zniesławień wobec Lecha Wałęsy. Instytucja, która miała służyć narodowej pamięci, zamierza teraz podjąć działanie niszczące tę pamięć: archiwa komunistycznych służb bezpieczeństwa mają stać się instrumentem przekreślenia wizerunku i autorytetu robotniczego przywódcy "Solidarności", laureata pokojowej nagrody Nobla oraz pierwszego prezydenta znowu niepodległej Polski. Wobec ofiary ubeckich prześladowań ci policjanci pamięci stosują pełne nienawiści metody tamtych czasów. Gwałcą prawdę i naruszają fundamentalne zasady etyczne. Szkodzą Polsce. Wyrażamy Lechowi Wałęsie nasz najwyższy szacunek, zaufanie i solidarność. Zwracamy się do wszystkich obywateli o przeciwstawienie się wymierzonej przeciwko Lechowi Wałęsie kampanii nienawiści i zniesławień, która niszczy polską pamięć narodową.

Władysław Bartoszewski
Zbigniew Bujak

Jerzy Buzek
Andrzej Celiński
Marek Edelman
Władysław Frasyniuk
Bronisław Geremek
Stefan Jurczak
Krzysztof Kozłowski
Jan Kułakowski
Bogdan Lis

Helena Łuczywo
Tadeusz Mazowiecki
Adam Michnik
Karol Modzelewski
Janusz Onyszkiewicz
Józef Pinior
Jan Rulewski
Henryk Samsonowicz
Grażyna Staniszewska
Wisława Szymborska
Barbara Skarga

Andrzej Wajda

Henryk Wujec
Krystyna Zachwatowicz

Kategorie: polityka, historia, polska, _blog


Słowa kluczowe: polska, ipn, wałęsa, bolek, opamiętanie


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
27 czerwca 2015 (sobota), 09:56:56

Późne średniowiecze

Wiek XII, XIII i XIV, ciekawe osoby:

  • Piotr Waldo, 1140-1217, kupiec, kaznodzieja
  • św. Dominik, 1170-1221, założyciel dominikanów
  • św. Franciszek, 1181-1226, założyciel franciszkanów
  • św. Albert z Kolonii 1193-1280, teolog, dominikanin, filozof scholastyczny.
  • św. Tomasz z Akwinu, 1226-1274, filozof, teolog, dominikanin
  • Jan Duns Szkot, 1266-1308, filozof franciszkański
  • William Ockham, 1285-1349, filozof, teolog franciszkański
  • Jan Wilklif, 1329-1384, teolog, reformator, profesor
  • Jan Hus, 1370-1415, filozof, kaznodzieja i reformator
  • Tomasz à Kempis, 1380-1471, teolog i mistyk
  • Hieronim Savonarola, 1452-1498, włoski reformator kościoła

Kategorie: historia, teologia, _blog, historia/średniowiecze, historia / notatka, notatka / historia, notatka historyczna


Słowa kluczowe: średniowiecze, św. tomasz, św. franciszek, hus, wilklif


Komentarze: (1)

wojtek, May 16, 2021 20:36 Skomentuj komentarz


Dopisuję:
Jan Duns Szkot, 1266-1308, filozof franciszkański

Skomentuj notkę
28 maja 2015 (czwartek), 19:53:53

Obrazki z różnymi wizjami historii kościoła

Niedawno, pod wpływem rozmów z moim kolegą tradycjonalistą musiałem wrócić pamięcią do tematu historii kościoła, a zainspirowany stroną Pod Prąd http://www.podprad.net/historia_kosciola.html zrobiłem sobie niedawno małe badanie schematów i obrazków, jakie używają historycy do opisania tejże historii. Historycy katoliccy uważają, że historia kościoła jest prosta i wygląda tak:

rzymsko-katolicka wizja historii kościoła

Prosta bo główna linia symbolizuje kościół rzymski, od św. Piotra, do dziś, pewnie do Franciszka, choć na schemacie jeszcze zaznaczono Benedykta numer 16. Obok gruba linia prawosławia i drobne linie protestanckich heretyków co to ich policzyć trudno tak się dzielą. I wszystko jasne, a przynajmniej jasne jest to, kto jest jedynie słuszny, jedynie prawdziwy, a kto gdzieś coś kręci po bokach, wprowadza podziały, rozłamy i prostą drogą nie idzie.

Schemat trudny do emocjonalnej akceptacji przez niekatolika i na taki właśnie efekt katoliccy historycy malując to liczą. Ale poszukałem czegoś innego, wpisałem w Google poszukiwanie obrazków na ten temat i okazuje się, że nie wszyscy się z taką wizją historii zgadzają.

Prawosławni też mają swoich historyków, a ponieważ ich kościół ma te same początki to jako linie prostą widzą oni siebie. Przecież wiadomo, że to oni są tym jedynym, słusznym, świętym i apostolskim, prawdziwym kościołem a nie jacyś heretycy z Rzymu, co papieża ubóstwiają i nieomylnością go darzą. Prawosławni historię kościoła malują więc tak - niby podobnie a jednak...

prawosławna wizja historii kościoła

Obrazków znalazłem wiele, bardzo spodobali mi się ekumeniści próbujący szukać kompromisów i jakoś sprawy wyważyć tak aby wszyscy byli zadowoleni i nikt nie był na środku. Ta wielka tolerancja nawet im się udała, drzewo historii namalowali wyważone. Ciekawostką jest, że a tym schemacie pojawiają się kościoły przez katolików, prawosławnych ale też protestantów uważane za wielce heretyckie a więc nestorianie i monofizyci, którzy poszli sobie w bok już dawno, dawno temu, w czasach pierwszych soborów rozprawiających się z herezjami, a dla zabawy nazywanych Soborami Ekumenicznymi.

ekumeniczna wizja historii kościoła

Ciekawostką tego schematu jest cienka, przerywana linia łącząca wyłaniającą się z protestantyzmu linię restoracjonizmu (trudne słowo) a łącząca go z kościołem jaki był na początku.

Wracając do strony z serwisu Pod Prąd http://www.podprad.net/historia_kosciola.html która, jak napisałem, była inspiracją do tych przemyśleń zaznaczę, ze ewangeliczni chrześcijanie widzą historię dość podobnie jak ekumeniści, czyli tak:

historia kościoła

To naprawdę ciekawy schemat. Nie tylko dlatego, że przypomina okres pentarchi (trudne słowo) w kościele ale dlatego, że sugeruje iż ten restoracjonizm to nie z protestantyzmu ale od zawsze jest, bo przecież jest. Przez wieki bowiem istnieli chrześcijanie uważająch, że naukę i obyczaje to należy czerpać z Biblii i tylko z Biblii, bo ta się nie zmienia. Podoba mi się bardzo ten schemat. Ale pomimo to szukam dalej.

Szukam, i z mojej ulubionej Panoramy Biblii znajduję w sieci kartkę obrazującą historię Kościoła, dziwne tylko, ze po koreańsku.

historia kościoła z panoramy biblii

I to jest to! To jest najlepszy schemat jaki widziałem. Po lewej zesłanie Ducha Świętego (te płomyki), po prawej pochwycenie uczniów Jezusa, które jeszcze przed nami. Historia kościoła zaczyna się od zesłania Ducha Świętego, (początek księgi Dziejów Apostolskich), dziś gdzieś trwa (choć pojawiła się na scenie na zielona przestrzeń dla cielesnego Izraela) a skończy się, gdy Pan Jezus nas zabierze, jak to obiecał. A co wśrodku? Praktycznie od początku dwa kolory: złoty i bordowy, bo pszenica i kąkol, owce i wilki w owczych skórach, Filadelfia i Laocydea. Tak jak mówił Pan Jezus, tak nauczali apostołowie, a właściwie to tak ostrzegali mówiąc, że tak będzie. Ostrzegali i jest. Pamiętajmy o tym.

Czujecie rewolucyjność tego obrazka? Nie ma tu kreski rzymsko-katolickiej, kreski prawosławnej, nie ma dziesiątków albo i setek kresek odłamów protestantyzmu, nie ma udowadniania, która kreska jest ważniejsza i rysowanie jej na wprost, w centrum. To jest biblijne spojrzenie na historię Kościoła. Kościół to są owce i wilki w owczych skórach, to pszenica i kąkol, to kozły i owce, to zbór w Filadelfii i zbór w Laodycei. Tak nauczał Pan Jezus i tego się będę trzymał.


I jeszcze coś. Ten obrazek postanowiłem wyczyścić z tych ślicznych, koreańskich żuczków i zostawić w wersji niemej. A może poszukam gdzieś mojej polskiej, papierowej wersji i dopiszę tam użyte do skomentowania wersety?

historia kościoła z panoramy biblii


Trudne słowa:

  • Restoracjonizm - wiara w możliwość powrotu kościoła to jego pierwotnego kształtu, nauki i praktyki opisanej w Dziejach i Listach Apostolskich. Niektórzy uważają, że to naiwna wiara, inni że fanatyczna. Wikipedia opisuje to tak http://pl.wikipedia.org/wiki/Restoracjonizm
  • Nestorianie - dla niektórych to jedna z większych herezji wczesnego kościoła, który próbował wyjaśnić naturę Chrystusa, a właściwe trudną do wyjaśnienia relację pomiędzy jego boską i ludzką naturą. Nestorianie podzielali pogląd  Nestoriusza, patriarchy Konstantynopola, którego na jednym z Soborów potępiono dając początek podziałowi kościoła.
  • Arianie - w zasadzie podobnie jak nestorianie, tylko pochodzą od Ariusza. Arianie mają problem w akcentowaniem boskości Jezusa i ich skrajnym przypadkiem są dzisiejsi Świadkowie Jehowy uważający Pana Jezusa za archanioła. Ale historyczni Arianie, zarówno ci z IV wieku jak i z wieku XVII aż tak wielkimi heretykami jak Świadkowie nie byli - po prostu nie akceptowali łamania mózgu wmawiając sobie, że Trójca Święta jest Jednością tylko zostawiali tą tajemnicę Bogu. O Arianach na Wiki pisze tu: http://pl.wikipedia.org/wiki/Arianizm
  • Sobory Ekumeniczne - pierwsze 7, ale może i 8 soborów kościoła, które uznawane są zarówno przez prawosławnych (7) jak i katolików a czasem i niektórych protestantów. Moim zdaniem nie warto się nimi zajmować - wszak Restoracjonizm jest taki przyjemny.
  • Pentarchia - pochodząca z VI wieku koncepcja zarządzania kościołem katolickim przez patriarchów, których siedziba i terytorium działania odpowiadały podziałowi administracyjnemu Cesarstwa Rzymskiego.

Kategorie: historia, kościół, moja teologia, _blog, teologia/historia kościoła, teologia/kościół


Słowa kluczowe: historia kościoła, papież, katolicyzm, kąkol, pszenica


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
1 stycznia 2015 (czwartek), 16:48:48

Notatki, tabelki i listy przydatne do badania II wieku

#1. Historycy

Ciekawe nazwiska historyków tamtych czasów:

  • Tacyt (około 55–120), kumpel Pliniusza Młodszego
  • Pliniusz Młodszy (ok. 61–113) - siostrzeniec Pliniusza Starszego
  • Pliniusz Starszy (23-79) - wuj Pliniusza Młodszego
  • Swetoniusz (69-130) - pisał biografie: Juliusza Cezara, Oktawiana Augusta, Tyberiusza, Kaliguli, Klaudiusza, Nerona, Galby, Otona, Witeliusza, Wespazjana, Tytusa i Domicjana.

#2. Filozofowie tamtych czasów

  • Filon z Aleksandrii
  • Tych żydowskich należy przeanalizować, bo tam był Ben Akiba, synod w Jamni, tworzenie Talmudu… ciekawe rzeczy się działy

#3. Ojcowie Apostolscy

  • Określenie: tacy pisarze chrześcijańscy, co znali apostołów
  • Lista niepełna:
    • Ignacy Antiocheński 45 - 107
    • Klemens Rzymski 52 - 101
    • Polikarp 69 - 156
    • Papiasz 90 - 150
  • Już nie, bo żyli później:
    • Justyn Męczennik 100-167 
    • Tertulian już nie, bo jednak żył później (150-240) a ciekawostką jest, że pisał po łacinie
  • Więcej: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31909

#4. Cesarze

Taka sobie lista, przydatna do studiowania ale nie wiem czy jest pełna, czy prawidłowa, ot taka sobie.

CesarzCzas panowaniaUwagi

Oktawian August (Juluisz Cezar)

27 p.n.e.–14

narodzenie Pana Jezusa wg. Łk. 2:1

Tyberiusz

14–37

 

Kaligula

37–41

 

Klaudiusz

41–54

wygonienie Żydów z Rzymu
(Dz…18:2 ale też Swetoniusz w biografii Klaudiusza)

Neron

54–68

64 - pożar Rzymu

Galba

czerwiec 68 – styczeń 69

 

Oton

styczeń 69 – kwiecień 69

 

Witeliusz

kwiecień 69 – grudzień 69

 

Wespazjan

69–79

 

Tytus

79–81

 

Domicjan

81–96

 

Nerwa

96–98

 

Trajan

98–117

 

Hadrian

117–138

 

Cejoniusz Kommodus

136–138

 

Antoninus Pius

138–161

 

Marek Aureliusz

161–180

 

Lucjusz Werus

161–169

 

Awidiusz Kasjusz

175

 

Kommodus

180–192

 

Pertynaks

styczeń 193 – marzec 193

 

Dydiusz Julian

marzec 193 – czerwiec 193

 

Pescenniusz Niger

193–194

 

Klodiusz Albin

195–197

 

Septymiusz Sewer

193–211

 

Geta

211–212

 

Karakalla

211–217

 

Makrynus

217–218

 

Diadumenian

218–218

 

Heliogabal

218–222

 

Aleksander Sewer

222–235

 

Maksymin Trak

235–238

 

Werus Maksymus

236–238

 

Kwartynus

235–235

 

Gordian I

238–238

 

Gordian II

238–238

 

Balbin

238–238

 

Pupien

238–238

 

Gordian III

238–244

 

Sabinian

240–240

 

Filip I Arab

244–249

 

Filip II

247–249

 

Sylbannakus

244–249

 

Pakacjan

248–248 (?)

 

Jotapian

248–248

 

Sponsjan

244–249

 

Decjusz

249–251

 

Gajusz Juliusz Pryskus

249–250

 

Licynian

250–250

 

Herenniusz

251–251

 

Hostylian

251–251

 

Trebonian Gallus

251–253

 

Woluzjan

251–253

 

Emilian

253–253

 

Mereades

253–260

 

Uraniusz Antonin

249–254

 

Walerian I

253–260

 

Galien

253–268

 

Walerian II

253–257

 

Celsus

253–268

 

Ingenuus

258–260

 

Salonin

259–260

 

Makrian

260–261

 

Kwietus

260–261

 

Regalian

260–260

 

Musjusz Emilian

261–262

 

Postumus

260–268

 

Aureolus

268–269

 

Lelian

268–268

 

Mariusz

268–268

 

Domicjan

268–268

 

Wiktoryn

268–270

 

Tetrykus I

270–273

 

Tetrykus II

270–273

 

Klaudiusz II Gocki

268–270

 

Kwintyllus

270–270

 

Aurelian

270–275

 

Urbanus

270–271

 

Septymiusz

271–271

 

Waballat

271–272

 

Antioch

272–272

 

Tacyt

275–276

 

Florian

276–276

 

Probus

276–282

 

Bonosus

280–280

 

Saturnin

280–280

 

Prokulus

280–281

 

Karus

282–283

 

Numerian

283–284

 

Karynus

283–285

 

Julian z Panonii

284–285

 

Dioklecjan

284–305

 

Maksymian

285–305

 

Amandus

285–286

 

Karauzjusz

287–293

 

Allektus

293–296

 

Domicjusz Domicjan

296–297

Ostro prześladował

Konstancjusz I Chlorus

305–306

 

Galeriusz

305–311

 

Flawiusz Sewer

306–307

 

Maksencjusz

307–312

 

Lucjusz Domicjusz Aleksander

308–309/311

 

Konstantyn I Wielki

306–337

Ten co zalegalizował (313), a potem zrobił
Sobór Nicejski (325) i przestało być zabawnie.

Licyniusz

308–324

 

Maksymin Daja

309–313

 

Waleriusz Walens

316–317

 

Licyniusz II

317–324

 

Martynian

324–324

 

 


Kategorie: historia, historia kościoła, _blog


Słowa kluczowe: historia, cesarze, rzym, imperium, juliusz cezar, neron, klaudiusz, konstantyn


Komentarze: (1)

anonim, January 29, 2015 15:52 Skomentuj komentarz


Filon z Aleksandrii - urodził się przed 10 p.n.e. i zmarł po 40 n.e.

Józef Flawiusz - ur. 37, zm. po 94
Skomentuj notkę
6 grudnia 2014 (sobota), 09:54:54

Porównanie tłumaczeń Reguły Całego Zgromadzenia (1QSa albo 1Q28a)

Siedzę sobie dziś w bibliotece i porównuje dwa tłumaczenia na polski końcówki dokumentu 1Q28:

Jeżeli przy stole razem się zgromadzą, aby pić moszcz,

Jeśli zbiorą się przy wspólnym stole, (dlatego) żeby pić wino,

i będzie zastawiony stół zrzeszenia

gdy zostanie przygotowany stół zgromadzenia

i rozlany moszcz, aby pić,

i wino zmieszane do picia,

nikt nie wyciągnie swojej ręki

to niechaj nikt nie wyciąga ręki swojej

po najlepszy chleb i moszcz przed kapłanem.

po pierwszą cząstkę chleba i wina przed kapłanem,

Gdyż on winien pobłogosławić najlepszy chleb i moszcz

gdyż on pierwszy winien błogosławić pierwociny chleba i wina,

i wyciągnąć swą rękę po chleb najpierw,

on też najpierw ma wyciągnąć po chleb rękę swoją.

potem zaś winien wyciągnąć Mesjasz Izraela swą rękę po chleb.

Następnie wyciągnie swoje ręce po chleb Mesjasz Izraela,

Następnie winno błogosławić całe zgromadzenie zrzeszenia

a potem (dopiero) niechaj błogosławią wszyscy członkowie Rady zgromadzenia,

każdy odpowiednio do swej godności.

każdy według swojej godności.

Według tej zasady winni postępować przy każdym zastawieniu stołu,

Zgodnie z tym wskazaniem niech odprawiają (swe obrzędy) na każdym miejscu

gdy zgromadzi się przynajmniej dziesięciu ludzi.

gdzie zbierze się przynajmniej dziesięciu mężów.

Różnice w słowach:

  • aby pić moszcz - żeby pić wino
  • stół zrzeszenia - stół zgromadzenia
  • rozlany moszcz aby pić- wino zmieszane do picia
  • najlepszy chleb i moszcz - pierwociny chleba i wina
  • zastawienie stołu - odprawianie obrzędu

Ciekawe?


Uwagi:

  1. Bibliografia tego co o Qumran w 2015/2015 czytałem jest tu: http://www.pp.org.pl/wojtek/index.php?id=31979 
  2. Źródło 1 - Rękopisy znad Morza Martwego: Qumran - Wadi - Murabba`at - Masada / [oprac.] Piotr Muchowski ; wstępem opatrzył Zdzisław J. Kapera. - Kraków : The Enigma Press, 1996.
  3. Źródło 2 - Rękopisy z Qumran nad Morzem Martwym / z jęz. hebr. przeł., wstępem i koment. opatrzył Witold Tyloch. - Warszawa : Państwowe Wydaw. Naukowe, 1963.

 

 


Kategorie: historia, historia kościoła, izrael, _blog


Słowa kluczowe: qumran, izrael, mesjasz


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
4 grudnia 2014 (czwartek), 16:39:39

Reguła Całego Zgromadzenia (1QSa albo inaczej 1Q28a, wersja 2)

Posiedziałem jeszcze w bibliotece i znalazłem inne tłumaczeni tego tekst hebrajskiego. To tłumaczenie pochodze ze starej książki pt: Rękopisy z Qumran nad Morzem Martwym / z jęz. hebr. przeł., wstępem i koment. opatrzył Witold Tyloch. - Warszawa : Państwowe Wydaw. Naukowe, 1963 Dostępna w czytelni, więc sobie zamówiłem z magazynu. Po wstkanowaniu, rozpoznaniu i przeredagowaniu zachoduję ku pamięci i wnioskom, które może wyciągnę, a może nie.

Kolumna 1, 1. Oto reguła dla całego zgromadzenia Izraela na czasy ostateczne,
2. gdy zbiorą się razem, aby postępować zgodnie z prawem synów Sadoka,3 kapłanów, i mężów ich Przymierza, którzy prze-
3. stali chodzić po drodze ludu. Oni są mężami Jego rady, którzy wśród bezbożności strzegli Jego Przymierza, aby pokutować
4. za ziemię, toteż gdy będą się schodzić, niech zgromadzą wszystkich przybywających, od małych dzieci do kobiet, i ogłoszą
5. ich uszom wszystkie nakazy Przymierza i niech ich pouczają o wszystkich swoich prawach, aby nie zbłądzili przez swoje przeoczenia.
6. A oto reguła dla wszystkich zastępów zgromadzenia, dla każdego rodowitego Izraelczyka.
7. Od jego młodości będzie się uczyć go Księgi Rozważań i zależnie od wieku pouczy się go o przykazaniach Przymierza.
8. On zaś otrzyma swoje wykształcenie w ich prawach w ciągu dziesięciu lat od wejścia do (grupy) dzieci.
9. W wieku dwudziestu lat przejdzie do mężów wypróbowanych, aby stanąć na wyznaczonym miejscu wśród swojej rodziny razem ze świętym zgromadzeniem. Lecz niechaj nie zbliża
10. się do kobiety jak mężczyzna, aby ją pognał, jeśli odpowiednio do swoich ukończonych dwudziestu lat nie nauczył się poznania
11. dobra i zła. Tak samo (jego żona) oprze się na przykazaniach Tory, aby świadczyć przeciw niemu i trwać będzie
12. w posłuszeństwie wobec wyroków, które będą podjęte w stosunku do niego. Jako dwudziestopięcioletni może wejść i stanąć przy podstawach
13. świętego zgromadzenia i wykonywać zadania w służbie zgromadzenia.
14. W wieku trzydziestu lat może brać udział w procesach lub (wydawaniu) wyroków i może zajmować stanowisko wśród dowódców tysięcy Izraela, dowódców setek, dowódców pięćdziesiątek,
15. dowódców dziesiątek oraz sędziów i urzędników dla poszczególnych pokoleń według wszystkich ich rodów, zgodnie z zarządzeniem
16. synów Aarona, kapłanów oraz wszystkich przełożonych ojców zgromadzenia, których los wyznaczył, aby stali na służbie,
17. aby wychodzić i wchodzić przed zgromadzenie. A w miarę rozwoju zrozumienia i (wzrostu) doskonałości swojego postępowanta, stanie mocno na stanowisku, (które najmuje), aby wy-
18. -konywać powierzoną służbę wśród braci swoich — od wielkiego do małego. Niechaj się szanują wzajemnie, a każdy (niech szanuje) bar-
19. -dziej swego towarzysza. Mężowi w podeszłych latach niech dadzą zadanie w służbie zgromadzenia odpowiednie do jego
20. sił. Niechaj żaden człowiek nierozgarnięty nie wstępuje do losu (Synów Światłości), aby uczestniczyć w zgromadzeniu Izraela w rozstrzyganiu sporów prawnych i podejmowaniu obowiązków
21. zgromadzenia, oraz aby uczestniczyć w walce mającej na celu ukorzenie pogan. Niech on zapisze tylko swój ród w porządku
22. wojskowym. Swoją służbę niech wykonuje w miarę swoich możliwości przez roboty obowiązkowe.
23. Synowie Lewiego niech stoją każdy na swoim miejscu wedle rozkazu Synów Aarona, aby wprowadzać i wyprowadzać całe zgromadzenie każdego według jego porządku pod wodzą prze-
24. -łożonych, starszych zgromadzenia, dowódców, sędziów, urzędników, odpowiednio do ilości wszystkich rodzajów ich służba
25. zgodnie z rozkazem synów Sadoka, kapłanów i wszystkich przełożonych ojców zgromadzenia Gdy zostanie wydany nakaz (zwołania) całego zgromadzenia
26. w celu odbycia sądu lub wspólnej narady, albo ogłoszenia wojny, niechaj się ich uświęca przez trzy dni, aby każdy kto przyjdzie
27. był przygotowany. Oto mężowie wezwani do Rady zgromadzenia od dwudziestego
28. roku życia. Wszyscy mędrcy zgromadzenia rozumni i wykształceni, nienaganni w (swoim) postępowaniu, możni mężowie
29. oraz; wodzowie plemion i wszyscy ich sędziowie, urzędnicy, dowódcy tysięcy, dowódcy setek,
Kolumna 2,1. pięćdziesiątek i dziesiątek oraz lewici, (każdy) w oddziale swojej
2. służby. To są znakomici mężowie wezwani na zebranie, którzy
3. połączyli się jako Rada zgromadzenia w Izraelu wobec synów Sadoka, kapłanów.
4. Lecz niechaj żaden mąż dotknięty jakąkolwiek skazą ludzką nie wchodzi do zgromadzenia Bożego. Każdy mąż, który będzie
5. nimi dotknięty, także nie będzie mógł zajmować stanowiska w obrębie zgromadzenia. Również ten, kto jest dotknięty na swoim
6. ciele, kto ma chrome nogi lub ręce, człowiek kulawy, ślepy, głuchy albo niemy, czy też ten, którego ciało jest dotknięte inną
7. skazą rzucającą się w oczy, jak również starzec do tego stopnia
8. osłabiony, że trudno mu wytrwać w zgromadzeniu. Tacy niechaj nie wchodzą, by uczestniczyć w radzie zacnych mężów, gdyż
9. święci aniołowie są w ich zgromadzeniu. A jeśli jeden z tych
10. (ludzi) ma coś do powiedzenia świętej Radzie, to niech zapytają go (na osobności), lecz do środka zgromadzenia niechaj mąż taki nie wchodzi, gdyż jest skalany.
11. A oto posiedzenie sławnych mężów wezwanych na zebranie
12. jako Rada Zgromadzenia dla wspólnych obrad, kiedy Bóg ześle im Mesjasza. Kapłan wystąpi jako wódz całego
13. zgromadzenia Izraela i wszystkich ojców synów Aarona, kapłanów wezwanych do zgromadzenia znakomitych mężów. Każdy
14. z nich zasiądzie przed nim według swojej godności. Potem niech zasiądzie Mesjasz Izraela, a w jego obecności niech zajmą
15. miejsca naczelnicy tysięcy Izraela, każdy według swojej godności, odpowiednio do stanowiska, które zajmują w swoich obozach
16. i podczas pochodów. Wszyscy przełożeni ojców zgromadzenia razem z mędrcami świętego zgromadzenia niechaj zasiądą wobec
17. nich, każdy według swojej godności Jeśli zbiorą się przy wspólnym stole, (dlatego) żeby
18. pić wino, gdy zostanie przygotowany stół zgromadzenia i wino zmieszane do picia, to niechaj nikt nie wyciąga ręki swojej
19. po pierwszą cząstkę chleba i wina przed kapłanem, gdyż on
20. pierwszy winien błogosławić pierwociny chleba i wina, on też najpierw ma wyciągnąć po chleb rękę swoją. Następnie wyciągnie
21. swoje ręce po chleb Mesjasz Izraela, a potem (dopiero) niechaj błogosławią wszyscy członkowie Rady zgromadzenia, każdy według swojej godności. Zgodnie z tym wskazaniem niech
22. odprawiają (swe obrzędy) na każdym miejscu, gdzie zbierze się przynajmniej dziesięciu mężów.

Coś mi się wydaje, że tłumaczeniami można manipulować. To na pewno jest bardziej hebrajskie, a to poprzednie? No właśnie. Muszę nad tym popracować.


Kategorie: historia, historia kościoła, izrael, _blog


Słowa kluczowe: qumran, izrael, mesjasz


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
4 grudnia 2014 (czwartek), 12:26:26

Reguła Całego Zgromadzenia (1QSa albo inaczej 1Q28a)

Oto znalezione w bibliotece CINiBA polskie tłumaczenie jednego z dokumentów, znalezionego w Qumran. Ale w bibliotece to nie był zwój po hebrajsku w słoiku po drzemie, ale książka "Rękopisy znad Morza Martwego: Qumran - Wadi - Murabba`at - Masada / [oprac.] Piotr Muchowski ; wstępem opatrzył Zdzisław J. Kapera. - Kraków : The Enigma Press, 1996." zawierająca naukowe opracowania oraz tłumaczenie na polski.

A skoro jest to sobie czytam, a skoro sobie czytam to też przepisuje ku pamięci.

Reguła Całego Zgromadzenia (1QSa albo inaczej 1Q28a)

(Kolumna 1, werset 1) To jest reguła dla całego zgromadzenia Izraela na dni ostateczne, kiedy zbiorą się razem, aby postępować zgodnie z prawem synów Sadoka, kapłanów i ludzi ich przymierza, którzy zaprzestali chodzić drogą ludu. Są oni ludźmi jego rady, którzy strzegli jego przymierza pośród niegodziwości, aby dokonać odkupienia ziemi.

(4) Gdy przybędą, zwołają wszystkich przybyłych, od dziatwy po kobiety, i odczytają im do uszu wszystkie ustawy przymierza, by uświadomić im ich prawa, aby nie zbłądzili przez swe błędy.

(6) To jest reguła dla wszystkich zastępów zgromadzenia, dla każdego rodowitego mieszkańca Izraela.
Od jego młodości należy go uczyć księgi rozważań i odpowiednio do jego wieku winni go pouczać o ustawach przymierza. Powinien pobierać naukę o ich prawach przez dziesięć lat, przybliżając się do dobra. Mając dwadzieścia lat przejdzie do zaciągniętych, obejmując funkcję wewnątrz swego rodu, aby włączyć się do świętego zgromadzenia. Nie może zbliżyć się do kobiety, aby poznać ją jak mężczyzna, zanim nie ukończy dwudziestu lat, kiedy poznaje dobro u i zło. Wówczas będzie mogła przyjąć (społeczność) wyroki prawa, by świadczyły przeciw niemu, gdyż jest obecny podczas słuchania wyroków. (12) Gdy ukończy dwadzieścia pięć lat, może przyjść, aby zająć miejsce w podwalinach świętego zgromadzenia, by pełnić służbę dla zgromadzenia. Gdy ma trzydzieści lat, może brać udział w dyspucie i sądzie oraz zajmować stanowiska przywódców tysięcy Izraela, dowódców setek, dowódców pięćdziesiątek, dowódców dziesiątek, sędziów i ich plemiennych urzędników we wszystkich ich rodzinach, zgodnie z decyzją synów Aarona kapłanów oraz każdego przywódcy rodu zgromadzenia, któremu wypadnie los, aby stał na służbie, wychodząc i wchodząc przed zgromadzenie.

(17b) Zgodnie ze swa inteligencja i doskonałością swej drogi, umocni swe biodra do swej funkcji, aby pełnić swe służbowe obowiązki wśród swych braci. Czy to wielcy, czy mali, powinni się wzajemnie szanować. Człowiekowi w podeszłym wieku wyznaczą zadanie w służbie dla zgromadzenia, odpowiednie do jego siły.

(19b) Żaden lekkomyślny człowiek nie powinien być wyznaczany do pełnienia funkcji w zgromadzeniu Izraela, przeprowadzać procesu, wykonywać zadania dla zgromadzenia ani pełnić funkcji podczas wojny, by pokonać narody. Zapisze jedynie w rejestrze wojskowym swój ród. Podczas robót obowiązkowych winien wykonywać pracę odpowiednią do jego możliwości. Synowie Lewiego winni stać każdy na swoim stanowisku, odpowiednio do decyzji synów Aarona, by wprowadzać i wyprowadzać całe zgromadzenie, każdego w jego kolejności, pod przewodem przywódców rodów zgromadzenia, dowódców, sędziów i urzędników, odpowiednio do liczby ich zastępów, zgodnie z decyzją synów Sadoka, kapłanów, i wszystkich przywódców rodów zgromadzenia.

(25b) A jeśli cała społeczność zostanie wezwana na sad lub na naradę zrzeszenia, lub by ogłosić wojnę, winni się uświęcać przez trzy dni, aby każdy przychodzący był przygotowany do tego. To są ludzie, którzy są wzywani do rady zrzeszenia od wieku dwudziestu (lat). Wszyscy mędrcy zgromadzenia, roztropni, uczeni, doskonałej drogi, wraz z przywódcami plemion, wszystkimi ich sędziami i urzędnikami, dowódcami tysięcy, dowódcami setek (Kolumna 2, werset 1) pięćdziesiątek, dziesiątek oraz lewici w swych służbowych formacjach.

(2) To są - znamienici ludzie, zwoływani na zebranie, łączący się jako rada zrzeszenia w Izraelu przed synami Sadoka, kapłanami. Żaden człowiek dotknięty którąś z wszelkich nieczystości ludzkich, nie powinien wchodzić do społeczności bożej. Żaden człowiek dotknięty takimi, nie powinien zajmować stanowiska w zgromadzeniu. Nikt, kogo ciało zostało skażone, mający sparaliżowane nogi lub ręce, kulawy, niewidomy, głuchy, niemy ani nikt, kogo ciało zostało skażone jakąkolwiek ułomnością widoczną oczyma, ani też chwiejący się starzec, nie mogący ustać w zgromadzeniu - ci nie mogą przychodzić, aby pełnić funkcję w zgromadzeniu znamienitych ludzi, gdyż aniołowie świętości są w ich zgromadzeniu. Jeśli ktoś z tych ma coś do powiedzenia świętej radzie, dowiedzą się tego z jego ust, lecz do zgromadzenia nie wejdzie ów człowiek, gdyż jest skażony.

(11) To jest posiedzenie znamienitych ludzi, zwołanych na zebranie rady zrzeszenia, kiedy zgromadzą się Mesjasz z nimi. Przyjdzie naczelny kapłan całego zgromadzenia Izraela i wszyscy jego bracia, synowie Aarona, kapłani zwołani na zebranie znamienitych ludzi. Zasiądą (14) przed nim, każdy odpowiednio do swej godności, potem zaś zasiądzie Mesjasz Izraela. Następnie zasiądą przed nim przywódcy tysięcy Izraela, każdy odpowiednio do swej godności, odpowiednio do swego stanowiska w ich obozach i podczas ich przemieszczania się. Wszyscy przywódcy rodów zgromadzenia wraz z mędrcami świętego zgromadzenia zasiądą przed nimi, każdy odpowiednio do swej godności.

(17b) [Jeżeli przy stole razem się zgromadzą, aby pić moszcz, i będzie zastawiony stół zrzeszenia i rozlany moszcz, aby pić, nikt nie wyciągnie swojej ręki po najlepszy chleb i moszcz przed kapłanem. Gdyż on winien pobłogosławić najlepszy chleb i moszcz i wyciągnąć swą rękę po chleb najpierw, potem zaś winien wyciągnąć Mesjasz Izraela swą rękę po chleb. Następnie winno błogosławić całe zgromadzenie zrzeszenia, każdy odpowiednio do swej godności.

(21c) Według tej zasady winni postępować przy każdym zastawieniu stołu, gdy zgromadzi się przynajmniej dziesięciu ludzi.

I teraz daje staram sobie jakieś zdanie o wykopaliskach i zwojach z Qumran wyrobić.

Juz wiem, że pewien komunista miał rację - wspólna w Qumran wiedziała coś o zasadaniu przy stole, na którym było wino (może moszcz) i chleb, a kapłan i mesjasz (a może to ta sama osoba?) miały posiłek rozpocząć od błogosławieństwa nad chebem.


Kategorie: historia, historia kościoła, izrael, _blog


Słowa kluczowe: qumran, izrael, mesjasz


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
27 listopada 2014 (czwartek), 08:09:09

Stan Wojenny którego nie było

Z Radio (Dwójka) właśnie dowiedziałem się, że "Stanisław Mikulski nie przyłączył się do bojkotu Telewizji Polskiej na początku lat osiemdziesiątych".

Zastanawiałem się przez chwilkę co to był za bojkot, bo nie pamiętam ale to przecież chodzi o bojkot TVP po wprowadzeniu Stanu Wojennego, gdy w zielonej telewizji (bo niektórzy mogą nie pamiętać, że prezenterzy występowali stedy w mundurach) nie pojawiali się żadni aktorzy. Żadni, z wyjątkiem agenta Klosa.

Pamiętam bojkot, pamiętam postawę Mikulskiego, pamiętam, że było to komentowane w Wolnej Europie. Pamiętam. Ale pamiętam, że było to w Stanie Wojennym a nie "na początku lat osiemdziesiątych". Chyba między tymi określeniami czasu jest pewna różnica!

A więc już nawet w Polskim Radiu zaczęło się na poważnie fałszowanie historii. Nawet w Dwójce? Pamiętam PRL i coraz bardziej wydaje mi się, że był mniej zakłamany niż to w czym teraz żyjemy.


Przy okazji odnotuję: Stanisław Mikulski, odtwórca zakłamanej roli kapitana Klosa nie żyje. Umarł. Miał 87 lat i umarł. A film, jak większość Polaków bardzo lubię. Szkoda tylko, że muszę lubić tak zakłamany film bo nie kręcono i dalej się nie kręci takich nieco bardziej prawdziwych.


Kategorie: obserwator, polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: stano wojenny, mikulski, klos, historia


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
26 października 2014 (niedziela), 22:16:16

Ojcowie Apostolscy

Na początek definicja (w ramach Zabawy w Słowa to jest zawsze ważne)

Ojcowie Apostolscy to pisarze chrześcijańscy, którzy znali apostołów Pana Jezusa, albo znały osoby znające apostołów.

Ta definicja jest o tyle ważna, że warto odróżniać ich od Ojców Kościoła - pojęcia jak najbardziej katolickiego, które poszerza ten zbiór o innych pisarzy, z św. Augustynem na czele a na św. Tomaszu kończąc. A przecież Ojcowie Apostolscy to jednak zupełnie inna klasa niż Ojcowie Kościoła.

Moja subiektywna lista Ojców Apostolskich:

  1. Ignacy Antiocheński 45(?) - 107(?)
  2. Klemens Rzymski 52(?) - 101(?)
  3. autor Didache 65(?) - 100(?)
  4. Polikarp zwany też Polikarp ze Smyrny 69(?) - 156(?)
  5. Hermas 90(?) - 150(?)
  6. Papiasz 90(?) - 150(?)
  7. nie znany z imienia :-) autor Listu Barnaby 90(?) - 150(?)

 

A ci już pewnie nie załapią się na Ojców Apostolskich:

  1. Tertulian - 150(?) -  240 - pochodził z Kartaginy, pisał po łacinie, prawnik.
  2. Ireneusz z Lyonu - 140 - 202

 


Dopisek '2023:

Fajnie by było ściągnąć Historię kościoła Euzebiusza. Samego Euzebiusza można lubić, można nie lubić ale znać warto. Poszukam, może znajdę.


Kategorie: historia, historia kościoła, zabawa w słowa, _blog


Słowa kluczowe: historia kościoła, ojcowie apostolscy


Pliki


Komentarze: (2)

wojtek, June 18, 2017 17:35 Skomentuj komentarz


A Ireneusz? Tak dużo pisał i to po łacinie?

michgal, March 12, 2023 12:34 Skomentuj komentarz


a czy przypadkiem Ireneusz nie opisuje spotkania swojego w towarzystwie Polikarpa ... z Janem Apostołem?

Skomentuj notkę
5 września 2014 (piątek), 17:55:55

Przyczynek do opisu Polski i Polaków

"Głupi ludzie, głupi naród, wybierają sobie głupich przywódców” - ile razy ostatnio słyszałem w lewackim mainstreamie taką myśl wypowiedzianą przez autorytety na temat nas samych. Słucham, słuchają moim znajomi a ja widzę, że w większości się z taką oceną zgadzają. Zgadzają bo przecież widzimy, że „głupi ludzie, głupi naród”. 

To mainstremie bo jeżeli posłuchać tego co na prawo to tam jakby na przekór pojawia się duma. Sienkiewicz, powstania, zaraz jesteśmy dzielnymi Sarmatami, pojawia się Bóg, Honor i Ojczyzna i wyższość cnót moralnych w naszych decyzjach nad złymi Niemcami i Ruskimi i zdradzieckimi demokracjami zachodu. To w gazetach i portalach, a w życiu to te cnoty moralne powiększają się po obaleniu jakiejś flaszki. 

Jakoś nie potrafię odnaleźć się w tej dyskusji. Nie mam w niej zdania, nie pasuje mi sposób jej prowadzenia mimo iż ciągle Gazetę podcztytuję, a i Radia Maryja słucham.

A może by tak, zamiast takiej syntezy stworzonej od młotka zastanowić się nad przyczynami, dla których jest tak jak jest? Co jest przyczyną dla której tu teraz jesteśmy jako naród ukształtowani tak a nie inaczej. Dość opisów typu: głupcy, bohaterowie, złodzieje, romantycy.... Może poszukać przyczyn, najlepiej takich wolnozmiennych bo przecież wiadomo, że Polacy to nie przez 50 lat ale pewnie z 500 byli kształtowani aby dziś być tacy jacy są. 

Co mamy w warunkach wolnozmiennych? Pogoda? Tak. Od zlodowaceń za Noego pewnie niewiele się zmienia. Pogoda wpływa na to, że lubimy kiszone ogórki o których nie mają pojęcia Francuzi, za to z winem u nas słabiej. Położenie geograficzne? Rzeczywiście, miejsce jest takie, że łażą tu tacy różni, ale od czasu uspokojenia się Tatarów przyłażą już tylko sąsiedzi z bliska, a nie hordy z końca Azji. A więc sąsiedzi. A religia? A gdyby tak tu poszukać?

O czasach przed Piastami pewnego wiadomo niewiele. Szukałem, ale tylko jacyś wymyślacze snują to piękne idee, tylko słabo je mogą udokumentować, więc sobie odpuszczam. Polskę ukształtował katolicyzm, ten średniowieczny do XVI wieku a potem ten katolicyzm trydencki. Za Piastów było to w niby-chrześcijaństwo bo poza kilkoma duchownymi (a może politykami) na dworach, całe chrześcijańskie nauczanie służyło tylko uzasadnieniu tworzących się w Europie feudalnych systemów. W Polsce to tworzenie mocno zaprawione było mieczem i trucizną. A czasy Jagiellonów? Pierwsza i ostania żona Jagiełły wywalczyły, aby w bibliotece królewskiej dostępne były Biblie po polsku, dokładnie to pewnie Biblia-Sztuk-Jeden, bo przepisywanie nie było tanie. Po epoce niedouczonych klechów, i wędrujących mnichów opowiadających różne bajki na przemian z ewangelią było to pewne nowum. Potem Odrodzenie, w Polsce o tyle ciekawe, że silnie to nasze unarodowienie wspierające. Ale od początku XVII wieku Polska z lidera Europy wpada w realizowaną przez jezuitów idee jedności Europejskiej pod przywództwem samego papieża. Koniec ustawiania przez Polskę spraw na wschodzie, koniec imigracji do nas z zachodu, za to zaczyna się nacisk ze wschodu i kolonizacja z zachodu. Z Czechami nie pogadamy, bo to zachód, za to problemy z monarchią rozwiązywane są przez ustalenie, że królową jest Żydówka, królująca dziś również w Meksyku. No i jest coraz smutniej, i smutniej, ani ekonomicznie, ani militarnie, ani intelektualnie jako naród niewiele możemy, mimo iż Skłodowska i Żwirko coś tam próbują.

Bez sensu ta moja pisaniana - tak naprawdę to próbuję sobie w niej uzasadnić możliwość rozpoczęcia krytyki rzymskiego-katolicyzmu w postaci jaki dziś mamy, i w idei, która ukształtowała nasz naród, kawałkami głupi, ale na pewno też dumny. Do teraz często to robiłem w warstwie teologicznej punktując dogmaty sprzeczne z objawieniem ale teraz spróbuję się zająć zbadaniem wpływu na naród, na jego kształtowanie, a więc na nasz dzisiejszy stan.

Inspiracja: Tekst Pawła z okropną wizją przyszłości: "W najbliższych wyborach znów zwycięży PO... Wielu utyskuje na głupi naród, ale kto oceni religię, która tak go ukształtowała?” Mam nadzieję, że Paweł nie jest dobrym prorokiem.


Kategorie: obserwator, polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: polska, polacy, katolicyzm


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
1 czerwca 2014 (niedziela), 16:59:59

Jaruzelski pogrzebion

Odnośnie generała. Fajnie jest, że mamy internet i kto chce wiedzieć może wiedzieć nie zatrzymując się na poziomie TVN czy Gazety Wyborczej.

Ciągle jeszcze można poczytać biuletyn IPN z grudnia 2009 roku, a w nim opracowane przez Dudka notatki gen. Anoszkina z rozmowy jaką odbył Jaruzelski z Kulikowem na kilka dni przez 13 grudnia.

Chwilo o prawdę jest łatwo. Wystarczy szukać i krytycznie myśleć. Tak mi się wydaje, ale mogę się mylić :-)

(…)

W. Jaruzelski: Odnosząc się do sytuacji w kraju, zauważył, że jest ona nadzwyczaj cięż- ka. Dzisiaj odbyło się posiedzenie Sekretariatu Komitetu Centralnego [PZPR] oraz narada z I sekretarzami komitetów wojewódzkich. Obecnie częściej się z nimi spotykam w celu wy- miany poglądów. Sytuacja jest niepokojąca.
Następnie W. Jaruzelski podziękował za przybycie. Przyjechał Bajbakow20, czekamy na Kriuczkowa21. Potrzebujemy takiej pomocy. Ale zachorował Kiszczak22, który jest nam bar- dzo potrzebny. Niedobrze się stało. On jest dobrze zorientowany w całym planie wprowa- dzenia stanu wojennego. Jego choroba jest nam stanowczo nie na rękę. Sytuacja w PRL jest Wam znana, dlatego nie będę jej oceniał. Nie będę też wypowiadał się na temat gospodarki, bo o tym wyczerpująco powiadomiłem Bajbakowa.
Uległ znacznej poprawie stosunek do Partii i Rządu. Mamy ośrodki badania opinii pub- licznej. Oto jakie dane mogę przytoczyć: we wrześniu 1981 r. Rząd miał 30-procentowe poparcie, a „Solidarność” 70 proc.; obecnie Rząd ma 53 proc., a „Solidarność” 47 proc. Sza- la poparcia przechyla się na naszą korzyść.
Zaktywizowaliśmy pracę w PZPR. Więcej pracujemy w terenie. Kierujemy tam przedstawi- cieli Komitetu Centralnego, rządu, Wojska Polskiego. Jadą tam z referatami, z wykładami.
Kolejnym krokiem była propozycja utworzenia Frontu Porozumienia Narodowego23. Przeciwnik zorientował się, że przegrywa i przeszedł do kontrataku. Podjął próbę dyskredy- tacji organizacji partyjnych w dużych zakładach pracy. Ale na razie członków partii nie rusza- ją. Boją się. Przeprowadzają referenda itd.24 Tym samym wywiera się presję na Partię. Partia jest bardzo słaba. 600–700 tysięcy członków [PZPR] należy do „Solidarności”. PZPR zgrzy- biała. I to jest zrozumiałe. Jeden kryzys, drugi... Kierownictwo dopuszcza się defraudacji. Wśród ludności ma niski autorytet.
Jeżeli przeanalizować nasze stosunki z „Solidarnością”, to przez całe półtora roku nie były one pomyślne. Oddziaływaliśmy na nią środkami politycznymi. Wyczerpaliśmy nasze możli- wości, teraz potrzebna jest siła. W toku tych wszystkich wydarzeń na razie pozostało nietknię- te Wojsko Polskie. Bardzo dobrze zaprezentowały się grupy oficerów w gminach, w zakła-dach pracy. 97 proc. działaczy partyjnych w terenie pozytywnie wypowiada się na ich temat. 20 grudnia trzeba będzie zwalniać do rezerwy żołnierzy, którym przedłużono służbę w woj- sku o dwa miesiące. Postanowiono ich w tym celu wykorzystać.
Zaczęliśmy włączać do działań MSW i organy bezpieczeństwa. Pozytywną rolę odegrała akcja przeprowadzona w szkole pożarniczej25. Mamy jednak nadal wiele trudności. Najważ- niejsze, to nie zdradzić naszych zamiarów. Staramy się nie wciągać w to osób cywilnych, cho- ciaż zlecamy im poszczególne zadania w ogólnym planie działań. Czasu pozostało mało, ale przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego realizowane są zgodnie z planem. Na ra- zie rozwiązujemy kwestie organizacyjne26.
Sprawa najważniejsza to zaaresztowanie 6000 przeciwników. Wszystkich ich zapewne nie uda się złapać. Oni już zaczynają się chować w zakładach pracy. Tego się obawiam. Uderzenie w puste miejsce jest gorsze niż jego brak. Byłoby to dla nas brzemienne w skutki. Jeśli zdecydu- jemy się na taki krok, zrobimy to w nocy z piątku na sobotę (11/12 grudnia) lub z soboty na nie- dzielę (12/13 grudnia). Następnie będzie moje wystąpienie w radiu i telewizji. W terenie prak- tycznie nie ma się na kim oprzeć, nie mamy kontaktów. Staramy się zachować to w tajemnicy. Szczególne znacznie ma dla nas utrzymanie radia i telewizji. Pod Warszawą trzymamy pięć kom- panii w celu ich obrony. „Solidarność” może je uszkodzić. Ale mamy co nieco w rezerwie.
Następnie W. Jaruzelski powiedział o podjęciu działań mających na celu wzmocnienie ochrony magazynów żywnościowych, składów materiałów pędnych i smarów, obiektów rzą- dowych i innych urzędów.
Robotnicy w zakładach pracy mogą strajkować. Tam panoszy się „Solidarność”. Partia w zakładach sama nic nie będzie w stanie zrobić. Jednak strajki są dla nas najlepszym warian- tem. Robotnicy pozostaną na miejscu. Będzie gorzej, jeśli wyjdą z zakładów pracy i zaczną dewastować komitety partyjne, organizować demonstracje uliczne itd. Gdyby to miało ogar- nąć cały kraj, to wy (ZSRR) będziecie nam musieli pomóc. Sami nie damy sobie rady z wie- lomilionowym tłumem.
Wszystkie działania będziemy podejmować pod hasłem „Obrona Ojczyzny”. I w takiej sytuacji wojsko przejmie wszelkie uprawnienia. Jest to hasło polityczne. Może trzeba będzie powołać krajowy komitet wojskowo-rewolucyjny27. Postanowiliśmy, że we wszystkich mini- sterstwach i urzędach z gminami włącznie będziemy mieć komisarzy wojskowych. Wszystko to już zostało przygotowane, powołani zostali komisarze. W dniu dzisiejszym komisarze roz- jechali się do komitetów wojewódzkich [PZPR], a jutro, 10 grudnia, zaczną nawiązywać kon- takty z miejscowymi władzami partyjnymi i państwowymi. Hasło „Obrona Ojczyzny” zostało przez nas wybrane po to, by na pierwszy plan nie wysuwać Partii, która nie cieszy się popu- larnością w narodzie. Myślę, że trzeba utworzyć nową partię, tak jak zrobiono to na przykład na Węgrzech28. Obecnie około miliona członków PZPR należy do „Solidarności”. To niedo-brze. Nowa partia powinna być partią marksistowsko-leninowską. Niech ona będzie mniejsza liczebnie (ok. 1 mln), ale lepsza kadrowo.
Odnosząc się do problemu izolacji ekstremistów z KPN i KSS-KOR, W. Jaruzelski za- uważył, że byłoby dobrze, gdyby część „bandziorów” uciekła na Zachód. Szkoda, że nie mamy wspólnych granic z państwami kapitalistycznymi. Niechby uciekło kilka tysięcy, tak jak zezwolił na to Fidel [Castro]29, wtedy byłoby nam znacznie łatwiej.
W.G. Kulikow: Zapytał W. Jaruzelskiego, czy wojsko wejdzie do poszczególnych re- gionów. Jeżeli nie starczy waszych sił, to pewnie trzeba będzie wykorzystać „Tarczę-81”30. L.I. Breżniew mówił o udzieleniu Wam pomocy. Ale zapewne Wojsko Polskie samo poradzi sobie z tą garstką kontrrewolucjonistów.
W. Jaruzelski: Zauważył, że na przykład Katowice liczą około 4 mln mieszkańców31. To taka Finlandia, a wojska – jeśli nie liczyć dywizji obrony przeciwlotniczej – nie ma. Dlatego bez pomocy nie damy rady. A w ogóle to trudno wyobrazić sobie całą sytuację. Jest zima. Za- chód wprowadzi sankcje gospodarcze. Potrzebujemy pomocy gospodarczej. Rozumiem, że obecnie nikomu nie jest łatwo. Ale to nie byłoby drogie. Byłoby gorzej, gdyby Polska wyszła z Układu Warszawskiego.
W.G. Kulikow: Ponownie zauważył, że potrzebne są zdecydowane działania, przekona- nie o zwycięstwie nad wrogiem klasowym. Bez tego nie wolno podejmować walki.
W. Jaruzelski: Zwrócił uwagę, że pojawił się jeszcze jeden negatywny czynnik: Kościół dołączył do „Solidarności”. Zaczęło się to jeszcze za Wyszyńskiego32. Glemp33 wysłał listy do mnie, do Wałęsy34 i do posłów. Pisze w nich, że wprowadzenie stanu wyjątkowego „gro- zi tragedią”. Listy do Sejmu i Wałęsy oczywiście dotrą na Zachód. Jeśli Kościół ostatecznie dołączy do „Solidarności”, to będzie dla nas trudna sytuacja. Będę musiał jeszcze porozma- wiać z Glempem. Wysłaliśmy też swojego przedstawiciela do Papieża. Jutro spotkam się ze świeckimi katolikami35. To coś nowego w naszych stosunkach z Kościołem. I nie jest to dla nas sytuacja korzystna. Lecz mimo wszystko można powiedzieć, że zaczęliśmy odliczać czas, godzina za godziną. Naród boi się konfrontacji. Przypomina sobie poprzednie sytuacje. W na- szej historii co 30 lat wybucha powstanie. Młodzież właśnie na to daje się nabrać. 14 grud- nia przypada rocznica wydarzeń na Wybrzeżu36. Tak więc mamy szereg niesprzyjających oko- liczności. Posiedzenie Sejmu zamierzamy zwołać na 15–16 grudnia37. W trakcie pracy Sejmu nie należy prowadzić podobnych akcji.

(…)


Kategorie: historia, polityka, _blog


Słowa kluczowe: jaruzelski, anoszkin, kulikow, PRL, stan wojenny


Komentarze: (2)

Daniel (nosky), June 13, 2014 15:12 Skomentuj komentarz


Wojtku, źródła w wielu przypadkach są dostępne w sieci. O wielu rzeczach można poczytać w książkach wydanych przez IPN. Problem leży w innym miejscu - teraz (prawie) nikomu nie chce się szukać prawdy. Łatwiej jest (dosłownie) popłynąć z głównym nurtem (ściekiem) - poza tym, można się wtedy utożsamiać z wielką szarą masą która myśli tak samo (ok, "myśli" to za dużo powiedziane - szybciej "uważa" tak jak reszta, czyli tak jak im przekazano). Dla wielu jest to ważne...

Pracuję teraz w młodym zespole (padło i na mnie, teraz ja jestem dziadkiem... ;-) ) i powiem szczerze - czasem jestem załamany poglądami i argumentami jakich używają 28-30o latkowie w wielu cięższych tematach.

Kompletny brak własnych przemyśleń. Brak umiejętności czytania między wierszami. Czy nawet brak umiejętności czytania ze zrozumieniem.

Staram się swoje brzdące uczyć samodzielnego myślenie. Zastanawiam się tylko czy nie robię im w ten sposób krzywdy...

Rafał, June 27, 2014 08:24 Skomentuj komentarz


Martwi mnie to co napisałeś.. Jednak jeszcze bardziej martwi mnie fakt, że kwitną portale typu ASZ Dziennik. Gdzie wszystkie informacje są zmyślone.. Ludzie to czytają, bo chcą czytać sensacje, niekoniecznie prawdziwe. To przecież już nie ma znaczenia...
Skomentuj notkę
24 maja 2014 (sobota), 23:57:57

Polskie tłumaczenia Biblii

Wyliczam, aby było ku pamięci, tu jest większość tego co wypada wiedzieć na ten temat (poniżej jest też skrót):

Polskie tłumaczenia Biblii:

  • XV w. - Psałterz floriański - najstarszy znany polski fragment przekładu Biblii. Prace nad Psałterzem rozpoczęły się około roku 1398, prawdopodobnie z fundacji królowej Jadwigi, pierwszej żony Władysława Jagiełły.
  • 1445-1453 - praca nad Biblią królowej Zofii (Biblia szaroszpatacka) - z Wulgaty na podstawie przekładu czeskiego na polski. Co ciekawego królowa Zofia to ostatnia, czwarta żona Władysława Jagiełły, a Jadwiga była pierwszą.
  • 1532 - Psałterz Krakowski ale nic o nim nie wiem.
  • 1539 - Psałterz Walentego Wróbla - znowu nic. Muszę sprawdzić, poszukać.
  • 1541 - Psałterz Mikołaja Reja, bo "Polacy nie gęsi".
  • 1551 - Nowy Testament Stanisława Murzynowskiego - przekład przełożony w środowisku polskich luteran, z języka greckiego a więc z tekstu opracowanego przez Erazma z Rotterdamu, pierwszy polski przekład Nowego Testamentu, wydany drukiem w Królewcu nakładem Jana Seklucyana. Stanisław Murzynowski studiował w Witemberdze u reformatorów.
  • 1556 - Nowy Testament Marcina Bielskiego, katolicki przekład z Wulgaty wznawiany jeszcze w 1564, 1566, 1568.
  • 1556 - Odkryty przez Brückner'a, wydany w Krakowie jako Nowy Testament Szarffenbergera. 
  • 1558 - Wierszowany psałterz Jakuba Lubelczyka wydrukowany w drukarni Macieja Wirzbięty.
  • 1561 - Biblia Leopolity lub Biblia Szarffenbergowska, z Wulgaty tłumaczył ks. Jan Nicz ze Lwowa (pseudonim Leopolita tzn. "Lwowianin") Pierwszy drukowany polskojęzyczny przekład całej Biblii, dokonany na zlecenie Marka i jego syna Stanisława Szarffenbergów. Przekład dedykowany Zygmuntowi II Augustowi. Gigantyczną księgę zaopatrzono w 284 drzeworyty obrazujące różne sceny biblijne, co ciekawe te same drzeworyty Albrechta Dürera wykorzystano w 1534 roku w Bibli Lutra. Ponoć wydanie tej Biblii było wnowione w 1572 (?) roku.
  • 1563 - Biblia Brzeska (Biblia Radziwiłłowska, Biblia Pińczowska) - przekład środowiska kalwinistów, pierwszy z języków oryginalnych, zlecony przez księcia Mikołaja Radziwiłła, wznawiany w częściach i całości w latach 1564, 1580, 1585, 1593. Potem przez syna księcia Mikołaja, za radą jezuitów wykupiony i na rynku w Wilnie spalony. Przetrwało 20-40 egzemplarzy, między innymi niedawno odkryty w piwnicach katowickiego kościoła ewangelickiego.
  • 1570 - Nowy Testament Szymona Budnego - ariański przekład wchodzący w skład wydrukowanej w 1574 roku Biblii Nieświeskiej. Przekład dosłowny.
  • 1574 - Biblia Nieświeska - ariański przekład Szymona Budnego, wydany nakładem M. Kawieczyńskiego drukarza w Nieświeżu. Wcześniej pojawiła się w 1572 też cała Biblia Budnego, ale ktoś ją przed wydrukiem poprawił i sam Budny się do niej nie przyznawał.
  • 1577 - Nowy Testament Marcina Czechowica - wydrukowany w Rakowie na użytek arian.
  • 1579 - Psałterz Jana Kochanowskiego, do 1642 ponad 20 wydań ale to jednak bardziej parafraza niż przekład. Teks przyjął się również dlatego, że Mikołaj Gomółka skomponował rok po pierwszym wydaniu bardzo ładną muzykę do wszystkich psalmów, więc grano i śpiewano te teksty po domach i zborach
  • 1593 - Nowy Testament ks. Jakuba Wujka - katolicki przekład, który wszedł po zmianach w skład Biblii ks. Wujka, wydanej jako całość później.
  • 1599 - Biblia ks. Wujka - klasyczne i najpopularniejsze tłumaczenie katolickie, ale mocno po śmierci ks. Wujka przez jezuitów przerobione aby je uzgodnić z wydaną właśnie Biblią Klementyńską.
  • 1632 - Biblia Gdańska - sfinansowana przez Heweliusza, astronoma i producenta piwa z Gdańska. Przekład z języków oryginalnych przez wiele lat przez polskich protestantów używany.
  • .... długo, długo nic. Dopiero w XX wieku....
  • ks. Kowalski z Wulgaty, ks. Dąbrowski z greki... Jest potrzeba, ale nie te czasy, bo wojna.
  • 1966 - pierwsze wydanie Biblii Tysiąclecia, ale dopiero wydanie III z 1984 jest naprawdę dla ludzi dostępne za sprawą ks. Blachnickiego, który załatwił protestanckie wsparcie wydań drukowanych na zachodzie i przemycania ich do Polski dla ruchu oazowego.
  • 1975 - Biblia Warszawska - przekład środowisk protestanckich. Podobnie jak Biblia Tysiąclecia tłumaczenie z Nestle-Alanda.
  • 2014 - wydanie NT UBG - ale to nie tyle przekład co odświeżenie Biblii Gdańskiej. Moim zdaniem rewelacja.
  • 2016 - cała Biblia w przekładzie Piotra Zaręby z Ewangelicznego Instytutu Biblijnego (eib).
  • 2017 - dostępna całość Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej.

 

Do tego warto dodać daty ważnych, zagranicznych przekładów aby je skonfrontować z naszymi. Oto moja lista.

Ważne przekłady zagraniczne:

  • 1380 - Tłumaczenie Wilckliffa.
  • 1445 - Biblia Królowej Zofii - wszystko to pisane ręcznie!
  • 1455 - Biblia Gutenberga, czyli drukowana Vulgata. Początki druku.
  • 1516 - Grecki Nowy Testament Erazma.
  • 1522 - Biblia Lutra ale na razie tylko NT. Całe to chyba dopiero 1534.
  • 1525 - William Tyndale i pierwszy przekład na angielski. Tyndal przypłacił to życiem, bo spalono go na stosie.
  • 1546 - Textus Receptus a więc wydania greckiego NT Stephanus-a. Trzecie z 1550 ma aparat krytyczny, a czwarte z 1551 podział na wersety.
  • 1562 - Biblia Leopolity
  • 1563 - Biblia Brzeska
  • 1611 - KJV czyli Biblia Króla Jakuba - dla Anglików i anglojęzycznych bardzo ważna rzecz.
  • 1632 - Biblia Gdańska.
  • 1633 - zakończenie prac nad Tekstem Uzgodnionym czyli Textus Receptus.

 

A tu główne przekłady polskie - te to już znać wypada każdemu. To samo ale prościej.

Główne polskie tłumaczenia Biblii:

  1. XV w. - Psałterz floriański - najstarszy znany polski przekład fragmentu Biblii.
  2. 1445-1453 - praca nad Biblią królowej Zofii (Biblia Szaroszpatacka) - z czeskiego na polski.
  3. I poł. XVI w. - wiele wydanych drukiem przekładów Psalmów.
  4. 1551 - Nowy Testament Stanisława Murzynowskiego - pierwszy polski przekład Nowego Testamentu z tekstu greckiego opracowanego przez Erazma.
  5. 1561 - Biblia Leopolity, z Wulgaty tłumaczył ks. Jan Nicz ze Lwowa - pierwsza polska cała Biblia.
  6. 1563 - Biblia Brzeska - pierwszy przekład całej Biblii z języków oryginalnych.
  7. 1574 - Biblia Nieświeska - przekład Szymona Budnego, wydany nakładem M. Kawieczyńskiego drukarza w Nieświeżu. 
  8. 1579 - Psałterz Jana Kochanowskiego, do 1642 ponad 20 wydań ale to jednak bardziej parafraza niż przekład.
  9. 1599 - Biblia ks. Wujka - klasyczne i najpopularniejsze tłumaczenie katolickie, ale mocno po śmierci ks. Wujka przez jezuitów przerobione aby je uzgodnić z wydaną właśnie Biblią Klementyńską.
  10. 1632 - Biblia Gdańska - sfinansowana przez Heweliusza, astronoma i producenta piwa z Gdańska. Przekład z języków oryginalnych przez wiele lat przez polskich protestantów używany. 

 


Kategorie: biblia, historia, notatka historyczna, _blog, notatka, notatka / historia, historia / notatka


Słowa kluczowe: przekłady biblii, tłumaczenia, biblia gdańska, textus receptus


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
10 maja 2014 (sobota), 11:36:36

Wystawa o Biblii w Katowicach

W czwartek po południu dostałem od Pana Boga prezent - zaproszenie na pewną wystawę. Myślę, że może to nagroda za moje ostatnie zastanawiania się nad manustryptami, przekładami i wydaniami Biblii ale na pewno doskonała ilustracja tychże i również fizyczne uzupełnienie. Można dotknąć, pomacać, nawet potarmosić i powąchać.

Otóż w Katowicach, w kościele ewangelickim zorganizowano wystawę na której wiele z tych rzeczy o którym czytałem można pooglądać w oryginale, albo w jednej kartce z oryginał i to za szybką, albo w dobrej kopii, albo w reprincie lub faksymile. O wszystkim można poczytać albo posłuchać, można też z kompetentnymi pogadać, którzy opowiadają chętnie bo z pasją. 

Co zobaczyłem (z pamięci):

  1. W części poświęconej początkom oraz pismom ST
    1. papirus - jako materiał piśmienniczy, do pomacania i potargania
    2. skóra, a nawet pergamin - też jako podkład do pisania, też można próbować targać
    3. faksymile Kodeksu z Aleppo http://pl.wikipedia.org/wiki/Kodeks_z_Aleppo
    4. żydowskie księgi a właściwie zwoje, pergaminy na których przepisywano księgo Tory, przykład z przez 300 lat, a więc nowość
    5. faksymile Kodeksu Synajskiego (a więc Tischendorf) http://pl.wikipedia.org/wiki/Kodeks_Synajski 
    6. kawałki papirusów Nowego Testamentu z II wieku, chyba kopia słynnego P52
  2. Druga część to już kultura łacińska
    1. czczionki drukarskie, do pomacania, można sobie pobrudzić łapki
    2. Biblię Gutenberga - ładny reprint dzieła z 1456 roku (a w Polsce, w Peplinie też jest jeden egzemplarz)
    3. Wulgatę Klementyńską - dość stare wydanie - http://pl.wikipedia.org/wiki/Wulgata_klementyńska do pomacania i powąchania. To chyba 1595 rok, ale nie jestem pewien. Z nią była uzgadniana Biblia ks. Wujka, już po jego śmierci.
  3. Część o Bibliach angielskich
    1. Faksymile tłumaczenia Wilklifa na staroangielski (chyba 1380) za co go spalili
    2. Ślicznie zrobiona kopia jednej strony Biblii Wiklifa.
    3. Przekłady wczesnoanglielskie - ale na tym się znam słabo. Na pewno jest reprint Biblii Ołtarzowej, jest ta przenośna wersja purytan, jest Biblia Genewska (ta ważna). Jest też przekład Tyndala.
    4. KJV z 1611 - dobra kopia + kartka z oryginału http://pl.wikipedia.org/wiki/KJV 
    5. przekład purytański co go w Ameryce lubili - można powiedzieć, że przenośny
    6. Piękna hexapia różnych wersji angielskich - ale to chyba XVII albo i XVIII wiek.
  4. Renesans, Reformacja i Niemcy
    1. Reprint Erazmowego tłumaczenia na łacinę razem z jego opracowaniem tekstu greckiego
    2. Reprint Poligioty kompuleńskiej
    3. Reprint Textus Receptus, wydania Stephanusowe z podziałem na rozdziały - rewelacja
    4. Renesansowe, ale kieszonkowe wydanie ewangelii wg. greckiego Textus Receptus
    5. Przekład Lutra z 1522 z obrazkami (drzeworyty) co są w polskiej Biblii Leopolity
    6. Inne śliczne przekłady niemieckie w starych książkach
    7. Jeszcze jakieś śliczne niemieckie , co mi przypomina, że w domu A. ma Biblię Luta w wydaniu z 1905 ale te były dużo, dużo starsze.
  5. Przekłady polskie
    1. Biblię Leopoliyty z 1562 - świetna kopia, więc można poczytać ale trudne to zadanie bo pisane szwabią
    2. Biblię Brzeską z 1563 - dobra kopia, co ciekawego w muzeum parafialnym (było otwarte) można sobie zobaczyć jedne z niewielu zachowanych egzemplarzy w naturze a nie tylko reprincie.
    3. Biblię w przekładzie Szymona Budnego - dobra kopia
    4. Biblię ks. Wujka z 1595 albo coś koło tego - dobra kopia
    5. Biblię Grańska z 1632 - co już spokojnie się ją czyta, jak wcześniej się Leopolitę spróbuje.

Tyle zapamiętałem i spisuję z głowy - no i jeszcze Sekcje Amnoniusza, w które układano w Kanony Euzebiusza :-) też tam gdzieś były wyjaśniane.


Dopisek: potem była noc muzeum i spotkałem: Darka, Irka, Tomka….


Dopisek: wystawa biblijna pojawiła się w internecie! http://www.wystawabiblii.pl


Kategorie: biblia, historia, _blog


Słowa kluczowe: kanon nt, nowy testament, textus receptus, wulgata, manuskrypt, unicjała, minuskuła, manuskuła, kodeks, wystawa biblii


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
21 kwietnia 2014 (poniedziałek), 15:49:49

Manuskrypty Nowego Testamentu

Zainteresował mnie temat manuskryptów Nowego Testamentu. Zaczeło od tego, że chciałem sprawdzić kto wymyślił numerację wersetów w Biblii, podział na rozdziały, potem zainteresowała mnie wiara w Textus Receptus, a potem już poszło.

Wynotowuję sobie takie notatki:

#1. W Wikipedii cały problem manuskryptów a co za tym idzie wiarygodności przekazu Nowego Testamentu jest bardzo fajnie opisany. Lubię sobie to poczytać, pooglądać linki, zobaczyć fotokopie mimo iż greckich literek raczej nie kumam. Ktoś się postarał. Widać, nie cała Wikipedia jest lewacka.

#2. Pan Bóg cudownie zachował dla nas Biblię. Jeżeli ktoś wierzy w istnienie Juliusza Cezara powinien uwierzyć w działalność św. Pawła w Efezie gdyż ta działalność jest dużo lepiej, z punktu widzenia historyka udokumentowania.

A jeżeli chodzi o argument, że Biblia jest sfałszowana, że są błędy, warianty, niejednoznaczność tekstu... - ktoś kto stawia takie zarzuty nie wie co mówi, po prostu jest ignorantem lub chce być ingorantem. Krytyka tekstu dla tekstu Nowego Testamentu pięknie uwiarygodnia źródło i to uwiarygadnia je historycznie. A ja widzę w tym celowe działanie Pana Boga. Alleluja!

#3. Przydaje się coś takiego jak słowniczek-pomocniczek, więc główne pojęcia:

  • Kapitała - rodzaj pisma (dziś by powiedział - czcionki, albo gorzej - fontu) stworzony do wykuwania w kamieniu pisma greckiego czy łacińskiego, z czasem używany też do pisana na pergaminie i papirusie. Pierwsze zapisy to IV w. p.ch. a potem, pod koniec starożytności kapitała przemienia się w majuskułe i piszę się nieco inaczej.
  • Majuskuły - duże, tak jakby drukowane literki greckie używane w starszym rękopisach. Każda literka pisana jest osobno, poza pewnymi wyjątkami mają taką samą wysokość, wyglądają jakby wpisane w prostokąt - pewnie dlatego, że litery starano się wpisać pomiędzy dwie poziome linie. Tak pisano od IV wieku do średniego średniowiecza, tj. gdzieś XI w. No i jeszcze coś - nie było odstępów!
  • Unicjała - rodzaj pisma, chyba to samo co majuskuła. Ale jak się do Antykwa? To chyba podobny krój pisma.
  • Minuskuła - mała literka. Kodeks minuskułowy to kodeks zapisany małymi literkami, choć czasem pojawiają się tam też duże i pojawia się też jakaś interpunkcja. Pewnie około IX w. opanowano lepsze pióra, lepsze atramenty, pisano szybciej więc tak było wygodniej.
  • Manuskrypty - ogólnie to zapisy pisane ręcznie na materiale piśmienniczym.
  • Papirus - materiał piśmienniczy zrobiony z papirusu :-) czyli trawy, wielce nietrwałe więc niewiele się zachowało, ale był w użyciu (produkcji) do X w.
  • Pergamin - materiał piśmienniczy ze skóry, trwały ale drogi. Używany w naszej kulturze od II w. p. ch. do późnego średniowiecza, gdy pojawia się papier (od XIII w.)
  • Welin - bardzo cienki pergamin.
  • Zwój blachy miedzianej - na tym się nie da pisać, ale da się stawiać literki. Taki dokument odkryto w Qumran.
  • Palimpset - pergamin (albo inny materiał piśmienniczy) użyty powtórnie, czyli po wymazaniu tego co napisano na nim za pierwszym razem. Pergamin był drogi, a wystarczająco trwały aby tak robić. Współcześnie potrafimy (np. za pomocą ultrafioletu) odczytać pierwotny tekst.
  • Krytyka tekstu - część filologii, a dokładnie krytyki literackiej, a jeszcze dokładniej dziedzina poświęcona pracom edytorskim nad dawnymi dziełami. A więc zastanawiamy się jak to przepisywano, poprawiano błędy, korygowano i znowu przepisywano.
  • Sekcje Ammoniusza - w bardzo starych manuskryptach to numeracja perykop (ponad 1000) w ewangeliach, odnotowywane na marginesach razem z indeksem do Kanonu Euzebiusza. Ammoniusz wymyślił to około 220 roku.
  • Kanon Euzebiurza - tabelka w starych manuskryptach, gdzie obok siebie łączono numery Seksji Ammoniusza w czterech ewangeliach. Euzebiusz, który tą tabelkę zrobił pierwszy raz żył pod koniec III wieku i wtedy Sekcje Ammoniusza były już wśród skrybów, bibliotekarzy i badaczy pism utrwalone.

#4. Nowy Testamet (ale też i całą Biblię) mamy dziś dlatego, bo zachowało się bardzo dużo bardzo, a nawet bardzo starych manuskryptów. Stare tzn. z od IV do XII w. a więc gdy kościół miał swobodę i kasę aby sobie przepisywać a bardzo stare to II, III i IV wiek, gdy łatwo nie było, bo prześladowania a co by nie mówić, pisanie tanie nie było.

#5. Ciekawostki:

  • Do IV w. p. ch. Grecy (a więc ci ich wielcy filozofowie) pisali od prawej do lewej, a potem lewej do prawej i od prawej do lewej jednocześnie, tzn. co drugi wiersz. Pisali kapitałą, bez kropek i spacji więc odczytywanie tego nie było trywialne. Potem im przeszło i zaczęli pisać jak rzymianie po łacinie, a lewej do prawej.
  • Przez długi czas papiści z Watykanu nie chcieli dopuszczać heretyków do posiadanego Kodeksu Watykańskiego. Co ciekawego - sami go też nie badali i nawet nie opublikowali. Ale jak w 1862 r. wydano chyba lepszy Kodeks Synajski to zadziałała konkurencja i opublikowali go, a jest on równie dobry.
  • Wiara w Textus Receptus przypomina mi nieco podejście Islamu do Koranu. Ma być jeden uzgodniony tekst i koniec. Mimo iż badania pokazują ludzkie błędy - to co wydaliśmy w czasach reformacji jest prawie jak natchnione.
  • Numeracja rozdziałów i wersetów została wprowadzona w 1551 roku, w Paryżu, w IV wydaniu Textus Receptus wydanym przez Roberta Stephanusa. I tak już zostało. Wcześniej posługiwano się Sekcjami Amnoniusza, które układano w Kanony Euzebiusza :-)

 


Kategorie: biblia, historia, _blog


Słowa kluczowe: kanon nt, nowy testament, textus receptus, wulgata, manuskrypt, unicjała, minuskuła, manuskuła, kodeks


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
1 stycznia 2014 (środa), 10:22:22

prof. Wieczorkiewicz

Dopiero teraz, może kilka dni temu, tak nie dawno dowiedzialem się, że profesor już nie żyje. Trudno. A dziś przeczytalem takie jego zdanie.

Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków, którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach.

Jest bowiem historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.

prof. Paweł Wieczorkiewicz

Zachowuje bo warto.


Kategorie: historia, obserwator, _blog


Słowa kluczowe: prof. wieczorkiewicz, historia, służby, teoria spiskowa


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
18 października 2013 (piątek), 00:00:00

Magdalenka. Teoria spiskowa, która okazała się prawdą

Artykuł Sławomira Cenckiewicza, który ukazał się w Rzepie.

Magdalenka. Teoria spiskowa, która okazała się prawdą

Fotografia: Spacerowicze rocznik '88. Od lewej: ks. Bronisław Dembowski, Jacek Ambroziak, Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Aleksander Kwaśniewski. Muzeum Niepodległości/EAST NEWS

 

 Lech Wałęsa 15 września 1988 r. spotkał się w rządowym pałacyku na Zawracie z gen. Czesławem Kiszczakiem, Stanisławem Cioskiem i ks. Alojzym Orszulikiem, aby ustalić szczegóły zakulisowych rozmów między komunistyczną władzą a „konstruktywną opozycją". Wałęsa na widok szefa MSW od razu zadeklarował, że wcale nie chce „zakładać natychmiast »Solidarności«".


Dzień później doszło do pierwszych rozmów w Magdalence, których podstawowym celem – jak to deklarowali reprezentanci opozycji – miała być relegalizacja „Solidarności".  W rzeczywistości reżim Jaruzelskiego zgodził się na oficjalne przywrócenie szyldu „Solidarności" dopiero w kwietniu 1989 r. i to już po zamknięciu obrad Okrągłego Stołu.

Trzeba przyznać, że Kiszczak przystępował do tych rozmów w pełni przygotowany. Ten wieloletni oficer kontrwywiadu i wywiadu wojskowego, który w ostatniej dekadzie PRL podporządkował sobie w dodatku służby cywilne, doskonale znał przeszłość i słabości swoich interlokutorów oraz zasady politycznych szachów z tajnymi służbami w tle. Jakby dla podkreślenia roli tajnych służb w operacji okrągłostołowej do roboczych i poufnych kontaktów reprezentantów władz z przedstawicielami „Solidarności" wyznaczył w dodatku dość specyficzne miejsce: „obiekt specjalny" nr 135 w Magdalence należący do Departamentu I MSW (wywiadu cywilnego).

W dodatku spore, jeśli nie kluczowe, znaczenie w przygotowaniu i obsłudze tych rozmów odegrał cieszący się sympatią wielu opozycjonistów Krzysztof Dubiński. Był on od 1974 r. funkcjonariuszem MSW, w lipcu 1988 r. zaś został mianowany zastępcą naczelnika Wydziału Informacji i Sprawozdawczości w gabinecie ministra spraw wewnętrznych, by po zakończeniu rozmów okrągłostołowych trafić do Departamentu I MSW.

Major Dubiński, jak czytamy w jednej z jego charakterystyk, „aktywnie uczestniczył w przygotowaniu materiałów związanych z obradami i funkcjonowaniem Okrągłego Stołu". W ten sposób gospodarzem i kreatorem Magdalenki były tajne służby PRL. To one stały się ważnym transformatorem ustroju.

 

Faza nr 1 Przyczyna zmian

Stan gospodarki posadził władze przy Okrągłym Stole" – powiedział w lutym 1989 r. uczestniczący w zakulisowych rozmowach z komunistami Lech Kaczyński. To prawda. Nikt i nic komunistów w istocie nie obalało tak skutecznie jak katastrofalny stan gospodarki. Główną determinantą ugody pomiędzy władzami PRL i „konstruktywnymi" z „Solidarności" z przełomu 1988 i 1989 r. była kondycja finansowa i niewypłacalność reżimu Jaruzelskiego wobec zachodnich kredytodawców z rozmaitych banków komercyjnych (skupionych głównie w Klubie Paryskim) i ich rządowych żyrantów.

 

Wspierani przez wywiad cywilny eksperci rządowi uczestniczący w kolejnych turach rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Klubem Paryskim już w latach 1986–1987 sygnalizowali swoim zwierzchnikom, że „przeprogramowanie istniejących zaległości płatniczych, przesunięcie bieżących płatności i nowe kredyty z MFW i Banku Światowego" są możliwe jedynie wówczas, kiedy ekipa Jaruzelskiego zdecyduje się na wprowadzenie zasadniczych zmian w systemie ekonomiczno-politycznym PRL. Stąd też Departament I MSW nieustannie alarmował Wojciecha Jaruzelskiego, że bez poluzowania gospodarki i otwarcia się na „konstruktywną opozycję" system PRL znajdzie się nad przepaścią wynikającą z bankructwa państwa.

W tym sensie podjęcie rozmów z konstruktywną opozycją w sierpniu 1988 r. było niezbędne dla wiarygodności PRL i możliwości prowadzenia rozmów z MFW i Klubem Paryskim w sprawie zadłużenia. Ten kierunek i postulaty miała wesprzeć „Solidarność". Bez niej operacja ratowania reżimu na arenie międzynarodowej nie mogła się udać. Nieprzypadkowo szef wywiadu gen. Zdzisław Sarewicz pisał wówczas, że „zgodna prezentacja powyższych postulatów przez rząd i środowisko opozycyjne – niezależnie od szans ich realizacji wymusiłaby – według ekspertów MFW – zmianę nastawienia wierzycieli do polskich problemów finansowych".

Jednocześnie rozpoczynał się wówczas proces liberalizacji stosunków gospodarczych, ale i wielki skok partyjnej nomenklatury oraz społeczności tajnych służb na „bazę materiałowo-kapitałową sektora państwowego".

 

Faza nr 2 Warunek ugody

Aby solidarnościowa opozycja mogła skutecznie zaświadczyć swoją odpowiedzialność i troskę za stan gospodarki PRL, trzeba było ją wpierw zdezintegrować przez podział i przeformatować w kierunku bardziej konstruktywnym. Nieprzypadkowo we wrześniu 1986 r. Wałęsa, ignorując stanowisko działaczy podziemia nawet głównego nurtu (z Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność") i Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność" wybranej na zjeździe w 1981 r., powołał jawną strukturę władzy nad zdelegalizowanym związkiem – Tymczasową Radę „Solidarności", której skład dobierał, konsultując się ze środowiskiem Kuronia i Michnika oraz najbliższym otoczeniem.

 

Powołanie TRS było zgodnym z interesami władz faktycznym zamachem stanu, sankcjonującym pozbycie się z kierownictwa „Solidarności" ludzi sprzeciwiających się ugodzie z komunistami. W ten sposób zaczęto realizować koncepcję budowy zupełnie nowej „Solidarności" – „od góry w dół", bez „tych głupich" i „ekstremy", jak mówił już kilka lat wcześniej w rozmowach z komunistami Wałęsa.

Komuniści i ich tajne służby nie kryli satysfakcji. To, co się stało, było zbieżne z realizowaną od jakiegoś czasu przez bezpiekę operacją o kryptonimie „Brzoza", która także stawiała na partnerski dialog z „konstruktywnymi" działaczami „Solidarności", przy jednoczesnym zaniechaniu jakichkolwiek dalszych represji. Był to – jak pisali w memoriale dla Wojciecha Jaruzelskiego Jerzy Urban, Stanisław Ciosek i gen. Władysław Pożoga – „doniosły, dodatkowy czynnik powodujący rozkład podziemia". Nawet konferujący potajemnie wówczas z bezpieką Kuroń miał stwierdzić, że powołanie TRS „spowodowało niezamierzoną korzystną sytuację dla władz" i „wytworzyło rozdźwięki w szeregach opozycji".

Temu wszystkiemu towarzyszyła dość zdumiewająca deklaracja  Lecha  Wałęsy, który  do spółki ze Stefanem Bratkowskim, Bronisławem Geremkiem, Tadeuszem Mazowieckim, Stanisławem Stommą, Klemensem Szaniawskim, Jerzym Turowiczem, Janem Józefem Szczepańskim i Andrzejem Wielowieyskim zaapelował do władz amerykańskich o zniesienie sankcji gospodarczych nałożonych na PRL po wprowadzeniu stanu wojennego. Grupa, której przewodził Wałęsa, wystąpiła także z prośbą o nadanie PRL klauzuli najwyższego uprzywilejowania w stosunkach gospodarczych! Jaruzelski użył w ten sposób noblisty i szyldu opozycji do próby wyciągnięcia dogorywającej Polski Ludowej z międzynarodowej izolacji.

 

Faza nr 3 Nowa „Solidarność"

Pod koniec 1987 r. w miejsce TKK i TRS powołano kolejny byt – Krajową Komisję Wykonawczą NSZZ „Solidarność". Z ponad setki członków Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność" z 1981 r. w KKW ostało się jedynie sześciu sojuszników „warszawki" i Wałęsy – Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Stefan Jurczak, Bogdan Lis, Antoni Stawikowski i Antoni Tokarczuk!

 

Jeden z rzeczników i beneficjentów tej zmiany w „Solidarności" Jan Lityński ogłosił wówczas na łamach podziemnego „Tygodnika Mazowsze", że „Solidarność" nie może już więcej odpowiadać na wszystkie propozycje komunistów „totalnym i głośnym »nie«!". Ale żeby tak było, należało wyrzucić z niej prawie wszystkich członków władz krajowych i większość ludzi tworzących struktury związkowe w regionach.

Rzeczywiście ta nowa „Solidarność" była coraz bardziej konstruktywna i przewidywalna. Doceniało to trio (Pożoga-Urban-Ciosek) doradców Jaruzelskiego, które w styczniu 1988 r. tak pisało do towarzysza generała: „Uważamy, że naszym realistycznym celem powinno być ustawiczne oswajanie bardziej ugodowego skrzydła nastawionego na koegzystencję z »reżimem«, asymilowanie i neutralizowanie tego skrzydła, budowanie przepaści między nim a opozycją radykalno-nielegalną (...). Taktyka oswajania to wytrącanie opozycji możliwości uprawiania sprzeciwów natury ogólnej i głoszenia pięknie brzmiących haseł, natomiast wmanewrowanie jej w dyskusje o konkretach, zmuszanie do uwzględniania realnie istniejącej sytuacji oraz rzeczywiście możliwych rozwiązań. Taka platforma uczestnictwa umiarkowanej opozycji w życiu kraju oddzieli ją najsilniej od fundamentalistów".

W ten sposób, kosztem wziętej w dwa ognie antykomunistycznej „ekstremy", holowano wiernego neosolidarnościowego partnera z Matką Boską w klapie, z którym można było w przyszłości zawrzeć prawdziwą transakcję epoki – Okrągły Stół i bezkonfliktowe przejście z PRL do postkomunizmu III RP, dla jednych z solidarnościowego styropianu na salony władzy, dla drugich z SB do UOP, z PZPR do SdRP, z Komitetu Centralnego do zarządu banku...

 

Faza nr 4 Osuszanie przedpola

Nadszedł wreszcie czas ostatecznej rozgrywki, który przypadł na strajk sierpniowy 1988 r. Już po dwóch dniach strajkowania (24 sierpnia) pojawiła się konkretna oferta – zgoda komunistów na rozmowy Okrągłego Stołu, a w konsekwencji również ustalenie ścieżki ku pluralizmowi związkowemu (w domyśle relegalizacji „Solidarności"), ale w zamian za zakończenie strajku.

 

Dla wtajemniczonych w poufny dialog „opozycji" z władzą nie było to zaskoczeniem. Scenariusz ten był bowiem przedyskutowany przez Kuronia w Departamencie III MSW już dwa dni wcześniej (22 sierpnia 1988 r.). W komunikacie z tej rozmowy funkcjonariusze bezpieki napisali m.in., że Kuroń przewiduje, iż „podjęte zostaną bezpośrednie rozmowy z Lechem Wałęsą bez żadnych warunków wstępnych ze strony rządu. W czasie tych rozmów strona rządowa wyraża zgodę na wprowadzenie pluralizmu związkowego z dniem 1 stycznia 1989 roku, natomiast Lech Wałęsa zobowiązuje się do podjęcia natychmiastowych działań w kierunku wygaszania strajków".

Tak się w istocie stało. Zgodnie z planem Kuronia Wałęsa natychmiast pozytywnie zareagował na propozycję Kiszczaka, deklarując w liście, że jest gotów do dialogu, „nie stawiając żadnych warunków wstępnych ani ograniczeń tematycznych". Później, podczas bezpośredniej rozmowy z Kiszczakiem, zadeklarował, że chce „Solidarności" „czysto związkowej" i krytykował „moment rozpoczęcia" strajków. Ale Kiszczak wystąpił wobec niego jak surowy przełożony i oświadczył: „Czekamy przez 20 godzin na działalność pana Lecha Wałęsy w sprawie wygaszenia strajków. Do tego czasu będzie powstrzymane ewentualne użycie środków wymuszających przestrzeganie prawa".

Wałęsa się wystraszył. Przyznał to w pamiętniku: „Wiłem się jak piskorz, atakowałem z prawa i z lewa, ale generał Kiszczak postawił rzeczowe, twarde warunki: legalizacja »Solidarności« będzie możliwa tylko wtedy, gdy rozmowy Okrągłego Stołu zakończą się parafowaniem narodowego porozumienia; obecnie strajki powinny wygasnąć w ciągu osiemnastu godzin; następne ustalenia w sprawie Okrągłego Stołu poczynimy za dwa tygodnie, a w tym czasie przygotujemy wstępne listy negocjatorów i doradców. Oczywiście nie byłem zadowolony, ale też nie mogłem zbytnio podskakiwać. Kilkanaście strajkujących zakładów to nie kilkaset jak w sierpniu 1980, a generał powiedział bez ogródek, że i tak beton partyjny próbuje torpedować każdą ofertę ugody z opozycją". Był to spory sukces komunistów i osobiście zwierzchnika tajnych służb.

 

Faza nr 5 Haki i „pożyteczni idioci"

Dlaczego nie wypominamy przeciwnikom ich grzechów, zbrodni, a byłoby co. (...) O nas mówi się stalinowcy. A dlaczego wszystkim Woroszylskim, Mazowieckim nie przypominamy peanów na cześć Stalina? (...) Czy tak bardzo nam na nich zależy, że dajemy się opluwać, milczymy, nie przypominamy ich nieprawości?" – mówił wówczas Kiszczak.

 

Okazało się jednak, że komunistom tak bardzo zależało na byłych stalinowcach, których po stronie solidarnościowo-opozycyjnej było wielu, że argumentu z ich haniebnej przeszłości nigdy nie użyli. Nie mogli go wykorzystać też jako środka nacisku zgromadzonej przez SB wiedzy o agenturze po stronie „opozycyjnej". Musiało tak być, ponieważ jej wiarygodność w oczach opinii publicznej była warunkiem zduszenia społecznej opozycji wobec „kontraktu".

Znamienna pod tym względem była argumentacja Władysława Frasyniuka, który podczas pierwszych rozmów w Magdalence mówił do komunistów: „Trzeba jasno powiedzieć, że my, siadając razem z panami do stołu, działamy nie we własnym interesie: zabiegamy w ten sposób o wasz interes. Dla dobra kraju, dla dobra społeczeństwa, które wam nie wierzy i które nie chce was słuchać, staramy się zapewnić waszą wiarygodność". Zapewne nie miał wówczas pojęcia, że władze PRL robiły to samo w stosunku do Wałęsy, Mazowieckiego, Geremka i innych reprezentantów „strony solidarnościowo-opozycyjnej", dbając o ich społeczną wiarygodność.

Co ciekawe, także Michnik zwracał się do komunistów o niezmuszanie tzw. strony solidarnościowej do nadmiernych ustępstw, ponieważ osłabi to jej autorytet w społeczeństwie, a bez tego autorytetu nie będą już potrzebni stronie rządowej.

W każdym razie na przełomie 1988 i 1989 r. obie strony politycznego dialogu (a w zasadzie już nie strony, bo przecież okrągły stół ma to do siebie, że raczej symbolicznie łączy, a nie dzieli) zdawały sobie sprawę z wagi całego przedsięwzięcia. W obozie władzy o wszystkim decydowali Jaruzelski z Kiszczakiem, a po stronie neo-„Solidarności" warszawski salon. Kuroń nie krył satysfakcji z pozycji, jaką on i jego środowisko zajęło, podporządkowując sobie Wałęsę i rekonstruowany, choć na innych warunkach i w nowym kształcie, związek.

Od tej pory to Kuroń i jego polityczni przyjaciele mieli decydować o politycznych karierach ludzi „Solidarności". Po kolejnej turze jego rozmów w MSW funkcjonariusze Departamentu III MSW pisali: „w przekonaniu większości osób z opozycji uczestnictwo w rozmowach otwiera szerokie możliwości kariery politycznej. Przed ludźmi mającymi szanse na takie uczestnictwo staje alternatywa: albo ukorzyć się przed środowiskiem postkorowskim i złożyć niejako deklarację lojalności, albo zachować samodzielność. Jacek Kuroń, w prowadzonych rozmowach, stara się wytwarzać wrażenie, że może on co najmniej odsunąć każdego niewygodnego działacza opozycyjnego".

 

Faza nr 6 Ostateczna podmiana

W tej sytuacji stało się zupełnie oczywiste, że Lech Wałęsa musi wyrazić zgodę na zamknięcie się w „złotej klatce", jaką wymyślił dla niego salonik wszechmocnego Kuronia, zgłaszając pod koniec 1988 r. pomysł powołania Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ „Solidarność".

 

Komitet Obywatelski przy Wałęsie, którego członków nikt przecież demokratycznie nie wybierał, ale dobierał według towarzysko-politycznego klucza, stał się polityczną czapą nad całą „Solidarnością". Przypominał też powołaną dwa lata wcześniej Radę Konsultacyjną przy Przewodniczącym Rady Państwa, z tą tylko różnicą, że Jaruzelski, w przeciwieństwie do Wałęsy, posiadał w tym gremium realną władzę i decydujący głos. Zamiast „ekstremistów", czyli władz „Solidarności" wybranych w demokratycznych wyborach, komuniści ostatecznie wykreowali „konstruktywnego partnera".

W marcu 1989 r. na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR Kiszczak mówił wprost: „Równolegle z szeroką falą rozmów w zespołach i podzespołach »okrągłego stołu« ukształtował się odrębny, poufny nurt dialogu. Miał on formę spotkań roboczych w wąskim gronie z udziałem Wałęsy oraz obserwatorów strony kościelnej". Kiszczak miał zapewne na myśli rozmowy prowadzone w „obiekcie specjalnym" numer 135.

Wiosną 1989 r. stały się one jeszcze bardziej konstruktywne, kiedy zaczął w nich uczestniczyć Michnik. Według władz PRL, w tym szefa bezpieki gen. Henryka Dankowskiego, Michnik – obok Geremka i Mazowieckiego – stał się w tym czasie „głównym architektem polityki opozycji w trakcie Okrągłego Stołu". Był radykalnym rzecznikiem porozumienia z komunistami. Już pod koniec lutego 1989 r. tłumaczył kolegom z „Solidarności" „konieczność rezygnacji z tzw. rozliczania za czas stanu wojennego, aby nie psuć atmosfery i nie dawać do ręki konserwie partyjnej broni. Podczas jednej z biesiad Michnik zwrócił się w stronę Kiszczaka z toastem: „Piję, panie generale, za taki rząd, gdzie Lech będzie premierem, a pan ministrem spraw wewnętrznych".

 

Faza nr 7 Narodziny systemu III RP

W ten sposób rozpoczynał się proces określany później przez Lecha Kaczyńskiego mianem „fraternizacji" i „zblatowania". Kaczyński uważał za niemal pewne, że w Magdalence nie doszło do zawarcia pisemnej zmowy pomiędzy komunistami a częścią elity solidarnościowej, bo nie na tym polegają doskonałe spiski. Konsekwencją tych rozmów jednak była partycypacja „fraternizujących się" w późniejszych przywilejach władzy i nieporównywalnie silniejsza pozycja majątkowa i polityczna aniżeli tych, którzy w procesie magdalenkowego „zblatowania" udziału nie wzięli. I okrągłostołowy spisek na tym przede wszystkim polegał. Późniejsza abolicja dla zbrodniarzy komunistycznych, przyzwolenie na niszczenie archiwów tajnych służb i partii i „gruba linia" („gruba kreska") są jedynie tego potwierdzeniem i konsekwencją.

 

Jeden z ojców i patronów tego systemu – Jacek Kuroń, już w 1977 r. wyznał podczas spotkania z kolegami, że „w wolnej Polsce listy agentów i pracowników SB powinny być dokładnie opracowane przez opozycję, ale nie można ich ujawniać, aby nie stwarzać sytuacji prześladowania przez otoczenie tych ludzi".

W ten oto sposób podjęty po ogłoszeniu w Związku Sowieckim „głasnosti" wspólny wysiłek władz PRL i „zreformowanej" „Solidarności", akceptowany, a nawet wspomagany przez zainteresowany w utrzymaniu w Polsce spokoju Zachód, doprowadził do zaprezentowania Polakom operacji Okrągłego Stołu jako historycznego „obalenia komunizmu".

O tej realistycznej, ale i negatywnej ocenie Okrągłego Stołu oraz jego następstw zapominają często ci wszyscy, którzy próbują wykorzystać autorytet zmarłego tragicznie prezydenta do podtrzymania fałszywego mitu pokojowej zmiany systemu. ?

Autor jest historykiem, opublikował właśnie kolejną swoją książkę pt. „Wałęsa. Człowiek z teczki" (Wyd. Zysk i S-ka)

 


Kategorie: _blog, historia, polska


Słowa kluczowe: magdalenka, 3RP, polska, przemiany '89, kiszczak, wałęsa, gieremek


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
27 lipca 2013 (sobota), 00:14:14

Obłęd '44

Taka oto dyskusyjna książka:

Obłęd '44.
Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie

Piotr Zychowicz

ISBN: ???
Wydawca: Rebis Dom Wydawniczy
Cena: 50,99 zł w Empiku
Numer katalogowy: 126-1205
okładka: miękka, ale są też ebooki
nośnik: druk, mobi, epub 
liczba stron: 512
Rok wydania: 2013
Indeks: 13966140

#1. Fajnie, że jest dyskusja, że można coś takiego napisać, wydać, że można polemizować. Są argumenty, może być też gdybanie. Ale fajnie jest. że można wyciągać wnioski na dziś, dla siebie, na teraz i teraz nabierać mądrości.

#2. Ale tym razem z wnioskami PZ się nie zgadzam a ahistoria to trudna dziedzina. A osądy?

#3. Równie prawdopodobna teza: Gdyby bez Powstania AK po wejściu Ruskich było silniejsze może Ruscy w 1947 musieli by zastosować wariant jak na Węgrzech 1956, czyli ostra rąbanka + pacyfikacje.... nie wiem, ale ahistroia to trudna dziedzina.

#4. Historia to nauka, w której nie da się przeprowadzić eksperymentu. Nie sprawdzimy tych tez, dlatego ....

#5. .... fajnie jest nabierać mądrości, patrzeć na wcześniejsze pokolenia i w ich świetle badać postawy własne, własne motywacje, własne intencje. Nie wiem czy mam prawo osądzać poprzednie pokolenia, mówić, że to głupcy (tytuł: "Obłęd" jest za sugestywny) ale na pewno poprzez ich postawy, charakter, oddanie, relacje z Bogiem mogę dziś badać swoją postawę, charakter, relacje z Bogiem. Do tego historia jest dobra. Ale historia a nie osądy i nie ahistoria.

#6. Mimo to uważam, że książka super. Fajnei jest, ze jest dyskusja, że można polemizować. Poznawać argumenty....


Kategorie: historia, historia współczesna, _blog


Słowa kluczowe: powstanie warszawskie, obłęd, zychowicz


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
21 lipca 2013 (niedziela), 21:21:21

Wołyń #2

Skoro dyskusja o Rzezi Wołyńskiej to zanim o 1943 roku wynotuję sobie nieco o tym co niektórzy pisali i mówili 15 lat wcześniej

Wypowiedź: "Na słowne argumenty żaden Polak nie będzie wrażliwy, na terror wszyscy".

Reakcja: "(...) stosować, w razie dobrowolnego lub niedobrowolnego popierania zamachowców przez ludność, represje policyjne, a gdzie to nie pomoże - kwaterunek wojskowy ze wszystkimi ciężarami z nim związanymi. Ludność musi wiedzieć, że ma słuchać władz, a nie zamachowców."

Efekt: chwilowe ograniczenie akcji terrorystycznych, ale także (co było celem OUN) trwałe zantagonizowanie ludności ukraińskiej i państwa polskiego.

Wnioski: "Zbliża się nowa wojna, do której winniśmy się przygotować. Z chwilą, kiedy ten dzień nadejdzie, będziemy bez litości, zobaczymy powstających Żeleźniaków i Gontę, i nikt nie znajdzie litości, a poeta będzie mógł zaśpiewać „ojciec zamordował własnego syna”. Nie będziemy badali, kto bez winy, tak jak bolszewicy, będziemy najpierw rozstrzeliwali, a potem dopiero sądzili i przeprowadzali śledztwo".

A potem był 1939, 1941 i 1943.

 


 

"Błogosławieni pokój czyniący" tylko gdzie tacy są?


Kategorie: historia, _blog


Słowa kluczowe: rzeź wołyńskia, historia, II RP


Komentarze: (1)

anonim, July 22, 2013 15:42 Skomentuj komentarz


"Ksiądz Isakowicz-Zaleski przypomniał słowa swojego ojca, który pochodził z Kresów: - Kresowianie umierali dwa razy, raz przez śmierć fizyczną, i drugi raz - przez przemilczenie. Śmierć przez przemilczenie jest gorsza niż śmierć fizyczna - powiedział i zaapelował: - My, dzieci i wnukowie tych, którzy stracili życie na kresach wołamy o tę pamięć! Wydawało się, że po 1989 roku tak jak zaczęło się mówić o Katyniu i pakcie Ribbentrop- Mołotow, tak będzie można mówić o Wołyniu. Ale tak się nie stało. Rodziny wołyńskie traktowane są teraz jak rodziny katyńskie za komuny. Nie wolno mówić, nie wolno pamiętać, bo są sojusze militarne, jest rura gazowa, ciągniemy Ukrainę do Europy. Smutne, że na Ukrainie nie ma pomników pomordowanych, ale są pomniki Bandery i Szuchewycza - powiedział i przypomniał, że tytuł widowiska to napis na pomniku kresowian w Krakowie. - Bo nie o zemstę chodzi, tylko o prawdę i pamięć."
Skomentuj notkę
12 lipca 2013 (piątek), 21:21:21

O Wołyniu

W sejmie się dziś smutne rzeczy działy:

Sejm zdecydował. Rzeź wołyńska "czystką etniczną o znamionach ludobójstwa". 10 posłów PO złamało dyscyplinę

www.rp.pl Marcin Pieńkowski, 12-07-2013 12:58

Rzeź wołyńska była "czystka etniczną o znamionach ludobójstwa" uznali posłowie, przyjmując w głosowaniu uchwałę w kształcie zaakceptowanym wcześniej przez komisję kultury.

Za przyjęciem uchwały głosowało 263 posłów, 33 było przeciw, a 146 się wstrzymało. (...)

 Czystki etniczne na Wołyniu miały miejsce przede wszystkim od lutego 1943 do lutego 1944, kiedy obszar ten znajdował się pod okupacją niemiecką. W lipcu 1943 r. zbrodnie ukraińskich nacjonalistów na Polakach na Wołyniu osiągnęły apogeum. W ciągu kilku tygodni wymordowano ich prawie 20 tys. Podczas całej rzezi zginęło w sumie od 100 do 120 tys. Polaków i od 10 do 20 tys. Ukraińców. Część Ukraińców została zamordowana przez nacjonalistów z UPA za pomoc Polakom. Do mordu na Polakach używano głównie narzędzi rolniczych, a zadawanie śmierci było okrutne i bolesne. Bojownicy UPA atakowali często w niedziele i święta zamykając Polaków w kościołach i podpalając je.

Zbrodnie o niesłychanym okrucieństwie nigdy nie zostały rozliczone, a ich sprawcy pozostali bezkarni. Nie zrobiło tego nawet niepodległe państwo ukraińskie.

Sejm zdecydował: Wołyń to nie było ludobójstwo. "Zafałszowaliśmy prawdę".

Jak Niemcy piszą za nas naszą historię to się nie dziwię - po prostu dbają o historię własną. Niemcy dbają o swoje państwo.

Jak Rosjanie kręcą film o historii Świętego Wojciech genseka Jaruzelskiego to mnie to nie dziwi - jest to potrzebne do ich polityki zagranicznej, polityki imperialnej jak w czasach ZSRR.

Ale jak w polskim sejmie przegłosowuje się, że czerwone jest różowe to ja sobie myślę, że w większości siedzą w nim debile kierowani przez zdrajców.

Czy ja już publicznie lżę najwyższy organ państwa? Nie chcę tego, bo sejm to coś ważnego, ale z takim głosowaniem zgodzić się nie mogę. Nie mogę bo prawdy się nie głosuje, prawdy się szuka, docieka, prawdę się bada. W tej sprawie historycy zrobili już swoje, zbadali a efekt swojej pracy przyłożyli do ONZ-etowskiej definicji ludobójstwa i niestety pasowało. To było ludobójstwo. Po co więc ośmieszać się i w sejmie i głosować że było inaczej? Głupcy? Zdrajcy? 

* * * * * * *

Kilka dni temu Michnik ogłosił generała Jaruzelskiego świętym polskim patriotą. Załamka. Co z tą Polską?


Kategorie: polityka, obserwator, historia, _blog


Słowa kluczowe: mord wołyński, wołyń, sejm


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
15 maja 2013 (środa), 13:17:17

Skąd się w Polsce wziął internet

Właśnie przyszło do mnie streszczenie wczorajszej sesji naukowej PTI dotyczącej historii - ale nie pamiętam kto to opisał a dziś (2024) nawet nie sprawdzę kto mi to przysłał.

Skąd w Polsce wziął się internet

Seminarium nt. „Dzieje Internetu w Polsce”, które odbyło się 14 maja br. w sali konferencyjnej Wydziału Elektroniki i Technik Informacyjnych Politechniki Warszawskiej, zgromadziło ok. 100 osób, w znacznej części aktywnych uczestników wydarzeń, o których była mowa. Było to już 5. Seminarium zorganizowane przez Sekcję Historyczną PTI.

Podczas ceremonii otwarcia reprezentujący PTI prof. Zdzisław Szyjewski wręczył dziekanowi Wydziału Elektroniki i Technik Informacyjnych prof. Krzysztofowi Zarembie Medal 30-lecia PTI – w uznaniu zasług Wydziału oraz Instytutu Informatyki dla rozwoju internetu w Polsce.

W pierwszej prezentacji Tomasz Kulisiewicz przedstawił, znaną mu z osobistego doświadczenia, historię powstawania i strukturę jednej z pierwszych sieci rozległych w Polsce, zbudowanej przez Centralny Ośrodek Informatyki Drogownictwa, opartym na komputerach Odra 1305 i Mera 300, łączącym 16 ośrodków obliczeniowych.

Józef Janyszek przedstawił czasy „przedinternetowe”, podając wiele szczegółów na temat rozległych sieci komputerowych działających w latach 1980. Na świecie działało wówczas wiele sieci rozległych, opartych głównie na protokołach OSI i TCP/IP. Jedną z tych sieci, zbudowaną przez amerykańskie Ministerstwo Obrony – ARPANET – od pewnego czasu zaczęto nazywać Internetem… W Polsce działał m.in. system KASK (Komputerowy Akademicki System Komputerowy), połączony z wieloma systemami lokalnymi. Ważna rolę odegrał dla nas Bitnet, międzynarodowa sieć komputerowa, która spełniła rolę pierwszego polskiego okna na świat międzynarodowych systemów transmisji danych.

Działania polskich fizyków i astronomów na rzecz wprowadzenia Internetu przypomniał wieloletni dyrektor NASK Maciej Kozłowski, prezentując nadzwyczaj bogaty zestaw archiwalnych dokumentów obrazujących skomplikowane zabiegi wokół załatwiania dostępu. Dzięki tym działaniom polskie jednostki badawcze jako pierwsze instytucje w kraju uzyskały dostęp do międzynarodowych sieci wymiany informacji takich jak Bitnet, EARN, Janet, Usenet, i w końcu Internet. Pierwszy serwis poczty elektronicznej został uruchomiony w 1987 roku w Centrum Astronomicznym Mikołaja Kopernika Polskiej Akademii Nauk, działając w oparciu o połączenie telefoniczne z Kopenhagą.

Wątek powstawania pierwszych międzynarodowych łączy informacyjnych kontynuował Tadeusz Węgrzynowski, opowiadając o okolicznościach powstawania pierwszych szybkich (jak na ówczesne czasy) łączy satelitarnych z Kopenhagą i Sztokholmem. Łącza te stały się jednymi z fundamentów powstającego wówczas NASK-u. W 1992 r. sieć internetowa docierała już do wszystkich większych ośrodków w kraju, zaś w 1994 r. łącza międzynarodowe prowadziły już m.in. na Wiedeń, Wilno, Lwów i na Białoruś (co sprowokowało medialne oskarżenia NASK-u ze strony niektórych partii politycznych o popieranie reżymu Łukaszenki…).

Jan Stożek przedstawił w skrócie historię jednego z najbardziej zadziwiających zjawisk poprzedzających narodziny Internetu – sieci FIDOnet i BBS-ów (Bulletin Board System). Ten w większości młodzieżowy, o silnych cechach subkulturowych ruch zbudował sprawną sieć wymiany informacji między odległymi komputerami w oparciu o analogową sieć telefoniczną. W systemie tym działała poczta elektroniczna, grupy dyskusyjne, czaty i wymiana plików. System ten, opracowany jeszcze w latach 1970. w USA, wprowadził do Polski Tadeusz Wilczek wraz z Tomaszem Zielińskim w połowie lat 1990. W ruchu uczestniczyło kilkanaście tys. osób i działało ok. 200 BBS-ów. W oparciu i we współpracy z Polakami BBS-y powstały nawet w Rosji i w Bułgarii. Sieć FIDO istnieje szczątkowo nadal, posługując się łączami internetowymi. Ze środowisk polskiego ruchu FIDO wywodzili się założyciele pierwszych prywatnych dostawców Internetu, m.in. Polbox, Pik-Net i Polska OnLine.

Początki Internetu w Polsce w latach 1991-96 przedstawił Rafał Pietrak – człowiek posądzany (niesłusznie, jak twierdzi) o przesłanie pierwszego w historii Polski maila. Mówca niezwykle barwnie przedstawił chronologię najważniejszych zdarzeń składających się na początki sieci internetowej w Polsce. Ciekawostka – do roku 1992 sieć NASK działała bez podstawy prawnej, czyli w gruncie rzeczy nielegalnie – bo nie było jeszcze stosownych regulacji.

Prof. Andrzej Wierzbicki podzielił się z audytorium przemyśleniami nt rozwoju internetu w kontekście ogólnych prawideł rozwoju cywilizacyjnego. Mówca zauważył m.in., że animatorami rozwoju zazwyczaj nie są fachowcy tylko entuzjaści. I tak było w przypadki internetu w Polsce – specjaliści od telekomunikacji zachowywali sceptycyzm wobec nowych idei, zaś sieć tę rozpowszechnili fizycy. Z kluczowym udziałem tego właśnie środowiska w 1`993 r. powstał bardzo dobry dokument formułujący strategię rozwoju, bazującą na budowie szybkich sieci szkieletowych i rozległych sieci miejskich oraz silnych centrów obliczeniowych wykorzystujących superkomputery. Program ten został szczęśliwie zrealizowany, czego pozytywne skutki są dziś oczywiste.

W przekonaniu prof. Wierzbickiego, rozwój sieci internetowej niesie rewolucyjne zmiany społeczne i gospodarcze. Ich głównymi przejawem będzie dematerializacja pracy i powstanie generacji bezrobotnych. Powoduje to konieczność głębokiego przeorganizowania zasad życia gospodarczego i społecznego.

W swym drugim wystąpieniu Maciej Kozłowski przedstawił historię powstania warszawskiej sieci metropolitalnej Warman. Obok obsługi odbiorców warszawskich Warman przez długi czas był dostawcą internetu dla Rosji, Białorusi i Ukrainy. Mówca ponownie zaprezentował szereg archiwalnych dokumentów, niejednokrotnie o dość anegdotycznej wymowie. Poinformował też, że weteranka-antena satelitarna, która niegdyś zapewniała łączność ze światem przez Kopenhagę, stoi dziś przy Centrum Astronomicznym im. M. Kopernika pełniąc rolę zabytkowego eksponatu.

Krzysztof Trzewik i Jarosław Kępkowicz poświęcili swe wystąpienie historii internetu w wydaniu Telekomunikacji Polskiej. Działającą początkowo ogólnokrajową sieć X.25 w 1996 r. uzupełnił Polpak-T wykorzystujący bardzo wówczas nowoczesne technologie ATM i Frame Relay. Szczególną, historyczną rolę odegrał publiczny numer dostępowy 0202122, przez wiele lat stanowiący podstawowe wejście do internetu dla rzesz indywidualnych odbiorców. Następcą 0202122 była technologia SDI (Szybki Dostęp do Internetu) i wkrótce po nim Neostrada. Mało kto wie, że magiczny numer 0202122 działa do dziś.

Skróconą historię informatyzacji banków przedstawił Mirosław Stando. Ten najszybciej i najskuteczniej zinformatyzowany sektor jeszcze przed 1992 r. powszechnie dysponował sprawnymi sieciami wewnętrznymi, zaś od 1992 r. działa założony przez NBP system Telbank. System został zbudowany w oparciu o niewykorzystywane radiolinie TPSA, zaś obecnie jest zarządzany przez firmę Exatel. Bankomaty działały w Polsce już od 1990 r., homebanking rozpoczął się w roku 1993, dostęp internetowy do kont istnieje od 1998 r, zaś od 2000 działają banki wirtualne.

O ciemnej stronie internetu i czyhających w nim zagrożeniach mówił Krzysztof Silicki z NASK. Prelegent przedstawił w skrócie historię walki z tymi zagrożeniami, prowadzonej w Polsce przez powołany przez NASK zespół CERT Polska (Computer Emergency Response Team). Zespół ten działa od 1996 r. i jest członkiem międzynarodowego zrzeszenia CERT-ów, jakim jest FIRST (Forum of Incident Response and Security Teams). CERT prowadzi m.in. stały monitoring pojawiających się w sieci zagrożeń, interwencyjny hotline, forum współpracy polskich zespołów bezpieczeństwa Abuse, system wczesnego ostrzegania ARAKIS i prace badawcze związane z bezpieczeństwem sieci. W Polsce obecnie działają aż cztery zespoły CERT.

Zamykając obrady, prowadzący Tomasz Kulisiewicz w dużym skrócie przedstawił prezentację nieobecnego Olafa Gajla poświęconą pierwszy prywatnym dostawcom Internetu (Polbox, Polska OnLine) oraz - w stylu godnym Stanleya Kubricka - dokonał błyskawicznego przeglądu internetowych paradygmatów poczynając od faxmodemu po refleksje dotyczące smart grids, RFID i rzeczywistości rozszerzonej.


Kategorie: internet, historia, _blog


Słowa kluczowe: internet, fidonet, pdi, pik-net, polbox


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
25 listopada 2012 (niedziela), 21:23:23

Co u Pana słychać

To ważna książka, więc kupiłem i przeczytałem.

Co u Pana słychać

Krzysztof Kąkolewski

Wydawnictwo: Zysk i S-ka , Maj 2010
ISBN: 978-83-7506-510-7
Liczba stron: 276
Wymiary: 145 x 205 mm
Cena: około 30zł

#1. To stara książka, pisana w latach 1972-1979 albo coś koło tego. Wyraźnie czuć w niej atmosferę gomulkowskiej polityki względem Niemiec i Niemców.

#2. Bardzo ciekawe są kawałki mówiące o Generalnym Planie Wschodnim jaki opracowywano w III Rzeszy. Przygwożdżeni grozą holocaustu Żydów zapominamy, albo nie wiemy o tym, co Niemcy szykowali dla Polaków.

#3. Ciekawa... ale końcówka mnie wymęczyła. A może wymęczony tym tematem jestem?


Kategorie: to czytam, historia, _blog


Słowa kluczowe: III rzesza, generalny plan wschodni, holocaust


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
5 sierpnia 2012 (niedziela), 10:56:56

List do generała

List otwarty Prezesa Młodzieży Wszechpolskiej Roberta Winnickiego do Prezesa Związku Powstańców Warszawskich, gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego

Szanowny Panie Generale!

Wczorajszy apel na Kopcu Powstania Warszawskiego na długo pozostanie w pamięci wszystkich jego uczestników. Tysiące ludzi – Kombatanci, harcerze, przedstawiciele władz i służb mundurowych, Warszawiacy i Polacy z kraju, którzy przyjechali specjalnie na uroczystości 1 sierpnia. Wśród nich tysiące ludzi młodych, tysiące młodych patriotów. Pojawienie się Kombatantów powitane zostało gorącymi oklaskami i wielokrotnym, gromkim „Cześć i chwała Bohaterom!”.

Przedstawiciele obecnych władz stolicy i kraju, z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele, przywitani zostali zgoła inaczej. Buczenie, gwizdy czy hasła „Precz z komuną!” dało się słyszeć niemal równie mocno, jak te oddające cześć Bohaterom naszej historii.

W swoim wystąpieniu, które wywarło duże wrażenie na wszystkich zgromadzonych, dziwił się Pan Generał – jak młodzi ludzie mogą krzyczeć takie rzeczy? Jak mogą wobec władz „wolnej Polski”, jak to Pan określił, używać takich zwrotów? Uznał to Pan Generał za smutne i niedopuszczalne.

Chciałbym pomóc Panu zrozumieć tych, którzy w ten sposób się zachowywali. Bo przecież tysiące młodych Polaków nie znalazło się w tym miejscu i czasie przypadkowo i nieprzypadkowo swoimi okrzykami wyrażali zarówno cześć Bohaterom, jak i swój stosunek do dzisiejszych władz Polski. Na pytanie, dlaczego młodzi patrioci, widząc przedstawicieli rządzących, krzyczą dziś „precz z komuną”, chciałbym odpowiedzieć Panu zestawem przykładów, tylko z ostatniego roku:

- gdy postanowiliśmy zorganizować Marsz Niepodległości, współczesna Trybuna Ludu, Gazeta Wyborcza i cały koncern Agora, rozpętały wobec nas nagonkę, wyzywając od faszystów; nagonkę, którą prowadzą nieustannie; nagonkę, którą podchwytuje i wspiera większość prorządowych mediów; władze miasta i policja zaś w o wiele większym stopniu wolały współpracować z lewicowymi bojówkarzami, którzy Marsz próbowali zablokować;

- gdy zbuntowaliśmy się przeciwko międzynarodowym przepisom ograniczającym wolność słowa w tzw. sprawie ACTA, od przedstawicieli rządu usłyszeliśmy, że protestuje „żulia”, że jesteśmy idiotami, którzy nie rozumieją prawa; gdy w dziesiątkach tysięcy wyszliśmy na ulice w obronie podstawowych wolności obywatelskich, władze miały dla nas wyłącznie słowa pogardy i potępienia;

- po zakończeniu protestów domy ich organizatorów „odwiedzali” funkcjonariusze policji; licealiści byli „odwiedzani” w szkołach – przeprowadzano „profilaktyczne” rozmowy z nauczycielami; innych z kolei inwigilować i werbować próbowała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego; doświadczamy represji za wyrażanie sprzeciwu wobec polityki rządzących, co w demokracji ponoć przestępstwem nie jest;

- wielu młodych patriotów zostało pobitych przez służby bezpieczeństwa państwa; niestety, przesłuchania rozpoczynające się od ciosu w brzuch i epitetu „ty p….ny faszysto!” to już nie pojedynczy incydent, a wiele przypadków w różnych częściach kraju; młodzi patrioci zaczynają reagować na widok policjanta jak niegdyś na mundur MO – nie dlatego, że mają coś na sumieniu, ale dlatego, że spodziewają się represji za sam fakt „wychylania się”;

– doszło do tego, że w jednym z miast uniemożliwiono przeprowadzenie krytycznego wobec władz zgromadzenia, zatrzymując organizatorów i przewożąc ich na komendę na godzinę przed planowaną manifestacją;

- na stadionach piłkarskich delegaci PZPN cenzurują antykomunistyczne oprawy kibiców; rząd z kolei wypowiedział kibicom regularną wojnę w momencie, gdy liczba incydentów na stadionach zaczęła spadać, ale za to masowo zaczęły się pojawiać treści narodowo-patriotyczne i niepoprawne polityczne;

- rząd drastycznie ogranicza nauczanie historii, które jest fundamentem budowania tożsamości narodowej; na akcję Strajk Szkolny, którą w tym roku zainicjowaliśmy, właśnie w obronie edukacji i patriotycznego wychowania, pozostaje głuchy;

- prezydent Komorowski, przy poparciu większości rządzącej, forsuje właśnie w parlamencie ustawę drastycznie ograniczającą wolność zgromadzeń, pomimo że wszelkie organizacje społeczne – od lewa do prawa, zgodnie ostrzegają przed nią, jako zamachem na podstawowe prawa obywatelskie;

Przykładów można by mnożyć. Domyślam się, że w ponoć wolnych mediach, ponoć wolnej Polski, nie usłyszał Pan Generał o wielu sprawach, o których tutaj napisałem. Sytuacja w mediach to zresztą kolejny, odrębny temat, który zbliża nas klimatem do PRLu.

Polska młodzież poddawana jest dziś potężnej obróbce kultury masowej i propagandy medialnej, a także, niestety, szkolnej. Próbuje się nam wpoić obojętność na pojęcia takie jak: historia, pamięć, tożsamość narodowa, niepodległość, poświęcenie dla narodu. Propaganda wmawia młodym, że cały świat ma się obracać wokół ich własnego „ja”, że polskość to przeżytek, że tożsamość jest nieważna.

Istnieją jednak tysiące młodych Polaków, którzy się przeciwko tej rzeczywistości buntują. To ci, którzy wbrew wspomnianym trendom kultury, propagandy mediów, wbrew szkolnej „europeizacji” chcą pozostać Polakami i chcą, żeby określenie „być Polakiem” rzeczywiście coś znaczyło. Idą na przekór. To przede wszystkim właśnie my, zbuntowana przeciwko III RP część młodzieży, organizujemy patriotyczne manifestacje, chodzimy na groby żołnierzy, jeździmy do rodaków na Kresach, kultywujemy narodowe tradycje.

Jednocześnie jesteśmy nazywani faszystami i „żulią”, inwigilowani przez służby bezpieczeństwa, wytykani w szkołach przez niektórych nauczycieli, równie gorliwie dziś próbujących nas „zeuropeizować”, jak niegdyś naszych rodziców wychować na „ludzi sowieckich”.

Dlatego gdy słyszymy „Gazeta Wyborcza”, myślimy „Trybuna Ludu”, gdy słyszymy PO, myślimy PZPR, a gdy widzimy wysokiego rangą partyjniaka obecnej władzy, to pierwsze co przychodzi nam na myśl, to okrzyk „precz z komuną!”III RP nie postrzegamy jako Polski autentycznie wolnej, autentycznie niepodległej, ale jako twór zarządzany przez elity równie służalcze wobec obcych, jak miało to miejsce w PRLu.

Panie Generale!

Jak będzie za rok wyglądał 1 sierpnia? Sądzę, że tysiące młodych ludzi ponownie przyjdzie na Kopiec Powstania, by oddać cześć Bohaterom. Jestem przekonany, że mogą posłuchać apelu Pana Generała i z zaciśniętymi zębami nie komentować obecności przedstawicieli władzy, którą uważają za niesuwerenną, kosmopolityczną, obcą i wrogą.

Chciałbym, żeby miał Pan jednak świadomość, że tak czy inaczej, zrobimy wszystko, by tę władzę obalić, by system zbudowany w Polsce po roku 89 radykalnie zmienić. A wszystko to dlatego, że chcemy mieć, jako młodzi Polacy, nie tylko chwalebną przeszłość, ale i prawdziwie niepodległą przyszłość w naszej narodowej Ojczyźnie. I mamy świadomość faktu, że jeśli my o nią nie będziemy walczyć, to nikt inny za nas tego nie zrobi.

Z wyrazami najwyższego szacunku

Robert Winnicki
Prezes Zarządu Głównego
Młodzieży Wszechpolskiej

Warszawa, 2 sierpnia 2012 r.

Myślę, że buczenie jest złe, ale nie przeszkadza mi to w zrozumieniu postawy buczących oraz w uznaniu ich argumentów za buczeniem.


Kategorie: polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: powstanie warszawskie, młodzież wszechpolska, onr


Komentarze: (1)

nosky, September 3, 2012 10:14 Skomentuj komentarz


Wojtku,

buczenie nie jest złe. Złem są "ludzie" którzy reprezentują ten Naród (w sumie słowo, które w mediach już umarło...).

Myślę że powoli acz nieubłaganie zbliża się zmiana na "górze". Obawiam się tylko sposobu w jaki zostanie przeprowadzona - tego, po której stronie opowie się wojsko (bo co do policji i straży ponoć miejskiej to niestety nie mam wątpliwości...).
Pa,

Daniel
Skomentuj notkę
4 czerwca 2012 (poniedziałek), 21:19:19

Rocznica obalenia rządu Olszewskiego

W piątek Rzepa przedstawiła swoją wizję wydarzeń z przed 20 lat. Dziś Wyborcza pokazuje swoją, zupełnie inną, w żaden sposób nie dającą się pogodzić z tym o czym czytałem w piątek. Sprzeczność? Tak! Jak to dobrze, że przez te 20 lat za temat mogli się już choć trochę zabrać historycy i opublikować choć troszkę dokumentów źródłowych dających mi możliwość samodzielnej oceny tych wydarzeń. Sprawa jest o tyle ciekawa, że 4 czerwca 1992 był to dzień, a właściwie dzień, wieczór i noc, gdy A. sobie gdzieś wyjechała, a ja miałem nieco czasu dla siebie, miałem włączony telewizor i na podstawie tego, co można było zobaczyć swoje zdanie jakoś na temat rządu premiera Olszewskiego wyrobiłem. Pamiętam to dość dobrze, coś tam mam w swoich notatkach i dlatego teraz, mając kwitki od historyków i czytając gazety mogę widzieć mechanizmy kłamstwa, prania mózgów, i rządzenia za pomocą czegoś, co zwie się demokracja. Wymaga to nieco pracy, nieco wysiłku - ale się da to zobaczyć.

I tylko mnie smuci, że nie mam odpowiedzi na pytanie: i co z tego, że widzisz?

* * * * * *

I jeszcze coś z moich notatek i mojej pamięci z przez 20 lat. Bardzo mi się wtedy premier Olszewski nie podobał. Macierewicz - wiadomo, oszołom. Wtedy tak myślałem. Podobał mi się Rokita, ale nie czułem tego skąd wziął się Pawlak. Duży szacunek dla Moczulskiego - wiadomo, siedział, swoje zapłacił. Ale Niesiołowski i Łopuszański (dziś nieobecny) jawili mi się jako kłamcy, zwłaszcza ten pierwszy. Tak - Niesiołowski burzył mi spójność myślenia. Ale byłem głupi!

* * * * * * *

A dziś jaki jestem? No właśnie!

* * * * * * *

Próba odczytania dyskietek 5 1/2 cala, zapisanych mniej więcej w tych czasach nie powiodła się. Nie mam takiego napędu! Będzie kolejna, bo zapisane są na nich jeszcze inne moje przemyślenia. Muszę powalczyć. Pinowo napęd 5 calowy jest zgodny z napędem 3 1/4 więc jak kupie sobie napęd 3 calowy po USB i używany napęd 5 cali to może jakoś to odczytam.

* * * * * * *

Dopisek domowy:

Robię sobie prasówkę na temat wydarzeń z przez 20 lat i dochodzę do wniosku, że GW to bardzo pluralistyczne źródło wiedzy. Tego samego dnia Wojciech Czuchnowski przekonuje mnie, że Macierewicz kazał aresztować Wałęsę i przekonuje mnie dość skutecznie powołując się na ciekawego generała (odwołany na miesiąc przez wydarzeniami, o których mówi), a w innym tekście Michał Protaziuk rozwiewa 5 mitów, między innymi ten o próbie siłowego zamachu stanu - fakt - powołują się tu na IPN-owskiego Dudka, a więc historyka.

Dla każdego coś miłego - i to się nazywa pluralizm.... albo ogłupianie.... albo demokracja? Cholera go wie. Ot, taka ciekawostka.


Kategorie: polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: rząd olszewskiego, wałęsa, IPN, lustracja


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
21 kwietnia 2012 (sobota), 20:09:09

Układ Ribbentrop-Mołotow

Makabryczne, ale jakże prawdziwe.

rozbior-polski.jpg

 

Tak tylko publikuję, gdyby ktoś nie znał. Na Wikipedii już nie ma.

Tajny protokół do Paktu „Ribbentrop-Mołotow” z 23 sierpnia 1939 r.

Z okazji podpisania paktu o nieagresji między Rzeszą Niemiecką a ZSRR podpisani pełnomocnicy obu stron poruszyli w ściśle poufnej wymianie zdań sprawę wzajemnego rozgraniczenia sfer interesów obu stron. Wymiana ta doprowadziła do następującego wyniku:

1. Na wypadek przekształcenia terytorialno-politycznego obszaru należącego do państw bałtyckich (Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa), północna granica Litwy tworzy automatycznie granicę sfery interesów niemieckich i ZSRR, przy czym obie strony uznają roszczenia Litwy do terytorium wileńskiego.

2. Na wypadek terytorialno-politycznego przekształcenia terytoriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Niemiec i ZSRR będą rozgraniczone w przybliżeniu przez linię Narew-Wisła-San. Kwestia, czy i w interesie obu uznane będzie za pożądane utrzymanie niepodległego państwa polskiego zostanie definitywnie zdecydowanie dopiero w ciągu dalszego rozwoju wypadków politycznych. W każdym razie oba rządy rozwiążą tę kwestię na drodze przyjacielskiego porozumienia.

3. Jeżeli chodzi o południowy wschód Europy, to ze strony rosyjskiej podkreśla się zainteresowanie Besarabią. Ze strony Niemiec stwierdza się zupełnie desinteressment odnośnie tego terytorium.

4. Protokół ten traktowany będzie przez obie strony w sposób ściśle tajny.

Podpisano:
Za rząd Rzeszy Niemieckiej. - J. Ribbentrop
Za rząd Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. - W. Mołotow. Moskwa, 23 sierpnia 1939


Kategorie: _blog, historia, polska


Słowa kluczowe: Układ Ribbentrop-Mołotow, III Rzesza, ZSRR


Pliki


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
19 lutego 2012 (niedziela), 21:04:04

Moja litania

Lektura książki Olechnowicza zmusza mnie do grzebania w takich pięknych starociach. To był rok 1981. Troszkę pamiętam.

Moja litania

Słowa i muzyka: Leszek Wójtowicz

Jaki jeszcze numer mi wytniesz
W którą ślepą skierujesz ulicę
Ile razy palce sobie przytnę
Nim się wreszcie klamki uchwycę
By otworzyć drzwi do twego serca
Które przeszło już tyle zawałów
Czy nikogo więcej nie obudzą
W twym imieniu oddane wystrzały

Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy

Jakim ludziom jeszcze pozwolisz
By twym mózgiem byli i sumieniem
Kto z przyjaciół pokaże mi blachy
Kładąc rękę na moim ramieniu
Czy twój język nadal pozostanie
Arcyszyfrem nie do rozwiązania
Czy naprawdę zaczęłaś odpowiadać
Na najprostsze zadane pytania

Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy

Ile razy swoją twarz ukryjesz
Za zasłoną flag i transparentów
Ile lat będziesz mi przypominać
Rozpędzony burzą wrak okrętu
Tą litanią się do ciebie modlę
Bardzo bliska jesteś i daleka
Ale jest coś takiego w tobie
Że pomimo wszystko wierzę czekam

Nie pragnę wcale byś była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy

Jaki jeszcze numer mi wytniesz
W którą ślepą skierujesz ulicę
Ile razy palce sobie przytnę
Nim się wreszcie klamki uchwycę
Jaki jeszcze numer mi wytniesz...


Kategorie: historia, _blog


Słowa kluczowe: 1981, leszek wójtowicz, 1980


Komentarze: (1)

anonim, February 19, 2012 21:08 Skomentuj komentarz


"Naród nie mający prawa rządzić się u siebie nie jest narodem".
Skomentuj notkę
25 stycznia 2012 (środa), 21:17:17

ONR antysemicki? Nie może to być

Teza, że przedwojenny ONR był antysemicki natrafiła ostatnio w moich oczach na poważną krytykę. Ciekawy artykuł jednego historyka z IPN-u (ostatni numer URZe) pokazuje, że w trakcie okupacji ONR-owcy, podobnie jak inne ugrupowania narodowe (może powinno być nacjonalistyczne) w innych państwach (okupowanych lub tylko współpracujących) były zachęcane przez Niemców do przyłączenia się w realizacji wielkiego dzieła - Ostatecznego Rozwiązania kwestii żydowskiej w Europie. O ile w innych państwach propozycja zostawała przyjęta (Chorwacja, Węgry, Holandia) to w okupowanej Polsce z niczym takim jako kolaboracja się nie spotkano. Co więcej - znane są przypadki pomocy ONR-owców ukrywającym się Żydom, czy też pomocy wojskowej w przygotowaniach ŻZW do powstania w Getcie.

Jak to więc jest z ich antysemityzmem? Ano tak, że krzyczeć przez wojną "Żydzi na Madagaskar" to coś innego niż pomagać Niemcom w zagładzie. Wspierać emigrację do Palestyny to inne działanie niż brać udział w łapance, czy też dostarczać adresy ukrywających się Żydów. A więc mogli skorzystać i nie skorzystali? Przecież Niemcy chcieli odwalić za nich tak ważny element ich polityki? Dlaczego nie?

Otóż postawiona przez pana historyka teza brzmi tak: dla ONR-owców ważny jest katolicyzm a ten stawia wartość ludzkiego życia wyżej niż wartości narodowe i realizowana polityka. Tak więc zabijanym Żydom należy pomagać (a przynajmniej nie brać udziału w ich zabijaniu) a jak "ojczyznę wolną raczy zwrócić Pan" to znowu będzie można przystąpić do realizacji swojej polityki społecznej, w szczególności poprzez "wpieranie emigracji ludności niezasymilowanej".

Ot, takie ciekawe przemyślenie. Wypadało by abym poszukał nazwiska tego pana historyka - ale gdzieś to Uważam Rze się zapodziało.


Artykuł: http://uwazamrze.pl/2012/01/22261/kazdy-mial-swoja-bojowke/
Autor: Wojciech Jerzy Muszyński z IPN

Kategorie: polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: onr, antysemityzm, ŻZW, holokaust, ostateczne rozwiązanie


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
22 stycznia 2012 (niedziela), 18:42:42

Frankizm ...

Za generała Franko takie oto były ruchy polityczne w Hiszpanii:

#1. Karliści - wszystko się kręci wokoło Boga a państwo (państwa) wokoło króla, który czerpie swoją władzę z Boga. Wszystko jasne, proste, czytelne jak nauka społeczna kościoła potrydenckiego z niewielką domieszką Vaticatnum I.

#2. Anarchiści - jak wyżej, ale widząc słabego króla, który nie zawsze ma siłę strzelać do swojego narodu ulepszają to myślenie narzędziem politycznym w postaci dyktatora. Dyktator nie ma wątpliwości co dobić.

#3. Nacjonaliści - Hiszpania jest zacofana, więc zachowując tradycyjną tożsamość i kulturę (karlistowską ma się rozumieć) należy zrobić modernizacje. Frankiści przyjęli to w latach 60-tych i 70-tych i dlatego mieli tak piękny rozwój gospodarczy.

#4. Falangiści - modernizacja państwa musi by sterowana nie kapitałem i rynkiem ale przez państwo. Do tego dodali nieco wizażu politycznego faszyzmu (koszule, ceremonie, pochody).

Frankizm był konglomeratem tych 4 głównych idei. I to totalnie nie pasuje to do XX wieku, nie tylko do ideologii zachodnich demokracji, ale też do totalitaryzmów (Nazizm szukał źródeł w ludzie i rasie, komunizm w proletariacie). Franko nie odwoływał się do ludu, do demokracji - żadnych wyborów, referendów bo władza pochodzi od Boga i koniec.

Frankizm realizował przedsoborową wizję świata i państwa, po Soborze Watykańskim II frankizm się zapada, bo Kościół zmienił idee dotyczące opisu świata.

A sumując zasady Frankizmu można użyć 3 słów: Religia, Naród, Wódz.

* * * * * * *

Problem - wolność badań naukowych jest taka, że Frankizmu badać raczej nie wolno.


Kategorie: historia, _blog


Słowa kluczowe: historia, franko, hiszpania, frankizm


Komentarze: (1)

anonim, January 22, 2012 18:45 Skomentuj komentarz


http://www.youtube.com/watch?v=9U8BsCoUJK4&feature=related
Skomentuj notkę

Labirynt dezinformacji w Drugiej Wojnie Światowej

Mimo oporów, bo wydawnictwo już sugeruje dezinformację czytam:

Labirynt dezinformacji w drugiej Wojnie Światowej

Tadeusz Konecki

ISBN: 978-83-05-16506-1
Liczba stron: 399
Cena: z biblioteki
Wydawnictwo: Książka i Wiedza, Warszawa 2007

A teraz cytat:

Dla ostatecznej decyzji co uczynić ze AAA a także dla dla umocnienia związku państw socjalistycznych i ustanowienia nowego porządku światowego, bardzo bym pragnął spotkać się z Panem osobiście, o czym już rozmawiałem z panami BBB i CCC."

No i pytanie: kto tak bardzo chciał się spotkać i z kim?


Podpowiedź #1 - list datowany jest 31 grudnia 1940 roku

Podpowiedź #2 - CCC to pan Diekanozow

Podpowiedź #3 - AAA to "zbankrutowany angielski spadek"

Podpowiedź #4 - CCC to Mołotow i już pewnie wiadomo, że...

Odpowiedzią jest tow. Hitler, który pisał do tow. Stalina o "związku państw socjalistycznych i ustanowieniu nowego porządku światowego".

Jacy oni byli do siebie podobni!


Kategorie: to czytam, polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: hitler, stalin, ii wojna światowowa


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
1 sierpnia 2011 (poniedziałek), 19:42:42

Widziane z góry (z cyklu: to czytam)

Dostałem tą książkę w prezencie, ale wysłuchawszy nie tak dawno, w drodze do pracy kilka odcinków czytanych w "dwójce" wiedziałem już, że to jest fajne i że chcę to poznać w całości. Wiem, że Pan Bóg lubi robić takie małe prezenty, więc jak wpadł kumpel by mi to dać w prezencie to bardzie się ucieszyłem, Ot tak, bo chciał mi dać i choć podejrzewam, że za tego Wildsteina co mu dałem - nie jest ważne. Mam, cieszę się a Wildsteina i tak kupię sobie kolejnego bo warto, a ta książka to:

Widziane z góry

Stefan Kisielewski

ISBN: 83-207-1549-0
Liczba stron: 403
Cena: prezent kumpla sąsiad
Rok wydania: Paryż Wydawnictwo Literackie 1967, Warszawa, Iskry 1989
Audiobook w interpretacji Jerzego Stuhra

No więc mam, a skoro mam to należy brać się za czytanie, skoro chciałem to poznać. Ale czytanie mi jakoś nie idzie, wzrok ucieka, literki małe a okulary co i tak niewiele pomagają zostawiłem w pracy. No i nagle oświecenie - skoro puszczali to w radio to pewnie chomik mi pomoże! No i jest! Można zassać, choć na stronie Polskiego Radia też jest tylko tam, ponieważ na swój nowy serwis internetowy Polskie Radio wydało miliony to ani przyjemnie słuchać (kto słucha z kompa?) ani wygodnie zassać. Chomik! Chomik pomoże. No i mam, słucham na +20% a potem i nawet +45% prędkości bo akcja nabiera tempa, książka wciąga a Stuhr czyta jak czyta. Czasem słucham i czytam jednocześnie bo tak przyjemniej. Zauważam, że Stuhr czasami lekko przeinacza tekst ale w połowę soboty, noc i niedzielę mam zaliczone. Jest super!

Książka świetna - Kisiel opisał (ponoć dość dokładnie) sposób sprawowania władzy przez ekipę Gomułki, a dokładnie przez ścisłe kierownictwo, przez tych najważniejszych dwudziestu w państwie.

Mam pewne podstawy przypuszczać, że w tej dziedzinie niewiele się zmieniło - no może poza celem. Komuniści przy władzy rządzili tak, aby wdrożyć w Polsce utopie socjalizmu, jednocześnie zaspakajając pychę własną. Komunistyczny aparat kontroli wycinał równo wszystkich, którym chodziło o coś innego, bo za Gomułki ortodoksja jeszcze się liczyła, a tow. Wiesław, sam bardzo siermiężny niemoralności w każdej postaci w swojej ekipie nie tolerował. Dziś przypuszczam, że pycha i żądza władzy pozostała ale celem jest kasa dla swoich kolegów i moralności nie ma za grosz przy procesie napełniania kieszeni i korzystania z przywilejów.

Polecam, bo książka istotna, ważna, do zrozumienia historii PRL konieczna a przy tym ciekawa, ładnie napisana.


Dopisek:

Dopisek po dwóch dniach i lekturze wywiadu Hołdysa z Jaruzelskim. Ta książka, jak pewnie każde literackie dzieło, a może ogólniej - każda subiektywna wypowiedź pokazuje tylko kawałek rzeczywistości, o czym ja tak często czytając, słuchając czy obcując z czyimiś wypowiedziami zazwyczaj zapominam. I pewnie dlatego potrzebna jest refleksja. A więc ta książka nie pokazuje, że te ich dworskie intrygi jako narzędzie wybierały sobie dość okrutne dla obywateli metody.

Na przykład intrygi w 67 i 68 roku doprowadziły do wielkich pałowań, przycięcia kultury oraz wywalenia ludzi z pracy oraz, co gorsza wymuszonej emigracji z Polski. Intrygi w 1970 roku prowadzone były za pomocą krwi przypadkowych robotników idących do stoczni. I niech mnie Jaruzelski nie przekonuje, że to były występki ekstremy sprowokowane fatalnymi decyzjami ekonomicznymi Gomułki. Może tak było pierwszego dnia, ale masakra w Gdyni to ogień regularnej armii do robotników idących do Stoczni, wcześnie rano, w odpowiedzi na apele władz o przerwaniu strajku. Ktoś - chyba właśnie Jaruzelski tam to wojsko wtedy postawił. Ktoś przewidział, że pociągi będą ludzi dowozić, a z tego miejsca można wyjść tylko w stronę zablokowanej przez czołgi stoczni. Ktoś na 17 grudnia zaplanował tą masakrę aby inny ktoś w tej samej sitwie mógł powiedzieć upartemu Gomułce - ustąpcie towarzyszu, bo Moskwa już wybrała Gierka.


Dopisek drugi:

Jaka zakłamana jest Wikipedia! Dokumenty już są jawne i udostępnione (choć mocno przetrzebione bo Jaruzelski ślady zacierał), historycy już przebadali, IPN opublikował a na Wiki ciągle komunistyczna propaganda. Zupełnie jak Wprost, Hołdys i Jaruzelski. Jak dla mnie szok!


Dopisek z początku kwietnia 2018:

  • Przeczytałem sobie essej zwany "Chamy i Żydy", który jest ważny dla poznania tych dziejów i był ważny dla autora tej książki
  • Przesłuchałem jeszcze raz tą książkę. Fajna, a z drugiej strony przerażająca. To jakby sceny z życia bogów, żyjących też w Warszawie (chodzących po tych samych ulicach) ale przy nieobecności ludzi, zwykłych ludzi, którzy są przedmiotami, są masą do ulepienia.
  • Inne notki na temat czasów Chamów i Żydów są tu dostępne.
  • ksiazka w Kisielewski Stefan Kisiel _Widziane z góry

Kategorie: to czytam, polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: gomułka, pzpr, prl, biuro polityczne, komitet centralny, stefan kisielewski, kisiel, chamy i żydy


Pliki


Komentarze: (1)

adam@kormoran, August 7, 2011 23:54 Skomentuj komentarz


Fajnie przeczytana (no i napisana) jest koncowka 31 odcinka i poczatek 32 -- tam gdzie Borowicz spotyka swojego kumpla -- Zyda-kresowiaka, ktory nabija sie z opowiesci B. o rewolucji i socjalizmie. Mozna sobie posluchac na zachete. ("W Bulgarii bratku to samo co tutaj gowno -- socjalizm, nuda" ... "nuda, beznadzieja bracie, jak i tu").
Skomentuj notkę
5 czerwca 2011 (niedziela), 20:49:49

List Urbana do tow. Jaruzelskiego

Prawie 21 lat temu, towarzysz Urban napisał do towarzysza Jaruzelskiego taki oto list:

Jerzy Urban
Warszawa, 1989-06-08

Poufne

Tow. gen. W. Jaruzelski

Przekazuję do przejrzenia niektóre dane o głosowaniu za granicą. Wyniki z pewnych placówek dowodzą, że nasza kadra pracująca za granicą w pewnej znacznej części głosowała na „Solidarność”. To już jednak wiadomo. Znaczne rozmiary głosów oddawanych na „Solidarność” w obwodach urządzonych dla polskich załóg pracujących w ZSRR i k[rajach] s[ocjalistycznych] prowadzą do następujących, istotnych hipotez.

1) Sukces „Solidarności” w mniejszym niż się mówi stopniu był wynikiem propagandy „Solidarności”, gdyż na tych budowach tej propagandy nie było.

2) Sukces „Solidarności” pośrednio podważa tezę, że gdybyśmy zdołali polepszyć warunki materialne życia w Polsce – mielibyśmy większe poparcie polityczne. Tego wsparcia nie udzielili nam ludzie b[ardzo] uprzywilejowani materialnie i przy tym b[ardzo] zależni od pracodawców.

Z ciężkim sercem dorzucam tę drobinkę do trosk Towarzysza Generała, ale sądzę, że aby wzmocnić realizm naszej polityki, lepiej się pozbyć różnych złudzeń.

Jerzy Urbana

Ostatnie zdanie wskazuje na ciekawą relację między tymi dwoma politykami. Zakon?

Źródło: biuletyn IPN, nr 4/2004 - http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/24/1351/


Kategorie: polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: urban, jaruzelski, 1989, okrągły stół, prl


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
8 maja 2011 (niedziela), 15:46:46

Subiektywne kalendarium II Wojny Światowej

Czytają to wszystko co czytam musiałem sobie skreślić taką tabelkę w formie notatki.

Data Wydarzenie Komentarz Link
1922   Układ w Rapallo   http://pl.wikipedia.org/wiki/Uk%C5%82ad_w_Rapallo
1925 Traktat z Locarno   http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_z_Locarno
wrzesień 1938 Konferencja w Monachium "Po co w Europie tyle państw" http://pl.wikipedia.org/wiki/Uk%C5%82ad_monachijski
lipiec 1939 Testowanie sojuszu Rosji z Niemcami    
wrzesień 1939 Wojna Polska    
grudzień 1939 Wojna radziecko-fińska (wojna zimowa)   http://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_zimowa_%281939-1940%29
wiosna (kwiecień)1940 Atak Niemiec na Danie i Norwegie No i mają swojego Quislinga. A my mamy Narwik.  
kwiecień 1940 Stalin robi porządki na Liwie, Łotwie i w Estonii. Katyń.    
wiosna (maj) 1940  Atak Niemiec na Holandie, Belgie i Francje.    
sierpień-październik 1940 Bitwa lotnicza o Anglie.   http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_o_Angli%C4%99
 jesień 1940 Włochy atakują Grecje, ale Niemcy muszą im w tym pomóc.    
1940/1941 List z życzeniami noworocznymi Hitlera do Stalina Kulminacja współpracy ZSRR z III Rzeszą. Hitler proponuje Stalinowi podział świata; Stalin w to nie wchodzi.  
22 czerwiec 1941 Plan Barbarossa, atak Niemiec na Rosje.   http://pl.wikipedia.org/wiki/Atak_Niemiec_na_ZSRR
lipiec 1941 Porozumienia aliantów, Układ Sikorski-Majski.    
grudzień 1941 Bitwa pod Moskwą I to chyba była największa i najważniejsza bitwa tej wojny  
7 grudnia 1941 Atak Japończyków na Pearl Harbor i początek wojny na Dalekim Wschodzie    
lato 1942 Atak Niemców, na Kaukaz i na Stalingrad.    
lato, jesień 1942 wyjście z Rosji Armii Andersa    
grudzień 1942 Bitwa o Stalingrad, potem upadek 6 Armii.    
kwiecień 1943 Ujawnienie przez Niemców zbrodni katyńskiej.    
19 kwietnia 1943 Powstanie w gettcie warszawskim    
25 kwietnia 1943 Zerwanie stosunków dyplomatyczny ZSRR z rządem polskim w Londynie    
4 lipca 1943 Śmierć generała Sikorskiego.    
lato 1943 bitwa na Łuku Kurskim    
lato 1943 Lądowanie aliantów na Sycylii    
jesień 1943 Bitwa pod Lenino Polscy komuniści w Rosji zapunktowali sobie pokazując, ze mają swoją armnie.  
1 grudnia 1943 Konferencja w Teheranie Alianci sprzedają Polskę Stalinowi. http://pl.wikipedia.org/wiki/Konferencja_tehera%C5%84ska
maj, czerwiec 1944 Bitwa pod Monte Casino a potem zdobycie Rzymu.    
6 czerwiec 1944 Lądowanie w Normandii   http://pl.wikipedia.org/wiki/L%C4%85dowanie_w_Normandii
19 lipca 1944 Zamach na Hitlera w jego kwaterze w Kętrzynie    
22 lipca 1944 Stalin ogłasza, że powstaje PKWN Armia Czerwona przekroczyła Linię Cursona.  
1 sierpnia - 3 października Powstanie Warszawskie   http://pl.wikipedia.org/wiki/Powstanie_warszawskie
styczeń 1945 z linii Wisły rusza ofensywa radziecka     
luty 1945 Konferencja w Jałcie   http://pl.wikipedia.org/wiki/Konferencja_w_Ja%C5%82cie
8 maja 1945 Kapitulacja Berlina i kapitulacja Niemiec    
lipiec 1945 Konferencja w Poczdamie   http://pl.wikipedia.org/wiki/Konferencja_poczdamska
sierpień 1945 demonstracja sily bomb atomowych w Japonii a potem kapitulacja    

Kategorie: historia, notatka historyczna, _blog, notatka, historia / notatka, notatka / historia


Słowa kluczowe: historia, kalendarium, ii wojna światowa


Komentarze: (1)

wojtek, August 5, 2021 08:48 Skomentuj komentarz


Na Fejsie, w sierpniu 2020 - pojawił się wpis z serii Kompas Anny Saranieckiej

Historyk z wykształcenia, Mateusz Morawiecki: "Kiedy połowa Europy zginała karki pod jarzmem niemieckiego okupanta, a druga połowa z okupantami współpracowała, Warszawiacy rzucili Niemcom wyzwanie".

Odpisałem tak:

Rok 1942 - pomyślmy:

Okupowane: Polska, połowa Francji, Dania, Holandia, Belgia, Luxemburg, Finlandia, Jugosławia, Grecja, duża część ZSRR

Współpracowali: Włochy, połowa Francji, Węgry (okupowane dopiero od 1944), Rumunia, Bułgaria, Turcja, Słowacja. Frankistowska Hiszpania też.

Neutralne teoretycznie były tylko Szwajcaria i Szwecja, choć Szwecja to wolała z Niemcami handlować niż tą neutralność stracić i być grabiona.

Ale nie wiadomo co zrobić z Grecją (politycznie kontrolowana przez Niemcy), Norwegia, Protektoratem Czech, no i Austrią włączoną do Niemiec już w 1937 ku radości Austriaków. No i Albanią teoretycznie Włoska podobnie jak kawałkami i czasami Grecja.
Belgia, Holandia, Ukraina i nie tylko niby były okupowane, ale swoje oddziały SS do dyspozycji Niemców wystawili. Dziwne.

A kto nie współpracował?
Na pewno: Angia i od czerwca 1941 roku ZSRR. Niektóre państwa miały swoje rządy na uchodźstwie - na pewno Polska, od pewnego momentu też Francja generała de Gaulle'a.

No to ja się pytam - co pan premier powiedział nie tak?
Wszystko! Nienawiść pani Anii do pana premiera sprawia, że cokolwiek powie jest źle.

Skomentuj notkę
27 sierpnia 2010 (piątek), 14:41:41

Laurowo i ciemno

Znalazłem dziś taki tekst, a ponieważ uważam, że jest on mądry, cenny i ważny cytuję go tu w całości, ku pamięci i do poczytania bezczelnie kopiując z bloga autora, tj. z http://wojciechwencel.blogspot.com

Oczywiście zachęca do lektury źródła, ale póki co proponuję zadumę nad tym tekstem

Laurowo i ciemno

Wojciech Wencel

Blog autora, czwartek, sierpień 26, 2010

Nie mamy drogowskazu. Tłumimy światło historii. W polityce, w kulturze i we własnym życiu. Zarówno biografie przodków, jak i dawne arcydzieła uznajemy za produkty jednorazowe. Szydzimy z tych, którzy wierzą, że mogą się one powtórzyć w naszej epoce.

Zwiedzić Wawel. Kupić bilet, mieć przewodnika, zachowywać się cicho. Doceniać dawnych królów i wieszczów, gardzić współczesnym prezydentem. Buntować się przeciwko wspólnej krypcie, oburzać się, stukać się w czoło.

Uczcić pamięć powstańców warszawskich. Zapalić znicz, stanąć na warcie. Żeby, broń Boże, nie wyszli z grobów. Żeby pozostali straconym pokoleniem, pobielonym wapnem, opisanym w podręcznikach. Żeby ich wiara w Boga nie kłóciła się z naszą wiarą w Przypadek, a poczucie misji nie zniszczyło poczucia świętego spokoju.

Czytać Biblię. Jeździć na urlop do Ziemi Świętej. Studiować historie Hioba, Abrahama, Jakuba. Widzieć w nich metaforę i nie brać ich do siebie. Negować misję wspólnoty. Nie wierzyć, że Bóg w XXI wieku chce czegoś od człowieka. Że go doświadcza, zawiera z nim przymierze, powołuje go i prowadzi, coś mu zabiera albo coś mu daje. Dokładnie tak samo, jak w czasach biblijnych.

„Po-obracanych w przeszłość niepojętę,/ A uwielbionę – spotkałem niemało!” Szanowali martwe dzieje. Budowali cokoły, pomniki, muzea. Betonowali, szpachlowali, malowali, zamykali, konserwowali. Cytowali umarłe formuły. Kładli na grobach laurowe wieńce. Nie dostrzegali, że ta sama historia toczy się do dzisiaj. Z naszym udziałem.

Nie mamy drogowskazu. Tłumimy światło historii. W polityce, w kulturze i we własnym życiu. Zarówno biografie przodków, jak i dawne arcydzieła uznajemy za produkty jednorazowe. Szydzimy z tych, którzy wierzą, że mogą się one powtórzyć w naszej epoce.

Skąd się bierze ta niemal powszechna niechęć do wpisywania współczesnych wydarzeń w kołowrót dziejów? Do odczytywania ich sensów na podstawie wydarzeń z przeszłości. Do mierzenia tego, co było, i tego, co jest, jedną, odwieczną miarą prawdy, dobra i piękna. Czy tylko z fałszywej skromności? Z uznania własnej głupoty, egoizmu czy braku talentu? Z doświadczenia bylejakości swojego życia? A może odpowiedź jest prostsza. Może ta niechęć bierze się z wygody i lęku przed wielkimi wyzwaniami?

Niedawno przeczytałem czyjś komentarz w internecie: „Szczerze mówiąc, wolałbym żeby prawda w sprawie Smoleńska nigdy nie wyszła na jaw”. Żeby prawda nie wyszła na jaw? No jasne. Bo gdyby się okazało, że to nie był zwyczajny wypadek, trudno byłoby nadal żyć w hipermarkecie popkultury. Trzeba by zająć stanowisko i zrobić coś poważnego, w wymiarze wspólnotowym albo indywidualnym. Historia wyszłaby z muzeum i zaczęła nas ciągnąć za rękaw. A to dla wielu Polaków byłoby gorsze od życia w kłamstwie, do którego zdążyli się przyzwyczaić.

A teraz podkreślenia moje:

Skąd się bierze ta niemal powszechna niechęć do wpisywania współczesnych wydarzeń w kołowrót dziejów? Do odczytywania ich sensów na podstawie wydarzeń z przeszłości. Do mierzenia tego, co było, i tego, co jest, jedną, odwieczną miarą prawdy, dobra i piękna. Czy tylko z fałszywej skromności? Z uznania własnej głupoty, egoizmu czy braku talentu? Z doświadczenia bylejakości swojego życia? A może odpowiedź jest prostsza. Może ta niechęć bierze się z wygody i lęku przed wielkimi wyzwaniami?

Niedawno przeczytałem czyjś komentarz w internecie: „Szczerze mówiąc, wolałbym żeby prawda w sprawie Smoleńska nigdy nie wyszła na jaw”. Żeby prawda nie wyszła na jaw? No jasne. Bo gdyby się okazało, że to nie był zwyczajny wypadek, trudno byłoby nadal żyć w hipermarkecie popkultury. Trzeba by zająć stanowisko i zrobić coś poważnego, w wymiarze wspólnotowym albo indywidualnym. Historia wyszłaby z muzeum i zaczęła nas ciągnąć za rękaw. A to dla wielu Polaków byłoby gorsze od życia w kłamstwie, do którego zdążyli się przyzwyczaić.


Kategorie: polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: katastrofa smoleńska, polityka, historia


Komentarze: (2)

6539, November 5, 2010 14:31 Skomentuj komentarz


Póki. Póki. Póki. Dopóki. Tak długo jak.

Rety, są błędy, które na takiej stronie jak ta nie powinny się pojawiać!

anonim, November 5, 2010 20:32 Skomentuj komentarz


No tak.
Skomentuj notkę
11 sierpnia 2010 (środa), 10:16:16

Noc teczek

Kumpel, gdzieś w komentarzach opisał swoje przemyślenia dotyczące upadku rządu Olszewskiego. Oczywiście postmoderniści powiedzą, że co kogo obchodzą wydarzenia z przed 20 lat, że trzeba z żywymi naprzód i na Tuska głosować.

Dyskusja toczyła się pod notką Raport Palikota a więc niekoniecznie na temat. Ponieważ jest to ciekawe, to cytuję w całości, bo może się przydać do lepszego zrozumienia tego co dzieje się dziś.

From: adam@kormoran, #902385 Wtorek, 10 sierpnia 2010, 23:03

> czasie "nocy teczek" siedziałem w domu i byłem przerażony tym oszołomem (...)

O "nocy teczek" mam od dawna własną teorię. Wpiszę się tutaj i niech sobie teoria wisi...

Wytłumaczenia tego co się wtedy stało są dwa:

  • Wytłumaczenie pierwsze -- mainstreamowo-gazowyborcze: Straszliwy oszołom Olszewski razem z czerwoonokim, chorym z nienawiści min. Macierewiczem podnosi rękę na szermierzy wolności. Roztropnym szermierzom udaje się tę rękę odrąbać. Do kraju powraca zgoda (która buduje - co wiemy z nauk marszałka).
  • Wytłumaczenie drugie, podawane między innymi przez JKM i niektórych publicystów prawicowych: Uchwałę lustracyjną udało się przeprowadzić poniekąd przypadkiem (brakowało części posłów, itd.). Wykonanie jej przez rząd spowodowało spontaniczne odtworzenie się koalicji grubej kreski. Agenci obawiający się dekonspiracji/kompromitacji odwołują rząd. Operacją kieruje TW Bolek, który otrzymuje szerokie wsparcie, także w mediach. (Wsparcie jest na tyle silne, że wyprowadza w pole nawet autorów poważnych blogów:)

Na poważnym blogu wytłumaczenie pierwsze - gazowyborcze - odrzućmy bez dyskusji. Pozostaje wytłumaczenie drugie, które też jest bardzo cieńkie bo:

  • Na wstępie zakłada działanie przypadku (uchwałę lustracyjną udało się przeprowadzić przypadkiem).
  • Jest nieuprzejme (zakłada całkowity brak koordynacji działań bezpieki).
  • Zakłada koordynację działań agentury. Np. K.Wyszkowski, posuwa się do stwierdzenia, że agentura trzyma państwo za twarz.
    A przecież z powieści Chestertona "Czlowiek, który był Czwartkiem" wiadomo że agenci są przez bezpiekę kontrolowani, ale sami o sobie nic nie wiedzą (tytułowy Czwartek jest policyjnym szpiegiem, który przenika w struktury rady anarchistów; członkowie rady planują podkładanie bomb, mordowanie koronowanych głow; koniec końców okazuje się, że wszyscy bez wyjątku są agentami; wcześniej próbując udaremniać kolejne spiski nie raz ryzykują życiem nie wiedząc nic o podwójnej roli pozostałych członków rady) - hehe :-)

Zatem moja teoria jest następująca.


From: adam@kormoran, #902385 Wtorek, 10 sierpnia 2010, 23:39

Było tak.

Rząd Olszewskiego podpadł już wcześniej, np. sprawą baz rosyjskich w Polsce. (W roku 1992 stacjonują jeszcze w Polsce jednostki Armii Czerwonej. L. Wałęsa podczas wizyty w Moskwie negocjuje porozumienie zakładające, że wojska -- owszem zostaną wycofane, ale bazy staną się siedzibą rosyjskich joint-venture i uzyskają status eksterytorialny(!), podobnie jak ambasady (czy rosyjski MAK -- ten od badania katastrofy pod Smoleńskiem). Zawarcie tego porozumienia torpeduje interwencja rządu. Szczegóły można wyszperać w internecie). A może rząd podpadł z jakiegoś innego powodu, przeszkodził w ukręceniu jakichś fajnych lodów, podpaść nie jest trudno jeśli nie uprawia się polityki miłości.

Zatem przyjmujemy, że rząd jest podpadnięty, nie podoba się bezpiece, obcym dworom i trzeba go odwołać. Bezpieka i obce dwory, zwłaszcza Moskwa, mają rozeznanie co do agentury w Polsce. (Dokumenty bezpieki były przecież mikrofilmowane, jedna kopia trafiała do Moskwy). Nie mają natomiast bezpośredniej kontroli nad agenturą w sejmie, nie mogą wzywać kilkuset iksińskich na rozmowy i sugerować odwołania rządu.

Zamiast tego przygotowują operację pod tytułem uchwała lustracyjna. W mediach koordynacja jest dobra (w przeciwieństwie do sejmu, w którym w 1992 jest jeszcze stosunkowo duży poziom spontaniczności, malutkie kluby itd.). Rozpętana zostaje histeria (teczki niosą śmierć), TW Bolek lata na krótkiej smyczy, a umoczeni posłowie, przestraszeni uchwałą lustracyjną, zgodnie z przewidywaniami bezpieki odwołują niewygodny rząd.

Zastanawiająca jest rola JKM (autora uchwały lustracyjnej). Dał się podpuścić? Sam wykonywał zlecenie? Do układanki pasuje mi coraz więcej elementów. Np. JKM na jednym ze spotkań wyborczych wspomniał, że wniosek w sprawie uchwały lustracyjnej podpisali dwaj szefowie klubów, którzy sami byli agentami. (JKM twierdzi, że nie mogli odmówić, że na tym m.in. polegał "przypadek", umożliwiający uchwalenie uchwały lustracyjnej -- mi się widzi, że to przypadek nie był).

I to była moja własna teoria spiskowa :-)

I może jeszcze dodam, że "Nocna Zmiana" to fajny film.


Lektura uzupełniająca

  1. Noc teczek na Wikipedi
  2. Nocna zmiana na Wikipedii
  3. Nocna zmiana na YouTube

Kategorie: polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: Macierewicz, JMK, Janusz Korwin-Mikke, Olszewski, rząd Olszewskiego, noc teczek, lustracja, SB, IPN, Kiszczak, Rosja


Komentarze: (3)

a, October 8, 2011 23:27 Skomentuj komentarz


Miesiac temu komitetowi Nowej Prawicy (czyli JKM-owi) odmowiono rejestracji list wyborczych, zlozony zostal protest do SN (choc formalnie protesty skladane powinny byc po wyborach). Pomyslalem wtedy, ze to zabezpieczenie na wypadek gdyby straszliwy Kaczor jednak wygral wybory. Wtedy bedzie mozna je uniewaznic, telewizornia zapoda dodatkowa porcje wscieklizny i wyniki powtorzonych wyborow bede juz prawidlowe. (Wiadomo -- im wiecej ciemnoty da sie zapedzic do urn, tym lepsze wyniki -- tak samo jak w referendach w sprawie UE). Poszedlem spac wstydzac sie przed samym soba durnych mysli :-)

Na drugi dzien zaraz z rana przeczytalem na jakims mainstreamowym portalu wypowiedz JKM-a, ze ma nadzieje na rozpatrzenie skargi przed wyborami, bo gdyby PiS wygral wybory a SN byl zmuszony je uniewaznic, to byloby to nieszczescie i rewolucja na ulicach.

SN zgodnie z planem protest odrzucil, po wyborach bedzie mozna zglosic nowy i jesli ludzie jutro zle zaglosuja, to moze byc powtorka meczu. (Choc mysle, ze Kaczor nie wygra i fantazjowac mozna sobie bez obaw).

W ogole jak tu nie byc podejrzliwym skoro wszystko sie tak ladnie sklada -- anihilacja Samoobrony, debaty JKM-a z Palikotem i bardzo pozytwne wypowiedzi o nim, niezarejstrowanie list, lans Palikota w telewizorni.

Darek, May 26, 2016 13:35 Skomentuj komentarz


Radziłbym autorowi jednak poszukać głębiej w temacie lustracji, np. http://polskatonaszdom.salon24.pl/700676,opozycjonista-vs-opozycjonista czyli różnica między Korwinem, a TW Bolkiem.

Vit, May 26, 2016 15:03 Skomentuj komentarz


"03.04.2009 A z tą Uchwałą lustracyjną było tak..." - wypowiedź JKM https://www.youtube.com/watch?v=gg8pKFm4UuQ
Skomentuj notkę
11 listopada 2009 (środa), 16:31:31

Mapy kolejowe

Takie śliczne mapy znalazłem - więc sobie je zachowuje. Dużo z nich można wywnioskować na temat Polski, rozwoju Polski, rozwoju miast w czasach pozytywizmu. Pliki dość spore, bo niektóre to nawet po 20MB ale warto zassać, powiększyć i popatrzeć.

#1. Mapa z 1849 roku

Widoczna linia Warszawsko-Wiedeńska, budowana od 1839 a uruchomiona w całości w 1848 roku (długość: 327,6 km, 27 stacji, ostatnia to stacja Granica w Maczkach koło Sosnowca, gdzie było dobudowany łącznik do Szczakowej na linii Kraków-Wiedeń).

1849-Bahnkarte_Deutschland

#2. Mapa z 1861 roku

Jak widać pomiędzy 1949 a 1861 na ziemiach polskich istniała tylko jedna linia: kolej Warszawsko-Wiedeńska. Ale na mapie już jest:

  • łącznik ze Skierniewic na Łowicz (1862), potem dobudowano na Kutno i do granicy pod Toruniem.
  • początek linii Prawego Brzegu Odry wychodzący z Bytomia aż do Opola (1865)
  • łącznik z linii Warszawsko-Wiedeńskiej od Ząbkowic do granicy z Prusami i dalej do Katowic (1861)

#3. Mapa z 1899 roku:

Jak widać zbudowali dużo więcej, ale widać też linie polskie, zwłaszcza wybudowaną linię do Łodzi. Teraz, czytając Ziemię Obiecaną, końcowy fragment w którym Olbryski wraca z Berlina bo mu się fabryka pali, można zobaczyć gdzie Aleksandrów (stacja graniczna koło Ciechocinka, przed Toruniem), gdzie Kutno w których to miastach odbierał telegramy i dlaczego nie jechał autostradą A2 do Stykowa tylko pchał się przez (!) Toruń. No i jeszcze coś - widać też, że kiedyś najszybsza droga z Berlina do Wiednia przechodziła przez Racibórz.

Co jeszcze ciekawego: linię Warszawsko-Wiedeńską przedłużono z Pragi do Petersburga (nie pamiętam w którym roku wybudowano most kolejowy na Wiśle, ale późno, bo wojskowi się nie zgadzali) no i wybudowaną druga linię w głębi Rosji: z Moskwy przez Mińsk, Dęblin do Sosnowca Południowego (budowa od 1875). Ta linia, w przeciwieństwie do Warszawsko-Wiedeńsko-Petersburskiej miała w całości rosyjską obsadę czego ślady można spotkać do dziś w Sosnowcu w postaci funkcjonującej cerkwi prawosławnej.

Co jeszcze:

  • dokończony łącznik ze Skierniewic, przez Łowicz, Kutno do Aleksandrowa na granicy i dalej do Torunia już w Prusach. Od łącznika bocznica do Ciechocinka bo tam się jeździło do wód.
  • Łącznik z Koluszek do Łodzi 1866
  • rozbudowaną linię z Krakowa na Lwów
  • kolej galicyjską z Białej i Oświęcimia przez Grzybów, Rabkę, Krosno, Jasło do Sanoka (Zagórz).

#4. Rozkład jazdy Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej

Rewelacja! To nie jest mapa ale można z tego sporo wyczytać - nawet to jak to było z powozem panny Łęckiej co to chciała z Wokulskim do Paryża ale tato nie miał kasy na bilet.

#5. Mapa rozkład linii Warszawsko-Wileńskiej i dalej na Petersburg

1862-Kolej-Warszawsko-Petersburska-mapa

Dodatki:

Tu spróbuję sobie zgromadzić inne kolejowe mapy. 

#1. PKP 1945 - przed zakończeniem wojny

Ta mapa jest o tyle interesująca, że nie są jeszcze na niej zaznaczone, bo to 1945 rok - a więc nie są do końca określone granice powojennej Polski. Konferencja w Jałcie to luty 1945 tam określono granice zachodnie ale ich wytyczenie to nieco później, stąd na mapie zaznaczone line na wyspie Uznam. A na wschodnie to nie pamiętam, czy PKWN czy już TRJN na polecenie Stalina ze Stalinem przebieg granicy negocjował - i tu też ciekawostka: Sokal wtedy był miastem granicznym, zagłębie węglowe było w Polsce, na mapie widać miejscowość Ulwówek po 1951 oddana Ukrainie w zamian za Ustrzyki i transgraniczną od 1951 do czasu likwidacji po 1989 roku linię kolejową Ustrzyki-Przemyśl.

PKP 1952/1953

Ta obrazuje PKP w czasach komunizmu ale zawiera kilka rzeczy, które potem uległy zmianie:

  • nie ma jeszcze transgranicznej linii kolejowej Przemysł - Ustrzyki Dolne. Może ktoś panięta, że pociągi jeździły wtedy przejeżdżając przez stację Chrzyżowa a każdy wago był pilnowany przez dwóch czerwonoarmieńców.
  • nie ma Centralnej Magistrali Kolejowej. Ale czy na pewno?

Pytania?


Kategorie: historia, ekonomia, _blog


Słowa kluczowe: mapa kolejowa, historia kolei, kolej, prusy, pkp


Pliki


Komentarze: (1)

adam@kormoran, October 10, 2010 10:59 Skomentuj komentarz


> Teraz, czytając Ziemię Obiecaną, końcowy fragment
> w którym Olbryski wraca z Berlina

Nie Olbrychski tylko Borowiecki. Karol Borowiecki :-)
Skomentuj notkę
30 października 2009 (piątek), 23:11:11

Lata 60-te

To ciekawe, ale w Polsce lata 60-te trwały nieco dłużej niż 10 lat, bo jakoś tak końca 1956 do grudnia 1970. Lata 60-te to czas Małej Stabilizacji tow. Gomółki z wydarzeniami 1968 roku. Co ciekawego - rok 1968 zaczął się gdzieś w lecie 1967 a skończył dożynkami we wrześniu 1968. W końcu nie ma się co dziwić tym kalendarzowym anomaliami. Wszak 1968 jest elementem XX wieku, którego wielu historyków umieszcza między 1914 a 1991. Po prostu - do opisu granic czasowych pewnych zjawisk potrzebne są lepsze wydarzenia niż umowny sylwester.

No i co my tu mamy:
- Moczar, Gomułka, Jaruzelski, Gierek,
- Mietek i Wiesław,
- partyzanci i komandosi,
- syjoniści i rewizjoniści,
- bananowa młodzież, warchoły (te to bardziej się pojawią w 1976),
- czystki, emigracja, dziwne kariery, - Stomy, Zawiejskie, Piaseccy.... ojej!

A wszystko to opisane w świetnej książce:

Polski rok 1968

Jerzy Eisler

Wydawca: Instytut Pamięci Narodowej, IPN
Ilość stron: 810 s.
Oprawa: twarda
Wymiar: 170x250 mm
EAN: 9788360464021
ISBN: 83-60464-02-2
Cena: z biblioteki

Polecam. Polecam zwłaszcza osobom w moim wieku. Dla mnie to było ważne bo po lekturze tej książki, bardziej wiem skąd jestem. Gomułkę w telewizorze pamiętam, choć słabo - co może zapamiętać kilkuletnie dziecko - ale bardziej rozumiem pewne zachowania moich rodziców, rodziny a wiele tych zachowań tworzy dziś moją tożsamość.


Ciekawostka:

Znam kilku mądrych ludzi, wierzących w spiskowe teorie o wydarzeniach z 11 września 2001 roku. Znam też wielu ludzi, którzy tych pierwszych mają za debili, bo przecież oglądali "Lot 93" więc dobrze wiedzą jak to było. Lektura książki o wydarzeniach 1968 roku przekonuje mnie, że nie takie rzeczy da się wyreżyserować. Moczarowi nie było łatwo. Nie było jeszcze takich systemów łączności, takiej technologii podsłuchów. Nie było też jeszcze takiej telewizji i takiego internetu, którym tak łatwo manipulować. Można powiedzieć, że miał reżim i przez to było mu łatwiej, że teraz jest demokracja i prawa obywatlskie i takie numery to już nie przejdą. Przejdą! Przejdą - potrzeba tylko tego samego co miał "Mietek" - miał wielu wiernych ludzi, którzy mieli zbieżny cel, rozumieli że zmiany są im na rękę i teraz mogą przeprowadzić to co chcą i jak chcą.

Ciekawe, że minęło tyle lat - wielu tych ludzi jeszcze żyje, pewne rzeczy opisać można ale tych złoczyńców jakoś nie ma, nikt nikogo za rękę nie złapał, nikt nikogo nie skazał, nikogo nie napiętnowali. Po prostu sami fajni faceci w tych 60-tych latach żyli.

Ale byłem przedwczoraj na Chórze Aleksandrowa - i tam wielu z uczestników (i twórców) roku 1968 dobrze się bawiło śpiewając "Kalinka, Kalinka, Kalinka maja...."

Dopisek 2018:

  • Mam już tu inne notki o tych czasach, zgrupowane wokoło hasła "Chamy i Żydy".
  •  Ponoć XX wiek trwał od 1914 do 1991 roku, a więc do 100 lat nieco mu brakuje. Dekada Gomułkowska to październik 1957 do grudnia 1970, więc nieco więcej. A rok 1968? Zaczął się w czerwcu 1967 a kończył dożynkami we wrześniu 1968.

     

  • Obserwacje:
    #1. Historycy tworząc pewne syntezy nie muszą szukać Sylwestra.
    #2. Ciekawe jest to co trwa około 100 lat, co trwa lat około 10, a co około roku.
    #3. Wojskowe pojęcia: taktyka, operacyjność, strategia mają swoje nie tylko wojskowe definicje.


Kategorie: to czytam, polityka, historia, _blog


Słowa kluczowe: 1968, Moczar, Gomułka, Jaruzelski, Gierek, Mietek, Wiesław, partyzanci, komandosi, syjoniści, rewizjoniści, Stoma, Piasecki, Eisler, chamy i żydy, zawiejski


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
4 lipca 2006 (wtorek), 21:51:51

Raport bp. Kaczmarka

Zachowuję sobie ku pamięci raport biskupa Kaczmarka w wersji, w jakiej przytoczył go Nasz Dziennik w 60-tą rocznicę wydarzeń.

Zajścia kieleckie z dnia 4 lipca 1946 r.

Raport biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka przekazany ambasadorowi USA w Warszawie Arthurowi Bliss Lane'owi

Wstęp

W dn. 4 lipca 1946 r. zaszedł w Kielcach fakt zamordowania 39 Żydów i 2 Polaków oraz poranienia 40 osób pochodzenia żydowskiego (liczba podawana przez urzędowy akt oskarżenia i przez prasę), mordowali mieszkańcy Kielc, akcja ich trwała zdaniem urzędowego aktu oskarżenia od godz. dziesiątej rano z przerwami do godziny prawie szóstej po południu. Cała polska prasa rządowa poświęciła temu faktowi mniejsze lub większe ustępy, zgodnym chórem stwierdzono, że chodziło tu o przygotowany przez organizacje podziemne, których nici sięgają aż generała Andersa, pogrom Żydów, że był to ruch o charakterze faszystowskim. Nikt jednak z tego obozu nie starał się o odpowiedź na pytanie, dlaczego ów "pogrom" trwał tak długo, nikt w prasie rządowej nie próbował przekonywająco wyjaśnić, dlaczego pogrom stał się możliwy w mieście wojewódzkim, w którym są silne oddziały milicji, służby bezpieczeństwa i wojska. Przy uważnym czytaniu prasy rządowej czytelnikowi krytycznemu narzuca się szereg innych jeszcze pytań, powstaje mnóstwo niejasności, samo nawet ujęcie sprawy w prasie rządowej jest nieco dziwne. Mamy olbrzymie komentarze o charakterze politycznym, powtarza się stale slogany o demokracji, faszyzmie, milczeniu kleru, półsłówkami lub jak najkrócej omawia się sam przebieg wypadków, zeznania świadków, nie wspomina o obronie, o zachowaniu się milicji, urzędu bezpieczeństwa, wojska itp. Z lektury tej powstaje nieodparte wrażenie, że prasie rządowej chodzi nie tyle o wyjaśnienie konkretnego wypadku, jaki miał miejsce, ile raczej o jego wyzyskanie dla celów propagandowych, o użycie go jako argumentu wobec przeciwników ideowych w kraju i za granicą. W tych warunkach staje się koniecznością wyjaśnienie przyczyn, przebiegu i następstw zajść w Kielcach nie poprzez pryzmat korzyści, jaką ma z nich obóz rządzący w Polsce, lecz jedynie w imię prawdy, o ile da się ją tutaj uchwycić. Opieramy się przede wszystkim na zeznaniach świadków naocznych, a nawet aktorów tej sprawy. Pochodzą oni z różnych sfer: inteligencja i ludzie prości, tacy, którzy nienawidzą Żydów i tacy, którym Żydzi są obojętni. Zeznania te nie były składane dla sądu, nie mają charakteru ani obrony, ani oskarżeń, robione były jako wspomnienia, piszący lub mówiący zwykle nie wiedzieli, do jakiego celu mają one służyć. Opieramy się nadto na akcie oskarżenia, sporządzonym przez prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej 6 lipca 1946 r., na świadkach procesu i na prasie.

Geneza wypadków kieleckich 4 lipca 1946 r.

Pierwsze pytanie, które się nasuwa przy omawianiu zajść kieleckich, to pytanie, dlaczego do nich doszło. Prasa rządowa podkreśla sadyzm zabijających i powtarza za aktem oskarżenia, że tłum był podjudzany przez "reakcyjnych" zbrodniarzy, przez podżegaczy, podobno nawet przez umundurowanych andersowców. Jest to tłumaczenie zbyt symboliczne. Polacy nie mają opinii sadystów, poza tym w świetle doświadczenia historycznego widać, że narody stają się sadystyczne dopiero po dłuższym przygotowaniu propagandowym. Z Niemców na przykład robiono sadystów przez dziesiątki, o ile nie setki lat. Odpowiedź na postawione tu pytanie utrudnia i to, że w Kielcach nie było przedtem żadnych wystąpień antyżydowskich, że mieszka tu ludność spokojna, bądź co bądź katolicka, że mordowali - według urzędowego aktu oskarżenia - nie jacyś rozgoryczeni życiem bezrobotni lub nędzarze, lecz przedstawiciele drobnego mieszczaństwa, ludzie biedni, ale nie nędzarze. Bezpośrednią przyczyną zajść miało być według aktu oskarżenia i prasy opowiadanie 9-letniego Henryka Błaszczyka, którego jakoby Żydzi mieli zamknąć w piwnicy, z której uciekł. Błaszczyk miał opowiadać na ulicy, że Żydzi go chcieli zabić. Ale rzecz jasna, że samo to tylko opowiadanie nie mogło sprowokować tak okrutnego zachowania się tłumu. Dlaczego więc miało ono miejsce? Odpowiedź może być tylko jedna. Dlatego, że tłum nienawidzi Żydów. Ta nienawiść mogła sprawić, że uwierzono opowiadaniu chłopca, że stało się ono ostatnią kroplą, która spowodowała wylew tej nienawiści w formie niesłychanie drastycznej. Rzecz jasna, że nie czuje się nienawiści do ludzi obojętnych, nieszkodliwych, nienawidzi się tylko wrogów czy też tych, których się za wrogów uważa i to z przyczyn, jeśli chodzi o tłum, konkretnych, jasnych, wyraźnych. W Kielcach przyczyny tej nienawiści były dwojakiego rodzaju. Jedne miały charakter ogólny, były jak gdyby koniecznym tłem dla przyczyny specyficznej, wzburzającej szczególnie szerokie masy. Zanim jednak przejdziemy do ich omówienia, musimy tu podkreślić bardzo ważne zjawisko. Oto po olbrzymich mordach Żydów w roku 1943 dokonywanych przez władze niemieckie w Polsce ówczesnej, a więc i w Kielcach, nie było wrogiego nastawienia do Żydów i nie było antysemityzmu.

Wszyscy współczuli Żydom, nawet ich najwięksi wrogowie. Wielu Żydów ocalili Polacy, boć przecież bez pomocy polskiej nie ocalałby żaden. Ratowano ich, choć były za to surowe kary, aż do kary śmierci włącznie. Tak było w roku 1944 i na początku roku 1945. Po wejściu wojsk sowieckich, po rozciągnięciu władzy rządu lubelskiego na całą Polskę ten stan rzeczy zmienił się gruntownie. Zaczyna się niechęć do Żydów, szerzy się szybko, ogarniając szerokie masy społeczeństwa polskiego - wszędzie, a więc i w Kielcach, Żydzi są nielubiani, a nawet znienawidzeni na całym obszarze Polski. Jest to zjawisko nieulegające najmniejszej wątpliwości. Nie lubią Żydów nie tylko ci Polacy, którzy nie należą do żadnej partii lub też są w opozycji, ale nawet wielu spośród tych, którzy oficjalnie należą do partii rządowych. Powody tej niechęci ogólnej są powszechnie znane, w każdym razie nie wynikają one ze względów rasowych. Żydzi w Polsce są głównymi propagatorami ustroju komunistycznego, którego naród polski nie chce, który mu jest narzucany przemocą, wbrew jego woli. Każdy Żyd ma poza tym dobrą posadę lub nieograniczone możliwości i ułatwienia w handlu i przemyśle, Żydów jest pełno w ministerstwach, na placówkach zagranicznych, w fabrykach, urzędach, w wojsku i to wszędzie na stanowiskach głównych, zasadniczych i kierowniczych. Oni kierują prasą rządową, mają w ręku tak surową dziś w Polsce cenzurę, kierują urzędami bezpieczeństwa, dokonują aresztowań.

Niezależnie od szerzenia komunizmu, nie odznaczają się oni taktem, zwłaszcza w stosunku do ludzi o przekonaniach niekomunistycznych. Są często aroganccy i brutalni. Wielu z nich nawet nie pochodzi z Polski. Przybywszy z Rosji, słabo mówią po polsku, jeszcze słabiej orientują się w stosunkach polskich. Na podstawie powyższych powodów powiedzieć zatem można, że sami Żydzi ponoszą lwią część odpowiedzialności za nienawiść, jaka ich otacza. Przeciętny Polak sądzi (mniejsza o to, słusznie czy niesłusznie), że prawdziwymi i szczerymi zwolennikami komunizmu w Polsce są tylko Żydzi, bo olbrzymia większość komunistów Polaków - to zdaniem ogółu - ludzie interesu, bezideowi, którzy są komunistami tylko dlatego, że im się to sowicie opłaca.

Tak się przedstawia tło ogólne wypadków kieleckich. Omówienie tej sprawy jest dlatego ważne, że rzuca ona światło na zachowanie się milicji i wojska podczas zajść kieleckich.

Obok tej przyczyny działała jednak na masy w Kielcach przyczyna druga, którą by można nazwać bezpośrednią. Już na parę miesięcy przed dniem 4 lipca 1946 r. rozchodziły się po Kielcach wersje o ginięciu dzieci obu płci. Księża z parafii kieleckich byli od czasu do czasu proszeni przez stroskanych rodziców o ogłaszanie z ambon wezwań, by ci, którzy mogą udzielić informacji o pobycie dzieci, powiadomili o tym rodziców. Ogłoszenia takie umieszczano i na słupach. Nie była to jakaś propaganda, bo dzieci ginęły rzeczywiście. Parę wypadków znanych jest z całą pewnością. Szeroki ogół uważał, że sprawcami ich są Żydzi, którzy na dzieciach popełniają mord rytualny, toteż skargi rodziców dzieci wpływały bardzo podniecająco przeciwko Żydom, zwłaszcza na ludzi prostych. Te niewątpliwe fakty ginienia dzieci oburzały nawet wielu ludzi z inteligencji. Niektórzy z nich informowali na przykład piszącego, że Żydzi dokonują transfuzji krwi z dzieci, a ofiary, z których pobrano krew, mordują.

Fakty tu opisane były meldowane milicji, która jednak okazywała wobec nich zupełną obojętność, nie przeprowadzając śledztwa, ale i nie dementując otrzymanych wiadomości. Ta bezczynność władz policyjnych utwierdzała szerokie masy w przekonaniu, że Żydom w Polsce wszystko wolno, że wszystko może im uchodzić bezkarnie.

Urzędowy akt oskarżenia, a za nim prasa rządowa wiążą wypadki kieleckie z referendum odbytym 30 maja 1946 r. Istotnie wiadomy z relacji tysięcy i dziesiątków tysięcy ludzi fakt, że co najmniej 90% uprawnionych głosowało "nie", a tymczasem władze rządowe ogłosiły, że było na odwrót, mógł wpłynąć na zwiększenie podniecenia mas ludowych, łatwiej ulegających podnietom uczuciowym. Nie wydaje się jednak, by ten czynnik odegrał poważniejszą rolę przyczynową w zajściach kieleckich.

Tenże akt oskarżenia, a za nim cała prasa rządowa piszą, bez żadnych dowodów co prawda, zupełnie gołosłownie, że "pogrom" ludności żydowskiej w Kielcach był specjalnie przygotowany przez WiN, NSZ i elementy wsteczne. Chodzi tu o dwie kwestie: specjalne przygotowanie pogromu i przygotowanie go przez WiN i NSZ. Tego wyjaśnienia zajść kieleckich przyjąć jednak nie można. Jest rzeczą znaną, zarówno z prasy z licznych procesów, jak i z opowiadań świadków, że organizacje podziemne rozporządzają sporą ilością broni wojskowej wszelkiego rodzaju, że potrafią staczać z komunistami prawdziwe bitwy. Jeżeli zatem one przygotowały i to specjalnie, a więc jako tako starannie wypadki kieleckie, to musieli brać w nich udział ludzie uzbrojeni i połowa przynajmniej Żydów padłaby od kul pistoletowych, wśród dowodów rzeczowych winny się znaleźć jakieś rewolwery czy pistolety automatyczne. Te rzeczy chyba nie ulegają wątpliwości. Prokurator rządowy, który tak dużo mówił o winie andersowców i NSZ, na pewno by i na mordowanie Żydów bronią tych czynników nie omieszkał zwrócić uwagę.

Tymczasem jeden ze sprawozdawców procesu, niepodejrzany, bo piszący w gazecie komunistycznej[1], tak pisze o rozprawie sądowej: "Przed stołem sędziowskim postawiono stolik, na którym zostały złożone dowody rzeczowe: kamienie, cegły zbroczone krwią, kije, sztachety z płotów, rura od kaloryfera poplamiona krwią i rower damski". Potwierdzają to uczestnicy procesu sądowego, nawet prokurator w akcie oskarżenia mówi, że Żydzi byli "wyrzucani i wypychani" na bruk, gdzie rzucały się na nich grupy osób, masakrując ich "uderzeniami rur żelaznych, sztachet, cegieł itp." Nie ma tu mowy o broni palnej, zatem gdzie dowody o specjalnym przygotowaniu tych zajść i o przygotowaniu ich przez NSZ czy WiN? Owszem, rzeczywiście 2/3 Żydów zostało zamordowanych bronią wojskową, ale nawet prokurator nie przypisał za to winy tym organizacjom. Dalej, aktem oskarżenia objęto 12 osób, tymczasem nawet tenże prokurator nie zarzucił ani jednej z tych osób przynależności do NSZ lub WiN. Twierdzenie zatem aktu oskarżenia o przygotowaniu wypadków kieleckich przez te organizacje należy uznać za pozbawione jakichkolwiek dowodów. Chyba że chodzi o przygotowanie moralne, ale to przecie - w świetle tego, co powiedziano wyżej - byłoby niemożliwe, gdyby w masach nie było nienawiści do Żydów z innych powodów, już przedtem nagromadzonej. Akt oskarżenia podaje na dowód swej tezy tylko to, że w tłumie usłyszano okrzyki: "Bić Żydów, niech żyje rząd sanacyjny, niech żyje Anders i niech żyje [fragment tekstu nieczytelny] Żydów". Pierwszy z nich jest zrozumiały, bo nie tylko nawoływano do bicia, ale i bito naprawdę. Drugi okrzyk jest już a priori zupełnie niemożliwy. Gdyby autor aktu oskarżenia był Polakiem, a przynajmniej jako tako orientował się w tym, co działo się w Polsce od roku 1939, to wiedziałby, jak jest niepopularny rząd sanacyjny i jeśli ktoś wzniósł taki okrzyk istotnie, to chyba dla zabawy lub po pijanemu, a w akcie oskarżenia nie wypadało tego powtarzać[2]. Co ważniejsze jednak, to to, że nikt, absolutnie nikt ze świadków zajść kieleckich tych trzech ostatnich okrzyków nie słyszał, nawet podczas procesu zapytywani o to świadkowie faktowi temu przeczyli. Dlatego też z całą stanowczością trzeba stwierdzić, że aczkolwiek okrzyk: "niech żyje Anders" - byłby zupełnie zrozumiały ze względu na dużą popularność tego generała w Polsce, to jednak okrzyk ten wraz z drugim o rządzie sanacyjnym i o Hitlerze są po prostu wymysłem prokuratora, aczkolwiek powtórzyła ten fakt za nim prasa rządowa. Jest to kłamliwy trick propagandowy i nic więcej.

Akt oskarżenia mówi także, że "ustalono niezbicie, że wśród podżegaczy i zabójców znajdowali się nawet umundurowani andersowcy". Chodzi tu chyba o żołnierzy, którzy wrócili z armii polskiej na Zachodzie, innych przecież mundurów nie ma. Ci istotnie mogli być w tłumie i mogli brać udział w zabijaniu, ale akt oskarżenia sam obala wypowiedziane tu twierdzenie, jeżeli bowiem prokurator twierdzi, że coś ustalił "niezbicie", to daje na to dowody albo na podstawie zeznań oskarżonych, tymczasem - to dziwne - żadnego umundurowanego andersowca nie aresztowano, albo na podstawie zeznań świadków, tymczasem i tych nie zacytowano. I to zdanie zatem należy uznać za niezgodny z prawdą wymysł aktu oskarżenia, przeznaczony chyba dla własnych zwolenników i dla zagranicy. Tak się przedstawia tło i przyczyny pośrednie zajść kieleckich w dniu 4 lipca.

Sprawa Henryka Błaszczyka, bezpośredniego sprawcy zajść kieleckich

Nie mamy zamiaru opisywać szczegółowo wypadków dnia 4 lipca, bo nie chodzi nam o to, którego Żyda w jakim czasie zamordowano. Przedstawienie tak dokładne byłoby niemożliwe, gdyż nie rozporządzamy odpowiednim materiałem dowodowym. Zresztą czynów tłumu, dokonywanych często równocześnie w paru naraz miejscach, odtworzyć się nie da. Tu zeznania świadków są i muszą być chaotyczne. Toteż ograniczymy się tylko do tego, co z tych zeznań da się wydobyć niewątpliwie, a co dotyczy rzeczy dla nas istotnej. Należą do nich trzy sprawy: początek zajść, główne ich fazy i kto mordował. Te trzy zagadnienia dadzą się wyjaśnić z całą pewnością.

Początek zajść wiąże się z osobą 9-letniego chłopca Henryka Błaszczyka. Według urzędowego aktu oskarżenia i prasy rządowej sprawa ta przedstawiała się następująco. W dniu 1 lipca chłopiec znikł "w nieustalonych na razie okolicznościach" z domu rodzicielskiego. "W toku śledztwa niezbicie ustalono", mówi tenże akt, że "chłopak znalazł się w odległej o 25 km od Kielc wsi Pielaki powiatu końskie i tu przebywał kolejno u trzech gospodarzy. W tym samym czasie na terenie Kielc rozpuszczono pogłoski o ginięciu dzieci, uprowadzanie których przypisywane było Żydom. W dniu 3 lipca wieczorem chłopiec powrócił do domu. Później, podczas procesu ojciec chłopaka zeznawał, że nie pytał syna o to, gdzie był, lecz kazał mu się udać na spoczynek. Zainteresował się jednak tą sprawą sąsiad, a wtedy chłopiec - wracam do urzędowego aktu oskarżenia - "opowiedział wyuczoną i nieodpowiadającą prawdzie historię, jakoby spotkał na ulicy jakiegoś nieznajomego mężczyznę, który dał mu do niesienia paczkę i 20 zł na drogę. Mężczyzna jakoby zaprowadził go do domu zamieszkanego przez Żydów, gdzie odebrano mu paczkę i pieniądze, a jego samego wsadzono do małej i ciemnej piwniczki, nie dając mu jedzenia. Z piwnicy wydostał się on podobno potem przy pomocy jakiegoś chłopca, który podał mu przez okienko stołek, na który wszedłszy, uciekł oknem. Rodzice chłopca na [podstawie] takiej opowieści, podmówieni przez osoby postronne, ustalone w śledztwie, tego samego dnia wieczorem zameldowali o tym Milicji Obywatelskiej, a wersję o zatrzymaniu i powrocie chłopca szerzono celowo po mieście. Rano dnia następnego rodzice chłopca, podmówieni, poszli znów z chłopcem na milicję, prowadząc go przez most i opowiadając o wypadku znajomym. Chłopak po drodze wskazał dom przy ul. Planty 7, gdzie rzekomo go więziono, i pokazał pierwszego napotkanego przypadkowo Żyda jako na sprawcę tego. W tym samym czasie na ul. Planty gromadził się już tłum. Po przyjściu rodziców z chłopakiem na komisariat MO wysłany został patrol 6 milicjantów celem ujęcia rzekomo podejrzanego osobnika, który na skutek wskazania chłopca został ujęty i osadzony w komisariacie MO. Z komisariatu MO powtórnie wysłano patrol złożony z kilkunastu milicjantów celem przeprowadzenia rewizji i ustalenia miejsca, gdzie podobno miał siedzieć zatrzymany chłopak. Doraźne dochodzenie milicji ustaliło natychmiast ponad wszelką wątpliwość, że oświadczenia chłopaka są fałszywe i zmyślone, niemniej jednak podburzony tłum, widząc chłopaka i ulegając szerzonej przez agitatorów propagandzie, rozpoczął pogrom Żydów zamieszkałych przy ulicy Planty nr 7".

Tyle urzędowy akt oskarżenia. Moglibyśmy go uznać za prawdziwy opis początków wypadków, gdyby nie to, że jego analiza wywołuje pewne co do tego wątpliwości i gdyby nie sam proces sądowy, który wątpliwość tę jeszcze pogłębia.

Akt oskarżenia mówi, że chłopiec znikł 1 lipca 'w nieustalonych na razie okolicznościach'. Akt oskarżenia jest datowany 8 lipca, w chwili gdy to piszemy, jest 1 września, a zatem od 4 lipca upłynęło blisko już 2 miesiące. Prasa rządowa codziennie prawie porusza wypadki kieleckie, a jednak do tej pory władze rządowe nie kwapią się z ogłoszeniem tych okoliczności, choć jest to sprawa niezwykle doniosła. Nie mógł ich ustalić i prokurator, choć miał na to 4 dni czasu, a ściśle biorąc, nie powinien był się zgodzić na sporządzanie aktu oskarżenia, dopóki nie miał pełnego materiału dowodowego. Jeżeli chłopiec 1 lipca opuścił dom i udał się do wsi Pielaki, to mógł to zrobić z następujących powodów: albo uciekł z domu na skutek złego traktowania, albo urządził sobie wycieczkę samowolnie bez wiedzy rodziców, albo został do tego przez kogoś namówiony. Jest rzeczą dziwną, że nie udało się wydobyć od chłopca odpowiedzi na te pytania. Ale największej wątpliwości dostarczył sam proces sądowy. Urzędowy akt oskarżenia mówi, że chłopiec opowiadał 'wyuczoną i nieodpowiadającą prawdzie historię' o przetrzymaniu go przez Żydów. Wiceminister bezpieczeństwa publicznego Wachowicz opowiedział to przedstawicielowi SAP-u w sposób bardziej szczegółowy: "Dziecko wzięte na spytki przez dwie godziny powtarzało wyuczoną lekcję o Żydach i więzieniu, zamierzonym morderstwie itp. w obawie, że jeśli powie prawdę, zostanie ukarane przez rodziców. Po dwóch godzinach dziecko przyznało się do prawdy i wyszły na jaw szczegóły tej potwornej prowokacji, do której zdegenerowani przestępcy nie zawahali się użyć naiwnego dziecka"[3].

Otóż chłopiec ten był w świetle urzędowego aktu oskarżenia bezpośrednim i głównym sprawcą wypadków kieleckich dnia 4 lipca. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że on przede wszystkim powinien był być badany podczas procesu sądowego. Tymczasem w dniu 8 lipca na rozprawę sądową nie dostarczono go. Najważniejszy świadek oskarżenia był na procesie nieobecny, choć władze rządowe miały go w rękach. A przecież jeśli prawdą jest to, co podawał wiceminister Wachowicz, zeznania chłopca byłyby jak najlepszym argumentem na korzyść tezy wysuwanej przez akt oskarżenia. Komu zależało i na tym, by nie zeznawał w sądzie, by nie pokazał się obrońcom i publiczności?

Fakt, że Henryka Błaszczyka, głównego sprawcę zajść kieleckich, badał tylko prokurator, że jego zeznań nikt potem nie słyszał, że obrońcy nie mogli go pytać i nie widzieli nawet, podważa wybitnie prawdziwość urzędowego aktu oskarżenia.

Ale to nie koniec wątpliwości. Zaraz 4 lipca chłopca wraz z ojcem aresztowano i nie pozwolono nikomu się z nim widzieć. Siedzi on w więzieniu aż dotąd. Jeżeli po pewnym czasie nie zostanie on wypuszczony na wolność, ew[entualnie] oddany do jakiegoś domu poprawczego, lecz zaginie w więzieniu, to wówczas będzie wolno wyprowadzić z tego tylko jeden wniosek, a mianowicie, że prawdziwe zeznania chłopca były inne niż podawał urzędowy akt oskarżenia i że władze rządowe obawiały się, by chłopiec nie powiedział w sądzie co innego, niż one sobie życzyły.

Jeszcze jedna sprawa niejasna. Młody Błaszczyk wskazał na osobnika, który jakoby zaprowadził go do domu zamieszkanego przez Żydów. Osobnik ten został ujęty i osadzony w komisariacie. Tyle tylko mówi urzędowy akt oskarżenia na ten temat, nie podaje on nawet, jak się ów osobnik nazywał i kim był. Sprawę widocznie zbagatelizowano, choć była ona jedną z głównych przyczyn wypadków kieleckich. I znowu pytanie: dlaczego owego osobnika nie skonfrontowano w sądzie z Henrykiem Błaszczykiem, by temu ostatniemu dowieść kłamstwa? Dlaczego z góry, bez możności sprawdzenia tego przez adwokatów, przyjęto dziwną perwersję chłopca, który wskazał na pierwszego lepszego spotkanego po drodze Żyda? Niektórzy świadkowie mówią, i powtórzył to za nimi jeden z korespondentów pism zagranicznych[4], że Żyd ów nazywał się Antoni Pasowski. On to ich zdaniem wmówił w Błaszczyka, że Żydzi z domu Planty nr 7 chcieli go zamordować, a oprócz tego, sterroryzowawszy chłopca, kazał mu o tym opowiadać naokoło. Nie wiadomo dokładnie, na czym się ta wersja opiera, nie wydaje się ona jednak zmyślona, gdyż analiza wypadków raczej ją potwierdza niż podważa. Chłopiec musiał być przez kogoś namówiony do szerzenia opowiadania o postępowaniu Żydów. Sam nawet urzędowy akt oskarżenia nie mówi, że uciekł on z domu lub że zrobił samowolną wycieczkę, lecz że "znikł w nieustalonych na razie okolicznościach". Ktoś mu w tym zniknięciu pomógł. A dalej, jeśli chłopca istotnie nie męczyli Żydzi, to ktoś mu również kazał opowiadać o tym. Gdyby opowiadanie chłopca było całkowicie przez niego zmyślone, to niewątpliwie pokazano by chłopca w procesie sądowym na dowód, że sam przyznaje, iż kłamał. Tego nie zrobiono widać w obawie, by się nie wsypał. A wobec tego, kto namówił chłopca do opowiedzenia całej tej historii? Mogli to zrobić jacyś reprezentanci WiN czy NSZ lub też, co a priori biorąc, wydaje się paradoksalnym, sami Żydzi. Pierwszą możliwość omówiliśmy w rozdziale poprzednim, wykazując, że jest ona nie do przyjęcia. Pozostaje zatem druga, choć wydaje się, że jest nieprawdopodobna i absurdalna, bo wynikałoby z niej, że Żyd był głównym sprawcą mordowania Żydów w Kielcach. Czy jednak naprawdę jest ona absurdalna? Przed daniem odpowiedzi na to pytanie trzeba wspomnieć o dwóch wiążących się z nim zjawiskach. Po pierwsze faktem jest, że Żydzi europejscy pragną wywrzeć presję na rząd Wielkiej Brytanii, by oddał im w niepodzielne władanie Palestynę. Niedawno dokonany przez terrorystów żydowskich zamach w Jerozolimie na hotel króla Dawida, podczas którego zginęło podobno sporo Żydów, jest wymownym dowodem tej presji. Po drugie, aby łatwiej uzyskać możność wyjazdu do Palestyny, Żydzi europejscy starają się dowieść, że w niektórych krajach europejskich są prześladowani. Do takich krajów należy Polska, której Żydzi, zwłaszcza rosyjscy, szczególnie nie lubią za to, że nie chce dobrowolnie przyjąć narzucanego sobie ustroju komunistycznego. Ze względu na przytoczone zjawiska nie jest wykluczone, że ktoś z Żydów mógł skłonić Henryka Błaszczyka do opowiadania wyżej przytoczonej historii w przewidywaniu, że skłoni ona podniecony już i tak przeciw Żydom tłum do ekscesów, które będzie można potem obszernie wyzyskać. W świetle tej hipotezy jasne jest i zniknięcie Błaszczyka na trzy dni (obojętne jest przy tym, czy był od 1 do 3 lipca na wsi, czy też w piwnicy przy ul. Planty 7), i niepokazanie go nawet podczas procesu. Potwierdza ją także w sposób silny fakt, że milicja nie próbowała przeszkodzić tłumom w mordowaniu, co wyjaśnić można w ten tylko sposób, że takie miała rozkazy. Poniżej przytoczymy jeszcze więcej danych na potwierdzenie wyrażonej tu supozycji.

I wreszcie jedna jeszcze uwaga. Urzędowy akt oskarżenia twierdzi, że w czasie między 1 a 3 lipca rozpuszczono w Kielcach pogłoski o ginięciu dzieci. Twierdzenie to jest niezgodne z prawdą, bo wiadomości o ginieniu dzieci kursowały po Kielcach już wcześniej, jak o tym była mowa w rozdziale pierwszym. W czasie od 1 do 3 lipca świeżych na ten temat pogłosek, poza osobą Błaszczyka, nie było.

Przebieg zajść

Urzędowy akt oskarżenia, a za nim prasa rządowa, opisuje początek i przebieg zajść kieleckich w trzech zdaniach: z komisariatu milicji wysłano kilkunastu milicjantów, którzy mieli sprawdzić, czy Błaszczyk był rzeczywiście przetrzymany w domu Planty nr 7; po przybyciu na miejsce dochodzenie milicji "ustaliło natychmiast ponad wszelką wątpliwość", że oświadczenie chłopca jest fałszywe i zmyślone, "niemniej jednak podburzony tłum, widząc chłopaka i ulegając szerzonej przez agitatorów propagandzie, rozpoczął pogrom Żydów zamieszkałych przy ul. Planty 7".

Tyle ów akt urzędowy. Nie odpowiada on wcale na dwa budzące się przy tym pytania: w jaki sposób milicja ustaliła "ponad wszelką wątpliwość", że chłopiec mówił nieprawdę? Czy badano piwnicę domu i przesłuchiwano zamieszkałych w nim Żydów? I drugie pytanie: dlaczego milicjanci nie powstrzymali tłumów, choć było ich kilkunastu i choć akcja odbywała się na schodach, gdzie z braku miejsca tłum nie mógł być duży?

Te pytania okażą się zbędne, jeżeli przedstawi się przebieg tej sprawy ze szczegółami, które urzędowy akt oskarżenia prawdopodobnie celowo przemilcza.

Wszyscy świadkowie zeznają zgodnie, że wypadki zaczęły się około godz. 10. Do domu przy ul. Planty 7 przybył w towarzystwie tłumu mały oddział milicji, który zażądał otwarcia drzwi mieszkania na pierwszym piętrze w celu przeprowadzenia w nim rewizji. Żydzi odmówili, mówiąc, że otworzą tylko na rozkaz UB, to jest Urzędu Bezpieczeństwa. Ta odmowa rozjątrzyła zarówno milicjantów, jak i tłum, gdyż UB jest to organizacja analogiczna do niemieckiej Gestapo i kierowana przez Żydów. Wyglądało na to, że Żydzi chcą się tylko przed Żydami tłumaczyć, że nie mają zaufania do polskich milicjantów. Zgromadzony przed domem tłum szemrał, nastrój podniecały kobiety, między innymi jedna z nich, która zawodziła głośno: "Moja droga dziecina... Tu ją zamordowali". Kobiecie tej rzeczywiście miało zaginąć dziecko. Ktoś z tłumu, w cywilnym ubraniu, rzucił z ulicy kamieniem w szybę mieszkania żydowskiego, za tym posypały się inne kamienie. Wobec tego milicjanci znajdujący się na ulicy zaczęli nawoływać do spokoju, a jeden z nich czy też paru strzeliło w górę dla postrachu. Jedna z kul oderwała gzyms nad oknem mieszkania żydowskiego. Wśród tłumu zaczął się popłoch. I wtedy właśnie dano serię strzałów z okien domu zamieszkanego przez Żydów. Parę osób zostało rannych. Tłum zaczął uciekać, po chwili jednak zawrócił, gdy strzały umilkły.

To działo się na ulicy. Tymczasem w samym domu milicja wyważyła mieszkania na pierwszym piętrze, ale gdy drzwi zawaliły się pod naporem cisnących, posypała się nań seria strzałów. Zostało rannych parę osób i zabity jakiś oficer. Atakujący wycofali się z części schodów.

Fakt ten, że Żydzi zaczęli pierwsi strzelać do milicji i tłumu, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Stwierdzają to wszyscy bez wyjątku świadkowie. Pierwszymi ofiarami podczas zajść kieleckich byli zatem Polacy. Nawiasem mówiąc, posiadanie broni palnej jest w Polsce zakazane pod karą śmierci. Te strzały żydowskie sprowokowały dalszy bieg wypadków. Gdyby nie one, skończyłoby się prawdopodobnie wszystko na wybiciu szyb Żydom i milicjanci potrafiliby uchronić ich od linczu. Zaatakowani milicjanci odpowiedzieli jednak strzałami i zamiast rozpędzać tłum, stanęli po jego stronie. Świadkowie mówią, że wewnątrz domu Żydzi bronili się i granatami.

Na ulicy przed domem stał tłum coraz gęstszy. Około godz. 10 min 30 na ulicy zjawili się funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, ale zachowali się biernie, przyjmując tylko postawę obserwatorów. Zjawił się też silny oddział wojska i zaczął otaczać dom, usuwając z ulicy tłumy. Obserwatorzy stwierdzają, że był wówczas moment, gdy można było zlikwidować całe zajście, gdyby ze strony służby bezpieczeństwa padły odpowiednie po temu rozkazy, gdyby ktoś z nich wykazał należytą energię, gdyby służba bezpieczeństwa, milicja i wojsko chciały rzeczywiście działać. Tymczasem milicja i żołnierze prowadzili głośne rozmowy z tłumem. Widać było, że wojsko zwłaszcza podziela nienawiść do Żydów. Z tłumu wołano zresztą: "Niech żyje armia polska!". Jeden ze świadków naocznych opowiadał, że jeden z oficerów usłyszawszy, że Żydzi mordują "naszych", wyciągnął rewolwer i pobiegł do wnętrza domu. Tam również udała się i część żołnierzy. Milicjanci i żołnierze mordowali Żydów w mieszkaniach lub też bijąc ich kolbami, wyprowadzali na ulicę, a tu w obecności innych żołnierzy i milicjantów masakrowały ich zhisteryzowane jednostki. Nawet przewód sądowy stwierdził, że 2/3 Żydów zginęło z ran postrzałowych, a tylko 1/3 została zamordowana przez jednostki z motłochu. Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i teraz zachowywali się bezczynnie.

Gdyby Żydzi nie bronili się w swych mieszkaniach, byliby wymordowani lub pobici w ten sposób wszyscy w ciągu godziny. Tymczasem toczyła się walka o każde mieszkanie i powtarzało się zabijanie ich lub wywlekanie na ulicę.

Około godz. drugiej po południu zaczęła się druga faza zajść. Przyszli tłumem, przebywając przestrzeń około kilometra, a jednak nie powstrzymywani przez nikogo po drodze robotnicy z fabryki "Ludwików" i z tartaku państwowego, uzbrojeni w drągi, klucze francuskie itd. Robotnicy ci należą prawie wyłączali do dwóch partii rządowych, PPR i PPS. Zaczęło się jeszcze szybsze wyciąganie Żydów z domów i mordowanie ich na miejscu lub na ulicy, która została zasiana trupami. Dopiero po południu, około godziny trzeciej, tłum, nie mając już nic do roboty, zaczął się rozchodzić, atakując tu i ówdzie napotkanych po drodze Żydów. Stwierdza to i akt oskarżenia, pozwalając jednak w ten sposób na wniosek, że skoro zajścia trwały tak długo, to wynika z tego alternatywa: albo władze nie chciały przerwać mordowania Żydów, albo nie zostały usłuchane przez własnych ludzi. Jeśli przyjąć ten drugi wniosek, to wynika z niego inny. Widać mianowicie, jaki posłuch w wojsku, a nawet w milicji ma rząd obecny i jak wielka jest w masach nienawiść do głównych tego rządu zwolenników, tj. do Żydów.

Proces sądowy

Piętą achillesową urzędowego przedstawienia wypadków kieleckich jest niewątpliwie proces sądowy w tej sprawie. Rzuca on cień na szczerość tych, którzy go prowadzili i zdradza ich istotne tendencje. Do odpowiedzialności pociągnięto 12 osób, w tym tylko 6 spośród tych, którzy brali udział w zajściach. Jeśli się zwróci uwagę na to, że zamordowanych było 39 osób, a ranionych 40, to liczba oskarżonych jest wysoce niewspółmierna do liczby zabitych i rannych. Prokurator rządowy jednak inaczej postąpić nie mógł, gdyż istotnie spośród osób cywilnych zabijających było niewielu, 2/3 Żydów wymordowali i poranili milicjanci, żołnierze i robotnicy, a tych jako ludzi rządowych do odpowiedzialności prokurator pociągnąć nie chciał.

W celu zwiększenia, choćby sztucznego, liczby oskarżonych, a zarazem zapewne, aby bardziej zohydzić tych, którzy zabijali przy ul. Planty 7, połączono ich proces ze zwykłą sprawą bandycką, która rozgrywała się wprawdzie w tym samym dniu, ale miała zupełnie inny charakter. Oto milicjant Mazur wraz z trzema swymi towarzyszami wywiózł za miasto z ulicy Leonarda, odległej o prawie 1/2 kilometra od domu Planty 7, troje Żydów w celu rabunkowym, jak to stwierdza sam akt oskarżenia. Dwoje z tych Żydów bandyci zamordowali, jeden z Żydów uciekł. Sprawa ta nie miała nic wspólnego z antysemityzmem, gdyż ofiarą bandytów padają przecież i Aryjczycy, nie pozostawała też w żadnym związku z zajściami przy ul. Planty 7.

Na proces przyjechał najwyższy sąd wojskowy, choć według prawa nie jest on kompetentny do sądzenia spraw w pierwszej instancji ani do sądzenia spraw osób cywilnych, o ile ich czyn nie pozostaje w bezpośrednim związku z przestępstwem osób wojskowych. Władzom rządowym chodziło, zdaje się, o dobór takich sędziów, którym by można było zaufać. Byli też nimi niejacy Marian Barton, Antoni Łukasik i Stanisław Baraniuk. Pierwszy z nich miał wybitne cechy mongolskie, nie wyglądał na Polaka, dwaj pozostali mieli wygląd semicki. Innym zupełnie dziwnym pogwałceniem prawa był fakt, że o zajściach w dniu 4 lipca nie powiadomiono wcale prokuratora miejscowego, nie on też oskarżał przed tym sądem, lecz również specjalnie przysłany prokurator sądu najwyższego major Szponderski oraz miejscowy prokurator sądu wojskowego, Żyd Golczewski. Do obrony powołano z urzędu pięciu adwokatów, w tym tylko dwóch obrońców wojskowych, trzech zaś cywilnych. Gdy ci ostatni podnieśli zarzut, że nie są kompetentni do stawania w sądach wojskowych, sąd odpowiedział, że istotnie mógłby wyznaczyć na obrońców nawet żołnierzy, ale kieruje się dobrem oskarżonych. Nawiasem mówiąc, spośród tych trzech obrońców cywilnych jeden z nich, Zenon Wiatr jest znany jako żyjący b[ardzo] dobrze z kołami PPR, w ten sposób dwaj pozostali byli zmajoryzowani. Rola ich była tym trudniejsza, że nie występowali nigdy w sądach wojskowych, a co więcej, ze sprawą nie zdążyli się nawet zapoznać. Oto 8 lipca po południu zawiadomiono ich, że mają występować w sprawie zajść kieleckich dnia następnego o godzinie dziewiątej rano.

W ten sposób nie dano im nawet 24 godzin do przygotowania obrony, co więcej, uniemożliwiono im porozumienie z oskarżonymi. Na widzenie się z tymi ostatnimi dano im dosłownie niecałą godzinę czasu i to bezpośrednio przed samym procesem, gdy na dyskusje, na przygotowanie wspólnej linii postępowania ławy obrończej, a nawet na dokładne zapoznanie się z aktem oskarżenia było już stanowczo za późno. Zresztą akt oskarżenia przeczytano i podsądnym dopiero na godzinę przed zaczęciem rozprawy, wbrew kodeksowi postępowania karnego wojskowego, który daje oskarżonym 5 dni czasu od wręczenia lub odczytania aktu oskarżenia do rozprawy, wprawdzie podsądni podpisali oświadczenie, że zrzekają się tego przysługującego im okresu 5 dni, ale dziwne jest, że zgodzili się w ten sposób na utrudnienie zadania obrony, że nie porozumieli się w tej sprawie uprzednio z obrońcami, dziwniejsze, że zrobili to wszyscy, jeszcze dziwniejsze, że pozwolił na to sąd. Ten zupełnie niezrozumiały krok oskarżonych można wytłumaczyć jedynie tym, że tak im zrobić kazano i to prawdopodobnie w sposób, jaki jest praktykowany w polskich więzieniach. Jeden z oskarżonych miał świeże rany na głowie, inny wyraźnie powiedział na rozprawie, że go bito podczas śledztwa.

W procesie tym były jednak rzeczy jeszcze dziwniejsze. W ataku na Żydów brali udział i milicjanci, podczas zajść zabito paru Polaków (dwóch wylicza akt oskarżenia), którzy przecie nie padli z rąk polskich, a więc musieli być - sądząc nawet z aktu oskarżenia - zabici przez Żydów, wszyscy świadkowie stwierdzają, że pierwsi zaczęli strzelać do Polaków Żydzi, poza tym zajściom towarzyszyło zrozumiałe podniecenie. To wszystko powinno było być wzięte w rachubę przez sąd i wyjaśnione, bo rzucało światło na sprawę. Działanie w afekcie zawsze zmniejsza winę, zwłaszcza wtedy, gdy przestępca jest jednym z tłumu przestępczego, gdy jest przez tenże podniecany, niejako zachęcany. Sąd jednak z góry zastrzegł, że tych rzeczy poruszać obronie nie wolno. Obrońcy wiedzieli, co to znaczy, toteż ograniczyli się tylko do wysunięcia zarzutów natury czysto proceduralnej i do rzeczy drugorzędnych. Sąd nie zgodził się też na wysłuchanie świadków, których proponowali obrońcy.

Z tego wszystkiego widać, że sądowi chodziło tylko o demonstrację, o skazanie jak największej liczby ludzi, nie zaś o ustalenie istotnego przebiegu wypadków i w związku z tym prawdziwego stopnia winy oskarżonych.

Jeżeli urzędowy akt oskarżenia twierdzi, że w związku z osobą Błaszczyka tłum pod wpływem agitatorów rzucił się na niczego nieprzeczuwających, spokojnych mieszkańców domu przy ul. Planty 7, to jest zupełnie niezrozumiałe postępowanie sądu, bo przecież gdyby to było prawdą, to sąd nie zakazywałby prowadzenia tej sprawy, przeciwnie, położyłby na nią nacisk. Skoro jednak sąd nie dopuścił do rozprawy na temat początku zajść, to znaczy, że [mu] na tym zależało, że miał w tym jakiś interes. A z tego wynika jednak, że urzędowe wyjaśnienie początku zajść nie odpowiadało prawdzie. Obawiano się niewątpliwie usłyszenia od świadków takich faktów jak ten, że Żydzi nie chcieli wpuścić do swego mieszkania milicjantów, że pierwsi zaczęli strzelać, prowokując w ten sposób milicję i tłum, oraz faktu, że większość Żydów została zamordowana przez milicjantów, żołnierzy i robotników i że milicjanci państwowi wywlekali Żydów z mieszkania i oddawali ich na pastwę rozwścieczonego tłumu.

Uderzają w tym procesie poza tym dwie jeszcze niezwykle ciekawe okoliczności. Pierwsza to wygląd oskarżonych i ich zeznania. Prawie wszyscy mieli wygląd ludzi przestraszonych, jeden z nich powiedział, że go bito w więzieniu, innemu, który chciał odwołać swe zeznania uczynione w śledztwie, prokurator groził, że spotka go... - choć, zorientowawszy się, nie dokończył zdania. Sprowadzony na rozprawę ojciec Błaszczyka wyglądał jak człowiek niezupełnie normalny, był mocno nastraszony. W zeznaniach swych większość oskarżonych przyznawała się do wszystkiego, niektórzy mówili więcej nawet na swoją niekorzyść, niż powiedzieli podczas śledztwa, a wszyscy podawali to, czego od nich żądano. Słowem był to typowy proces, taki, jakie się często odbywają na Wschodzie, a które są tajemnicze dla ludzi Zachodu.

Prokurator Golczewski w swym oskarżeniu obszernie opowiadał o faszyzmie i reakcji, choć na omówienie tła i początku zajść sąd nie pozwolił, ubliżał obrońcom, choć byli przecie naznaczeni z urzędu, obrzucał błotem patriotyzm i honor Polaków, choć to miało miejsce w polskim sądzie. Napadał na Kościół katolicki, choć przedstawicieli tego Kościoła nie pytali wcale, co sądzą o wypadkach kieleckich. Bez żadnego dowodu, bez przytoczenia choćby jednego świadectwa przyjął za pewnik, że chodziło o pogrom zorganizowany przez podżegaczy spod znaku Andersa i że tłum pierwszy wpadł na spokojnych, niewinnych Żydów. Sąd nie zajął się sprawdzeniem prawdy tych powiedzeń, nie przeprowadził na ten temat śledztwa, nie dopuścił proponowanych przez obronę świadków, odrzucił wszystkie wnioski obrony. Nie pozwolił na omawianie genezy zajść i udziału w nich milicji, bezpieczeństwa i wojska. Rozprawie nie przewodniczył żaden z sędziów, lecz sam prokurator udzielał głosu obrońcom i oskarżonym. Zamiast stwierdzić tylko winę oskarżonych, skoro na inne tematy mówić nie pozwolono, sąd w wyroku swym przyjął bez dowodu łączność zajść kieleckich z zagranicą, uznał wypadki za dzieło agentów generała Andersa. Zabawił się też w propagandę, twierdzącą, że Polska Ludowa musi walczyć z pozostałościami faszyzmu.

Fakt, że sąd przyjął za pewnik te rzeczy, co do których nie było żadnych absolutnie dowodów, których nawet nie pozwolił poruszać, wskazuje na to, że sąd ten działał na rozkaz z góry, że cały proces był tylko parodią. Sądowi nie chodziło widać o zbadanie przyczyn zbrodni, lecz o wyzyskanie jej dla celów propagandowych, o użycie jej na korzyść polityki rządu.

W związku z tym pozostaje druga ważna okoliczność. Wypadki kieleckie niezależnie od ich tła, niezależnie od tego, że były sprowokowane, niezależnie od tego, że władze rządowe mogły, lecz nie chciały do nich nie dopuścić, były jednak zbrodnią zostawiającą plamę na społeczeństwie polskim. Wiadomo było, że czynniki wrogie Polsce będą się starały atakować ją z tego powodu. Każdy uczciwy rząd polski, tak jak każdy rząd na świecie, z obowiązku starałby się przedstawić wypadki kieleckie jak najsumienniej, podać wszystkie okoliczności łagodzące, bo takie były niewątpliwie, zabijający w Kielcach nie byli przecież zawodowymi zbrodniarzami. W tym wypadku zaniechano tego jednak, a nawet z góry zabroniono poruszać te okoliczności łagodzące, nie dopuszczono do omawiania prawdziwego początku zajść, starając się w ten sposób o ułatwienie roboty czynników zohydzających społeczeństwo polskie. Sąd kielecki, odbyty w dniach 9-11 lipca, wykazał niezbicie, że tymczasowemu rządowi polskiemu chodziło o przedstawienie wypadków kieleckich z 4 lipca w świetle możliwie jak najgorszym.

Oprócz powyższych danych potwierdzeniem tego jest fakt, że rozprawie sądowej starano się nadać możliwie jak najsilniejszy rozgłos, że ściągnięto na nią nie tylko tłum sprawozdawców polskich pism rządowych, ale i sprawozdawców cudzoziemskich. Rząd nie miał czasu na to, by go udzielić obrońcom na zapoznanie się z materiałem oskarżenia, otrzymali tylko parę godzin, ale miał czas na zawezwanie i sprowadzenie całego tłumu korespondentów pism zagranicznych. Liczono widać na to, że nie znając stosunków polskich, a specjalnie kieleckich, nie zorientują się w tym, że proces był z góry wyreżyserowany, że usunięto zeń wszystko, co mogło być niewygodne rządowi, a pokazano tylko to, o co rządowi chodziło. Zdaje się, że zamiar ten na ogół się udał.

Prasa rządowa o wypadkach kieleckich. Rola Kościoła

Prasa rządowa, a niestety także informowana przez nieuczciwych lub naiwnych korespondentów część prasy zagranicznej, zaczęła wyprowadzać z wypadków kieleckich następujące wnioski:

1) Agenci faszystowscy, agenci generała Andersa organizują w Polsce pogromy Żydów.

2) Ci, którzy nie chcą potępić wypadków kieleckich w ten sam sposób, jak to robi prasa rządowa polska, są związani z faszyzmem i z generałem Andersem. Takimi są w Polsce członkowie PSL Mikołajczyka i dlatego należy stronnictwo to rozwiązać.

3) Ponieważ zabijający Żydów w Kielcach byli katolikami i ponieważ Kościół katolicki nie chce również potępić wypadków kieleckich w sposób wymagany przez rząd, Kościół zatem odpowiada za te wypadki, jest antysemicki i faszystowski, dlatego też uzasadnione jest podjęcie z nim walki i osłabienia jego wpływów.

4) W społeczeństwie polskim jest jeszcze wiele wpływów faszystowskich, czego dowodem jest okazany w Kielcach antysemityzm, a zatem całkowicie uzasadnione jest postępowanie tymczasowego rządu polskiego.

Wnioskom tym trzeba się przypatrzyć z bliska. Co do pierwszego z nich, to abstrahując w tej chwili od zagadnienia, co robią w Polsce agenci faszystowscy i agenci generała Andersa, bo to nie należy do omawianej przez nas sprawy, powiedzieć trzeba, że proces sądowy nie dostarczył ani jednego dowodu, by wypadki kieleckie były przygotowane przez andersowców. Jeden tylko świadek Henryk Witelis mówił, że 4 lipca w Piekoszowie pod Kielcami bił Żydów tłum ludzi, wśród których był mężczyzna w mundurze armii gen. Andersa. Sprawa ta jednak nie wiąże się z wypadkami kieleckimi, wyżej wykazaliśmy, że zajścia kieleckie nie mogły być dziełem andersowców i że większość Żydów wymordowali żołnierze, milicja rządowa i członkowie partii rządowych.

Co do stanowiska PSL, to potępiła ona niedwuznacznie mordy kieleckie, ale znając metody postępowania tymczasowego rządu polskiego i znając, zdaje się, prawdziwy przebieg wypadków kieleckich, chciała widać zgodzić się na sposób potępienia wymagany przez rząd, aby wbrew prawdzie nie zohydzać własnego społeczeństwa.

Najcięższe zarzuty z racji wypadków kieleckich spadły na Kościół katolicki i jego hierarchię, dlatego też sprawę tę należy omówić obszernie. Chodzi tu o odpowiedź na pytania:

Czy Kościół w Polsce szerzył antysemityzm?

Czy księża kieleccy mogli, lecz nie chcieli powstrzymać mordu kieleckiego?

Czy Kościół odmówił potępienia zbrodni kieleckiej?

Pierwsze z tych pytań właściwie nie wymaga odpowiedzi. Nauka Kościoła, głosząca że każdy człowiek jest bliźnim i że zabijać ani krzywdzić nikogo nie wolno, jest zupełnie wyraźna. Kościół potępia skrajny nacjonalizm i walkę klas. Postępowanie księży nie było i nie jest odmienne. Najlepszym tego gwarantem jest sama prasa rządowa, która choć zajmuje się tym problemem niezwykle obszernie, nie potrafiła zacytować ani jednego orędzia biskupiego o charakterze antysemickim, nie potrafiła przytoczyć żadnego nazwiska księdza katolickiego, który by do napadania i bicia Żydów zachęcał. Prasa rządowa zgodnym chórem atakuje kardynała Hlonda za jego wywiad udzielony sprawozdawcom pism zagranicznych na temat wypadków kieleckich, choć nigdy w całości go nie przedrukowała, lecz operowała zawsze powyrywanymi z kontekstu, a często poprzekręcanymi zdaniami. Prymas Polski dał w tym wywiadzie krótki, lecz prawdziwy obraz wypadków kieleckich. Stwierdził więc, że w Polsce istnieje niechęć do Żydów, gdyż zajmują oni wybitne stanowiska rządowe i starają się zaprowadzić ustrój komunistyczny. Na tym tle stają się zrozumiałe wypadki kieleckie, które jednak kardynał uważa za opłakane, które też jego zdaniem Kościół jako zabójstwo potępia. Ale jeżeli należy ubolewać nad tym, że na froncie politycznym w Polsce giną Żydzi, to trzeba ubolewać również i nad tym, że giną, i to w znacznie większej ilości, Polacy. Oświadczenie to jest tak zgodne z prawdą, że prasa rządowa w Polsce nie ośmieliła się podać go w całości, zrozumiałe jest jednak, że musiało ono wywołać jej wściekłość, bo trudno inaczej nazwać ataki na czczonego przez 90% Polaków prymasa.

Prasę rządową zabolały dwie prawdy: jedna o roli Żydów, druga o mordowaniu Polaków. A przecie obydwie są niewątpliwe. Mówiliśmy już wyżej o pierwszej. Co do drugiej, to podkreślić należy, że codziennie niemal giną z rąk członków partii rządzących, z rąk milicji i służby bezpieczeństwa działacze PSL, działacze opozycji.

W jednym tylko powiecie miechowskim ludzie rządowi wymordowali 260 chłopów polskich w ciągu 7 tygodni. A jednak choć zabójcy są znani, nie aresztuje się ich, nie wytacza się im procesów. Milczy na ten temat prasa polska, nic o tym nie wie prasa zagraniczna. Stąd nic dziwnego, że gdy prymasa Polski zapytano, co sądzi o jednej zbrodni, zbrodni kieleckiej, odpowiedział, że potępia wszystkie, zarówno tę, której rząd nadal rozgłos, jak i te, o których mówić nie pozwala. Żaden biskup katolicki, żaden uczciwy człowiek nie mógłby się w tej sprawie wyrazić inaczej. Odmiennie sądzą tylko ludzie nieorientujący się w sytuacji lub ci, którzy uważają, że zabójstwo może być niedozwolone, ale może też być godne polecenia.

Czy księża kieleccy mogli, lecz nie chcieli powstrzymać mordów kieleckich?

W sprawie tej należy stwierdzić, co następuje. Biskup kielecki ks. Czesław Kaczmarek był wówczas w Kielcach nieobecny, gdyż od 4 czerwca do 24 lipca przebywał na Dolnym Śląsku. Zastępował go p.o. wikariusza generalnego ks. Piotr Dudziec. O zbiegowisku tłumu i mordowaniu Żydów przy ul. Planty 7 nikt nikogo z księży nie zawiadamiał. Przypadkiem dowiedział się o tym proboszcz parafii katedralnej ks. Zelek około godziny jedenastej i natychmiast udał się na miejsce wypadków. Zatrzymali go jednak żołnierze, mówiąc, że wszystko się już skończyło i że cywile muszą ulicę opuścić. Istotnie, przed domem Planty 7, jak to stwierdzają świadkowie, osób cywilnych wówczas nie było.

Około godz. 2 minut 20 po południu na wiadomość, że zabijanie Żydów zaczęło się na nowo, 5 księży udało się w dwóch grupach na ulicę Planty 7. Przybyli około godz. 3, ale i tym razem tłumu na ulicy nie było. Dom był otoczony kordonem wojska, a żołnierze poinformowali księży, że są niepotrzebni, bo wszystko się już skończyło. Rzeczywiście, jak to stwierdzają wszyscy świadkowie, zajścia przy ulicy Planty zakończyły się około godz. ósmej. Niewątpliwie gdyby księża zjawili się na ulicy Planty o godzinie 10 minut 15, może by ich rola mogła być aktywniejsza, ale milicja i Urząd Bezpieczeństwa nie uważały widać za wskazane wezwać ich na miejsce, tak jak i nie sądziły, by należało wezwać prokuratora. Oczywiście obecnie łatwiej jest za to na księży napadać.

Czy Kościół odmówił potępienia

zbrodni kieleckiej?

Mówiliśmy wyżej o potępieniu jej przez przedstawiciela Kościoła w Polsce, kardynała Hlonda. Nie inaczej mogli postąpić inni biskupi polscy. W samych Kielcach zaraz 5 lipca wojewoda kielecki zwołał przedstawicieli miasta i duchowieństwa w sprawie wydania odezwy nawołującej kielczan do spokoju. Projektu takiej odezwy zebranie jednak nie przyjęło. Uchwalono, by odezwę taką przygotowała Kuria Biskupia. Ta istotnie przygotowała ją w dniu 6 lipca, ale władze rządowe jej nie opublikowały. To też Kuria przygotowała inną odezwę i kazała ją odczytać z ambon kościołów kieleckich w niedzielę dnia 7 lipca. Przyczyniła się ona wybitnie do uspokojenia umysłów w Kielcach. W dniu 11 lipca Kuria wydała do całej diecezji drugą odezwę. Wymowa jej jest niedwuznaczna, zupełnie wyraźna. Zbrodnia i zbrodniarze zostali potępieni z całą stanowczością. A jednak dziwna rzecz, odezwy tej prasa rządowa nie tylko nie przedrukowała, lecz ją w ogóle przemilczała, nie przestając mimo to atakować Kościoła w Polsce za jego milczenie w sprawie ekscesów kieleckich. Prasa ta domaga się zarazem zbiorowego wystąpienia Episkopatu polskiego przeciwko antysemityzmowi. Jest to żądanie paradoksalne, a nawet ubliżające Kościołowi. Poza tym jest ono niewykonalne nie tylko z przyczyn o charakterze zasadniczym. Ogromna większość Żydów w Polsce, jak już mówiliśmy wyżej, szerzy gorliwie komunizm, pracuje w osławionych urzędach bezpieczeństwa, dokonuje aresztowań, pastwi się nad aresztowanymi i zabija ich, a za to spotyka się z niechęcią społeczeństwa, które komunizmu nie chce, a metod Gestapo ma już dosyć. I oto Kościół, stosownie do życzenia prasy rządowej, ma uroczyście ogłosić, że ta niechęć społeczeństwa jest nieuzasadniona, że postępowanie Żydów jest całkiem niewinne, że winni są tylko Polacy, którzy się na nich oburzają.

To jest właśnie prawdziwy sens żądań prasy rządowej. Przemilcza się to, że Kościół codziennie i stale głosi wykluczającą antysemityzm miłość bliźniego, że jak najszczerzej i najchętniej wyciąga rękę do Żydów dobrej woli, że zakazuje niezwykle surowo napadania na Żydów (zabójstwa kieleckie nazwano przecie w odezwie Kurii Kieleckiej z 11 lipca "zbrodnią wołającą o pomstę do Boga", godną całkowitego i bezwzględnego potępienia), ale żąda się, by Kościół publicznie, urzędowo orzekł, że Polacy i katolicy nie mają do nich słusznej urazy.

Wygląda to na żądanie od Kościoła, by zaaprobował system terroru, jaki jest obecnie w Polsce stosowany.

Jeżeli prasa rządowa stale wytyka Kościołowi miłość bliźniego, którą się jakoby w stosunku do Żydów nie odznacza, jeżeli ustawicznie mówi o jego obowiązkach, to może wreszcie sprowokować Episkopat Polski, że wykona on to żądanie i spełni swój obowiązek, a mianowicie powie katolikom polskim całą prawdę, nie tylko o zabijaniu Żydów, ale i mordowaniu tych tysięcy Polaków, po śmierci których nie urządza się śledztwa i wspaniałych procesów sądowych, o których nie mówi się przez wszystkie radia i o których nie piszą dzienniki całego świata.

Następstwa procesu sądowego w sprawie wypadków kieleckich

Zajścia kieleckie tymczasowy rząd polski rozgłosił możliwie jak najbardziej, postarał się o to, by dowiedziała się o nich jak najobszerniej zagranica, urządził proces-mon-stre w stosunku do zabójców. Genezy wypadków nie pozwolił poruszać przed sądem, ale choć cała prasa rządowa stale i obszernie mówi o niej już przez dwa miesiące, prawdy niezupełnie dało się zataić.

Nie w prasie, bo o tym pisać nie wolno, ale prywatnie w społeczeństwie zaczęto stawiać pytania, na które proces nie dał odpowiedzi, których w sposób niezrozumiały nie poruszył i nie wyjaśnił. A więc pytano na przykład o to, w jaki sposób zginęli podczas zajść dwaj Polacy, skoro Polacy byli stroną napadającą, a Żydzi bezbronnymi? Jak wytłumaczyć śmierć oficera, który przecież był uzbrojony i któremu towarzyszyli żołnierze? Jak wyjaśnić zjawisko, że mordowanie Żydów mogło się odbywać w biały dzień i to przez 8 godzin[6].

Pytania te, a może i odpowiedzi, jakie na nie dawano, dochodziły prawdopodobnie do wiadomości władz rządowych, te ostatnie musiały coś robić, aby zapobiec wytworzeniu się przekonania, że proces z 8-11 lipca nie odtworzył całej prawdy, że przeciwnie, tylko ją zaciemnił. 1 oto 15 lipca, tj. w 11 dni po wypadkach kieleckich, PAP podała suchą notatkę, że w związku z wypadkami w Kielcach zostali aresztowani szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach Sobczyński, wojewódzki komendant milicji i jego zastępca oraz komendant komisariatu. Jako powód aresztowania podano nie dość energiczną działalność władz podczas wypadków[7]. Krok ten miał dać odpowiedź na pytania, które sobie wszyscy w związku z wypadkami kieleckimi zadawali. Nie można jednak wytłumaczyć wszystkiego brakiem energii tych paru oficerów rządowych, szereg pytań nadal czeka na odpowiedź. Zresztą nawet fakt ów aresztowania powiększa tylko wątpliwości, bo przecie gdy wypadki kieleckie czekały na proces tylko 4 dni, to od aresztowania tych oficerów upłynęło już półtora miesiąca. Aż do tej pory nie wytoczono im procesu, choć minister bezpieczeństwa, komunista Radkiewicz, w rozmowie z korespondentem "New York Timesa" przyznał winę Urzędu Bezpieczeństwa w wypadkach kieleckich[8] i choć mogliby oni wiele powiedzieć o genezie i początku zajść, nie wiadomo nawet, czy osadzono ich w więzieniu. Informacja o tym byłaby tym bardziej wskazana, że są pogłoski, iż aresztowano ich tylko dla pozoru, że w rzeczywistości Sobczyński otrzymał już pod zmienionym nazwiskiem awans na inne stanowisko. W rezultacie coraz więcej osób nie wierzy dziś w urzędową wersję o zajściach kieleckich, nawet część prasy zagranicznej zaczyna się na nią patrzeć krytycznie. Istotnie, analiza dokładna całej tej sprawy oraz zeznania świadków naocznych, którzy nie są kupieni lub sterroryzowani, jak to miało miejsce w procesie kieleckim, obalają tę wersję zupełnie.

Wnioski i zakończenie

Analiza wypadków i zeznania świadków doprowadzają nas do następujących wniosków w sprawie zajść kieleckich 4 lipca 1946 r. Wskutek komunistycznej działalności Żydów wytworzyła się w stosunku do nich nienawiść szerokich mas w Polsce. Rzeczywiste wypadki ginięcia dzieci w Kielcach przypisywane Żydom nie wywołały jej, lecz powiększyły ją w wysokim stopniu. Z tego postanowiły skorzystać pewne komunistyczne czynniki żydowskie w porozumieniu z opanowanym przez siebie Urzędem Bezpieczeństwa, aby wywołać pogrom, który by dało się potem rozgłosić jako dowód potrzeby emigracji Żydów do własnego kraju, jako dowód opanowania społeczeństwa polskiego przez antysemityzm i faszyzm i wreszcie jako dowód reakcyjności Kościoła, którego zabijający byli członkami. W tym celu władze bezpieczeństwa nie zapobiegły powstającemu zbiegowisku, nie zawiadomiły o zajściu prokuratora, nie dały rozkazów milicji i wojsku do energicznego wystąpienia. Władze bezpieczeństwa nie przewidziały jednak, jak się zdaje, rozmiarów zajścia. Żydzi z ulicy Planty nr 7, niechcący na skutek instrukcji czy też z innych powodów otworzyć drzwi milicji, sprawili tym, że zaczęła je wyważać siłą. Odpowiedzieli na to strzałami, które spowodowały atak na nich milicji i motłochu, przy czym milicjanci i żołnierze chwytali Żydów, mordowali ich lub wydawali tłumowi na ulicy, a ten pastwił się nad nimi na oczach oddziałów milicjantów i wojska. Przedstawiciele Urzędu Bezpieczeństwa ograniczyli się tylko do obserwowania osób, zresztą w drugiej fazie zajść nie byli już w stanie ich opanować, gdyż większość milicji i wojska sympatyzowała z tłumem.

Do mordujących na ulicy Planty 7 należy zaliczyć milicjantów i żołnierzy, robotników oraz zebrany przypadkowo motłoch. Aresztowań dokonano tylko wśród tego ostatniego, gdyż posadzenie na ławie oskarżonych także milicjantów i robotników, będących członkami PPR, uniemożliwiłoby ukucie zarzutu, że mordowali tylko katolicy, uniemożliwiłoby atakowanie Kościoła katolickiego oraz andersowców i PSL. Ponieważ odsłonięcie całej prawdy o wypadkach skompromitowałoby rząd wobec społeczeństwa polskiego i zagranicy, a nawet wobec Żydów, których krwi chciano użyć dla celów politycznych, przeto na procesie nie pozwolono omawiać początków zajścia, gdyż świadkowie procesu mogliby się z tego domyślić istoty rzeczy.

Tak się przedstawiają w świetle bezstronnego badania wypadki kieleckie z dnia 4 lipca 1946 r. Wnioski nasze pozwalają na danie łatwej odpowiedzi na pytania, któreśmy w toku niniejszych rozważań wysuwali. Na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Ci, którzy zabijali w Kielcach, godni są niewątpliwie najsurowszego potępienia niezależnie od tego, że byli sprowokowani, że działali w afekcie. Wszelki antysemityzm jest uczuciem poniżającym człowieka i nieetycznym. Mordowanie ludzi, choćby innej rasy czy przekonań, czy klasy społecznej, jest zawsze zbrodnią. Ale jeżeli w dniu 8 lipca zasiadło na ławie oskarżonych tylko 8 zabijających, to nie można tego nazwać aktem sprawiedliwości, bo powinni na niej zasiąść także i ci, którzy do wypadków kieleckich doprowadzili, którzy je sprowokowali, którym na nich zależało.

Nie umieścił ich wśród oskarżonych sąd, ale umieszcza ich moralnie opinia polska. Umieszcza ona na ławie oskarżonych i tych wszystkich, którzy sieją nienawiść, którzy ze zbrodni kieleckiej robią towar na sprzedanie, starając się pogłębić różnice w społeczeństwie polskim i zohydzić Polskę zagranicy.


Źródło: Akta śledztwa, t. 3, k. 521-538, kopia, mps.

Raport ks. bp. Czesława Kaczmarka pochodzi z tomu przygotowanego przez Instytut Pamięci Narodowej: "Wobec pogromu kieleckiego", pod redakcją Łukasza Kamińskiego i Jana Żaryna, Warszawa 2006, s. 185-201

[1] "Dziennik Łódzki" z 10 VII 1946, nr 186 [tu i dalej przypisy w oryginale dokumentu, oznaczone numerami od 1 do 8],

[2] "Dziennik Łódzki" cyt[owany] wyż[ej] poprawił tu [sformułowanie użyte przez] prokuratora na "rząd emigracyjny". Taki okrzyk byłby możliwy, choć świadkowie go nie potwierdzają

[3] "Dziennik Polski", 19 VII 1946, nr 195.

[4] "Catholic Herald", 26 VII 1946, nr 3152.

[5] Próbką mówienia prawdy przez prasę rządową jest fakt podany w czołowym jej tygodniu kulturalnym "Odrodzenie" z dnia 25 VIII 1946 r., że Żydzi telefonowali do biskupa, lecz ten nie chciał się udać na miejsce wypadków.

[6] Tak głosi akt oskarżenia, w rzeczywistości zajścia trwały od godz. 9.00 do 3.00 po południu, z przerwą trzygodzinną.

[7] "Dziennik Polski", 16 VII 1946, s. 2.

[8] Zob. "The Tablet" z 10 VIII 1946, s. 1, szp.


Kategorie: Polska-Izrael, historia, holocaust, antysemityzm, _blog


Słowa kluczowe: pogrom kielecki, raport biskupa Kaczmarka


Komentarze: (0)

Skomentuj notkę
W:3
16 lipca 2005 (sobota), 12:24:24

Rewolucja Francuska. Wielka?

Przedwczoraj była rocznica. Świętowało ją wiele osób, nie tylko we Francji ale ja coraz bardziej dochodzę do wniosku, że nic dobrego z tej rewolucji nie wyszło. Więcej - to co wyszło przynosi skutki fatalne. Że niby "wolność, równość, braterstwo"? No właśnie - niby! To tylko piękne hasła, utopie, bo nie ma i nie będzie równości (ja np. mam nadwagę a kumpel chudzielec taki...). Co to za braterstwo jak nie ma się ojca? A wolność? Co to właściwe jest wolność? Prędzej frywolność! No właśnie - po tej rewolucji wyszła frywolność, wyszło "róbta co chceta", wyszło że "Boga nie ma a jeżeli nawet jest to nie jest nam potrzebny do niczego".

Nie doczytałe tego jeszcze ale wiem, że JP2 napisał w "Wiara i tożsamość" niezły tekst o tej rewolucji. Kawałek, który słyszałem w radiu zaimponował mi bardzo - może doczytam. Ale dziś, w rocznicę lepiej będzie jak z Panem Bogiem pogadam o tym wydarzeniu i nie będę mu bynajmniej dziękował - lepiej za takie numery przepraszać nawet gdy nie brało się w nich udziału.

A obrazek Delacroix przedstawia nie Wielką Rewolucje Francuską ale następną rewolucje z 1830 roku. A dałem taki bo taki miałem i już.

Dopisek:

Co jest większe: Wielka Rewolucja Francuska czy też Wielka Brytania? A. powiedziała wczoraj, że przebudzenie Wesleya (a więc metodyści) było czynnikiem, który uchronił Anglie od podobnej rewolucji. Coś w tym jest!

Dopisek 2018:

  • Tych rewolucji francuskich to było sporo
    • Wielka to 1789 - głowy leciały równo;
    • Lipcowa to 1830 - odpowiedź ludzi na próbę rekonstrukcji przez króla monarchii absolutnej (Wikto Hugo opisał jeden z epizodów w Nędznikach);
    • Czerwcowa 1848 - coś jak nasza Wiosna Ludów, z tej rewolucji pochodzi ten obrazek, co go tu umieściłem;
    • Komuna Paryska w 1870 roku, po wojnie francusko-pruskiej.
  • Jeszcze raz: Obrazek pana Delacroix nie dotyczy tej wielkiej rewolucji. Ale jest ładny.
  • 2020 - liberté, égalité, fraternité!

Kategorie: historia, _blog, historia/polityka


Słowa kluczowe: rewolucja, rewolucja francuska, Delacroix, wolność, równość, braterstwo, komuna paryska


Komentarze: (4)

Żelazny, August 4, 2005 07:16 Skomentuj komentarz


"Pamięć i Tożsamość"

Tu jest prosto i jasno o demokracji:
http://www.mikolaj-bydgoszcz.home.pl/pamitoz/rozdzial_5.htm

Martynaaa ;**, October 6, 2011 15:11 Skomentuj komentarz


Aha ^^ .

mobi, July 17, 2005 00:27 Skomentuj komentarz


tak, to była definitywnie porażka

nestor, July 16, 2005 12:46 Skomentuj komentarz


Z jednej strony wielka nagonka na Inkwizycje, a z drugiej wielkie peany na czesc Rewolucji, ktora w samej Wandei zabila 200 tysiecy bezbronnych ludzi. A do tego dziesiatki kosciolow sprofanowanych. Nie ma to jak relatywizm...
Skomentuj notkę
30 grudnia 2003 (wtorek), 00:27:27

Historia - rozważania na koniec roku

#1. Inspiracja

Kalendarz

Skończył mi się kalendarz i to chyba normalne o tej porze roku. Oczywiście mam już nowy, ale ta zmiana jest kolejny dowodem na upływ czasu.

Kalendarz na rok 2003 odłożę za chwilę na półkę koło kalendarzy 2001, 2000, 1999, 1998 ... ale przy okazji odkładania zajrzę z ciekawości np. do tego z 1994 roku. Zajrzę po to aby przypomnieć sobie co robiłem 16 marca koło 12.oo - może to być bardzo interesujące! Może nawet uda się odczytać, odtworzyć, przypomnieć sobie dlaczego robiłem to czy tamto, o czym wtedy myślałem, co było moim problemem, jakimi wartościami się kierowałem działając tak lub inaczej. Odczytywanie tego na pewno będzie interesujące, bo moje działania w tamtym czasie też były interesujące. Fajnie jest mieć kalendarze!

Elektronika

Jak co roku (od kilku lat) zastanawiam się czy skończyć z papierem w kalendarzach i przejść na nowoczesność i mieć w kieszeni kolejny gadżet: palmtopa, packed-pc czy jak tam się to zwie. Zastanawiam się ...

W tym roku dostałem dodatkowy argument za zmianą: mam już takiego iPAQ'a (ponoć dość dobry), który jak na razie służy nam główne do układania pasjansa. Mam też drugi argument - do zapisywania przemyśleń uruchomiłem elektronicznego bloga, który w porównaniu z papierem wnosi mi więcej ekspresji w formie wyrazu . Czy jest on jednak tak samo trwały jak moje papierowe kalendarze z wklejkami na notatki i przemyślenia? A jakiej trwałości oczekuje? Na ile mi to lat jest potrzebne?

Mimo tych dwóch mocnych argumentów decyzji jeszcze nie podjąłem, choć nie - a właściwie to już podjąłem - dziś dokonałem bowiem pierwszego wpisu do nowego kalendarza papierowego. Czyżby kolejny rok bez zmian?

#2. Definicja pojęcia „historia”:

Historia to nauka zajmująca się opisem procesu zmian, odtwarzaniem i opisywaniem faktów historycznych oraz wydarzeń z przeszłości.

#3. Refleksja: do czego może się mi przydać historia?

  • W celu znajdowania zasad rządzących światem i dalszemu postępowaniu z wykorzystaniem tych zasad. W celu uczenie się, zdobywanie wiedzy i nabywania mądrości.
  • W celu zrozumienia własnej tożsamości. Odpowiadając sobie na pytanie „skąd jestem” łatwiej wnioskować na temat „dokąd zmierzam”.
  • W celu weryfikowania proroctw a co za tym idzie i proroków. Dziwne? Pewnie tak, ale bez historii tego się zrobić nie da, za to proroków namnożyło się nam na potęgę.

#4. Co Jahwe mówi o historii

Fragment:

Wspomnijcie rzeczy minione od wieków! Tak, Ja jestem Bogiem i nie ma innego, Bogiem, i nikogo nie ma jak Ja. Obwieszczam od początku to, co ma przyjść, i naprzód to, co się jeszcze nie stało. Mówię: Mój zamiar się spełni i uczynię wszystko, co zechcę.
(Księga Izajasza 46.9-10)

Odkryte we fragmencie myśli:

  • Bóg zachęca do studiowania historii.
  • Bóg zapowiada co będzie w przyszłości, ujawnia swoje zamiary.
  • Bóg mówi, że ma moc wykonać wszystkie swoje zamiary. Przedstawia się jako Absolut.
  • Bóg pozwala się sprawdzać – wystawia się na weryfikację i nawet do niej zachęca.

Zastosowanie

Boga należy sprawdzać! Należy studiować proroctwa i sprawdzać, czy wykonują się. Skoro obwieścił to warto wiedzieć co obwieścił.

#5. Co Hegel mówi o korzystaniu historii:

Cytat:

"Historia uczy, że ludzie nigdy niczego nie nauczyli się z historii." (Georg Wilhelm Friedrich Hegel)

Komentarz:

To bardzo smutna obserwacja.

#6. Co Bóg mówi do Izraelitów o nich samych

Cytat:

Wy jesteście moimi świadkami (...) i moimi sługami, których wybrałem, abyście mogli poznać i uwierzyć Mi, oraz zrozumieć, że tylko Ja istnieję. 

Boga utworzonego przede Mną nie było ani po Mnie nie będzie. Ja, Pan, tylko Ja istnieję i poza Mną nie ma żadnego zbawcy.

To Ja (1) zapowiedziałem, (2) wyzwoliłem i (3) obwieściłem, a nie ktoś obcy wśród was. Wy jesteście świadkami moimi (...) że Ja jestem Bogiem, owszem, od wieczności Nim jestem.

I nikt się nie wymknie z mej ręki. Któż może zmienić to, co Ja zdziałam?

(Księga Izajasza 43.10-13)

Odkryte we fragmencie myśli:

  • Bóg potwierdza wybór tego narodu: „Wy jesteście ci których wybrałem”.
  • Bóg określa cel tego wyboru: „abyście mogli poznać, uwierzyć, zrozumieć, że tylko Ja istnieję”.
  • Bóg mówi jak go mają sprawdzać: „To ja zapowiedziałem, wyzwoliłem, obwieściłem ... a Wy jesteście świadkami tego”.
  • Bóg określa się tu jako wszechmocny.

Zastosowanie

Warto patrzeć na historię Izraela.

#7. Obserwacje

  • Zostało 47 godzin 2003 roku i będzie rok 2004.
  • Każda godzina przybliża mnie do konieczności ponownego zadania sobie pytania o sens przejścia z kalendarza papierowego na elektronicznego iPAQ-a.
  • Każda godzina przybliża nas do końca świata.
  • Każda godzina zbliża nas do końca naszego pobytu na tej ziemi.

#8. Szczęśliwego Nowego Roku!


Kategorie: historia, _blog


Słowa kluczowe: historia, kalendarz, nowy rok


Komentarze: (5)

eutanazja-kaska, December 31, 2003 02:35 Skomentuj komentarz


Mimo wszystko Tobie równiez życzę SZCZĘSLIWEGO nowego roku, by był lepszy niż poprzeni.. i żebyś znalazł czas na przemyślenia.. ale nie "luźne" na takie w których zastanowisz się, nad tym, że Twoje słowa ranią innych..
Pozdrawiam ciepło..

khan-goor, December 30, 2003 13:35 Skomentuj komentarz


NAJLEPSZEGO!

w34 -> wings, December 30, 2003 12:01 Skomentuj komentarz


Widzisz - wydaje się, że jestem rok do tyłu :-)

Ale już to poprawiam, bo za rok może być jeszcze gorzej.

Elf :), December 30, 2003 08:38 Skomentuj komentarz


Dobrze, że mnie uświadomiłeś o tych liczbach...
Dobrze....

wings, December 30, 2003 08:16 Skomentuj komentarz


fajnie masz... bo ja odkładam na półkę kalendarz z roku 2003 r... Wszystkiego Dobrego w NOwym 2004 roku !!!
Skomentuj notkę

Disclaimers :-) bo w stopce coś wyglądającego mądrze można napisać. Wszystkie powyższe notatki są moim © wymysłem i jako takie związane są ze mną. Ale są też materiały obce, które tu przechowuję lub cytuje ze względu na ich dobrą jakość, na inspiracje, bądź ilustracje prezentowanego lub omawianego tematu. Jeżeli coś narusza czyjeś prawa - proszę o sygnał abym mógł czym prędzej naprawić błąd i naruszeń zaniechać.